cze 172020
 

W mieście, w którym się urodziłem, ale z którym niewiele mnie łączy, stoi wielki głaz z mosiężnymi inskrypcjami. Ustawiono go w miejscu, w którym dawniej stał barokowy kościół, zniszczony w czasie jednej z wojen. Nie pamiętam dokładnie kiedy. Głaz ten ustawiono niedawno, żeby upamiętnić człowieka, który w tym mieście dokonał żywota. A przeżył ów człowiek, bagatela, prawie dziewięćdziesiąt lat i jest chyba jedyną rozpoznawalną postacią, jeśli nie liczyć wyciągniętego z otchłani niepamięci Mariana Bernaciaka – Orlika, związaną z tym miastem. Komu poświęcono głaz ustawiony na skwerze w mieście Ryki, które nazwę swą zyskało ponieważ położone było na szlaku wołowym i tu właśnie dokonywano masowych rzezi tych zwierząt, zanim – upakowane w beczki – wywiezione zostały one szkutami wprost do Gdańska? Wisła wtedy płynęła innym korytem i znajdowała się bliżej miasta. Chodzi oczywiście o Stanisława Poniatowskiego, ojca ostatniego króla Polski, który w Rykach zmarł. Jest to człowiek, o którym mało się wspomina, albowiem grzebanie w jego życiorysie musiałoby rzucić inne światło na wypadki rozgrywające się w Polsce, w I połowie XVIII wieku. No i także na całą rodzinę Poniatowskich. Zwykle więc podaje się kilka faktów z tego życiorysu, nie komentując ich jakoś szczególnie i nie zagłębiając się w szczegóły. O tym, ze Stanisław Poniatowski był szwedzkim generałem, nie mówi się prawie w ogóle, bo nie pasuje to do podręcznikowej wersji historii i tych idiotyzmów opowiadanych o jego synu, którego nazywa się czasem królem Stasiem. Wspomina o tym wiki, ale jakoś tak półgębkiem. Ponieważ redaktorzy wiki, wszyscy jak jeden są durniami, puszczają czasem informacje, które rozbudzają wyobraźnię na tyle mocno, że nie sposób się uspokoić. Oto Stanisław Poniatowski – co dla wielu osób może być zaskakujące, bo przecież takie rzeczy nie mogły mieć miejsca – przebywał na dworze sułtana i tam – już po klęsce Karola XII, któremu był wierny do samego końca – obalił dwóch wezyrów, jednego po drugim. Była to duża dyplomatyczna sztuka, a my chcielibyśmy poczytać o szczegółach tej misji, ale nie ma gdzie. Stosując kategorie, do których przywykliśmy, można by napisać tak – jak to jest możliwe, że jakiś przybłęda, urodzony pod Tarnowem, któremu zdarzy się umrzeć w jakichś Rykach, obala dwóch wezyrów? Na dworze, przy którym stosuneczki panujące w kartelach narkotykowych, to przedszkole przed podwieczorkiem? To jest interesująca kwestia, nieprawdaż? Szwedzki generał, człowiek zgranego całkiem władcy, doprowadza do wojny Turcji z Rosją, wbrew wszystkim siłom czynnym w Stambule, które domagają się przede wszystkim pokoju. Kto tego człowieka inspirował i kto popierał? Jasne jest, że Paryż, ale kto jeszcze. I – co może ważniejsze – przeciwko komu? Stwierdzenie bowiem, że działał on przeciwko Rosji, jest tak samo prawdziwe jak to, że rewolucję październikową wywołał Lenin.

I – co jeszcze bardziej inspirujące – kiedy spojrzymy w przyszłość, musimy, chcąc nie chcąc wyrazić zdziwienie, że sprawy zakulisowe zmieniły się na tyle iż poplecznicy Turcji w Polsce – konfederaci barscy, płaceni przez Francuzów, będą ze wszystkich sił zwalczać jego syna. W imieniu, rzecz oczywista, świętej wiary katolickiej i Kościoła.

Przy trybie życia jaki prowadził – przez wiele lat w siodle, w polu, wśród niewygód żołnierskiego życia, albo w okolicznościach, w których narażony był na skrytobójstwo, dożył Stanisław wieku bardzo sędziwego. To niezwykłe.

