Od dwóch lat nie było nowego tomu Baśni jak niedźwiedź. Wszystko przez to, że autor aby być wolnym i rzeczywiście niezależnym nie może ograniczać się jedynie do pisania. Musi być także menedżerem i promotorem swoich książek, a to wiąże się z ilością obowiązków znacznie przekraczających dopuszczalne normy. Jeśli do tego dołożymy jeszcze życie osobiste i wyjazdy okaże się, że w zasadzie tej nowej Baśni także nie powinno być. No, ale ona jest, to znaczy będzie tu u nas niebawem. Obiecano mi, że przyjedzie 19 maja. Przez rok napisałem ponad 900 stron tekstu, przerzuciłem ładnych kilka kilogramów książek i dokumentów pdf z tekstami archiwalnymi i oto mamy tę socjalistyczną demaskację. Książka zbudowana jest całkiem inaczej niż wszystkie poprzednie, co powinno być zrozumiałe i uznane za normę. Łatwo się bowiem nudzę i nie powracam do tych samych metod. Jeśli miałbym powiedzieć coś o konstrukcji wszystkich trzech tomów, rzekłbym, że jest to częściowo rozsypany puzzel. Widać zarysy obrazka, każdy wie o co chodzi, ale sporo kawałków leży luzem i każdy musi je sam powkładać we właściwe miejsca. Nie ma lekko. Jeśli ktoś spodziewa się demaskacji w stylu – Piłsudski to niemiecki agent, bo tak napisał Świątek w „Lodowej ścianie”, to się trochę rozczaruje. Jak wiecie unikam rewelacji podawanych wprost z miną ostatecznie przekonanego o swoich racjach proroka. Od tego są inni specjaliści, z którymi ani nie mogę, ani nie chcę się ścigać.
Wątki w nowej Baśni są rozsypane i niektóre zaznaczone w pierwszym tomie odnajdą się dopiero w trzecim, ale – powtórzę – nie może być za łatwo. My zaś nie możemy zamieniać się w sektę wyznawców sformatowanych narracji, którzy spotykają się nocą na stadionie i wznoszą okrzyki na znak prowadzącego spotkanie. To nie są klimaty, w których ja się czuje dobrze i nie będziemy się w takie rzeczy bawili.
Nie sądzę by ktokolwiek zawiódł się na tej książce. Ona ma dużą dynamikę i tempo wcześniej chyba w naszych publikacjach niespotykane. Mogę się oczywiście mylić, ocenicie to sami. Efekt ten, jak sądzę, uzyskałem, poprzez całkowitą zmianę perspektywy, z której spoglądamy na socjalizm. Zamiast polityczno-społecznej mamy tam bowiem perspektywę kryminalno-obyczajową. Spodziewam się więc nowej serii zarzutów, podobnie jak to było w przypadku II tomu Baśni polskich, po którym zostałem okrzyknięty marksistą, co nie rozumie ani idei, ani ducha, a w głowie ma jedynie towar, a pieniądz, a wymianę….I tak w kółko. Po nowej Baśni powinno być jeszcze śmieszniej, bo tam są rzeczy, o których się filozofom nie śniło, a z całą pewnością nie śniło się historykom. Na ostatnich targach podszedł do mnie profesor Andrzej Nowak i pogadaliśmy chwilę. Opowiedziałem mu o nowej Baśni i o pamiętnikach starych towarzyszy, które przeczytałem. Zapytał mnie czy sądzę, że są wiarygodne. Opowiedziałem mu kilka co ciekawszych historii, pokiwał głową ze smutkiem i rzekł, że z całą pewnością są wiarygodne. Ja to wiedziałem i bez niego, ale ucieszyłem się, że tak po myślał. Sądzę, że wspomnienia socjalistów oraz zbierane przez kolegę betacool pisma naszych młodopolskich i późniejszych autorów opisujące czasy im dane, są teraz najważniejszymi treściami, do których mamy jeszcze dostęp. Trudno bowiem zarzucić im fałsz. Pisane były w poczuciu całkowitej bezkarności, albo – jeśli wziąć pod uwagę Żeromskiego – w poczuciu dobrze opłaconego komfortu. Przeciwnicy polityczni byli już martwi, albo skazani na zagładę. Kiedy zaś żyli nie rozumieli w ogóle swoich czasów i nie przypuszczali co niesie im los. I tak na przykład Ludwik Krzywicki opisuje z wielkim lekceważeniem Aleksandra Meysztowicza, autora i wykonawcę reformy agrarnej na Litwie Kowieńskiej. Mówi, że jego nazwisko pochodzi od litewskiego słowa meystis, co znaczy głupek. Do takich wniosków skłonił Krzywickiego wypadek, do którego czasem tu powracamy, to znaczy udział Meysztowicza, Hipolita Korwin Milewskiego i innych ziemian w odsłonięciu pomnika Katarzyny II. Im się zdawało, że uczestnicząc w tym wydarzeniu zachowują się politycznie, ale Krzywicki ich wyśmiewa, bo jest lepiej poinformowany po prostu i wie co się stanie, a także jak będzie wyglądał świat za kilkanaście lat. On już wtedy wie, że ani Meysztowicz, ani Milewski nie przetrwają katastrofy dziejowej. Ta straszliwa pewność sukcesu wyziera zresztą ze wszystkich pamiętników socjalistów. Oni siedząc po więzieniach są pewni tego, że nic im się nie stanie i zwycięstwo będzie po ich stronie. Najgłupiej w tym wszystkim wyglądają oczywiście Polacy, z Krzywickim na czele, bo im się rzeczywiście zdawało, że to Meysztowicz i Milewski są ich wrogami. O tym, by zastanowić się nad geopolityką i planami mocarstw nie było w ich przypadku mowy. Chęć przejęcia władzy w przyszłej Polsce, której istnienia byli pewni już w roku 1905 przesłaniała im wszystko. A przecież musieli widzieć, że z tego co im zaproponowano nie wyłaniała się żadna Polska. Opcje były dwie – Mittel Europa albo Judeopolonia. I tylko o takich wariantach można było mówić. To co powstało w roku 1918 było efektem determinacji narodu, który za nic miał ustalenia socjalistów i masonów. Determinacja ta zaś musiała być jakoś powstrzymana i do tego posłużył traktat w Rydze. Nie widzę innej możliwości interpretowania wypadków z lat 1905 – 1918. Pozostaje jeszcze kwestia utrzymania tej wywalczonej Polski. Ona została, w mojej ocenie zaprzepaszczona już na samym początku. No, ale o tym porozmawiamy sobie przy okazji tomu III.
Nie uda mi się wszystkiego wydać do lipca, ale do września będą wszystkie trzy tomy socjalistyczne. Drugi będzie chyba najgrubszy, na razie ma 12 rozdziałów, ale leżą tu wkoło mnie stosy papierów i książek, które za chwilę zamienią się w dodatkowe 14 rozdziałów. III tom ma obecnie 16 rozdziałów i dopisanie 10 nie będzie żadnym problemem.
Wrócę na chwilę do wizji Polski rozsnuwanych przez socjalistów. Oto Stanisław Brzozowski już w roku 1906 robił publicystyczne awantury wolnej Polsce, opanowanej przez kler katolicki i szlachtę z powiatu łukowskiego, choć kler siedział wtedy cicho jak mysz pod miotłą, szlachta z powiatu łukowskiego w ogóle nie rozumiała o co chodzi, a o wolnej Polsce nikt poważnie jeszcze nie myślał. Ona już jednak była, elegancko zaprojektowana, przystrojona w czerwone wstążki i gotowa do wstąpienia na scenę dziejów. Tak się jednak złożyło, że przed samym występem zmieniono jej trochę wygląd. To się nie podobało bardzo wielu osobom. Między innymi samemu Józefowi Piłsudskiemu, który co prawda wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku niepodległość, ale barw klubowych przecież nie zmienił. To się nie podobało Stefanowi Żeromskiemu, piewcy rewolucji i syndykatów. To się w zasadzie nie podobało wszystkim tym, którzy od roku 1877 do roku 1918 uczestniczyli w hucpie zwanej ruchem socjalistycznym na ziemiach polskich. Dlaczego im się to nie podobało? Bo nie o take Polske walczyli…I o tym między innymi jest ta książka.
Od tego tygodnia nasze książki dostępne będą w Słupsku, w sklepie Hydro-Gaz przy ul. Słowackiego 46.
Na papug.pl wisi mój kolejny tekst.
http://papug.pl/cudowne-nawrocenia-celebrytow/
Zapraszam do księgarni Przy Agorze, do księgarni Tarabuk w Warszawie, do sklepu FOTO MAG, do antykwariatu Tradovium w Krakowie i do sklepu Gufuś w Bielsku Białej.
Przypominam, że mamy już nowy numer Szkoły nawigatorów, przypominam także o naszym indeksie zawierającym biogramy osób występujących w moich książkach
Czekam z niecierpliwością!
Normalnie nie idzie usiedzieć ….
Czy wiadomo juz kiedy bedzie dostepna w ksiegarni tu na stronie?
900 stron w niespełna rok! I to poważnej pracy historiozoficznej. To jest dopiero wyczyn!
Taka Tokarczuk na 912 stron Ksiąg Jakubowych, wyssanej z palucha powieści, potrzebowała 7 (słownie: siedmiu) lat. Jakby ktoś nie wierzył, to tu jest dowód z Wiki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Ksi%C4%99gi_Jakubowe
19 maja napisałem przecież
To jest książka rozrywkowa wybitnie, a nie poważna praca. Świetnie się bawiłem przy pisaniu
Nie zauwazylem, przepraszam.
Tak jakoś z tym socjalizmem skojarzyło mi się: 'ojcowie jedli zielone winogrona a zęby ścierpły synom”.
Super ! Nareszcie. Bo nie o takie Polske walczyli… Swoja droga chcialbym sie gdzies dowiedziec, jak mozna opisac, o jaka Polske walczyli: sw Wojciech, sw Stanislaw, Lokietek, Stanislaw ze Skarbimierza, Wawrzyniec Goslicki i inni tego typu. Doktryna ?
To łaska Boża sprawia, że piszesz prawdę i cieszysz się z tego tytułu, zamierzając jednocześnie cieszyć prawdą czytelników.
AUU – ja myślę, że walczyli, czy raczej tworzyć chcieli Polskę dobrze zarządzaną. Dziel i rządź .
Zazdraszczam. I czekam na piorunujący skutek tej radosnej twórczości;-))). Może być trzęsienie ziemi, tsunami, albo przynajmniej lokalna lawina…
Po pierwszym tomie nie, ale po drugim tak
A ja mysle, ze skoro odniesli sukces i stworzyli olbrzymi organizm polityczny, to musieli miec adekwatna motywacje i cele. U Korwin-Milewskiego jest opisane, jak Bialorusini chceli zostawac Polakami. Po prostu to byla droga zgodna z aspiracjami, droga w gore, ku kulturze i pozycji. Co utworzylo te kulture i te sile duchowa ? Te kulture tak znienawidzona pozniej przez tych wszystkich co chcieli „innej” Polski. Tej z ciepla woda w kranie – wylacznie.
To będziemy mieć burzliwe wakacje, albo jesień;-))). A tak przy okazji: Feluś dotarł?
ciekawe czy dziś również stoimy przed podobnym wyborem- Mittel Europa albo Judeopolonia?
