maj 102023
 

Większość z nas tutaj z zainteresowaniem czyta teksty kolegi Piotera. Ja też, ale ponieważ mam mnóstwo obowiązków, a także chaos w głowie, który towarzyszy mi odkąd pamiętam, nie zawsze udaje mi się je skomentować. No, ale czytam, a niektóre z nich porządkują ten wspomniany wyżej chaos. Jakieś dwa tygodnie temu Pioter napisał, że 3 tysiące lat p.n.e. były tylko trzy rodzaje pisma – sanskryt, pismo klinowe i hieroglify. Stwierdzenie to w jednej sekundzie uporządkowało mi różne rzeczy w głowie. Aż się zdziwiłem jak bardzo. Przypomniałem sobie też, jak z wypiekami na twarzy czytałem książkę „Bogowie, groby i uczeni”, która opowiadała o przygodach archeologów w dawnych czasach, kiedy świat przeżywał swoją wielką przygodę i odkrywał swoją przeszłość.

Była to fascynująca lektura, która niosła jednak ze sobą pewien metodologiczny błąd. Wszyscy którzy ją czytali nie zwracali uwagi na to, że celem tych fantastycznych ludzi, którzy kopali doły na pustyni, by odnaleźć jakieś przedwieczne artefakty, nie była chęć odkrycia czegoś, ale przemożna chęć ukrycia. W dodatku jeszcze tak sprytnego ukrycia, żeby można się było popisać znaleziskiem, ale schować jego istotny sens. I tak jest z archeologią do dziś. Ludzie zadają egzaminy, żeby poznać różne tajemnice, a następnie wykonywać wymarzony zawód, ale zderzają się zaraz po studiach z twardą, szklaną ścianą. Nie pora teraz pisać kto i w jakim celu ją postawił, bo już o tym mówiliśmy kilkakrotnie. Dość powiedzieć, że jest to pewna tradycja, sięgająca właśnie do owych czasów kiedy na ziemi były tylko trzy sposoby notowania transakcji – sanskryt, pismo klinowe i hieroglify. Do czego one służyły? Do komunikacji powie pilny student, który chodził na wszystkie wykłady, miał same piątki, nawet z łaciny i greki, a teraz myśli, że po skończeniu studiów dostanie od razu pracę w instytucie, albo wyjedzie na jakieś prestiżowe wykopaliska. Otóż nie – one służyły i zapisywania i utajniania sekretów produkcji. Te bowiem, można było tylko do pewnego momentu zapamiętywać, tak, jak to jeszcze w XIX wieku czynili tkacze dywanów w Azji środkowej, którzy każdy wzór potrafili przełożyć na język monotonnej pieśni. Potem zaś powtórzyć go przy krosnach wykonując ową pieśń. Na poziomie wczesnej organizacji plemiennej taki system działa. Kiedy tworzy się zhierarchizowane państwo, staje się on anachroniczny. Potrzebne są dokumenty i archiwa. Na nich zaś pieczęcie i tajne hasła, wszystko zaś po to, by ochronić technologię. Jaką? No specjalistyczną, charakterystyczną dla danego obszaru. I tu akurat sprawę mamy prostą – sanskryt służył do ochrony tajemnic produkcji stali, pismo klinowe do ochrony rynku tkanin wełnianych i produkcji kobierców oraz ciepłych ubrań, a hieroglify strzegły tajemnic produkcji żywności. Ktoś powie, że to absurd, bo w hieroglifach zapisane są przede wszystkim dzieje wszystkich dynastii i poszczególnych członków hierarchii państwowej. No tak, ale to było później. Na początku trzeba było od czegoś zacząć, a początek Egiptu to produkcja żywności na terenach zalewanych przez Nil. Produkcja tak wielka, że uczyniła ona Egipt potęgą.

