gru 302018
 

Wróciłem wczoraj z Baranowa Sandomierskiego, a potem jeszcze napisałem rozdział (prawie) cały nowej książki o św. Stanisławie. Uważam się niniejszym za bohatera, ale do rzeczy, bo rzecz jest ważna. Musimy koniecznie tu dziś porozmawiać o kolejnej konferencji, która ma się odbyć 9 marca właśnie w Baranowie Sandomierskim. Zacznę od omówienia ograniczeń, a potem będę się zachwycał.

Obiekt, jak większość osób wie, jest olbrzymi, nie oznacza to jednak, że dysponuje tak dużą salą, jak niewielki w sumie pałac w Tłokini Kościelnej pod Kaliszem. Nie dysponuje. Mamy do zagospodarowania dwie sale i musimy się do końca stycznia zdeklarować, którą wybieramy. Sala nad stawem, mieści się w nowo wybudowanym hotelu. Ma zupełnie inny układ niż oranżeria w Tłokini, to znaczy jest wyciągnięta w szerz. Krzesła ustawione są w kilka ledwie rzędów, ale są to bardo długie rzędy. Prowadzący może więc spacerować z jednego końca sali na drugi i wszyscy praktycznie uczestnicy konferencji mają go przed oczami. W sali tej mieści się maksymalnie 120 osób. I mowy nie ma teraz, że ja będę kogoś kokietował, tak jak poprzednio – że mamy miejsca na 300 osób, może się jednak bracie zdecydujesz. Jeśli wypełni się lista, zamykam budkę i szlus. Rzutniki w sali nad stawem są dwa i wiszą u sufitu, ekran jest po prostu w przeciwległej ścianie. Sala ma wielkie okna i jest dobrze doświetlona. Niestety serwis kawowy musi być, jeśli się oczywiście na nią zdecydujemy, na zewnątrz, lunch oczywiście też.

Druga sala, to sala portretowa. Mieści się w zamku, na piętrze. Ten zamek jest po prostu śliczny. Innych określeń nie znajduję. Jest odremontowany, odmalowany, wypucowany i autentyczny przy tym. Sala portretowa jednak pomieścić może w układzie teatralnym zaledwie 100 osób. Jeśli będzie tych osób więcej, rzutnik, który musi wtedy stać na osobny stołeczku, umieszczony będzie między publicznością. Prowadzący zaś ma bardzo mało miejsca na choreografię. Nie wiem, na którą salę się zdecydujemy, bo wszystko zależy od ilości osób i pomysłowości pani menedżer, która namawiała mnie jednak na wybranie sali portretowej w zamku. Ma ona kilka zalet. Obok jest galeria zamknięta z dwóch stron basztami. W galerii są rokokowe meble, na których można się wygodnie rozsiąść i wypić kawę. W jednej baszcie zaś urządzimy księgarnię. Jeśli będziemy musieli wybrać salę nad stawem, wszystko będzie poza tą salą. No i to jest hotel, a sala portretowa to jednak zamek. Pokoje w zamku są bardzo duże, niektóre rozmieszczone są parami, a wchodzi się do nich poprzez coś w rodzaju sieni, gdzie stoją meble. Wygląda to jak klub dyskusyjny, ale po bokach śpią ludzie, więc tylko o tym wspominam z kronikarskiego obowiązku. Restauracja jest w podziemiach i miejsca w niej jest naprawdę dużo. Mają tam kilka sal, każdy się zmieści i znajdzie kącik dla siebie. Jest też bar. Wszystko czynne jest do 22, ale pewnie da się jakoś porozumieć z obsługą, tym bardziej, że pewnie w obiekcie będą tylko uczestniczy konferencji. Ja mam na razie zgłoszonych 9 osób, ale w hotelu już 20 miejsc jest zarezerwowanych. Zostało więc tylko 24 pokoje. Jeśli idzie o noclegi, to w Baranowie samym jest jakaś agroturystyka i domki letniskowe, ale one się chyba nie nadają na dzień 9 marca. Całe szczęście niedaleko jest dawne wojewódzkie miasto – Tarnobrzeg. Bo Baranów Sandomierski jest tak naprawdę w Tarnobrzegu, a nie pod Sandomierzem. Do Sandomierza trzeba jechać aż 33 kilometry, ale warto, każdy kto był w tym mieście, ten wie. Kwestia parkingu nie istnieje, albowiem teren jest olbrzymi i można parkować wszędzie. Wszyscy się zmieszczą. Ktoś może powiedzieć, że na przedwiośniu zamek nie wygląda ładnie, a bezlistne drzewa pogarszają jeszcze sytuację. To nieprawda. Bryła zamku, biała, z delikatną dekoracją daje bardzo dobry efekt, jeśli zaś idzie o bezlistne drzewa, powiem tyle, że stałem nocą przed bramą, która w istocie nie jest bramą, ale przemyślną klatką schodową i fotografowałem cienie drzew obijające się na fasadzie. Bardzo to ładnie wyglądało. Po parku spacerują bażanty, łażą tak jak kury i trzeba podejść naprawdę blisko, żeby się wystraszyły. Tuż za bramą zamkową jest wał przeciwpowodziowy, za którym płynie rzeczka Babulówka, wpada ona do Wisły, która jest tuż obok. Jeśli więc ktoś lubi spacery w chłodne dni, będzie miał okazję się jakoś zrealizować. Most na Wiśle jest długi, zielony i oddziela dwa województwa – Świętokrzyskie i Podkarpackie. Baranów jest już w Podkarpackim.

