lis 122020
 

Miałem kiedyś kolegę, w dawnych czasach, takiego Sergiusza. To był dobry chłopak, ale miewał naprawdę poważne odjazdy. I to na trzeźwo bez żadnego wspomagania i dodatkowej stymulacji. Coś tam próbował pisać, ale więcej się wygłupiał niż pisał. Straciłem z nim kontakt dawno temu. I oto wczoraj, na fali wypadków ostatnich tygodni, Sergiusz przesłał mi list i opowiadanie, które napisał kierując się impulsem płynącym z serca. Tak, naprawdę myślę, że nie z serca, bo podejrzewałem zawsze Sergiusza o to, że on nie ma serca. No, ale dobrze, chodzi o to, że impulsem…Zapytał mnie, czy bym mu tego opowiadania nie opublikował. On teraz robi coś innego, pisanie go nie interesuje, ale usiadł i coś mu wyszło. Przeczytałem to i trochę się wystraszyłem. Taki właśnie jest Sergiusz, nieobliczalny. Wysłałem to opowiadanie do kolegi, który widział niejedno i ma różne poważne przemyślenia. Czekałem długo, aż w środku nocy przyszła odpowiedź. – Za mocne – napisał mój kolega – głównie przez tę szlifierkę kątową.

Przez całą noc biłem się z myślami. Publikować czy nie? Sergiusz by się nie obraził, ale z całą pewnością nie usłyszałbym o nim przez następne piętnaście lat. Pomyślałem więc, że opublikuję. Uprzedzam jednak wszystkich, że wchodzicie w to na własną odpowiedzialność. Każdy jest dorosły i wie co robi. Ostrzegałem.

Wszelkie podobieństwa do osób żyjących współcześnie są przypadkowe i niezamierzone.

Prowincjał dominikanów, wiekowy już ojciec Adam Chlustak, zasiadł do swojego laptopa ustawionego na szerokim stole w sali audiencyjnej. W zasadzie nie była to sala audiencyjna, ale pomieszczenie, które straciło funkcję refektarza, a więc zamieniono je na miejsce, gdzie odbywały się mitingi dziewcząt, które dokonawszy aborcji, próbowały – w obecności i przy udziale jednego z ojców – jakoś tę traumę przerobić. Polegało to ta tym, że kiwały się w rytm muzyki gitarowej, od czasu do czasu wykrzykując w przestrzeń gromkie – wypierdalać! Kierowane w zasadzie nie wiadomo do kogo.

Nikt już tego wyrazu nie traktował w kategoriach przekleństwa czy obrazy, albowiem od czasu kiedy przez stolicę przeszły sławne demonstracje kobiet walczących o prawo do aborcji, powstało ze dwieście doktoratów i tyleż prasowych publikacji, z zakresu socjologii, kulturo i jezykoznawstwa, w których udowadniano – i wszyscy w to wierzyli – że wyraz ten nie niesie ze sobą żadnych treści poza neutralnym zupełnie komunikatem. Nikt nie zadał sobie pytania, dlaczego – skoro tak jest – biedne wariatki przychodzące na terapię do dominikanów – wrzeszczą w niebogłosy – wypierdalać – choć przecież nie jest to nic innego, jak tylko niewinna prośba skierowana do kogoś, kto ma właśnie opuścić pomieszczenie.

Chlustak nie zaprzątał sobie głowy takimi rozważaniami. Cieszyło go, że jest sam w sali, którą osobiście nazwał audiencyjną, bo przyjmował w niej zawsze gości, a także dyskutował z braćmi, zupełnie jak jakiś średniowieczny król, naradzający się w gronie najbardziej zaufanych rycerzy.

Zajrzał do swojej skrzynki mailowej i zobaczył tam wiadomość z załącznikiem i dopiskiem – pilne. Zaciekawiony kliknął w nią, ściągnął na pulpit załącznik, który okazał się plikiem wideo, przesunął okulary, które nosił od dość dawna, na sam czubek nosa i przeczytał opis pliku.

– Wolność przez miłość – szept rozszedł się po sali audiencyjnej, tak, jak zwykle rozlega się pustym pokoju szelest odwijanych z papierka słodyczy, które chcemy spożyć w tajemnicy przed resztą rodziny.

– Ciekawe – mruknął ojciec Chlustak – wolność przez miłość…dobry temat do rozważań – wypowiedziawszy te słowa kliknął w plik i zmrużył lekko oczy.

