Miałem dziś napisać coś na temat polityki wewnętrznej na SN, ale się z tym wstrzymam. Czy możecie sobie wyobrazić, że ktoś sławny w swojej epoce, ktoś, kogo portret rozpoznaje każdy student historii sztuki (mam nadzieję, że to ciągle aktualne), ktoś o kim była mowa w filmie oglądanym przeze mnie ostatnio. Jednym słowem – Pere Tanguy nie ma swojej notki w angielskiej wikipedii? No nie ma…to jest niepojęte. Ma we francuskiej, niemieckiej i rosyjskiej, ale w angielskiej nie ma. Nie wiem czy któraś z postaci tego kalibru została jeszcze dotknięta taką dysfunkcją, ale przypuszczam, że nie. E, tam…powie zaraz ktoś….a niby kim był ten facet? Handlował farbami i zaczął lansować tych impresjonistów. Normalny sklepikarz. Myślę, że ktoś znający Paryż powinien się na początek wypowiedzieć na temat lokalizacji sklepu pana Tanguy, to po pierwsze. Po drugie zaś trzeba zwrócić uwagę na to, że w wiki znajduje się informacja kluczowa dla zrozumienia kim był Julien Tanguy i dlaczego zajął się akurat promowaniem nowoczesnego malarstwa. Oto ona – pan Tanguy był jednym z dowódców komuny. Po upadku tejże został aresztowany, ale wypuszczono go za wstawiennictwem przyjaciół. Znając opis Paryża czasów komuny, który zostawił na Hipolit Milewski i ten, który pozostawili Goncourtowie, możemy zaryzykować tezę taką – za wstawiennictwem przyjaciół, to Stalin mógł ewentualnie wypuścić jakiegoś niemieckiego oficera wziętego do niewoli pod Stalingradem. O tym, by Francuzi wypuścili oficera komuny, nie mogło być mowy. – Padł Raoul Rigault pod ścianą, na skrzyżowaniach ulic po stu rozstrzeliwano – tak pisał poeta. A ojczulkowi Tanguy się udało i nie dość, że przeżył, to jeszcze otworzył sobie sklep w środku miasta, potem zaś wylansował malarzy takich jak Vincent i Cezanne. Dożył roku 1894 i widział triumf swoich podopiecznych (tych, którzy przeżyli), którzy w tymże właśnie roku za sprawą Vollarda i innych zaczęli zarabiać naprawdę dobre pieniądze.
Za kogo uważali komunardów tak zwani zwykli Paryżanie napisał nam Hipolit Milewski – za piątą kolumnę Berlina. Napisał nam też Hipolit, że Polacy za czasów komuny nie mieli w Paryżu dobrej prasy i zdarzało się, że niektórzy oficerowie z Wersalu, mając przed sobą Polaka strzelali do niego jak do psa. My o tym dziś nic nie wiemy i ekscytujemy się niepotrzebnie udziałem naszych rodaków w tym dziwacznym przedsięwzięciu.
Przypominam sobie teraz wszystkie dziwne i zaskakujące opisy spotkań malarzy z politykami, jakie miały miejsce w dniach komuny i tuż po niej. Było ich sporo. O ile dobrze pamiętam Renoir spotkał się w jakichś niezwykłych, całkiem niestosownych okolicznościach z Leonem Gambettą. Przypominam sobie także, że owe niezwykłe zbiegi okoliczności dotyczyły także pisarzy. Wspomniany tu Raoul Rigault był wyznawcą pana Balnqui. Podobnie było z autorem poczytnych książek Gustave Geffroy, którego Vollard opisuje jako poczciwinę wierzącego w socjalistyczną utopię. No, ale pan Geffroy był podporą gazety „La Justice” założonej przez Tygrysa. Musiał być naprawdę ważny, bo kiedy potrzebował pomocy, Tygrys zrobił go dyrektorem fabryki gobelinów. Wyobrażacie to sobie? Autor biografii pana Blanqui dyrektorem fabryki gobelinów?! To tak, jakby Jarosław Kaczyński zrobił nagle Wolskiego prezesem zarządu Polskiej Wełny. Wiem, że nie ma już polskiej wełny, ale nie ma to znaczenia przecież dla naszego wywodu.