Jeśli przyjmiemy takie założenie, a pozostawimy na boku to, co nam z zapisów w sanskrycie i hieroglifach przedstawiają popularyzatorzy, czyli dzieje ludzi i bogów, wszystkie ich perypetie i przygody, okaże się, że języki chroniące rynki i zapewniające bezpieczeństwo tajemnicom produkcji, służą jedynie wymianie lokalnej. Strach przed ościennymi potęgami był zapewne ogromny i tego dowiadujemy się z historii, zapisanej także wszystkimi trzema językami. To jednak była ich funkcja wtórna. Najważniejszą była ochrona tajemnic produkcji. Państwo posługujące się hermetycznym językiem, w którym zapisuje się transakcje wewnętrzne oraz historię państwa, a także propagandę wymierzoną w inne państwa – te specjalizujące się w innej produkcji – prędzej czy później stanie przed wyzwaniem, jakim będzie nadmiar, z którym coś trzeba będzie zrobić. Mówiąc wprost – sprzedać. O tym, by zawrzeć umowy, w którymś z obowiązujących w hermetycznych światach języku, ani mowy być nie może. To bowiem stanowiłoby zbyt wielką pokusę dla ludzi, którzy chcieliby wykraść tajemnice technologiczne. Potrzebny jest kolejny rodzaj zapisu i kolejny język, który będzie językiem rynku i nie będzie zawierał opisu wytopu stali produkowanej w hutach nad Gangesem, ani też sposobu produkcji wełny nad Eufratem. Monopol egipski był stosunkowo najbezpieczniejszy, bo chroniły go warunki naturalne. Państwo bogaciło się i rosło, a potem trwało w oparciu o naturę i jej siły. To nie znaczy, że nie było chętnych, by poprzez poznanie tajemnic państwa podporządkować je sobie. Było ich bardzo wielu.

Zwalczające się potęgi musiały handlować, albowiem lokalny rynek nie pozwalał na dalsze bogacenie się elit, nawet przy założeniu, że wspomagany był odkrywkami kruszcowymi, których urobek, po przetworzeniu, dodawał splendoru dynastiom. Musiały, bo inaczej jedna z nich zdobyłaby przewagę i podporządkowała sobie inne, albo doprowadziła do rozpadu i likwidacji jednej z nich. Do handlu zaś potrzebny był inny, niż znane już, zapis. Specjalny, służący tylko transakcjom i akceptowany przez wszystkich. Ludzie zaś, którzy się tym zapisem posługiwali musieli mieć gwarancje wszystkich trzech potęg, ale nie tylko. Musieli też posiadać umiejętności, które pozwalałby im na udrożnienie rynku, czyli takie narzędzia, których nie było w innych w żadnym z trzech omawianych obszarów. Musieli mieć flotę po prostu, a także budować porty. Ich język, gwarantowany przez królów Międzyrzecza i Egiptu, tolerowany i znany w Indiach stał się z czasem powszechnym językiem handlowym, bez którego niemożliwe było zawieranie transakcji, a skoro tak, to zaczął on też mieć swoje tajemnice. Ludzie zaś, którzy wzbogacili się na wymianie pomiędzy Egiptem, Międzyrzeczem i Indiami, ludzie, którzy zbudowali porty w Tyrze, Sydonie i Byblos, zapragnęli sami być królami i mieć swoje, oddzielne królestwa. Oraz zapisywać w swoim własnym języku dziele swoich dynastii, które były o wiele potężniejsze niż opisane hieroglifami dynastie Egiptu, niż zapomniane dynastie Indii, po których nie ocalał żaden zapis, niż królestwa Międzyrzecza. Były potężniejsze, albowiem kontrolowały wymianę. I posługiwały się językiem wymiany, a jak wszyscy wiemy, pośrednik jest zawsze najważniejszy i może do swojego systemu pośrednictwa podłączyć dowolną ilość producentów nie informując ich przy tym o tej praktyce. A nawet ją utajniając. Może doń dołączyć także ludy, które pisma nie znają, ale potrafią – same z siebie – coś wyprodukować, a także złożyć ofertę. Na przykład ludy zamieszkujące obszar dzisiejszej Europy środkowej i wschodniej.