Na początku nie zobaczył nic niezwykłego. Błotniste podwórko, na nim psia buda, a obok niej zabiedzony kundel ze smutnymi oczami. Chlustak widział, że ze smutnymi, bo kamera kilkakrotnie zrobiła najazd na te oczy. Potem odjechała dalej i w kadrze znalazł się niespodziewanie, jakiś galaretowaty i niespokojny, z niewiadomych powodów młodzieniec, który wydawał się Chlustakowi znajomy.

Bez jednego słowa młodzieniec podszedł do psa, wskazując palcem na łańcuch, zrobił minę, która mogła być od biedy uznana za współczującą, a następnie wydobywszy nie wiadomo skąd napędzaną baterią szlifierkę kontową, nie zważając na dzikie wycie psa, który wystraszył się odgłosu, jaki wydawało urządzenie, przeciął łańcuch. Potem wyłączył szlifierkę, schował ją gdzieś i z miną prestidigitatora, który za chwilę sprawi, że z nieba polecą dolary, pokazał widzom ten przecięty łańcuch. Potem wskazał palcem na psa i uśmiechnął się, a zrobił to w taki sposób, że pies wyczuł od razu zagrożenie i chciał zwiać. Nie udało mu się to jednak. Został przez młodzieńca przytrzymany za obrożę. Następnie wydarzyło się coś, czego Chlustak miał nie zapomnieć już do końca życia, bo choć naprawdę widział już wiele i w wielu ekscesach sam uczestniczył. To jednak, co ujrzał w tym nagraniu, omal nie pozbawiło go przytomności. Oto młodzieniec, wprawnym ruchem, niczym rzeźnik przytrzymujący między udami owcę, którą zamierza oprawić, postąpił w analogiczny sposób z psem. Potem zaś z poważnym wyrazem twarzy, ściągnął spodnie i rozpoczął, przy wtórze nieludzkiego wycia, to co zwykle określa się jako spółkowanie.

Uśmiechał się przy tym wprost do kamery, a Chlustak, choć bardzo chciał przestać patrzeć, był tak zaskoczony, roztrzęsiony, że prawie się rozchorował. Kiedy młodzieniec skończył, ukłoni się, a na ekranie pojawił się napis – Wolność przez miłość. Potem ekran zrobił się czarny i projekcja dobiegła końca.

– Ja pierdolę – wyrwało się Chlustakowi, który podniósł się z miejsca i wbił wzrok w jedyny zawieszony w sali audiencyjnej obraz – oprawiony w prostą ramkę duży portret Jana Pawła II, przekreślony czerwoną farbą z umieszczonym na dole napisem – pedofil.

Ja pierdolę – powtórzył Chlustak i jakby nie wierząc samemu sobie sprawdził, kto też przesłał mu taki zatruty owoc.

– Gruziński! – o w mordę – warknął – młody Gruziński!

Młody Gruziński był synem starego Gruzińskiego, któremu przydarzył się po prostu kiedyś w czasie posługi kapłańskiej. Dorastał pod skrzydłami ojca, w zakonie, bo matka gdzieś się ulotniła. Jako poważny i dojrzały młodzieniec, stwierdziwszy, że nie ma się co wygłupiać, szukając rozwiązań i pomysłów na życie, skoro ojciec ma wymoszczone gniazdko, poszedł w jego ślady i został zakonnikiem modernistą.

W tym właśnie momencie drzwi do audiencyjnej otworzyły się i stanął w nich młody Gruziński. W dżinsach, kraciastej koszuli i z plecakiem niedbale przerzuconym przez ramię.

Chlustak popatrzył na niego tak, że wszystko od razu stało się jasne i niczego nie trzeba było tłumaczyć.

– Niezłe co? – powiedział młody Gruziński – daje gość radę.

– Ja pierdolę – powtórzył Chlustak – o czym ty mówisz Paweł, po coś mi to w ogóle przysłał?!

– To jest element nowej strategii – powiedział spokojnie Gruziński i rzucił plecak na krzesło. Wracam właśnie od ojca, z Amsterdamu, a ten film jest elementem naszej nowej kampanii. Zanim jednak włączymy go do programu musimy odpowiedzieć na pewne kwestie.

