mar 052018
 

Miałem znowu pisać o Bagsiku, ale trzeba to jednak przesunąć. Wczoraj w radio samochodowym słuchałem wywiadu z reżyserką filmu „Twój Vincent” i byłem szczerze zdziwiony jej postawą i nadziejami. Ten film, jak sami wiecie, niesłychanie dla mnie inspirujący i pod wieloma względami bardzo dobry, nowatorski i wzruszający, nie mógł dostać Oskara. Spróbuję wyjaśnić dlaczego. Otóż sprawa, która jest w tym filmie omówiona, czyli twórczość i śmierć Vincenta van Gogh jest od dłuższego już czasu zupełnie nieważna. Być może nigdy nie była istotna, a tylko nam się zdawało, że jest, albowiem w każdym prawie polskim domu wisiała reprodukcja „Słoneczników”, a reprodukcje obrazów Vincenta były u nas w każdym szkolnym podręczniku. Nie wiem jak było we Francji, w Holandii i innych krajach Europy Zachodniej, ale podejrzewam, że inaczej. Tak więc historia Vincenta zredagowana w sposób jaki widzimy w tym filmie jest ważna dla nas i dla nikogo więcej. Z Francuzami jest ponadto jeszcze tak, że oni nie będą oglądać animowanego filmu o Holendrze, który próbował z nimi konkurować, wyprodukowanego za brytyjskie pieniądze. Mowy nie ma. Możecie o tym zapomnieć. Jak ktoś tu wczoraj napisał, w Paryżu film zdjęto z dużych ekranów i pokazywano tylko w kinach studyjnych. To jest całkowicie zrozumiałe i nie wiem dlaczego producent i reżyserka nie przewidzieli takiego obrotu spraw. To znaczy wiem, tylko trochę ściemniam. Oni tego nie przewidzieli, albowiem sądzili, że robią coś naprawdę niezwykłego, czego nikt wcześniej nie zrobił. Kunszt zaś ujawniony w tej produkcji, spowoduje, że wszyscy otworzą usta z zachwytu. Nie otworzą, bo Francuzi mają w nosie kunszt, a Amerykanie i Żydzi z Hollywood muszą promować w filmach nowe technologie, żeby rynek nie trzasnął. Vincet więc był dla nich jedynie jakimś kuriozum. W dodatku niezrozumiałym na wszystkich możliwych poziomach. XIX wieczne malarstwo i jego problemy nie interesuje dziś już nikogo, nawet Japończyków. Jest ono tak samo ciekawe jak wykopywane na Syberii mastodonty i tylko w kraju aspirujących inteligentów, takim jak Polska, można jeszcze coś na nim ugrać. Tego jednak ani reżyserka, ani scenarzyści, ani biorący udział w produkcji artyści zrozumieć nie chcą, bo oni aspirują do tamtych. Proszę Państwa, wpadliście Państwo w pułapkę. Przede wszystkim nie ma sensu żadna próba robienia wrażenia na Francuzach, bo oni wiedzą, że mają wszystko lepsze. Jakiekolwiek zaś przymiarki do nowych, ciekawszych redakcji ich własnej historii są bez sensu, bo hagada wymyślona w III Republice zaspokaja wszystkie ich pragnienia i szajby. Oni wiedzą wszystko, a jeśli czegoś nie wiedzą to mają wszystko w nosie. Jedynym sposobem zwrócenia uwagi Francuzów na siebie jest zrobienie filmu o paryskich kolaborantach wydających Żydów Niemcom w czasie II wojny światowej i pokazywanie tego filmu w Niemczech.

Jeśli idzie o Hollywood, jest jak powiedziałem – technologia rządzi, już dawno zastąpiła sztukę i towarzyszące jej gawędy, zwane czasem – całkiem bez sensu – filozofią. No więc film o Vincencie jest ważny wyłącznie dla nas. To się może wydawać dziwne, ale dla wielu osób, nawet nie mających żadnej styczności ze światem artystycznym nazwisko Van Gogh jest znane. Oczywiście jest znane z filmów, popularnych gawęd i skandalu z uchem, ale jest znane. Film o Vincencie propagowany i promowany na polskim rynku miałby szansę zdobyć popularność prawdziwą. Każdy jednak wie, że także w Polsce, mimo że ta produkcja jest naprawdę fantastyczna, z promocją było słabo. Nie wierzę, by reżyserka, mocno osadzona w środowisku tych wszystkich filmowych oszustów, nie mogła zrobić nic, by poprawić dystrybucję tego filmu. Jak wobec tego faktu – słabego rozpowszechniania dzieła w kraju – można było liczyć na sukces za granicą? Ja tego nie wiem, ale widzę tu całą serię zaniechań, wynikającą, jak mniemam, z łatwości pozyskiwania pieniędzy na te projekty. Nie wykorzystano żadnej szansy, bo miał być przecież Oskar. To on miał zagwarantować nową falę popularności. No, ale nie zagwarantował.

