lis 082017
 

Szczury chętnie wchodzą do domostw o obniżonym standardzie. Takich jak na przykład mój dom, który nie dość, że jest stary, to jeszcze drewniany i łatwo dostępny dla gryzoni. Początkowo wydawało mi się, że mogę sobie z takim szczurem poradzić sam, ale szybko się przekonałem, że jednak nie, ani moja inteligencja, ani spryt, ani przebiegłość i bezwzględność znana niektórym trollom wchodzącym na ten blog, nie robią na szczurze najmniejszego wrażenia. Wkrótce też okazało się, że szczurów musi być więcej niż jeden, bo kiedy wchodziłem rano do kuchni znajdowałem wyciągnięte z worka ziemniaki, rozsypane po podłodze i ponadgryzane małymi ząbkami. Wpadliśmy w panikę. Nie dość tego, od wczoraj wszyscy są chorzy na jakąś dziwną dolegliwość żołądkową, ja się jakoś trzymam, Michalina już z tego wyszła, ale reszta leży i umiera. Mam nadzieję, że to zwykły rota-wirus, a nie jakaś gorączka odzwierzęca albo tyfus plamisty. Do myszy poniekąd zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale w tym roku jest ich wyjątkowo dużo. Próbowałem zakładać pułapki, ale nic to nie pomagało, złowiłem może ze trzy, a reszta się wycwaniła i wyjadała tylko przynętę pozostawiając pustą pułapkę. W końcu postanowiłem zadzwonić po pana szczurołapa. Niech Wam się nie zdaje, że łatwo jest się z takim fachowcem umówić i spotkać. Przede wszystkim w sieci krąży masa nieaktualnych, albo błędnie ulokowanych adresów. Najpierw więc, szukając szczurołapa w Grodzisku, dodzwoniłem się do takiego z Łomży. No, ale jakoś się udało i wczoraj, kiedy kończyłem właśnie tekst o Van Goghu na podwórko zajechał z fasonem samochodzik z zakładu deratyzacyjnego. Pan szczurołap, człowiek o wdzięku prestidigitatora, obejrzał łazienkowy składzik, gdzie za pralką zauważyliśmy naszego pierwszego szczura i zapytał rzeczowo – trujemy? – Trujemy – odpowiedziałem. No i zaczęliśmy rozkładać pułapki. W czasie tych frapujących czynności pan szczurołap i jego kolega opowiadali mi o swojej pracy. Byłem zafascynowany. Okazuje się, że najskuteczniejszą i najbardziej efektywną pułapkę na szczury wynalazła nowozelandzka firma Good nature. Można jej działanie obejrzeć w sieci. Mechanizm przytwierdza się do drzewa albo ściany, składa się on z pojemnika z atraktorem, kanału, do którego zwabia się zwierzę i mechanizmu strzelającego uruchamianego przez szczura, który działa na sprężone powietrze wydobywające się z dobrze nam znanego naboju od syfonu. O proszę – tu można sobie wszystko obejrzeć. https://www.goodnature.co.nz/videos/ Szczur wchodzi do rurki zwabiony atraktorem i tam dostaje w łeb pociskiem wyrzuconym przez sprężone powietrze. Potem można go łatwo znaleźć, bo leży po prostu obok pułapki. Kłopot w tym, że to sprytne urządzenie kosztuje osiem stówek. To jest spora cena za załatwienie jednego, czy nawet dwóch szczurów. Pokusa jednak była. Zwalczyłem ją i rozstawiliśmy pułapki standardowe czyli takie pudełka z dziwnymi czarnymi kostkami w środku, które wyglądają tak, jakby były zrobione z czarnego, zjełczałego masła. Szczura ma to przywabić, on ma się tego nażreć i zdechnąć. I tu pojawia się problem – gdzie on zdechnie? Z myszami, a rozstawiliśmy też sporo pułapek na myszy, nie ma problemu, bo mysz się zmumifikuje i nie śmierdzi. Ze szczurem jest gorzej, no, ale nie ma wyjścia – dobry szczur, to martwy szczur, a jak zacznie śmierdzieć, to wezwiemy raz jeszcze pana szczurołapa i on wyozonuje nam dom, żeby ładnie pachniał. Ma bowiem w ofercie wszystkie usługi związane z oczyszczaniem budynków, tak mieszkalnych, jak i przemysłowych.

Pewnie się teraz zastanawiacie jak ja tę gawędę o szczurach połączę z filmem o Van Goghu, który oglądałem przedwczoraj. Bardzo prosto. Uczynię to w dodatku z wdziękiem prestidigitatora. Oto mamy w tym filmie taką scenę – Armand poszukuje miejsca gdzie zginął Vincent, wszyscy mówią mu, że stało się to na polu, ale jest jeden człowiek, który w feralnym dniu słyszał strzały dochodzące z szopy. – Dlaczego nie zawiadomił pan policji – pyta Armand. – Myślałem, że to dzieci strzelają do szczurów – powiedział ten człowiek. Dzieci strzelają do szczurów, ho, ho, tak, tak…a wszystko pod okiem miejscowego żandarma. To jest jeden z mniejszy dysonansów jakie człowiek odczuwa oglądając ten film. Są większe. Rok po śmierci Vincenta Armand chodzi po polu szukając śladów miejsca gdzie tamten popełnił samobójstwo. Ja oczywiście rozumiem, że autorzy przyjęli kryminalną konwencję, ale nie można przy tym robić z widza idioty. Bo nawet forma, jakże atrakcyjna, wzruszająca i piękna tego nie zasłoni.

Armand nie może przecież prowadzić żadnego śledztwa, nie może szukać Theo van Gogha na polecenie ojca, bo wszyscy wiedzą, że Teo nie żyje. Sugestia, że znajomi Vincenta w Arles nie mieli o tym pojęcia jest nie przekonująca. Ja zaś myślę, że przydałby się drugi film zrobiony tą samą techniką, który opowiadałby o równie zagadkowej śmierci młodszego brata Vincenta. Oto doktor Paul Gachet zdiagnozował u niego trzecie stadium syfilisu. Theo jednak nie umarł na tę chorobę. Dostał chyba udaru, czy może wylewu, a było to poprzedzone serią dziwnych bardzo objawów. Było młodym człowiekiem, miał 34 lata. Ta śmierć jednak nie interesuje filmowców, ponieważ Theo nie był malarzem. Był jedynie handlarzem sztuką. Według mnie to dużo istotniejsze niż malowanie, ale ja mam swoje upory i mogę się mylić.

Konkluzja po wczorajszej dyskusji pod tekstem jest następująca – trzeba koniecznie kupić i przeczytać te „Listy do brata”. Tam musi coś być, choć raczej jest pewne, że zostały one wyczyszczone z wszystkich ważnych informacji.

Dziś jeszcze skupmy się na postaci Vincenta. Zarówno te listy jak i obrazy, szczególnie zaś ich ilość, świadczą o tym, że był to człowiek, który miał w życiu jedno podstawowe pragnienie – komunikować się ze światem. Był artystą, a więc, od samego początku, od dziecka, kreował wszystko i jeszcze do tego wierzył w ten wykreowany przez siebie kosmos. Kreował przyrodę, rodzinę, kolegów, kobiety i nadawał im cechy oraz charakter, jakich oni nigdy nie mieli. Kłopot Vincenta polegał na tym, że nie miał w sobie ani grama ironii, był człowiekiem bardzo serio i to go zgubiło. Myślę też, że zgubiła go jego siła. Ludzie, bezpodstawnie całkiem wierzą w swoją siłę. Jeśli raz, drugi i trzeci siła przyniesie im szczęście, myślą, że tak będzie zawsze. To pułapka. Myślę, że malarz Vincent van Gogh wpakował się w nią, jak ten szczur w machinę wyprodukowaną przez firmę Good nature.

Najgorsze, prócz wiary w siłę, było w Vincencie to, że wymyślał też i opisywał charakter relacji międzyludzkich. Wszystkie te relacje, które odkrywają przed nami biografowie i twórcy beletrystyki oraz filmów poświęconych Vincentowi, są z niego. On je wymyślił, opisał w listach, namalował. On je określił i ponazywał, zupełnie jak Pan Bóg. Kłopot jednak polega na tym, że one w rzeczywistości istniejącej poza Vincentem van Gogh były zupełnie inne.

Do tej, prostej w sumie konstatacji, nie doszedł póki co nikt. Myślę, że w kolejnych tekstach będziemy wyciągać z niej konsekwencje i da nam to jaką taką wiedzę o naszym bohaterze i jego epoce.

Ja zaś mam nadzieję, że nie dostanę jutro od tego szczura tyfusu plamistego i będę mógł napisać kolejny tekst o Vincencie.