Warunkiem zbudowania swoich królestw i zabezpieczenia interesów swojej dynastii była jedna ważna kwestia – odizolowanie ich od wrogich armii ze wszystkich trzech obszarów. To akurat było łatwe, albowiem nasi bohaterowie mieli do dyspozycji okręty. Ani Egipt, ani Międzyrzecze, ani Indie nie posiadały odpowiednich jednostek, by im zagrozić. Ich królestwa zaś powstawały na wyspach początkowo, a później w obszarach od Egiptu, Międzyrzecza i Indii bardzo odległych. Utrzymanie władzy zaś w tych wyspiarskich państwach zależało od kolportażu dziejów dynastii, która musiała mieć atrybuty władzy bezwzględnej i absolutnej, boskiej po prostu. W tym kierunku zmierza bowiem ewolucja języka i pisma – od tajemnic technologicznych do ubóstwienia tych, którzy ich strzegą. I tak się dzieje w chwili kiedy kluczowe obszary produkcji są izolowane i strzeżone przez hermetyczne zapisy. Nie potrafimy wskazać ile czasu trwała bezpieczna egzystencja naszych pośredników, którzy nie czując specjalnej potrzeby jedności kontentowali się powielaniem dziejów pierwszej dynastii służącej za łącznik i zwornik lojalnościowy wszystkim królestwom. Możemy jednak wskazać moment kiedy to bezpieczeństwo się skończyło. Jego kres nastąpił w chwili kiedy depozyty zaczęły być ważniejsze niż obrót. To znaczy, kiedy złota było tyle, że trzeba było za pomocą legend przekonywać ludzi, że jest ono coś warte. Ktoś, obstawiam, że specjaliści od produkcji stali postanowił, doinwestować bandę gołodupców mieszkających w górach i pasących kozy, a także wyrabiających z ich wełny długie portki i głupkowate czapki. Indie znajdowały się na bezpiecznym zapleczu i takie operacje nie kosztowały ich wiele. Tym brudasom z gór, dostarczono też koni i nauczono ich na nich jeździć. Potem wskazano króla, który najlepiej nadawał się do wypełnienia misji. Trzeba było jeszcze tylko usunąć przeszkodę najważniejszą – aktualnych kontrolerów produkcji wełny w Międzyrzeczu, czyli Asyryjczyków. No, ale to akurat nie było trudne. Potem droga ku złotonośnym potokom płynącym przez Anatolię ku morzu była już otwarta. Rynek jednak oparty na trzech językach kontrolujących produkcję, a także jednym służącym do pośrednictwa, został na zawsze zniszczony.

Reakcja na ten numer nastąpiła stosunkowo szybko, po jakichś stu latach dyskusji o początku świata i perspektywach jego rozwoju, cynicy i stoicy, mając za sobą zaplecze w postaci armii macedońskiej doszli do wniosku, że bezpieczeństwo wymiany jest najważniejsze, a produkcję można zorganizować gdzie bądź. Do jej obsługi zaś przeszkolić da się byle kogo. Choćby tych no, jakże się oni nazywali? A, już wiem – Celtów.

Kłopot, który z tego wyniknął był taki, że producenci – posługujący się hermetycznym, nie znanym nikomu językiem, uznali, że mogą się wtrącać do wymiany. I ten mechanizm działa do dziś. Jeśli nie wierzycie spytajcie pana Sorosa.

Teraz jeszcze przypomnienie o zrzutce, zbieramy środki na wydanie bardzo ciekawej, napisanej w hermetycznym języku książki. Jest ona jedynym z kluczy do zrozumienia – naprawdę, a nie na niby – dziejów Europy Środkowej

 

https://zrzutka.pl/d29kmh?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

  25 komentarzy do “Trzy rodzaje pisma. W nawiązaniu do tekstów Piotera”

  1. Floty imperium brytyjskiego a teraz amerykańskiego strzegą wymiany, ale pokolenie ktoś zakłóca ten biznes opowieściami o wymianie handlowej przez lady i trzeba dewostowac te szlaki ? Dobrze rozumiem ?

