Statystyki wskazują, że na każdą wieś przypada tylko jeden wiejski głupek. Są wyjątki, bo na przykład na Rycicach było dwóch, ale to jest specyficzne miejsce, a każdy wyjątek, jak wiadomo, potwierdza regułę. Skoro zaś na jedną wieś przypada jeden idiota, nie sposób pojąć dlaczego książki Remigiusza Mroza ukazują się w nakładach masowych i kolportowane są przez sklepy wielkopowierzchniowe nie tylko na wsi, ale także w miastach, gdzie procent głupków przypadających na kwartał zwartej zabudowy, jest póki co niezmierzony i pozostaje zagadką. Statystyka wyklucza bowiem stanowczo taki mechanizm, a jednak on działa. Zanim przejdę do dalszych rozważań, opowiem kim był Stasio Buba, którego panicznie bałem się w dzieciństwie. Był to człowiek z silną dysfunkcją intelektualną, który mieszkał na naszej ulicy. Taki jak on właśnie, w dawnych, brutalnych czasach określano mianem wiejskich głupków.
Nie mam tu zamiaru kpić z niego, ale fakty pozostają faktami, Stasio był, jak to się mawiało, niedorozwinięty, a my dzieci, baliśmy się go może nie panicznie, ale czuliśmy przed nim respekt, choć byli tacy, którzy mu dokuczali. Dorośli lubili go i zawsze otaczali troską, wiedząc, że los tego człowieka to wielkie nieszczęście dla rodziny i ciężki krzyż dla niego samego. Stasio słabo mówił, a jedynym jego zainteresowaniem były krowy. Pasał je na łąkach i otrzymywał za to chyba jakieś wynagrodzenie, ale pewien tego nie jestem. Mówił o nich buby, stąd jego przezwisko.
Kiedy byliśmy mali i szliśmy na łąki, albo do lasu, a z naprzeciwka nadchodził Stasio omijaliśmy go szerokim łukiem, a on patrzył na nas spode łba. Jakby mało było tego jego nieszczęścia, pewnej zimy spadł z wozu i dostał się pod koła. Jechał z jakimś gospodarzem po drewno do lasu i miał mu pomagać w załadunku. Nie pamiętam dokładnie jak to się stało, bo znam to tylko z opowiadań, ale wóz zmiażdżył mu nogę i Stasio, po wielu operacjach, chodził bardzo źle, bo jedna noga była dużo krótsza. Kiedyś też podobno zamarzł w lesie. W ogóle krążyło o nim mnóstwo legend i opowieści. Nie wszystkie pamiętam. Zmarł, kiedy był już po pięćdziesiątce i prawie nie wychodził. Ja zapamiętałem go, jak siedzi z tą krótszą nogą, na takim wielkim, zeschniętym drzewie, które ktoś obalił gdzieś daleko i nie wiadomo po co zawlókł na koniec naszej ulicy, siedzi i struga patyk nożem – Stasio Buba.
Dlaczego ja o nim piszę i dlaczego łączę go z postacią tak antypatyczną jak Remigiusz Mróz? Otóż dlatego, że w sobotę zobaczyłem zdjęcie Mroza na okładce gazowni, a na tym zdjęciu był napis – fajnie jest być antypolskim ideologiem. Przeczytałem to, przyjrzałem się Mrozowi, który, w środku lata ubrany był, w wełnianą marynarkę w kratę, wełniany płaszcz i miał wełniany szalik, a do tego długą czarną brodę. Potem zaś doszedłem do wniosku, że wszyscy razem i każdy z osobna traktowani jesteśmy tak, jak wstrętne rycickie bachory traktowały niegdyś tego nieszczęśliwego człowieka, Stasia Bubę. Różnica jest taka, że Stasio nie mógł się bronić. Miewał napady agresji, ale wszyscy wiedzieli, że lepiej by było dla niego, żeby ich nie miał, bo konsekwencje ich w tamtych czasach mogłyby być różne. Dorośli więc, ludzie świadomi i nawet w stanie wielkiego upojenia alkoholowego, wykazujący się jakąś wrażliwością, zawsze stawali w krytycznych sytuacjach po stronie Stasia przeciwko dręczącym go dzieciom. I niejeden smark oberwał od ojca po tyłku za to, że biegł za Stanisławem i wołał – buba, buba, buba, albo rzucał mu w plecy małymi kamykami.