Mittel Europa albo Judeopolonia? To zalezy, mysle, od szeroko pojetej sily – duchowej, kulturowej, gospodarczej, finansowej, od energii, wyobrazni, wiary, pracowitosci i inicjatywy. Wygra silniejszy.
Najciekawsze i jednocześnie trochę przerażające stwierdzenie z Pańskiej dzisiejszej notki, to informacja, że socjaliści byli lepie poinformowani, wiedzieli co się stanie, i jak będzie wyglądał świat za kilkanaście lat.
Tak to właśnie jest. Ja kiedyś napisałem, że Polska to potężny naród. Niby jakaś niedorzecznosc. Nie, Polska to nie tylko terytorium w Europie. To jest to coś, co Polacy mają w sobie, w sercu, w duszy, po prostu, bo zidentyfikowala ich Wiara Chrystusowa.
Nie na darmo ten duren szatański Tusk mówił, że Polska to nienormalność. To nie wzięło sie z sufitu. Zresztą również po tym można zidentyfikowac, kto jest Polakiem, a kto tylko zna język.
i dzisiaj są tacy, co wiedzą lepiej co się święci, co jest w planach i już czekają w blokach czekając na start. To tak jak z „Nowym wspaniałym światem” Huxleya – do dzisiaj wydaje się to niektórym, że to tylko fantastyka.
AUU, CBRengland – pasowałoby przywołać słowa historyków, którzy podkreślają jak nobilitujące dla „okolicznego ziemiańskiego towarzystwa ” było przyłączenie swoich ziem do Polski i w ten sposób uzyskać np. prawo wyboru swojego króla. itd. itd.
Jak najbardziej stoimy. Poprzednia ekipa należała do lobby Mitteleuropy, a obecna do lobby Judeopolonii.
Tak dosyć oszczędnie opisałeś spotkanie z prof. Nowakiem, myślę, że pewnie odszedł markotny bo to środowisko zostanie na lodzie, kiedy pewne rzeczy zostaną nazwane po imieniu.
Judeopolonia w Mitteleuropie
Panie Gabrielu, kiedy planuje Pan powrót do Historii Polskich?
też niestety mam takie wrażenie. najbardziej zasmuca mnie ta już nieskrywana ostentacja. Jak z socjalistami czują się na tyle już bezpiecznie że zaczynają być bezczelni.
Czytelnik – AUU – czyli dwa w jednym? Ciasno będzie, jeśli już nie jest.
środowiska niezależnej, frondy wykrzykują, że oto „Polska wstała z kolan” – GB ostatnio gdzieś bąknął, że wcale nie wstała z kolan, tylko zmieniła klęcznik – trudno się z nim nie zgodzić. My do końca nie znamy kosztów zmiany klęcznika ale to wszystko w swoim czasie.
Czy uważa Pan, że coś się zmieniło od tamtej pory?
Aż strach pomyśleć w jakim „alfabecie” się Pan znajdzie po ukazaniu się wszystkich tomów Baśni Socjalistycznej.
Z wypłaty za kwiecień odkładam na trylogię Baśni socjalistycznej 🙂
Odwrotnie: strach pomyśleć, w jakim alfabecie znajdą się ci, którzy uparcie i skrycie lub jawnie wierzą demonkrację, co się po nowogrecku wykłada δαιμογγρατία.
Dużo zdrowia życzę, żeby terminy zostały dotrzymane. PS. Opcja socjalistyczna nie jest chyba zbytnio zaniepokojona, bowiem elity III RP uważają, że opanowały „wszystko”. Mają media, budżet, dowolnie dobierają i „kreują” nam „autorytety”. Jednakże dla zwykłego katolika, ufnego i potrzebującego jakiegoś „bohatera do wielbienia” taka prezentacja „kryminalno -obyczajowa” może mieć bardzo duże znaczenie. Ważniejsze od „idei”, które jak wiadomo, są tylko ściemą dla naiwnych.
„Najgłupiej w tym wszystkim wyglądają oczywiście Polacy”
Zwłaszcza, odkąd idąc za przykładem socjalistów, postanowili wybrać przyszłość, odrywając się nawet od własnych, rodzinnych korzeni. I zapomnieli, nawet ci herbowi, skąd ich ród. A jeszcze siostra p. Michała Wołodyjowskiego tak pięknie ich rodowód z pamięci recytowała…
Takie podejście jest zupełnie obce żydom, nie tylko ortodoksom. Tu mamy wstrząsający dowód, co się stało z naszą pamięcią. Ta wypowiedź ks. Chrostowskiego uświadomiła mi, że dopiero moje wnuki (jeśli nie nastąpi jakiś kataklizm) potrafią wymienić imiona swoich przodków w piątym pokoleniu, bez biegania po archiwach. Ja potrafię tylko w trzecim, nazwiska w linii mamy, w piątym! To są wstrząsające konstatacje, także dla pamięci ogólnej!
Polecam całość, ale to co najbardziej poruszające, od 4′.
https://www.youtube.com/watch?v=Ha66jHiehtE
Ta ciepła woda w kranie polega na tym, że kran można w każdej chwili zakręcić.
Wygra ten, kto dysponuje przemocą. Prawną i fizyczną.
Może być i dwa w jednym. Czyli Judeo w ramach Mittel.
proszę nie zrzynać… 🙂
Ale powiat łukowski i okolice to Ty szanuj! 🙂
Zacne miejsce, wrzód na tyłku wszelkiej maści socjalistów, komunistów i postępowców od wielu wielu lat do dziś. Straszna ciemnota i konserwa się stamtąd wywodzi…
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
Enfantin i saintsimoniści – religia inżynierów
Friedrich August von Hayek
I
W niecały miesiąc po śmierci Saint-Simona jego przyjaciele i uczniowie zawiązali formalne stowarzyszenie do realizacji dyskutowanego z nim planu wydawania kolejnego czasopisma. Grupa ta, której przewodził Olinde Rodrigues, przy współpracy
Augusta Comte’a i paru innych osób nie będących ściśle jej członkami wydała sześć tomów pisma „Le Producteur…” w latach 1825 – 1826. Wkrótce inny młody inżynier bez dyplomu, który widział Saint-Simona tylko raz, gdy Rodrigues przedstawił go mistrzowi, okazał się wybitną postacią w grupie i został redaktorem pisma. Barthélemy Prosper Enfantin był synem bankiera. Wstąpił do École polytechnique, ale ją porzucił w 1814 roku, dwa lata przed relegacją Comte’a i, tak jak on, bez ukończenia nauki. Odtąd prowadził interesy, parę lat spędził podróżując i pracując w Niemczech i w Rosji, a także poświęcił nieco czasu na studiowanie ekonomii politycznej, a zwłaszcza prac Benthama. Mimo iż nie ukończył studiów inżynierskich, a może właśnie dlatego, wiara w nieograniczoną moc nauk matematycznych i technicznych stanowiła najbardziej charakterystyczną cechę jego intelektualnego wizerunku. Jak wyjaśnił przy pewnej okazji: „Kiedy znajduję słowa prawdopodobieństwo, logarytm, asymptota jestem szczęśliwy, ponieważ to świadczy, że powróciłem na drogę prowadzącą mnie do formuł i form”. Ten nieprzeciętnie przystojny mężczyzna, według świadectw współczesnych, miał też, zdaje się, ogromny urok osobisty, który pozwolił mu na stopniowe przesunięcie całego ruchu saintsimonistycznego w kierunku, jaki dyktowały mu jego skłonności sentymentalne i mistyczne. Miał też spore możliwości intelektualne, które pozwoliły mu na wniesienie ważnego wkładu do doktryny, zanim saintsimonizm przeszedł z fazy filozoficznej do fazy religijnej. Powiedziano już z pewną dozą słuszności, że saintsimonizm narodził się po śmierci Saint-Simona. Pisma Saint-Simona obfitują w różne pomysły, on sam jednak nigdy nie stworzył spójnego systemu. Słuszna jest także prawdopodobnie opinia, że właśnie niejasność jego pism była jednym z najsilniejszych bodźców rozwijania dalej doktryny przez jego uczniów. Wyjaśnia to także, dlaczego tak rzadko właściwie docenia się wspólne dokonania Saint-Simona i jego uczniów. Wśród tych, którzy je zauważają, istnieje naturalna skłonność do przypisywania zbyt wiele samemu Saint-Simonowi. Ci zaś, których to popchnęło do studiowania jego prac, musieli się bardzo rozczarować. Chociaż więc prawie wszystkie idee tej szkoły można znaleźć gdzieś w pismach, które wyszły pod nazwiskiem Saint-Simona, rzeczywisty i zdecydowany wpływ na myśl europejską mieli saintsimoniści, a nie sam Saint-Simon. Nie wolno też zapominać, że największym z nich we wczesnych latach szkoły, medium, za którego pośrednictwem wielu z nich poznawało doktrynę mistrza, był Auguste Comte. Współpracował on jeszcze przy wydawaniu „Le Producteur…”, ale nie był już członkiem grupy i wkrótce zerwał wszelkie z nią stosunki.
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
II
Wyraźnie postawionym zadaniem nowego czasopisma było „rozwijanie i rozprzestrzenianie zasad filozofii natury ludzkiej opartych na rozpoznaniu, że przeznaczeniem naszej rasy jest wykorzystywanie i przekształcanie z największym dla niej pożytkiem przyrody zewnętrznej”. Jego twórcy wierzyli, że dojdzie do tego najpewniej dzięki „ustawicznemu poszerzaniu się zrzeszenia, jednego z najpotężniejszych środków, jakim ludzkość rozporządza”. W celu przyciągnięcia szerszej publiczności artykuły programowe przeplatane były tekstami na tematy techniczne i statystyczne, pisanymi przez ludzi spoza grupy. Większość pisma zapełniała jednak wąska grupa zwolenników doktryny. Nie ulega też najmniejszej wątpliwości, że nawet w latach, gdy „Le Producteur…” stanowił centrum ich działalności, Enfantine miał już największy udział w rozwoju idei szkoły, chociaż po pewnym czasie z jego pozycjązrównała się, a może i ją przyćmiła, silna osobowość innego nowego adepta, Saint-Amanda Bazarda. Nieco starszy od Rodriguesa i Enfanina, doświadczony rewolucjonista (były francuski karbonariusz) dołączył do grona współpracowników „Le Producteur…”, które już przyciągnęło niektórych starych babuwistów i karbonariuszy. I jakkolwiek ci, a Bazard w szczególności, odegrali ważną rolę w poprowadzeniu saintsimonizmu w bardziej radykalnym kierunku, to doktrynalny wkład Bazarda jest chyba przeceniany, a jego rolę właściwiej opisał pewien współczesny, który powiedział, że „pan Enfantin wynajdywał idee, a pan Bazard je formułował”. Artykuły Bazarda w „Le Producteur…” niewiele wnosiły nowego, poza tym, że były jeszcze bardziej nienawistne wobec wolności przekonań niż Saint-Simona, a nawet Comte’a. To samo można powiedzieć o większości innych współpracowników z wyjątkiem Enfantina i oczywiście Comte’a, chociaż nie wolno nie zauważyć wypracowania przez Leona Halévy’ego saintsimonistycznej koncepcji społecznej funkcji sztuki. Widział on zbliżanie się czasu, kiedy „sztuka poruszania mas” będzie tak rozwinięta, że malarz, muzyk i poeta „będzie miał władzę sprawiania przyjemności i wzruszania z taką samą pewnością, jak matematyk rozwiązuje problem geometryczny, a chemik analizuje jakąś substancję. Dopiero wtedy utrwali się moralną stronę społeczeństwa”. Słowa „propaganda” jeszcze nie używano w tym kontekście, ale sztukę nowoczesnych ministerstw propagandy saintsimoniści w pełni by docenili, a nawet przewidzieli te instytucje. W artykułach Enfantina w „Le Producteur…” na tematy ekonomiczne widać znamienną ewolucję. Można w nich prześledzić rozwój prawie wszystkichnowych elementów doktryny społecznej saintsimonistów, które następnie spotkamy w skończonej postaci w głośnych wykładach. Ogólne zainteresowanie problemami organizacji industrialnej, entuzjazm dla nowego rozwoju towarzystw akcyjnych, doktryna powszechnego zrzeszenia, wzrastające wątpliwości co do pożytku z prywatnej własności i odsetek od kapitału, plany kierowania wszelką działalnością gospodarczą przez banki —wszystkie te idee były stopniowo wypracowywane i coraz silniej podkreślane. Musimy zadowolić się tu zacytowaniem dwóch zdań szczególnie charakterystycznych dla podejścia Enfantina. Jedno wyśmiewa ideę, że „mogłoby istnieć społeczeństwo ludzkie bez jakiejś inteligencji, która nim kieruje”. Drugie mówi, że pojęcia, którymi dotychczas zajmowała się ekonomia polityczna, mianowicie „wartość, cena i produkcja, nie zawierające żadnej konstruktywnej idei dla kompozycji czy organizacji społeczeństwa”, są „nieważnymi szczegółami”.