  2. Nie wiem, bo narobił pan literówek i ja nie rozumiem. Ale chyba nie. Dziś wymiana opiera się na zapleczu produkcyjnym. Soros chciał to zmienić i powrócić do dawnych, dobrych, fenickich czasów. No, ale upasł na tym Chińczyka i trzeba z swojo szoso kontrolować szlaki, a swojo montować ośrodki produkcyjne. I do nas będzie należało to drugie zadanie, o ile tamci nie okażą się silniejsi

  3. „Floty imperium brytyjskiego, a teraz amerykańskiego strzegą wymiany, ale co pokolenie ktoś zakłóca ten biznes opowieściami o wymianie handlowej przez lądy i trzeba dewastować te szlaki ? Dobrze rozumiem ?”
    też mi się wydają, że nie doceniano wschodu, że potrafią szybko się uczyć i kopiując technologie wyszkolą swoich nowych fachowców i uzyskają przewagę.
    a my nie szkolimy nawet ludzi którzy by ich krzaczkowaty alfabet rozumieli i rozkodowywali.
    Jest nawet teoria że Chińczyk kopiuje cały zachodni internet na zaś, co by nic nie zgineło , ponadto dużo tajnych dokumentów jest publikowana potem się ktoś orientuje i wycofuje z internetu ale Chińczyk już ma co analizować

  4. Nie wiedziałem, że ten sanskryt jest tak stary (3000 lat p.n.e., czyli 5000 lat), kiedy jakiś czas temu z zapałem broniłem (pod notką „ulubionego” Stalagmita) tezy, nie własnej bynajmniej, że łacina przy sanskrycie to „pikuś”, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że wielkie teksty w sanskrycie (ajurweda, rigweda i inne „wiedze”) powstały ok. 1500 roku p.n.e., a nędzne pierwociny w łacinie pochodzą – bodajże – z 6-7 wieku p.n.e. Teza ta miała oczywiście uzmysłowić, że ojcem czy matką „indoeuropejskości” nie była łacina i jej nosiciele (haplogrupa R1b męskiego  chromosomu Y), czyli Latyni i Celtowie (o „Germanach” nie wspominając), a właśnie nosiciele R1a (Ariowie, nasi pobratymcy), którzy podbili Indie i zaprowadzili tam swoje rządy, trwające w jakiejś formie do dziś. Teza poniekąd przeciwna, że rodzina języków indoeuropejskich powstała przy walnym (o ile nie jedynym) udziale wspomnianych Latynów, czy Celtów, uparcie broniona przez umowny Zachód i wspierana rozmaitymi koncepcjami, m.in. o Słowianach (w tym Polakach), co to „wyroili” się nagle i niespodziewanie z bagien Prypeci ok. 7 wieku n.e. i zalali niemal całą Europę (kosztem oczywiście plemion „wschodniogermańskich”, o których słuch wszelki zaginął), teza ta pod różnymi postaciami zaśmieca nasze „nauki humanistyczne” i blokuje publiczny dyskurs nawet na tym (wraz z SN) forum. A jest ona tam samo „słuszna”, jak teza wymyślona przez indyjskich „patriotów”, że rasa R1a powstała w Indiach, a nie na stepach Azji, wbrew ugruntowanej teorii ewolucji haplogrup, wykluczającej to „odkrycie”.

  5. Warto uzupełnić, że Słowianie prawdopodobnie też mieli własne pismo (choć nie wiadomo, jak stare), którego pozostałości zachowały się w głagolicy – są tam znaki, których nie ma w żadnym innym alfabecie.

    I ciekawostka historyczna: przez kilka wieków starocerkiewnosłowiański (zapisywany głagolicą) był równoprawnym językiem liturgicznym obok łaciny i greki.

  6. A skoro starożytne systemy zapisu „służyły do zapisywania i utajniania sekretów produkcji”, to może germańskie runy powstały na potrzeby zapisu „technologii” łowienia i transportu niewolników? Taki pierwotny system ISO.

