gru 012022
 

Raz jeden w telewizji usłyszałem głos, który był dla mnie niczym harfa eolska. Jeden z ekonomicznych mędrców powiedział, że rząd ucieka przed inflacją i kryzysem w inwestycje. I to jest formuła, którą należy powtarzać jak najczęściej. Na razie bowiem słychać dookoła głosy o dodruku pieniądza, biedzie, nadchodzącej wiośnie, która nas zabije i temu podobnych kwestiach. Ja zaś mówię tak – spróbujcie wysłać do jakiejkolwiek drukarni pliki i poproście o wycenę, a także o to, by Wam podali termin realizacji. Jak się w ogóle odezwą, to będziecie mogli uważać się za szczęśliwców. Ludzie drukują na potęgę. Mimo czytników elektronicznych, e-booków i innych dziwnych wynalazków, które niszczą życie, ciągle się coś drukuje. Miał być kryzys na rynku w związku z brakami papieru. Nie ma żadnego kryzysu. Jedyny problem tak naprawdę polega na zwiększaniu sprzedaży i promocji. Robimy co możemy i miejmy nadzieję, że to wystarczy.

Nie mam pojęcia i ekonomii, jak wiecie, wiem tylko, że nie należy wydawać więcej niż się ma. No więc nie wydaję. Od jakiegoś czasu zaś jestem jeszcze przywiązany do formuły ucieczki w inwestycje. Może dlatego, że wydałem przed końcem roku dwie książki, a wydam jeszcze dwie dodatkowe i kwartalnik. To się nie zdarzało nigdy wcześniej i mam nadzieję, że przyniesie jakieś owoce. Nie mogę też pojąć wielu sceptycznych postaw, ale składam je na karb tego, że jeśli ktoś nie prowadzi samodzielnej działalności i nie ryzykuje, musi, chcąc nie chcąc reprezentować postawy zachowawcze.

Kiedyś, jakieś dziesięć lat temu, jeździłem w Góry Sowie. To są bardzo dobrze utrzymane góry z fantastyczną infrastrukturą dla narciarzy i rowerzystów. Lasy Państwowe, które tym obszarem zawiadują dziś ograniczają się do konserwacji starych, XIX wiecznych urządzeń drogowych. I to wystarcza, by Góry Sowie były terenem uczęszczanym i lubianym przez turystów w lecie i w zimie. Te inwestycje – a nie mówię tu o kompleksach podziemnych z II wojny światowej – powstały w czasie kryzysu. I nie były nawet projektami rządowymi. Po prostu miejscowe ziemiaństwo, widząc, że poddani i tak zwani ludzie luźni, zaczynają szemrać i zbierają się do buntu, albowiem przez kraj przechodzi kryzys, zgromadzili budżet i rozpoczęli budowę dróg na niespotykaną dotąd skalę. Region odżył, wszyscy potencjalni buntownicy mieli pracę, a żandarmi mogli – po dobrych już drogach – uganiać się za rzezimieszkami. No, ale mówimy o znienawidzonych Prusach, gdzie nie było w przestrzeni publicznej miejsca na defetyzm. W Polsce defetyzm jest czymś na kształt religii. Każda zaś katastrofa witana jest, przez mniejszą lub większą grupę osób, szczerymi oklaskami. Choć przecież można milczeć i nie ekscytować się porażką. O, przepraszam, wyjątkiem są kompromitacje narodowej drużyny na meczach międzynarodowych. Wtedy wszyscy wstają i śpiewają – nic się nie stało, Polacy nic się nie stało…Właśnie, że się stało i trzeba o tym mówić. Kiedy coś naprawdę złego stanie się w polityce, coś co nam zamyka drogę do lepszego nieco życia, wszyscy kulą uszy po sobie i zaczynają przygotowywać się przetrwania gorszych czasów. Nie wiem jak Was ale mnie do szału doprowadzają preppersi i różne sobieradki, które same wszystko potrafią i nikogo więcej nie potrzebują. Cywilizacja polega na tym, że każdy ma jakąś specjalizację, wszyscy zaś troszczą się usilnie o to, by – po pierwsze – możliwie dobrze wykonywać swoje zadania, po drugie – by to gwarantowało trwałość dobrobytu. To powoduje, że ludzie są lojalni wobec siebie i nie robią zbyt wiele idiotycznych rzeczy, za które oczekują oklasków. Niestety, przechodzenie z jednej fazy życia zbiorowego do kolejnej jest przeważnie niewidoczne dla uczestników i nie spotyka się z ich strony z entuzjazmem. Przeciwnie, większość uważa, że wszelkie udogodnienia im się należały, a spora część wręcz sądzi, że to ich osobista zasługa. Nie potrafię tolerować takich postaw. Nie wiem, jak jest z Wami, ale moje życie – z punktu widzenia czynności praktycznych, komunikacji, przemieszczania się – zmieniło się w ciągu ostatnich lat w sposób niesamowity. I wynika to wprost z faktu, że zbudowano drogi. Wszystko jest inne. Kiedyś jechałem do Dęblina przez Piaseczno, Górę Kalwarię i rondo w Sobiekursku, które jest za mostem na Wiśle w tej Górze Kalwarii. W Piasecznie był korek, potem drugi w Górze, a trzeci ma moście. Trasę, która powinna zająć półtorej godziny pokonywałem w trzy godziny. Dziś, w trzy godziny, jak się dobrze rozpędzę, dojeżdżam do Wrocławia. I nie mówcie mi, że to nie jest udogodnienie, że trzeba nad tym załamywać ręce, bo o co innego w życiu chodzi. Możliwe, że tak jest i w godzinie śmierci człowiek nie myśli o stanie transportu krajowego. Ja jednak teraz o tym myślę i kwestie te zajmują mnie bardzo.