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
III
„Le Producteur…”, wychodzący najpierw co tydzień, a następnie co miesiąc, przestał się ukazywać w październiku 1826 roku. Choć oznaczało to przerwanie wszelkiej publicznej działalności grupy na trzy lata, to jednak została już stworzona wspólna doktryna, która mogła służyć za podstawę intensywnej propagandy ustnej. W tym czasie saintsimoniści odnotowali pierwszy wielki sukces wśród studentów École polytechnique, na których skierowali specjalnie swoje wysiłki. Enfantin tak to później wyraził: „École polytechnique musi być kanałem, którym nasze idee rozprzestrzenią się w społeczeństwie. Jest to mleko, które wyssaliśmy w naszej ukochanej szkole i które musi wykarmić nadchodzące pokolenie. To tam nauczyliśmy się pozytywnego języka oraz tych metod badawczych i przeprowadzania dowodów, które dziś zapewniają postęp w naukach politycznych”. Powodzenie tych zabiegów było tak duże, iż w ciągu paru lat grupa powiększyła się o parę setek inżynierów i składała się teraz głównie z nich, z odrobiny lekarzy oraz kilku artystów i bankierów, w większości będących jeszcze bezpośrednimi uczniami Saint-Simona lub ludźmi osobiście z nimi związanymi, jak bracia Pereire, krewni Rodriguesa, czy jego przyjaciel – Gustave d’Eichthal. Do pierwszych spośród tych młodych inżynierów należeli dwaj przyjaciele, Abel Transoni Jules Lechevalier, którzy dzięki znajomości niemieckiej filozofii pomogli nadać naukom saintsimonistycznym pewnego heglowskiego połysku, który później okazał się bardzo ważny dla ich sukcesu w Niemczech. Krótko po tym doszli Michel Chevalier, znany później ekonomista, i Henri Fournel, który, aby przystąpić do ruchu, zrezygnował z posady dyrektora w fabryce Creuzota, a później został biografem Saint-Simona. Hippolyte Carnot, chociaż nie był nigdy studentem École polytechnique, gdyż spędził młodość z ojcem na wygnaniu, musi być jednak także zaliczony do tej grupy nie tylko jako syn Lazare’a, lecz bardziej jako brat adepta politechniki Sadiego Carnota, „twórcy nauki o energii”, odkrywcy „obiegu Carnota” – ideału technicznej wydajności. Hippolyte Carnot mieszkał razem z bratem, gdy ten rozwijał swe słynne teorie i jednocześnie wykazywał żywe, choć bierne zainteresowanie politycznymi i społecznymi dyskusjami przyjaciół. Tak więc co najmniej wskutek tradycji rodzinnych i znajomości, jeśli nie z wykształcenia, Hippolyte Carnot był tak samo jak inni inżynierem.Przez pewien czas mieszkanie Carnotów było miejscem wykładów Enfantina i Bazarda i rekrutowania młodych entuzjastów. Jednak pod koniec 1828 roku to miejsce już nie wystarczało i postanowiono, że należy przedstawić szerszemu audytorium bardziej oficjalne prelekcje poglądów grupy. Jest bardzo prawdopodobne, że takie rozwiązanie zasugerował sukces podobnej inicjatywy Comte’a, który w roku 1826 rozpoczął objaśnianie swej filozofii pozytywnej dobranemu gronu słuchaczy, które objęło oprócz takich uczonych, jak Aleksander von Humboldt i Louis Poinsot, także Carnota, którego wysłał tam Enfantin po pierwsze nauki saintsimonizmu. Mimo że Comte musiał wkrótce przerwać wykłady i wszelką pracę na trzy lata z powodu choroby umysłowej, wykład wzbudził wystarczające zainteresowanie, aby go naśladować. Cykl wykładów, zorganizowany przez saintsimonistów w latach 1829 – 1830, który doszedł do nas w postaci dwutomowego wydania pt. Doktryna Saint-Simona, jest zdecydowanie najważniejszym dokumentem stworzonym przez Saint-Simona i jego uczniów oraz wielkim słupem milowym historii socjalizmu, zasługującym na lepsze poznanie poza granicami Francji. Jeśli nie jest on biblią socjalizmu, jak go nazwał jeden z francuskich uczonych, to na pewno zasługuje, by go uważać za socjalistyczny Stary Testament. A pod pewnymi względami idzie zaprawdę dalej, niż to robiła myśl socjalistyczna sto lat po jego opublikowaniu.
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
IV
Jak przystało na jeden z fundamentów myśli kolektywistycznej, Doktryna… nie jest wytworem jednego człowieka. Chociaż Bazard jako najlepszy mówca wygłosił większość wykładów, ich treść jednak była wynikiem grupowej dyskusji. O publikowane teksty zostały faktycznie napisane przez H. Carnota na podstawie notatek sporządzanych w czasie wykładów i to jemu przypuszczalnie zawdzięcza Doktryna… elegancję i siłę. Istotnym jej uzupełnieniem jest pięć wykładów o religii saintsimonistycznej, które Abel Transon wygłosił mniej więcej w tym samym czasie dla studentów École polytechnique i które są czasem są dodawane do wydań Doktryny…Trudno bez nudnego powtarzania się dać adekwatny obraz tej najobszerniejszej prezentacji myśli saintsimonistycznej, ponieważ w większości jest ono oczywiście mniej lub bardziej wiernym powtórzeniem poglądów, z którymi już się zetknęliśmy. Nie jest to jednak tylko publikacja, w której całość wkładu Saint-Simona (oraz, powinniśmy dodać, młodego Comte’a) została przedstawiona w postaci wszechstronnego systemu, lecz rozwija ów system dalej, i te właśnie elementy rozwinięte przez Enfantina i jego przyjaciół musimy przede wszystkim rozważyć. Obszerna część ważniejszego, pierwszego tomu Doktryny… jest poświęcona ogólnemu filozoficznemu przeglądowi historii i „prawu rozwojowemu ludzkości” „objawionemu geniuszowi Saint-Simona”, który opierając się na badaniu rodzaju ludzkiego jako „bytu zbiorowego” pokazał nam z całą pewnością, jaką będzie on miał przyszłość. Prawo to stwierdza przede wszystkim kolejno następujące po sobie stany społeczeństwa: organiczne i krytyczne; na etapie organicznym „wszystkie składniki ludzkiej działalności są sklasyfikowane, przewidziane i uporządkowane w jakiejś teorii ogólnej”, natomiast na etapach krytycznych społeczeństwo jest zbiorem izolowanych, walczących ze sobą jednostek. Zmierzamy do ostatecznego przeznaczenia, do stanu, w którym całkowicie znikną wszelkie antagonizmy między ludźmi, a wyzysk człowieka przez człowieka zastąpi wspólne i harmonijne oddziaływanie ludzi na przyrodę. Ale ten ostateczny stan, w którym „systematyzacja wysiłku” i „organizacja pracy”dla wspólnego celubędą doskonałe, jest osiągalny tylko etapami. Podstawowy fakt stale malejącego antagonizmu między ludźmi, prowadzący w końcu do „powszechnego zrzeszenia”, implikuje „ciągłe zmniejszanie się wyzysku człowieka przez człowieka” — zwrot ten stanowi lejtmotyw całej Doktryny… Postęp w kierunku powszechnego zrzeszenia wyznaczają takie etapy, jak rodzina, miasto, naród i federacja narodów o tej samej wierze i Kościele, natomiast zmniejszanie się wyzysku pokazują zmieniające się relacje między klasami. Od etapu, w którym zjadano pojmanych wrogów, przez niewolnictwo i poddaństwo, do obecnych stosunków między proletariuszami a posiadaczami następowało stałe zmniejszanie się stopnia wyzysku. Ludzie są jednak nadal podzieleni na dwie klasy – wyzyskiwaczy i wyzyskiwanych. Nadal istnieje klasa wydziedziczonych proletariuszy. Główną myśl Doktryny… ujął zgrabnie Transon w wykładzie dla studentów politechniki: „Wieśniak czy rzemieślnik nie jest już przywiązany do człowieka lub do ziemi, nie jest ujarzmiany batem, jak niewolnik; dysponuje większą częścią swojej pracy niż chłop pańszczyźniany, ale nadal prawo jest dla niego okrutne. Nie wszystkie owoce jego pracy należą do niego. Musi je dzielić z innymi ludźmi, którzy nie są mu przydatni ani swą wiedzą, ani swą siłą. Krótko mówiąc, nie ma już on panów ani dziedziców, ale są burżuje, i tym właśnie burżuje są. Jako właściciel ziemi i kapitału burżuj dowolnie nimi dysponuje i nie lokuje ich w rękach robotników, chyba że pod warunkiem otrzymania premii od ceny ich