Czytam w zasadzie wszystko co jest dostępne w sieci na temat Tomasza Mackiewicza, czytam o reakcjach ludzi na jego wyczyn i myślę, że ja, jako autor i człowiek, nie mam właściwie szans na zaistnienie w tym dziwnym świecie. To znaczy, że nigdy nie wyjdę z niszy, w której się znajduję. Zacznę może od ludzi o Mackiewiczu piszących. Od wczoraj na zaginionym lansuje się Matka Kurka. Gdyby może on siedział cicho nie napisałbym na temat Mackiewicza ani słowa. No, ale Wielgucki dał głos w swoim, tak dobrze znanym stylu. Napisał, że Mackiewicz uciekał w góry przed alimentami, że był heroinistą i takie tam, różne…Polemiści natychmiast się odezwali zaczynając swoje filipiki od słów „prawicowy bloger obraził Mackiewicza”. Zacznijmy więc od dementi. Wielgucki nie jest żadnym prawicowym blogerem, to jest eksperyment cybernetyczny, który ma udowodnić, że Polacy, szczególnie ci deklarujący przywiązanie do wartości tradycyjnych to masa ciemnych chamów, bez krzty empatii, które nie rozumieją niczego. Innych funkcji Wielgucki nie ma. Jego postawa, styl i sposób komunikowania się z otoczeniem to preparaty rozpuszczane w materii przeznaczonej do badania. Najciekawsze i najgorsze z mojego punktu widzenia jest to, że ma ów dziwny człowiek wielu przekonanych zwolenników. Ja już od dawna nie pisałem nic na jego temat, no, ale teraz czynię od tej reguły wyjątek. Wielgucki, jak pamiętamy poszedł na świętą wojnę z Owsiakiem, wielu ludzi wierzy, że on sam jeden pokonał złego smoka Owsiaka i teraz nie musimy już go znosić każdego roku w styczniu, już Owsiak nie zjada dziewic, bo dzielny Wielgucki go zabił. I wyobraźcie sobie, że ludziom wyznającym ten pogląd w żaden sposób nie przeszkadza ani fakt, że Wielgucki musiał Owsiaka przepraszać z nakazu sądowego, ani nawet to, że po ulicach ciągle chodzą wolontariusze WOŚP, a Juras pokazuje się w telewizji w najlepszym humorze. To jest bez znaczenia. Matka Kurka bowiem urasta dla nich do rangi pewnego symbolu. I nie da się tym biedakom wytłumaczyć, że Wielgucki służy do tego, by oni – jako grupa, albo co się tu będziemy ochrzaniać – jako target – byli łatwiej dostępni dla mediów. Po co mają być dostępni? Żeby ich kopać po tyłkach i w ten sposób jeszcze bardziej integrować ten target i jeszcze silniej go wyodrębniać. No i pokazywać jako negatywny wzór, którego nie wolno naśladować, ale także jako sprzedażowy target dla książek i filmów produkowanych specjalnie dla nich i pod ich preferencje. Społeczeństwo bowiem musi być podzielone na dobrych – rozumiejących postawę Mackiewicza i złych – co są zwolennikami Wielguckiego. Tych drugich ma być mniej i muszą być od razu napiętnowani, żeby się dobrzy czasem nie pomylili i do nich nie przystali.
Czy ja rozumiem postawę Tomasza Mackiewicza? Nie. Słuchając zaś tych wszystkich mędrców od wspinaczki o oglądając ich chmurne twarze, pełne zadumy przypomina mi się pewna książeczka, której nigdy nie przeczytałem. Jej tytuł brzmiał „Gelsomino w kraju kłamczuchów”. Kupiła mi ją kiedyś matka, a ja wielokrotnie próbowałem ją przeczytać, zawsze z tym samym skutkiem – nie przebrnąłem przez pierwszą stronę. To samo mam dziś, kiedy słucham opowieści himalaistów, ludzi, którzy napędzają potężny biznes, pochłaniający co roku coraz więcej ofiar i oferujący coś, co w rzeczywistości nie istnieje na tych osławionych wysokościach – przygodę. Tam nie ma żadnej przygody, bo ta możliwa jest tylko wtedy kiedy istnieją jakieś relacje z drugim człowiekiem, relacje jeśli nie serdeczne to przynajmniej poprawne. Ja zaś dziś z rana przeczytałem, że Mackiewicz w dzień wylotu zgubił swój telefon satelitarny. W góry pojechali więc z jednym telefonem, z którego Mackiewicz mógł korzystać tylko grzecznościowo. Przeczytałem to i zamarłem. Był to fragment wywiadu z jego siostrą. To ona użyła tego zwrotu – grzecznościowo. A jakby pani Elisabeth zaklinowała się w jakiejś dziurze, to czy Mackiewicz powinien ją stamtąd wyciągać grzecznościowo czy może na jakiejś innej, nieznanej tu na dole zasadzie? Nie wiem jak oni się tam układają jeśli idzie o wędrówkę w te góry, ale nie jestem w stanie tego zrozumieć, tak jak nie jestem w stanie zrozumieć relacji rodzinnych pana Mackiewicza. Bardzo przepraszam. W tym wywiadzie z siostrą napisane jest, że jeśli on chciał jechać w góry, to po prostu oznajmiał to wszystkim i jechał, nie oglądając się na nic. Fantastyczny gość, ja nie mogę zabrać się za pisanie książki od dłuższego czasu, bo ciągle mam coś do zrobienia ponadto, co przecież jest moim najważniejszym tu zadaniem, a on po prostu oznajmiał, że jedzie i już. I wiecie co jeszcze Wam powiem – wszyscy go rozumieli, bo to naprawdę niezwykły człowiek i miał po prostu taką pasję. Szczerze podziwiam takich ludzi. Naprawdę. Może dlatego, że ja zawsze musiałem ukrywać swoje pasje i tracić wiele czasu na tłumaczenie się z nich. Gdyby moja córka powiedziała – tato, zostaw to swoje pisanie i choć ze mną na spacer, na pewno bym poszedł. Gdyby powiedziała – tato, nie jedź w góry, nie pojechałbym. Ja zresztą nie lubię gór, ani mrozu, ani wiatru, a więc takie wybory mi nie grożą. Nie jestem w stanie jednak zrozumieć jednego – jak można tolerować sytuację, w której jakiś pan, ojciec dwóch rodzin, jak zrozumiałem, pozostający bez pracy, zamiast się za tą pracą rozejrzeć, mówi – jadę w góry. Wcześniej zaś oznajmia, że nie może pracować, bo się dusi. O matko, ile razy ja się dusiłem, ale jednak nie rezygnowałem, ilu jest takich ludzi, którzy duszą się codziennie, ale nie rezygnują, nie jadą w góry, nie pracują na wysokościach, żeby poczuć ten zew wolności. Czy to nie są niesamowici ludzie? I nie chodzi tu doprawdy tylko o mężczyzn, bo oni – przynajmniej ci wyczynowcy – przyzwyczaili się już do tego, że słońce świeci tylko na ich tyłek, a to nie prawda. Świeci także na inne tyłki, w tym kobiece. Bo dziewczyny też są heroiczne, przeważnie bardziej niż faceci. Ktoś powie – no tak, przecież one też chodzą w góry. Nie wiem jak Wam to napisać, ale jakoś nie mogę się przekonać do wyczynu Elisabeth Revol, nie jestem w stanie uwierzyć, że ktoś lezie tak wysoko po to tylko, by ryzykować odmrożenia, a potem opowiadać mediom o emocjach, które towarzyszą wspinaczce…Moim zdaniem taka postawa świadczy tylko o tym, że osoby szukające takich przeżyć mają całkowicie zdewastowane emocje. Być może poprzez nadużywanie różnych niedozwolonych substancji, być może przez coś innego, nie mam pojęcia. Nie jest to ważne. Nie podoba mi się ton w jakim pisze się o Mackiewiczu i nie chodzi w tym momencie o Wielguckiego. Nie podoba mi się, że media w Polsce, mimowolnie jak mniemam, podnosząc heroizm Mackiewicza i Revol napędzają ten biznes. To nie są żadne wyczyny, podobnie jak nie jest promocją naszego kraju program zimowych wspinaczek na ośmiotysięczniki. To jest promocja produktów w określonych targetach etnicznych, w najlepszym razie niwelacja jakichś deficytów psychicznych i emocjonalnych. Być może też chodzi o jakieś, niejawne programy badań nad zachowaniem organizmu w warunkach ekstremalnych. Na pewno nie chodzi tam o przygodę, o piękno i o zmierzenie się z naturą. Jak ktoś chce się zmierzyć z naturą, niech chwyci łopatę i przekopie hektar łąki. Zobaczy wtedy jak mały jest człowiek wobec potęgi natury.