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie miesiące wspierali ten blog dobrym słowem i nie tylko dobrym słowem. Nie będę wymieniał nikogo z imienia, musicie mi to wybaczyć. Składam po prostu ogólne podziękowania wszystkim. Nie mogę zatrzymać tej zbiórki niestety, bo sytuacja jest trudna, a w przyszłym roku będzie jeszcze trudniejsza. Nie mam też specjalnych oporów, wybaczcie mi to, widząc jak dziennikarskie i publicystyczne sławy, ratują się prosząc o wsparcie czytelników. Jeśli więc ktoś uważa, że można i trzeba wesprzeć moją działalność publicystyczną, będę mu nieskończenie wdzięczny.

Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,

ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki

PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024

PKOPPLPWXXX

Podaję też konto na pay palu:

gabrielmaciejewski@wp.pl

Przypominam też, że pieniądze pochodzące ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego przeznaczamy na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie ksiądz prałat dokonał swojego dzieła, a gdzie obecnie pełni posługę nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek.

Zapraszam też do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do Tarabuka, do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu GUFUŚ w Bielsku Białej i do sklepu HYDRO GAZ w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.

  184 komentarze do “Vincent van Gogh i wizyta pana szczurołapa”

  1. A nie możesz sobie sprawić ze trzech kotów?

  2. Koty sa niezłe  na myszy, ale nie szczury.

  3. Z doświadczeń mojej rodziny to wirus Rotha  , funkcjonuje już na naszym rynku ze 12 – 13 lat, bo wtedy odnotowaliśmy w rodzinie pierwsze zachorowanie, dostarczył tego przedszkolak. No ale czytam, że staje się on popularny również wśród młodzieży starszej. Nie wiem, kto opracował ten zestaw chorobowy, ale niejaki pan Roth już mógł na tej bazie zrobić zapewne co najmniej doktorat (opisał przypadłość).

    Za peerelu tego zjawiska chorobowego nie stwierdziłam.  To jakaś innowacja.

  4. Więcej byśmy wiedzieli z odpowiedzi Theo na listy Vincenta, a jest ich jakoś niewiele.

  5. No właśnie. Tu jest ten hund begraben

  6. Może Vincent pisał, ale z zasady nie wysyłał, albo Theo opędzał się od niego, jak i reszta znajomych. Tak było z Christianem Andersenem. Jakieś niesamowite relacje tworzył w listach do ludzi którzy w istocie nie chcieli go widzieć na oczy.

  7. Listy wysyłał, bo są świadectwa tego naczelnika poczty z Arles

  8. „To jest jeden z mniejszy dysonansów jakie człowiek odczuwa oglądając ten film”

    Ten akurat dysonans nie zostal stworzony przez tworcow filmu, oni chyba wzieli pod uwage  rewelacje z najnowszej biografii, opartej na „nieznanych dotad relacjach”. Tutaj autorzy sugeruja wypadek w czasie wyglupow mlodziankow (w razie czego nie bedzie sie sprawy drazyc dalej)

    http://www.polskatimes.pl/artykul/464142,tajemnica-smierci-van-gogha-czy-malarz-zostal-zastrzelony,id,t.html

    A smierc Teo tez mnie niezmiernie zastanawia..Zreszta cala historia (w ostatnich listach) z uporczywym naklanianiem brata, zeby do niego z nowo oslubiona zona i dzieckiem przyjechal;  koniec koncow „wyjazd do rodziny zony do Holandii”; potem te obie smierci.  Spuscizna zajela sie mloda wdowa po Teo. Poczatkowo to Teo mial taki zamiar, ale wzial i umarl (po drodze wyslano i jego do psychiatryka..) Bardzo to ciekawe.  Mysle, ze gdyby jakis powazny slad byl w ktoryms z listow, to wdowa puscilaby go z dymem raczej.

  9. do 16 roku życia mieszkałem w typowym wiejskim domu, drewniaku krytym strzecha, a jedynym murowanym obiektem w gospodarstwie była stajnia, obora i chlewnia w jednym, gdzie było miejsce dla koni (dwóch ), 3 -4 krów  i paru świń. Z boków obora obudowana była kurnikami. Drewnianymi, rzecz jasna. W obejściu była spora stodoła, do której można było wjeżdżać wozem ze zbożem zwożonym z pola  po żniwach. Obok stodoły była ubikacja, niestety nieocieplana, co miało spore znaczenie zimą, na szczęście jednym bokiem przylegająca do stodoły.Była jeszcze piwnica typu ziemianka, z wyjątkowym mikroklimatem, gdzie przechowywało się mleko, sery robione na miejscu z tegoż mleka, także śmietanę,  smalec, etc. Była także tzw. letnia kuchnia, czyli rodzaj szopy , w której gotowało się i przygotowywało paszę dla inwentarza. Rzecz jasna były koty i psy.

    Tło jest takie, że były oczywiście na stałe  myszy, które koncentrowały się albo w stodole, albo na strychu, gdzie  po omłóceniu zwiezionego zboża, wysypane leżało luzem ziarno, ale niezbyt grubą warstwą, aby, raz, nie zatęchło się, a dwa, aby strop wytrzymał jego ciężar. Zdarzały się szczury, a wróble czasem wpadały do mieszkania przez  rozszczelnione szpary w belkach pod stropem. No i co nieco odnośnie  szczurów. Polowania na nie bywały regularne, gdy szczur zabłądził do domu lub w jego pobliże (kurniki). mało były efektywne, gdyż szczury są i szybkie, i inteligentne, i znają świetnie teren w którym przebywają. Najlepszym sposobem było zostawić tym szczurom jakieś miejsce popasu,  jakaś enklawę z odpadkami do jedzenia, aby tam się gromadziły i nie latały za jedzeniem po całym obejściu.

  10. „Zachowało się ponad 600 listów napisanych przez Vincenta do Theo i 40 napisanych przez Theo do Vincenta”

    Ano. Jakis malo rozmowny byl..

  11. na podstawie tych listow, ktore sa wydane po polsku

    ryzykowne jest  wyciaganie  jakis wnioskow

    sa tlumaczone z 2 jezykow  i „poprawone”

    w dodatku sam autor listow uwaza, ze

    Za moje malarstwo place ryzykiem zycia, ono zabralo mi polowe rozumu

  12. Jeśli jakieś zwierzę ma polować na szczury to tylko psy. Są podobno rasy do tego hodowane:

    http://psy-pies.com/artykul/rasy-psow-na-szczury,1971.html

  13. Za prl wszyscy mowili „strulem sie czyms”.  Do tej pory niektorzy tak mowia. Wedle wszelkich wyjasnien do zakazenia dochodzi droga pokarmowa przez brudne lapki, najczesciej w wiekszych skupiskach dzieci i potem idzie na cala rodzine.

  14. Jamnik. Albo jamniki. Naprawdę. U nas to działało bezbłędnie. Były tak inteligentne /nie mówiąc o takich cechach jak zaciętość i konsekwencja/, że dorwawszy szczura w ogrodzie tylko łamały mu kark i potem nie tykały truchła. W ogrodzie były dwa spore zasobniki kompostowe i tam szczury się zalęgły. Raz tylko jakiś pojawił się w piwnicy /stara, poniemiecka willa/ i przy naszych jamnikach nie miał szans. A były to jamniki karłowate, czyli te mniejsze od standardów. Mimo, że chowane – naturalnie – po łóżkach, kanapach i fotelach, były istną wunderwaffe. Skóra mi cierpnie, gdy przypomnę sobie ich bezwzględne polowania. Te piesy były zbawieniem dla starego domu.

  15. W stajniach koniarze preferują Jack Russel Teriery. Są świetne w swoim fachu i na tyle szybkie i sprytne, że nie dostają się pod kopyta.

  16. straszne – nie dosc, ze ucho to jeszcze szczury!!!

    i jeszcze sie chwali:

    Uczynię to w dodatku z wdziękiem prestidigitatora.

  17. Cztery koty czy kotki? Bo tylko kotki polują.

    Staramy się utrzymać zastępowalność pokoleń, ale kiedy parę lat temu stara kotka się pochorowała, a młoda jeszcze sama była wielkości szczura, mieliśmy taką inwazję gryzoni, że do dziś wspominamy ze zgrozą.

  18. Dobrym sposobem na szczury w domu jest tchórzofretka (oswojona) lub kuna czy tchórz jako dzicy lokatorzy strychu. Tchórzofretka jest prawdziwym killerem.

  19. Ale my psiarze jesteśmy, a nie tchórzofretkowcy 😉

  20. Re szczury – Ratler, jak sama nazwa wskazuje, powinien być lepszy niż kot.

  21. Fretki są bardzo inteligentne, przyjazne i chetne do zabawy jak pies. Znajomy używał ich do polowania na kroliki, lepsze od jamnika. Taki idealny kotopies, samodzielne, niezależne, ale towarzyskie.