pracy, premii, która będzie wspomagała jego i jego rodzinę. Czy się będzie spadkobiercą w prostej linii kogoś należącego do najeźdźców, czy też wyemancypowanym synem klasy wieśniaków, to ta różnica pochodzenia niknie we wspólnym charakterze, który właśnie opisałem; jedynie w pierwszym przypadku tytuł własności jest oparty na fakcie dziś potępianym, na działaniu miecza; w drugim pochodzenie jest bardziej prawe, jest działaniem industrii. Ale w oczach przyszłości taki tytuł własności jest bezprawny w obu przypadkach i bezwartościowy, ponieważ uzależnia od łaski klasy uprzywilejowanej tych wszystkich, którym ich ojcowie nie pozostawili żadnych narzędzi produkcji. Przyczyna tego ciągle istniejącego stanu rzeczy leży „w urządzeniu własności, w przekazywaniu majątku drogą dziedziczenia w obrębie rodziny”. Jednak „własność jest faktem społecznym, podległym, jak wszystkie inne fakty społeczne, prawu postępu”. Według Doktryny… nowy porządek zostanie stworzony przez przeniesienie„ na państwo, przetworzone w zrzeszenie pracujących, prawa dziedziczenia, dziś ograniczonego do kręgu rodziny. Przywileje urodzenia, które pod licznymi względami doznały już tak znacznego uszczuplenia, powinny całkowicie zniknąć”. „Jeżeli, jak głosimy, ludzkość zdąża do stanu, w którym wszystkie jednostki będą klasyfikowane wedle swej zdolności, a wynagradzane według swoich dzieł, to oczywiste jest, iż własność taka, jaka istnieje dzisiaj, musi zostać zniesiona, albowiem dając pewnej klasie ludzi możność życia z pracy innych w zupełnej bezczynności, utrzymuje ona wyzysk jednej części ludności, użyteczniejszej, tej, która pracuje i wytwarza, na korzyść drugiej, która potrafi tylko niszczyć”. Autorzy Doktryny… wyjaśniają, że dla nich ziemia i robota są jedynie „narzędziami pracy; właściciele ziemscy i kapitaliści (…) są depozytariuszami tych narzędzi; ich funkcją jest rozdzielać je między pracujących”. Wykonują jednak to zadanie bardzo nieefektywnie. Saintsimoniści przestudiowali Sismondiego Nouveaux principes d’économie politique, których nowe wydanie ukazało się w 1826 roku i w których autor po raz pierwszy opisał, jak „chaotyczna konkurencja” powoduje niszczycielskie kryzysy ekonomiczne. I podczas gdy Sismondi nie miał do zaproponowania żadnego środka zaradczego, a później zdaje się nawet żałował skutków swej nauki, to saintsimoniści mieli taki środek. Ich opis wad konkurencji jest prawie w całości wzięty od Sismondiego: W obecnym stanie rzeczy, gdy rozdziału [narzędzi produkcji] dokonują kapitaliści i właściciele, którykolwiek (…) z warunków osiągnięcia przez pracę industrialną dostępnego jej stopnia doskonałości] mógłby być spełniony dopiero po wielu próbach, częstych błędach i bolesnych doświadczeniach, a nawet i wtedy otrzymane wyniki byłyby zawsze niedoskonałe, zawsze doraźne. Każda jednostka zdana jest na swoje osobiste doświadczenia; żaden ogólny pogląd nie przyświeca produkcji; odbywa się ona bez rozeznania, bez przezorności; w jednym punkcie jest za mała, w innym nadmierna”. Kryzysy ekonomiczne powoduje fakt, że „rozdziału narzędzi produkcji dokonują odosobnione jednostki nie znające ani potrzeb industrii i ludzi, ani środków zdolnych potrzeby te zaspokoić”. Proponowane przez saintsimonistów rozwiązanie było w tym czasie całkowicie nowe i oryginalne. W nowym świecie, jaki rysują przed naszą wyobraźnią, „nie ma już właścicieli ziemskich, odosobnionych kapitalistów, obcych wskutek swych obyczajów pracom industrii, a decydujących o wyborze przedsięwzięć i o losie pracowników. Funkcje te, tak źle dziś spełniane, sprawuje instytucja społeczna; jest ona depozytariuszką wszystkich narzędzi produkcji; stoi na czele całej eksploatacji materialnej; w ten sposób ogarnia swym wejrzeniem całość, co pozwala jej dostrzegać jednocześnie wszystkie części warsztatu industrialnego; przez swoje rozgałęzienia utrzymuje łączność z wszystkimi miejscowościami, z wszystkimi rodzajami industrii, z wszystkimi pracownikami, może więc zdać sobie sprawę z potrzeb ogólnych i potrzeb indywidualnych, dostarczyć rąk roboczych i narzędzi tam, gdzie ich potrzeba, jednym słowem, kierować produkcją, dostosowywać ją do konsumpcji i powierzać narzędzia pracy industrialistom najbardziej na to zasługującym, ponieważ stara się ona nieustannie poznać ich zdolności i ma najlepsze warunki po temu, aby je rozwijać. W (…) tym nowym świecie (…) zakłócenia, które wynikały z braku powszechnego porozumienia oraz ze ślepego rozdziału ludzi i narzędzi produkcji, znikają, a wraz z nimi nieszczęścia, bankructwa, ruiny majątkowe, od których dzisiaj żaden człowiek pokojowo pracujący nie może czuć się bezpieczny. – Jednym słowem, industria jest zorganizowana, wszystko łączy się ze sobą, wszystko jest przewidziane; podział pracy udoskonalony, powiązanie wysiłków staje się z każdym dniem silniejsze”. Owa „instytucja społeczna”, mająca spełniać wszystkie te funkcje, nie pozostała czymś nieokreślonym i niewyraźnym, jak to bywało u większości późniejszych socjalistów. Takim ciałem planującym miał być system bankowy, odpowiednio zrekonstruowany, scentralizowany w jeden banque unitaire, directrice. Po opisie potrzebnych zmian, autorzy Doktryny… piszą: „łatwo teraz będzie wyrobić sobie pierwsze pojęcie o instytucji społecznej przyszłości, która w interesie całego społeczeństwa, a szczególnie w interesie ludzi wykonujących prace pokojowe, industrialne, rządzić będzie całością industrii. Tymczasowo określać będziemy tę instytucję mianem powszechnego systemu banków, czyniąc wszelkie zastrzeżenia przeciwko ciasnej interpretacji, jaką dziś można by nadać temu słowu. System ów obejmowałby naprzód bank centralny, reprezentujący rząd w dziedzinie materialnej; bank ten byłby depozytariuszem wszystkich bogactw, wszystkich zasobów produkcji, wszystkich narzędzi pracy, jednym słowem – tego, co stanowi dziś globalną masę własności indywidualnej”. Nie ma potrzeby dalszego przytaczania za Doktryną… szczegółów proponowanej organizacji. Wymienione główne punkty wystarczająco pokazują, że w opisie organizacji społeczeństwa planowego saintsimoniści poszli o wiele dalej niż późniejsi socjaliści, oraz to, jak wiele ci drudzy zawdzięczają ich ideom. Aż do współczesnych dyskusji na temat rachunku ekonomicznego w społeczeństwie socjalistycznym opis jego funkcjonowania nie posunął się dalej. Prawie nic nie uzasadnia nazywania „utopijnym” tego bardzo realistycznego obrazu planowanego społeczeństwa. Charakterystyczne, że Marks dodał do niego jedną część klasycznej angielskiej ekonomii politycznej, nie bardzo pasującą do ogólnej analizy konkurencji, mianowicie „obiektywną” (opartą na pracy) teorię wartości. Ogólnymi skutkami połączenia idei saintsimonistycznych i heglowskich, czego najlepszym wyrazicielem był oczywiście Marks, zajmiemy się później. Co się tyczy zaś tego ogólnego socjalizmu, który dziś jest własnością powszechną, nie wiele można dodać do myśli saintsimonistycznej. Aby pokazać, jak głęboko saintsimoniści wpłynęli na myśl współczesną, wystarczy jeszcze wspomnieć, jak wiele wszystkie języki europejskie zaczerpnęły z ich słownika. „Indywidualizm”, „industrialista”, „pozytywizm”albo „organizacja pracy” – wszystkie te określenia pojawiły się po raz pierwszy w Doktrynie… Pojęcia walki klas i przeciwieństwa między burżuazją a proletariatem w specjalnym znaczeniu tych określeń są tworami saintsimonistów. Samo słowo „socjalizm”, jakkolwiek nie występuje jeszcze w Doktrynie… (używa się w niej dokładnie w tym samym sensie terminu „zrzeszenie”), pojawia się w jego współczesnym znaczeniu po raz pierwszy nieco później w saintsimonistycznym „Le Globe”.
