Nasz sukces zawdzięczamy technikaliom. Rozumiem przez to całkiem nowe, nieznane w roku 2009 i latach późniejszych sposoby opowiadania historii, które budziły zdumienie, śmiech, a nierzadko politowanie. No, ale przyciągały czytelników. Nie na tyle dużo jednak by trwale odwrócić trendy na rynku. I to być może szczęśliwa okoliczność, bo gdybyśmy zrobili za duży zamach moglibyśmy się nie uchować. Niepotrzebnie zwrócilibyśmy na siebie uwagę. A tak większość gawędziarzy sprzedających swoje formaty na masową skalę uważa, że nie się co nami przejmować. Bo na odbiorcę działają stare sposoby.
One już niebawem przestaną działać, a poznajemy to po tym, że na Onecie ukazują się już gawędy o bohaterskich dziewczynach z GL, które likwidowały konfidentów, nie dając się jednocześnie przekabacić akowcom, którzy próbowali je przewerbować. Na rynek weszła właśnie biografia Jana Piwnika, która niczego nie wyjaśnia, ale wskazuje kierunek – demaskacje tak, ale w ograniczonym zakresie i koniecznie z podkreśleniem dylematów moralnych rozmaitej swołoczy. Wszystko podane w rzewnym i nieoczywistym sosie.
Nasi zaś do dziś nie potrafili zrobić hollywoodzkiego filmu o Pileckim, a i wydawanie porządnych książek szło im opornie. Jak to jest, pytam, możliwe, że wyszła ta biografia Piwnika, a nie ukazała się książka Piotra Gontarczyka o Jaruzelskim?
No nic, wracajmy do technikaliów i sukcesu. Jak w każdej dziedzinie tak i w tej, w której działamy, sukces opiera się na nowych, skutecznych rozwiązaniach, które akceptują ludzie. Większość jednak autorów upatruje ten sukces w powielaniu schematów wymyślonych za komuny z całkiem wrogą intencją, albo w schematach pożyczonych z zagranicy. I nawet jak któryś czasem pomyśli, że można inaczej odrzuci to zaraz, bo będzie się bał „reakcji rynku”. Tak, jakby miał na nią jakikolwiek wpływ. Przeważnie o tym, co będzie się sprzedawało decydują dystrybutorzy. Oni są także kierownikami formatów propagandowych, co powoduje, że mają silne ograniczenia. Ostatnio w sieci ukazała się informacja, że ktoś hejtuje stronę Tokarczukowej, ten cały festiwal Góry Literatury w Nowej Rudzie. Był to, moim zdaniem akt rozpaczy, próba zwrócenia uwagi na tę nędzę za pomocą granatu rzuconego w szambo. Tyle, że granat okazał się plastikowy. Nikt, żaden z czytelników nie wie czego chce, co by go zainteresowało i poruszyło. Ci, którzy takie rzeczy deklarują, są albo ambicjonerami domagającymi się uwagi za wszelką cenę i pragnącymi stać w otoczeniu najwybitniejszych autorów, albo w ogóle nie rozumieją o co chodzi. Technikalia zaś, o których piszę to także poszukiwanie sposobów dotarcia do czytelnika bezpośrednio. To autor musi przedstawić ofertę i w początkach naszej działalności taka oferta została tu przedstawiona. Potem była cały czas modyfikowana. Wielcy dystrybutorzy propagandy zaś, próbują dostosować czytelnika do oferty, są przekonani, że autorzy, których wystrugali z kartofla mają moc wychowywania tłumów. No, ale tamci, czyli postkomuna i jej dziedzice, przynajmniej wykazują się jakimś sprytem. Wymyślili choćby ten festiwal w nowej Rudzie, który promują teraz za pomocą prowokacji. Nasi to zupełne dno. Prezes ogłaszający, że cele nowego ruchu biało-czerwoni są wzniosłe i przez to trzeba wyskakiwać z kasy, to całkowite horrendum. O jakimś festiwalu literatury możemy w ogóle zapomnieć, bo miałoby to charakter jakieś zbiorowej onanii, na którą nikt nie chciałby patrzeć. Podejmowano zresztą takie próby, ale i tak zawsze chodziło o to, by wypromować tych samych, a potem rozejść się do domów w poczuciu bezradności. To zaś wskazuje na jedno – PiS i środowiska prawicowe nie mają oferty dla kolejnych pokoleń. I nie chcą jej mieć, bo ewentualne skonstruowanie tej oferty zmiotłoby z planszy dotychczasowych mistrzów pióra i żywego słowa, którzy kadzą otoczeniu prezesa. Książki Krasnodębskiego są już na allegro dostępne poniżej 10 zł za egzemplarz. To samo będzie z Legutką i innymi. Stary, zapożyczony od komunistów sposób opowiadania o Polsce i jej sprawach, poprzez moczarowskie kawałki o partyzantach, albo reporterskie ekscytacje a la Andrzej Szczypiorski już dawno nie działa, a klęska wyborcza jeszcze to podkreśli. A skoro tak, nie można się tego trzymać, bo polecimy w dół razem z tym całym zestawem, Bo na to się zanosi. Na początku rządów PiS Piotr Gliński zapowiadał powstanie wielkiego ośrodka produkcji filmowej. Publicznie to wyśmiałem, jak również wszystkie propozycje dotyczące filmów tak zwanych hollywodzkich, które miały być kręcone w czasach rządów PiS. Nic takiego nie nastąpiło. I nigdy nie nastąpi, no chyba, że postkomuna wyłoży kasę na produkcję filmu o bohaterskich partyzantach Gwardii Ludowej. Co może się stać wcale łatwo. Nikt uporczywie nie chce po tak zwanej naszej stronie zrozumieć, że sprawy są poważne i nie chodzi tu o lans kilku osób ze środowiska, które działają i markują skuteczność tylko dlatego, ze są solidnie dofinansowane. Same z siebie nie mogą nic i nie znaczą nic. Chodzi o zmianę sposobu myślenia. To zaś wymaga planu, inwestycji i ludzi, tego wszystkiego PiS nie posiada. O ludziach to w ogóle szkoda gadać, plan który był wdrażany okazał się kulawy, a winę za jego okulawienie zrzuca się na wyborców. Co do inwestycji mamy tę samą sytuację – żeby ratować co się da potrzebne są zrzutki.