Zainspirowany filmem o Vincnecie napisałem chyba z piętnaście tekstów, mógłbym je w zasadzie pisać nadal, ale nie mogę przecież wybiegać przed szereg i robić czegoś, co powinien robić współscenarzysta tego filmu Jacek Dehnel i reszta tej oszalałej bandy. Oni tymczasem nie robią nic. Bo nie wiedzą co powiedzieć. Za to wszyscy inni wiedzą, ale milczą. Każdy wie, że koniunktury na rynku sztuki to bańki spekulacyjne, artyści są w nie wkręcani i poświęcają swój czas i talent na to, by bańki te pęczniały. Rynek sztuki to ogromne pieniądze, pokusa zaś by łatwość produkcji dzieł doprowadzić do absurdu jest nie do zwalczenia. Tym jest to prostsze, że podstawowym warunkiem istnienia tego rynku jest nie uleganie presji odbiorcy. Tym między innymi rynek sztuki różni się od rynku żywności. Na tym drugim zdanie klienta jest kluczowe, na tym pierwszym waży niewiele. Skandale na rynku żywności dotyczą jakości produktu. Skandale na rynku sztuki dotyczą głównie życia twórców. Wszelkie uwagi dotyczące jakości produktu ucina bełkot wynajętych szczekaczy zwanych krytykami. Rynek sztuki to tradycje handlowe przekazywane w rodzinach, takich jak rodzina Vincenta. To są wszystko wątki w tym filmie niewykorzystane, które można było poruszać w dyskusji na tym obrazem. Nikt tego jednak nie czynił, z obawy, by nie wyjść na głupka, który nie rozumie dobrego malarstwa. No to macie teraz, co chcieliście. Coco, film o nieboszczkach dla dzieci, zdobył Oskara, a Vincent jedzie do domu. Nie zorganizowano w Polsce nawet żadnej standardowej dyskusji o tym filmie, dyskusji z udziałem historyków sztuki i samych malarzy. I ja wiem dlaczego nie zorganizowano. Bo nikt by nie wiedział o czym ma mówić. Tak głęboko wprasowany w mózgi jest ten fałsz. Niestety, jak napisał dawno temu poeta, świat idzie swoją drogą i ma w nosie nasze wysiłki i starania, których celem jest zwrócenie uwagi innych. Można było jednak i jestem o tym głęboko przekonany, urządzić wokół tego filmu rynek w Polsce. Tak właśnie, rynek. Ja oczywiście wiem, że musiałbym to urządzać ja sam, a na to nikt by mi nie pozwolił, bo oznaczałoby to ułatwienie dostępu do pieniędzy. Ludzie zaś pokroju Dehnela jak słyszą słowo rynek, to wykrzywiają usta w podkówkę. Powtórzę więc – wokół tego filmu można było urządzić rynek w Polsce. I to byłaby wartość taka, że za rok dwa, ktoś mógłby się z niej odbić, jak z trampoliny i dostać tego Oskara, nawet nie będąc Żydem. Niestety to się nie udało i nigdy się nie uda, albowiem twórcy, nie tylko filmowi w Polsce, rozumieją – niczym dziwki z filmów Vegi – jeden tylko komunikat – jest kasa, nie ma kasy. To wszystko. Jest mi nieprawdopodobnie przykro, że ten film nie został nagrodzony.

Dziś na stronie znajdzie się nasza nowa książka – Przez jasne wrota autorstwa Jerzego Bandrowskiego, brata Juliusza. Całkowicie zapomnianego dziś autora, opowiadająca o losach polskich żołnierzy na Dalekim Wschodzie. Jest to pierwsza książka w cyklu – nie stanowiącym edytorskiej całości – dzieł jakie wydawać będziemy w czasie roku jubileuszowego odzyskania niepodległości.