Wczoraj wróciłem do pracy nad Baśnią, tak więc będę się udzielał jeszcze mniej niż do tej pory. Widzę jednak, że uaktywnili się inni autorzy i to dobrze rokuje. Do kwietnia muszę skończyć obydwa tomy Baśni socjalistycznej i zabrać się za Sacco. Nie ma wyjścia. To nie jest wyprawa w wysokie góry, to są poważne sprawy. Chodzi o promocje treści naprawdę unikalnych.
Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”.
Te skrajne postacie himalaizmu samobójczego, to narkomania. Adrenalina utlenia się u nich w organizmie do adrenochromu powodującego euforię. Nie mogą bez tego żyć.
Ma Pan rację. Błogosławieni cisi, albowiem oni posiąda ziemię
Zmieniłam swój nick, ponieważ jedna z pań miała taki sam i dochodziło do nieporozumień
Oczywiscie, ze to nie jest promocja naszego kraju, bo we wszystkich dyskusjach pod postami dotyczacymi tej akcji ratunkowej, jak tylko ktos sie odezwal w stylu: Polacy to czy tamto, zaraz byl uciszany, ze to nie o narodowosc chodzi. W Dzienniku Wyprawowym jeden z czlonkow wyprawy na K2 opisuje sytuacje przed rozpoczeciem akcji ratunkowej. Wyrwal sie tam na goraco ze stwierdzeniami „dumny z bycia Polakiem”. Pewnie niedlugo dostanie za to w leb, jesli jeszcze nie dostal (wyraza tam pretensje do Francji, ze jakos nie pali sie do pomocy swojej obywatelce, chodzilo o dzialania na poziomie ambasad, zeby ten helikopter poslac) Ten tekst:
https://m.facebook.com/notes/polski-himalaizm-zimowy-2016-2020-im-artura-hajzera/dziennik-wyprawowy-cz-vi/1595066003873347/
Co do Tomka i jego uporu w wyprawach..Niestety, zdarzaja sie tacy ludzie. To musi byc jakas dziwna konstrukcja mozgu, potrzeba adrenaliny, nalog. Moze psychiatrzy cos wiedza. Ludzie gor sa specyficzni i b.czesto olewaja swoje rodziny. Mimo blagan zony i postanowien, ze juz przestana albo ogranicza. (mowie o tzw.pasjonatach, a nie „robiacych w biznesie”). Znam jedna podobna osobe, ciezki przypadek, klotnie w rodzinie.
Pani Helena Pyz, misjonarka z Indii, mowila, ze byla rozczarowana kiedy dowiedziala sie o tym siodmym podejsciu Tomka. Wedlug jej slow on w 2016 po nieudanej kolejnej probie postanowil sobie (a moze zonie i dzieciom) ze juz daje spokoj z ta gora. Zlamal przyrzeczenie.
Dziekuje za naukowe wytlumaczenie. Czytalam taki wywiad z Tomkiem, w ktorym on mowi, ze tylko tam na najwyzszej wysokosci osiaga jakis dziwny stan, sam tego nie umial nazwac, moze tam siedziec pare dni, warunki mu nie dokuczaja, chce byc sam, bez towarzysza wyprawy.
Mieszkam w górach, a nigdy nie byłem, ani na Kasprowym, ani na Rysach, Sokolicy, czy Lubaniu. Uczył mnie dziadek, (a ja byłem pojętnym uczniem):
„Po co się skrobać tam, gdzie nie swędzi„.
Mocno obrzydło mi słowo ”Pasja” po tym, jaką furorę zrobiło ono w naszych czasach. Dziś już nikt nie może mieć jakichś tam zainteresowań czy hobby, koniecznie trzeba mieć ”Pasję”. Tak, obowiązkowo przez duże P.
Pasja musi mieć znamiona nałogu, doprowadzać do wrażeń i zachowań euforycznych, wzbudzać wśród współwyznawców danej Pasji poczucie wyższości nad osobami bez pasji i wymaga, jak każdy nałóg, składania na swym ołtarzu rozmaitych ofiar, przeważnie z obowiązków wobec swoich bliskich, ale także i z innych wartości. Również, choć nie tylko, materialnych.
Bieganie jest dziś dość modelowym przykładem Pasji, wiele można się o objawach posiadania Pasji dowiedzieć przyglądając się tej miejskiej…subkulturze?…sekcie?
Pan Maciejewski by pewnie powiedział, że rozkręca się coś takiego, żeby po prostu coś komuś sprzedać. I trudno się z tym nie zgodzić, gdy się poczyta uczone i natchnione wywody Pasjonatów o tym, jakie to trzeba mieć wypasione buty, termoaktywne koszulki i cały wachlarz gadżetów, żeby móc biegać, a wszystko to musi być oczywiście ”firmowe”. Wyjście na przebieżkę w zwykłych trampkach i t-shircie, jak jakiś wieśniak, gwarantuje piętno obciachu i pogardę prawdziwych wyznawców Pasji.