  22. Miałem kiedyś jamnika, potwierdzam. Raz w życiu trafił szczura, ale instynkt zadziałał. Skręcił mu kark w ułamku sekundy. Po prostu złapał w zęby i potrząsnął, szczur sztywny. To było naprawdę duże, wypasione szczurzysko.

  23. Babcia zawsze mi tłumaczyła, że koty to na myszy. Koty nie będą polować na szczury. Jeśli ma coś polować na szczury to tylko pies. Ale wiem to tylko z przekazu, nie z doświadczenia…

  24.  Myślę, że malarz Vincent van Gogh wpakował się w nią, jak ten szczur w machinę wyprodukowaną przez firmę Good nature.

    no i zobacz tylko co narobiles!?

    wszyscy o szczurach a o van Goghu cisza

  25. Trzeba przyznać, że Vincent miał dziwną wersję samobójstwa: postrzelił się nie w głowę, czy w serce, a w brzuch, i to na tyle niegroźnie, że miał siłę wrócić do pokoju hotelowego. A jeśli faktycznie niechcący „nie trafił” precyzyjnie, to przecież dla uzyskania końcowego efektu lepiej byłoby mu już zostać na tym pszenicznym polu przez nikogo nie zauważonym, niż meldować się w hotelu na oczach właściciela.

  26. Ze dwa jamniki będą lepszee

  27. A może spróbować polowania z psami z…. Anglii…

     

    https://www.youtube.com/watch?v=yCsYg82fBeo

  28. Jak krótko – bo czas goni. Jest coś takiego w życiu van Gogha, jak inspiracja sztuką japońską – a to jest okres traktatu z Kanagawy – malarz miał rok, jak go zawarto. Dla Holandii musiał być to ważny okres, bo przez poprzedzające go kilkaset lat Holendrzy byli jedynymi, jacy mieli placówkę handlową w Japonii. Przypływają Amerykanie, grożą Azjatom pięścią.. no już dosyć tej izolacji.

    To, tak na marginesie okres wykuwania się amerykańskiej doktryny – doskonale ukazany w westernie Rzeka Czerwona. Kowboj ma byka i chce założyć ranczo – jedzie tam, gdzie dzisiaj jest Teksas. Staje na miejscu – i mówi – o to, wszystko, po horyzont jest moje. Nie ma na to żadnych papierów, ma wóz, pomocnika i broń. Przyjeżdża jakiś Meksykanin z kolegą i mówi do niego – długo tu być nie możesz, bo to ziemia jakiegoś Diego coś tam. A na to kowboj – a kto tak powiedział, kto mu ją dał? Jak to kto, pada odpowiedź – król Hiszpanii! A – powiada kowboj, to pewnie komuś ją ukradł, może Indianom, ta ziemia jest moja. Następnie zabija meksykańskiego emisariusza, a jego koledze każe jechać z powrotem celem zakomunikowania, kto jest właścicielem. Linia graniczna to współczesna granica pomiędzy USA, a Meksykiem. Film opowiada w taki sposób o historii USA, jak nasi lewicowcy – o początkach PRL – że było ciężko i nikt nic nie miał i nic nie wiedział.

    Np. kowboj pędzi 10.000 sztuk bydła celem dostarczenia jadła Jankesom, których ma w pogardzie, ale nie wie, czy w miejscowości do której zdążają jest kolej. Ameryka wie, to dokładnie ten czas, że trzeba popłynąć do Japonii i zrobić tam porządek – a zleceniodawca największego, pionierskiego przepędu bydła w USA nie wie, gdzie jest kolej. Maszynista pociągu zachowuje się jak idiota, który jedzie do przodu, bo są tory.

    Film wyjaśnia przy okazji pewien amerykański zwyczaj – jak ktoś przeszkadza w rozmowie, czy porzuca pracę czy też nie zgadza się z szefem – to kula w łeb. Robione jest to  beznamiętnie –  a sceny mordu potrafią być wkomponowane w ckliwe sceny rodzinne (końcowa scena filmu). Normalnie – ktoś się wtrąca do rozmowy – wtedy człowiek szlachetny, z zasadami, uczciwy – bierze „klamkę” i wali w łeb – i nawet nie sprawdza, czy ofiara się rusza. Mnie w tym kontekście zupełnie nie dziwi, że w USA zdarza się, że ktoś strzela do przypadkowych ludzi czy zgromadzeń – to element ich tradycji, budowanej przez lata. Broń nie jest do obrony, a do wyrażania swojego ego, zdobywania i potwierdzania pozycji w stadzie. John Wayne z Rzeki Czerwonej nie różni się od Vito Corleone.

    Koniec OT (proszę nie kontynuować, to moje skojarzenia).

     

    Ciekawe, że w Wiki nie ma w języku van Gogha takiego zagadnienia jak jego listy. Jest po polsku, indonezyjsku, japońsku, angielsku, persku, francusku, włosku, turecku i… koniec.

    Listy Vincenta van Gogha

    Znowu wyjdzie szydło z worka, że van Gogh, to nie nieogolona wiejska małpa, psychicznie chora, taki holenderski Nikifor – a człowiek mocno osadzony w tradycji malarskiej Niderlandów (to widzę nawet ja, kompletny profan) – ale i w realiach swojego kraju. Oczytany, znający kilka języków – sponiewierany przez świat – przede wszystkim jako człowiek, którego życie po dziś dzień skrywa wiele tajemnic.

  29. Z zasady,  faceci zajmują się sprawami ważnymi szczegóły pozostawiając pod uwagę kobietom. W jednej z sekwencji filmu był taki szczególik który mi utkwił w pamięci. Oczywiście o zabarwieniu kryminalnym. Zaprzyjaźniony(?) z Vincentem doktor nie podjął się ratowania/operowania rannego ale tuż po śmierci jego, nie zwracając najmniejszej uwagi na nieostygłe jeszcze zwłoki, zajął się zawłaszczaniem obrazów. I to tych co lepszych! To było co najmniej dziwne.

    Dobrze byłoby obejrzeć ten film powtórnie w domu. Dużo akcji, dzieje się dość szybko i nie ma czasu w trakcie na przemyślenia.

  30. Ale szczury niechętnie mieszkają tam, gdzie dużo jest kotów. Te Gabrielowe jakieś leniwe być muszą;) może to faceci.

  31. Nie wiedzą, ale szykuje się im poważna rozmowa z Gospodarzem. Najlepiej zagrozić głodem.

  32.  
    Pomysł:
    Popytałbym wśród znajomych (+ ich znajomych) o właścicieli jamników.
    Wysłałbym rodzinę z kotami na weekend gdzieś w inne „środowisko” + pozbierał i schował wszystkie trutki i pułapki. Ostawszy sam na włościach, przyjąłbym gościnnie umówionych wcześniej psiarzy z ich pupilami.
    Scenariusz: ludzie ciekawie dyskutują a psy polują 🙂 

  33. Jaka tam dziwna – śp. Ireneusz Sekuła też strzelał sobie w brzuch, nawet trzy razy, raz niecelnie. Ta przynajmniej jest w oficjalnych protokołach.

  34. Autorzy najnowszej biografii Van Gogha, Steven Naifeh i Gregory White Smith (na ktorej zreszta opierali sie tworcy filmu)  hipoteze o zabojstwie podpieraja  m.in. tym, ze nie znaleziono nigdzie pistoletu, ktorym malarz sie niby postrzelil.

    Na to wyskakuje (w 2016)  nagle muzeum Amsterdamu i rach-ciach! po raz pierwszy oczom publicznosci pokazuje rzekomy pistolet, ktory znajdowal sie dotad w prywatnej kolekcji. A znaleziony ponoc zostal ok.1960 r na polach Auvers-sur -Oise przez jakiegos rolnika.

    Tak, ze widzimy: kiedy tylko pojawiaja sie watpliwosci co do smierci artysty, instytucje, ktore pilnuja jak oka w glowie tezy o „zwariowaniu” i kryzysie, natychmiast dostarczaja nowych dowodow. Znalazl sie rowniez, nie pokazywany do 2016 roku, list doktora Ray (opiekowal sie Van Goghiem po obcieciu sobie przez nieo ucha w Arles),  w ktorym zaswiadcza,  ze malarz obcial sobie cale ucho, nie zas kawalek..itd

    Ciekawe, ze lekarz „poczul rezygnacje” przed wola umierajacego, zeby go nie ratowac, bo inaczej umierajacy „bedzie musial to zrobic jeszcze raz..”. Troche to wszystko basniowe.

    Mnie zastanawia tempo, w jakim malowal obrazy w koncowce zycia, najwyrazniej pod mocnym naciskiem brata. Zreszta pisze w ostatnim liscie do brata ze „sprawy sa mocno napiete miedzy handlarzami obrazow artystow zywych czy martwych”.

  35. Zgadzam się w całej rozciągłości. Ja też tak mam, jak ktoś przerywa mi rozmowę, zawsze żałuję, że nie mam przy sobie „klamki”. Nie zawahałbym się ani sekundy. To jest zwyczaj dziki i podły. Nienawidzę go. Zgadzam się również co do Vincenta.