Pan Geffroy na swoim stanowisku zajmował się głównie agitacją robotników i przekonywaniem ich do słuszności idei głoszonych przez pana Blanqui. Jedną z takich rozmów podsłuchał Vollard. Dyrektor dręczył właśnie jakiegoś biedaka, który słysząc ogłaszane przez szefa rewelacje rzekł – Blanqui? To pewnie jeden z tych cwaniaków, co dają się aresztować, podczas gdy innym łamią kości.
Przyznam, że nigdy nie przeczytałem bardziej wyczerpującej i trafnej definicji działacza socjalistycznego i działacza tak zwanej opozycji jak ta, dana przez bezimiennego francuskiego robotnika z fabryki gobelinów, którą zanotował Vollard. Takim właśnie działaczem był ojczulek Tanguy, późniejszy sprzedawca farb, poczciwy staruszek w kapeluszu z wywiniętymi brzegami, tak charakterystycznym i rozpoznawalnym. Trzeba mu jednak oddać, że działał na odcinku niezwykle odpowiedzialnym, gdzie działy się rzeczy naprawdę poważne. Nie to co w Polsce lat osiemdziesiątych, kiedy to milicja aresztowała Wałęsę i próbowała aresztować Kornela, przez co Mateusz się rozpłakał i została mu trauma na całe życie.
Do czego zmierzam, zastanawiacie się zapewne? To opisu ściśle moderowanej i kontrolowanej sceny ideologiczno-politycznej, jaką była Francja drugiej połowy XIX wieku. Jakich narzędzi używa się do manipulowania świadomym bądź co bądź, bo do tego Francuzi aspirowali, społeczeństwem. Otóż używa się w tym celu grubych afer, zaplanowanych od początku do końca. Takich jak afera Dreyfusa, wobec której każdy musiał się opowiedzieć, a bohaterowie ówczesnej wyobraźni elit, bo nie masowej jeszcze – malarze awangardowi musieli się wypowiedzieć bardzo konkretnie. I tak część z nich była za Dreyfusem, a część przeciw. Ci najlepsi byli przeciw. Mam na myśli Degasa, Renoire’a i Cezanne’a. Nikt z nich nie rozumiał jednak co się dzieje naprawdę. Postępowi bowiem malarze i postępowa część społeczeństwa czytała „La Justice” a ci, którzy nie lubili Dreyfusa czytali „La Croix”, gazetę równie fałszywą i stworzoną specjalnie na okoliczność moderowania sytuacji we Francji, jak ta pierwsza. Z poziomu ulicy jednak podobieństwa pomiędzy obydwoma pismami były nie do uchwycenia. Mógł je zauważyć dopiero ktoś naprawdę wysoko postawiony – na przykład papież Leon XIII. I tu dochodzimy do rzeczy najważniejszej, czyli do konstatacji następującej – człowiek poszukujący prawdy w świecie widzialnym, czy to prawdy artystycznej czy jakiejś innej, natychmiast pada ofiarą oszustów. Nie ma od tej reguły odstępstw. I życie daje nam liczne przykłady działania tego mechanizmu. Jeśli oszuści mają wobec niego jakieś plany, lub jest on częścią silnej, ale nie sformalizowanej korporacji ma szansę przeżyć. Ci, którzy w pułapkę wpadli samotnie, giną gwałtownie, albo umierają w zapomnieniu, a ich aktywa przechodzą na własność tych, którzy pułapkę zastawili.
