maj 182021
 

Dawnymi czasy, kiedy nie byliśmy jeszcze tak zepsuci ciągłą wymianą komunikatów, coraz bardziej wyrafinowanych i niosących coraz więcej treści i znaczeń, ulubionym sportem Polaków, było wygłaszanie przemówień na temat uczciwości bądź nieuczciwości polityków. Dyscyplinę tę uprawiano w czasach przed zainstalowaniem internetu, a mam wrażenie, że także w czasach przez upowszechnieniem komputerów. Największą frajdę sprawiało ludziom wskazywanie, jakie cechy powinien mieć uczciwy polityk. Przysłuchiwałem się wielokrotnie takim wymianom myśli, które przypominały wymianę ciosów, a konkluzje zawsze były jednakowe – chodziło o to, by wskazać jak najbardziej powierzchowne i nic nie znaczące cechy tak zwanego „uczciwego” polityka. Ktoś musiał dojść do podobnych wniosków, jak ja i gromadzić informacje na temat tych wyobrażeń o uczciwości. Ich finałem wizerunkowym, po kilku nieudanych próbach, wśród których najbardziej efektowną porażką był wizerunek Jana Parysa w berecie podpisany – 40 lat uczciwego życia – były plakaty wyborcze Lecha Kaczyńskiego z roku 2005. Nie chodzi o to, że ja będę teraz atakował ś.p. prezydenta, który nic tu nie jest winien, ale o to, że stworzony na okoliczność tych wyborów wizerunek, niewiele mający wspólnego z rzeczywistością (co jest i tak nieistotne w polityce), powstał na bazie owych powierzchownych bardzo i często słyszalnych deklaracji. Błąd wizerunkowy i promocyjny polegał na tym, że deklaracje o uczciwości, składali zwykle ludzie w pewnym wieku z różnymi deficytami, którzy – mam głębokie co do tego przekonanie – byli labilni emocjonalnie w kwestii dokonywanych wyborów. Nie można było przewidzieć na kogo rzeczywiście zagłosują. Prawdziwi zaś wyborcy, milczeli i nie brali udziału w omawianych tu zawodach.

W dzisiejszych czasach omawiana wyżej dyscyplina nie ma racji bytu. Jest po prostu zbyt prymitywna i nie pasuje do wizerunku oraz aspiracji samych wyborców, po uszy zanurzonych w internetowych rewelacjach. Stąd w modzie jest dziś co innego. Ulubiony sport Polaków anno domini 2021, to nie gadanie o covidzie wcale, ale cytowanie ustaw i aktów prawnych w ogóle. Niektórzy potrafią cytować całe bloki ustaw z pamięci, a wyglądają przy tym, jak uczestnicy brytyjskiej edycji programu Mam talent, jak ci magicy co połykają żyletki, albo spłonione nastolatki z głosem divy operowej. Po zacytowaniu, z dokładnością do przecinka, jakiejś ustawy rozglądają się wokół i oczekują oklasków. Do czego służy cytowanie ustaw? To zagłuszenia lęku przed niedziałającym albo podstępnym prawem. Czasem też do usprawiedliwienia własnego lenistwa wobec postaw jawnie prawo naruszających. Człowiekowi, który uprawia ten sport wydaje się, że jeśli nie zauważy złodzieja krojącego kogoś na przystanku, a zamiast tego zacytuje stosowną do okoliczności ustawę, albo fragmenty kodeksu karnego, to prawie tak, jakby pomógł ująć przestępcę.

Cytowanie ustaw dodaje też powagi cytującemu i stawia go z miejsca wyżej niż całą resztę, albowiem człowiek ten przemawia językiem, który powinni rozumieć wszyscy, a także mówi o sprawach, które wszystkich dotyczą. Nie ma przed takim obrony, bo w teorii powinniśmy przecież znać prawo, ale go nie znamy. Osobnik cytujący z pamięci ustawy potrafi sparaliżować swoją postawą duże grupy osób, pozornie przytomnych, i odciągnąć ich uwagę, od postaw i kwestii naprawdę istotnych.

Oczywiście cytowanie ustaw bywa też wyrazem rozpaczy, bo prawo rzeczywiście nie działa jak należy i jest egzekwowane powoli, a jak już zacznie działać, to wszyscy są w strachu, jakie będą konsekwencje nadania mu pędu. No i na wyprzódki zaczynają cytować różne przepisy, co czynią w nabożnym, modlitewnym skupieniu, wierząc, że to ich uchroni przed niekorzystną decyzją sądu.

Nie wiemy, jak dyscyplina ta rozwinie się w najbliższych latach, kiedy to wejdzie w życie cały pakiet ustaw związanych z Polskim Ładem – nazwa zmieniona w ostatniej chwili. Być może przybierze to formę jakichś zbiorowych mitingów połączonych z cytowaniem ustaw rozpisanym na głosy i próbami interpretacji dokonywanymi publicznie. Wszystko w tym celu, by przebłagać złe Mzimu, które grozi dewastacją całego życia. Mam wrażenie, że im wyraźniej ustawodawca deklaruje chęć naprawy i racjonalizacji obowiązujących przepisów dotyczących wszystkiego, tym bardziej szamańskiego charakteru nabiera cytowanie ustaw w życiu towarzyskim i biurowym. I trudno tu doprawdy jednoznacznie wskazać kto jest bardziej nieuczciwy i roszczeniowy w swoim zachowaniu.