Wszyscy pamiętamy idiotyczne hasło wyborcze PO – nie róbmy polityki, budujmy drogi. I co? Ile tych dróg wybudowano? Ile przedsiębiorstw przy tym zbankrutowało? I gdzie byśmy byli dzisiaj gdyby Tusk miał władzę? W korku za Piasecznem najpewniej.

Wróćmy do tych dróg. Kiedy zaczęła się budowa obwodnicy Góry Kalwarii, musiałem zmienić trasę i jeździłem przez Grójec, Białobrzegi i Kozienice. To było dużo dłużej, ale pokonanie tej trasy zajmowało mi dwie godziny. Jak każdy chyba wie, trasa zwana Krakowską, jest taka sobie w użytkowaniu, ruch jest wielki i jedzie się – mi przynajmniej – raczej wolno. Nie ma to porównania z S8 czy A1, czy nawet odcinkiem A2 pomiędzy Warszawą a Łodzią. No, ale w dwie godziny, częściowo po dwupasmówce, częściowo opłotkami, pokonywałem te biedne 145 km i byłem pod swoim starym domem.

Kiedy otworzyli tunel pod Ursynowem, co wydłużyło znów drogę do Dęblina, pokonuję tę dłuższą odległość w półtorej godziny. A i to dlatego, że jeżdżę zgodnie z przepisami i przy zjeździe z S2 na S19 zawsze prawie jest korek.

Nie sposób nie dostrzec różnicy. Można oczywiście w tym miejscu zapłakać, że co prawda drogi są lepsze, ale my jesteśmy coraz starsi i to nie jest powód do optymizmu. Wszystko można, jak się chce. Można czekać na bankructwo państwa, które ma nastąpić wiosną, można czekać na to, aż zabraknie gazu, albo na drogi węgiel, który spowoduje, że wszyscy posiadający węglowe piece będą siedzieć w nieogrzewanych pomieszczeniach. Można, choć wiemy, że tak nie będzie, bo każdy sobie ten węgiel kupi, albowiem nie będzie on taki drogi, jak się wydawało. I każdy też zrozumie, że pieniędzmi nie da się napalić w piecu, nie da się nimi także uratować życia w sytuacji, kiedy jest ono naprawdę zagrożone. Można jedynie zrobić z nich narzędzie do dyscyplinowania wyborców, można wywołać w każdym pojedynczym człowieku lęk przed ich utratą, zmniejszeniem ich wartości, a uczynić to za pomocą pseudoekonomicznych histerii, przeliczania wszystkiego na cenę kilograma ziemniaków, ilość bochenków chleba, albo innych jakichś produktów. Takie numery są stosowane często, a ich celem jest przede wszystkim degradacja i redukcja każdego pojedynczego życia do funkcji konsumpcyjno-wydalniczych. Od tego zaczynają się wszelkie rewolucje. Od wskazania ludziom, że są biedni, okradani i potrzebują czyjejś pomocy. Ta zaś, którą właśnie otrzymują jest niewystarczająca.

