Zanim przejdę do istoty dzisiejszej notki, chciałem jeszcze rzec słów kilka na temat umów autorskich i wydawanych przez nas książek. Mam wrażenie, że moja postawa i przychylność wobec autorów wywołała u nich swego rodzaju głuchotę. Zaraz wyjaśnię o co chodzi. Podpisałem właśnie umowę z wydawnictwem Gallimard z Paryża opiewającą na wydanie biografii Ludwika Świętego napisanej przez Jacquesa Le Goff’a. Mamy 24 miesiące na tłumaczenie, a potem przez pięć lat prawa do eksploatacji. Nakład jest, rzekłbym standardowy, taki jaki ja proponuję tu niektórym autorom. Nigdy nie zgadniecie ile za to zapłaciłem? Otóż 1000 euro. Tyle kosztuje u Gallimarda Le Goff po porozumieniu się rzecz jasna ze spadkobiercami. Mam teraz prośbę, by ci wszyscy, którzy zgłaszają tu do mnie różne pretensje i oskarżają mnie o opieszałość, a także o to, że nie dość gwałtownie promuję ich książki, sprawdzili czym ich dorobek i nazwisko różnią się od dorobku i nazwiska Le Goff. To pozwoli im stanąć na realnym gruncie. Teraz kilka słów o głuchocie. Już o tym pisałem, ale widocznie nie dość wyraźnie. Otóż warunki naszych umów są tak dobre, albowiem ja – wydawca – chcę by autorzy zarabiali na ciężkim polskim rynku cokolwiek. Gdybym zawarł z nimi umowy takie jakie zawierają inni wydawcy, czyli opiewające na 5-7 procent od sprzedanego egzemplarza, żaden autor nie zobaczyłby ani złotówki. Tak się to zresztą często dzieje w wydawnictwach i różnych poważnych instytutach, szczególnie tych wydających książki naukowe. Z komunikatu tego, wielu autorów rozumie tyle, że znaleźli frajera, który nie dość, że wyda im książkę i będzie ją za darmo promował, to jeszcze potem im zapłaci ładny kawałek grosza. A skoro ten grosz nie przychodzi w terminach, które oni wyczarowali przed swoimi oczami, rozpoczyna się eskalacja żądań i pretensji. Jak już pisałem, zmieniamy politykę wobec autorów. Od kolejnej książki honoraria będą liczone na początku, i po potrąceniu wszystkich kosztów autor dostanie do ręki pieniądze. Potem zaś niech idzie gdzie chce i robi co chce. Książka przez określony w umowie czas jest moja i nic mu do tego co ja będę z nią robił. Jeśli się to komuś nie podoba, niech idzie do innego wydawcy.
Teraz o antysemityzmie w krajach języka hiszpańskiego i o tym polskim rzecz jasna. Wiąże się to z naszymi planami wydawniczymi. Za dwa dni przyjedzie tu kolejny nakład specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, który poświęcony jest stosunkom polsko-żydowskim i w ogóle życiu diaspory na terenach Rzeczpospolitej. W całości oparty jest ów numer na tekstach archiwalnych, niektóre pochodzą jeszcze z XIX wieku, a więc, że się tak kolokwialnie wyrażę – nikt się tam nie ochrzania. Tydzień później zjeżdża tu dodruk Życiorysu własnego przestępcy, czyli książka napisana przez człowieka podpisującego się ksywą Urke Nachalnik, no a jeszcze tydzień później przyjedzie tu nakład Pająków Klemensa Junoszy. Módlmy się więc wszyscy, żeby Pan Bóg skłonił sierżanta Danielsa do różnych wyskoków i ciekawych wypowiedzi w mediach, a z nim razem jeszcze Szewacha Weissa, bo to pozwoli nam upłynnić te nakłady szybciej niż by się to stało, bez ich udziału. Gdzie ten antysemityzm? O proszę, choćby tutaj: https://www.youtube.com/watch?v=IY7XvIJFzeU
Wyobrażacie sobie, że lata tego po YT nieprzebrane mnóstwo, a gazownia jeszcze nie zgłosiła sprawy do Centrum Monitorowania Zachowań Ksenofobicznych i Rasistowskich? Niesamowite prawda. Nie dość, że antysemityzm, to jeszcze szyderstwo. I co? I nic. Wszyscy siedzą cicho. Nie ma protestów w ambasadzie Meksyku, bo to chyba jednak meksykańska produkcja, nie ma żadnych wyraźnych oznak oburzenia. Czymu? Może przez to, że Meksyk jest daleko i nikogo specjalnie nie obchodzi co się tam dzieje? No, ale jak to bliżej wszak jest ten Meksyk Nowego Jorku niż Polska i jej tradycyjny antysemityzm. Dlaczego więc wyskoki meksykańskich filmowców nie ciekawią nowojorskich kół żydowskich? Może przez to, że któryś z poważnych biznesmenów