Na koniec umieszczam tu nagranie promujące książkę Hani, nominowaną do Nagrody Literackiej Miasta Stołecznego Warszawy.

 

https://www.youtube.com/watch?v=PBIz5asguCA

 

Zaczynamy sprzedaż nowego, specjalnego numeru Szkoły nawigatorów, poświęconego protestantyzmowi. Numer w całości złożył i przygotował do druku nasz kolega Rotmeister. Wykonał wielką pracę. Cześć mu i chwała. Dziś w sklepie znajdzie się także książka eski o architekturze drewnianej.

Michał zaś zmontował moją pierwszą pogadankę nagraną w jego sklepie. Niebawem będzie kolejna. A potem następne. Na ile czas pozwoli oczywiście.

Oto link https://www.youtube.com/watch?v=8xpy8i8nV6U

Przypominam, że na stronie www.basnjakniedzwiedz.pl trwa promocja książek i czasopism. Baśń czeska i amerykańska po 10 zł, Baśń III po 15, tak samo Łowcy księży oraz Straż przednia. Nawigatory także po 10, ale ubywa ich w zastraszającym tempie, więc trzeba się spieszyć. Budowa jachtów po 35, Berecci, Irlandzki majdan i Kroniki klasztoru w Zasławiu po 10. Sanctum regnum po 30 zł. Na tej samej stronie dostępny już jest nowy komiks Tomka Bereźnickiego zatytułowany „Kościuszko. Cena wolności”. W sprzedaży jest już także książka „Czerwiec polski” zwana tu książką o pluskwach

Michał zmontował kolejne nagranie, które niniejszym prezentuję

https://www.youtube.com/watch?v=5cXv6kzVA9A

  46 komentarzy do “Vincent goes too Hollywood”

  1. O, niespodzianka. Akurat pod poprzednim tekstem wspomnialam o tym samym.

    Widzialam wywiady z Dorota Kobiela; ona tam wypowiadala sie, ze cieszy ja sama nominacja. Mysle, ze te nadzieje jej dano w zwiazku z tym i calym zamieszaniem (jezdzeniem na pokazy itd), ona sama jednak na szczescie ma glowe na karku.

    Szkoda mi bardzo, bo jednak liczylam na nagrode, nie ze wzgledu na temat, ale ze wzgledu na sposob realizacji i jakosc. No coz, liczy sie – jak powiedziales -technologia. Moze, gdyby w temacie przemycili cos z gatunku przesladowania mniejszosci, bylyby szanse…

  2. Czy Oskar albo ten drugi (Nobel) jeszcze coś znaczą poza akceptacją klubu „bij mnie rżnij mnie”?

    Zgoda z gospodarzem co do rynku który powinien być zrobiony w Polsce… Ale mnie wcale nie szkoda że Oskar go ominął, właśnie z powodu tego co sam gospodarz był łaskaw zauważyć… Ich to nic nie obchodzi (jeśli nie promuje ich racji stanu)

  3. Poza tematem: w jakim terminie odbędą się tegoroczne targi w Bytomiu? Pytam, bo muszę „zaklepać” urlop w kieracie.

  4. W ogole dziwna sprawa. Produkcja nie jest calkowicie polska. Nie wiem kto glownie zajmowal sie promocja za granica (byla peregrynacja) i tak sie juz w pazdzierniku zastanawialam: jesli splynie na film chwala, to na ktory kraj glownie? W kazdym razie specjalnych wysilkow polskich instytucji nie widzialam…

  5. Poprosimy teraz tego Dehnela o taki sam film, ale… z polskim malarzem.

    I rynek w Polsce wokół tego.

  6. Probowałeś pisać/dzwonić na kontakt podany na rozetta.pl?

  7. Uprzejmie uprasza sie, zeby Dehnelowi nie przypisywac zbyt wiele. Na zamowienie Doroty Kobieli I Hugh Welchmana zajal sie jedynie strona tekstowa.

  8. „Jedynym sposobem zwrócenia uwagi Francuzów na siebie jest zrobienie filmu o paryskich kolaborantach wydających Żydów Niemcom w czasie II wojny światowej i pokazywanie tego filmu w Niemczech.”