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
V
Wraz z ukazaniem się Doktryny… oraz licznych artykułów Enfantina i innych w nowych czasopismach saintsimonistycznych „L’Organisateur…” i „Le Globe”, których nie musimy już tutaj omawiać, rozwój interesujących nas idei, mogących nas zainteresować mniej lub bardziej nagle dobiegł kresu. Jeśli rzucimy okiem na dalszą historię szkoły, a raczej już kościoła saintsimonistycznego, jakim się niebawem stała, to zobaczymy, dlaczego jej bezpośredni wpływ nie wzrastał, albo lepiej, dlaczego ten wpływ nie był już tak wyraźnie uznawany. Powodem jestto, że pod wpływem Enfantina doktryna przekształciła się w religię, elementy sentymentalne i mistyczne wzięły górę nad pozornie naukowymi i racjonalnymi, tak samo, jak to się działo w ostatnich okresach życia Saint-Simona i później Comte’a. Już drugi rokwykładów doktryny pokazał wzrastającą tendencję w tym kierunku. W dalszym zaś jej rozwoju aktywność pisarska zaczęła mieć mniejsze znaczenie, a nabierała go organizacja kościoła i praktyczne stosowanie doktryny. Na te działania musimy teraz zwrócić uwagę, gdyż to malownicze szczegóły i sensacyjne poczynania nowego kościoła zwracały większą uwagę niż wcześniejsza i ważniejsza faza aktywności saintsimonistów. Nowa religia składała się najpierw jedynie z mętnego panteizmu i żarliwej wiary w ludzką solidarność. Dogmat miał jednak mniejsze znaczenie niż kult i hierarchia. Szkoła stała się rodziną, której przewodzili jako dwaj najwyżsi ojcowie Enfantine i Bazard – nowi papieże wraz z kolegium apostołów i członkami innych niższych stopniami. Odprawiano nabożeństwa, na których nie tylko nauczano doktryny, ale też członkowie wkrótce zaczęli publicznie wyznawać grzechy. Wędrowni kaznodzieje roznosili doktrynę po całym kraju i zakładali jej lokalne ośrodki. Przez pewien czas odnosili znaczne sukcesy nie tylko w Paryżu, lecz w całej Francji, a nawet w Belgii. Zaliczali się do nich Pier Leroux, Adolphe Blanqui, Pecqueuri Cabet. Członkiem był także Le Playl, zaś w Brukseli nowego entuzjastę fizyki społecznej zyskali w osobie astronoma i statystyka, Adolphe’a Quételeta, na którego duży wpływ miało już środowisko École polytechnique. Rewolucja lipcowa 1830 roku zastała ich zupełnie nieprzygotowanych, ale przypuszczających naiwnie, że wyniesie ich do władzy. Mówiło się, że Bazard i Enfantine żądali nawet od Ludwika Filipaprzekazania im Tuileries, ponieważ oni są jedyną prawowitą władzą na ziemi. Jedynym skutkiem, jaki rewolucja wywarła na ich doktrynę, okazało się to, że poczuli się zmuszeni do zrobienia pewnych ustępstw na rzecz demokratycznych tendencji epoki. Pierwotnie autorytarny socjalizm rozpoczął w ten sposób czasową współpracę z liberalną demokracją. Powody tego kroku wyjaśnili saintsimoniści ze zdumiewającą szczerością, rzadko spotykaną u późniejszych socjalistów: „Domagamy się w tym momencie wolności praktyk religijnych po to, by jedna religia mogła łatwiej powstać na gruzach religijnej przeszłości ludzkości; (…) wolności prasy, ponieważ jest ona niezbędnym warunkiem stworzenia następnie prawowitego kierowania myślą; wolności nauczania dlatego, żeby móc łatwiej szerzyć naszą doktrynę i aby pewnego dnia stała się jedyną, którą wszyscy kochają i wyznają; zniszczenia monopoli, bo jest to środek do osiągnięcia ostatecznej organizacji ciała industrialnego”. Jednak ich rzeczywiste poglądy lepiej pokazują ich wczesne odkrycie i entuzjazm dla organizacyjnego geniuszu Prus – sympatia ta, jak zaraz zobaczymy, była odwzajemniana przez członków „Młodych Niemiec”, z których jeden zauważył z pewną dozą słuszności, że Prusacy od dawna byli saintsimonistami. Na jeszcze jedną ich doktrynalną ewolucję w tym okresie powinniśmy zwrócić uwagę, mianowicie na wzrastające zainteresowanie kolejami, kanałami i bankami, którym wielu z nich poświęciło życie po rozproszeniu się szkoły. Już wcześniejsza próba Enfantina przekształcenia szkoły w religię była przyczyną pewnych napięć między przywódcami i spowodowała parę przypadków opuszczenia grupy. Główny kryzys nastąpił, kiedy zaczął on rozwijać nowe teorie dotyczące położenia kobiet i stosunków między płciami. Właściwie to nie było w nauczaniu Saint-Simona niczego, co by uzasadniało tę nową orientację i pierwsze elementy nowej doktryny zostały najprawdopodobniej zaimportowane z furieryzmu, z jego teorii pary, mężczyzny i kobiety – tworzących prawdziwie społeczną jednostkę. Według Enfantina, tylko mały krok trzeba było zrobić od zasady emancypacji kobiet do doktryny „rehabilitacji ciała” i rozróżnienia między typem „stałym” i „niestałym” u obu płci, z których każdy powinien mieć możność postępowania na swój sposób. Te koncepcje i krążące pogłoski o ich praktycznym stosowaniu (do czego, trzeba przyznać, saintsimoniści w swych pismach szeroko zachęcali) wywołały poważny skandal. Doszło do zerwania między Enfantinem a Bazardem; ten drugi opuścił ruch i zmarł dziewięć miesięcy później. Jego miejsce współprzewodniczącego pozostało wolne dla Mere supreme, ale George Sand uchyliła się od przyjęcia tego zaszczytu. Wraz z Bazardem odeszło też kilku najznaczniejszych członków: Carnot, Leroux, Lechevalier i Transon, z których dwaj ostatni zostali furierystami; a kilka miesięcy później nawet Rodrigues, żywe ogniwo więzi z Saint-Simonem, zerwał z Enfantinem. W obliczu poważnych niepowodzeń – trudności finansowe zmusiły ich do zaprzestania wydawania „Le Globe”, i ponieważ zaczęła się nimi interesować policja, Enfantin i czterdziestu wiernych apostołów wycofali się do domu w Ménilmontant, na przedmieściach Paryża, aby rozpocząć nowe życie w zgodzie z zaleceniami doktryny. Czterdziestu mężczyzn zaczęło życie w komunie, bez służących, dzieląc posługi między siebie i przestrzegając ścisłego celibatu, aby uciszyć brzydkie plotki. Ich życie w połowie przypominało życie klasztorne, ale pod innymi względami było bardziej czymś w rodzaju nazistowskiej Führerschule. Ćwiczenia fizyczne i wykłady doktryny miały ich przygotować do bardziej aktywnego życia w przyszłości. Chociaż dobrowolnie zamknęli się w swej posiadłości, nie zaprzestali prób robienia wokół siebie rozgłosu. Czterdziestu apostołów, uprawiających ogród w fantastycznych strojach i pilnujących domu, było przez jakiś czas sensacją dla paryżan, którzy gromadzili się tłumnie obserwując ten spektakl. W rezultacie „wycofanie się” nie rozwiało w żaden sposób podejrzeń policji. Wytoczono proces Enfantinowi, Chevalierowi i Duveyrierowi o obrazę moralności publicznej, zakończony skazaniem ich na rok więzienia. Przemarsze całej grupy do sądu, w cudacznych ubraniach, z łopatami i innym sprzętem na ramionach, oraz sensacyjna obrona oskarżonych były bodajże ostatnimi występami publicznymi tej grupy. Po zatrzaśnięciu się za Enfantinem bram więzienia St. Pelagier ruch szybko zaczął upadać, a zakład w Ménilmontant wkrótce się rozpadł. O pewnej grupie uczniów jeszcze było głośno z powodu ich podróży do Konstantynopola i na Bliski Wschód pour chercher la femme libre. Jednakże kiedy Enfantin po opuszczeniu więzienia zorganizował kolejną podróż na Bliski Wschód, to jej cel był bardziej sensowny. Spędził on z grupą saintsimonistów parę lat w Egipcie, próbując zorganizować przekopanie Przesmyku Sueskiego. I chociaż początkowo nie udało się im zdobyć poparcia, to w dużym stopniu dzięki ich wysiłkom powstała później międzynarodowa spółka akcyjna do budowy kanału. Zauważmy więc raz jeszcze, że wielu saintsimonistów poświęciło się podobnym pożytecznym przedsięwzięciom – Enfantin zakładał linię kolejową Paryż – Lyon – Morze Śródziemne, a jego uczniowie budowali koleje i kanały w innych częściach Francji i gdzie indziej.
NARESZCIE!
No to po endecji – nowoczesnej i starożytnej… Po koncepcji państwa „spójnego narodowościowo” /zauważmy, jak to jest rozwalane od 1989 roku – co wyraźnie dowodzi, jakim celowym manipulacjom podlegało i podlega urządzanie Polski / i takim samym uzasadnieniu granic po IIWW.
Z Krzywickim jeszcze jest tak, że on był zachwycony zmianą właścicieli ziemi – bo o to też chodziło. Pisałam o tym: „Natomiast gdy drugi syn Ludwika, Aleksander, zamożny człowiek interesów /wedle relacji Barbary Kłosowicz-Krzywickiej/, nabył majątek ziemski Dębe Wielkie, Ludwik Krzywicki, człowiek od „Kapitału” Marksa i od kółek konspiracyjnych, gdzie rozważano podrzynanie ziemianom gardeł: „oświadczył z satysfakcją: « Krzywiccy wrócili do ziemi>>”.”
I to trwa do dzisiaj – wśród wszystkich, dopuszczonych formacji politycznych.
Brakuje mi książki o ziemiaństwie – właśnie w tym kontekście. O konieczności anihilacji ziemiaństwa, by zamienić Polskę w stado. Zaczęło się od odcinania Kresów – o czym stale pisze Korwin-Milewski; że „Warszawa” jest głucha na ten problem. A Ty piszesz, że wcale głucha nie była…
Zimna wódka, ale przez łzy.
Może trochę naukowy, ale wszystko jest co trzeba. Nawet do obecnego czasu pasuje.
…albo: getto w getcie
Jak się rozwali ciągłość pokoleń i świadomość pochodzenia, to znika też przywiązanie do ziemi przodków i dziejów ojczystych. Dorobkiewicz znikąd zawsze może sobie kupić posiadłość w dowolnym kraju i założyć nową dynastię. Tak się zresztą działo na ziemiach polskich równolegle z dywersją socjalistów. Kosztem tracących pamięć i tradycję Polaków, także ziemiańskiego pochodzenia. O czym świadczą właśnie pierwsze szeregi socjalistów.
Ciekawe jak wypadł by eksperyment pamięci, zaproponowany przez ks. Chrostowskiego we wklejonym wcześniej linku, u czytelników Coryllusa? Mea culpa jest w poprzednim komentarzu.
a, dziekuję
Nie wiem. Socjalizm jest jak najbardziej polski
Tak
Czyś ty zwariował? Może zrób z tym coś bo powyrzucam te komentarze.
Wszystko fajnie, ale musisz STARY BROWSER zamienić na nowy, bo bluzga tu formatami, zamiast się dopasować. Nie używaj IE! Zwłaszca jego starych wersji, dostępnych na prehistorycznych windowsach sprzed 15 lat. Jeszcze raz: nie siej tu formatingiem ze starego komputera, tylko zamień oprogramowanie na współczesne.
Można się też zapytać dzieci (sąsiada) lub wnuki (kto ma) 'jak się to robi’.
Wygra ten, kto dysponuje przemocą. Prawną i fizyczną. Pesymistyczne stwierdzenie, jesli na nim poprzestac. Mysle, ze wlasnie o to chodzi, zeby móc przemoc zrownowazyc, a nawet przemóc. Np. wystawic husarie, na ktora nas stac, a do tego przekonaną co do powodow i celow. Mysle, ze my w swoich walkach o wolnosc szafowalismy ludzmi i zasobami, zapominajac, ze wolnosc wymaga nie tylko idei, ale i srodkow na jej wywalczanie i obrone. Zrozumienia i pieniedzy.
Mam wrażenie, że ks. Prof Chrostowski dał bardzo delikatnie do zrozumienia, że obecne tzw. elity od roku 1939 r. poczynając a w szczególności „po obaleniu komunizmu” – to same „sieroty są”. Znakomita większość elit III RP – nie ujawnia swoich rodziców i dziadków. Może mają „lewe” rodowody i „lewe” komplety dokumentów. Chłopi na ogół mają pamięć 3-4 pokoleń a reszta spokojnie leży w zapisach parafialnych, o ile kościoła nie spalili „we wojnę”. Systemowo niszczone były archiwa ziemiaństwa. To nie jest kwestia pamięci tylko -dostępu do dokumentów. Poza tym „młodzi wykształceni z wielkich miast” nie chcą pamiętać o swoich wiejskich przodkach. I „wszyscy są zadowoleni”. Natomiast w niektórych regionach obserwuję próby odtwarzania rodzinnych drzew genealogicznych, zwłaszcza w momencie, kiedy rodzina spotyka się na pogrzebie członka rodziny, który „dużo wiedział o przodkach” ale oni go nie słuchali. I zabrał do grobu ze sobą całą wiedzę.
Należy nie zapominać że tylko Polska od 1939 r. na tak niesamowitą skalę była poddana masowym przesiedleniom idącym w miliony ludzi, z których znaczna część była planowo eksterminowana a cmentarze po nich, ich kościoły i domy – były planowo niszczone. Więc ludziska w tych regionach, które uniknęły tego armageddonu winni rozpocząc odtwarzanie swoich drzew genealogicznych na podstawie zapisów kościelnych choćby do XVII i XVI wieku. Nawet chłopi mają zachowane wpisy ślubów, chrzcin i pochówków.
Kondominium
Wielu „Zapiski oficera …” Sergiusza Piaseckiego też odczytało jako wybitnie rozrywkowe.
W mojej rodzinie Dziadkowie nie przezyli wojny. Rodzice spetani strachem i trauma wojny (Powstanie, Oswiecim, Ravensbruck…….) i komuny (Moczar) nic nie mowili. Jak doroslismy i zorientowalismy sie, bylo juz za pozno. Malo co udalo sie z Rodzicow wydobyc. Zostalo troche, niepodpisanych, zdjec.