ma udziały w tej i innych rozrywkowych produkcjach? Tak tylko sobie gdybam, nic bowiem przecież pewnego na tym świecie nie ma i kto to może wiedzieć gdzie oni mają udziały. Od dawna jasne jest dla nas, że na omawianym obszarze panuje pewna dwoistość, mam na myśli dwoistość standardów. Co wolno Meksykaninowi tego w żaden sposób nie może zrobić Polak, albowiem zostanie ogłoszony zbrodniarzem wojennym i okryty hańbą na wieczność. Zarzut zaś dotyczący zachowania lub tylko wypowiedzi antysemickich dyskredytuje takiego towarzysko w zasadzie na zawsze. Mechanizm ten nie działa w drugą stronę, to znaczy jeśli ktoś obraża, na przykład, Kościół i księży, nie jest poddany ostracyzmowi, przeciwnie jest towarzysko atrakcyjny i uznawany za ciekawego oraz inteligentnego człowieka. Ponieważ jednak na globalnych rynkach nienawiści i antypatii dzieją się dziwne rzeczy, takie jak widać w tym krótkim filmie, sprawy się komplikują. To znaczy w obozie ludzi kulturalnych, to znaczy oburzających się na antysemityzm Polaków robi się trochę pusto i nieciekawie, a dzieje się tak coraz częściej ze względu na fantastyczne wypowiedzi osobników takich jak sierżant Daniels. Wobec tego rodzi się potrzeba wyznaczenia granicy, a następnie przeciągania za tą granicę niezdecydowanych. Ponieważ opinie wyraża się zawsze wobec czegoś lub kogoś, mówiąc krótko – wobec nośnika treści – owo wyznaczanie granicy ma związek z biznesem. Głównie wydawniczym i filmowym. I tak oto przemysł filmowy zastawia różne pułapki na niezdecydowanych. Po to, by potem nie mogli – siedząc ze szwagrem przy stole – wykonać żadnego sensownego ruchu, który ocaliłby całość ich poglądów oraz przekonań. Weźmy takiego Smarzowskiego, ileż ja się tu naostrzegałem przed tym ponurym typem, ile razy pisałem – nie idźcie na film Wołyń, bo to ściema wymierzona we frajerów i głupków, której zadaniem jest rozbijanie zdrowych relacji w rodzinach, klubach kawalerskich i na podwórkach pod trzepakami. Nie. Nie dało się wytłumaczyć. Smarzowski nakręcił film oddający sprawiedliwość pomordowanym…takie było oficjalne stanowisko populacji uważającej się za inteligentną, oczytaną i jeszcze do tego prawicową. Teraz Smarzowski nakręcił drugi film, nosi on tytuł Kler, a jego przesłanie zawiera się w zdaniu – Oto wielka tajemnica wiary, złoto i dolary. Za chwilę tenże Smarzowski, albo może jego kolega Pasikowski nakręcą film zatytułowany Jedwabne i wtedy dopiero zobaczycie. Zatęsknicie za wielkim Jacinto. Kiedy zaś bratowa zapyta przy świątecznym stole – ale dlaczego Stefan, dlaczego ty się czepiasz tego Smarzowskiego? Przecież taki piękny i prawdziwy film o Wołyniu nakręcił, o co ci chodzi – Stefan będzie mógł już tylko zwiesić głowę, ewentualnie nieśmiało protestować, bez nadziei na wsparcie kogokolwiek, bo kto by się tam za nim ujął, biednym, pogubionym durniem, co nie rozumie sztuki ani trendów. Jedno mu tylko wyjście zostanie – zakupienie już zawczasu nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, do tego wspomnień Urke Nachalnika, a na koniec jeszcze powieści Klemensa Junoszy pod tytułem Pająki. Ta ostatnia powinna podziałać na całe zgromadzenie rodzinne jeszcze lepiej niż rekwizyty wielkiego Jacinto na tego żydowskiego wampira co się krył w górach Sierra Madre. Musicie myśleć o tym już teraz, bo jak po wakacjach sierżant z Szewachem zaczną w mediach swój taniec, może zabraknąć dla Was egzemplarzy, a do świąt zabraknie ich na pewno.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl
Widziałem 4 filmy Smarzowskiego i ma Pan całkowitą rację co do tego reżysera. Kreuje on świat w którym Polacy nie zasługują na szacunek, współczucie, może tylko na litość. Obraz Polaków z filmów wesołego pana Wojtka to panorama chciwych, głupich, odrażających typków i chamów, którzy na nic nie zasługują. Jest to zdecydowanie kino dla zakompleksionych, którzy po seansie mogą powiedzieć – „o, wszyscy kradną, zdradzają i są głupsi ode mnie. Brzydzę się nimi, brzydzę się tymkrajem”.