  36. Ten doktor to nie jest byle kto. Ja nie jestem kobietą, a zauważyłem tam jeszcze ciekawsze szczegóły.

  37. aha, link:

    http://www.lapresse.ca/arts/arts-visuels/201607/12/01-5000289-le-pistolet-de-van-gogh-expose-a-amsterdam.php

    w kilku miejscach podkreslaja, ze wystawiaja ten pistolet i te dokumenty z leczenia „pour la première fois

  38. Fajnie zrobiony jest ten kalendarz listow w angielskiej wersji:

    http://www.webexhibits.org/vangogh/browse.html

  39. Po francusku pisza „pistolet”, a ja sie nie znam, to malpuje..

  40. To tylko błąd przekazu. Różne rotawirusy, norowirusy i inne daja obraz kliniczny „grypy jelitowej”. Kiedyś nie było diagnostyki to się nie diagnozowało.

  41. Vincent był bardzo płodnym malarzem i doktor wiedział co robić, czyli przede wszystkim nie „zadawać bólu rannemu” i czekać. Ciekawe czyja była to inicjatywa? Nie wiem czy prowodyrem obranej taktyki nie był dr Gachet, który przecież był miłośnikiem malarstwa, kolekcjonerem, a nawet sam coś pacykował. Musiał być dobry w te klocki, bo przyjaźnił się z wieloma malarzami, więc wiedział o co idzie w światku manszardów.

    Jeśli Theo był lojalnym bratem, a przy tym marszandem to być może jego koledzy po fachu obstawili zasobne źródełko, a nawet pomogli mu odejść z tego świata. Potem trochę reklamy, bo malarstwo van Gogha było inne od tego co się sprzedawało, przekonanie kupców, że to jest właśnie to, a pozycji do sprzedania sporo, więc dolce far niente.
    A tak przy okazji obu van Goghów leczył  dr Gachet i był przy postrzelonym Vincencie razem z dr. Mazéry. Wynajmowano lekarzy przy których niespodziewanie umierali panowie tego świata, ich żony notorycznie roniły, więc…

  42. Wszyscy o szczurach albo Vincencie a ja sie wtrace w kwestii myszy: smierdzi jak diabli!!! Raz mi sie zdarzylo, ze oduzona pulapka zdechla pod wersalka i smrod byl taki, ze do dzis pamietam i niedobrze mi sie robi

  43. Vincent miał bardzo przytomną bratową. Córkę brokera ubezpieczeniowego i siostrę marszanda (strasznie dużo tych holenderskich marszandów, handlujących francuską sztuką jakoś się wtedy objawiło!). Nie dość że się obrazami zaopiekowała, to jeszcze listy szwagra wydała, nawet na angielski je pracowicie przekładając, choć miała potem przez jedenaście lat nowego męża, już malarza. I nawet pamiętnik zostawiła, który z kolei syn wydał, także po angielsku.

    A sam Vincent też był przecież kilka lat marszandem w firmie wuja (dla kogo oni te obrazy skupowali?), ale chyba gust miał inny. Więc w końcu sam został malarzem, ale dystrybucji za życia brakło…

  44. Tzw rota-wirus to diagnostyczny wynalazek mający za zadanie przykryć infekcję bakteryjną, najczęściej salmonellozę. Epidemia salmonellozy jest rejestrowana przez sanepid i obowiązkowo powoduje wszczęcie kosztownych i uciążliwych dla wielu biznesów spożywczych procedur. Prywatne osoby zwłaszcza rodziny katolickie, może pozbawić nawet praw do posiadania dzieci. Wiąże się to z przymusową kwarantanną i grzywnami za nieprzestrzeganie zasad higieny (najczęściej krzyżowanie się dróg tzw brudnych z czystymi) Za drobną opłatą można jednak uniknąć takich nieprzyjemności. Np diagnozując tzw wirusową jelitówkę, która w odróżnieniu do salmonellozy jest dopustem bożym i trzeba ją po prostu przechorować.

  45. Zdjęcie broni:

    exhibition-about-his-madness

    Jest fotka broni z adnotacją, że to nie na pewno „ta”, ale być może.

    Z dowodowego punktu widzenia różnica jest taka, że łuski zostają w rewolwerze, a z pistoletu lecą „na około” – więc na miejscu zbrodni nie zostają ślady w postaci twardych dowodów. Np. Olofa Palme’go zastrzelono z rewolweru.

    Ważny jest tytuł wystawy – rok 2016 – a wystawa jest o „o jego wariactwie”. Trzeba mieć daleko idącą potrzebę, by o czyichś odchyleniach (abstrahując rzeczywistych czy domniemanych) urządzać wystawę.

  46. Link się nie wkleił:

    Wystawa o van Goghu

  47. Czyżby ceny na vangogi zaczęły spadać i trzeba takimi sensacjami podkręcać sprzedaż (i ubezpieczenie galerii)? Wcześniej były napady i kradzieże, zakończone dziwnymi zwrotami. Nie akcji, lecz skradzionych obrazów.

  48. Mój zestaw antyROTHawirusowy:

    ENDIEX – kapsułki twarde 200mg,

    GASTROLIT – proszek do sporządzania roztworu,

    SMECTA – proszek do sporządzania roztworu.

    sprawdzony w praktyce – DZIAŁA !

  49. Dzięki za pisanie o malarzu, a nie np. o sędzi Żurku – odkryłem go w zupełnie innym świetle – zaczynając od tego, co i jak malował.

  50. Nie wiem, bo nie mam czasu wnikac, ale na moje oko to ci z Amsterdamu koniecznie chcieli obalic rozne luzne dywagacje Amerykanow na temat smierci.

  51. Na pewno film (oparty na kilku zrodlach, w tym tych nowych sensacjach)  pomoze w podkrecaniu cen:)

  52. A to na pewno – pokazanie broni (przecież każdy widzi) jest twardym dowodem… emocjonalnym. Wystawa propagandowo daje taki efekt, że np. 150 tysięcy świadków widziało broń znalezioną na miejscu zdarzenia.

    Link mi się nie chce wkleić, nie wiem dlaczego:

    Link do zdjęcia broni

    o, chyba pójdzie.

  53. Tenze sam ci on, co z zalinkowanego przeze mnie zdjecia, tylko tu w lepszym ujeciu.

  54. Fajnie zrobiony jest ten kalendarz listow w angielskiej wersji:

    Ktoś się strasznie napracował, a to przecież podobno tylko listy wariata.

    Dzięki za linka.

  55. wlasnie tego mi brakowalo:

    Znowu wyjdzie szydło z worka, że van Gogh, to nie nieogolona wiejska małpa, psychicznie chora, taki holenderski Nikifor – a człowiek mocno osadzony w tradycji malarskiej Niderlandów (to widzę nawet ja, kompletny profan) – ale i w realiach swojego kraju. Oczytany, znający kilka języków – sponiewierany przez świat – przede wszystkim jako człowiek, którego życie po dziś dzień skrywa wiele tajemnic.

    dziekuje!

  56. Nasze kotki na pewno polują i na szczury i na myszy, bo zwłoki układają  na schodku do podziwiania, po czym czekają na pochwały.

  57. problemem jest zawsze przywódca stada, szczury żyja w gromadach z liderem, zobaczyć lidera to jest wyczyn i traf, są też nestorzy tzw. siwe szczury prowadzące stado i takie egzemplarze sa uosobieniem inteligencji, przebiegłości, sprawności, … to są decydenci tego gdzie szczury będa a gdzie nie będzie ich wcale; doznaniem jest np. zobaczenie tzw. szczurzego tańca wykonywanego przez stado, przegryzanie drewnianych drzwi przez szczury to jeden ze sposób na wejście lub wyjście do lub z danego domostwa;

  58. I kocice nie polują? To ja nie rozumiem zjawiska.

  59. ów sędzia 'zyskuje’ przy bliskim spotkaniu;- osobiście mnie informował, że wyroki SN RP nie są wiążące dla nikogo a już dla sądów w Krakowie to w ogóle

  60. tyfus, ale z Ciebie optymista
    dżuma!

    a na szczury kot. Duży kot, a najlepiej kotka

  61. Nie każdy kot to żołnierz – są takie, co wracają z obitą gębą po tygodniu, a po którejś misji nie wracają – a są takie, co jak widzą, że za oknem pada – to mówią wprost – sam sobie wychodź…

  62. Naprawdę świetna strona z tym kalendarzem. Dodam tylko (gdyby ktoś nie zauważył, a jest szczerze zainteresowany), że jest to nie tylko  kalendarz ale także i listy w wersji angielskiej. Pod tymi kropkami znajdują się listy od Vincenta (nie tylko do Teo), do Vincenta i innych osób piszących o Vincencie.