    O to to!

  9. no i wiadomo że wg opinii niektórych koneserów ,   film „bez momentów” jest nic nie warty, więc może wykorzystać do Coryllusowej propozycji, także  zdjęcia i tekst Zbigwie z salonu 24 pt. „Paryż miłość i kolaboracja”.  Jakże by to ubogaciło scenariusz, a jeszcze całymi rodzinami francuzi oglądali by film, żeby pokazać młodszym z rodziny,  ciocię Żanetkę, czy cioteczkę Mari w czułościach  niemiecko – francuskich z Wolfgangami czy Helmutami. Myślę że tak pomyślany obraz filmowy byłby dochodowym.

  10. No właśnie… Nie możemy przecież liczyć na to że obcy będą za nas i dla nas robić propagandę (o ile sami nie mają z tego korzyści).

    Zachodnia opinia publiczna to taki antywskaźnik dla mnie. Jeśli zaczynają nas chwalić „zagranico”, zwłaszcza za pośrednictwem takich Oscarów, to ja się zaczynam zastanawiać czy czegoś na diabła ktoś nie narobił.

  11. Tego rodzaju motywy to juz chyba byly, Francuzi to lubia. Milosc jest najwazniejsza, wiec wszystko usprawiedliwi.

    Propozycja Coryllusa to jednak grubsza rzecz.

  12. Juz pochwalili. tyle ze to byla nagroda mniejszego kalibru.

  13. Witam.

    Z tym Oskarem dla „Vincenta” jest jak z nagrodą dla Kossobor za „Zielone rękawiczki.” Jakie to ma znaczenie? Jeśli coś jest dobre, jest jakością samo w sobie, niesie ze sobą wartość i zostało stworzone materialnie jako dzieło, tam film a tu książka, to już jest sukces bo trwa. W „Szkole Nawigatorów” pojawiła się notka pana Tomasza Gwicińskiego, muzyka, o sztuce. Pan też szczerze nas namawia na otwartą dyskusję o sztuce. A o czym tu dyskutować? Czy muzyka do filmu „Stawka większa niż życie” jest poważna? Czy jest dobra czy zła? Podobno o gustach się nie dyskutuje, a o sztuce można? „Stawka większa niż życie” wyprodukowana przez Janusza Mongenszterna, wojskowego-żołnierza, który dostał rozkaz wstąpienia do Filmówki w Łodzi i zrobił w tej Filmówce, a szerzej w polskim filmie, karierę, jest filmem dobrym. Świetnie się go ogląda nawet po latach. Jest filmem z fantastyczną muzyką, świetnie prowadzoną narracją i fantastycznymi zdjęciami. Janusz Mongensztern mieszkał w Warszawie na Starówce. Jak sam opowiada w dokumencie Antoniego Krauzego „Ćwiczenia z niepamięci” wychodził w godzinach emisji „Stawki” w tv na spacer po Starówce delektować się pustymi ulicami i dźwiękami muzyki dobiegającymi z telewizorów. W czasie emisji ulice pustoszały. A przecież dobrze wiemy, że w „Stawce” liczy się przede wszystkim kontekst. Dla współczesnego młodego człowieka „Stawka” nie istnieje.

    Sztuka to dzieło i pan Tomek dobrze o tym wie. Rozmowa o sztuce bez konkretu, czyli rozmowy o dziele, jest jak wspominanie koncertu na którym się nie było. Zarówno „Vincent” jako film jak i „Zielone rękawiczki” jako książka już wygrały i tego się trzymam pełna zgoda zaś co do przesłania notki. Na „Vincencie” można by w Polsce coś zacząć budować. Skoro jest jakość to narracja może ją promować. Może też doszłoby do książki o polskich pejzarzystach. Może mamy polskiego „Vincenta,” o którym warto zrobić film? Może jest nim…

    Pozdrawiam

  14. Produkcja polsko-brytyjska bowiem brytyjczykiem jest Hugh Welchman – mąż reżyserki, i podobno już laureat Oscara sprzed lat. Reżyserka stwierdziła w wywiadzie w TRÓJCE, że brytyjczycy w ogóle, ani samym filmem, ani jego promocją się nie interesowali. Wg niej lepiej zachowano się w Polsce.