Teraz słów kilka o mankamentach. Najważniejszy wydaje mi się ten, że śniadanie serwują w podziemiach, do których jest osobne wejście. Trzeba wyjść na zewnątrz, tak z hotelu, jak i z zamku, żeby się tam dostać. No, ale jedzenie jest smaczne i nieoczywiste. Pierwszy raz dostałem w hotelu na śniadanie galaretę z nóżek. Był nawet prawdziwy, spirytusowy ocet. Menu w restauracji jest, jeśli o mnie chodzi, dość wykwintne. Pamiętajcie jednak, że ja nie stawiam nigdy żadnych wymagań, co mi postawią przed nosem to zjem. No, ale w karcie są dania regionalne, wegetariańskie, jest dziczyzna i takie normalne rzeczy, jak filet z kurczaka na przykład. Wszystko jest bardzo smaczne. I nie jest prawdą to, co piszą w internecie o obsłudze, że trzeba długo czekać. Nie trzeba, czas oczekiwania jest normalny, do zaakceptowania. Jasne jest, że jeśli będzie więcej gości to się wszystko trochę wydłuży, ale rozumiem, że będzie też więcej kelnerów.

Teraz słów kilka o pokojach. Zdarzył się niestety przykry incydent, który ponoć powtarza się co roku tuż przed Sylwestrem – zabrakło wieczorem ciepłej wody. Obsługa ściągnęła jakichś chłopaków z ekipy remontowej i oni coś podłubali w instalacji, no i poleciało. Nie na tyle jednak silnie, żeby można się było porządnie umyć. Rano było trochę lepiej. No, ale dostaliśmy wyjaśnienia, wszyscy się bardzo starali i było okay. Atrakcyjność Baranowa polega na czym innym trochę niż atrakcyjność Tłokini. Tam wszystko było dopracowane w najdrobniejszym szczególe. Każdy detal był pieczołowicie odtworzony. Baranów jest inny, to jest olbrzymia, XVI wieczna rezydencja, w której każdy kamień jest autentyczny. Sklepienia w salach zamkowych nie są atrapą, cegły też nie, a kamienne kwiaty w arkadach dziedzińca naprawdę projektował Santi Gucci. Pokoje umeblowane są meblami naśladującymi wiek XIX, ale jest tych mebli naprawdę dużo. Trzeba się bowiem bardzo postarać, żeby zapełnić sprzętami te olbrzymie komnaty. O ile same komnaty mają w sobie archaiczny urok, o tyle łazienki są bardzo ekstra nowoczesne. No i wielkie. Niektóre wielkości małych pokoików. Jest gdzie się umyć, o ile oczywiście leci ciepła woda. Obiecano mi jednak, że wszystko będzie działać bez zarzutu. Nad wejściem do zamku, które wygląda jak brama, ale bramą nie jest, widoczny jest zegar ze złotym słońcem i dewiza w języku łacińskim – Amicis Qvalibet Hora – Przyjaciołom o każdej porze. Uważam, że bardzo adekwatna.