– Na jakie, kurwa, znowu kwestie?! – Chlustak nie mógł się opanować – gość pierdoli psa! Tu nie ma nic do tłumaczenia! A jeszcze się przy tym wygłupia….

Gruziński spojrzał na Chlustaka z politowaniem.

– Po pierwsze – rzekł bardzo spokojnie – nie możesz ojcze Adamie wypowiadać wyrazów i zwrotów takich jak – ja pierdolę, czy pierdoli. Możesz mówić tylko – wypierdalać, bo tak zostało ustalone z feministkami i ruchami odnowy. Reszta wyrazów jest zakazana.

Chlustak patrzył na młodego Gruzińskiego nienawistnie.

– Ale to przecież w cholerę to samo! – wrzasnął prawie

– Widzę, ojcze Adamie, że wchodzisz w ten okres życia, kiedy ludzi zaczyna się określać mianem człowiek starej daty.

Chlustak nie wytrzymał i zrobił taki ruch ręką, jakby chciał utrącić Gruzińskiemu jego owłosiony z każdej strony, okrągły i pusty, jak przypuszczał od dawna, łeb.

Gruziński się jednak uchylił, spojrzał karcąco na przełożonego i nie martwiąc się już wcale o jego wybuchy gniewu, rozwalił się na krześle.

– Musimy – powiedział stanowczo – zorganizować seminarium z udziałem najbardziej znanych aktywistek i aktywistów ruchu LGBT pod tytułem – wolność przez miłość. Zaprosimy ekologów i znajdziemy jakiegoś wieśniaka, który trzyma psa na łańcuchu w obejściu, a potem poddamy krytyce jego postępowanie i napiszemy nań donos do prokuratury.

Chlustak otworzył usta ze zdumienia

– Słuchajcie Gruziński – zaczął szyderczo, tonem, którym w czasach jego młodości funkcjonariusze służb mundurowych zwracali się do trudnej młodzieży – słuchajcie no Gruziński – powtórzył – wyście nie byli u starego w tym Amstedamie, prawda? Siedzieliście przez cały ten czas w coffe shopie, czy tak? Zgadłem?!

Gruziński popatrzył na Chlustaka wzrokiem nauczyciela, któremu trafił się wychowanek debil.

– No nie – szepnął ni to do siebie nie to do podłogi – tego się po tobie ojcze Adamie nie spodziewałem.

– Nie? – Chlustak zarechotał – no popatrz, a to cię zaskoczyłem. Nie wybuchnąłem entuzjazmem na widok faceta, co posuwa burka przy budzie…taki już ze mnie, prawda, dziwak starej daty.

Gruziński był wyraźnie zmęczony zagrywkami Chlustaka. Spojrzał na zegarek, uniósł brwi ze zdziwienia i powiedział, nie zwracając wcale uwagi na demonstracje starego zakonnika – zaraz tu będzie.

– Kto?

– Ćwirlikowski.

– On? A po cholerę? Nie umawiałem się z nim dzisiaj.

– Ty nie, ojcze Adamie, ale ja tak.

– A od kiedy ty się Gruziński umawiasz z Ćwirlikowskim bez mojej zgody, co?

Gruziński westchnął tylko. Bez pytania odwrócił w swoją stronę laptop Chlustaka i jeszcze raz odpalił film z psem w roli głównej. Obejrzał go do końca z miną znawcy i pokiwał z uznaniem głową.

– Daje radę – rzekł bardziej do siebie niż do Chlustaka

– Kto? – zdziwił się tamten

– Jak to kto? – Gruziński wyraźnie się zniecierpliwił – myślałem, że go poznałeś ojcze Adamie? Syn Ćwirlikowskiego.

– Eeeeeeeeeeeeee – wyrwało się Chlustakowi, który nie mógł zdobyć się na żaden dodatkowy komentarz po ujawnieniu mu tożsamości drugiego bohatera filmu. Patrzył tylko tępo w twarz Gruzińskiego, który nie mógł ukryć znużenia.

– No właśnie – powiedział w końcu – to jest kolejna kwestia, z którą będziemy się musieli zmierzyć. Syn Ćwirlikowskiego jest performerem i aktywistą ruchu ekologicznego. Brakuje mu jednak poweru.

Oczy Chlustaka powiększyły się do rozmiarów bombek choinkowych.

– Gruziński – wycharczał – czego mu brakuje?

