Postanowiłem umieścić tu dziś notkę porządkującą różne kwestie organizacyjne. Termin konferencji w Tłokini zbliża się wielkimi krokami, a ja uświadomiłem sobie, że tak naprawdę problemem nie będzie pierwsza konferencja, ale druga. Zaplanowałem ją na początek marca, a jeszcze nie zdecydowałem w jakim regionie się ona odbędzie. W grę wchodzi Śląsk i Małopolska. Chciałbym też, żeby konferencje, w miarę możliwości odbywały się w obiektach, które dla mnie samego będą nieznane lub znane mało. Bo i po co mam jeździć dwa razy do tych samych miejsc. Druga konferencja będzie prawdziwą próbą, albowiem ci, którzy przyjadą na pierwszą ocenią całe wydarzenie i wydadzą mu certyfikat wiarygodności i atrakcyjności. Ja tu się nie dopominam o żadną taryfę ulgową, bo chodzi o to przecież, żeby czytelnicy i animatorzy środowiska, w którym się wszyscy znajdujemy odnieśli z tych eventów jakieś korzyści. Żeby posłuchali ciekawych wykładów, żeby mogli porozmawiać z prelegentami, a także ze sobą i wyjechać ze świadomością, że uczestniczyli w czymś niezwykłym. Dla mnie zaś wszelka niezwykłość zaczyna się od niezwykłych okoliczności. Stąd pomysł, by konferencje odbywały się w pałacach i zamkach, których na mapie Polski przybywa, mam na myśli obiekty restaurowane i wznoszone na nowo. Bardzo bym chciał, żeby konferencje odbywały się co kwartał. Kiedy jednak myślę o tym dziś, przed świętem Wszystkich Świętych, przed rozładunkiem wielkiego nakładu, przed kolejnym wyjazdem, zastanawiam się jak to wytrzymam. Ja nie jestem taki mocny jak valser, ale jakoś spróbuję sobie poradzić. Sprawy mają się tak bowiem, że w listopadzie mam po kolei dwie imprezy targowe – pierwsza w Łodzi, druga w Warszawie. Potem, w kolejny weekend jest Tłokinia, a w następny mam wykład w Akademii Wnet. No i od razu trzeba się będzie szykować do kolejnej konferencji. A w międzyczasie jeszcze Święta Bożego Narodzenia. I gdzieś trzeba znaleźć czas na pisanie książek. Ja wiem, że najłatwiej doradzić komuś – zrób dwie konferencje w roku i wystarczy. Do jest dobra rada, ale za dziesięć lat. Uważam bowiem, że rację ma valser, mówiąc, że trzeba przyspieszać póki jest siła, bo potem człowiek usiądzie na tyłku, niespodziewanie dla siebie samego i już się nie podniesie. Kwartalny system jest też narzucony przez plany jakie poczyniłem w tym roku i w latach poprzednich. Jest za dużo książek do wydania, byśmy mogli poprzestać jedynie na dystrybucji internetowej czy targowej. Jeśli idzie bowiem o księgarnie i sklepy, już dawno je sobie odpuściłem. To jest sprzedażowa fikcja. Ci, którzy chcą kupić ode mnie książki, kupują je po prostu, a ci, którzy próbują negocjować rabaty na zakup trzech egzemplarzy, niczego u mnie nie kupią. Bardzo przepraszam, ale trzeba stanąć w prawdzie i zmierzyć się z realiami. Na rynku książki dotyczy to głównie tak zwanych księgarzy z doświadczeniem, którzy od wielu lat, powtarzając te same czynności, z każdym rokiem coraz mniej skuteczne, uważają, że handlują książkami i jeszcze się na tym znają. Dziś, w dobie masowej i sieciowej dystrybucji formatów, bo nie książek przecież, żadne sprzedażowe doświadczenia z lat poprzednich się nie liczą. Liczy się za to odwaga i samodzielność. Dobrze by było, żeby każdy to zauważył – nie sprzedaje się dziś książek, ale formaty. Dobrze zrelacjonował mi to Pan Waldemar, który był na targach książki w Krakowie. Jest x tytułów w jednym segmencie, różniących się nie treścią, ale nazwiskiem autora i x tytułów w kolejnym, które różnią się tym samym. Do tego krytyka, która ma stwarzać wrażenie, że to wszystko są dzieła indywidualistów i geniuszy, a wszystko po to, by ułatwić sprzedaż sieciową. Wszystko po to, by łatwiej przepychać te tony śmiecia, z hurtowni do blokowisk. Innej funkcji poza zachowaniem drożności sieciowego kanału dystrybucji dla najprostszej propagandy to nie ma. I takie ma pozostać. My zaś nie zajmujemy się tłoczeniem propagandy i nie upatrujemy sukcesu w sprzedaży masowej, musimy więc dostosować sposób dystrybucji naszych druków do tych okoliczności i po to właśnie są konferencje, a także – w mniejszym coraz bardziej stopniu – targi.