Ja dodam tylko tyle, że idąc tropami coryllusowych zapowiedzi, próbowałem także przebijać się przez wiele lektur. Ilekroć okazywało się, że wpadłem na coś rewelacyjnego, to okazywało się, że gospodarz już tam był, wszystko ogarnął i napisał o tym rozdział.
Wiedząc to siedzę sobie cicho i czekam na te bombowe treści.
Mam pewność, że niektóre z tych wspomnień staną się antykwarycznymi białymi krukami. Niektóre (wiem bo dla sportu sprawdzam) już nimi są.
Dziś padło nazwisko Krzywickiego, a będą padać kolejne nazwiska wspominających i treści zaiste „baśniowe”.
Warto czytać stare książki.
Brakuje też opisu losu tych oficerów z narodu szlacheckiego, którzy zdobywali ziemie na Kresach, które tak lekką ręką w tej Rydze oddali i tych co pozostali w granicach II RP. Jak potoczyła się ich kariera zawodowa w Armii II RP. Ilu z nich wyleciało, a kto awansował, a kto nie awansował.
Nie, wszędzie nie byłem…
Pink Panther
bardzo lubie Dzienniczek s. Faustyny, bo to jest zaiste arcypolski dokument i znak Opatrznosci dla nas. I nie chodzi mi tu o samo nabozenstwo do Milosierdzia bo ono jest poslaniem dla calego swiata.
atoli to nie w Dzienniczku samej Faustynki a w zapiskach bl. ks. Sopocko czytamy, ze kiedy byl swiadkiem jak przepowiadala straszny kataklizm nadciagajacy nad Polske, to mowila nie o obozach koncentracyjnych a o Polakach, ktorzy „gonieni beda z jednego kata swiata w drugi”.
Dopiero po latach dociera do czlowieka, ze wizja ukazywala trzon naszej narodowej tragedii: nie miliony zabitych ale miliony „przeganianych” – bo zabitego dusza zyje ale co zrobic z zywymi, ktorzy dusze straca?
przeczytalam tekst na Papugu.
excusez le mot ale to jest…cymes;)
Właśnie problemem jest brak żywej pamięci. Odtwarzanie drzewa genealogicznego na podstawie archiwów to piękne i ważne zajęcie, ale nie zastąpi wiedzy ad hoc, jaką mają żydzi. A przecież też wysiedleni. Musimy więcej ze sobą rozmawiać i przynajmniej „w dół” naszą wiedzę przekazywać, żeby zbudować ciąg pokoleń, czyli prawdziwe więzi. Od tego zaczyna się wspólnota.
co do mnie to, poki co wystarcza mi historia najnowsza: dzieki publikacjom z Kliniki Jezyka zrozumialam o co walczyli Wykleci. Gdyby nauczyciele w szkole zapodali uczniom dwie, powtarzam, dwie pozycje: o Woynillowiczu i ks. Blizinskim, to juz nikt nigdy nawet by nie probowal robic z Wykletych „frustratow nieumiejacych pogodzic sie z rzeczywistoscia”.
Szwagrzyk pokazuje nam kto nie zlozyl broni. Maciejwski pokazuje w imie czego oni broni nie zlozyli, jakiego diamentu byli oprawa.
I znowu wracamy do idei, doktryny…
Jak ktoś nie ma talentu to się musi pocic, poza tym bycie pisarzem nie jest przymusowe.Pani Tokarczuk mogla wybrać inna profesje.
Dorobkiewicz mi tak nie przeszkadza /wykazał się talentem i jest ogarnięty ekonomicznie/ jak funki, które poprzez funkcję i przemoc państwa wchodzą w posiadanie dużych areałów ziemi. Ponieważ tu grają zupełnie inne cechy. I klasyczna zamiana władztwa po siłowym odebraniu ziemi prawowitym właścicielom. Do absolutnej szydery jeszcze trzeba dodać, ze to są funki „wrażliwe społecznie” – ale tylko wtedy, gdy właściciele upominają się o sprawiedliwość i prawo. To prawo, które obowiązuje wybiórczo – to znaczy nie obowiązuje funków wobec ziemian chociażby.
Ależ to jest stwierdzenie absolutnie adekwatne do zbójeckiej rzeczywistości polskiej. Po dekrecie rolnym przemoc była fizyczna – ziemian i majątki załatwiano wojskami KBW i funkami. Teraz jest tak, że jeden z drugim „wrażliwy społecznie” funk współczesny oświadcza, że on osobiście jest przeciw, bo to jest niesprawiedliwe społecznie. Drugi funk, nie zważając na kolegów funków, którzy wchodzą w posiadanie wielkich areałów, gdy chodzi o reprywatyzację ziemian, oświadcza, że „tu obszarników nie będzie”. Kumple z ziemią i banki z ziemią, oraz jakieś zagraniczne firmy, takoż „związki wyznaniowe” jakoś mu nie przeszkadzają. Gdy w komisji rolnej podnoszono /koniec rządów PO/ kwestię ziemian, weszła jakaś facetka na tę komisję i oświadczyła, że rząd ma inne zdanie w tej sprawie i koniec. PAD zaraz, w drzwiach, to świństwo podpisał. Teraz tez jest jakaś komisja pod przewodnictwem Bartosza Jóźwiaka, której wnioski z z cała pewnością zostaną potraktowane jak za PO. Jeżeli ktoś myśli, że to są przypadki, lub polityka „wrażliwości społecznej” – jest idiotą. To tak jak z Kresami i Warszawą, co to Korwin Milewski pisał. A Coryllus w dzisiejszej zajawce Baśni socjalistycznej – potwierdził.
Zostaje Pomorze jako obszar i problemy do spenetrowania. To nadzwyczaj ważna ziemia i usiłowania. (Polityka niemiecka. Cały czas… Pomorze jest pilnowane.) A zawsze traktowana przez ogólną narrację po macoszemu wobec Kresów Wschodnich. Pamiętniki Nataisa Sulerzyskiego z Piątkowa. zostały wydane w latach 80-tych, z przedmową śp. Sławomira Kalembki, historyka z UMK. To wydanie – to nieprawdopodobna nędza wydawniczo – drukarska. A warte są dobrego, ponownego wydania.
Polecam też – co do Powiśla – wspomnienia Haliny Donimirskiej – Szyrmerowej, „Był taki dom”.
Może ktoś tu coś dorzuci?
Związek Jaszczurczy to przecież szlachta Pomorza.
Nie wygląda na nędzę
http://kpbc.ukw.edu.pl/dlibra/plain-content?id=30777
Ale ja to mam – naprawdę nędza. Na fotce wygląda znacznie lepiej. Jak będziesz gdzieś tutaj, to Ci pokażę tę książkę. Nie uwierzysz, co za nędza.
….. jest stwierdzenie absolutnie adekwatne do…. Jest. Ale przeciez chodzi o to, zeby nie bylo. Wiec cos trzeba zmienic. Trzeba dzialac i myslec jakos inaczej. Czyz nie o to nam tu wszystkim chodzi ?
To nas nie pocieszy, ale likwidacji dokonuje się wszędzie i co ciekawe zawsze te same argumenty są w użyciu, ta sama propaganda:
„Tutsi to plemię bardzo inteligentne, chytre, przezorne, bystre i zajmujące się hodowlą krów – charakteryzował wrogie plemiona o. Bazan. – Hutu to rolnicy. Różnica między nimi to taka, jak kiedyś w Polsce różnica między arystokracją a chłopami.
Konflikty między plemionami były więc nieuniknione. Tutsi żądali ziemi na pastwiska, Hutu chcieli te same tereny uprawiać. Plemiona odbierały sobie także nawzajem władzę polityczną. Mimo że Hutu stanowili większość ludności Rwandy, stale byli odsuwani od władzy.”
Masakra Tutsi dokonana przez Hutu trwała 100 dni. Jej ofiarą padło ponad milion osób.
http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/1091138,Ludobojstwo-w-Rwandzie-%E2%80%93-tragedia-Tutsi-i-Hutu
Ani słowa o tym kto na tym skorzystał, jacyś mili Belgowie tam ausweisy rozdają ale nie wiadomo po co…. Taki afrowołyń
Moja stara fascynacja, Z. Jaszczurczy. Tak, Pomorze jest ziemią kluczową dla istnienia Polski.
W polskiej rzeczywistości dorobkiewicz i przydupas władzy zwykle stanowiły jedność. Do tej charakterystyki dochodziła jeszcze obcość etniczna, albo zdrada narodowa, jako warunki sine qua non.
Współczesne tryndy to nowe senatorskie rody ziemian pomorskich o wdzięcznym botaniczno – rolniczym nazwisku na S. Uwłaszczone już bez dekretu PKWN. Każde województwo ma takich karmazynów. Niektórzy nawet zamkami dysponują. Ciekawe, co by o tym Lampedusa napisał?
To jest chyba ta sama paxowska seria, w której wyszły wspomnienia Wojciecha Kossaka. W tamtych czasach to było porządne wydanie: płócienna oprawa, obwoluta, cienki papier, szycie, a nie klejenie. No i całkiem niezły, raczej dyskretny, a rzeczowy, ulubiony przez akademików aparat naukowy.
Zgadza się. Błogosławiony ks. Sopoćko i Jego pokolenie mieli tego doświadczyć i zrozumieć wizje św. Faustyny, która NIE dożyła. Jedno i drugie było straszne, ale to drugie (przeganianie z miejsca na miejsce milionów Polaków ) – nie jest zupełnie przedmiotem badań ani nie stworzono jakiejś instytucji, która zrobiłaby inwentaryzację , choćby „z pamięci przepędzonych” tego, co „zostawiono”. Dlatego, że celem było m.in pozbawienie nie tylko bazy materialnej i logistycznej do „przyszłych buntów” ale – pozbawienie pamięci.
PS. Moja Rodzina w każde Święta wspominała przy dzieciach tamte wydarzenia, zachowanie okupantów, zachowanie kolaborantów – bez nieuprawnionych uogólnień. Opowiadali „historie Polaków” i „ich sąsiadów”. Dzieci wiedziały, że o tych sprawach nie rozmawia się z obcymi a już na pewno nie w szkole.
Żaden z tych”karmazynów” nie przypomina Alaina Delona i Claudii Cardinale z filmu „Lampart”))) A już z całą pewnością nie przypominają „późnego” Burta Lancastera:)))Oni przypominają to, kim są, czyli prostych buraków.
Trzeba było opowiadać i opowiadać – historie rodziny, sąsiadów, zachowanie okupantów, zachowanie kolaborantów. Jako dziecko do 10 roku życia miałam pełną świadomość czym był Katyń i czym „bulbowcy” różnili się od „upowców”. Oraz co w 1943 r. znaczyło słowo „rąbanka”. Dzieci się wychowuje od małego. Tyle, że jeśli czyta się wspomnienia śp. ks. Fedorowicza to widać, że dzisiaj „nie ma kto pamiętać” bowiem np. na Syberię od 1940 r. wywożone były całe rozgałęzione RODY Polskie, zarówno ziemiańskie jak i urzędnicze, wojskowe, inteligenckie a nawet chłopskie – wg list sporządzonych przed wojną przez „dobrych sąsiadów”i podarowanych NKWD. Dla okupanta niemieckiego takie „listy” były sporządzane przez Niemców – żyjących w II RP. Albo był to „prezent od Stalina”bo nie jest przypadkiem, że w Zakopanem w willi Tadeusz i Telimena odbywały się „sympozja i konferencje” NKWD i Gestapo „w temacie akcji AB” a generalnie – koordynacji eksterminacji Polaków.