Ale być może Pasja ma też swój wymiar duchowy, jako alternatywa dla religii.
Ale być może Pasja ma też swój wymiar duchowy, jako alternatywa dla religii.
Typowa herezja. Pasja ma stanowić ekwiwalent wyzwolenia/zbawienia dla doskonałych. A praktycznie jest rynkiem zbytu dla mocno przeszacowanych towarów. Dodatkowo wprowadza się podział na ortodoksów i zwolenników nowych trendów i wojenkę. Typowy przykład to zwalczające się subkultury muzyczne metalowcy vs coś tam itd.
Jeszcze to wymowne zawłaszczenie słowa Pasja…
Świeć Panie nad duszą Mackiewicza. Zgadzam się z tym, że to lansowanie tego stylu życia wiecznego Piotrusia Pana, który zabiera manatki i jedzie kiedy chce i gdzie chce z marnymi szansami na powrót, dla mnie to skrajny egoizm i uzależnienie ale co ja tam wiem. Ta Pani Revol już miała podobną historię, zdaje się z Czechem, który również nie przeżył tej ekscytującej przygody – jak nazywają te wyczyny wytrawni znawcy.
Pieknie wszystko wywiedzione. Doskonale.
Drugi akapit – cudo. Znam z boku kilka osob z kregu wspinaczkowego. Te powracajace namolnie dyskusje zon, w ktorych one karkolomnie probuja tlumaczyc „Pasja” wieczna nieobecnosc meza i ojca ich dzieci, zzymajac sie na to jednoczesnie.
Co do zastapienia religii „Pasja”- z pewnoscia cos w tym jest. W wielu tysiacach komentarzy, jakie czytalam pod postami o akcji ratunkowej na Nanga Parbat, slowo Bog wlasciwie sie nie pojawilo..
Pełna zgoda – takie rozumienie pasji to hormony i stany euforyczne ale te same bodźce z czasem wywołują coraz słabsze doznania i nie ma znaczenia czy to jest narkotyk, podróże, seks czy wspinaczka. Stąd te kolejne ośmiotysięczniki, teraz ze wschodu, za rok z zachodu, potem w zimie jak jeszcze nikt nigdy, jak poszukiwanie tych samych wrażeń po pierwszym strzale heroiny, który już nigdy drugi raz się nie wydarzy.
Wyglada na to ( doniesienia o chorobie wysokosciowej, obrzeku mozgu itd..) ze tym razem Tomkowi zabraklo tego specyfiku, albo wzial go za wczesnie.
http://www.portalgorski.pl/forum/1/21177/doping_wsrod_himalaistow_i_alpinistow_
oglądanie godzinami telenowel, imprezowanie, magazyn na 3 zmiany i 12h w sobotę to są dopiero „pasje”. Ale nie, gorszy jest człowiek który się wspina.
logika powala.
Jedno i drugie jest takim samym uzależnieniem, wspinaczka obarczona jedynie o wiele większym ryzykiem, śmiertelnym ryzykiem.
Kiedyś w pewnej dyskusji w internecie ktoś narzekał, że z tym biegactwem miejskim to już jednak troszkę przesada, bo organizuje się jakieś mega-spędy blokujące główne arterie komunikacyjne, jakby nie można było się tej Pasji oddawać gdzieś w plenerze. Jako kontra od razu pojawił się wysyp komentarzy ostro szydzących z pielgrzymek i procesji. Wygląda na to, że nie można dwom panom służyć.
za tymi pasjami idą duże pieniądze i reklamy: „ubierz się w obcisłe, bo to warto mieć styl” śpiewał nawet Janerka
Nikt nie powiedzial, ze gorszy. Pewne jest, ze czesto sami uwazaja sie za lepszych.
Do takich „pasjonatow”mozna tez zaliczyc przykladowo neofitow, ktorzy cale dnie poswiecaja na modlach wspolnocie, a praca rodzina i dom leza odlogiem.
Zaniedbywania rodziny niczym nie mozna usprawiedliwic.
ani nie muszą leżeć odłogiem, ani nie muszą zaniedbywać rodziny. Pozytywne pasje typu wspinaczka nie są „oderwaniem od rzeczywistości” lecz jej wzmocnieniem. Zdobywca szczytów poradzi sobie z problemami codziennego życia lepiej niż ten który codziennie wstaje o 5 ale nie wie po co. Seriale to dopiero „oderwanie od rzeczywistości”.
Chyba nie zrozumiałeś dzisiejszego wpisu. Może to dlatego, że jesteś „wolnym strzelcem”.
No ale praktyka pokazuje, że zdobywcy szczytów z problemami codziennego życia radzą sobie gorzej niż inni. Znałem tylko paru „alpinistów” (mała próbka), ale każdy z nich był kilkakrotnie żonaty.
znowu mi odpisałeś. zapłacili mi za apo 😀
i znam kogoś, kto ma wzorcowy charakter i jest permanentnym wspinaczem
pasja znaczy cierpienie
czesi nazywają to „chrobakiem” w głowie, i mówią o nim, że żivot by bol smutný bez týchto chrobákov
Mowimy o pasji, ktora zbyt czesto bywa uzaleznieniem, dla ktorego poswieca sie wszystko: pieniadze, czas, rodzine.Nie o uprawianiu sportu dla zdrowia i lepszego samopoczucia.
Czasami jednak taki zdobywca szczytow sobie z codziennoscia niestety nie radzi, bo od niej ucieka.
Znam takiego czlowieku, ktory w kazdy weekend kreci sie jak zwierz w klatce i organizuje wypad, zeby tylko nie musiec byc w domu z dzieckiem. O czyms takim mowie.
U mnie w domu mówiło się „widzi, że góra i lezie…”
Nie tylko ta cała Revol miała takie hm… „przygody”. Dwie pierwsze żony J. Onyszkiewicza zginęły w górach podczas wspinaczek z nim…
Wiem, potrafię rozpoznać każde Twoje wcielenie. Ciesze się. Godziwie aby? Gdzie to można przeczytać?
a może pasja daje pieniądze i pozwala poznać idealnego kandydata na tż(jak wyżej mówię o osobie którą znam i nie przypomina takich o których piszesz.
na pewno mniej niż wrogowie Polski płacili wereszczyńskiemu. Gdy się nim zachwyciłeś w 2016 zadzwoniło mi to jak alarm, że kręcisz. Czymś takim zachwyciłby się ktoś z krytyki politycznej ale Ty?
A ma rodzinę?
Nie miałem pojęcia, prokurator się temu przyglądał?
Niech się wspina, ale na swoje ryzyko i za swój hajs. Renty sieroce z moich/naszych podatków pójdą.
