sie 142022
 

Wszyscy wiedzą kto to jest Willie Nelson. Facet z gitarą i kucykami, oraz grubą chustką na głowie. Mało kto jednak zadaje sobie pytanie, jak to jest, że Willie od wielu lat już nosi te sławne warkoczyki, a urodził się przecież w roku 1933. Domyślamy się, że Willie trochę oszukuje, a żeby utrzymać swój look, tak dobrze rozpoznawalny, ucieka się do różnych nieczystych, choć wybaczalnych chwytów. Ja tam nie mam do niego pretensji, myślę zresztą, że pewnie od dawna nie pokazuje się publicznie. W przyszłym roku skończy przecież 90 lat. No, ale kiedy jeszcze to czynił, a był już po siedemdziesiątce także miał te kucyki i chyba nikt o zdrowych zmysłach nie przypuszczał, że one wyrastają z jego głowy. Gdyby pojawił się na scenie bez nich okazałoby się, że publiczność nie jest nawet w połowie tak szczęśliwa, jak byłaby widząc Nelsona z kucykami. Co to znaczy? Że look jest częścią oferty kulturalnej i nie można go oderwać od tego, co zdaje się być jej istotą, w przypadku Williego chodzi o muzykę. Ta oczywiście jest ważna, ale każdy kto chciał kiedykolwiek naśladować Nelsona lub skorzystać z nakręconej przezeń koniunktury, musiał – chciał nie chciał – zawiązać sobie chustkę na głowie, ubrać się w ogrodniczki i miałczeć tak samo jak on. Wtedy była szansa na powodzenie w środowiskach lokalnych, bo wiadomo przecież, że zbyt wielu Nelsonów w jednym miejscu obniżyłoby wyniki sprzedażowe i popularność tego najważniejszego. Stąd już tylko krok do oczywistej konstatacji, że wizerunek jest ważniejszy niż muzyka. Ma on także ten walor, że dzięki niemu nie widać niedociągnięć w warsztacie tego czy innego grajka. To są sprawy dla ludzi zainteresowanych muzyką oczywiste, ale dla mnie takie nie były, dlatego musiałem to napisać. Stąd już tylko krok do innej konstatacji – czy tylko w muzyce wizerunek jest najważniejszy? Oczywiście, że nie, wszyscy bowiem pisarze, zaczynają swoje kariery od złożenia deklaracji politycznych i przebrania się w jakieś dziwne łachy. Tylko wtedy są widoczni, a czytelnik nie jest zmuszony do czytania ich książek, bo poprzez ich zachowanie zapoznaje się z treścią tych publikacji, a przynajmniej jej najważniejszymi założeniami. Kłopot w tym, że o wiele trudniej wykreować wizerunek pisarza niż wizerunek muzyka. Muzyk bowiem występuje sam na scenie i może robić tam co chce, na przykład rozebrać się do rosołu, o ile ma co pokazać, rzecz jasna, i biegać bez gaci z gitarą w tę i wewtę. I to jest akceptowane. Pisarz jest w trudniejszej sytuacji, albowiem on ma bardzo ograniczone  możliwości. Może się w coś przebrać, albo zrobić sobie jakąś fryzurę. Poza tym może tylko mówić. No, ale jak pisarz ma mówić i zwracać na siebie uwagę, kiedy mamy sytuację taką jaką mamy? To znaczy mówią dziennikarze, mówią politycy, mówią aktorzy, mówią w zasadzie wszyscy, którzy są nie dość, że lepiej przygotowani aktorsko do mówienia, to jeszcze mają lepszych stylistów. Pisarze są bez szans, albowiem nikogo nie interesują ich książki. Zostały one bowiem zaplanowane i napisane jako niezbędny element oferty propagandowej. No i właśnie okazało się, że ów element jest jednak zbędny. Jak żyć towarzysze? Rozbierać się do rosołu? Kogo to ma ekscytować? Przyprawić sobie treskę? Nie ma to sensu, bo wszystkie demonstrantki popierające postępowych pisarzy występują bez kucyków, golą się na krótko, albo wręcz na glacę.

