mar 102022
 

Kiedy opowiadałem ostatnio o krucjatach we Wrocławiu, doznałem nagle olśnienia. Pojawiło się w mojej głowie zdanie: tylko skrytobójcy domagają się pokoju za wszelką cenę. Jest to w dodatku zagranie propagandowo strategiczne, które ma, po pierwsze, obniżyć koszty wojny, po drugie załatwić sprawy propagandy na długie lata i utrwalić skrytobójczą władzę na wielkich i kluczowych obszarach. Ta prawda niby jest znana, albowiem rozmawialiśmy tu wielokrotnie choćby o sposobach jakimi załatwiono Cristeros w Meksyku. Można tę formułę dostosować do całej polityki ZSRR w XX wieku, nie została ona nigdy chyba ujęta w tak syntetyczną formułę – tylko skrytobójcy domagają się pokoju za wszelką cenę. Oczywiście bywa tak, że skrytobójcy, świadomi swych celów nie ogłaszają chęci zawarcia pokoju osobiście, ale wynajmują do tego różnych pożytecznych idiotów posługujących się niesamowitymi nieraz wytrychami do otwierania świadomości. W naszych okolicznościach ludzie wynajęci przez skrytobójców posługują się demagogią realizmu politycznego, który usprawiedliwia kilka spraw. Przede wszystkim tchórzostwo, potem chęć przejęcia władzy z nadania skrytobójcy, a następnie degradację kraju w imię jego modernizacji. Nie jest tak, jak mi zaraz napiszą, że Balcerowicz zdegradował kraj i na pewno stał za nim jakiś skrytobójca. Nie każda degradacja ma taki wymiar. Za Balcerowiczem stali prości złodzieje, których marzeniem były wakacje na Malediwach.

Kiedy jednak widzę premiera Orbana zaczynam mieć pewne wątpliwości czy za nim stoją tylko doliniarze. Przede wszystkim zastanawiam się, jak to było możliwe, że kraj o takiej historii i takich tradycjach politycznych, zaopatrzony w takie charyzmaty, został sprowadzony, przez lata pokoju przecież i wielkiej integracji wewnętrznej, do takiej degradacji? To mnie zdumiewa, albowiem wychodzi na to, że Węgrzy, by pozbyć się kacapskich, komunistycznych złogów (kto jeszcze pamięta premiera Horna) muszą się zaprzedać kacapskim złogom z Rosji. To jest – przyznacie – fatalna alternatywa. Myślę teraz o węgierskich elitach. Nigdy nie miałem złudzeń co do tak zwanej przyjaźni polsko-węgierskiej i nigdy nie ekscytowałem się pociągami Sakiewicza, które na Węgry jeździły. Warto jednak zadać pytanie – o czym myśli i jak żyje zwykły Węgier? Nie sławny reżyser zapraszany do Cannes i nie biznesmen sprzedający coś w Rosji. Czy wszystko co stanowiło o węgierskim sukcesie i gwarantowało im przetrwanie, czyli przede wszystkim znakomite węgierskie szkolnictwo, nie zostało czasem zaprzepaszczone? Wygląda na to, że tak, albowiem nie wystarczy wychować rzesze specjalistów. Oni muszą mieć jeszcze jakiś pomysł na kraj. Na razie taki pomysł jest jeden – w zmowie ze skrytobójcami, którzy zaraz zaczną domagać się pokoju i oskarżać wszystkich o podżeganie do wojny – utrzymać władzę ile się da. Ten pomysł doprowadzi Węgry do katastrofy.

Skrytobójcza propaganda polega na tym, by oskarżać innych o chęć wywołania wojny i nasilać wśród wrogich skrytobójcom krajów nastroje pacyfistyczno-idiotyczne. Te zaś nie mogą mieć żadnych innych podstaw poza obłąkaną ideologią. I to już widzieliśmy nie raz. Tyle, że dawniej służyły do tego zespoły młodzieżowe i narkotyki, a dziś fragmenty książek zapomnianych dawno myślicieli politycznych, kraciaste garnitury oraz muszki. Narkotyki pewnie też, ale te są przyjmowane dziś ze znacznie większą dyskrecją, albowiem w biurach propagandy skrytobójczej nie przewidziano ich obecności w środowiskach nawołujących do pokoju w imię wyższych racji.

Szczególnie przykre jest to, iż wezwanie do pokoju za wszelką cenę wymyka się ocenom w kontekstach historycznych. Te zaś sprowadzone są do wąskiego wycinka dziejów – czyli lat 1939-1945. I za nic na świecie nie można wytłumaczyć ludziom, że skojarzenia oczywiste są przeważnie pułapką. Oni bowiem cieszą się swoimi śmieciowymi odkryciami i chcą natychmiast brać udział w dyskusji na różne poważne tematy.