Teraz słów kilka o drodze prowadzącej do Baranowa. Opowiem o szlakach północnych, bo nie wiem co tam słychać na południu. Ja jechałem nietypową trasą, bo wyruszyłem z Dęblina. Jeśli ktoś będzie jechał tamtędy, może zajrzeć do Czarnolasu, który jest po drodze, choć GPS nie będzie chciał go przez tę miejscowość poprowadzić. Uwaga, można sobie włączyć GPS, ale jest ryzyko, przećwiczyłem to na własnej skórze, że poprowadzi nas on przez takie zastodole, o jakim się nikomu nie śniło. Póki jesteśmy na Mazowszu, wszystko jest jeszcze okay, ale kiedy znajdziemy się pod Sandomierzem sytuacja się komplikuje, bo GPS wpuszcza nas w plątaninę dróg prowadzących przez wąwozy lessowe. Jedziemy cienką nitką asfaltu, z jednej strony ściana wąwozu, z drugiej ściana wąwozu, a naprzeciwko Jeep Grand Cherokee. I robi się problem. Każdy musi więc rozważyć w swoim umyśle co będzie dla niego lepsze – skróty czy jazda przez miasteczka. Można pojechać przez Szydłowiec, obwodnicą im. Sat Okha, można – jeśli ktoś będzie jechał tą trasą co ja – zajrzeć do Tarłowa, do kościoła św. Trójcy, gdzie w kaplicy Pana Jezusa, są, umieszczane dawniej na okładkach Baśni jak niedźwiedź, stiuki z wyobrażeniem tańca śmierci. Można jechać przez Sandomierz, ale najwygodniej jest – mam na myśli północ – pojechać trasa krakowską na Kielce i skręcić w lewo za Skarżyskiem. Tak mi doradzał GPS, ale go nie posłuchałem. To jest droga najkrótsza i najbezpieczniejsza, ale mało jest na tym szlaku do zwiedzania.

Tak rzeczy wygląda po oględzinach na miejscu. Myślę, że cały ten rok, rok pierwszych konferencji LUL traktować musimy jako rozpoznanie walką. Pani menedżer już nas zaprosiła na kolejny sezon, na lato, bo wtedy, jeśli się oczywiście zarezerwuje termin dużo wcześniej, można zrobić konferencję wprost na dziedzińcu zamkowym. Ten bowiem jest na lato przykrywany namiotem. Zamek można oczywiście zwiedzać. Na miejscu są przewodnicy, jest sklep z pamiątkami, a także kaplica. Jeśli będziemy mieli takie życzenie ksiądz proboszcz z Baranowa wydeleguje do nas wikariusza, ale myślę, że jeśli na konferencji zjawi się któryś z naszych, zaprzyjaźnionych księży, kaplica zostanie nam po prostu udostępniona.

Przypominam, że mamy rekordowo mało czasu na zgromadzenie chętnych. Na początku lutego musimy już wiedzieć ile osób jedzie do Baranowa. Listę zamknę kiedy znajdzie się na niej 120 osób i ani jednej więcej.

Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl

  19 komentarzy do “W Baranowie kóz nie kują”

  1. Jeśli jedziemy przez Szydłowiec to koniecznie trzeba zobaczyć zamek w Szydłowcu i renesansowy ratusz z pręgierzem, a także nieudaną rzeźbę JPII  przy kościele w rynku

  2. W Baranowie wykuwa się  stal. (?)

  3. Można też zobaczyć zamek w Iłży

  4. Zadziwiające, że zrezygnowano ze źródeł wraz z reformą posoborową Kościoła. Przecież źródła wykluczały wszystko, co się wydarzyło: https://swietatradycja.wordpress.com/2018/12/30/recydywa-niszczycieli-tradycji-przeciw-dyscyplinie-kosciola/

  5. Bardzo przepraszam, ale to nie jest tekst o tradycji, tylko o konferencjach

  6. W Iłży kiedyś, z 5 lat temu, aby wejść na wieże trzeba było iść do muzeum po sąsiedzku i poprosić o otwarcie wieży. Ciekawe jak teraz. A zamek godny polecenia.

    W Opatowie lubią się tworzyć korki , jak by coś to w Baćkowicach można zjechać w prawo (jadąc od Kielc) i ominąć Opatów a przy okazji zobaczyć Krzyżtopór w Ujeździe. Jadąc od Radomia trudniej ominąć Opatów.

  7. >Uważam się niniejszym za bohatera…

    Też uważałem się przez kilka minut za bohatera, bo na University of Michigan znalazłem cyfrową wersję akademicko-literackiego czasopisma z roku 1872, które zamieściło krótkie doniesienie pana G.W. Tomlinsona, że w Châtillon w dolinie Aosty napotkał na zegarze słonecznym inskrypcję „Amicis quælibet hora.”

    Potem jednak zajrzałem do Google Books i zobaczyłem przykłady takich inskrypcji z roku 1766. Nie odbiera to chwały zegarowi słonecznemu nad wejściem w Baranowie Sandomierskim. Wręcz przeciwnie – czyni to bardziej zajmującym.