– Poweru – mówię przecież – musimy chłopakowi trochę pomóc. Właśnie dlatego przyjdzie tu Ćwirlikowski. On jest drugą częścią naszej nowej misji.

– Aha – powiedział Chlustak najwyraźniej całkowicie obezwładniony rzeczowym tonem i postawą Gruzińskiego.

Drzwi znowu się otworzyły i stanął w nich posiwiały całkiem redaktor Ćwirlikowski.

– Hej – zawołał od progu – pochwalony! Widzieliście film?!

Gruziński kiwnął głową, a Chlustak popatrzył na niego z miną kata niewiniątek.

– Przyniosłem nowe materiały do badań i pracy – wysapał redaktor, a Chlustak zauważył, że trzyma on w rękach dwie torby z biedronki wypełnione plastikowymi odpadkami.

– Śmieci? – zapytał Chlustak grobowym głosem

– Ojciec Adam coś dziś nie w humorze – roześmiał się Ćwirlikowski patrząc na Gruzińskiego.

– Powiedzmy – sapnął tamten – ale niech się pan tym nie przejmuje redaktorze spróbujemy go naprostować.

– No co tam? – wesoło zawołał Ćwirlikowski – stara się moja latorośl jak może, nieprawdaż?

Chlustak zmrużył dziko oczy. A Gruziński widząc niepewność malującą się na twarzy Ćwirlikowskiego machnął tylko ręką.

– Są nowe wytyczne – powiedział – trzeba opracować strategię.

– No – roześmiał się Ćwirlikowski – właśnie dlatego przyniosłem butelki.

Chlustak przechylił się całym ciałem przez stół i patrzył tępo na dwie siatki wypełnione pojemnikami PET. Potem podniósł wzrok, wstał wyprostował się i spojrzał z góry na dużo odeń niższego Ćwirlikowskiego.

– Zaraz wszystko wytłumaczę – redaktor wydawał się nawet trochę zalękniony. Przejechał ręką po przylizanych włosach, wygładził kciukiem i palcem wskazującym, zmarszczki wokół ust i starając się opanować lęk, jakim od jakiegoś czasu napawał go stary już i zgrzybiały ojciec Chlustak, rozpoczął przemowę.

– Druga część planu jest taka – tu zrobił minę poważną i skupioną – duch i wiara zniknęły z Kościoła.

– To samo mówią ortodoksi – przerwał mu Chlustak

– I dlatego odprawiają czterogodzinne nabożeństwa – wtrącił się Gruziński – wiemy o tym ojcze Adamie.

Chlustak wyglądał jak wyłaniająca się z morza Godzilla. Nic nie mówił, tylko otworzywszy usta dyszał ciężko. Ćwirlikowski zaś nie widząc w jego oczach wyraźnego pozwolenia na kontynuowanie wypowiedzi, czekał aż spomiędzy szczęk prowincjała zaczną wydobywać się płomienie.

Nic takiego jednak nie nastąpiło. I po dwóch chwilach wahania, Ćwirlikowski, jak gdyby nigdy nic, podjął swoją gawędę na nowo.

– Wiara i duch zniknęły z Kościoła – ciągnął, ale Chlustak znów nie dał mu szansy.

– To się już stało dawno temu – zadrwił z miną wielce poważną – nie pamięta pan redaktorze? Właśnie z tego powodu, że duch i wiara zniknęły z Kościoła powiesiliśmy tu ten portret – w tym miejscu odwrócił się i wskazał na wiszącego za nim Jana Pawła II, pomazanego farbą, z urągającym napisem „pedofil” na ramce. Wymieniliśmy też we wszystkich kościoła paramenty, ze złotych i srebrnych na porcelitowe i gliniane. I co? Uważacie, że to nic nie pomogło? Wiara i duch nie wróciły do kościoła?

Gruziński mruknął coś pod nosem, a Ćwirlikowski zaczął się pocić.

– Uważacie, że jeszcze coś możemy zrobić w sprawie wiary i ducha? Hierarchia zlikwidowana, odcięliśmy się od przeszłości, złoto i srebro…

– Poszły do Żyda! – przerwał mu jakiś gromki głos

Wszyscy trzej odwrócili się. W drzwiach stał niewysoki osobnik, który wyglądał jak przebrany za psa agent CIA.