Historyczny kontekst zaś pokoju za wszelką cenę jest taki, że był on zwykle demaskowany przez ludzi Kościoła, jako podstęp związany z herezją albo obecnością wśród chrześcijan agentów mocarstw chrześcijaństwu wrogich. Na przykład Turków. Mam na myśli czasy dawniejsze, chciałbym być dobrze zrozumiany, bo zaraz ktoś mi powie, że nawołuję do wojny z Turcją. Dziś zaś moment ten jest unieważniony, albowiem skrytobójcza propaganda poczyniła znaczne postępy w stuleciu XX i XXI, herezje zaś rozpleniły się jak chwasty. Każdy domorosły mędrzec zarzuca dziś więc Kościołowi i papieżowi różne niepiękne rzeczy, nie świadom tego, że czyni źle, albowiem widzi tylko swoją pychę i myli ją ze szlachetną intencją. Nie ma na to kary. Nie ma nawet polemistów, a jeśli są, ucisza się ich natychmiast. Trudno nie dostrzec w tym ręki skrytobójczych propagandystów przebranych w szlachetność i doktrynalną czystość. Przez całe stulecia mechanizm ten był czytelny i skutkował tym, że legaci papiescy stawali na czele wypraw zbrojnych, albowiem dla wszystkich było jasne, że w owczych skórach kryją się wilki. I nikomu do głowy nawet nie przyszło, by doszukiwać się wśród wrogów jakichś subtelnych intencji, albo żeby się komuś tłumaczyć. Ta interpretacja została wielokrotnie unieważniona, poprzez fatalne moim zdaniem omówienia źródeł i sprofilowane przez miłośników pokoju za wszelką cenę publikacje historyczne, oskarżające Kościół o sianie zamętu i wojny wśród pokojowo nastawionych i ciężko pracujących ludzi.

Ten obłęd znacznie się dziś pogłębił, choć papież nie ma dziś ani jednego narzędzia pozwalającego mu ingerować w kwestie wojny i pokoju. Może tylko nawoływać do miłosierdzia. Nawet to jednak jest dla wielu powodem do konstruowania krytyk, idiotycznych polemik i cienkiej jak więzienna zupa publicystyki.

Ktoś powie, że nie można dziś nawet próbować odtworzyć retoryki wojny sprawiedliwiej i wojny w imieniu wiary, bo jest broń atomowa. To jest oczywista niedorzeczność. Należy przede wszystkim zacząć od zmiany założeń retoryki propagandowej. Tego nikt nie czyni, albowiem każdy publicysta uprawia swój fach tak, jak polscy profesorowie humaniści – kupuje jakąś mało znaną książkę na allegro i potem się popisuje co fajniejszymi jej fragmentami na fejsie i twitterze. To wszystko. Polemiści – żeby dodać sobie splendoru – wysuwają kontrargumenty w ten sam sposób. Wszystko razem wygląda jak cyrk obłąkańców napędzany pychą.

Potrzebna jest retoryka wojenna. Nie służy ona temu, by wysłać na śmierć źle uzbrojonych i wyposażonych ludzi ani do tego, by prowokować. Jak bowiem można sprowokować kogoś, kto chce pokoju za wszelką cenę? Albo kogoś, kto ukradł wszystkie narzędzia retoryki pokojowej i nimi wymachuje? Służy ona ochronie dusz i umysłów młodzieży. Bez dobrze przygotowanej retoryki wojennej będziemy skazani na retorykę Konfederacji albo lewicy (to wszystko jedno, obie siły działają wymiennie), skierowaną en masse do onanistów.

Na razie skrytobójcy odkryli, że ich plan zawodzi albowiem stworzono go dla rzeczywistości wyobrażonej a nie istniejącej. Musimy jednak być świadomi tego, że zostanie on skorygowany, także w obszarze propagandy. Jak na nią odpowiemy? Wołaniem o pojednanie? Z kim? Ze złodziejami i mordercami dzieci? W imię czego? Ciepłej wody w kranie? Benzyny w dystrybutorze? Zwiększonego PKB? To są argumenty heretyków nie rozumiejących Słowa Bożego. I nie tłumaczcie mi, że jest inaczej.

  29 komentarzy do “Tylko skrytobójcy domagają się pokoju za wszelką cenę”

  1. Polityka Węgier to przykład „realizmu politycznego”. Ci którzy jeździli z Sakiewiczem do naszych „bratanków” nie chcieli pamiętać o tym, że jednym z zaborców były Austro-WĘGRY, późniejszy satelita hitlerowskich Niemiec, dzisiejszy (wbrew pozorom) sojusznik „schroederowskich Niemiec”.

