sie 022024
 

Dziś wrzucę tu garść wspomnień, związanych z historią naszego wydawnictwa, bo dziś właśnie jest piętnasta rocznica dnia, kiedy zaczął żyć blog. To oczywiście nie oznaczało, że będzie jakieś wydawnictwo, a ja nie miałem jeszcze na nie pomysłu, albowiem nie wiedziałem jak działa rynek wydawniczy. Z początku sądziłem, że poprzez teksty na blogu uda mi się zainteresować swoją produkcją jakiegoś wydawcę. W tym uporczywym błędzie tkwiłem mimo iż znałem przecież wydawnictwa, wiedziałem kto w nich siedzi i kto decyduje o tym co należy wydrukować, a co odrzucić. No, ale człowiek długo potrafi karmić się swoimi, naiwnymi projekcjami.  W roku 2011 było już jasne, że nikt mi żadnej książki nie wyda, a ja straciłem trochę rezon, bo nie miałem pojęcia jak samemu przeprowadzić operację wydania książki i jej sprzedaży. Miałem też taką wizję, że seria Baśń jak niedźwiedź, będzie raczej niszowa, a inne – nazwijmy je obyczajowymi – produkcje mają szansę zaistnieć na rynku. Nie miały takiej szansy, albowiem – o czym wielokrotnie pisałem – twórczość autotematyczna, podnosząca kwestie osobistej wrażliwości autora i jego wyczulenia na piękno, dobro, ale też i przewrotność świata tego, zarezerwowana była i jest dla dziennikarzy GW i TVN. Reszta może się co najwyżej w nich wpatrywać, albo usiłować gdzieś opylić swoje bogoojczyźniane, dęte i nieautentyczne produkcje. Taka prawda stanęła przed moimi oczami w roku 2011, a ja teoretycznie powinienem się jej wystraszyć i zabrać się za jakąś bardziej sensowną działalność, albo wręcz wyemigrować. Bo pracy, o czym mało kto dziś pamięta w Polsce nie było. Połowa zaś tekstów w salonie24 dotyczyła emigracji właśnie i zadłużenia ludzi w parabankach. Tak więc szans na jakiś sukces nie było. Byli za to czytelnicy i to oni w zasadzie zdecydowali, że wydawnictwo powstanie. Pieniądze na wydanie pierwszych książek pożyczyłem. Potem, po dwóch latach je zwróciłem, a i to w ratach, bo zysk ze sprzedaży, mimo że blog hulał, jak taczanka na stepie, nie pozwalał zwrot całej sumy. W czasie pisania bloga i wydawania pierwszych książek, kończyliśmy budowę naszego domu, który wcześniej ledwo nadawał się do tego, by w nim mieszkać. Moja żona chodziła do pracy na długie godziny, prowadziła bowiem latający gabinet logopedyczny. Wychodziła z domu rano i wracała po dwudziestej. Jedliśmy co popadło, a ja wymyślałem nowe książki. Potem gabinet latający zamienił się w stacjonarny, ale pracy przez to nie ubyło. Jedocześnie trwało wykańczanie domu, które ostatecznie sfinalizowaliśmy w roku 2014. To aż nie do uwierzenia, bo człowiek łatwo się przyzwyczaja do dobrych warunków i nie chce pamiętać, jak żył wcześniej. No, ale wracajmy do wydawnictwa. Szał na blogu był taki, że kiedy wydałem I tom Baśni jak niedźwiedź, wszystkim wydawało się, że nakład liczący tysiąc egzemplarzy sprzedamy w miesiąc. Rozczarowanie było bolesne, ale też inspirujące. Pierwsza zasada jaką zapisałem w kominie, dotycząca sprzedaży, promocji i kolportażu wydawnictw brzmiała – nigdy nie wierz entuzjastom. Pamiętam jak zepsuł mi się komputer i nie wiedziałem co zrobić. Ktoś z czytelników podsunął mi pomysł, żebym zorganizował zrzutkę. Nie chciałem tego robić, bo wydawało mi się to dziwaczne. Takie to były czasy. No i nie chciałem podawać numeru konta, wymyśliłem więc, że poproszę ludzi o przelewy pocztowe na adres. Dość szybko uzbierałem na ten komputer, a największą pomoc okazał mi pewien człowiek z Dubaju, który ani nie komentował, ani się nie ujawniał, po prostu przysłał pieniądze. Polak mieszkający tam całe życie. I teraz, w maju, na konferencji organizowanej przez Piotra Naimskiego, zjawił się ten kolega we własnej osobie. Podszedł do mnie i się przedstawił. Na początku nie zrozumiałem, o czym gada, a potem nie mogłem uwierzyć. I gdybym siedział, a nie stał, z pewnością zleciałbym ze stołka. Pierwszy tysiąc egzemplarzy książki, której fragmenty publikowałem na blogu sprzedawałem przez cały rok. Było to bardzo pouczający rok.