Żeby zwrócić na siebie uwagę nie można przemawiać do ludzi z fałszywą intencją, to po pierwsze, a w ostatnim czasie wszyscy działacze PiS, z wyjątkiem może Beaty Szydło, to właśnie czynią. I dziwią się jeszcze, że zostali zdemaskowani, że nie budzą entuzjazmu, zaufania i ludzie nie chcą na nich patrzeć. Nie chcą, bo uważają ich za nieudaczników i oszustów. I to bez względu na to ile lajków, subów i pochwał zbiera Telewizja Republika. Proces ten pogłębiając się stale doprowadzi w końcu do trwałego sojuszu pisowskich propagandystów z postkomunistami. Bo okaże się, że mówią oni tym samym językiem, którego nikt oczywiście nie chce słuchać, ale to nie ma znaczenia, bo dystrybucja będzie przejęta. Zacznie się więc kolejna odsłona wesołego oberka połączonego z roszczeniami i pretensjami do widzów, czytelników i wyborców. A być może powstanie także wówczas film o Pileckim, który – wyraźnie to zostanie pokazane – o mało nie został komunistą, bo zakochał się w tej Wandzie z Gwardii Ludowej, ale jakiś bezkompromisowy ksiądz pedofil zagroził mu piekłem i popchnął w kierunku decyzji i postaw nieodpowiedzialnych.
Powiem tak – niech robią co chcą, my mamy inne projekty i musimy je realizować, żeby przeżyć. Mozolimy się też z codziennością i sprawami bardzo konkretnymi, których rozwiązanie nie jest łatwe. Tak, jak codziennie apeluję do wszystkich mających wolę i chęć pomocy, by wsparli moją zrzutkę. Zbieram pieniądze na lokal dla Saszy i jego córki Ani, sytuacja nie jest łatwa, bo muszę coś konkretnego zebrać do końca lipca. Sasza zaś jest naszym reżyserem, dzięki któremu pojawiają się nagrania i pomaga w różnych sprawach biurowo wydawniczych. Bez niego bym sobie już nie poradził. Nie tylko dlatego, że robię się coraz starszy, ale zwyczajnie z tego powodu, że obowiązków przybywa, a ten rok jest zupełnie wariacki, zamiast pisać książki, zajmuję się technikaliami właśnie, które są oczywiście ważne, ale najchętniej zwaliłbym je na kogoś innego. Dlatego bardzo proszę – jeśli możecie – pomóżcie. Tym, którzy już pomogli składam wielkie podziękowania. Link do zrzutki jest tutaj
Link do zrzutki jest tutaj
https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification
Dzień dobry. Cóż, cała ta „nasza strona” kojarzy mi się bardzo z tak zwaną niewolą babilońską, gdzie ucisk był taki, że starsi mogli sobie ołóweczki zatemperować i ten pięcioksiąg spisać. Ciekawe na czym? Papirus, pergamin? Bo chyba nie gliniane tabliczki. Normalnie – bida z nędzą. Jak ten wczorajszy Shylock… (nie mogłem sobie odmówić i obejrzałem znowu wczoraj). Gdyby ludzie ci rzeczywiście mieli coś wspólnego z „nami” – to nie postałaby im w głowach myśl o przedkładaniu własnych doraźnych interesików nad dobro Rzeczypospolitej. Owszem, to dość pompatyczne i demagogiczne, ale póki co – po tym się poznajemy. Z tym że ważna jest i treść i forma. Przeto – niełatwo się podszyć. No i „starsi” – czyli już ja w zasadzie – raczej takich fałszywych proroków rozpoznają. A wiedzą już jak głupia jest maksyma; „komuś trzeba wierzyć”. Wiara dobra jest w kościele.