  2. Tak, trzeba, żeby to wybrzmiało. W 2013 roku tłumaczyłem we Wrocławiu różnym ludziom, żeby się do przyjaźni z Węgrami nie przyzwyczajali, ale mi odpowiadali, że byli w tym pociągu i było super. Gościnność i w ogóle…

  3. Dzień dobry. Mi tych Węgrów jest jednak żal, bo myślę, że padli ofiarą wrogiej obróbki przez długie lata, dłuższe niż my i dlatego skuteczniejszej. Tych Węgrów, których ja znam można opisać jednym zdaniem; bije od nich fatalizm. Ok, to ma swoje uzasadnienia, ale z takim nastawieniem trudno coś konstruktywnego przedsięwziąć. Jako ilustrację przytoczę anegdotyczną wręcz, choć całkowicie prawdziwą moją rozmowę z pewnym Węgrem w połowie roku 2004, tuż po wejściu Polski i Węgier do Unii Europejskiej. Zacząłem kurtuazyjnie; co też Bracia Węgrzy myślą o tym akcesie? Istvan, człowiek dorosły i doświadczony, odrzekł; widzisz, od stuleci każdy projekt do którego przystąpili Węgrzy – padał…

  4. Ależ Węgry prowadzą politykę ” nie wkładania jajek do jednego koszyka”. Powkładali te jajka do różnych koszyków, a teraz muszą pilnować wszystkich koszyków na raz.  Porobiło się im tak, że wystarczy, że kopnie im ktoś w jeden koszyk, to siłą rozpędu reszta się potłucze.

  5. Nie przesadzajmy. Węgry „stały się naszym zaborcą” dłuuugo po zaborach, kiedy to po roku bodajże 1848 zmieniły status z kraju podporządkowanego na „członka cesarstwa” (dzięki naszej – jak zwykle – nie do pogardzenia pomocy). Ale te 70 lat w tej roli zrobiły swoje oczywiście.

  6. Nie proszę pana, do Węgrów nic nie dociera. Oni wiedzą lepiej

  7. Omal nie stały się nim w XVII wieku

  8. dajcie spokój, nie zdajecie sobie sprawy ilu Polaków uratowali Węgrzy  podczas IIWŚ, sam Horthy dopilnowywał aby było porządnie, były zasiłki , miejsce zamieszkania i możliwość studiów. Wojnę nasi przetrwali, wrócili do kraju , a paradoksalnie w jakimś  stopniu pobyt tam ,  uratował ich od szarpania po powojennych ubeckich przesłuchaniach, a właściwie katowniach ,  ktoś tę Polskę musiał odbudowywać

    teraz moi krewni przygotowali dom dziadków dla czterech rodzin ukraińskich, twierdzą że teraz właśnie  Opatrzność czeka na symetryczne zachowania Polaków …

  9. Ale co jest nie tak w zachowaniach Polaków? I dlaczego nie możemy krytykować polityki Węgier? Po pomagali nam w czasie wojny? I zdecydowali się nie strzelać do powstańców w Warszawie? Myśmy im też pomagali w 1956.

  10. wokół było niemieckie piekło a Horthy zachował się porządnie

    teraz po Kadarze i szwindlach lewicy węgierskiej i obłudzie urzędników UE  … jaką politykę może prowadzić 6 milionowy kraj, … nie wiem … chyba tylko lawirować.. ..

    no bo jak wczoraj usłyszałam z parlamentu UE, że będziemy ukarani za to że nie pozwalamy przejść nachodźcom przez zieloną granicę na Białorusi,  tylko chcemy żeby przechodzili przez przejście graniczne i z dokumentami … to obłudzie unijnej nie widzę końca …

  11. Horthy nie żyje od dawna, a Orban nim nie jest i nie zachowuje się porządnie. Przenosi pani swoje osobiste sentymenty w sferę polityki. A jaką politykę prowadzi Finlandia? A nie jest w NATO przecież

  12. tak, ale dziś polityka zwłaszcza unijna , polega na pakowaniu państw w sytuacje bez wyjścia, no to niektórzy się bronią … jak  mogą przed kolonizacją niemiecką

  13. Węgrzy uzależniły się od rosyjskiego gazu, podobnie jak Niemcy. Ta polityka była ściśle skorelowana z niemiecką.

  14. Oczywiście istnieje coś w rodzaju wzajemnej sympatii między naszymi narodami, ona w większości lezy w sferze sentymentalnych bajań, ale istnieje i… czasem się przydaje. Polscy oficerowie internowani w Rumunii mogli dzięki temu w sposób „niewidoczny” dla Węgrów (a też i Włochów) – wszak sojuszników III Rzeszy – przejechać kursowym pociągiem do samej francuskiej granicy. Jak ktoś nie miał fałszywych dokumentów, to mógł sobie kupić.