Potem zacząłem pisać tom II Baśni, który był całkiem inny niż pierwszy. Jak wiecie, dobrze zrobiłem zmieniając format, mimo że nikt nie wierzył w słuszność mojej decyzji. Gdybym pozostał przy rzewnych historiach z przeszłości, żadne wydawnictwo by nie powstało. Choć przecież na takie właśnie produkcje chętnie by przeznaczył pieniądze ówczesny szef WBK, Mateusz Morawiecki, do którego zostałem nawet zaproszony, ale jak pamiętacie, skończyło się na rozmowie z jego asystentami.

Jako jedyny autor pisałem codziennie i to powodowało, że ludzie z mediów pisowskich i do PiS należący zainteresowali się mną, a wcześniej zainteresowali się Toyahem, potem zaś Kamiuszkiem i przez jakiś czas występowaliśmy w Niezależnej, opowiadając tam różne rzeczy, przeważnie nie pasujące do przekazu podstawowego, którego celem było wykreowanie gwiazd prawicowej sceny dziennikarskiej. No, ale Józef Orzeł, któremu nasza twórczość bardzo się podobała, ciągnął nas tam, a myśmy się nie bronili. W pewnym momencie wpadł na pomysł, żeby zorganizować spotkanie ze mną w Klubie Ronina, które miał prowadzić Grzegorz Braun. Ja go wcześniej nie znałem, ale był to moment, kiedy objeżdżał on całą Polskę ze swoimi pogadankami. Były one pewnym rodzajem sondażu – tak dziś myślę – gawędy te miały bowiem na celu sprawdzenie jakie treści i formaty budzą żywe reakcje publiczności. Nieskromnie powiem, że ja wiedziałem jakie, pisząc codziennie miałem pełny przegląd tego, co ma szansę na powodzenie u publiczności, a co jej nie ma. Po pierwszym, zaaranżowanym przez Józefa Orła spotkaniu w Klubie Ronina, a było to już po napisaniu i wydaniu II tomu Baśni, wszystko się zmieniło. Ktoś wydał polecenie, że można nagrać materiał do Niezależnej, jak Grzegorz Braun rozmawia z blogerem coryllusem. I ten materiał obejrzało mnóstwo ludzi. Nakład drugiego tomu nie sprzedał się przez to w miesiąc, jak skłonni by myśleć niektórzy, ale w pół roku. Ja zaś jeszcze raz zapisałem w kominie znane mi już motto – nigdy nie wierz entuzjastom. Byłem jednak na tyle głupi, że sam popłynąłem na fali entuzjazmu i trzeci tom Baśni napisałem ze znacznie większym rozmachem i jeszcze do tego wydrukowałem go w 3 tysiącach egzemplarzy. Nie mieliśmy żadnego magazynu. Paczki z książkami walały się po całym domu, w którym trwał nieustający remont, kawałek po kawałku. Góra była niewykończona, a ja wpadłem na pomysł, że te paczki z III tomem, poustawiamy na krokwiach. I tak zrobiliśmy. W nocy obudziło nas trzeszczenie. Cały dom pracował i wydawał odgłosy. Zerwaliśmy się i biegiem zaczęliśmy znosić te paczki na dół, zawalając nimi całą podłogę. Było to w roku 2013. Nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że żadna pisowska telewizja już się więcej mną, ani moimi książkami nie zainteresowała. Ostatni, póki co, tom Baśni polskiej, sprzedawał się dynamicznie, ale nakład upłynniłem dopiero po półtora roku. W tym czasie wydałem jeszcze Baśń amerykańską, sprzedającą się, bez medialnego wspomagania nadzwyczaj dobrze i książkę Niedźwiedź i róża, która też szybko zniknęła z magazynu. Wznowiłem I tom Baśni z ilustracjami Tomka, który pojawił się w moim życiu w roku 2013. Przez cały ten czas książki trzymałem w domu. Dzieci po nich łaziły. Potem kupiłem blaszany garaż, gdzie składowałem nakład za nagładem, bez możliwości jakiegoś ich uporządkowania. Trochę ładu wprowadził tam wierzący sceptyk, który sprzedał mi blaszane półki, wytwarzane przez jego firmę. No, ale to było rozwiązanie krótkoterminowe. Magazynu z prawdziwego zdarzenia dorobiłem się dopiero w roku 2018. Pięć lat później, w zeszłym roku, musiałem go opuścić i przenieść się do dwóch mniejszych pomieszczeń. Tak wygląda w skrócie historia firmy. Jak będzie ona układać się dalej, zobaczymy.