Ja ciągle słyszałem, że nie mogę degradować wszystkich bohaterów…
Problem to nie brak planu, inwestycji i ludzi, gdyż dwie ostatnie akurat PiS ma. A plan to można mieć wtedy, gdy wiadomo jaki jest cel. Fakty są takie, że społeczeństwo jednoznacznie opowiedziało się w dużej części nie tylko przeciwko PiS i jego polityce, ale przede wszystkim przeciwko – mówiąc górnolotnie – paradygmatom metapolitycznym reprezentowanym przez tę partię i środowiska do niej zbliżone. W takiej sytuacji żaden artysta nic nie wymyśli, stworzenie dzieła sztuki wymaga celu, który zamawiający dzieło ustala. A jak zamawiający nie wie, do czego dąży to brakuje fundamentu i wszystko sypie się jak domek z kart. Upraszczając: to nie brak kompetencji tylko potężny kryzys tożsamości politycznej na całej polskiej „prawej” scenie politycznej.
Niech pan nie plecie głupstw dobrze. O jakiej tożsamości pan mówi, tej reprezentowanej przez Martyniuka czy film o dziwkach patriotkach? Może mi pan wymienić ludzi w PiS zdolnych do zrobienia czegokolwiek poza zajęciem fotela europosła?
Ludzie?
To chyba Manowska.
Chociaż nie, ona nie zna się nawet na kalendarzu, próbowała skołować 400 tysiecy ale już po wyborach.
Rzeczywiście, z ludźmi jest problem.
O tożsamości pewnej części środowiska politycznego i jego samoidentyfikacji na scenie politycznej. Ostatnie wybory pokazały, że polskie społeczeństwo odrzuca całą tzw. prawicę en masse: większość tutejszych mając do wyboru być „Europejczykami” lub „Polakami” wybrała to pierwsze. Tym samym doszło do sytuacji, w której podstawowe założenie tutejszego konserwatyzmu (czy to PiS-owskiego, czy to „endeckiego” w wydaniu Konfederacji czy „Legutokowo-Krakówkowo-Nowakowego”) upadło, ponieważ konserwatyzm w Polsce zawsze w jakiś sposób bazował na triadzie: Kościół/tradycyjne wartości-Naród-Państwo (oczywiście różne ugrupowania prawicowe rozkładały akcenty na różne sposoby, ale to był wspólny fundament) i to zostało przez większość społeczeństwa odrzucone w wyborach parlamentarnych (z jakich przyczyn, to inna kwestia). Odnośnie ludzi zdolnych w PiS coś zrobić, to żeby daleko nie szukać: Mateusz Morawiecki, Mariusz Błaszczak, Piot Gliński (inna kwestia jest taka, że pytanie było o skuteczność, a nie o to, czy to, co oni robili było słuszne). A odnośnie Martyniuka (chyba chodzi o słynnego „Zenka”, a nie o Wacława, dawnego posła SLD), to chyba pieniądze, które zarobił (zanim go wylansowała telewizja) przez 20 lat śpiewania DicoPolo same się tłumaczą. Oczywiście ten kryzys zaczął się wcześniej (mniej więcej gdy Beatę Szydło zastąpił Mateusz Morawiecki), wtedy nastąpił skręt w politykę socjalną i gospodarczą. Oczywiście była to świadoma decyzja Jarosława Kaczyskiego. Być może kiedyś – niczym Churchill – napisze jakieś pamiętniki i dowiemy się dlaczego to zrobił. Jeżeli Pan Coryllus uważa, że sama eliminacja partactwa, kolesiostwa i kulturowego Januszexa rozwiąże problem, to niech przytoczy jakieś dodatkowe argumenty.
Pewnie panowie mają rację. W tym PiS nie ma nikogo co coś potrafi… Moją ulubienicą jest obecnie ministra z PO. Wybitna polonistka, znawczyni finansów a obecnie ministra zdrowia pani Leszczyna. Mam nadzieję, że przekonam panów do tej wybitnej ekspertki. Obyśmy wszyscy zdrowi byli.
Polskie społeczeństwo odrzuca ludzi, którzy nie traktują go poważnie, to wszsystko
Nie interesuje nas Leszczyna bo na nią nie stawiamy. Jeśli zaś na kogoś stawiamy, a ten ktoś zachowuje się jak nadpobudliwy debil, to wyrażamy swoje niezadowolenie
Jestem najwyraźniej mało spostrzegawcza, bo nadpobudliwych debili widzę gdzie indziej. Góra trwa.
Tak rzeczywiście jest, bo nikt nie lubi jak się go traktuje protekcjonalnie. Stąd, nawet gdyby PiS (lub szerzej: prawica) miałaby wybitnych marketingowców, reżyserów itp. specjalistów od kultury to nic by to nie pomogło. Tutaj za przykład może posłużyć USA, gdzie marketingowcy republikanów wymyślili tzw. „Red Pill”. Oni mieli nie takie możliwości finansowe i dystrybucji oraz fachowców jak tutejsi, ale walec, który miał rozwałkować tzw. liberalne lewactwo szybko się wywrócił i został sprowadzony do poziomu popularności mniej więcej takiej tutejszej „Konfy”. To bardzo pouczający przykład dla całej polskiej prawicy.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.