No i smutne, że Szulkin mało nakręcił i umarł, Królikiewicz umarł a Smarzowski pracuje jak stachanowiec lub Woody Allen. I jeszcze na tle Patryka Wegi uchodzi za reżysera artystycznego. Nawet nie wiedziałem że nakręcił ten film „Kler”, Jakubik znowu w nim kreuje, jest to trzeba przyznać zbieżne z artystyczną działalnością muzyka Jakubika. Szybko sprawdziłem, film ma już promocje w Elle, Wyborczej, Zet itp.
„Jest to zdecydowanie kino dla zakompleksionych, którzy po seansie mogą powiedzieć – „o, wszyscy kradną, zdradzają i są głupsi ode mnie. Brzydzę się nimi, brzydzę się tymkrajem”.
Ano. Kiedyś już tu przytoczyłem moją wstrząsającą rozmowę z byłym kolegą z korpo o stosunkach polsko-ukraińskich. Stwierdził on, że na Wołyniu słuszną zaplatę odebrali Polacy za stulecia bycia „polskimi panami”. Właściwie to nie była rozmowa a wysłuchanie z mojej strony. Wstrząśnięty wstępem, postanowilem nie przeszkadzać mu mówić. Na końcu powiedzial tak: „Nienawidzę tego kraju. Moim największym marzeniem jest wyjechać stąd do Holandii na zawsze”.
A na samym początku, zanim zachwycił się Wołyniem (nie filmem), to wychwalal właśnie wszystkie dzieła Smarzowskiego.
Mój komentarz tego jest taki (ukłon w stronę Maxa Kolonko 😉 ): Co wolno wojewodzie to nie tobie smrodzie! 😀
Mea culpa. Wstyd się przyznać, ale dałem się na niego nabrać a na swoje usprawiedliwienie mogę podać, że przed poznaniem Coryllusa. Powiem Wam, że jest wielu którzy szukają prawdy i chcą ją poznać i jakoś mądrze przysłużyć na tym padole, jednak nie jest łatwo. Dlatego to co robi Gabriel wyzwala. Dzięki Coryllus.
Zdecydowanie jest to kino komercyjne pod publiczkę, przy czym publiczka zgrabnie zebrana z czytelników Faktu i Wyborczej. Stąd i dwa poziomy narracji w filmach, najprostszy – o chlaniu wódki, gwałceniu i zabijaniu oraz wyższy – o tymkraju i chorej polskości. Doskonale to widać w filmie „Drogówka”, który składał się z dwu części, dla każdej publiczki. Obejrzałem zwiastun „Kleru” – chlanie i seks oraz forsa – to uwypuklone w konwencji wielkiej kpiny.
Dodam, że szczególnie bolesne było dla mnie oglądanie „Pod Mocnym Aniołem” – jakby Smarzowski nie rozumiał książki Pilcha, który przecież jest prostym, łatwym i przystępnym pisarzem. Zniknęła cała lekkość i ironia, wszystko przyćmiło chlanie i rzyganie. Może z tym womitowaniem reżyser ma zabawę na planie, może jest to ciekawa praca – jak na niby pokazać trupy, krew i wymiociny, żeby na ekranie było hiperrealistyczne? Tylko czemu mam znowu płacić za dewiacje sympatycznego pana Wojtka?
No właśnie jakoś to wygląda dewiacyjnie, niby jakie przesłanie dla widzów mają nieść te dzieła filmowe, no tylko takie że wg dzieł filmowych tych panów to: „wszystko jest gówno oprócz moczu”
Tylko że tej kasy szkoda, miliony wydać aby zilustrować powyżej załączoną sentencję, po co? To samo powie pijaczek za butelkę piwa w cenie 2 zł.