  63. Moja suczka, kundelek, coś a la rudy szpic, świetnie łapie szczury. Ale właśnie koło kompostownika. Minus jest taki, że mamy też nornice,a ona jest pies na nornice, więc cały ogród rozkopany. Koleżanka mi opowiadała o wizycie szczurołapa-to jest cała sztuka,a najważniejsze utłuc królową szczurów.

  64. Warto się zastanowić czy dzieła wszystkich rozreklamowanych artystów, jak im się dobrze przyjrzeć, to mają taką wartość jak ropa naftowa dla elektrycznego auta 🙂

  65. Trzeba zjechać trochę w dół ,poz. nr 8  Obrazy Van Gogha bledną.

  66. Ale choc zycie wydaje sie nic nie mowiace, czcze, umarle to jednak czlowiek obdarzony wiara, energia i goracym sercem, czlowiek, ktory wie swoje, nie tak predko da sie wystrychnac na dudka.

     

    od wczoraj nie moge sie oderwac od jego listow

  67. Holandia to duże pieniądze i trochę niedoceniana (przypominam że to lider wytransferowania z Polski prowizji za różne opłaty licencyjne i usługi doradcze).

    Dzieła sztuki służyć mogą zarówno lokowaniu kapitału, jak i pozbawianiu go tych, co mają w nadmiarze – ostatecznie, jak ktoś ma 5 domów, trzy jachty, 20 samochodów – to brakuje mu jedynie etykiety znawcy i kolekcjonera sztuki.

    Na takim rynku funkcjonują wytwórcy – najlepiej różni nawiedzeni, co piją i młodo umierają – oraz krytycy sztuki, marszandzi i inna swołocz, co decyduje, co dobre, a co nie – no i ci, co tym zarządzają. Krytycy i marszandzi zajmują się tym, by sam burżuj nie zdecydował, co dobre – a artysta nie dostał zapłaty bezpośrednio. Dlatego „wspierają” artystów.

    Artysta powinien być dziwny, ale coś w sobie mieć – i najlepiej, jak odkryty po śmierci, by sam czasem nie zarobił. Ta śmierć jest potrzebna, by dowieść, że dzieła są wartościowe, bo artysta cierpiał. To cierpienie to wartość dodana – która powoduje, że obraz kosztuje nie 5 tysięcy, a 5 milionów. Dzieła takie, jak van Gogha są dobre same z siebie – no, ale takie burżuj mógłby kupić od artysty sam i za rozsądne pieniądze – więc należy kreować dodatkowy image.

    Jak artysta staje się sławny za życia, to najlepiej go od razu utłuc, ale najpierw zamówić u niego dużo obrazów – byle nie za dużo, by nie zepsuć rynku nadmierną podażą. Ważne też, by artysta umarł względnie młodo – bo jaki interes w zarobieniu dopiero, jak się ma 85 lat?

    Tak to mogło być – bo rodzina naszego Vincenta wygląda na bardzo pragmatyczną.

    To, co pcha człowieka do odebrania sobie życia – to zdrada najbliższych – reszta jest mało istotna, do pokonania. Ktoś spoza rodziny mógł się włączyć w przedsięwzięcie – i nie zamierzał czekać, bo malarz nie chciał zwariować i targnąć się na siebie – więc dopomógł – takiego scenariusza nie można wykluczyć.

  68. Re wangog – W tamtych czasach i miejscu artyści nadużywali absynt, który powodować miał fixacje. Napitek miał być b. uzależniający, jakiś czas wycofany, ale obecnie znowu jest dostępny.

    Wg mnie jest to swojego rodzaju smakowe świństwo, ale…

  69. W peerelu reprodukcje wangoga były ogólnie dostępne, niemalże w każdym kiosku ruchu. Stąd pierwsze skojarzenie / pytanie (retoryczne) był on ulubionym malarzem komuny?

  70. To jest inna wersja porzekadła, że najtrudniej oszukać człowieka uczciwego.

    Pytanie po co van Gogh prowadzi takie rozważania, co go do tego skłania – bo chyba nie to, że mu ktoś sprzedał wódkę bez procentów, dom z hipoteką – czy używany samochód z przekręconym licznikiem. Jeżeli ktoś odwołuje się do wiary i gorącego serca w kontekście oszustwa – to stąpa na granicy życia i śmierci – i nie chodzi o skwaśniałą śmietanę, czy podobnej rangi zagadnienie.

  71. czesto w listach pisze np:

    beddac na waszym utrzymaniu, jestem wam nieznosnym ciezarem

    albo:

    Dziekuje ci za twoj dobry list i banknot piecdziesieciofrankowy

     

    przeciez w ten sposob kazdego mozna wykonczyc

  72. Właśnie przyniosłam sobie z biblioteki jedyny egzemplarz na dzielni. Miła pani bibliotekarka dziwiła się, że coś takiego ma na składzie. A ja się dziwię, że książka jest dostępna, skoro film od miesiąca leci w kinach.

  73. Absynt jest popularny w Czechach – ale oni jakoś po nim twardo stąpają po ziemi.

    Komuna mogła lubić „wangoga” – bo to dowód na to, że dobry malarz w kapitalizmie zwariuje, nie to, co w socjalizmie – jak się zmęczy pracą, to ma wczasy w domu pracy twórczej.  Artyści „od obrazów” mieli za komuny status ćwierć czy też półbogów ziemskich – pokazywało się w sklepie legitymację ZPAP i mogło kupować m.in farby holenderskiego Talensa, czyli było dopuszczonym do stołu pańskiego, choć nie na sali głównej.

    Może coś jeszcze czerwonym pasowało, np. to, że z tym „wangogiem” to kapitaliści coś jeszcze uzgadniają (np. rewolwer „znalazł się” w 1960 i trafił do prywatnej kolekcji) – i można go podrukować do woli, bo nikt nie będzie się czepiał.

  74. a tymczasem GWyb donosi: „Odkryto najstarszego przodka człowieka. Przypominał szczura”
    W dodatku odkryto go „nie w Afryce, ale na słynnym Wybrzeżu Jurajskim w Dorset w Anglii” 😛

  75. to news z dzisiejszego (eletronicznego) wydania…

  76. zaczelam czytac jakies 45 lat temu i nie dalam rady skonczyc

    bardzo obrzydzila mi jego obrazy

    ale teraz dzieki Coryllusowi i wam wszystkim czytam jeszcze raz

    tym razem jakos lepiej mi idzie 🙂

  77. Tak samo zrobił Munio vel Bungo II. Był prześlicznym jamnikiem karłowatym, czekoladowym. Zajmował się w zasadzie wyłącznie tym, że stale „cierpiał głód” :), pochłaniając piorunem swoją miskę i następnie zwiedzając miski dogów i swojego kuzyna, karłowatego jamnika Bartka VII.  Krótko mówiąc – był to grubas i sybaryta. I nagle zobaczyłam w ogrodzie Munia w postaci pędzącego pioruna kulistego, błyskawicznie atakującego szczura i – ciąg dalszy taki, jaki opisałeś. Któregoś dnia w ogrodzie, te dwa małe pieski dorwały wspólnie szczura i… na moich oczach, jeden trzymając z łeb, drugi za korpus… łomatko… rozerwały szczura na dwie części. Zemdlałam prawie.

  78. Od lat 50/60 ulubionym malarzem komuny (zagranicznym) był Picasso, ale on się słabo przyjmował u ludności. Wan Gogh chyba jako drugi.

  79. Z Vincentem mógł być taki problem, że on nie palił się do sprzedawania swoich obrazów.

  80. No proszę Anglicy pochodzą od szczurów, kto by pomyślał…

  81. Przecież brat mógł pomagać przez kupowanie tanio obrazów Vincenta zamiast  wciskać mu czasem jakiś banknot „za nic”. Wolał poczekać aż Vincent natrzaska ich setki i wziąć całość?

  82. albo obrazy sie maluje i wtedy jest sie malarzem

    albo sprzedaje i wtedy juz sie nie jest malarzem

    czy mam racje?

  83. w ostatnim liscie do brata tak pisze:

    Inni malarze, jakiegokolwiek byliby zdania, instynktownie trzymaja sie z daleka  od dyskusji o dzisiejszym handlu obrazami.

    Doprawdy, moga za nas mowic tylko nasze obrazy.

     

    i niech tak najlepiej zostanie

  84. dokładnie tak 😀 (z Darwinem na czele)

  85. Połapał się na czym to wszystko polega.

  86. no wlasnie

    w dodatku moglo byc tez tak jak pisze Wolfram tzn „zdrada najblizszych”

  87. No, tak myslalam, ze to jasne, ze trzeba sobie w te mini-kwadraciki klikac:)

  88. O szczurach…ciężkie https://treborok.wordpress.com/kanibalizm-w-oparciu-o-technologie-szczurzy-krol/

  89. Nie wiem, czy caly Van Gogh..Pamietam wszechobecne po wnetrzach kiepskie reprodukcje slonecznikow.

    Z reka na sercu (a konczylam szkole plastyczna) przyznaje sie, ze bardzo powierzchownie znalam jego obrazy. Teraz wiele z nich, ale niekoniecznie tych zolto-niebieskich czy pomaranczowo-fioetowych, odkrywam. Cala seria stonowanych pejzazy z drzewami albo pofalowanymi polami, na przyklad.