Wątpię. Tu chodzi o stymulację wydzielania adrenaliny, endorfin i Bóg wie jakich neuroprzekaźników, po takim haju powrót do ”problemów codziennego życia” będzie za każdym razem trudniejszy. Chodzi też o poczucie elitarności, o wrażenie, że robi się coś wyjątkowego, będącego ponad jakieś ”problemy codziennego życia” szaraczków, nie znających zapachu napalmu o poranku czy tam powiewu porannej bryzy na wysokości 8000 m n.p.m. Więc tym bardziej…
Dla niektórych prawdziwą Pasją jest alkohol – równie dobrze można by pokusić się o myśl, że chłop, co potrafi wychylić pół litra na raz bez zakąszania poradzi sobie lepiej z problemami codziennego życia, niż taki, co chodzi trzeźwy i nie wie po co.
Nie rozumiem, skąd u Pana te uporczywe odniesienia do seriali? Czy w tym wpisie lub w jakimkolwiek komentarzu ktoś sugerował, że oglądanie seriali jest dobre (albo chociaż w czymkolwiek lepsze od innych Pasji)? Czy to jakiś stereotyp służący dowartościowywaniu się Pasjonatów? Że niby jak ktoś nie ma Prawdziwej Pasji, to na pewno nic innego nie robi, tylko się tępo w seriale gapi, nie to, co my?
Nie zna życia, kto nie służył w marynarce, a kto nie pije, ten donosi…ech.
Nie spodziewałem się tutaj tego tematu, ale i trochę mi go brakowało 🙂 W dużej części ma Pan rację, ale z tymi górami to jest trochę bardziej skomplikowane. W nich faktycznie coś jest i niektórych to po prostu bierze. Sam Pan mówi często o własnych obsesjach, no a obsesją niektórych są góry. I to włażenie jak najwyżej. Ja myślę, że to chodzi o adrenalinę, o wejście tam gdzie nikogo nie ma, o walkę z przyrodą i samym sobą a na koniec satysfakcję, że się tego dokonało. Oczywiście nie jest to prawdziwa przygoda w tym sensie, jak prawdziwym przeżyciem nie jest sukces w pracy, tylko patrzenie z kimś bliskim na zachód słońca. Albo wspólne śmianie się z dzieckiem. Ale zdobywanie szczytów może wciągać i uzależniać. Podobnie jak szybka jazda samochodem lub motocyklem. I tak, na pewno jest to wynik jakichś deficytów. Ale kto z nas ich nie ma? Niektórzy mają po prostu więcej. Prawdziwą sztuką jest czerpanie energii i radości z trudnej codzienności, ale to chyba mało kto w rzeczywistości potrafi. Mackiewicz myślę, że po prostu zamienił jeden nałóg w drugi, bo ci z nas którzy mają tendencję do popadania w nałogi, jakiś muszą mieć zawsze. Sam mam 2 kolegów, którzy wyszli z heroiny i to się u nich też sprawdza.
Zupełnie inną sprawą kiedy ludzie, którzy jeżdżą w wysokie góry czy w ogóle w regularne dłuższe wyprawy lub podróże – mają rodziny, obowiązki i muszą zarabiać na życie, bo np. nie są niezależni finansowo (a prawie nikt nie jest). I wtedy to już faktycznie jest duża nieodpowiedzialność z ich strony. Zarówno materialna, jak i ta najważniejsza, dotycząca ryzykowania własnym życiem i dalszym losem swoich bliskich, głownie dzieci. Tego już nie bardzo da się za bardzo obronić jak dla mnie.
TAK!!!!
Nic o tym nie wiem. Biorąc pod uwagę karierę tego Pana (oraz to, kto jest jego trzecią małżonką) – raczej wojskówka…
Gospodarz VSOP>
Stanowski w duchu RiGCz.
http://weszlo.com/wp-content/uploads/2018/01/Zrzut-ekranu-2018-01-29-o-22.38.05-700×171.png
I permanentny wspinacz wspina się z rodzina, czy zostawia ich w permanentnie wzorcowym dopieszczeniu na czas wspinaczki?
Również dobre, zapamiętam! Dziękuję.
Czasami daje, czasami zabiera.
Tak, taki serialowy stereotyp od czapy przewija sie w rozmowach tych co czuja sie lepsi. Tylko, ze w seriale gapia sie przewaznie ich matki, dajace schronienie i wyzywienie synom- pasjonatom.
bo zwyczajnie na inne „pasje” pozwolić sobie nie mogą, ktoś musi być w domu, zapłacić rachunki, wyprać gacie, zrobić zakupy itp, pasjonatów takie przyziemne sprawy zwykle mało obchodzą
Pewnie za to wylecę, ale co tam…przypomniał mi się od razu de Saint-Exupery 🙂 To dopiero był Pasjonat. Sam się w młodzieńczej naiwności zachłystywałem tym poziomem Pasji. Za to jak się czyta jego listy do matki, to chcąc-nie chcąc widzi się przed oczyma duszy Zdzisia Maklakiewicza oddającego się swojej Pasji pod budką z piwem i tłumaczącego dzielnicowemu, że nie ma niczego niestosownego dla 38-letniego mężczyzny, by pozostawał na utrzymaniu matki staruszki, gdyż dopóki człowiek ma matkę, pozostaje dzieckiem. I ten tekst z tego filmu: ”mamusia da jakieś pieniądze, mamusia wie, jak się człowiekowi ciężko żyje bez pieniędzy”…po prostu wyczerpujące streszczenie listów Antosia do mamusi.
Mysle, nie wyleci Pan 🙂 Calkiem ladna dygresja.
Dzieciaki z de Saint-Exupery w tamtym roku maturę pisały. Syn zdał na czwórkę, a ja się przy okazji nie przyznałem, że „Małego księcia” nigdy nie byłem w stanie całego przeczytać.
Większość ludzi ucieka od czegoś, może salwował się ucieczką w góry ?
Coryllus
„Być może też chodzi o jakieś, niejawne programy badań nad zachowaniem organizmu w warunkach ekstremalnych.”
Tez takie dziwne mysli chodza mi po glowie, zwlaszcza jak czytam te rozne wczesniejsze wspomnienia, ktore mozna strescic „Tomek kontra srodowisko”.
Dzisiejszy artykul, ktory dalam powyzej, na temat zazywania profilaktycznie deksometazonu (przeciwko obrzekowi mozgu) tez wiele mi wyjasnil..
Od Tomka juz nic sie nie dowiemy, a Elisabeth tez nam nie opowie.
Pozytywną pasją może być łażenie po górach – ale nie sport ekstremalny, w którym relacja ofiar do zdobywców sięga 30% – a taka jest dla przedmiotowej góry. Nie wiem jak to nazwać – gladiatoryzm – może gladiatorstwo? To jest jak otwieranie sobie brzucha, by uratować honor pana.