  15. OT (pardon)

    https://sportowefakty.wp.pl/alpinizm/741473/koniec-wyprawy-na-k2-polacy-nie-wejda-na-szczyt

    Gracias a Dios. Z tego co wiem narodowa wyprawa objeta byla modlitwa „Mezczyzn sw.Jozefa” 🙂  Cieszylam sie z kazdego przedwczesnego powrotu (Botor po akcji ratunkowej, potem Fronia po wypadku), ciesze sie teraz. Zony i dzieci tez pewnie sie ciesza. Nie mam sportowego ducha, trudno.

  16. Nie nazwałbym tego w kategorii pochwalił… Po prostu skorzystał z prawa łaski 🙂

  17. 1. Animację wygrał COCO. Bajka o meksykańcu, który przechodzi przez granicę (między życiem a śmiercią ale granicę) by ratować rodzinę. Z tym się nie dało wygrać w obecnym klimacie.
    2.Ludzie którzy nam sprzyjają w US nie znoszą się z Hollywoodem
    3. Hollywood nienawidzi nas już sam fakt że traktujemy granice poważnie.

    4. Hollywood umiera

  18. W Weilkiej Brytanii nikt nie wie, kto to byl Van Gogh. Naprawde – NIKT!

  19. @ Coryllus.

    Pyszny tekst, fakt. No ale Bagsik Ci tego nie wybaczy 😉

  20. Tutaj jest pustynia intelektualna, fish and chips, Premier League i …. dlugo, dlugo nic. Ja juz nie mam do nich zdrowia. Omijam szerokim łukiem, jak tylko mogę ☺, da się

  21. Dlatego ja sie nie moge nadziwic, jak Patrick Ney mowi, ze kreci te swoje filmy o pierogach i o Pileckim z angielskimi napisami po to, zeby Brytyjczycy mogli sie zapoznac z pierogami i Pileckim i nimi zachwycic. Przeciez kazdy, kto zna choc odrobine Brytyjczykow, wie, za NIKT tych filmow Neya w UK nie obejrzy, ANI JEDEN Brytyjczyk, nie ma takiej mozliwosci. A Patrick Ney to na pewno wie lepiej ode mnie. Wiec o co biega tak naprawde?

  22. No mowil przeciez w jednym wywiadzie, ze w Stanach ma najwiecej odslon. Polonia z sentymentami.

  23. Bo Polak ma być tym głupkiem zapatrzonym w Brytyjczyka, czy innego Francuza, bo nie wspomnę, że Żyda, czy USA people. To jest chore z gruntu. Niestety Polacy w Polsce jeszcze dają się na to nabrać, zresztą Polacy za granicą, również. Nie wiem czy to kiedykolwiek się zmieni. Tak ma być i już. Tak zdecydowała rada światowa, cokolwiek to jest, a jest.

  24. Troszkę inaczej widzę tą rywalizację. Środowisko zdecydowało o wypuszczeniu kontrkandydata dla coco ,ale miało być to coś klasycznego generalnie całkowicie odmiennego zarówno od strony treści jak i techniki wykonania. Wydaje mi się  ,że twórcy Van gogha wpuszczeni zostali do ringu jako chłopiec do bicia tak aby biznes się kręcił. Zwycięzca był z góry określony ,ale aby publika nie była zawiedziona i miała złudzenie brania udziału w prawdziwym pojedynku ,to trza było wysmażyć coś przykuwającego wzrok i na dobrym poziomie. Złudzenie prawdziwej realizacji zostało osiągnięte.

  25. Złudzenie prawdziwej rywalizacji zostało osiągnięte. 

  26. Powinno byc odwrotnie, jak najwiecej filmów tych dokumentalnych, czyli propagandowych z polskimi napisami. I tak, jak Coryllus i juz jego uczniowie, czytaja wydawnictwa z czasow komunistycznych i znakomicie je komentują, tak właśnie powinno się zacząć traktować filmy BBC i wszystkich innych mądrych discoverowych and co. Tam jest masa prawdy, tylko przykrytej propagandą. Wystarczy ją odsłonić, a przy okazji poznać prawdę.