  7. Dzień dobry. Kuszące jest oczywiście takie postawienie sprawy – czy dystrybucja rządzi czy może produkcja? Ja myślę, że nie jest to takie proste i dominacja – czyli zgarnianie największego zysku – zależna jest od wielu rzeczy. Od informacji przede wszystkim. Fenicjanie, którzy już w starożytności pływali do Ameryki Południowej korzystali na tym, że nikt poza nimi nie wiedział o takim miejscu. Hindusi, którzy produkowali stal na damasceńskie ostrza – korzystali z sekretu jej produkcji, no i z dostępności składników. Trzeba mieć coś, na czym zbuduje się swoją potęgę albo chociaż zdobędzie wejściówkę na światowe targowisko. Na którym trzeba dobrze się pilnować, bo alternatywa znana już przez Wikingów – handlujemy czy rabujemy – jest ciągle w użyciu. Dlatego rozsądnie jest dużą część zysku inwestować w armię czy flotę wojenną, bo chętnych na przejęcie atrakcyjnych aktywów zawsze jest dość. Dzisiaj te zasady też mają zastosowanie, tylko mało jest dziś takich informacji, których nie posiadaliby inni. Dlatego myślę, że konkurencja będzie się stopniowo przenosiła w kierunku rywalizacji technologicznej, zasoby Ziemi kurczą się bowiem i w kolejnych wojnach wygrywały będą czołgi, które nie tylko dalej strzelają, ale i mniej palą…

  8. Proste może i nie jest, ale wzór ładny. I odpowiednio obudowany wykreśla z rynku dęte narracje o wielkich miłościach, które przetrwają każdą burzę, a także o poświęceniu bez granic. No i warianty tychże w postaci Szlimakowskiej i Kresu niewinności

  9. Chyba wiadomo jak stare – nie bardzo. Nie zapisywano w nim jednak żadnych tajemnic technologicznych

  10. Ale to chyba jasne, że łacina przy sanskrycie to pikuś

  11. To nie ci co analizują zyskują przewagę, ale ci drudzy

  12. Z wypiekami na twarzy bede teraz wyczekiwal, co mi zrobi upasiony Chinczyk, jak mnie zlapie!

    https://youtu.be/dN3tJ-oVCYk

  13. W sumie podobnie stwierdza Muzeum Brytyjskie: „Wydaje się, że pismo wynaleziono nie na potrzeby korespondencji, literatury czy religii, ale na potrzeby rachunkowości”. („Writing seems to have been invented not for letters, literature or scripture, but for accountancy.”) https://britishmuseum.withgoogle.com/object/the-first-writing-counting-beer-for-the-workers

  14. Zostało to wyraźnie powiedziane podczas konferencji w Kliczkowie na wykładzie o historii Babilonu, że początkowo stosowano nacięcia w drewnie, na glinie do liczenia i że z tego powstało pismo.

  15. Wynalazek pisma, a potem druku, jest echem funkcji mowy. Tak proste wynalazki zajęły paredziesiąt tysięcy lat? Licząc od jaskiniowego graffiti? Jak powstała mowa, jak wykształciły się struny głosowe, jak to wszystko skoordynowało się z korą i utworzyło I?

  16. Mowimy o koncowym etapie tworzenia sie pisma. Pismo, literatura i kultura powstaly z nudow. Zostaly stworzone przez rachmistrzow-karbowych-managerow (kultura wysoka), poganiaczy i podpierdalaczy (niska kultura), a wiec te zawody, gdzie nie pracowalo sie na akord i byl czas na tworczosc, ale zwiazana z wykonywana praca.

    Zawod podpierdalacza  jest bardzo popularny na Zachodzie, Jarek z Londynu opowiada o tym

    https://youtu.be/qtNE1Lo1qzg

    ale w Polsce spoleczenstwo tez jest wysoko zorganizowane

    https://youtu.be/f8vPpkw9qK8

    Rachmistrze przekazywali sobie dodatkowe informacje, np. X to swinia, na Y trzeba uwazac, Z to fajna babka, ktora warto sie zajac itp. i trzeba to bylo jakos zapisac na skorupie glinianej albo desce.

    Wynikalo to z humanizmu, czyli z podgladania drugiego czlowieka – jak sie zachowuje, gdy musi wykonac jakies zadanie.