O jego związkach z Familią piszą wszyscy, nie ma więc sensu tego powtarzać. Są ciekawsze kwestie, oto wczoraj pojawiła się tu informacja, że Stanisław August, podkreślał iż w jego żyłach płynie krew żydowska. Ja nie wiem skąd ta informacja pochodzi, ale wiem, że o przodkach ostatniego króla mówi się i mówiło dawniej bardzo oględnie i półgębkiem. Oto mamy w wiki takie zdanie, z przypisem w dodatku, które całkowicie demaskuje tych bałwanów redaktorów

Według niechętnej synowi, królowi Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, lecz niepozbawionej podstaw [styl do poprawy] opinii współczesnych Stanisław miał być w rzeczywistości nieślubnym synem hetmana wielkiego litewskiego Kazimierza Jana Sapiehy i pewnej Żydówki, a adoptował go Franciszek Poniatowski, żonaty z Heleną Niewiarowską

Co to znaczy – styl do poprawy? Styl jest w porządku, ale komuś się nie podoba zwrot „nie pozbawionej podstaw”. A skoro taki zwrot się pojawia, to gdzieś tak kwestia jest udokumentowana. Gdzie? Gdzie jest napisane, że Kazimierz Jan Sapiecha, hetman wielki litewski miał żydowską kochankę, a z nią dziecko, które podrzucił łowczemu podlaskiemu, Franciszkowi Poniatowskiemu?Dlaczego jemu akurat? Tego nie sposób dociec.

Dziwne jest to, że król chwali się swoim żydowskim pochodzeniem, a historycy nie potrafią wskazać momentu, w którym owa tajemnica przestaje obowiązywać. I udają, że wszystko jest w porządku.

Nie będziemy dalej śledzić losów, przeszłości i przyszłości członków rodziny Poniatowskich, a na pewno nie będziemy tego czynić dzisiaj. Pozostaniemy jednak w okolicy Ryk. Tak, jak pisałem ostatnio, kupiłem za niemałe pieniądze księgi referendarskie z czasów saskich i stanisławowskich. Zrobiłem to, między innymi po to, żeby sprawdzić jakie też sprawy toczyły się w sądach królewskich kiedy trwała wojna domowa pomiędzy Augustem II a Stanisławem Leszczyńskim. Okazało się, że żadne. Według tego wydania ksiąg, które mam na biurku, sąd referendarski nie działał w latach 1702 – 1713. Nie chce mi się trochę w to wierzyć, bo spory istniały, a kmiecie pozywali dzierżawców i domagali się od nich pozwoleń na warzenie piwa w domu, bez pytania dworu o zgodę. Jak zwykle w takich razach bywa, otworzyłem pierwszy tom czasów saskich na chybił trafił. Wypadło na początek roku 1713. Poprzednia wokanda dotyczyła roku 1702. Trafiłem więc w sam środek czarnej dziury i przeczytałem co następuje

Sprawa nr 160 z 6 kwietnia 1713. Między gromadą wsi Brzeziny w starostwie ryckim – powodem, a Franciszkiem Gozdzkim starościcem stężyckim z Zofią Stawską małżonkami, dzierżawcami tejże wsi – pozwanymi.

Wieś Brzeziny pozywa dzierżawcę i jego żonę. Tenże dzierżawca jest synem starosty stężyckiego, z tej Stężycy, gdzie 200 lat wcześniej był zjazd szlachty po ucieczce Walzjusza. Tej samej gdzie urządziliśmy pogadankę o relacjach moskiewsko- brytyjskich z Szymonem i Panterą.

O co idzie sprawa?

O nadmierne podatki, daniny, robociznę, stróżę, hibernę i ciemiężenie poddanych (ach co za ludzie z tych stężyckich urzędników! Dopisek mój)

Sąd zatwierdza akt komisarski w punktach: o 3 dniową robociznę z półranka tygodniowo (jeden dzień ponad opis lustracji) zaznaczając, że czyni to za wyrażoną poprzednim dzierżawcom zgodą gromady, zawarowaną późniejszym wychodzeniem i wcześniejszym schodzeniem z pańszczyzny, o czynsze i daniny ustalone według lustracji, zastrzegając na posługi dworskie 1 dzień miesięcznie od 4 kobiet bez wytrącania robocizny; stosownie do konstytucji koronnych o wybrańcach orzeka powinność z łanu wybranieckiego i sołeckiego; ustala podwody na dwie mile od dnia , dalsze z wytrąceniem tylu dni ile zabierze droga i stróżę nocną kolejną „bez dnia” a dzienną w tydzień na jednego lub okupywaną: zezwala na wolne robienie piwa na uroczystości rodzinne za opowiedzeniem się we dworze oraz reguluje inne, pomniejsze zarzuty.