Chlustak zmrużył oczy, bo nijak nie mógł rozpoznać kto też mógł bez pytania wtargnąć do audiencyjnej i od progu wygłaszać takie herezje. I to w czasie, kiedy wszystkie wspólnoty chrześcijańskie jak kraj długi i szeroki przygotowywały się do świętowania rocznicy zrzucenia habitu przez Stanisława Obirka i wstąpienia tegoż w związek małżeński z obywatelką Izraela imieniem Szoszana.

Ćwirlikowski obrócił się na pięcie i stanął jakoś tak bokiem do drzwi usiłując nie widzieć człowieka, który w nich stał, demonstrując przy tym wielką pewność siebie.

Tylko Gruziński nie stracił rezonu.

– Witamy redaktorze Giełguć – powiedział spokojnie – nie spodziewałem się pana tak wcześnie.

– On?! – warknął przez zaciśnięte zęby Chlustak, a Gruziński tylko wzruszył ramionami.

– To jest trzeci element planu – powiedział.

Widać było, że o tym elemencie nie słyszał nawet Ćwirlikowski.

Stojący w drzwiach redaktor Giełguć postąpił o trzy kroki naprzód. Chlustak popatrzył nań nienawistnie, ale on się tym nie przejął. Ukłonił się grzecznie wszystkim, jak to miał w zwyczaju, po czym rzekł.

– Żydowsko masoński spisek można zlikwidować tylko jego własnymi mackami.

Po wygłoszeniu tych słów ukłonił się jeszcze raz.

Gruziński widząc, że na niego spadł obowiązek pełnienia honorów domu, podsunął Giełguciowi krzesło.

– Coście ustalili – rzekł redaktor Giegłuć siadając i patrząc lekceważąco na Ćwirlikowskiego.

– W zasadzie nic – syknął Gruziński starając się ukryć zmieszanie. Obawiał się też trochę reakcji Chlustaka, który nie znał dobrze ich nowego gościa, a ledwie coś tam o nim słyszał. No i rzecz jasna, jako prowincjał poważnego i dużego zgromadzenia osób duchownych i świeckich, uważał Giełgucia i wszystkich mu podobnych za swołocz.

– Tego się właśnie spodziewałem – powiedział spokojnie Giełguć z miną marszałka Koniewa lustrującego dywizje pancerne na stepie.

– Widziałem ten wasz filmik – ciągnął – mocna rzecz.

– Naprawdę? – zainteresował się Ćwirlikowski – tak pan myśli? Nadaje się?

– Czy się nadaje? – Giełguć zawiesił głos – uważam, że jest świetny. Za jednym zamachem rozwali cały żydo-masoński spisek w Kościele. My zaś wrócimy do korzeni.

Gruziński popatrzył z uznaniem na Giełgucia i zrobił ręką taki gest, jakby chciał go zarekomendować Chlustakowi. Ten jednak nie potrafił ukryć obrzydzenia.

– Może już lepiej niech pan Ćwirlikowski opowie o tych butelkach co je tu przytargał.

Giełguć rozłożył ręce w geście, który miał oznaczać, że nie ma nic przeciwko temu, a Gruziński skinął głową.

– No właśnie – zaczął znów Ćwirlikowski – plan jest taki, że wyrzucamy wszystkie porcelitowe, plastikowe i gliniane kielichy mszalne i wszystkie w ogóle paramenty.

– Żyd chce zamknąć produkcję czy przenieść ją do Chin? – wtrącił się Giełguć.

Oni jednak nie odpowiedzieli, a Ćwirlikowski tylko chrząknął znacząco.

– Pozbywamy się tego, albowiem musimy współpracować przy oczyszczaniu planety i przerobie surowców wtórnych – tu zatrzymał się dla nabrania oddechu. Ma to też – ciągnął z dziwnym jakim zaśpiewem – aspekt kulturowy.

– Jaki – Giełguć celowo nie zrozumiał

– Kulturowy – powtórzył Ćwirlikowski – chodzi o to, że wykorzystując butelki PET, jako kielichy mszalne, nadajemy im charakter sakralny, a przez to czynimy z przerobu surowców wtórnych część liturgii, a same surowce wtórne stają się przedmiotami ze sfery sacrum.

– Niezłe – Giełguć aż pokręcił głową z niedowierzaniem – naprawdę niezłe.

Nikt nie patrzył na Chlustaka, który niepostrzeżenie znów zamienił się w Godzillę.