Teraz przyjrzyjmy się nadzorcom pułapek. Oto padło tu nazwisko Huysmans. Pan ten był pisarzem, filozofem, interesował się sztuką rzecz jasna, a na dokładkę niejako, był też urzędnikiem ministerstwa spraw wewnętrznych. Pełnił swoje obowiązki przez trzydzieści lat. Ja nie wiem czy zdajemy sobie wszyscy sprawę z tego co tu zostało napisane. Tego Huysmansa każą czytać dzieciom na studiach i analizować jego dzieła też każą, a my widzimy, że to jest pan realizujący politykę kamer niejawnych na odcinku propagandy. Nie tylko obyczajowej, ale także politycznej. Biedny pisarz, borykający się z losem, który na koniec wraz ze swoją ministerialną emeryturą instaluje się w klasztorze i ogłasza konwersję na katolicyzm. Ja bym był bardzo ciekaw reakcji papieża na tę wiadomość. Bo tak zwani normalni księża widząc takiego gagatka wybuchają zwykle entuzjazmem i wydaje im się, że przyprowadzili oto zbłąkaną owieczkę do zagrody. Im więcej wpływów i możliwości w świecie polityki ma owieczka, tym radość kapłanów jest większa i uśmiechają się oni szerzej. Przepraszam za ten sarkazm, ale kiedy przypomniałem sobie, kim był ów Huysmans i kiedy powracam myślami o omawianych tu ostatnio książek, których bohaterką była Matka Najświętsza nie mogę się powstrzymać. Zaczynam też myśleć o tych wszystkich jezuitach, którzy w Ameryce nawracali Indian i uczyli ich śpiewu oraz gry na skrzypcach. Oni naprawdę przyprowadzali zbłąkane owce do zagrody. O wynikach jakie osiągali ojcowie paulini, mający ileż większe możliwości, nie mogą nawet pomarzyć. No, teraz to już żaden klasztor mnie nigdy nigdzie nie zaprosi…co za pech, prawda? Nie przejmujmy się tym, albowiem, jak to napisałem wyżej, ci którzy szukają prawdy w świecie widzialnym, padają natychmiast ofiarą oszustów. To się nie zmienia.
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie miesiące wspierali ten blog dobrym słowem i nie tylko dobrym słowem. Nie będę wymieniał nikogo z imienia, musicie mi to wybaczyć. Składam po prostu ogólne podziękowania wszystkim. Nie mogę zatrzymać tej zbiórki niestety, bo sytuacja jest trudna, a w przyszłym roku będzie jeszcze trudniejsza. Nie mam też specjalnych oporów, wybaczcie mi to, widząc jak dziennikarskie i publicystyczne sławy, ratują się prosząc o wsparcie czytelników. Jeśli więc ktoś uważa, że można i trzeba wesprzeć moją działalność publicystyczną, będę mu nieskończenie wdzięczny.
Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,
ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki
PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024
PKOPPLPWXXX
Podaję też konto na pay palu:
Przypominam też, że pieniądze pochodzące ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego przeznaczamy na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie ksiądz prałat dokonał swojego dzieła, a gdzie obecnie pełni posługę nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek.
Zapraszam też do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do Tarabuka, do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu GUFUŚ w Bielsku Białej i do sklepu HYDRO GAZ w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.
Wszyscy mają coś do ukrycia dlatego wyciąganie prawdy nikomu nie służy. Bankowość europejska wieków średnich aż do końca XVII w. nie byłaby możliwa bez ścisłej współpracy z hierarchią KRK i w tym tkwi zasadniczy problem późniejszych doktryn religijnych zwanych dla niepoznaki Reformacją.
Ludzie poszukujący prawdy, zwyczajnie psuja robotę tym, co to chcą w mętnej wodzie złowić coś dla siebie. Nie ma być „prawdziwie”, ma być „mętnie”.
Nie NaTemat: Co z rozettą 2018 – będzie ?
Wszystko pięknie, tekst bardzo ważny, czarno na białym pokazujący mechanizm robienia nowoczesnej polityki przy pomocy sztuk wszelakich (jako narzędzia propagandy). I wyznaczania „motorniczych” różnych mniej lub bardziej czerwonych tramwajów, którym włos z głowy spaść nie może, chyba że dla lepszego zalegendowania.
Jednak z tym, co w ostatnim akapicie pod koniec zawarte, nie mogę się zgodzić. Bo przecież każdy zakon ma swój charyzmat, a paulini mają inną misję niż jezuici (którzy od dawna, w większości niestety, sprzeciwiają się myśli swego założyciela):
http://www.powolania.paulini.pl/26,Charyzmaty-Zakonu
Piksele widoczne są tylko dla bardzo wąskiego grona wtajemniczonych odbiorców – że one rzeczywiście istnieją.
To po jaką cholerę wydają książkę Rogozińskiej?
Postępowi dziś czytają „Gazetę Wyborczą”, a ci, co nie lubią Michnika to „Gazetę Polską”.
Bez jednych nie ma drugich. Stajemy się Zachodem.
Witam.
Dlatego zazwyczaj „oddzielanie ziarna od plew” i „oddawanie co cesarskie cesarzowi, a co boskie Bogu” było zajęciem ryzykownym ale chyba wartym podjęcia bo na końcu nie czeka żadna nagroda „tu i teraz.”