Wróćmy do oceny konferencji przez uczestników. Musi być ona surowa i realna, bo tylko wtedy konferencje mają sens. Chodzi o to, by wszyscy odnaleźli się we właściwych dla siebie, ale póki co niedoprecyzowanych jeszcze funkcjach i – jeśli uznają to za właściwe – promowali konferencje, lub je unieważnili, jeśli okażą się dla uczestników nieatrakcyjne i po prostu słabe. Nie możemy promować słabości i nie możemy promować niczego za pomocą kokieterii. To jest zła droga.
Ponieważ ja mam jakieś tam, nie za duże, ale jednak, doświadczenie jeśli idzie o występy publiczne, wiem jakie niebezpieczeństwa czyhają w czasie takich występów na prelegenta i uczestników, chciałbym się teraz do tych swoich doświadczeń odnieść. Proszę Państwa, nie może być tak, jak to bywa czasem na moich spotkaniach autorskich, że uczestnicy przerywają prelegentowi i zadają pytania od razu. Ja skróciłem dystans pomiędzy czytelnikiem a autorem i ma to swoje dobre i złe strony. Nasi wykładowcy jednak przyzwyczajeni są do innych standardów. Bardzo więc proszę o to, by czas na wykład był rzeczywiście nań spożytkowany, a pytania niech zostaną na koniec. Tak się składa, że większość osób, które będą na pierwszej konferencji jest przeze mnie rozpoznawalna. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy całkowicie zabezpieczeni przed różnymi ekscesami. Musimy dmuchać na zimne, mam bowiem kilka ponurych doświadczeń jeśli idzie o próby rozbicia imprez masowych przez osoby nasłane. To jest dość kłopotliwe, choć łatwe do rozwiązania. Musimy się po prostu, na wszelki wypadek liczyć z tym, że coś takiego może nastąpić. Przypominam, że tylko do 5 listopada można wpłacać pieniądze za udział w konferencji. Szczegóły w zakładce Latający Uniwersytet Leszczynowy – na górze strony.
Jeśli idzie o uwagi dotyczące konferencji to na razie wszystko, jeśli coś jeszcze mi się przypomni natychmiast o tym napiszę, dlatego, że konferencja jest tuż za rogiem, a potem – mam nadzieję – od razu następna.
Dziś przyjeżdżają nakłady, nie mam nikogo do pomocy w rozładunku, więc trochę czasu mi to zajmie. W sklepie znajdą się dziś trzy nowe książki – Baśń jak niedźwiedź. Socjalizm i śmierć tom II, Autobiografia Ignacego Mościckiego i nowy zbiór artykułów wydanych przez centrum edukacji im. biskupa Sołtyka – Piłsudski i sanacja – błędy i zbrodnie.
Zapraszam do sklepu – www.basnjakniedzwiedz.pl
oraz na stronę www.prawygornyrog.pl
Gospodarz kombinuje jak rumunska gimnastyczka, zeby wszystko dopiac i zeby funkcjonowalo jak nalezy i za to nalezy Mu sie podziekowanie, bo my z tego korzystamy.
W Polsce przybywa zamkow i pomyslalem sobie o tym nowym zamku nad jeziorem na skraju Puszczy Noteckiej, ktory jest widziany tylko przez satelity, z ziemi niewidoczny, ale mowiac powaznie mialbym dwa skromne spostrzezenia:
– o niezwyklosci spotkania decyduje rowniez region, okolica, krajobraz, genius loci, nie tylko sam obiekt (cieszy fakt powstania licznych prywatnych obiektow do organizacji wydarzen), wiec wybor jest szeroki,
– mozna pomyslec o oprawie muzycznej, zeby nie bylo jakichs murzynskich lubudubu albo Michaela Jacksona; np. wynajac na chalturke jakis kwartecik z filharmonii; z drugiej strony muzyka nie moze byc zbyt romantyczna ani melancholiczna, bo jak zagraja dobrze trio Schuberta op. 100 z filmu Barry Lyndon, to panie sie poplacza i nie zapamietaja nic z wykladow, a przeciez nie ma nic bardziej rozczulajacego, niz atrakcyjne kobiety z namietnoscia do nauk wszelakich i garnace sie z pasja do wiedzy.