Wiesz, tak sobie głośno myślę, że zamiast przeznaczać dużo forsy na filmy „promujące Polskę” i na Narodowe Instytuty, można by ułamek tych kwot dawać Smarzowskiemu na jakieś inne, mniej szkodliwe zajęcie, niż kręcenie filmów fabularnych. Mógłby dla ministerstw kręcić filmy bhp o szkodliwości ćpania, picia, złego używania pistoletu maszynowego, wózka widłowego lub piły łańcuchowej. A może dla MON nakręciłby remake „Smoleńska”, gdzie nie byłoby łuny pochłaniającej ofiary a szczegóły śmierci kilkudziesięciu osób. Chytrze podejść!
„Może jest to ciekawa praca – jak na niby pokazać trupy, krew i wymiociny, żeby na ekranie było hiperrealistyczne?”
Smarzowski ma chyba podobną obsesję jak Dali. On całe życie usiłował namalować taką kupę, żeby widz dal się nabrać.
„Pod Mocnym Aniołem” to ostatni polski film jaki w życiu obejrzałam, od tej pory utrzymuję całkowitą abstynencje pod tym względem. Książkę za młodu czytałam wiele razy, zabawna i śmieszna, ale trzeba przecież ze wszystkiego zrobić wielkie g. Może źle pamiętam, ale w książce żaden ksiądz nie występuje i nie przewraca się przed ołtarzem. Poza tym nie ma mowy o wymiotowaniu, robieniu kupy w majtki, gwałtach itp. Alkoholizm po prostu tak nie wygląda, to są wyobrażenia z kawałów dla przedszkolaków, w których pijak narobił między majtki a kalesony. Smarzowski jest bardzo infantylny
Ja nie widzialam zadnego GNIOTA filmowego tego buraka…
… zyje i zyc bede… swiat, ktory struga ta KANALIA w swoich GNIOTACH to jest sFiat Smarzowskiego i jemu podobnych degeneratow…
… dobrze by bylo aby narod polski zdal sobie z teho sprawe i OLAL jego fFUrcUF ze ZBRATANYCH „lepszozmianowych” michnikowych i glinskich kregow cieplym moczem !!!
Dokladnie…
… prawda Cie wyzwoli !!!
Smarzowski kręci same Drogówki. Pierwsza była o policji, druga o pogotowiu ratunkowym, a trzecia o Kościele. Ci sami aktorzy, te same dialogi i sytuacje. Tą pierwszą Drogówkę, o policji, oglądałem, ale do końca nie rozumiałem kto kogo ściga i za co.
Stety, Panie Chlorze, ale…
… tak sie zlozylo – to moj swiadomy wybor, ze od wielu lat do tej pory nie obejrzalam NIC z tych wyzej wymienionych GNIOTOW… kompletnie NIC. Widzialam natomiast jak to filmowe dziadostwo mocno „grzeje sie” w tym pudelkowo-wyborczym szambie !!!
Przestrzegałbym przed tak huraoptymistycznym stwierdzeniem. Wszystko trzeba przepuścic przez „siebie”, posiłkować się zdrowym rozsądkiem i to pozwoli wyzwolić się, a to co pisze Gospodarz może być pomocne, szczególnie iż pokazuje, że można czytać to co nas otacza i wysnuwać wnioski na własny użytek, aby ci co chcą nas owinąć koło swojego palca musieli się zdrowo natrudzić i nie otrzymali od nas nic za darmo.
Mój huraoptymizm zawiera się w pytaniu, a co gdyby Coryllusa nie było? I zdrowy rozsądek jeśli nie ma alternatywy na rynku treści może się na niewiele przydać.
À le jest Coryllus…
… cieszmy sie i dziekujmy za to zrzadzenie… korzystajmy pelnymi garsciami z Jego wiedzy, doswiadczen, dorobku… i nie zadawajmy zbednych pytan.
Prognostyk ś.p. Junoszy
O pogotowiu to kręcił Vega a nie Smarzowski.
Junoszy majątkiem było, że … na Parnasie miał włości, … od zawsze to obowiązuje,, że z samego talentu trudno przeżyć w zamożności … stąd wymyślono fundusze, projekty, dotacje, programy, PISF-y, żeby było łatwiej a nawet wygodniej, wybranym wybrańcom
Jeśli Smarzowskiego wychował Szulkin, to Wegę chyba Smarzowski. 😉
100/100 !!!
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.