Przynajmniej do niedawna taka śmiertelność była. To oznacza, że na każde z trzech wejść na tę górę trzeba złożyć ofiarę z jednego człowieka. Ostatnia z ofiar została złożona kilka dni temu. Francuska też by została złożona w ofierze, gdyby nie fakt, że Urubka i Bielecki są osobami o zdecydowanie ponadprzeciętnej wydolności fizycznej – i akurat tam byli.
Co do tej organizacji – to gdyby Pan przeczytał uważnie tekst, to by wiedział, że jest dokładnie odwrotnie – oni sobie radzą tylko i wyłącznie i co najwyżej z organizowaniem wypraw – i na ogół z niczym więcej.
Ja, kiedy mam się lepiej finansowo i jadę na narty – to zabieram ze sobą kartę kredytową z limitem prawie takim, jak był potrzebny na ten helikopter – bo w Alpach bywa to samo – jak Pan nie ma na helikopter – to im się nie chce sprawdzać, czy ubezpieczenie za 100 złotych go pokryje. Więc nie leci.
Polska, która obsługiwała w 2016 45% „rynku” zimowego zdobywania Nanga Parbat powinna mieć linię kredytową na hasło pomoc – nieważne od kogo – przecież jest sponsor, którego nie wymienię z nazwy – dla którego 50 tys. USD to na waciki. Tzn. jak pakistański minister obrony usłyszy, że chodzi o Polaka – to powinien mówić, że dla Polaków to może nawet wykonać atak bronią jądrową na Himalaje. Szczególnie, że pakistańskie lotnictwo wojskowe było budowane przez polskich pilotów po II WS.
O tym, że nie jest to pasja świadczy ponadto fakt – że wymieniony wyżej Bielecki ma swojego managera.
Przypomina to sytuację z impresjonistami i van Goghiem. Pasja, dziwna sytuacja życiowa – i menadżer. Typowanie kandydata i hodowanie osobnika, co ma pasję, żyje na krawędzi – ale ma managera.
Trudno się dowiedzieć nam (bo nie tym, w czyim interesie to się dzieje), skoro eksperymenty z obozów koncentracyjnych stanowiły cenne materiały dla co najmniej kilku gałęzi wiedzy – w tym lotnictwa wojskowego – a w kulturze pop i szkolnictwie funkcjonują jako pseudomedyczne. Eksperyment niszczący, w którym człowiek ginie jest zbrodnią – ale nie jest pseudomedyczny – wyniki są prawdziwe.
Ludzie poważnie zaburzeni zazwyczaj odczuwają tylko emocje silne. Ponieważ najsilniejszą ze wszystkich jest strach, lubują się w nim właśnie. I nie mają wyboru, bo człowiek nie odczuwający czuje się martwy. A to stan nieznośny.
Bielecki – to nie ten Bielecki od zamieszania na Broad Peak?
Podobnie jest z inteligencją szachisty 🙂
Podobnie jak marynarz albo jakikolwiek inny człowiek który pracuje poza miejscem swojego zamieszkania.
bardzo dobry opis.
może też rytuał
składania ofiar
z ludzi.
pogaństwo
Tyle, że marynarza nie ma w domu, bo pracuje na dom, a pasjonata najpierw nie ma bo pracuje, a potem go nie ma bo przecież pracował na swoją pasję.
Ten sam.
Wszystko dobrze, tylko ze pan Tomek chyba nie podlegal pod nic, ani pod oficjalnych organizatorow, ani zdaje sie nie mial zadnego ubezpieczenia. Byl poza tym systemem ( moze w jakims innym). Dlatego musiala byc zrzutka.
Dziwnie sie sluchalo francuskich info, gdzie byla mowa o akcji zorganizowanej przez francuska ambasade i pakistanska armie.
Od ludzi z ekipy K2 wiemy tyle, ze to polski attaché Wyszomirski gimnastykowal sie i non stop wisial na telefonie zeby te helikoptery moc w koncu wyslac. Francuzi palcem nie kiwneli..
Zdaniem himalaisty Ryszarda Gajewskiego
Exact.
Od kiedy to życie człowieka ma polegać na spędzaniu czasu w domu?
W „Ojcu chrzestnym” stary Corleone mówił, że prawdziwy mężczyzna siedzi w domu by dbać o rodzinę.
https://www.youtube.com/watch?v=MPjxJKvMdZg
Zupełnie inny kontekst ale scena przednia. 🙂
Oni tam w gorze wlasciwie wszyscy maja nieracjonalne zachowania. Albo euforia, albo strach, albo wszystko do kupy. Organizm normalnie tam nie funkcjonuje, nie wspominjac o lekach-wspomagaczach.
Tym razem trzeba przyznac, ze akcja ratunkowa byla spektakularna.
Jest po hiszpansku tekst (moze juz przetlumaczony na polski) Denisa Urubko, w ktorym relacjonuje cala akcje. Dzisiaj tez zostal opublikowany raport, napisany przez jednego z czworki ratownikow.
Ci z wp.pl jednak sa straszni. Najpierw polgebkiem wspominali, ze Tomek obiecywal juz nie isc na Nange, no i wyszlo jak wyszlo..Teraz zas pisza o „czlowieku, ktory zony nie slucha” i dzieki temu uratowal czlowieka…
https://m.sportowefakty.wp.pl/alpinizm/734845/denis-urubko-nadczlowiek-ktory-zony-sie-nie-slucha
No to dla odmiany mamy jeszcze do wyboru „Pana Samochodzika i templariuszy”:
„Tam skarb Twój, gdzie serce Twoje”.
Tam jest o NADczłowieku, który żony nie słucha. Co za odlot w pychę. Domyślam się, że w wyobrażeniu tych głęboko uzależnionych i zwiedzionych ludzi na przeciwległym biegunie jest PODczłowiek, który ogląda seriale. A pomiędzy tymi dwiema kategorami rozciąga się bezkresna próżnia.
Jesteś chyba „za szybki” 🙂
Gdzie Gabriel napisał o tym, że ogląda telenowele, że imprezuje, albo pracuje na wózku widłowym?
Napisał, że gorszy jest ten, kto się samolubnie czymś zajmuje, (tu: wspina), lekceważąc rodzinę(y) – krótkoterminowo bo znika, i długoterminowo – bo ciężko ryzykuje życiem.
Ktoś tu parę dni temu zalinkował film Stanisława Latałły Listy naszych czytelników. Dziękuję za link. Znalazłem tam inny film – jego syna Marcina, pt. Ślad. Jest w sam raz do dzisiejszej notki. Zderzenie uwag rodziny i światka filmowego (Holland, Zanussi) bezcenne. Nie ma sensu żebym się rozpisywał, zobaczcie sami:
https://vimeo.com/50688842
Zamiast kopania, wybieram koszenie łąki – kosą. Polecam wszystkim.
A jaką pracą nad charakterem jest nauczenie się klepania kosy – jako miastowy, bez przykładu?