  15. Węgrzy piszą, że mają 10 tys. wolnych miejsc pracy w sklepach, chętnie zatrudnią tam uchodźców. Relacje o wojnie niezwykle wstrzemięźliwe.

  16. – na pewno jakieś miejsca pracy mają i tańszego pracownika chętnie zatrudnią. Kłopot jest drobny z językiem, w polskich sklepach bez żenady pracują Ukrainki z mizerną znajomością polskiego – i dogadują się, bo to jednak języki słowiańskie. Z węgierskim nie jest tak łatwo, a i nastawienie Węgrów do Ukraińców – z powodu tzw. Zakarpacia – jest raczej chłodne.

  17. Jak się ma dwa jajka i każde w innym koszyku to jest się eunuchem (to ma być żart, może mało śmieszny ale niech tam)  🙂

  18. Niesmaczny. Ten koszyk z jajkami to z kręgów Konfederacji… trochę sobie zakpiłam, bo coś im się te koszyki potłukły.

  19. 1.Węgry mogą prowadzić politykę jaka im się podoba. Nie nasza rzecz im podpowiadać. Zresztą i tak nie posłuchają. Tutaj dyskusja nie toczy się o tym co oni „powinni” robić ale o tym jak ich politykę należałoby pokazywać i opisywać w naszym dyskursie politycznym, historycznym i propagandowym.

    2.Tak się składa, że państwa takie jak Rosja czy Niemcy jakoś nie potrafią utrzymać się na dłużej w tym mitycznym „realizmie politycznym” tylko zawsze z biegiem czasu z niej zbaczają i robią swoje mimo, że przychodzi im za to płacić dużą cenę. Państwa takie jak Węgry też zawsze „robią swoje” czyli trzymają się „real-politik” i tez płacą za to dużą cenę.

  20. – ja to mam oczekiwania znacznie mniejsze. Chciałbym mianowicie wiedzieć, co taki Orban zamyśla, a z nim Węgrzy jako całość. Sęk w tym, ze my niewiele wiemy o tych sprawach, a szum informacyjny dookoła nich ma tylko jeszcze utrudnić widzenie. Są dla mnie rzeczy jasne – jak to, że Węgrzy nie pogodzili się nigdy z okrojeniem ich Państwa, mają o to żal do całego świata, który oczywiście im się odwzajemnia, bo im nie ufa i – podobnie jak dla Polaków – nie ma dla nich miejsca w swoich koncepcjach. Myślę, że to całe bratanie się z Putinem, to była taka zagrywka Orbana, który chciał „Zachodowi” grać na nosie w ten sposób, ale się przeliczył – bo nie wiedział wszystkiego. Siedzi teraz pewnie i kombinuje jaką woltę zrobić, żeby wyjść z twarzą.

  21. Na Węgry przeszło z grubsza licząc 200 tys. uchodźców.

  22. Po prostu, jako naród, chcielibyśmy mieć gdziekolwiek przyjaciół na śmierć i życie. Padło na Węgrów.

    Polityczna mrzonka, ale taka przyjaźń mogłaby nas dowartościować. Za miłe słowa o nas samych, dalibyśmy się pokroić i okroić.

  23. A może to Węgrzy uciekli ? Po co te pytania, skoro Orban ma wybory? W czasie wyborów zbytnia dociekliwość nie jest wskazana, jeszcze się wyborcy zorientują i co będzie?

  24. – ja tam nie dam się kroić, ale rzeczywiście – przyjaciół dobrze jest mieć. Albo sojuszników. Rozbicie sojuszu polsko-węgierskiego a później było największym sukcesem Cesarstwa w wojnie z Papiestwem i przyczyną późniejszego upadku Polski. Królestwa wschodnie – Polska i Węgry – zostały stworzone przez Papieża jako przeciwwaga dla potężnego Cesarstwa. A ono dziś jest zwycięzcą, my zaś – w obozie przegranych. Jedziemy na jednym wozie, bo nic nam nie zostanie zapomniane. Ani Węgrom, ani nam

  25. Z tą real-politik to różnie bywa.  W Izraelu się nastawili, że będą mieli 70 tys. uchodźców z Ukrainy, a tu jakoś nic…chcieli chociaż pomocy udzielić, a tu minister skarbu stanął dęba. 

  26. A Stefan Batory?

    A Henryk Sławik?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.