Ćwirlikowski ciągnął dalej

– O tu – wskazał na butelkę wyciągniętą z siatki – odcinamy kawałek nożykiem i zostaje nam takie naczynie z korkiem u dołu, które możemy swobodnie używać w czasie celebracji.

– Swobodnie, powiada pan – zainteresował się nieszczerze Chlustak

– No tak – skinął głową Ćwirlikowski – nic się nie wyleje, a misja zostanie zrealizowana.

Chlustak nie bardzo już rozumiał jaką misję ma na myśli redaktor. Czuł, że narasta w nim wściekłość i bunt, choć przecież nikt, w całym kraju nie mógł mieć najmniejszych wątpliwości, że to właśnie on stał u źródła tych zmian, których końcowy etap właśnie wszyscy teraz przygotowywali.

– Na czyją zgubę – pomyślał i niepostrzeżenie dla siebie wypowiedział te słowa na głos.

– Żydów i masonów – odpowiedział mu z pełnym przekonaniem redaktor Giełguć z miną człowieka, który czyta w myślach, tajnych notatnikach, a także przez ścianę.

– Jest jeden kłopot – rzekł Gruziński i zaczął ssać końcówkę wyciągniętego z kieszeni długopisu.

Wszyscy spojrzeli na niego ze zdziwieniem.

– Jaki? – wyrwało się Ćwirlikowskiemu

– Program adresowany jest do ateistów. Obawiam się, że to co pokazujemy ich nie przekona.

– Jak to? – zdziwił się Ćwirlikowski – połączenie liturgii, ekologii i ruchów transpłciowch ich nie przekona?

– Ateiści to zwierzęta – powiedział spokojnie Giełguć i znacząco spojrzał w podłogę – nic to nich nie dociera, nawet to, że Żydzi i masoni okradają ich z majątku i wolności.

Chlustak patrząc na nich czuł, że tego nie wytrzyma. Głowa zaczęła mu pulsować, oddech zrobił się krótki, a dłonie spotniały.

– Potrzebujemy jakiegoś autorytetu – ciągnął Gruziński najspokojniej w świecie – najlepiej akademickiego. To jedynie rusza ateistów.

Giełguć po usłyszeniu słowa „akademickiego” stracił zainteresowanie dla dyskusji i w ogóle całej sytuacji. Ćwirlikowski chciał zaproponować swojego kolegę redaktora Chmurnego, ale bał się odezwać, bo peszył go nowoczesny styl bycia i skojarzeń, jakimi popisywał się młody Gruziński.

– Wiem – rzucił w końcu – każemy jakiemuś nowicjuszowi przeszukać archiwa telewizyjne. Była kiedyś taka profesorka, historyczka sztuki…Jakże się ona nazywała…Pieprząca? Poprzeczna?

– Może Poprzęcka – Ćwirlikowski niespodziewanie dla samego siebie przypomniał sobie nazwisko

– O właśnie! – ucieszył się Gruziński – o nią mi chodziło.

– Nie żyje od dawna – wtrącił się Chlustak, a przemówił głosem tak cichym, że powinno im to dać do myślenia.

– A co to ma za znaczenie? – Gruziński machnął ręką – poskłada się z jej wypowiedzi jakiś taki speech i będziemy to puszczać przed nabożeństwami!

Po tych słowach aż się klepnął z radości po udach.

– A może inaczej – wtrącił się Ćwirlikowski – włączymy to nagranie do programu z tym filmem, gdzie mój chłopak występuje.

Giełguć pokiwał z uznaniem głową

– Żydów i masonów krew zaleje – powiedział z wielką pewnością siebie.

W tym momencie rozległo się wycie psa. Padając bowiem na ziemię bez przytomności ojciec Adam Chlustak niechcący odpalił raz jeszcze film, z młodym Ćwirlikowskim w roli głównej.