Kształtuje cierpliwość. Zaręczam.
Jak czytam zyciorys tego Urubko, to dopiero widze „kraine klamczuchow”…..
Nawet nie chce wiedziec o tych wszystkich uwiklaniach i zaleznosciach
„Za K2 jestem gotow zaplacic kazda cene..” no no
A od kiedy życie polega na tym, żeby wystawiać je z dużym prawdopodobieństwem na śmierć, która nie służy żadnemu dobru?
Jest pseudomedyczny – -w sensie przysięgi Hipokratesa.
http://kossobor.neon24.pl/post/15899,narodowe-igrce-na-sniegu-zlamane-serce-profana-i-reka-podatnika-w-nocniku
Takie to dopieszczania ongi bywały…
Zdzisław Ryn prowadził badania nad profilem psychologicznym polskich alpinistów w latach 80tych. Wyszła z tego wręcz sztanca – deficyty od niskiego wzrostu począwszy. Chciałbym zwrócić jeszcze uwagę na jedną sprawę – zachwyty w stylu „Dla ludzkiego organizmu nie ma granic”. Skąd my to znamy…
Pamiętam, jak kiedyś była awantura związana z reklamą leku na biegunkę. Reklama operowała hasłem ”nie biegam” – chodziło oczywiście o niebieganie do toalety i wydawałoby się, że wszystko było zrozumiałe i w ogóle w porządku, ale…okazało się, że hasło to oburzyło Pasjonatów miejskiego biegactwa w stopniu takim, jakby ktoś wyznawcy Allaha napchał słoniny do butów. To było dosłownie ”święte” oburzenie, wskazujące dosłownie na stan sekciarskiego nawiedzenia. Nie pamiętam już, czy aby nie skłoniono wóczas reklamodawcy do zdjęcia reklamy i jakichś oficjalnych pokajań, ale bulwersowano się naprawdę mocno – jak można zamachnąć się na Święty Kult Biegactwa i sformułować tak obrazoburcze hasło? Mniejsza o to, w jakim kontekście użyte, w jakim by nie było, tak czy owak – bluźnierstwo!
Tak sobie o tym wspomniałem i zabawiłem się psotną myślą, jakie reakcje udałoby się sprowokować, gdyby dziś, w tle wiadomych wydarzeń, puścić reklamę jakiejś, na przykład, maści na swędzenie. Z wizualizacją zwisającego na półce skalnej himalaisty i z hasłem, na przykłąd: ”nie drapię się, gdzie mnie nie swędzi”.
To proszę tę informację przekazać osieroconym dzieciom Mackiewicza, że tatuś miał pasję, do której miłość przewyzszala tę, którą żywił do dzieci. Te istoty są już poranione do końca życia, a Pan pierniczy farmazony. Niech nałogowcy z takimi pasjami spędzają samotnie życie i unikają rozmnażania. Dziwne, że skutkami swoich wyborów obarczaja ludzi, którzy ich kochają. Tu nie ma żadnej wyższej konieczności, żeby ryzykować swoje życie. A może to po prostu opętanie? Jakiś czas temu pochowano komandosa, który popełnił samobójstwo, kiedy dowiedział się, że już nie wyślą go na wojnę. W domu piękna żona i dwójka dzieci. Żałosne, ale to ten sam typ szaleństwa
Oni mają raczej inny system wartości. Biorąc pod uwagę, ile osób wspina się wyczynowo w najwyższych górach, to jakiś nieznaczny ułamek promila populacji. Taka aberracja, są gorsze chociażby seryjni mordercy.
:)))
Przy czym pikantnym szczegółem są tu pampersy… Znaczy, jak się wisi na półce w tych Himalajach.
proszę gospodarza o archiwizację bloga i innych ważnych tekstów na kilku niezależnych nośnikach. Inna ze stron pozwalająca Polakom na swobodną wymianę myśli bez dobrotliwej cenzury moderacji Srulów Cenzursteinów właśnie zniknęła z internetu.
dalej nie potrafisz pisać/mówić własnymi słowami.
Niech może obrońcy himalaistycznych pasji przemyślą dlaczego ludzie, którzy wspinają się na najwyższe budynki świata spotykają się jedynie z krytyką, potępieniem i pukaniem w głowę. Czemu nie są otoczeni estymą, czemu nie chodzą w glorii sławy? W czym ich pasja jest gorsza?
Może dlatego, że swoją pasję realizują za swoje, nie kupują drogiego sprzętu i wdrapują się na swoje szczyty w tenisówkach? Ale jak ich ktoś kiedyś przejmie komercyjnie to też staną się bohaterami masowej wyobraźni.
Himalaje hipokryzji
To sekciarstwo/herezja jest widoczna nie tylko u biegaczy ale np. u pasjonatów motoryzacji. Kiedy mówię im, że samochód jest dla mnie niezbędnym narzędziem podobnym do lodówki, traktują to jak bluźnierstwo.
Ci, co nazywają je pseudomedycznymi mają na myśli nieprzydatność wyników eksperymentów – a nie etykę. Tzn. nienaukowy cel.
Proszę mi wierzyć. Byłem kilka razy w górach. Chodziłem, podziwiałem. Zazwyczaj z przyjaciółmi i rodziną.
Pasje przechodzące w obsesje to zupełnie inna bajka.
No cóż. Jeśli ma się do wyboru „zdobycie szczytu zimą” a odrabianie z dzieckiem lekcji, koszenie z synem trawnika, uczenie dzieci pływać, wspólne rozpalanie ogniska i chodzenie na wycieczki – to chyba odpowiedź jest oczywista. To oczywiście tzw. aspekt psychologiczny.
Ale też mam swoje przemyślenia na temat tych „wypraw” w latach 70-tych. Młodzi faceci na posadkach za 15-20 USD w przeliczeniu, najczęściej jakieś pozoranctwo na uczelniach, gdzie innych obowiązywały terminy, zobowiązania i podległość. A tych nie. No i tajemnicze pytanie o to, jaki interes miał PRL aby pompować te „wycieczki ekstremalne”. Może warto przypomnieć sobie, że co najmniej od lat 60-tych ambasada PRL w Delhi była największym kompleksem „budowlanym” PRL jeśli chodzi o ambasady. Ktoś kiedyś napisał w latach 8-tych w drugim obiegu, że Sowieckij Sojuz stosował „socjalistyczny podział pracy” w dziedzinie wywiadu zagranicznego między krajami KDL i PRL przypadły Indie i okolice. A Delhi to był jedyny możliwy punkt przeładunkowy na Katmandu. I tak sobie kiedyś podle podejrzewałam, że ci młodzi, wysportowani panowie o wysokiej inteligencji i ze znajomością języków jako „himalaiści” byli najlepszą przykrywką do różnych misji, zadań, przerzutów i szmugli, jak to opisała szczegółowo Kossobor. To padło w roku 1989 i „himalaizm” też „padł”. Ja się oczywiście mogę mylić, bo to tylko jeden z wielu możliwych scenariuszy ale czy wywiad nie chciałby wykorzystać tak eleganckiego sposobu poruszania się po świecie i przenikania w różne miejsca? Może nie wszyscy ale wystarczyło kilku. Może z „obsługi technicznej”.