Zanim sąd w ogóle się zebrał, na wieś przyjechała komisja, która sprawę odpowiednio naświetliła. Jeśli ktoś chce w tych okolicznościach mówić o bezprawiu dworu i urzędu wobec kmieci, powinien się trochę zastanowić. Nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, znany do dzisiejszego dnia, szczególny rys charakteru stężyckich urzędników.

Co zrobił sąd? Przyznał dworowi rację i podniósł wymiar pańszczyzny o jeden dzień. Jednak potwierdził przy tym prawa kmieci do późniejszego wychodzenia i wcześniejszego schodzenia z pańszczyzny. Ta zaś wynosiła dla mężczyzn pół ranka na tydzień. Nie wiem ile to jest pół ranka, ale zakładam, że od świtu do 10.00 (chyba). Jeśli idzie o kobiety z gromady Brzeziny, to miały one posługiwać w stężyckim dworze, w wymiarze jedna na tydzień. Starościc nie mógł wysyłać włościanina z podwodą dalej niż na dwie mile od dworu, a jeśli tak wypadło, to furman odliczał sobie wtedy ten czas od pańszczyzny i nocnego stróżowania. No i gromada Brzeziny mogła robić piwo na domowe uroczystości, jeśli zgłosiła ten fakt we dworze. Spory o piwo były istotne, bo zwykle to dwór robił piwo i sprzedawał wsi. Pocieszające jest to, że my także możemy dziś zrobić sobie w domu piwo na domowe uroczystości i nie musimy tego nigdzie zgłaszać. Nie muszą tego robić nawet mieszkańcy Stężycy i okolicznych gromad, w tym gromady Brzeziny.

Dlaczego ja akurat o tych Brzezinach piszę? Oto kiedy wyjeżdża się spod mojego domu, i skręca wprost w łąki, gdzie teraz jest droga, a kiedyś było gromadzkie pastwisko, dociera się do toru kolejowego prowadzącego na Łuków. Tam jest taki mostek, z którym związane są pewne drastyczne bardzo wypadki. Przemilczę je jednak tutaj. Jak miniemy mostek, możemy, po całkiem dobrej drodze jechać wprost w las, przez bardzo urokliwą w okresie wiosennym grabinę. Klimat tam panujący przypomina wszystkie ciężko aranżowane przez specjalistów scenografie leśne do filmów o elfach, skrzatach i krasnoludach.

Za tą grabiną jest wieś Krukówka. Obojętnie czy skręcimy w lewo, w piaszczystą drogę, czy pojedziemy prosto, trochę lepszym duktem, trafimy na stary, carski trakt, którym w roku 1863 oddział kozaków transportował złoto i asygnaty z Warszawy do twierdzy w Iwangorodzie. Te same, co je potem zrabował wraz ze swoim oddziałem Michał Heidenreich. Wyczyn ten znany jest jako bitwa pod Żyrzynem. No, ale do Żyrzyna z tamtego miejsca jest kawał drogi. Trakt carski jest całkiem przyzwoity i zawsze rosło wokół niego dużo grzybów. Kiedy skręcimy w lewo i dojedziemy do tak zwanych krzyżówek, musimy skierować się na prawo. Droga zejdzie trochę w dół, teren się obniży i z piaszczystego stanie się torfowy i wilgotny. Po lewej stronie będzie taki kawałek łąki z wierzbami i całkiem już zarośniętym bajorkiem, jakby wprost przygotowany pod malarski plener zatytułowany – Mazowiecka wieś na przestrzeni dziejów. Z prawej strony mogą wyskoczyć łosie, co się już nie raz zdarzało. Tam też jest łąka, ale pusta, otoczona z dwóch stroną gęstą olszyną. Potem droga znów zrobi się piaszczysta, żeby za chwilę znów zacząć opadać w dół. I wtedy na dole zobaczymy gromadę Brzeziny. Po lewej stronie będzie stary cmentarz i drewniany kościółek. Na tym cmentarzu nie byłem nigdy, ale ostatnio, jak tam przejeżdżałem widać było jakiś sporej wielkości grób udekorowany narodowymi barwami Węgier. To było niezwykłe, bo gromada Brzeziny to wzorcowe wręcz zadupie. No, ale ma swoją historię, do której ja też chcę dorzucić jakiś kawałek. Nie byłem na tym cmentarzu, ale wiem, że jest tam grób Mariana. On miał trochę na pieńku z moim stryjem o czym lepiej nie pisać. Marian umarł w Kletni, nieopodal Brzezin, w okolicznościach bardzo dramatycznych. Wcześniej mieszkał u nas, na Rycicach. No, ale zmienił otoczenie, wyprowadził się, a los i tak go tam znalazł. Nikt by się pewnie tym jego pochówkiem nie zajął ze stosowną starannością, a zwykła, ziemna mogiłka porosłaby trawą. No, ale moi dwaj koledzy, którzy Mariana dobrze znali, postanowili pewnego dnia, sami z siebie, świadomi tego, że nikt poza nimi roboty tej nie wykona, zbudować wokół tej mogiły taką podmurówkę, którą można od święta pobielić. I tak pamięć o Marianie przetrwa jeszcze trochę i nie zaginie całkiem. Podobnie jak o tym pozwoleniu na warzenie piwa z przeznaczeniem na domowe uroczystości. Za wcześniejszym opowiedzeniem się we dworze rzecz jasna.