    Potem rachmistrze, straznicy i podpierdalacze zaczeli filozofowac.

    Koniec rozwoju kultury to stwierdzenie Stanislawa Stasiuka, ze w obozie trzeba przede wszystkim migac sie od pracy i organizowac jedzenie.

  17. Kleyff albo Kelus napisal: niewazne kiedy wyjde, wazne jaki wyjde. To jest oczywiscie nieprawda i z tego ulepiono ethos Solidarnosci, ktory, jak wiemy, okazal sie falszywy.

     

    Nasze spoleczenstwo jest zorganizowane wedlug scisle okreslonych kryteriow. Czym jest kultura i cywilizacja wie tylko ten, kto poznal smak gumy na komisariacie. Jak powiedzial klasyk:

    Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Każdy wykopek musi poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę — od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.

     

    Kolejny duzy krok w rozwoju kultury i cywilizacji robia Chinczycy, ktorzy kontroluja swiatowy internet i juz dysponuja interfejsem mozg – komputer, a my mamy dobrych chirurgow. Zabiegi chirurgiczne moga tez wykonywac roboty.

  18. Ciekawe, czy ma racje Stanislaw Piton, ktory mowi, ze powinnismy jak najszybciej przylaczyc sie do Chin, zeby ich ucywilizowac (tak, jak mielismy ucywilizowac Europe po przylaczeniu sie do UE)?

    Ps. Korwin-Mikke zna Chiny i mozna go tam wyslac razem z Pitoniem, jak Konfa wygra wybory.

    https://youtu.be/ilMWqfy8owE

    https://youtu.be/Gjb9IpEjN7M

  19. Tak. Pitoń, Korwin i Bayer Full mogą jechać.

  20. Myślę, że było zupełnie inaczej. Pismo i sztuka to pochodne łowiectwa. Przygotowanie polowania wymagało uzgodnień, planów. Rysowano prawdopodobnie na piasku czy miękkim gruncie, przypuszczam, że osikowymi patyczkami. One drżały i rysowały od razu szerszą kreskę. Zakreślano pola, w kształtach nieregularnych i regularnych, pojawiły się słowa oznaczające okrągłą polanę, długą polaną, czy polanę w kształcie księżyca. Od razu też wymyślono strzałki do oznaczania ścieżek i wąwozów, a po zjedzeniu jąder upolowanego mamuta zaczynała działać tauryna. To wtedy wbiegali do jaskini i osmalonymi kijkami, w euforii, malowali ubitą zdobycz, łechcząc budzące się, coraz większe, ego.

    Ale skąd to ego?

  21. Grzesiuk miał parę paszportów, na nazwisko Stasiuka i krawca Skowronka też.

  22. Ethos Solidarności nie był fałszywy, był do bólu prawdziwie załganym i niepodważalnie realnym, przywdzianym w barwy maskujące tę prawdę do dziś.

  23. dobrze, że my Polacy jesteśmy tak bardzo bogaci w symbole, wartości, tak doskonale pewni siebie, że możemy odrzucać wszystkie swoje karty historii jako „fałszywe”, „tworzone przez imperialistów”, „lewe sanki”. Solidarność BE, wszystko BEEEE… Bo jak wiadomo „tylko prawda jest ciekawa” Józef Mackiewicz, pisana przez wyrachowanych gości jak Bartosiak, Braun i Zychowicz. Oni wiedzą kto łże a gdzie prawda się ukrywa – SPUTNIK !!!!

  24. Gdyby kazda grupa lowiecka miala swoje pismo, to znaczy, ze nikt nie mialby jednakowego pisma obowiazujacego na danym terenie. Poza tym juz w nowozytnych czasach inwestycje takie, jak budowe drukarni Gutenberga moznaby porownac dzisiaj z budowa elektrowni atomowej, dlatego musialy byc do tego zaangazowane najwyzsze czynniki panstwowe, polityczne, finansowe, religijne, a wiec panstwo par excellence.

    Oddolnie to moze powstala Solidarnosc, hehe…, ale raczej nie pismo.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.