Dzisiaj to jest tylko żałosne naśladownictwo i rzecz mało poważna bo tak na serio – największymi himalaistami świata są – Szerpowie, którzy codziennie po wodę schodzą 1000 m w dół i włażą 1000 m w górę. I targają dziesiątki kilogramów gruzu na plecach, żeby biali sahibowie mogli odegrać te swoje „przedstawienia heroizmu”. Dla nich to po prostu sposób na zarobek, bo trzeba utrzymać żonę i kupę dziecek. A nie żadne „wyczyny i heroizm”.
Świeć Panie nad duszą Tomka Mackiewicza, ale oby był ostatnią ofiarą tego szaleństwa. Jego dzieci nigdy nie spędzą z nim Bożego Narodzenia, nie pójdą z nim na film i nie pogadają o książce.Nie poprowadzi ich do ołtarza, kiedy będą brać ślub i nie zachwyci się ich dziećmi. Ich dzieci nie będą miały dziadka.
Nie wiem, kto chce nad Wisłą odgrzewać -kult heroizmu sięgającego samobójczych akcji, ale nie podoba mi się to.
Reklama masci i pampersow w jednym:)
Sam sie kiedys wspinalem ale tylko w lecie, jeden sezon, i w Tatrach. Oficjalnie sie przeszkolilem w Osrodku Szkolenia PZA (Polski Zwiazek Alpinizmu) w tzw. Betlejemce na Hali Gasiennicowej. Wspinanie, gory, zwlaszcza tak piekne jak Tatry to naprawde przygoda i bardzo milo to wspominam, poznalem wielu wspanialych i sympatycznych ludzi.
Ale to wchodzenie na najwyzsze szczyty swiata zima, najtrudniejsze drogi, wysrubowane rekordy to zatraca sens. Zgadzam sie, to adrenalina, dziala to jak narkotyk.
No, znam to 🙂 Gdy mówię w towarzystwie, że najchętniej bym w ogóle nie miał samochodu, bo to tak naprawdę tylko koszt, stres i użeranie się z mechanikami, ale mam niestety za daleko do pracy, żeby pozwolić sobie na taki luksus, to na dwoje babka wróżyła – albo nikt tego nie bierze na serio i z miejsca udaje mi się zyskać opinię zgrywusika i prowokatora albo ktoś to jednak bierze na serio, a wtedy…równie dobrze mógłbym puścić w tym towarzystwie bąka.
Cały czas trwa „Narodowa Wyprawa na K2”, są plany, sponsorzy – nie wiadomo jak to się skończy.
To tylko pokazuje jakie mają deficyty i kompleksy. W USA zbadano jakimi samochodami jeżdżą milionerzy, którzy sami dorobili się majątków: zdecydowana większość kupuje używane solidne marki. Samochód nie jest dla nich środkiem wyróżnienia się w tłumie. Jest nim: konto w banku i nieruchomości w znakomitych adresach – również traktowane jako inwestycja i zabezpieczenie. Nie muszą nikomu niczym imponować: są spełnieni. A ci tutaj zaciągną kredyt i kupią brykę/ wyjadą na wyspy na urlop – żeby tylko nie odstawać od „grupy towarzyskiej”. Oceany kompleksów, pracowicie wdrukowywanych młodym przez speców od marketingu.
A czy to nie pan minister Gliński należy do tego elitarnego grona „wspinaczy”? Byłych oczywiście i bez większych sukcesów. Coś mi się tłucze po głowie.
Polska flaga na K2 na 100 rocznicę niepodległości, ile to chętnych chciałoby się przy tym ogrzać, zabłysnąć, za wszelką cenę
A to ci dopiero. „Nie da się” sprowadzić do Polski – z Kazachstanu paru tysięcy Polaków, niejednokrotnie potomków Zesłańców, ale urodzony w 1972 r. obywatel ZSRR i Rosjanin z Kazachstanu – dostaje polski paszport -migiem. A gdzie te żony i pięcioro dzieci mieszkają? We Włoszech? To dlaczego nie wystarał się o włoskie obywatelstwo tylko się przykleił do „Polszy prokjatoj”? Brawo my. Kwintesencja polityki III RP.
No to można powiedzieć że Tomek żył brawurowo. Odszedł brawurowo. Wieczny mu pokój.
Tez mi sie to nie podoba. A ten Rosjanin z polskim obywatelstwem – to juz w ogole.
Tomek M. jednak trzymal sie od tego systemu z daleka, myslal ze samotnie cos zwojuje. Nie lubili go.
A Simone Moro (ktory zdobyl te nieszczesna Nange w 2016) to juz sie w ogole nie patyczkowal…
http://www.portalgorski.pl/nowosci/wspinanie/gory-wysokie/6084-wywiad-z-simone-moro-zimowym-zdobywca-nanga-parbat
brawo, choć jestem miłośnikiem gór, to podpisuję się pod akcją rozdania łopat i motyk oraz przydzielania pięknego kawałka leśnej łąki do zagospodarowania tym wszystkim gadającym głowom z chmurnymi twarzami w sprawie wyjątkowego traktowania himalaizmu, piłki kopanej, skoków tu i ówdzie czy podobnych pierdół typu poezja.
W Szwajcarii po wypasionych brykach rozpoznaje sie imigrantow z krajow bylej Jugoslawii:)
Gdyby został kawalerem i nie miał dzieci, to dzisiaj wspominalibyśmy Go jako „wesołego niefrasobliwego poszukiwacza przygód”, który „żył pełną piersią”. Ale założył rodzinę a czytam, że nawet i drugą rodzinę. To całkowicie zmienia ocenę sytuacji. To już smutna historia faceta skoncentrowanego na sobie i chyba nie do końca dojrzałego. Ojciec dzieci MA OBOWIĄZKI przypisane przez prawo Boskie i ludzkie. A on je ominął szerokim łukiem. Niech spoczywa w pokoju w tych śniegach. Ja mam poczucie straty, bo z pewnością był to Człowiek wszechstronnie utalentowany, mający jakieś wybitne zdolności, mogący wiele dać światu i swoim bliskim. Zrezygnował z tego dla jakiegoś mirażu.
Tak w nawiązaniu do tego zakotwiczenia polskiego himalaizmu w Delhi, przypomniało mi się o tym, jak w książce o Rosji carskiej, pisano że prawie w każdym większym miasteczku rosyjskim było Królewskie Towarzystwo Geograficzne, Królewskie Towarzystwo Ezoteryczne, Królewskie Towarzystwo Geologiczne (czemu nie?) , …………., no i konsulaty brytyjskie a w tym wszystkim agent Reilly (?) . No to ZSRR skorzystało z dobrego wzoru.