A ja bym się zgodził z Coryllusem. Ta seria wydawnicza wspomnień to naprawdę ówczesna ekstraklasa.
Wspomnienia m.in. Wojciecha Kossaka się w niej także ukazały (nawet z czarno białymi reprodukcjami obrazów).
Obwoluta, twarda oprawa. Lubię ten cykl.
Myśmy też jako dzieci ze względów rodzinnych o Katyniu wiedzieli. Ale z drugiej strony, chyba przez te powojenne „wędrówki ludów”, które z osiadłych pniaków uczyniły ptaki, nie wiem nawet (i już się pewnie nie dowiem), gdzie są pochowani moi pradziadowie ze strony ojca. I dopiero dzisiaj przyszło mi do głowy, że choć co roku jeździliśmy dziesiątki kilometrów na groby dziadków po kądzieli i po mieczu, to jakoś nam nie przyszło do głowy, żeby o starsze pokolenia zapytać, a rodzice sami nie mówili. Dziadków po mieczu zresztą nigdy nie poznaliśmy, bo zmarli długo przed naszym urodzeniem (ojciec był najmłodszy z rodzeństwa). Dobrze, że przynajmniej nazwiska i groby pozostały. Może i do Katynia się kiedyś wybiorę…
;-))). Ten Tancredo w wydaniu Delona to był w obejściu, a nie tylko wyglądzie, jednooki bandyta, co do rewolucji przystał z miłości do nowoczesności. Taki włoski Piłsudski, tyle że się z atrakcyjną i mądrą burżujką Cardinale ożenił. A najbardziej konserwatywny i wierny dawnej tradycji, to był towarzysz polowań księcia Burta L., nie pamiętam nazwiska. Drobny szlachetka, ale z honorem i zasadami. Ostatnio w którymś programie tv puszczali tę starą wersję i dłuższy fragment po latach udało mi się obejrzeć, stąd te refleksje;-)
Komosa czy inna Zielonka się rzeczywiście do nich wizualnie nie umywa.
Hi, hi… Zaklepuję pierwszeństwo o 17:16;-)
Ciekawe książki zaczynają wydawać. Tylko ceny zwalają z nóg, nawet jak na Tanią Książkę:
http://www.taniaksiazka.pl/kraina-upartych-niepogod-p-762275.html
http://www.taniaksiazka.pl/geografia-gospodarcza-krolestwa-polskiego-w-xvi-wieku-krzysztof-boroda-p-848379.html
Ja wiem, od bezpośredniego świadka, że niektóre rodziny ziemiańskie w Polsce tfu … Ludowej celowo własne dzieci dawały na wychowanie dalszym znajomym ale nie krewnym, którym ufali a którzy nie byli ustosunkowani materialnie, żeby właśnie z powodu aresztowania rozgałęzionych rodów, chociaż jedno z nich ocalało. Dzieci przeżywały dramat, rodzinie pękało serce, ale inaczej się nie dało. Oni nie byli socjalistami, którzy mogli uciec przez Zaleszczyki…
Ja tylko jednego nie mogę zrozumieć … tego zauroczenia dużej części ziemiaństwa socjalizmem i tego zauroczenia ich Piłsudskim. Przecież oni Piłsudskich znali. Wiedzieli o ich flircie z socjalizmem. To przecież byli inteligentni ludzie…
Zajrzałam po link i przypadkowo zobaczyłam: http://www.taniaksiazka.pl/anders-maria-nurowska-p-689378.html
Fenomen tej pani zawsze mnie ciekawił. Było jej pełno w różnych pismach kobiecych gdzie opowiadała o duchach i fatalnych w skutkach jej nowych romansach. Myślałam, że została już wypchnięta z rynku, choć też nigdy nie słyszałam żeby ktoś czytał tę „jedna z najbardziej znanych i najchętniej czytanych polskich powieściopisarek.”
A teraz Anders… o co tu chodzi?
Sorry za OT ale ona mnie fascynuje
Ok. ja jak niewiernt Tomasz musiałem zerknąć na półkę i trochę zmarudziłem.
W temacie:
http://www.wicipolskie.org/?p=22175
Także tu:
https://www.google.de/amp/s/wirtualnapolonia.com/2016/05/04/prof-waclaw-sobieski-polityka-zydow-w-polsce-i-wobec-polski-i-konferencja-zydoznawcza-warszawa-xii-1921/amp/
Lub:
http://www.polishclub.org/2016/04/25/pamietnik-i-konferencji-zydoznawczej-odbytej-w-grudniu-1921-roku-w-warszawie/
Można zacząć czytać i tu:
https://wirtualnapolonia.com/2016/04/26/waldemar-glodek-widziane-z-kalifornii-pamietnik-i-konferencji-zydoznawczej-odbytej-w-grudniu-1921-roku-w-warszawie/
To osiem części, dokładnie nie liczyłem, czyta się 10-20 minut każdy wykład. Konferencja warszawska nie była jedyna; temat jest tak nośny, że powtórzyła go konferencja krakowska, która odbyła się w PAU w końcu listopada do 1 grudnia 2014 roku. Naukowe konferencje… nauka poszła w las? Niech odpowie za mnie historia, o której mowa w następującym linku.
Przewińmy następny artykuł do rozdziału/nagłówka „Łatwowierni i naiwni”, gdzie udecja agresywnie atakuje Polaków, przypisując nam tytułowe cechy, i jeszcze coś. Co takiego? Czytaj poniższy link:
https://justice4poland.com/2017/04/20/w-kazdym-polskim-miescie-na-kazdej-ulicy-bedzie-kamien-z-tego-muru-a-na-nim-gwiazda-dawida/
…” A przecież musieli widzieć, że z tego co im zaproponowano nie wyłaniała się żadna Polska. Opcje były dwie – Mitteleuropa albo Judeopolonia. I tylko o takich wariantach można było mówić. To co powstało w roku 1918 było efektem determinacji narodu, który za nic miał ustalenia socjalistów i masonów. .”…
Coryllusie wybacz, ale tutaj w tym punkcie się z Tobą nie zgodzę. Przecież, gdyby nie CUD NAD WISŁĄ rewolucja bolszewicka dotarłaby aż do Berlina. Niemcy już były gotowe do przejęcia. Tam szalała czerwona zaraza i oni czekali na tych bolszewików. Na Węgrzech zresztą to samo. Sama zaś determinacja – sama w sobie – nic by nam nie pomogła, bez ukazania się Matki Bożej w tym pamiętnym dniu. Na to są liczne świadectwa. Zgodzę się, na to, że Matka Boża potrzebowała naszej współpracy. Inaczej CUD NAD WISŁĄ zamieniłby się w spektakularne widowisko. Ale proszę przynajmniej tutaj na tym blogu oddajmy JEJ to, co do NIEJ należy. Nie zawłaszczajmy tak, jak to zrobił Piłsudski. W konsekwencji wyszliśmy na tym tragicznie! Powtórzę jeszcze raz w czasie powstania warszawskiego też byliśmy zdeterminowani i mieliśmy za nic ustalenia socjalistów i masonów. Nic mam to nie pomogło. Obróciło się przeciw nam.
Ja może rzeknę słowo w sprawie flirtu z socjalizmem wymienionej rodziny. Tam naprawdę nie chodziło o socjalizm i flirt, oni sobie doskonale zdawali sprawę czym ten cały socjalizm jest i odgrywali komedię przez cały czas.
I co? Nasi tego nie widzą? Myślą o tym jedynie jaki by tu publicystyczny show zrobić w telewizji. Właśnie im jeden zamknęli
PPS, także w okresie międzywojennym, była partią marksistowską, antykatolicką, a poziom jej propagandy pod tym względem dorównywał bolszewickiemu. Fakty te są obecnie przez wszystkie rządy złożone z sukcesorów PPS wywodzących się z socjalistycznej Solidarności pracowicie zakrywane i zakłamywane „niepodległościowym” frazesem. No bo jak tu powiedzieć wprost ludowi pracującemu miast i wsi, że walczyliśmy z komuną sowiecką po to, by ponownie wprowadzić komunę? Dlatego Eurokołchoz jest tak bardzo na rękę – zmiany wiodące ku świetlanej przyszłości „są wprowadzane na żądanie Unii i nic nie można na nie poradzić”. Na tym tle można jednak odstawiać teatrzyk, obsadzając się w roli „żarliwych obrońców interesu narodowego”, gdyż Polaków-patriotów wciąż jeszcze trochę jest.
Zgadza się. Jak zaglądam do spisu osób represjonowanych (teraz w IPN) ale robionego początkowo przez Kartę, i przekazanego potem do IPN, po wpisaniu w wyszukiwarce nazwiska mojego pradziadka „Trojanowski” wyskakują 92 rekordy!!!
Dzieci nas obserwują. Moja Mama rozkawając bochenek chleba czyniła znak krzyża, ja przyswoiłem sobie to w sposób naturalny. Kiedyś rano w ferworze wyprawiania do pracy i przedszkola nie zrobiłem tego i syn powiedział, że zapomniałem o krzyżu.
i jeśli Pan Bóg sprawił, że Polska powstała ponownie w 1918 to właśnie tylko po to. Niestety na temat Cudu Matki Bożej cicho sza i to ze wszystkich stron a jeśli to jedynie jako mit, legenda i jeszcze z mrugnięciem oka.
Otóż to. Wielu towarzyszy, którzy wysiedli z Piłsudskim na stacji „niepodległość”, wsiadło po wojnie do czerwonego autobusu.
Powojenne biografie w Wikipedii, mają pisane żyletkami, ale tu i ówdzie i tak wyziera prawda, że z przedwojennych ministerstw trafili do ministerstw komunistycznych i żyli długo i szczęśliwie, a państwowe wydawnictwa drukowały ich wspomnienia…
A o cudzie Matki Boskiej, to rzeczywiście na razie w żadnych wspominkach byłych PPS- owców się nie doczytałem ani wzmianki.
Nikt o tym nie pisze, nie uchodzi, cicho sza, null! Za samo wspomnienie zostaje się oszołomem z odchyleniem w stronę ludowej pobożności, na którą dzisiaj nie ma już nigdzie miejsca.
Trzeba było Piłsudskiego zalegendować w nie PPSowskiej Polsce, cud nad Wisłą był do tego idealny i ludzie to kupili.
Co by się stało, gdyby Niemcy wygrały I wojnę światową i zrealizowały swój plan pangermańskiej Europy?
Moglibyśmy je spolonizować, bo jak twierdzi Emil Reich, po rozbiorach polskie kobiety zamieniły dawne wschodnioniemieckie wsie we wsie czysto polskie. Mimo pruskiego terroru Prusy Wschodnie stały się bardziej polskie niż przed rozbiorami. Kanclerz Niemiec miał oświadczyć, że jednym z najgroźniejszych niebezpieczeństw dla przyszłości Niemiec jest polonizacja wschodnich mieszkańców, bo nawet zagłębie węglowe Westfalii wypełniają Polacy.