  27. z osiem lat temu oglądałem we Francji film o van Goghu. Na ekranie o wysokości 80m. Film biograficzny, dokumentalny, zawierający animowane wstawki dokładnie takie, z jakich zrobiona była polska produkcja. Więc nie za bardzo zgodzę się z jedną, podaną przez Ciebie przyczyną braku sukcesu. Jest jeszcze ta druga. Popatrzyli na tytuł, popatrzyli na plakaty powiedzieli sobie: „ale tu już było” i poszli oglądać Besona. Żeby było śmieszniej jest jeszcze trzecia przyczyna. Toyah nie lubi francuskiego kina i samo to zdanie, wystarczy aby stwierdzić, że jakieś kino francuskie istnieje. Istnieje nawet francuskie kino animowane. Dziwne jak cholera. Tak dziwne, że już Francuzom spowszedniało i jakieś fiku-miku z Polski naprawdę nie wzbudziło w nim żadnego zachwytu bo dziwnością niewiele odstawało.

  28. To jest tak, jak chyba juz kiedys napisal p. Maciejewski – narod zniewolony/podbity/okupowany poznaje sie po tym, ze sie cieszy, jak go chwala inni. My niestety az piszczymy, zeby nas pochwalili w Paryzu, w Londynie, w Waszyngtonie. Nawet teraz, gdy tacy niby dumni jestesmy z NASZEJ historii i NASZEJ martyrologii, ludzimy sie, ze a nuz sie uda i moze Pileckiego i pierogi zauwaza mieszkancy council house’ow na przedmiesciach Londynu.

    Od niemal 30 lat jednym z najskuteczniejszych, medialnych straszakow paralizujacych Polakow swiatopogladowo, poza jechaniem im po kompleksach braku wyksztalcenia oraz pochodzenia z prowincji, jest spiewka pt. ”co o nas powiedza w…<wstaw_dowolna_stolice_zachodnioeuropejska>”. Albo ”smieja sie z nas w…<skopiuj-wklej z poprzedniego>.

    Nie wyobrazam sobie, zeby dalo sie czyms takim zastraszyc albo zawstydzic Brytyjczyka. Wzruszylby ramionami, bluznal cos o ”f***ing foreigners”, splunal z pogarda, to wszystko. Pochwala zreszta tez by sie nie ekscytowal – no wiadomo, ze UK jest the best, a ze gdzies tam w jakims dzikim kraju to potwierdzili, no to normalka. Tak samo, jak w dzisiejszym tekscie: ”nie ma sensu żadna próba robienia wrażenia na Francuzach, bo oni wiedzą, że mają wszystko lepsze”.

  29.  

    >rynek sztuki różni się od rynku żywności…

    The Sun, 28 listopada 1915 z okazji nowojorskiej wystawy:

    „Van Gogh był zawsze zawadą nawet dla tych, którzy w snobistycznym dążeniu do bycia na czasie przełykają każde dziwne danie, które się przed nimi postawi. Jest jednak w Van Goghu coś takiego, że nawet snobi nie mogą przełknąć w całości. To coś to, według mnie, jego szczerość.

    Szczerość w jakiejkolwiek dziedzinie nowoczesnego świata jest drogą do kłopotów”.

    W załączeniu umieściłem fragment powyższego artykułu z oryginalnymi reprodukcjami gazetowymi i ogólnie dostępnymi reprodukcjami internetowymi, które komputer wyszukał na podstawie tych pierwotnych czarno-białych plam.

  30. Przede wszystkim nie ma sensu żadna próba robienia wrażenia na Francuzach, bo oni wiedzą, że mają wszystko lepsze. Jakiekolwiek zaś przymiarki do nowych, ciekawszych redakcji ich własnej historii są bez sensu, bo hagada wymyślona w III Republice zaspokaja wszystkie ich pragnienia i szajby. Oni wiedzą wszystko, a jeśli czegoś nie wiedzą to mają wszystko w nosie.

    Każdy Francuz ma coś ze swojego przodka, niepiśmiennego barona. Rewolucja nie wszystkich wytrzebiła. Postawa, moim zdaniem, godna przejęcia.

  31. O la la…

    … to dopiero bylby  HICIOR  !!!

  32. Tak…

    … generalnie ciezko ich zaskoczyc i zrobic na nich wrazenie… ale  DA SIE  Frankow zbic z pantalyku.  Niestety w duzej mierze opinie Polakom za granica  POPSULI  i  PSUJA  nadal  „nasi”  polYtycy  i  „polsfiatek  artystyczny”  !!!