Urlop wziąłem, opłatę za Konferencję złożyłem, bilet kupiłem (od Narodowego Przewoźnika). Zarezerwowałem hotel w Kaliszu (chciałem w Domu Pielgrzyma, ale intersujący mnie pokój był już zajęty). Przylatuję zza Oceanu, bo uważam że dzieje się rzecz ważna i ciekawa. O Coryllusie dowiedziałem się od znajomego stolarza, który jako że jego ojciec ani dnia nie przepracował na etacie i on robi tak samo, choć z różnym powodzeniem, to również bardzo alergicznie reaguje na wszelki socjalizm. Nie dam rady co kwartał, pewnie będę żałował. Ale przynajmniej na tę pierwszą konferencję chcę się załapać.
Na paru konferencjach w życiu byłem, na kilku występowałem, jedną organizowałem. Sześciu prelegentów w osiem godzin z obiadem i przerwami to jest jednak wyzwanie. Dyscyplina czasowa być musi po stronie prelegentów, słuchaczy (zwłaszcza dyskutantów) i, co tu ukrywać, organizatorów.
Można spróbować takiego planu (przy założeniu wykładów jednogodzinnych) – osoby o bardziej wrażliwych pośladach zachęca się do zabrania poduchy łagodzącej konferencyjne odleżyny – w końcu ma być intensywnie – sposób z poduchą mam wypróbowany już dawno:
09:00 Rejestracja, kawa, ciastka (zamiast przerwy kawowej, kto chce niech bierze kawę na salę ze sobą i popija żeby nie zasnąć, ew. w trakcie może podejść dyskretnie na tył sali)
SESJA 1
09:30 Zagajenie
09:45 Wykład 1
10:45 Wykład 2
11:45 Wykład 3
Czas na oddanie kartek z pytaniami Organizatorom i przejście na posiłek
13:00 Obiad
SESJA 2
Kawa z tyłu sali
14:30 Odpowiedzi Prelegentów na pytania kartkowe z Sesji 1. Przy małej ilości pytań program się przyspiesza
15:00 Wykład 4
16:00 Wykład 5
17:00 Wykład 6
18:00 Dyskusja z mikrofonami na sali, czas na zadanie pytania do 1 min. Czas odpowiedzi do 5 min. Sygnał minięcia czasu mocny i zdecydowany.
Podsumowując: Po pierwszej sesji pytania kartkowe, po drugiej – debata ogólna ale na z góry ustalonych zasadach. Zachęca się dyskutantów, również przy mikrofonie, do zapisania swojego pytania na kartce i odczytania go. Zadając pytanie dobrze się krótko przedstawić – Imię, Nazwisko, Miasto albo Instytucja z którą się ktoś utożsamia. Unika się przez to: strat czasu na namysły, poszukiwanie odpowiedniego słownictwa, poszukiwanie treści, czy wreszcie osobistych występów i koncertów. Trudno, skoro ma być jakość to muszą być też reguły gry. Włącznie z wylotem skrytonagrywaczy za modreczkę i o bruczek… Życzę nam wszystkim powodzenia.
Nic tak nie rozgrzewa sali, jak dobry Witz, natomiast nie przesadzal bym z ciastkami, ciastami i slodyczami. Lekarze fizjologowie jednoznacznie twierdza, ze cukier powoduje sennosc. Najtrudniej jest sie rozkrecic po przerwie obiadowej, jesli posilek byl zbyt obfity.
Mózg pracuje na cukrze. Kofeina tym bardziej się przyda. Bez kawy nie ma konferencji.
Prywatnie uwazam, ze tluszcze sa wazniejsze (byl taki film na ten temat „Olej Lorenza”). Nie wiem, czy gliceryna jest tluszczem, ale mozg geniuszy pracuje na nitroglicerynie, a nie na glukozie. Typowy „polski stol” zawalony ciastami i slodyczami jest nie do przyjecia na konferencjach, ale nie wypada grymasic i zje sie wszystko, co postawia na stole. Kawa moze byc, szczegolnie dla aromatu, dlatego lepszy jest express od termosow.
Robi wrażenie przyjazd!!
Ale nie co kwartał!
Skąd się chłopie wziąłeś, ja pitole, za dużo cukru zjadłeś i nudny jesteś.
A woda do picia stołowa czy mineralna magnezowo wapniowa czy siarczkowa ?
Obstawiam siarczkową, i wodór na zagrychę.
Piękne :)))!
Poczytaj sobie Pan o diecie polskiego lekarza Jana Kwaśniewskiego. Tłuszcze Panie, ale w proporcji, inaczej(z dużą ilością węglowodanów) mogą zaszkodzić, dlatego się je tak ruguje z naszych stołów.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.