Na koniec jeszcze kilka słów o transporcie. Mój syn, który się tymi sprawami interesuje, uświadomił mi jedną, kluczową w mojej ocenię, sprawę. Przed wojną Polska była krajem wyspowym. To znaczy życie toczyło się na oddzielonych od siebie obszarach, które nie były ze sobą skomunikowane w zasadzie w żaden sposób. Nie tylko z tego powodu, że Polska była posklejana z trzech systemów zaborczych, ale także dlatego, że nie było prostej łączności pomiędzy miastami, ani drogowej, ani kolejowej. Z Warszawy do Lwowa jechało się przez Katowice i Kraków. Podróż trwała kilka dni, z postojami na stacjach, a pokonywana odległość wynosiła ponad 1000 km. To jest nie do uwierzenia, ale tak było. Nie wiem ile trwała podróż do Wilna, ale do Krakowa, przed wojną, w czasie wojny, a także długo, długo po niej, jechało się pociągiem całą noc. Zapomnieliśmy o tym prawda? Tak, jak o innych ważnych sprawach. Wydaje nam się, że znów będzie źle, choć narzekamy właśnie dlatego, że jest lepiej. Gdyby było źle, wszyscy dookoła popisywaliby się jeden przed drugim sposobami na przetrwanie i każdy chciałby, żeby to jego sposób był doceniony i wyróżniony. Wielu to czyni, ale – na szczęście – równie wielu ma ich w nosie. Jeśli czujecie się niewyraźnie, a macie samochód i trochę grosza, polecam Wam szczerze wycieczkę do Rzeszowa. Zobaczcie jak pięknie, prosto i szybko jedzie się do tego miasta dzisiaj. Jak fantastyczne jest to miejsce i ile można tam zobaczyć. Jak dobrze można zjeść i w jakich ładnych miejscach się zatrzymać. Na dziś to tyle – miłego dnia.

  23 komentarze do “Ucieczka w inwestycje”

  1. Właśnie czym lepiej jest tym więcej wymagamy. USA w fazie kryzysu budowało infrastrukturę. Donald Tusk obiecał,ale budżet czytaj kasę z Uni przewalił, dobrobyt za jego czasów był iluzoryczny i dla wybranych

  2. Dziękuję za pozytywny tekst, który daje kopa.
    W transporcie jest coraz lepiej i mimo kryzysu jest co wozić i na czym zarabiać.
    Kończyłem technikum kolejowe w 96, niedługo potem technikum zakończyło swoją działalność na rzecz komunikacji. Bo kolej powinna być odzyskana przez państwo, wzdłuż torów powinna być położony światłowód ok 1miliona kmb, wywaleni operatorzy obcy. Piękniejemy i jesteśmy coraz silniejsi, tylko media są coraz słabsze, co Pan doskonale opisuje.
    Co ciekawe, pewne środowiska wspierające organizację społeczną zaczynają się odbudowywać, jak na przykład krótkofalowcy. Kiedyś ta społeczność była wiadomo jakiej maści, dziś na ćwiczeniach kryzysowych coraz więcej jest młodych. Preppersi ujawniają się /pomijam tych z yt/ w czasie takich ćwiczeń poprzez znaki wywoławcze, a każdy znak można zlokalizować.

  3. Dzień dobry. Z tym transportem to ma Pan rację oczywiście, dodać tylko trzeba, że jest on potrzebny dziś, bo obecny model gospodarczy świata zakłada wymianę handlową na skalę planety i kto w niej nie uczestniczy – ten przepadł. Ten kto uczestniczy – też może, bo na handlu można zarabiać albo tracić, ale to truizmy. Kiedyś były wytyczone szlaki handlowe, trasy przepędzania bydła do Brzegu, itp, dookoła wilcy, zbójcy, Turcy, itp. Była organizacja, która dbała o to żeby wszystko działało i przynosiło – jej – zysk. Przewaga ówczesnej sytuacji polegała na tym, że wiadomo było, gdzie ta organizacja jest. Każdy mógł pójść do miejscowego ordynata i zapytać, czy nie ma dla niego jakichś zadań. A ten często miał. Dlatego opowieści o ówczesnej biedzie są na ogół nieprawdziwe. Jak jest z biedą dzisiejszą? to dobre pytanie, bo nie ma moim zdaniem godnych zaufania danych, co zaś do przyczyn, to myślę, że patologia występująca w Polsce tu i ówdzie wynika z ruiny mentalnej będącej spadkiem po latach komuny, która stawiała sobie za cel zrobienie z ludzi istot bezmyślnych i bezwolnych. Tego się tak łatwo nie naprawi, nawet jeśli rząd wyjątkowo zapatrzy się w dobre wzorce – czyli politykę new Deal, wymyśloną przez starszych kolegów z Ameryki, którzy ograbili swoje społeczeństwo ciut za mocno i zrozumieli, że jak nie wypuszczą pewnej ilości pieniądza na rynek, to biznes padnie całkowicie. U nas to się też sprawdzi i dobrze że jest robione, choć rozumiem też ludzi ufających zapasom kruszcu, paliwa i trwałej żywności. Historia pokazuje, że się może przydać. „Lubię mieć to w domu” jak powiedziano niby żartem w jednym starym filmie. Zapasy mają tą wadę, że trzeba móc je skutecznie obronić, w pojedynkę bywa to trudne, nawet przy dobrym uzbrojeniu. I tak powstało społeczeństwo. Nadzieja nasza w tym, że rządzący – takiego ładnego określenia sobie użyłem – będą na tyle sprawni, że pomogą nam chronić nasze zapasy, obojętnie w jakiej będą formie, a nie przyłączą się znowu do tych, co będą chcieli je nam odebrać.