  33. Mnie na jesień na plaży w Kalifornii jakaś Amerykańska staruszka poprosiła bym jej pomógł mapę przeczytać. Jak się potem dowiedziała że jestem z Polski, to powiedzała że film „Loving Vincent” jej się bardzo podobał i oglądała go z koleżankami – emerytkami. Więc gdzieś tam dotarł, ale nie do „mainstreamu”

  34. Ładnie ta technika radzi sobie teraz z obrazami. Wiesz mnie osaczyły te jego dymiące kartofle, takie to smutne, tacy biedni ci bohaterowie Wincentowych obrazów, no tacy szczerzy…. właśnie tak jak piszesz.

  35. Z Francuzami jest ponadto jeszcze tak, że oni nie będą oglądać animowanego filmu o Holendrze, który próbował z nimi konkurować, wyprodukowanego za brytyjskie pieniądze”. 

    Nie nie! Publicznosc nic nie wie o tych podchodach, nie maja pojecia, ze to byla jakas konkurnecja. Oni na ten film sie pchali, te male kina studyjne pekaly w szwach. Wszyscy byli zachwyceni, no bo jakie piekne malarstwo, jaki fantastyczny pomysl, jaki klimat, jakie kolory no i ta historia, jak ona sciska za serce, tyle glebokich prawdziwych emocji! Wiele nastolatkow, takich z liceum szlo na ten film z wlasnej woli bo glos francuski podkladal aktor Pierre Niney a on jest kultowy i sie bardzo w paryskich liceach podoba. Oni maja do Van Gogha taki stosunek jak do Marii Curie (ktora oczywiscie nie byla jakas tam Sklodowska) – to sa Francuzi ! Van Gogh jest francuski i Curie jest francuska. Taka rozmowe odbylam z osoba po 40, wyksztalcona, otrzaskana itd:

    „Van Gogh to Francuz czy cudzoziemiec ?

    Francuz.

    A dlaczego?

    Bo malowal nasza piekna Francje.

    Ale wiesz, ze on byl Holendrem?

    Taak? No moze wiem ale Francja zawsze byla goscinna ziemia dla artystow  a artysci zawsze kochali Francje”.

    To samo z Maria Curie: no moze i byla Polka ale tylko z pochodzenia bo potem zostala we Francji i jest Francuzka.

    Francuzi do dobra publicznosc dla filmow animowanych i „Twoj Vincent” powinien byl sie sprzedac swietnie. Niestety, i Coryllus powiedzial o tym we wczorajszej notce, to nie publicznosc decyduje co bedzie ogladala. Poblicznosc bedzie ogladala to co sie jej podsunie.

    Co do reszty, pelna zgoda: to komus z dystrybucji przedzkadzalo, ze film jest o Holendrze, ktory podobno zostal zabity, przez Francuzow w dodatku. I to na podstawie amerykankiej biografii i za brytyjskie pieniadze.

    Nie wierzę, by reżyserka, mocno osadzona w środowisku tych wszystkich filmowych oszustów, nie mogła zrobić nic, by poprawić dystrybucję tego filmu”

    Tak, o tym, ze bede trudnosci w dystrybucji bylo wiadomo juz po Festiwalu Filmow Animownaych w Annecy: film dostal tylko nagrode publicznosci. Jury nagrodzilo jakies koreanskie i japonskie dziwadla, ktore sie nie sprzedaly w Europie ani w USA.

    Ciekawostka sa Wlochy: film pobil rekord publicznosci w ciagu zaledwie 3 pierwszych dni w salach przyniosl prawie 1,5 mln $.

    Tutaj sa dane ze swiatowej dystrybycji:

    http://www.boxofficemojo.com/movies/?page=intl&id=lovingvincent.htm

    „Oni wiedzą wszystko, a jeśli czegoś nie wiedzą to mają wszystko w nosie” 

    az sie usmialam tak bardzo jest to prawdziwe. Wiekszosc starala sie nie zauwazyc, ze w filmie chodzi o poszlaki dot. zabojstwa malarza i ze wersja o samobojstwie jest podwazona.