Sergiusz Rot

  26 komentarzy do “Triumf ducha nad materią. Opowiadanie”

  1. Kurcze pieczone ☺

  2. No taki to jest facet, co robić…

  3. No właśnie, długo się wahałem…

  4. Dzień dobry. Cóż, forma jak forma, widać wpływy filmów Tarantino. Co do treści – ja taki akurat scenariusz uważam za mało prawdopodobny, ale na pewno warto próbować wyobrażać sobie przyszłość…

  5. Scenariusz jak scenariusz, Obirek uktywniony, Sierakowskiego nawet wybudzili, do tego wszystkie „wyważone” opinie o reformie i małych wspólnotach…pażywiom uwidim

  6. No tak, ale ja myślę o dłuższej perspektywie. Kiedy już małe wspólnoty będą zutylizowane po odegraniu swojej roli. Wtedy spodziewam się manifestacyjnego „roztoczenia opieki” nad Kościołem, sprowadzającego Go do roli ozdobnika, takiego jak rytuały monarchii brytyjskiej. A ile wtedy różnych skitranych gdzieś obrazów niegdyś religijnych będzie można znowu wykorzystać…

  7. Jeśli chodzi o prozę Gombrowicza, to uważam, że jest kiepska, a nawet marna i faktycznie powinna być wycofana ze szkół, a nawet nigdy się tam nie pojawić, bo szkoda na nią czasu.

    Z drugiej strony jego dzienniki, a zwłaszcza dzienniki argentyńskie warto przeczytać. Jest tam mnóstwo cennych spostrzeżeń, które mogą zainteresować młodego człowieka i uzmysłowić mu, że istnieją różne sposoby patrzenia na jeden przedmiot.

  8. Nie nadążam za nowymi czasami. Opowiadanie zbyt idące do przodu. Za życia O. Chlustka będą małe wspólnoty. Potem już przyjdą inni. Chlustek to forma przejściowa. Chyba że nie nadążam i wszystko jest juz gotowe.

  9. A kto to może wiedzieć co będzie. W każdym razie porcelitowe i gliniane naczynia liturgiczne są faktem

  10. Nie będzie żadnych rytuałów, poza ludożerczymi

  11. Można by to puścić w formie płatnego ogłoszenia na stronie GW…
    z dopiskiem c.d.n. jak wykupisz abonament

  12. Chyba mnie na to nie stać, ale pogadam z Sergiuszem

  13. Nowy wspanialy swiat..cd

  14. A co będzie z narodowcami i kibolami co psiarni nie lubią ?Wczoraj tak pięknie zdemolowali trochę EMPIKu.Przecież nie dopuszczą by kobiety tłumiły ich demonstracje .To nie po dżentelmeńsku bić się z pcią piękną.Sami pci se nie zmienią ani nic sobie nie pozwolą wyciąć.

    Człowiek myślał kiedyś ,upośledzenie ma granice przynajmniej w życiu społecznym  ale to się posuwa stanowczo za daleko.Przynajmniej w Polsce nie było takiego regresu .

  15. Nie wiem dlaczego, ale w tym psie widzę Polaków, po 89 r. niby bez łańcucha …….ale jednak w pozycji służebnej.

  16. a kto ci powiedział że to byli narodowcy? akurat na tym kawałku Marszu, akurat vis a vis pikiety TVN,  akurat w tej chwili , a co robią te bojówki co je ćwiczył Rabiej w ratuszu, czy   siedziały obrażone w domu razem ze strajkującymi  kobietami,

    zauważ jak sobie podzielono dni strajkowania

    – jeśli tylko ich bronią są wyzwiska to panie strajkują, hamują ruch uliczny /mogą/,

    – ale  jeśli zaplanowali burdę i mordobicie to ich panie akurat się obraziły że nikt nie zajmuje się ich postulatami i siedzą w domu.

    odpowiedz sobie czy to regres czy plan dewastacji życia społecznego

  17. Nic nie będzie, mają nowy rodzj sportu, rzucanie racami i kamieniami, a co śmielsi szrżują w pojedynkę na ustwiony mur policji, a potem się dziwią,że jednak policjanci mają pałki. Chcącemu nie dzieje się krzywda.

  18. Przepraszam za literówki: szarżują, ustawiony mur.

  19. 10 lat temu za sprawą jednego z bohaterów opowiadania nawróciłem się. Tym bardziej bolało jak tenże po raz kolejny nie skorzystał z możliwości zamilknięcia i poparł holownika… Osobiście mam nadzieję że to tylko pogubiony człowiek, że nie robi tego z rozmysłem…

  20. Nie wiem co to o mnie mówi 🙂 ale moim zdaniem świetne opowiadanie. Nikt nie obiecywał, że sztuka będzie przyjemna.

  21. Przecież to Pan w całości sam napisał.

  22. Mocne i prawdziwe, pozdrawiam Sergiusza!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.