Wybrał miraż i brawurę.
Witam.
Kiedy śledziłem różne relacje z tej himalajskiej awantury jedna rzecz utkwiła mi w pamięci szczególnie głęboko. Były to zielone buty. Są zdjęcia na Twitterze, tych ciał tam w górach jest tak dużo, że niektóre z nich, te które leżą w bezpośredniej bliskości szlaków są uznawane za drogowskazy w drodze na szczyt. Jednym z nich jest bezimienny w owych zielonych butach. Inny otulony był we flagę kanadyjską. Przynajmniej narodowość tego ciała jest znana. To są dziesiątki ciał biedaków, doskonale przez warunki które tam panują, zakonserwowanych. I jakoś nikt nie myśli aby je/ich sprowadzić, aby je/ich gdzieś pochować. Widocznie pochówek w tych naszych zwariowanych czasach stracił swoje pierwotne znaczenie. Niech chce mi się wierzyć, że nie znalazły by się na to pieniądze. Po prostu mamy takie drogowskazy w naszej współczesnej cywilizacji. Takie na jakie zasługujemy – „zielone buty” bezimiennego martwego wspinacza.
Pozdrawiam
Ten facet TRZY LATA masakrował się heroiną. Rozważania o jego postępowaniu a szczególnie ocena postępowania nie mają sensu, praktycznie żadnego.
To tak jak ten gość, który wyszedł z nałogu i zaczął biegać ultramaratony. W końcu nawet film o nim powstał, podobno całkiem niezły.
w odpowiedzi na bzdury dodam że życie bez pasji też wiele zabiera. Zastanowiliście się kiedyś, czemu prostytucja tak dobrze prosperuje? Nie przez wykolejeńców, bo wykolejeńcy nie utrzymaliby tak potężnej gałęzi przemysłu. Ani kawalerowie, bo większość klientów prostytutek to ojcowie rodzin z którymś tam dzieckiem. Czytaj: żadnych pasji, m jak miłostka i w weekend na ryby, brzuszek i trzecie dziecko w drodze. Ponieważ życie bez pasji staje się nie do zniesienia, stają przed wyborem: albo rozwód, albo pani lekkich obyczajów. Po wizycie mogą kilka dni funkcjonować. Często przychodzą do agencji/tirówki żeby się „pani” wygadać. A skorzystanie z najobrzydliwszej jest dla nich lepszą perspektywą niż kolejny dzień z żoną.
co ciekawe, coryllus doszedł do podobnych refleksji:
https://www.salon24.pl/u/coryllus/518467,zwykli-ludzie-z-ulicy
https://coryllus.pl/antykwariusze-i-sutenerzy/
No i ten gigantyczny przerzut towarów /głównie ciuchy indyjskie etc./ w latach 70-tych i 80-tych był poza kontrolą??? Paczki od mojego brata z Niemiec, w latach 80-tych, były dokładnie prute przez urząd, gdzie nam dozwolono taki poszarpany karton /z jedzeniem/ sobie zabrać. A tam był przerzut towarów w skali ciężarówek PZA.
😉
Szerpowie to chociaż są genetycznie uwarunkowani do życia na takich wysokościach, ale cisza zalega nad wspinaczkami na Kilimandżaro. Tam tragarzami są Murzyni, których cichaczem znosi się w workach z góry, jeśli umrą, a umierają. Biali turyści zaspokajajacy swoje pasje i pychę nie mogą oglądać takich obrazków, bo to zniszczyloby cały przemysł wspinaczkowy w tym rejonie. Nikt, rzecz jasna, że zdobywców nie zaprzata sobie swojej główki, co się dzieje z rodziną tego człowieka. On wyboru nie miał żadnego, a z pewnością charakter miał wyrobiony, jak to Szybki określił
Odleciał Pan razem z Voyagerem
nie bardziej niż pani:
” Tam tragarzami są Murzyni, których cichaczem znosi się w workach z góry, jeśli umrą, a umierają”
jakbym słyszał nastolatki na imprezie opowiadające horror : D
„charakter miał wyrobiony, jak to Szybki określił”
proszę wskazać gdzie tak napisałem
Zaraz Pan dojdzie do wniosku, ze trzeba miec pasje, ” bo jak nie to se na dziwki pojde”. Taki straszak na zone, znaczy sie.
Pan mowi o dzieciuchach.
I znów ten stereotyp – jak nie Pasja, to na pewno seriale (plus w pakiecie brzuszek i, a fuj, trzecie dziecko). A w konsekwencji burdel. Jakieś odcienie szarości pomiędzy tępym gapieniem się w tv, a nawiedzonym rzucaniem się w wir Pasji? Eee, po co?
Ja się aż boję pytać, skąd się ten toporny stereotyp i skrajnie spolaryzowana wizja rzeczywistości wzięły.
Tak naprawdę ci ”ludzie z Pasją” są przeważnie nudniejsi, bardziej sztampowi i bardziej przewidywalni od przeciętnego widza ”M jak miłość”. A żeby się utwierdzić w przekonaniu, że tak jednak nie jest, muszą sobie budować takie nawiedzone stereotypy. Tak samo, jak neofici ateizmu muszą się do wyrzygania przekarmiać obrazkiem Polaka-katolika, co to pije wódkę i bije żonę. Aha, i do burdelu też na pewno chodzi, nie może być inaczej.
takich po 50-tce? Wiem to wszystko z relacji ludzi. Ci co chodzą na * są pantoflarzami i nie straszą żon.
: D : D hahahahahahaha
są na świecie dwa rodzaje ludzi. Ci, co używają „tak naprawdę”, i ci, którzy potrafią myśleć.
a przeczytałeś tekst corylusa o prostakach?
Pan nie musi używać ”tak naprawdę”, w Pana nawiedzonych wywodach opartych o siermiężne stereotypy atrybut bezrefleksyjnej pewności własnych osądów jest zbyt oczywisty, by trzeba go było werbalizować.
Słowa ”myśleć” też bym na Pana miejscu nie nadużywał.
skowyrny tekścior.
No ale sam Pan to przeciwstawil: prosperujaca prostytucja (bidoki bez pasji i nie umiejacy kochac, bo milostka przz male „m” jak Pan zaznaczyl) albo ludzie z pasja za wszelka cene, nawet za cene zycia (bo o tym tu dzisiaj gadamy)
A gdzie miejsce dla mezczyzn kochajacych, odpowiedzialnych, spelnionych w rodzinie?
„milostka przz male „m
chodziło mi o serial.
Wszystko co zrelacjonowałem jest wzięte z żyzni. Które istnieje, w przeciwieństwie do cpnu, który wylądował na śmietniku dziejów.