  4. Dodam tylko, że jakoś nikt nie wspomina denominacji. Chleb z 2000 złotych zaczął nagle kosztować 1 złoty /10000/ i jakoś to zostało przełknięte i zapomniane przez konsumentów, gdy na tacy w kościołach zamiast wyspiańskiego pojawiać się zaczął mieszko i chrobry.

  5. Nie wiem, co Pan chciał przez to powiedzieć. Chleb nie mógł zdrożeć z 2000 na 1 zł, czyli 10000 starych złotych, bo w obiegu przez pewien czas były stare i nowe. Więc na pewno by to wszyscy zauważyli, wbrew Pańskim, głoszonym tutaj, rewelacjom.

  6. – denominacja tylko obcięła cztery zera – bo te się nigdzie już nie mieściły. Chleb wtedy znowu kosztował 4 zł – jak długo w latach 70-tych. Ale to trwało krótko, bo inflacja nie została wszak zlikwidowana.

  7. Przed II wojną światową  kolej była niezwykle sprawna i oferowała szybkie czasy przejazdu:

    Warszawa Radom: 1 godzina i 15 minut

    Warszawa Łódź: 1 godzina 30 minut

    Warszawa Wilno: 5 godzin 30 minut

    Warszawa Białystok: 2 godziny 30 minut

    Warszawa Lwów: 8 godzin (slownie: osiem)

    Wszystkie te rewelacyjne (nawet jak na dzisiejsze warunki) czasy przejazdu zostały osiągnięte dzięki intensywnym inwestycjom w modernizację.

  8. W Domu Spotkań z Historią (Warszawa) była w poprzednim roku ciekawa wystawa o ekonomicznych skutkach I wojny światowej na ziemiach polskich (na ziemiach, które stały się Polską po odzyskaniu niepodległości): dewastacja gospodarcza była straszliwa.

    Po pierwsze działania wojenne wyniszczyły kraj, po drugie Polska nie miała żadnych rozsądnych warunków handlowych ze swoimi tradycyjnymi rynkami: na wschodzie rynki zostały zniszczone przez bolszewików, na zachodzie trwał ciągły konflikt celny z Niemcami, na południu Austria, Czechy itp miały inne priorytety niż handel z Polską.

    Z tej perspektywy trzeba patrzeć na obecność Polski w Unii Europejskiej: składki, dotacje, dofinansowania, programy, reguły ochrony środowiska — to wszystko jest powierzchowne i obserwowane w dłużeszej perspektywie nie ma znaczenia (chociaż oczywiście dobrze jest dostać dofinasowanie na budowę drogi). To co jest ważne to dostęp do rynku: największego na świecie, jednolitego i chłonnego rynku w każdym sektorze gospodarki.

    Przedwojenna Polska odbudowała produkcję do poziomu z roku 1911 dopiero w latach trzydziestych!

    Nie dlatego, że ludzie byli leniwi albo brakowało inicjatywy albo kapitału. Brakowału rynków, na które można produkować.

    Zastanawiające jest czy to rozumowanie dociera do „palantów”? Pewnie dociera, ale miejsce na liście jest ważniejsze. Mam nadzieję, że Kaczyński przy okazji najbliższych wyborów wykończy tę odrażającą Schweinebande (inteligentnym inaczej wyjaśniam, że nie chodzi mi o Platformę).

  9. – „Luxtorpeda” podobno jechała z Warszawy do Katowic w 2,5 godziny. Nie wiem czy to prawda, ale ten wynik został pobity dopiero jak puścili ruch osobowy przez magistralę węglową.