Nawet Olgi Tokarczuk już nie pokazują, w tak ostrą fazę weszła walka kas, klas, oligarchii i mediów. Jej nieuchronną konsekwencją jest zmiana oferty. Jak widzimy wszystkie treści, które miały w sobie jakiś literacki potencjał zostały spłukane szlauchem. Liczą się tylko treści kreowane na bieżąco, a tym zajmują się ludzie, których nie znamy z imienia i nazwiska. O ich sukcesach zaś świadczą śnięte ryby w rzece, albo pożar taśmociągu w elektrowni. Nie jakieś tam kucyki, książki, czy coś. To jest już przeszłość i tylko z trudem da się ją obronić i zachować. Obawiam się jednak, że wszyscy, którzy będą chcieli zawalczyć o swoje pięć minut zostaną zmuszeni do ściągnięcia gaci na wizji.

Czy to jedyny sposób na sukces? Moim zdaniem nie. Należy bowiem podważyć sens oferty, jaka codziennie prezentowana jest publiczności przez media. Ma ona kilka poziomów, tak by wydawało się iż każdy może w niej znaleźć coś dla siebie, a także, że jest to oferta pełna i nic po za nią już nie istnieje. Ten numer – nazwijmy go pełnią – ćwiczony był od zawsze i od zawsze ludzie się nań łapali. To znaczy, w dawnych czasach skazani byli na muzykę z radia Luksemburg, albo Telewizyjną Listę Przebojów ewentualnie Listę Przebojów Trójki. Jeśli ktoś nie miał do tego serca wylatywał poza obieg towarzyski. Po prostu się  z nim o pewnych sprawach nie gadało, a często był po prostu eliminowany z towarzystwa. Po latach wiele osób oprzytomniało i zrozumiało, że oferta nie dość, że nie była pełna, to jeszcze tworzono ją z premedytacją z produktów, które w osobniku o normalnej wrażliwości wywoływały wymioty. Nie wszyscy jednak przeszli taką drogę i dziś wielu ludzi nadal nie potrafi żyć bez Listy Przebojów Trójki i płacze, kiedy widzi Marka Niedźwiedzkiego. Ja do nich, wyznam, nie należę. Najgorsze jest jednak to, że ofertowa pełnia, jako sposób manipulacji aspirującym tłumem nie została wcale porzucona. Ona jest kultywowana w najlepsze, a celem jej jest odebranie ludziom zdrowej i silnej chęci poznania. I tak, postać tak niesławna jak Eryk Mistewicz, tworzy portal i pismo pod tytułem „Wszystko co najważniejsze”, by tam informować ludzi przede wszystkim o tym, że poza tym pismem nie ma nic ciekawego dla osób z pretensjami i ilorazem. My zaś bierzemy do ręki to pismo, znajdujemy tak artykuł „jednego z najwybitniejszych francuskich filozofów” Pascala Brucknera i czytamy pierwsze zdanie tego tekstu. Brzmi ono:

Swoim okrucieństwem Rosja Putina dryfuje w oczach świata w stronę reżimu narodowo-socjalistycznego, z rasizmem i antysemityzmem włącznie.

I teraz zagadka – jakim językiem posługuje się na co dzień tłumacz tekstu Brucknera i dlaczego nie jest to język polski? I co to znaczy: swoim okrucieństwem Rosja dryfuje? Ja tego nie rozwikłam, ale uważam, że Mistewicz, Bruckner i wszyscy oni powinni przyprawić sobie treski, albowiem sposób w jaki próbują zwrócić na siebie uwagę możliwy będzie do zaakceptowania jedynie przez dawnych miłośników programu o kulturze o nazwie „Pegaz”, którego już – najpewniej ze wstydu – dawno się nie pokazuje. Gazeta Mistewicza ma jeszcze wzięcie, albowiem jest tam ten tytuł i on ma właściwości paraliżujące. Tylko czy będzie mógł zastąpić warkoczyki Nelsona? Szczerze wątpię. Jeśli ktoś chce posłuchać treści prawdziwie oryginalnych, ważnych i niedostępnych nigdzie w zasadzie, zapraszam na konferencję do Uniejowa.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-7-konferencji-lul/

 

Przepraszam, że tekst ukazuje się tak późno, ale nie obudziłem się na czas.