Inny fakt jest taki, że jednak potrzebujemy autorytetów aby móc im zaufać (kto sam jest w stanie ogarnąć kierunek marszu?). Dlatego demaskacja może być zajęciem niebezpiecznym ale jest konieczna jeśli ma liczyć się prawda.
Pozdrawiam
Po to by rozpocząć swoje dokazywania Komuniści Paryscy wzięli po prostu 500 tys. franków pożyczki u Rotszylda. Ich zdolność kredytowa była więc oceniona pozytywnie.
„Nie wiem czy któraś z postaci tego kalibru została jeszcze dotknięta taką dysfunkcją, ale przypuszczam, że nie.”
I owszem. Jarmo Kotilaine. Nie żartuję. Nie znalazłem nic. Może ktoś znajdzie, ale ja nie umiem.
to znaczy w angielskiej wiki nie ma go
„Takich jak afera Dreyfusa, wobec której każdy musiał się opowiedzieć, a bohaterowie ówczesnej wyobraźni elit, bo nie masowej jeszcze – malarze awangardowi musieli się wypowiedzieć bardzo konkretnie. I tak część z nich była za Dreyfusem, a część przeciw. Ci najlepsi byli przeciw. Mam na myśli Degasa, Renoire’a i Cezanne’a. Nikt z nich nie rozumiał jednak co się dzieje naprawdę.”
Bo byli na szachownicy i nie widzieli jej. Jedni byli ustawieni na białych polach, drudzy o przeciwnych poglądach zapędzeni na czarne pola. Teza i antyteza motorem po(d)stępu i robienia kasy.
No i super tekst.
dekomunizacja ulic nie objęła ulicy „Komuny Paryskiej”
Gdy rozmawialem z siostra ktora jest gorliwa czytelniczka „Gazety Polskiej, probowalem jej wyjasnic dlaczego nie warto tracic pieniedzy na to pismo, wlasciwie dala sie przekonac. Ale po chwili zapytala: „No a co mam czytac? Michnika i Gazete Wyborcza?”
Sklepik ojczulka Tanguy, z farbami i obrazami, znajdowal sie na wzgorzu Monmartre, przy ulicy Clauzel 14 (czerwona strzalka na zalaczonej mapce). Doktor Gachet, ktory nie wyjal kuli z brzucha Vincenta byl jego klientem. To byla ulica drobnych sklepikarzy, handlarzy winem, barow z absyntem oraz pomniejszych „domow radosci”. O 8 min piechota, na polnoc, znajodowal sie kabaret Moulin Rouge, otwarty w 1888, ten w ktorym bracia Secrétan wypozyczali sobie tancerki na wakacje w 1889. A jeszcze 10 min dalej, na ulicy Lepic 54 mieszkal Theo Van Gogh z zona. Natomiast o 7 min, na poludnie, przy ulicy de la Rochefoucauld 6, znajdowala sie Galeria Sedelmeyer w ktorej odbyla sie sprzedaz kolekcji Hyacynta Secrétan’a. Nalezala do Charles’a Sedelmeyera, Austriaka urodzonego w Wiedniu. A juz o dobrych 20 min piechota w dol, przy bulwarze Montmartre 19 znajdowala sie firma Goupil, ta w ktorej brat Vincenta wystawial impresjonistow.
Na jakies 5 miesiecy przed smiercia Vincenta Theo sprzedal jeden jego obraz za 400 frankow. Moze testowal za ile pojdzie bo wczesniej sprzedawal obrazy Gaughin’a za 500 frankow, kiedy ten mieszkal jeszcze z Vincentem w Prowansji (tak podaje amerykanska biografia Van Gogha).
Dzis, tam gdzie znajdowal sie sklep pana Tanguy jest zarejestrowane stowarzyszenie , ktore zajmuje sie popularyzacja wiedzy na temat dzielnicy, malarzy, tamtych czasow, itd. Jak podaje ono na swojej stronie: „W czerwcu 1891 Père Tanguy przenosi swoj sklep z nr 14 pod numer 9 na tej samej ulicy Clauzel. I w zwiazku z tym oglasza wyprzedaz „wspaniej kolekcji plocien Van Gogha, martwe natury i pejzaze Gauguin’a, Cézanne’a oraz Guillaumin, Emile Bernard, Bausson etc. W sprzedazy 12 zdjec wedlug dziela Van Gogha (12 fr.) ” Obrazy nalezaly wowczas no wdowy po Theo Van Gogh’u.