  10. – coż, tak wtedy jak i dziś istnienie tej jakiejś niepodległej Polski nie interesowało nikogo, nawet władze samej Polski były sceptyczne. Niemcy byli śmiertelnie obrażeni tym faktem, Brytyjczycy chcieli nas włączyć do sojuza, reszta – patrzyła tylko, jak się na tm dziwnym państwie wzbogacić. No ale Polacy mają bardzo głęboko wrośnięte pragnienie niepodległości, w 20-leciu nawet bardziej niż dziś, więc na przekór wszystkiemu trwali, ile mogli. Strategiczna sytuacja Polski nie jest dziś bardzo inna. Tylko środki realizacji celów się zmieniły.

  11. Kolej zdecydowanie powinna być odzyskana przez państwo

  12. To zależy, w którym momencie przed wojną

  13. Karpiński pisał o tym w „Złych czasach”. Kryzys był ponieważ dwa największe rynki – rosyjski i chiński przestały konsumować. A przestały, ze względu na doktrynę wojenną i komunistyczną

  14. „… czym lepiej jest tym więcej wymagamy” -> „… im lepiej jest tym więcej wymagamy

  15. Jeszcze warto przypomnieć wiosnę i lato 2004 r (po 1 maja). Benzyna w 1 miesiąc skoczyła z 3,- zł na 4,- a żywność od 25% do 50%. I żadnej inflacji wtedy nie było! Wszystkie „wolne media” (a innych niż „wolne” też wtedy nie było) szczały po nogach ze szczęścia, że „jesteśmy w Europie”.

  16. tak, w międzyczasie przed tzw integracja europejska sprawiono żeby w Pl były nieopłacalne mleczarstwo czy rybołóstwo, słynne limity na połowy. Nieopłacalne generalnie stało się rolnictwo jeśli nie brało się dotacji…. W kilka lat ludzie przestali zajmować się uprawą tytoniu czy lnu….  Mali i średni rolnicy zostali wykopani przez Niemca i Holendra… I niech mi ktoś nie mówi, że to populizm czy lepperyzm !!!

  17. Ucieczka Hitlera w inwestycje zaowocowała około 3000 km autostrad, ale ponoć przysporzyło to sporo kłopotów ich ekonomii.
    Na początku przemian w Polsce byłem zdziwiony, że nie wykorzystuje się inwestycji w infrastrukturę, w tym drogową, w celu pobudzenia gospodarki i stworzenia bufora na rynku pracy. Pieniądze były rozdawane przez socjal, w większości marnowane, bo większość bezrobotnych i tak pracowała. Gdyby nie kuroniówki autostrady i drogi byłyby pewnie gotowe w połowie lat 90-tych. Poza tym przy programach autostradowych majstrowano, jakieś dziwne koncesje itd, zawsze odbierałem to jako wał.

    Drogi mają to do siebie, że ułatwiają funkcjonowanie regionu rozwiniętego, a w regionach słabszych pobudzają gospodarkę.

    W latach 90-tych byłem na rozmowach w Niemczech. Przed spotkaniem o 10 właściciel fabryczki pojechał do innego kontrahenta wcześnie rano, przejechał 300 km, załatwił sprawę i na 10 był już z powrotem. Przejechanie tych 600 km to był pikuś przy ich drogach i samochodach.

    Rozkoszujmy się teraz wieczornym wypadem np do Lublina, sle mam wrażenie, że teraz majstrują przy dieslach. A przecież dopóki napędy elektryczne nie wyprą silników spalinowych z czołgów, nie będą lepsze od spalinowych …

  18. Jeśli mowa o kolei przedwojennej to dodam że we Lwowie można było kupić świeże makrele ( bałtyckie ) węgorze nie wędzone! i to nie koniecznie od święta. Czy ktoś widział teraz świeże makrele  południowej Polsce ?

  19. Tak właśnie mi się wydawało, że kolej przed wojną śmigała.
    Drogi były dużo słabsze (zwłaszcza poza Prusami) ale też samochody były szybkie niczym współczesne rowery elektryczne, więc ciężko to porównywać.

  20. Luxtorpeda, to tak naprawdę 'motorak’, autobus szynowy. I jeździła owszem szybko, ale też pod nią był robiony rozkład (zwłaszcza Kraków-Zakopane).

    A pociągi Kraków/Katowice-Warszawa zaczeły śmigać po otwarciu Centralnej Magistrali Kolejowej za późnego Gierka. Magistrala Węglowa to Katowice – Zduńska Wola – Gdańsk/Gdynia.

  21. Tak, ale w latach trzydziestych, na początku lat dwudziestych nie było tak różowo

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.