  8. Pałac ładny.

    Liche te chałupki wokół, jakieś takie opuszczone czy zamieszkałe przez biedaków ? Pańszczyzna źródłem nędzy czy to pustostany bo ludzie  wyemigrowali za ocean.? Jaki był poziom życia w tych rejonach?

  9. Szanowny Panie Coryllusie, będę pamiętać.
    Lektura Pana tekstów przywołała jeszcze jedno ciekawe miejsce. Po drodze do Baranowa Sandomierskiego jest mało znana a o wielkiej wadze historycznej miejscowość. Pisał Pan niedawno  Świętym Biskupie Stanisławie i o Niego tu chodzi. Otóż jest to zapomniane sanktuarium Świętego Stanisława. Jest to miejsce pochówku Rycerza Piotrawina, który wstał z grobu na wezwanie Biskupa, żeby zaświadczyć na sądzie królewskim o  prawie Biskupa do majątku.
    Miało tam powstać potężne sanktuarium Świętego Biskupa Stanisława, o czym świadczą leżące do dziś potężne głowice kolumn przywiezione jako budulec na przykościelnym placu Drogi Krzyżowej. Jednak późniejsze zabory i potem okupacja sowiecka nie pozwoliły na odrodzenie się tej idei i miejsce jest znane jedynie lokalnie. Można kontynuować drogę do Baranowa zajeżdżając do Radomyśla nad Sanem i odwiedzić słynny kościółek na Zjawieniu. Następnie zajechać do Rozwadowa, do kościoła oo. Franciszkanów, który został wymurowany z cegieł rozebranego Zamku Królewskiego w Przyszowie nad rzeką Łęg.
    Kilka zdjęć z Piotrawina. Małe obrazki z inskrypcjami to świadectwa cudów, obraz sytuacji z opisem kto w jakiej sytuacji został ocalony przez Św. Stanisława. Niestety gdzieś zarzuciłam zdjęcia kolumn. Jak znajdę, dorzucę. Pozdrawiam.  https://photos.app.goo.gl/BPRoqzKXftCnAfvB7

  10. Wspominał Pan także o Tarłowie. Niezwykły zabytek, niepowtarzalna Kaplica Śmierci.
    Pod obrazem św Tekli ukryta w kwiatach, wspaniała relikwia: czaszka Św. Klemensa Męczennika.
    Można spojrzeć: https://photos.app.goo.gl/1r8yQYD4kfwmavwG7

  11. Tom Galiczia z wydanej w Budapeszcie w roku 1898 „Monarchii Austro-Węgierskiej” (OSZTRÁK-MAGYAR MONARCHIA) ma wielu autorów polskich, ale to nie przybliża mnie do zrozumienia języka naszych bratanków.

  12. nie da się tego języka zrozumieć, ale znam jeden wyraz: przysmak – czemege (tak się wymawia), jak się to pisze nie wiem.

  13. kropla->Ewelina Anna

    Witam Panią cichy czytelnik sie kłania, rzadko komentuję

    Tarłów doskonale znany Coryllusowi

    Śmierć z fresków jest na okładce Baśni jak niedźwiedź tom II

    Ale bardzo ciekawy pierwszy link i informacje

    Nie wiedziałam o tym miejscu

    Takie perełki mamy

    Pozdrawiam

    kropla

  14. Przepiękny cykl cudów Św. Stanisława wykonany na podstawie spisu cudów Wincentego z Kielczy. Dziękuję!

  15. Serdecznie Państwa pozdrawiam i bardzo się cieszę, że linki się przydały. Na mnie te miejsca zrobiły ogromne wrażenie.

  16. Mam dla Państwa Czaszkę św. Klemensa. Jeśli ktoś chce zobaczyć tę Relikwię, proszę, link do profilu, ostatni wpis.   https://plus.google.com/+EwelinaAnnaK

  17. Już nie ostatni wpis. Gdyby ktoś chciał zobaczyć jakiego rozmiaru były przywiezione do budowy sanktuarium w Piotrawinie, części kolumn, może. Na jednym zdjęciu między dzieciakami, w głębi widać jedną na przykościelnej Drodze Krzyżowej. Po lewej od kapliczki grobowej Rycerza Piotrawina, można zdjęcie powiększyć. Drugie zdjęcie – kolumna w towarzystwie ośmiolatki. Wielkie miało być to sanktuarium. https://plus.google.com/+EwelinaAnnaK

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.