Ostatnią, według mnie, a ja przecież nie widzę wszystkiego, dyscypliną, w jaką uwielbiają angażować się Polacy jest nadążanie. Można by też nazwać ją podbieganiem, bo uprawiający ją człowiek staje się mimowolnie komiczny, a stara się przy tym zachować wielką powagę. Głównie Polacy chcą nadążać za trendami. Te zaś, co jest oczywiste, produkowane są przez propagandystów, agentów wpływu, generalnie ludzi opłaconych, którzy mają tu – w odróżnieniu od cytujących ustawy i rozporządzenia miejscowych – stawiać milowe słupy postępu. Kiedy już się jeden z drugim zrealizuje w cytowaniu przepisów, zaczyna podbiegać, by nadążyć za zmieniającymi się trendami. I to dotyczy w zasadzie wszystkich, nie tylko osób sympatyzujących z lewica, ani takich, którym się zdaje, że jak podbiegną raz czy dwa, to Sauron przestanie zwracać na nich uwagę i będą mieli święty spokój. Obecnie podbieganie najczęściej dotyczy kwestii związanych z ideologią LGBT. Ono zostało w zasadzie wymuszone przez idiotyczne opowiadania i projekcje aktywistów tego ruchu, którzy oznajmiali światu, jakąż to niezwykłą popularnością cieszą się wśród mieszkańców prowincji, szczególnie wśród starszych, dobrze wychowanych pań. To być może jest w części prawda, ale nikt nie wie dokładnie kim były owe starsze panie, zanim przybrały obecną postać. W istocie chodzi o to, by za pomocą takich projekcji ułatwić podbieganie i zachęcić doń jak największą ilość osób. Ono zaś jest wewnętrznie stymulowane przez różne przeczucia dotyczące spraw ostatecznych. Chodzi o to, że każdy chciałby stanąć po właściwej stronie i przetrwać. Tyle, że dziś jeszcze sytuacja nie jest wyklarowana, i nie wiadomo jak się zachować. Stąd zawody w podbieganiu. Wielu podbiega, bo im się zdaje, że to jest właściwy trend, ale z drugiej strony osadzenie w realiach lokalnych każe im zwalniać w ostatniej chwili i w ten sposób kwestionować sam sens dyscypliny. W zasadzie wszyscy biorący udział w tym przedstawieniu czekają na to, jak rozwinie się sytuacja, a że nie jest łatwo i wszystko może się nagle odwrócić wie nawet Zygmunt Miłoszewski, deklarujący ostatnio, że dla pieniędzy zrobi sobie selfie z Glińskim. Niesamowite. Mistrz pobiegania po prostu. Ale wkrótce przyjdą lepsi.

  9 komentarzy do “Ulubione sporty Polaków”

  1. Dzień dobry. Jednak trochę nieładnie, Panie Gabrielu, tak się pastwić nad bliźnimi… Jest tak oczywiście, jak Pan pisze. Biedni ci  ludzie intuicyjnie czują, że jeszcze wszystko może się zdarzyć, także coś takiego, co unieważni wszystkie ich dotychczasowe mikro-inwestycje natury społeczno-polityczno-gospodarczej i postawi ich w gronie jeleni, w którym już nieraz się nastali i nie chcieliby znowu. A tu, panie, coś nad czołem grubieć zaczyna, ani chybi poroże wyrasta. Panu jednak łatwiej przyjąć jakąś optymalną strategię, albo przynajmniej się nie wygłupiać. Niektórych jednak Stwórca obdarzył mniej hojnie i są bezbronni jak niezdjęte pranie na huraganowym wietrze. Samo chrześcijańskie miłosierdzie nakazuje odmówić krótką modlitwę za ich wątłe duszyczki a przynajmniej nie śmiać się zbyt ostentacyjnie, gdy pofruną do rynsztoka, jak zwykle.

  2. No trochę jest – zważywszy na wiedzę, jaką Pan posiadł i przez to większe szanse na przewidzenie przyszłości. Tego do końca nikt nie potrafi, ale to mój z kolei ulubiony sport, choć daleko mi do zawodowstwa. Ale warto ćwiczyć.

  3. Nie umiem przewidywać przyszłości, bo ona jest nieprzewidwalna

  4. Jasne, ale też przyznać trzeba, że po każdym większym nieszczęściu z naszej historii odnajduje się jakieś zapowiedzi przewidujących ludzi, którzy ostrzegali rodaków zanim nieszczęście nadeszło. Może mieli intuicję, może przeczucia, a może po prostu dobrze oceniali sytuację. Co do zasady – byli zawsze nieliczni.

  5. Nie łatwo jest zmierzyć komu jest łatwiej a komu trudniej. Ale można próbować.

  6. Ale może trzeba spojrzeć na to jeszcze z innej strony, skoro ludzie są przewidywalni, czyli niegrozni dla władzy, także tej zewnętrznej, to może nikt na miny nas tym razem nie pokieruje i substancja narodowa przetrwa. Wiem że to argument czeski, ale oni mieli swoją Biała Górę, więc rozumieją nieszescia. Zgrywanie głupa lub niegroźnego ważniaka to dobra strategia dla tych, którzy i tak nie mają jak konkurowac z najlepszymi.

  7. Kto nie potrafi przewidywać przyszłości, ten nie powinien dostać prawa jazdy do ręki dlatego, że nie przewidzi sytuacji na drodze i stanowi zagrożenie. W tym celu przeprowadza się testy psychologiczne. Na podstawie dwóch obrazków należy odgadnąć trzeci obrazek.

    Większość zdaje ten test.

     

    Ludzie oszukują lub manipulują mówiąc, że nie wiadomo, co będzie. Oczywiście, że wiadomo, jeżeli zna się stan wyjściowy, początkowy. To udawanie pomaga zrzucić z siebie odpowiedzialność i uspokoić sumienie.

    Jak nie wiesz człowieku, co się wydarzy, to oddawaj prawo jazdy!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.