Taka to sobie jest historia.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/miedzy-altransztadem-a-poltawa-stolica-apostolska-wobec-obsady-tronu-polskiego-w-latach-1706-1709/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-polskie-historie-tom-1/

  18 komentarzy do “Taka sobie historia”

  1. Poniatowski ojciec = Anglia?

    Poniatowski syn = Rosja?

  2. Grzybki na trakcie carskim do Żyrzyna. Już mi ślinka leci ☺

  3. Na tym cmentarzu nie byłem nigdy, ale ostatnio, jak tam przejeżdżałem widać było jakiś sporej wielkości grób udekorowany narodowymi barwami Węgier. 

    Nie wiesz czyj to był grób?

  4. Nie wiem, nie miałem czasu zajechać. Poza tym, jak wiesz różne ciekawostki, które są pod nosem, człowiek dostrzega na końcu

  5. Myślę, że można by wręcz sugerować przynależność do partii i koterii londyńskich.

  6. Ale jak chcesz to zajadę i sprawdzę „następną razą”

  7. Dobra. Ja tez popytam. Ciekawa sprawa.

  8. Coś się stało z SN, nie wiem dlaczego nie działa

  9. no to ja już nie wiem kto był ojcem króla SAP, ale powiem, że na Zamku Królewskim była wystawa portretów namalowanych przez Bacciarellego, no i był obraz przedstawiający ojca SAP (chyba siedzącego w saniach?) . Było obok obrazu info, że Stanisław Poniatowski ojciec króla SAP, przewiózł (rannego pod Połtawą) Króla Szwecji Karola XII przez swoje ziemie ratując w ten sposób życie króla szwedzkiego.

    Utkwiło mi w pamięci to określenie „przez swoje ziemie” i skojarzenie z wyprowadzką (130 lat później) „ze swoich ziem” – opisaną przez Kossak – Szczucką.

  10. Jak nie urok to przemarsz wojsk czyli RYKI

  11. Dziad z okolic Ryk pierwsza klasa, ja bym i dziś paru podobnych wskazał 🙂

  12. Ryki? 25 lat temu mój wysłużony Golf I eksplodował tam chmurą pary wodnej i glikolu z chłodnicy. Dzięki pomocy mieszkańców – as(s)istance? w 1995r? – auto zostało połatane i po 2 dniach mogłem ruszyć w dalsza drogę.

    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam:)

  13. Kiedyś to byli dziady intelektualne jak ten słynny:

    https://www.youtube.com/watch?v=UK9v0qS9ojM

    Dziś poziom spadł.

  14. Z czego słyną Ryki czyli Żyd i ojciec króla

  15. na SN pisze Pan, o swojej rozmowie z architektem Henrykiem Drzewieckim zajrzałam do wiki, bo kilku tych architektów znałam , no i tu się zdumiałam, bo wiki podaje Hercel Rosenbaum

  16. Pomyliłam osoby. Tak architekt to Henryk Drzewiecki a ten Rosenbaum to pisarz pisał pod pseudonimem Henryk Drzewiecki i zginął w czasie stalinowskich czystek (1937).

    Przepraszam za pomyłkę.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.