    Dla nas z tego dwie postawy do wyuczenia:

    1. Oni wiedzą, że mają wszystko lepsze.

    2. Oni wiedzą wszystko, a jeśli czegoś nie wiedzą to mają wszystko w nosie.
    Ja tez liczylam, ze Van Gogh dostanie Oskara, chociazby za to, ze to amerykanska biografia byla kanwa scenariusza.

  36. Tez ciekawe: ponad 10 mln $ w Chinach…

  37. ” Tak, o tym, ze bede trudnosci w dystrybucji bylo wiadomo juz po Festiwalu Filmow Animownaych w Annecy: film dostal tylko nagrode publicznosci.”

    „Tylko” wzielabym w cudzyslow. Opowiadano, ze film dostal owacje na stojaco. Mysle, ze to najlepsza nagroda.

  38. Rzeczywiscie, mialo byc w cudzyslowie.

  39. Z tego co wiem to zatrudnili do tego polskich malarzy i innych artystów, więc to był taki outsourcing ponieważ, gdyby to mieli zrobić sami Anglicy nigdy nie starczyłoby na to pieniędzy. Jedyny ratunek może jeszcze w taniej sile roboczej z Indii.

    Jak ktoś jest z tego epicentrum zła tzn. Londynu niech pisze na verusautenticus(małpa)gmail.com to może umówimy się na piwo i założymy londyńskie kółko Baśń Jak Niedźwiedź i zajmiemy się dystrybucją książek Corullusa prosto z bagażników naszych samochodów.

  40. Czym prędzej ten pomysł wprowadźcie w życie .

  41. No nareszcie!!! Nie jestem na co dzien w tym jadrze ciemności, które czasami jest do przyjecia, jak sie siedzi w pubie i ma sie tych ludzi z calego swiata, a Polakow jakos malo, a jak sa, to tacy podnieceni, ze tak, tak, widzicie, my też potrafimy, jak ci inni, bez przerwy cos sobie musza udowadniać. Normalnie to jest chore. Ale przepraszam, juz o tym pisalem ☺

    Bywam w Londynie ostatnio dosc regularnie w niedzielne popołudnia w rejonie Islington, wczesniej na Devonia Road w naszym kosciele. Tam jest bardzo fajnie. Nie dosc, ze znakomici księża i naprawde atmosfera niczym sie nie różnica od atmosfery będąc w kosciele w Polsce i o to właśnie chodzi, a nie, ze my tutaj jacyś gorsi, to jest tam i miejsce potem, by posiedziec przy kawie, a nawet prawdziwym polskim obiedzie. Sadze, ze to niezle miejsce, by jakos zacząć sie spotykac. Oczywiscie, ja nie znam na razie innych miejsc. Ale to juz musimy zaczac sobie organizowac sami.

    Mnie mozna znalezc zawsze na mojej stronie, gdzie jest kontakt do mnie. Tylko niestety ostatnio jestem strasznie zajety i niestety nie wiem, kiedy sie to skończy. Mam nadzieje, ze kiedys tak ☺

    https://cbrengland.wordpress.com

  42. Vincent’a obejrzało do tej pory ok 5 milionow widzów. To jest sporo, jak na taka specyficzna animacje. We Francji tez odniósł sukces, co prawda głownie u krytyków i znawców ( patrz 12 minutowa owacja na stojąco na festiwalu w Annecy i mnóstwo dytyrambicznych krytyk).

  43. Myślałem, że „Vincent” jednak zdobędzie Oskara, a to tylko dlatego by przyćmić „Coco”

  44. Właśnie byłem na jednej z ostatnich projekcji tego filmu w UK. Rzeczywiście, gdyby ten film miał dostęp do kim mainstreamowych pobiliby nie jeden hollywoodzki film. I chyba dlatego nie dostał dostępu a wylądował wśród wielu tandet sztuki współczesnej. Te trailary, które leciały przed Vincentem to taki bełkot i sodomia, aż zacząłem wstydzić się zaproszonych przez siebie bliskich. Jakiś kretyński niemiecki film o dyrektorze jakiegoś muzeum i jakiś francuski o transwestycie, mózg się lasuje.

    Ale wracając do Vincenta. Bardzo piękny i wzruszający film. Każdy powinien to obejrzeć chociażby, aby nabrać pokory do tego co popularnie mówi się o Vincencie a co jest prawdą. Tak jakby widział w nim siebie.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.