Ponadto stowarzyszenie owo podaje, w zwiazku w publikacja amerykanskiej biografii Van Gogha w roku 2011, ze bracia Secretan oskarzeni o zabojswto Vincetna mieszkali na Montmartrze ! Co moze oznaczac ze znali Theo Van Gogha oraz doktora Gachet zanim jeszcze poznali Vincenta owego lata 1889 roku. Jestem w kontakcie z tym stowrzyszeniem i czekam na odpowiedz dotyczaca dokladnego adresu obu braci.
Ponadto podaja oni, ze Gaston Secrétan, ten starszy z braci, ktory jakoby mialby tylko patrzec ale nie strzelac, byl anarchista i jak mowil ” towarzysz Van Gogh interesowal mnie ze wzgledu na swoj temperament anarchisty, z ktorym sympatyzowalem. Byl zacieklym nihilista tak jak ja”. I nie zapominajmy, ze Gaston rowniez byl malarzem amatorem. Byc kupowal swoje farby u pana Tanguy, skoro mieszkal blisko…
punkt C na mapce: przy ulicy de la Rochefoucauld 6, znajdowala sie Galeria Sedelmeyer
punkt przy Muzeum Grévin (figur woskowcyh): przy bulwarze Montmartre 19 znajdowala sie firma Goupil, ta w ktorej brat Vincenta wystawial impresjonistow
„Komuniści Paryscy wzięli po prostu 500 tys. franków pożyczki”
Wartość rozrywki w postaci rozgrywki szachowej na realnej francuskiej szachownicy. Ile to można zainwestować, żeby pobawić się we wszechmocnego. Potem to już banał. Mandel vel Rotszyld. Choć gorszego sortu, to jednak na straży „Tygrysa”.
Nie wiem. Może po to, by móc wydawać takie książki: https://www.ksiegarniajasnagora.pl/86,polska-prowincja-w-czasie-panowania-dynastii-wazow-w-polsce-1587-1668-studium-nad-skladem-personalnym-paulinow-polskich
https://www.ksiegarniajasnagora.pl/43,od-teb-przez-naddunajskie-pustelnie-do-jasnych-wzgorz-zarys-dziejow-paulinow-na-przestrzeni-prawie-osmiu-wiekow
https://www.ksiegarniajasnagora.pl/40,skarby-i-klejnoty-jasnej-gory
I jeszcze wiele innych ważnych, a jak widać, nie do zbycia, skoro takie przeceny urządzają.
Pewnie źle ocenili sytuację i wydaje im się, że p. Monika będzie dźwignią handlu i przepustką do nowych kanałów dystrybucji…
Nie zniszczył paulinów ks. Macoch z Ochraną, to tym bardziej Monika im nie zaszkodzi. Ci, co tam pielgrzymują, maja inne priorytety.
Ojczulka wyratował od ciężkich robót Stanislas-Henri Rouart (1833-1912) zamożny przemysłowiec, amatorski impresjonista, mecenas malarzy i kolekcjoner, licealny kolega i późniejszy przyjaciel Degasa. Był kapitanem artylerii w czasie wojny 1870. Pośmiertna sprzedaż jego kolekcji w grudniu 1912 przyniosła astronomiczne sumy.
aż dziw bierze, że to nie krewny – https://pl.wikipedia.org/wiki/Yves_Tanguy
„urodził się w Paryżu, w ministerstwie”, „był samoukiem”
ale jest o jakimś bardziej współczesnym pociotku:
https://en.wikipedia.org/wiki/Yves_Tanguy
No tak, Adam Michnik ma jeszcze dwa lata, a potem będzie już ponad trzydzieści lat jego służby. Jakie to wszystko głupie, a jak tragiczne.
Męczyły mnie te astronomiczne sumy, więc przejrzałem prasę z grudnia 1912. Sześciodniowa aukcja przyniosła $1 243 200, a najwyższą cenę 87 tys. dolarów uzyskał obraz Degasa „Tancerki przy poręczy” (dodałem do ilustracji z Rouartem).
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.