Niestety mój wniosek stąd wypływa taki, że podzielilibyśmy los Ormian.
Emil Reich (tego nie ma w wiki):
Pochodził z węgierskiej katolickiej rodziny Rik, której genealogia znana jest kilka pokoleń wstecz. Nie należy go mylić z Emilem Reichem (1864-1940) i innymi tego samego imienia i nazwiska. Za młodu był uczniem Liszta. Dawał koncerty w USA. Jego wykłady w katedrze historii w Oxford uczyniły go idolem w społeczeństwie angielskim. Na pogrzeb wieńiec przysłał król Jerzy z Królową Marią.
W Polsce praktycznie nieznany. Jedynie Jerzy Żuławski pochwalił się mimochodem, że przeczytał po francusku „Vanité allemande“. Ostatnie kilka lat przyniosło wiele nowych wydań/przedruków jego książek.
Potem kupili wąsacza a la Piłsudski z Matką Boską w klapie, a teraz wąsy są passe i pobożność ludowa też…Więc pozycjonowanie zostało nieco zmodyfikowane.
„rewolucja bolszewicka dotarłaby aż do Berlina”. Myślę że nie było takiego zamiaru. Atak na Polskę był dogadany w gronie mocarstw, i bolszewicy mieli sobie wziąć tylko to, co im się „należało”. Pozostaje tylko pytanie jak miała wyglądać ta zgodnie ustalona Polska wschodnia granica. Czy na Wiśle, czy tak jak wyszło w Rydze, czy tak jak teraz wygląda.
Nie wiem jakie były zamiary. Pomijając całą bitwę warszawską, z tego co się zorientowałem z wielu lektur, to jednak mieli rozkazy i plany operacyjne były takie, aby dojść do Berlina, gdzie czekali na nich niemieccy towarzysze. Raczej jestem pewny, że nic nie przekręciłem i dobrze pamiętam. Ale tego nie będę bronił jak niepodległości. Natomiast, faktu, że podczas bitwy warszawskiej zdarzył się cud maryjny, będę bronił jak niepodległości właśnie.
Nasi, nawet jeśli kto im powie prawdę prosto w nos, nie przyjmą tego do wiadomości. Uporczywie bowiem powtarzają, że idee mają konsekwencje, i z tego zdania niewiele sobie robią. Przypominają oni takich typków jak prawicowiec Franciszek Fillon, który mieni się katolikiem, ale bezwzględnie broni laickości republiki. Tak samo nasi psioczą na gazwyba, ale na myśl o ewentualnym tegoż gazwyba upadku zaczynają drżeć z przerażenia, że oto może upaść czołowa polska gazeta i że to niedobrze dla polskiego rynku prasy. Żaden z nich wszelako nie przyzna, że produkt gazwybiany był trupem od początku. Do tego trzeba dodać bezustanne bredzenie naszych o republice. Tylko o jaką republikę chodzi, kiedy nie ma mowy o przywróceniu wielkich majątków ziemskich oraz ponownym poddaniu Kościołowi Świętemu rynków tekstylnego, spożywczego i sztuki?
Na Prośnie koło Kalisza tak jak za zaborów. Powstanie Wielkopolskie mocarstwom też chyba tak za bardzo nie było na rękę.
Mysle, ze ogromna wiekszosc z nas ma niezwyle silne pragnienie posiadanie silnego wladcy i jak zdesperowana stara panna gotowi jestesmy ulokowac swoje uczucia i oczekiwania w osobie tego niegodnej. Inteligencja bardzo czesto nie ma tutaj nic do rzeczy.
Ogólnie istniała ciągłość między II RP a Polską Ludową w większości obszarów tzw. życia społeczno-gospodarczego – weźmy nacjonalizację, centralizm i gospodarkę planową. Nie można powiedzieć, że komunistom szło jak po maśle, jednak przestawienie, czy „dopełnienie” (np. reforma rolna) – zostało dokonane dość szybko i sprawnie. I w większości przypadków wcale nie poprzez terror. Ciekawe czy są jakieś opracowania badawcze dotyczące na przykład udziału oraz zaangażowania się przedwojennej kadry administracyjno-urzędniczej w „budowę nowego ustroju”. A choćby taki Związek Nauczycielstwa Polskiego? Działa w najlepsze do dziś i swego postępowego oblicza nigdy nie zmienił.
Biedni są potomkowie szlachty z Kongresówki, choć w 19. wieku pojawiały się spisy szlachty z tej resztki Polski. Gdy na nie natrafiałem rzucałem przekleństwami na autorów, którzy postanowili zarobić, zapominając o POLSCE.
Ale za to dziś my Kresowianie mamy genealogię sięgającą kilkunastu pokoleń wstecz, bo jest przechowywana w archiwach Wilna, Mińska i Petersburga, jako że nasi przodkowie musieli co kikanaście lat udowadniać swe pochodzenie, aby uniknąć wieloletniej służby wojskowej. A na dodatek wielu polsko-białoruskich genealogów odwiedza parafie i za rozsądną opłatę możemy mieć odpisy ksiąg, których nie zniszczył Napoleon.
>na Syberię od 1940 r. wywożone były całe rozgałęzione RODY Polskie, zarówno ziemiańskie jak i urzędnicze, wojskowe, inteligenckie a nawet chłopskie
A ich dzieci wracały do Polski walcząc, choć rodzice zmarli na Syberii. Może, po okresie propagandy PRL przyjdzie czas – bez kolejnej propagandy, by powiedzieć prawdę o tych rodzinach, ich dzieciach i ich losach.
>Myśmy też jako dzieci ze względów rodzinnych o Katyniu wiedzieli…
Wszyscy w Polsce wiedzieli o Katyniu z Wolnej Europy i Głosu Ameryki, jak sądzę od roku 1954, a może wcześniej. Nie wszyscy dorośli pozwalali dzieciom szukać w radiu fal krótkich. Ale koledzy gadali.
A jaka jazde odstawia teraz cala MAFIA polityczno-merdialna we Francji… jak to masonstwo „grzeje” teraz Macrona… dzis „centryse”… to sie nie miesci w glowie… a jakie padaja przy tym slowa i „narracje”… to normalnie w zycie pozagrobowe moze zwapic ktos kto jest slabej wiary. Jak oni walcza aby ten socjalizm sie utrzymal… i eurokolchoz… to naprawde ich ostania deska ratunku… desperacja jest naprawde ogromna…
… taki sam teatrzyk i cyrk merdialny jak… slynne „glosowanie”… na Tuska… miesiac temu w Brukseli… identiko. À le ludzie zaczynaja to widziec…
… a dzis jak z bomby w glownych wiadomosciach – gruchnela wiadomosc o dymisji dyrekora we francuskiej „korporacji globalnej” LAFARGE… o wspieranie finansowe ISIS w Syrii !!!
Takie jaja sie dzieja we Francji.
ok. miliona do miliona stu tysięcy, takie sa szacunki ofiar rzezi etnicznej w Ruandzie, jednak dotyczą w tyum także ok. 300 tys. Ba Hutu, wymordowanych
w rewanżu, gdy Ba Tusi (nie wiem czemu w polskiej transkrypcji pisane jest Tutsi) zorganizowali się i regularne oddziały ich wojska, czyli Rwandian Patriotic Army (RPA) przeszły do kontrofensywy z terenów Zairu, Ugandy i Burundi i zaczęły rozprawiać się z pospolitym ruszeniem bojówek Ba Hutu (Interahawne).
Te rzezie w Ruandzie, Burundi i w rejonie Wielkich Jezior Afrykańskich zdarzają się cyklicznie, aczkolwiek z różnym nasileniem. Poprzednie największe w 1959 r. pociągnęły za sobą ponad 100 tysięcy ofiar wśród Ba Tusi, a kolejne fale walk etnicznych były w latach 1963-64, 1972-73, 1990-1993. Belgijscy koloniści, aby ułatwić sobie życie zaliczali do Ba Tusi ( pasterz , Ba – człowiek, mężczyzna, Tusi – pasterz), każdego, kto posiadał nie mniej jak 10 krów.
Moja babcia, mama, chrzestna… wszystkie wujenki i stryjenki tez tak robily. Lubilam patrzec jak na takim wielkim bochnie chleba babcia robil ten znak krzyza… potem mama pilnowala… jak nie zrobilam tego znaku to zaraz mnie czyms tam pacnela na przypomnienie… a potem to juz tak weszlo w krew, ze dzis to robie jakos tak prawie automatycznie… to naprawde piekny zwyczaj…
… czyli – na przykladzie Twojego syna – nauka nie idzie w las… to dobrze.
Socjalizm zaczął się w Polsce już na pewno od 1930 roku.
>Ja tylko jednego nie mogę zrozumieć … tego zauroczenia dużej części ziemiaństwa socjalizmem…
Emil Reich słusznie zauważył, że wyższe klasy Rosjan, Polakó, Serbów i Bułgarów są przeedukowane. Ich mózgi są przeładowane instrukcjami (wiedzą podaną jako nauka).
Z pewnością rosyjskie uniwersytety, gdzie ziemiaństwo kształciło swe dzieci, były siedliskiem zachodniej myśli wywrotowej, Bo Zachód był i pozostał wzorem dla ludzi słabego umysłu.
Od 10 krów to już ziemianin? Pacz pan jak te standardy socjalistyczne się obniżają
pasterz
Na Bugu
Ja też nie rozumiem. Zrozumieć można do pewnego stopnia młodzież z rodzin szlacheckich wyzutych z majątków, bo oni nie wiedzieli, w co wchodzą. A kiedy już byli np. w PPS, to było „za późno”. Należeli do „organizacji” jak do włoskiej mafii. Ale ziemiaństwo? Zapewne wystąpił czynnik „zauroczenia postępem” i oraz „skutecznością” i „bezwzględnością”. Koniec XIX w. to moda na teozofię, odchodzenie od Kościoła i pewien rodzaj braku czujności, który ja widzę w Narodzie dopiero teraz, kiedy przeszedł krwawą łaźnię i został zdradzony dosłownie przez wszystkich. Nie wiem, dlaczego polska młodzież – zostawała wtedy agentami obcych służb i wdawała się w „wielką grę operacyjną” na długo przed I WW. Grę, której celów znać nie mogła. To była młodzież ziemiańska ale taka „mniej szlachecka”. Sikorski np. był nieślubnym dzieckiem. Ojciec Dzierżyńskiego – dostał za coś carski medal. Rodzina Fredrów i Szeptyckich od początku zaborów wysługiwała się na urzędach austriackiego Dworu. Więc przyczyn mogło być trochę.
Takie emocje zwykle kończą się ślubem z seryjnym mordercą
Przemyśl to co napisałeś. Niemcy i Węgry przegrały wojnę. Po wojnie miały głód i setki tysięcy powracających sfrustrowanych żołnierzy. Każdy kraj zdestabilizowany po przegranej wojnie jest podatny na obietnice nowego szczęśliwego ładu. Także Rosja pod Kiereńskim i Leninem. A przecież Niemcy były o włos od wygranej. I – jak sądzę – o tym napisał Coryllus.
Trzeba „odrabiać lekcję” czyli – odtwarzać przeszłość rodziny, póki się da. Piękne porównanie: z „pniaków” zostali „ptakami”.