  14 komentarzy do “Treska Willie’ego Nelsona”

  1. Ciekawe. Czy wszyscy pragniemy warkoczyków, takich jakie miał Tecumseh, Atahualpa, albo Mieszko, syn Heraklesa?

  2. Nie, bo to stosunkowo niedawny pomysł na utrzymanie się na powierzchni

  3. Nie kojarzyłem Nelsona, w pierwszym momencie pomyślałem, że chodzi o tego miśka:

    https://youtu.be/OlKox9r04nY

  4. To dobrze. Gaelickia harfa gniecie konkurencję. Warkoczyki pojawiły się też w kronice Kadłubka. I chyba znamionowaly niesławę, nie sukces. Brak tolerancji dla LGTB zawsze trapił Polaków

  5. No wie pan, Nelsona nie kojarzyć…

  6.  „Muzyk bowiem występuje sam na scenie i może robić tam co chce, na przykład rozebrać się do rosołu, o ile ma co pokazać, rzecz jasna, i biegać bez gaci z gitarą w tę i wewtę. I to jest akceptowane.”

    Tak, taki mamy „intelektualny” klimat podczas  publicznych produkcji „nowoczesnych” szarpidrutów i wyjców obu płci biologicznych o „płciach kulturowych/gender nie wspominając.

    Kiedyś na YT pojawiło się nagranie z pewnego koncertu, podczas którego śpiewająca dziewoja postanowiła usatysfakcjonować napalonego fana i gdy ten w amoku wdarł się na scenę, ściągnęła majtki i oddała mocz w samą  rozdziawioną gębę „nowoczesnego” fana, leżącego na deskach sceny.

    Tak wygląda sztuka w wykonaniu współczesnej dziczy.

    YT usunęła to wideo:

    https://www.youtube.com/watch?v=M_i-A-5jJ8s&t=232s

  7. Czy Jakub Wędrowycz to też „zaplanowany i niezbędny element oferty propagandowej”?

  8. WN to specyficzny gość, bardzo go lubię, szczególnie od czasu piosenki Lonstara „Parę Słów Parę Nut”  😀  … ładnie WN obrazuje dyptyk o remoncie jego gitary, nawet jeśli ma ich więcej, to od zawsze widuje się go z tą jedną, z Triggerem … szukać na YT „Willie Nelson Guitar Repair Trigger”, znajdzie się …

    btw – „… Nawet Olgi Tokarczuk już nie pokazują, w tak ostrą fazę weszła walka kas, klas, oligarchii i mediów … ” w sam punkt – pognano OT – tymczasowo, stworzono przestrzeń w mediach do zatłuczenia rządu i pisu, a w realu kreuje się preteksty …  idą krwawe wybory chyba, bo w przypadki to ja nie wierzę …

  9. Ja o kucykach: mam te 70 i parę lat i gdybym potrzebował kompromitować się na estradzie (jak dawno temu),to kucyki mógłbym sobie sprawić

  10. Czepiasz się Mistewicza.

    A ja czytam sobie Waltera Benjamina. Czytam wstęp, który napisał Hermann. Hermann Schweppenhäuser był niemieckim filozofem i wydawcą. Był profesorem w Instytucie Badań Społecznych we Frankfurcie nad Menem w Niemczech. Wydał ponad 100 książek o światowym pokoju i socjalizmie. Urodził się we Frankfurcie nad Menem.

    I co czytam w tym wstępie?

    „Rzeczy zaczynają mówić, bo odurzenie budzi delikatność wobec nich bo znika wstręt w stosunku do zdeprawowanej materii, brudnej i brzydkiej, idiosynkrazja, drogo okupiona stwardnieniem libidalnych, mimetycznych impulsów w racjonalną instancję podmiotu”

    Zostaw Eryka bo jeszcze daleka droga przed nim.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.