  90. Listy od Theo można przeczytać tutaj. (Należy wybrać go na liście korespondentów. Pojawiają się głównie listy adresowane do niego, ale też przez niego wysyłane.)

  91. tak, ale ówcześni pili samogon pędzony na  piołunie (artemisia absinthium),
    o stężeniu  sporo  ponad 70 procent. Nie wiadomo co tam jeszcze dokładali.

    Nadużywanie prowadziło do trwałej depresji z próbami samobójczymi (zmiany w mózgu).

    Dzisiejszy absynt (piołunówka) to co najwyżej 55 procent (może istnieją w sprzedaży oficjalnej  wyższe procentaże, ale ja, póki co, nie natrafiłem).

  92. No ale to po angielsku. Juz padly tu inne linki.Chcemy po polsku:)

  93. i znów ci Angole… pamiętam, że w latach ’90 (na początku dekady) znajomi mówili, że absynt można dostać w Czechosłowacji/Czechach – a wszędzie w Europie jest zakazany… rzuciłem okiem do Wykipu i co się okazuje? Kiedy mniej więcej z początkiem XX w. absynt był stopniowo banowany w całej Europie – ze względów toksykologiczno-psychotycznych –to zakaz jego produkcji i sprzedaży nie wprowadziły w zasadzie 2 państwa (nie licząc Hiszpani, gdzie absynt niby nie był zakazany, jednak był niepopularny) – Wielka Brytania i Czechy… produkcja w Czechach malała, jednak „[w] latach 90. XX wieku na zlecenie brytyjskiego importera napojów alkoholowych czeska destylarnia rozpoczęła produkcję absyntu na większą skalę” mówi Wykip. Od początków wieku XXI, z grubsza, tu i ówdzie w Europie i na świecie następuje „renesans piołunu”.

  94. wlasnie porownuje listy

    z angielskiego na polski

    nie wszystko sie zgadza

    jak to bywa z tlumaczeniami niestety

  95. Około 10 lat temu, muzeum van Gogha w Amsterdamie. Tłum zwiedzających. Chcąc przyjrzeć się jakiemuś obrazowi trzeba było wstrzelić się w lukę a ponadto pokonać słabe oświetlenie, przypominające światło  gazowych latarni i rodzaj szkła ramowego, które pozwalało go przeniknąć tylko pod pewnym kątem. Niezła gimnastyka . Pierwsza refleksja – może to nie oryginały a kopie i stąd te utrudnienia? Oszałamia ilość prac, pracowitość, pasja malarza i refleksja – może rodzaj obsesji, zwłaszcza jeśli chodzi o temat słoneczników. Najbardziej zaskoczyła mnie jednak technika malowania, nakładanie bardzo grubych warstw farby i zupełnie nadzwyczajne, nieprzewidziane odbicia światła/ przyznaję, że może i to wpływało na  kłopoty z ogarnięciem wzrokiem całego obrazu/. Refleksja – farby musiały kosztować majątek. Biografie malarzy obfitują w opisy przeważnie nędznego ich życia.Wprawdzie van Gogh trochę pracował no ale… Oglądając jego obrazy, ogarniał mnie coraz większy smutek. I na koniec. Niedawno moja 10-letnia wnuczka obdarowała mnie swoim obrazem, typu martwa natura, warzywa. Na jego widok wykrzyknęłam, przecież to van Gogh!, ten sam sposób wypełniania tła. Refleksja pod wpływem dzisiejszej notatki – może zatrzymał się w pewien sposób na etapie dziecka?

  96. Zazwyczaj śmierć artysty powoduje gwałtowne zainteresowanie jego sztuką. Ale… wymaga ciężkiej pracy krytyków sztuki, marszandów i innej swołoczy. Bo i znam wielu arystów, którzy odeszli, a na ich dzieła nie ma popytu. Rodziny zazwyczaj lokują obrazy w jakimś garażu. Rzeźbom zdarza się lądować na śmietniku /opróżnianie pracowni/.

    Skądinąd po nagłej śmierci Dudy-Gracza, krytykowanego za życia dosyć często, gwałtownie wstrzymano sprzedaż w galeriach i natychmiast wyznaczono nowe, wysokie ceny. Tu więc zadziałało. Ale te obrazy po garażach i składzikach, i rzeźby na śmietnikach to jest znacznie częstsze zjawisko. Naprawdę.

  97. Bo ludność nie trawiła tych obrzydliwych mord Picassa, a wazon ze słonecznikami – zawsze ładny. W każdym kiosku ruchu były te reprodukcje.

  98. Cierpliwości! Po Breksicie twórcy internetowych witryn, jak ta, z tłumaczeniami listów Van Gogha na angielski, staną przed wyborem nowego języka. Wtedy można będzie życzyć sobie polskiego tłumaczenia. (Tak myślę.)

  99. To ciekawa teza. Nie przepadam za grubą warstwą farb, takimi „ceramicznymi” obrazami. Trudno tam znaleźć punkt dobrego oglądu. Jakoś tak łączę tę „ceramiczność” ze wzmożeniem emocjonalnym podczas pracy twórczej. Nie zawsze jest to zdrowe dla obrazu. I może dla malarza. Czasem nazywają to „malarstwem gestu”. Może warstwy intelektualnej obrazu należy szukać poza warstwą farb? A co, jeżeli napotkamy na ów „etap dziecka”? A przecież  malarzy uważa się za królów intelektu pośród artystów zajmujących się plastyką.

  100. Temat słonecznikowy u VVG, jak koński u Kossaka.

  101. To są farmazony typowe dla tej „gazety”. Już w 2000 roku udowodniono, że budowa/konstrukcja ludzkiego DNA wyklucza jego powstanie w wyniku ewolucji. Ponieważ, jednak, nie ma naukowej wersji pojawienia się naszego gatunku, lansuje się głupoty Darwina bądź takie „rewelacje” o szczurze.

  102. W dni parzyste malujemy, w nieparzyste sprzedajemy. W niedziele i święta odpoczywamy.

    Sukces zapewniony.

  103. W prl-u  Nikifor /!/  był najważniejszy… /Makowski, prymitywizm/.

    Mnie się podobał  Van Gogh, 'Wygwieżdżoną noc’ podarowałam wtedy mojej siostrze /oczywiście reprodukcję/.

  104. jak tak, to zaraz zaczynam malowac 🙂

  105. Jeszcze dziesięć lat temu, można było dostać w Hiszpanii absynt 90%. Zielony jak płyn Ludwik. Robił „golpe”, czyli kopał. Nadmierne spożycie wprowadzalo „element baśniowy”. Teraz można dostać jakieś szajsy 70% produkcji no name w czterech kolorach, aż. To tak na marginesie. Ciekawe co popijal Vincent? Absynt był ponoć popularny wśród bohemy w tym czasie. Loutrec malował pod wpływem. Tak mówią. Ale, ludzie różne rzeczy gadają….

  106.  Leonardo di ser Piero da Vinci

    tez slawny w prl-u i nie tylko 🙂

  107. O Nikiforze dużo było pogadanek w telewizji, ale w masowej poligrafii raczej nie występował.

  108. Jeśli zielony, to tylko nalewka na piołunie. Absynt robi się dopiero z takiej nalewki przez jej destylację. Pożądane składniki piołunu przechodzą do destylatu, a te gorzkie i ohydne jak w nalewce,  zostają w baniaku. Taki prawdziwy absynt jest bezbarwny i pije się go w mieszance z syropem miętowym. Ma to barwę mętnozieloną. Absynt rozcieńczany czymkolwiek, mętnieje. Jeśli nie mętnieje, to nie jest absyntem.

  109. Uzo greckie (anyżówka) jest, chyba, odmianą absyntu.

  110. Polska to biznes

  111. Romantyczna wiejska Holandia ze szczurołapem i pejzażem van Gogha.

  112. Czerwony niebieski zielony. Tak jest, destylacja.. Kolory dla turystow

  113. Podobnie się robi, ale ma inny skład. Nie zawiera tujonu, głównego (w sensie spodziewanego działania) składnika absyntu. Anyż jest ogólnie bardzo zdrowy.

  114. Uzo może się kojarzyć z absyntem bo anyżek dodaje się do absyntu. Eliminuje nieco gożki smak i daje znośny aromat. Ale smak i „działanie” jest zdecydowanie odmienne. Nasza piołunówka jest już bliższa.

