Rozpoczynają się dzisiaj i trwają do niedzieli. Stoimy na stoisku nr 33 pod koniec hali. Zaczynamy o 10.00 i handlujemy do 18.00. Dziś będzie tekst organizacyjny. I niech się nikt na ten tekst nie obraża, pracujemy już w tym systemie 15 lat i mam pewne spostrzeżenia w związku z jego funkcjonowaniem. Ponieważ impreza ma charakter targowy, a nie dyskusyjny, najpierw zajmujemy się handlem. Jeśli ktoś przychodzi sobie pogadać nie mam nic przeciwko temu, ale przedłużać tej rozmowy ponad wymagane zasady uprzejmości nie będę. Tym mniejszy mam do tego zapał im bardziej dyskutant wpatruje się we mnie próbując odgadnąć, czy na pewno aby jestem postacią autentyczną, czy może hologramem, czy też nasłanym szpiegiem, który mąci ludziom w głowach: żydowskim/rosyjskim/amerykańskim. Niepotrzebne skreślić. Podkreślam impreza ma charakter targowy. Pracujemy tam i zwykle pod koniec dnia jesteśmy już bardzo zmęczeni. W lutym skończę 56 lat, nie uprawiam sportów i nie mam dobrej kondycji, bardzo proszę wziąć ten fakt pod rozwagę.
Wszyscy, którzy zjawią się na naszym stoisku w celu zakupienia książki lub książek proszeni są o zabranie ze sobą gotówki na wszelki wypadek. Mamy co prawda terminal sumup, ale on nie zawsze działa i w zeszłym roku były wielkie kłopoty z łącznością. Proszę wziąć to pod rozwagę.
Chyba pierwszy raz zdarzyło się, że mamy w ofercie prawie same nowości. Czyli książki w większości nie starsze niż 6 miesięcy. Takich cudów nie było nigdy. Mam też resztki „Histerii starożytnych Greków”, które odebrałem z hurtowni. Alonso Contreras znów jest w ofercie, bo wstawiłem do sklepu tylko 200 egz. i one się bardzo szybko rozeszły. Mamy więcej.
Nie wiem, jak tam będzie z jedzeniem na targach, ale z tego co widziałem wczoraj przy rozładunku, nie ma żadnego cateringu. Na bankomaty też chyba za bardzo nie ma co liczyć. Jest w sumie 93 wystawców, co oznacza poprawę w stosunku do zeszłego roku, ale oznacza też, że jeszcze wiele brakuje do lat największej prosperity. Może się za parę lat te targi dźwigną. No chyba, że UE zablokuje całkowicie możliwość drukowania książek innych niż partyjne okólniki.
Z zagadnień praktycznych – mamy trochę torebek firmowych, ale to już końcówka. Weźmiemy też trochę torebek papierowych, ale lepiej, żeby każdy miał jakąś torebkę lub plecak przy sobie.
Oferta targowa jest mniej więcej ta sama co zawsze, co – przyznam – trochę mnie niepokoi. Jak co roku wręczane są nagrody i wyróżnienia, jak co roku jest gala, w której nie uczestniczę, albowiem zależy mi najbardziej na sprzedaży. Zaszczyty zaś związane z książką i jej promocją, są jak wiecie problematyczne.
Może słowo, w skrócie dlaczego tak jest. Rynek książki powinien znajdować się pod dyskretną opieką samorządów lub państwa, to znaczy, po pierwsze, że powinny być w Warszawie duże, nadające się do masowej dystrybucji książki hale, do których jest łatwy dojazd, Tam zaś powinny być stworzone okoliczności, w których każdy wydawca może zaprezentować się z jak najlepszej strony. Zaznaczę to raz jeszcze – dyskretną opieką. Tylko wtedy bowiem sława pisarzy będzie mogła mieć charakter autentyczny, a nie być fikcją wykreowaną przez jakieś wąskie środowiska.
A co mamy – Arkady Kubickiego, które są najlepszym miejscem do handlu książką, ale za małym. Organizatorzy robią co mogą, ale ich problem i nie tylko ich polega na tym, że książka traktowana jest jako narzędzie propagandy działającej ze skutkiem natychmiastowym. To jest myślenie absurdalne, którego efektem są nagrody wręczane osobom, nie mającym potem z tych nagród żadnych korzyści.
Książka jest też narzędziem walki ideologicznej. I, co pewnie niektórych zaskoczy, metodologicznej. Ten ostatni moment uznałbym za najważniejszy w procesie degradacji książki. Mamy bowiem w związku z nim nadprodukcję książek nie nadających się do czytania, za to bardzo profesjonalnych i omawiających tematy istotne z różnych punktów widzenia. Takie książki mogą funkcjonować, ale tylko wtedy kiedy autor jest przy nich stale obecny i wygłasza różne glossy i uzupełnienia. Tymczasem autorzy akademiccy w ogóle unikają takich targów, a jeśli już się nich pojawiają od razu chcą uciec. Ich miejsce zajmują za to autorzy książek paranaukowych, którym się zdaje, że poprzez sfingowanie metody zyskają popularność i pieniądze. I tak się, na krótką metę, dzieje. A to z kolei powoduje pokusę, by kreować tylko takich autorów. I czynią to wydawnictwa do niedawna uważane za poważne. Wydawcy pism rozrywkowych, tacy jak ja będą w tym systemie zawsze podejrzani, albowiem są za mało poważni i nie epatują „naukowością”, no i – co jeszcze gorsze – stale są obecni przy swoich książkach gotowi ich bronić słowem, nożem, kamieniem, a nawet zgniłym ziemniakiem, jeśli taki się znajdzie pod ręką.
Mamy więc taką oto systematykę handlową książek:
Książki dotowane, o charakterze naukowym, porzucone przez autorów
Książki dotowane o charakterze paranaukowym, aspirujące do tego, by być rozrywką, przy których lansują się autorzy.
Cała reszta.
My mieścimy się w kategorii „Cała reszta”. Na dziś to tyle, zapraszam serdecznie na targi.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.