Jak co dzień proszę wszystkich, którzy mają wolę i środki o wsparcie mojej zrzutki na mieszkanie dla Saszy i Ani. Dziś Sasza podpisał umowę na roczny wynajem, a właściciele złożyli stosowne deklaracje w US.

https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

 

Wczoraj ogłosiłem promocję jubileuszową na poniższe tytuły. Potrwa ona miesiąc, do pierwszego września.

https://zrzutka.pl/fymhrt?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sanctum-regnum/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/bitwa-o-warszawe-1944-major-zbigniew-sujkowski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jan-kapistran-biografia/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ojciec-dreadnoughta-admiral-john-fisher-1841-1920/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zabojczyni-leon-cahun/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-34-numer-o-zlocie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zaginiony-krol-anglii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-35-o-cukrze-i-weglowodanach-w-ujeciu-medycznym-i-historycznym/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/przygody-kapitana-magona-leon-cahun/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-36-poswiecony-morzu-i-zwiazkom-rzeczpospolitej-obojga-narodow-z-morzem/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/sprawa-macocha-w-swietle-prasy-1909-1916/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polskie-kresy-w-niebezpieczenstwie-pod-wozem-i-na-wozie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/miedzy-proznia-a-metafizyka-czyli-histerie-starozytnych-grekow-gabriel-maciejewski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/o-polskich-tradycjach-w-wychowaniu-stanislaw-szczepanowski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/pamietniki-sybiraka-edward-czapski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/smierc-bale-i-skandale/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/prawda-i-pamiec/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/smierc-bale-i-skandale-cz-4/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/smierc-bale-i-skandale-cz-5/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/okraina-krolestwa-polskiego-krach-koncepcji-miedzymorza/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/leon-cahun-niebieski-sztandar-powiesc-o-przygodach-chrzescijanina-muzulmanina-i-poganina-w-czasach-wypraw-krzyzowych/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gabriel-ronay-anglik-tatarskiego-chana-tlumaczenie-gabriel-maciejewski-jr/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wielki-zywoplot-indyjski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/i-co-kiedys-bylo-fajniej/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ryksa-slaska-cesarzowa-hiszpanii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/walka-urzetu-z-indygo/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/katastrofa-kaliska-1914/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/plan-marshalla-w-gospodarce-dwoch-kontynentow/

 

 

  10 komentarzy do “Trochę wspomnień w związku z dniem 2 sierpnia”

  1. Bieg pod górkę z przeszkodami! Dlatego nie tyjesz 😉

  2. Organizatorom olimpiady w Paryżu należy się pochwała za odwagę i szczerość widowiska. Otóż uświadomiło ono całemu światu, ze kultura to siła, a goła siła to też kultura, co potwierdziły występy algierskiego damskiego boksera. Praktycznie każda wojna jest wojną kulturową. Od Gutenberga do słynnej wypowiedzi Lenina o kinie, to książka była najważniejszą bronią używaną w wojnach, więc nic dziwnego, że druk podlega ścisłej kontroli. Te samopały, które Pan produkuje metodą chałupniczą zdobyły sobie popularność i uznanie, i coraz więcej osób chętnie się w nie zaopatruje „na zaś”.

  3. Dzień dobry. Cóż, pouczająca jest Pańska historia, Panie Gabrielu, choć z tym entuzjazmem to jest chyba tak, że jakaś jego doza mała nawet jest potrzebna, by cokolwiek osiągnąć. Można go zresztą nazywać inaczej, ale wiadomo o co chodzi. Gdyby bowiem kierował się Pan tylko zimną kalkulacją – Wydawnictwo nie powstałoby tym bardziej. A to byłaby strata dla czytelników. Pozostaje nam zatem życzyć Panu utrzymywania stałego, optymalnego poziomu entuzjazmu 🙂

  4. Nasi na wojnę kulturową idą z Zenkiem Martyniukiem

  5. Za te wszystkie lata podążania za Duchem Prawdy, panu Gabrielowi i wszystkim Pięknym Ludziom z bloga i SN, również tym, którzy odeszli z tego świata — dziękuję

  6. Dzisiaj jest Święto Matki Bożej Anielskiej – czyli – chcąc nie chcąc – patronki tego całego przedsięwzięcia. Jak widać dobrze patronuje – można jechać i pomodlić się do Niepokalanowa.

  7. Historia długa (15 lat, to kawał czasu), ale pouczająca i to optymistycznie, bowiem stanowi potwierdzenie dość nieufnie przyjmowanego porzekadła: ”chcieć, to móc”. Dziękuję za tę historię, ale przede wszystkim za uporczywy wysiłek promowania zdrowego rozsądku oraz samodzielności w myśleniu o tym, co dookoła nas się dzieje.

    Dodam, iż dla mnie historia ta jest interesująca także dlatego, że swego czasu popełniłem powieść, nie historyczną wprawdzie, lecz romansową, ale z uwagi na promowane w niej postawy oraz wartości bez szans na większy rynkowy sukces, a następnie z pomocą przyjaciół wydałem ją (3 tomy) i teraz próbuję z nią dotrzeć do tej grupy czytelników, która właśnie na takie treści czeka (na każdą literaturę jest jakaś nisza, raz większa, raz zupełnie mała, ale jednak).

    Pozdrawiam i życzę nieustającego (choć, rozumiem, starannie maskowanego) entuzjazmu.

  8. Uśmiałem się czytając, jak Autor budował. Łazi człowiek po swoim domu i nie pamięta, że to krew, pot i łzy. Wielki temat, a nikt go nie tknie.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.