    Ciekawe czy w listach jest jakiś wątek alkoholowy? Pobyt we Francji wskazywalby na wino….ale kto wie.

  115. Nie całkiem OT.

    Grupa FB Sprzedam/kupię/oddam Warszawa – taki post:

    „OBRAZY poszukiwane. Pokażcie co macie.”

  116. Co gorsza, żyjąc dłużej, mógłby Vincent rynek zepsuć. Tyle tych obrazów w ciągu kilku lat namalował (większość w ciągu 2 ostatnich!), że zachodziła obawa nadprodukcji. Nie mówiąc o kosztach utrzymania przy malowaniu kompulsywnym, grubymi warstwami farb. Ponad 1000 obrazów, w tym 870 olejnych i 150 akwarel, nie licząc rysunków i szkiców! Ktoś przecież za tę rozrzutność twórczą musiał zapłacić i musiał ją sobie szybko powetować. Sam Vincent za życia sprzedał tylko jeden obraz! A pieniądz musi krążyć…

    Pytanie: cui bono? nie jest najgłupsze na świecie.

  117. Coś mi się wydaje, że zainicjowałem kącik młodych alkoholików. Ale niech tam.

  118. „młodych” chyba raczej stażem.

  119. Absynt to bliżej LSD niż alkoholu. W każdym razie beret ryje solidnie

  120. „Zachowało się ponad 600 listów napisanych przez Vincenta do Theo i 40 napisanych przez Theo do Vincenta” 

    Coś jak relacja między braćmi Kaczynskimi (Unabomber).

  121. Oczywiście miałem na myśli „młodych”.

  122. To musiało być tanie, stąd popularność.

  123. Nie wiem, co jutro napisze Gabriel – ale ja już trochę wiem, jak to się w Holandii odbywało, a myślę, że nie tylko tam. Linki i nazwy ewentualnie jutro 🙂

  124. No zgadza się, mętny płyn o barwie zależnej od rozpuszczalnika. Typowo, zwykle zielonej (mięta). Pani u Degasa wygląda po prostu na nawaloną. W tej cieczy jest tyle spirtu, że dodatkowy efekt piołunu ginie w tle.

  125. Qrczę, czytam o tym absyncie i stwierdzam, że przespałam życie artystyczne /w sensie absyntu/ 😉 Chociaż bon mot: „pijący absynt” był używany. W sensie: gdy tematyka obrazu była nieczytelna :)))

  126. Mam też ilustrację szczurołapa angielskiego i artykuł o najbardziej poślednim typie polowania w Anglii czyli o polowaniu na szczury. Poczekam na wpis z kolejego etapu walki Coryllusa i wtedy zamieszczę ilustrację wraz z moim bogatym doświadczeniem. .

  127. Dziękuję. Teraz już wiem skąd się wzięła postać Zielonej Wróźki w filmie Mouline Rouge 😉

    A więc Vincent popijał absynt. Jeśli to prawda i to co sugeruje Wolfram, to mamy zdolnego niebywale twórczego artystę o ” skłonnościach „,łatwego w eliminacji. Robi się coraz ciekawiej.

  128. Tu jest sporo mitów, bo zachodni artyści nie byli przyzwyczajeni do trunków mocniejszych niż wino. Kiedyś zrobiłem mocny alkoholowy ekstrakt na bazie świeżych liści piołunu z kwiatostanem. Efekt nie różnił się od żołądkowej gorzkiej, a smak był trudny do zniesienia.

  129. W Polsce koty są większym problemem niż szczury. Ostatni jeden nowy bury mnie pobił, bo przy nim pogłaskałem starego rudego. (Potknąłem się, gdy chciałem mu pokazać, kto jest panem i wpadłem w kłujące róże). A on osiągnął cel przy pomocy lamentowania i ma już na tarasie swe posłanie. Zachowuje się jak osobnik alfa. Najpierw żarł wszystko. Teraz stał się arystokratą i przebiera. Mam nadzieję że kochanego rudego będzie tolerował i nie dopuści innych amatorów, bo weterynarze kosztują.

  130. Mam nadzieję, że przed wypiciem rozcieńczacie. hmm…

  131. Śledzę tutaj to dociekanie co do Vincenta. Sama nie mam zdania, szczerze pisząc. No ale jak on przesiadywał w tym Paryżu w knajpach z Henrykiem de Toulouse – Lautrec, to za co?

    W tym artykule :

    http://klaudynahebda.pl/bylica-piolun/

    jest nawet obraz niejakiego Olivy z zieloną wróżką – trzeba zjechać nieco kursorem.

  132. Ale do absyntu dodawano szereg ziół, poza piołunem. I bodaj przelewano go przez kostkę cukru. To w tym pierwszym linku pt.: Kompendium, co to go zamieściłam powyżej. Generalnie chodziło o zwidy i omamy, a nie o proste uchlewanie się, sądzę.

  133. Z kotami to jest bardzo prosto. Jak atakują, to zero ruchu (nigdy nie cofać ręki !). Psom to trzeba z umiarem pokazać kij. Z ujarzmiania szczeniaka De Bordeux. Golonka i szczotka na kiju. 🙂 Strasznie ostre są te mleczne zęby 🙂 .

  134. „Wydaje mi sie absurdem, ze ludzie chca uchodzic za innych, niz sa w rzeczywistosci”.

    Jest to sentencja z pozoru banalna, a w rzeczywistosci gleboka jak ocean. Moim zdaniem dobrze robi ten, kto ja bierze do serca we wszystkich okolicznosciach.

    same madrosci w tych listach  🙂

  135. Koty to masochisci. Albo ja takie miałam (nie we własnym domu). Nie opowiem co z nimi robiłam bo KOSSOBOR by nie mogła spać.

    …a i tak do mnie wracały. 🙂

  136. Moje dziadówy uliczne już trzeciego dnia opanowały zabytkowe meble, niczym damulki i hrabinie jakieś. Wylegując się jak na swoim. I to bez żenady! Naturalnie wzięłam je do domu /wcale nie chcąc/ słotnym listopadem. Przeto nie śmiem narzekać na podrapaną otomanę czy veta. Jak się ma miękkie serce, to cza mieć twardą d., jak mówią mądrzy ludzie. O wybredzaniu przy miskach to już nawet nie wspominam. Horror, Panie, prawdziwy horror! /Mam nadzieję, że cholery tego nie przeczytają!/ Aha! I jeszcze polują na te prześliczne czteroskrzydłe ważki i na rusałki pawiki!

  137. Ja cenię te żmijowate oczy. Psy… skuteczne, ale muszą się ogarnąć.

  138. Rosyjski przebój 2010

    Elena Waenga, Елена Ваенга „Абсент”

    Śpiewa, że wszystko już było. Matisse, van Gogh i Dali palili tytoń (jakąś odmianę?), korzystali z absyntu i … dalej nie chwytam, ale generalnie odbieram to tak, że dali przykład.

  139. Lepiej nie mów :))) Ale koty potrafią obrazić się na poważnie na swój personel, czyli na nas. W ogóle – taki jeden z drugim kot/kocica – to majestat. Psu możesz dać klapsa /z wyjątkiem jamnika!/, kotu możesz co najwyżej uprzejmie naubliżać. Ale bez przesady.

  140. Moja dziadówa jak zobaczyła ptaka (gołąb, wróbel) to już było po ptakach. Ulubiony to łeb karpia na Boże Narodzenie. W międzyczasie: ostrobok, lub błękitek. Mrożony !

  141. Jamniki są… przystawką, choć waleczne. Proszę nie mylić De Bordeux z n.p. bokserem. Kto nie miał okropności ze śliną obfitości, ten kiep.

  142. Obrażanie jamnika kończy się marnie… Siłą charakteru jamnik dorównuje sile fizycznej doga, ale jest konsekwentniejszy. U nas były zawsze te dwie rasy na raz. Jamniki trzymały dogi za mordy, naprawdę. Był posłuch i ordnung. Dogi siedzące wokół stołu i obserwujące jedzących to… wycieranie podłogi z nakapanej śliny. A przecież i tak dostawały od nas wrzucanki  przy tym stole. Gdy były w desperacji, to po prostu kładły nam mordy na talerzach. Tym subtelnym sposobem schabowy był ich – siłą rzeczy.

  143. Gdy Coryllus zdecyduje się na monetyzację bloga, to koci temat da mu nieźle zarobić. Kobiety i koty.

  144. Zgadzam się, że najpotężniejszą była Maggie (jamniczka) profesora Władysława. Nic nie było bardziej skuteczne od Salsy. Miała taki myk, że przednimy łapami rozwiązywała każdy kłopot. Salsa de bordeux….

    Szczurołapy ? A kto to kolekconuje ?

  145. Ja też jestem 🙂

  146. To niekończący sie serial na potwierdzenie herezji Darwina, tuż przed świętami jeszcze przedrukują „odkrytą” ewangelie Piłata albo coś w tym stylu

  147. A może zwyczajnie po kieliszku absyntu, wyszedł Vincent w pole, na spacer, zagapił się na promienie światła przebijające przez chmury, albo przez konary topoli rosnącej na pograniczu pól, gdzie pod korzeniami zadomowiła się rodzona szczurów i tam właśnie wiejscy chłopcy strzelali do tychże, a może to na strzelaninę zapatrzył się malarz, może chciał z chłopakami postrzelać…potknął się … itd.

    Czasami jest przypadek a czasami intryga

  148. Coś w temacie filmu o Vincencie.
    Na tym website pokazane i do kupienia są kadry z tego filmu w formie plakatów, grafiks i innych gadżetów. Polecam.
    https://fineartamerica.com/profiles/loving-vincent

  149. jak najbardziej.

    Niektórzy absynt „zakąszali”, dawkując sobie  opium (St. Przybyszewski i paru innych, w tym Witkacy czy Przerwa-Tetmajer). Z zagranicznych sztandarową postacią  opiumisty jest poeta Baudelaire. Ale oczywiście w świecie bohemy artystycznej czy literackiej zwłaszcza przełomu XIX i XX wieku było ich mnóstwo. Panowała moda i przesąd, że np. opium ma działanie nie tylko stymulacyjne odnośnie ekspresji twórczej, ale także lecznicze. Przy okazji;  co bardziej bełkotliwe „wizje”  Nostradamusa powstawały skutek nadużycia absyntu.

  150. Nie żartuj. Do sczurów pyka się z kalibru, mniejszego niż ołówek. Postrzelenie SIEBIE czymś takim, to jak wbicie zaostrzonego ołówka. Zagoi się za 4 tyg.

    Jest powiedzonko na temat tych szczurzych kalibrów (poodle-shooter, varminter) które tłumaczy się mniej więcej tak: „…jeśli wykropisz z tego do mnie, A JA TO POCZUJĘ, to oberwę ci na miejscu ten głupi łeb”. W ramach ostrzeżeń jest to powiedzonko używane, że z bronią — nawet, a zwłaszcza, z pukawką na szkodniki, króliki, itp. — należy ostrożnie się obchodzić. Zawsze.

  151. Teriery? Sprawdzają się przy dzieciach. Jamników nie znam za dobrze, natomiast teriery mają układ nerwowy przewodzący impulsy 3× szybciej od następnego „szybkiego gatunku psa strażniczego.

    Sprawdzono to. Powód takiego rozwoju umiejętności teriera jest nieznany. Małe wymiary pomagają mu w szybkich reakcjach, ale oprócz tego przewodzi taki impulsy nerwowe szybciej, niż inne rasy psów.

    Co oznacza owo „szybkie przewodzenie nerwowe”? Przekłada się to praktycznie na następujące możliwe zachowanie: szczur startuje przez otwartą przestrzeń, SKACZĄC długimi susami. Terier, widząc szczura w locie, odbija się i przechwytuje gryzonia w środku skoku tegoż — kiedy szczur w ogóle nie ma trakcji a zatem jego szczurza trajektoria jest czysto balistyczna — zagryzając szkodnika w powietrzu. Tego nie potrafi żaden inny pies, w sensie rasy. Teriery, owszem. Dzieci przy terierze są więc – w obfitującej w szczuru okolicy – względnie bezpieczne. Dotyczy to zwłaszcza śpiącego dziecka, które koniecznie musi być chronione przed szczurami. Terier potrafi. Oczywiście—teriery były, dokładnie dla tych celów, gęsto kolekcjonowane.

  152. Mówisz o kotach kartuskich...?  Są niemożliwe: szara kulka, łypiąca na ciebie pomarańczowym okiem. Na początku myślałem, że to jakaś artystyczna instalacja, albo chińska zabawka. Dopiero gdy zobaczylem, raczej poczułem, że to-to jest ciepłe – ciepłych futrzanych zabawek Chińczycy jeszcze nie robią – to się pogodziłem z myślą, że takie zwierzę naprawdę istnieje. Wściekle pomarańczowe oczyska w szarym zwierzu o parumilimetrowej, krótkiej sierści: to trzeba zobaczyć, aby w to uwierzyć. Nie miauczy. Pysk ma psi a na spacer tylko w obroży, lub w szeleczkach. Jak pies.

  153. Nostradamus miał i umiejętności, i możliwości do robienia sobie wszelakich kompotów etc..

  154. A ja polecam odstraszacze. Najlepiej takie w kształcie grzybka wbijane do gruntu (na baterie słoneczne).

    Rozstawić tego np. 6 sztuk dookoła domu i po kłopocie w kilka dni. Gryzonie nie wytrzymują takich ostrych sygnałów działających na ich układ nerwowy i zmykają gdzie pieprz rośnie.

  155. Jak są kuny, to nie ma szczurów.

    Gęsi. Słyszałem, że jak na gospodarstwie ktoś ma te ptaki, to one skutecznie odstraszają szczury.

  156. Ale zapach opium to jest coś wspaniałego. Perfumy.

  157. 🙂 potwierdzam, a chów kanapowy to standard, jamniki lubią siedzieć wyżej, w samochodzie najlepiej na półce z tyłu

  158. tak;

    ukończył nauki medyczne na uniwersytecie w Montpellier (zał. 1289 r.)

  159. Kupiłem kilka razy w charakterze prezentu perfumy o tej nazwie.

    Ale sam ich nie wąchałem.

  160. No proszę, a u mnie to właśnie dożyca Jaga (pierwsza i ostatnia) w postaci pioruna (po prostu zmieniła stan skupienia, pierwszy raz widziałam ją w tym stanie) puściła się na koniec ogrodu, złapała coś sporego, raz strząsnęła głową, wypuściła to coś i wróciła już w swojej postaci, jak gdyby nigdy nic!  To coś okazało się szczurem. Ja w tym czasie cały czas wrzeszczałam starając się ja odwołać (głupia, myślałam,  że to jakiś obcy kot), ale ona była jak zaprogramowana, dopiero po wykonaniu zadania dopuściła do siebie inne bodźce.  To wygląda na bardzo starą nieprzyjaźń (nasunęła mi się analogia do kobiety i węża)

  161. Właściciele jamników dzielą się na takich, którzy przyznają się, że ich psy śpią w łóżku i na takich, którzy łżą, że nie śpią.

  162. Uściski dla Jagi! Dogi to absolutnie cudowne piesy. Książki mogę pisać o swoich. Miałam trzy. Zawsze były w domu z jamnikami, więc sądzę, że kwestię szczurów uprzejmie /i leniwie/ zostawiły jamnikom. Nikt zresztą nie był w stanie wyprzedzić jamników w tym sporcie. Same zaś potrafiły nieźle wystawiać i gonić zwierzynę na polach i w oliwskich lasach /na sporych górach te nasze lasy rosną/. Kuropatwy na polu wystawiały jak pointery. Gonitwy za zającami były spektakularne i zachwycające, bowiem dogi to mieszanka molosów z chartami i ja tu mówię o tym charcim właśnie biegu poprzez pola. Jagi zazdraszczam, ale co ja mogę przy moich aktualnych kocicach… Nic nie mogę 🙂

  163. Nie. To była dachówka na Mokotowie. Teriery… to może ADHD 🙂 Zawsze chciałem mieć takiego rudego. Mieliśmy tę De Bordeux. Zapomnij o szelkach, tylko pętla (skórzana). Inaczej pojedziesz. Współpracowała. Jamnik Gacek miał zdanie odrębne.

  164. Gacek w ramionach „mamy 2” obok kierowcy nadzorował zmianę biegów i sprawdzał czystość powietrza. Zielony ! był. 🙂

  165. Już jest późno, ale proszę !!! napisać o swoich na SN. Ja tylko rezonuję.

  166. Jaga już po Tamtej Stronie.  Miała oczywiście myśliwskie ciągotki, kiedyś upolowała kurę sąsiadów w pobliskim lasku (moja śp. ciocia, rocznik przedwojenny, robiła mi poważne wyrzuty, że wróciłam ze spaceru bez tej kury).

    Miała jeszcze kopiowane uszy, mogła stawać do konkursu piękności z końmi!

    Przyłączam się do prośby Marka B.

  167. Jak się mieściła to czasem pakowała się za kierownicę i chciała jechać na kolanach, musiała wszystko widzieć przecież 🙂

  168. i łapać wiatr . Gacek to był jamnik długowłosy. Ciekawe zwierze ! Odchodzący duch.

  169. Kundelek  Sabinka (dominacja wyżła), po prostu śliczna, była z nami 14 lat, odeszła w tym roku we wrześniu, nie miała wad poza jedną , że musiała do sklepu z nami wejść, co oczywiście było niemożliwe, więc ujadała pod sklepem. Znaczy się czuła się na te dwie 3 minuty. naszej nieobecności po prostu  porzucona.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.