Mimo tego iż sama obecność Mroza w przestrzeni publicznej wskazuje na to, iż jesteśmy traktowani jak Stasio Buba, nie powinno być w nas lęku. Nikt nas nie zlinczuje ani nie pobije, jak kiedyś znienacka zapytamy tego durnia dlaczego chodzi w szaliku i płaszczu w lipcu? Czy ma może reumatyzm czy też podpisał taki kontrakt z firmą dziewiarską, który zobowiązuje go do noszenia czapki uszanki od maja do października? Co w końcu nie byłoby takie dziwne, zważywszy na konstrukcje jego prozy i zawarte w niej absurdy.
Sprawa ma szerszy kontekst i nie dotyczy bynajmniej tylko Mroza i jego bełkotu. Chodzi o pewien mechanizm polegający na tym, że za pomocą wrażeń spreparowanych zaciera się kontury tak zwanego stanu faktycznego. A zaciera się je po to, by reklamować zimową konfekcję w lipcu i karnawałowe stroje wampirów na wiosnę, w czym z kolei uczestniczy pisarz Twardoch. Nie wiem doprawdy kto to wszystko wymyśla i czy czasem niebawem go nie zwolnią z pracy, ale jest na to jedno lekarstwo – trzeba wyostrzyć obraz i stwierdzić rzeczy oczywiste, dostępne zmysłom – nikt nie nosi szalika w lipcu, chyba, że bierze za to gażę, a to znaczy, że reklamuje te szaliki. Nikt nie przebiera się za Nosferatu z przedwojennego filmu, jak to czyni Twardoch, no chyba, że mu kazali reklamować przebrania karnawałowe w maju. Nie jest naszą rolą dociekać kto za tym stoi i dlaczego czyni to, co czyni. Powtórzę – my musimy to jedynie wskazać i nazwać. Musimy, albowiem plan, w którym ci nieszczęśnicy biorą udział i cała ta komunikacja skierowana jest do nas. Inaczej na zdjęciu Mroza w wełnianym płaszczu i szaliku, nie byłoby tego napisu – dobrze jest być antypolskim ideologiem. Nie mam zamiaru dociekać dlaczego dobrze jest nim być, chcę tylko zwrócić jeszcze raz uwagę na to, co widać. To znaczy na brodatego faceta ubranego jak na Syberię, który wypowiada kwestie, najwyraźniej nie swoje. Nie ma to zresztą znaczenia.
Stasio Buba miał kiedyś taką przygodę, szedł sobie wiosną, kiedy Wisłą płynęła kra, wzdłuż wschodniego brzegi i zauważył na hen, po drugiej stronie stadko krów. Nie widziałem tego, ale mówili, że nie patrząc na nic, wpakował się do Wisły, bo myślał, że ją po prostu przebrnie i znajdzie się blisko przedmiotu swoich zainteresowań. Ledwo go wyciągnęli. No więc my nie możemy ulegać tego rodzaju złudzeniom, choć tamci bardzo się starają, byśmy w tę pułapkę wpadli.
Powtórzmy więc jeszcze raz – Remigiusz Mróz, z brodą czy bez, w szaliku, płaszczu, czapce czy waciaku, nie ważne w czym, zawsze będzie tylko kupką nieszczęścia i zbiorem deficytów. Ludzie, którzy podejmują zaś decyzje za niego, nie mają dla tego biedaka krzty litości, co widać dokładnie na tym zdjęciu z gazowni. On jest w gorszej sytuacji niż Stasio Buba, bo za nim nikt się nie ujmie i nikt, pardon, nie wystrzela po dupie liściem, tych co szydzą z niego tak okrutnie i robią mu te zdjęcia wmawiając jednocześnie, że jest pisarzem. Tylko ja lituję się nad nim i wskazuję mu w jak tragicznej sytuacji się znajduje. Nie liczę jednak na to, że on się kiedyś opamięta i stanie w prawdzie. Już prędzej będzie brnął przez Wisłę, pomiędzy kawałkami płynącej kry.
dobrze jest być antypolskim ideologiem – bo za te głupoty, co się głosi w gazowni, pobiera się wynagrodzenie, w odróżnieniu od pożytecznych idiotów, którzy powtarzają te głupoty za darmo ☺
☺
ta broda Mroza to kosztowny ekskluziw, kosztuje u golibrody kilka „paczek” i kilka godzin pielęgnacji
Można powiedzieć, że obserwujemy wzrost potęgi reklamy. W sensie zarówno poszerzania horyzontu oddziaływania, jak również zwiększania ilości odnóży (macek), w których dzierżone są reklamowe foldery. I nie jest to wcale reklama ukryta, jak ongiś bywało, ale całkowicie jawna. Odchodzą w niepamięć czasy detektywistycznych zagadek i satysfakcji, którą dawało odkrycie danego formatu jako pierwszy.
Niemniej interesujące jest to, jak dalej będzie wyglądał rozwój reklamy? Skoro ona wizualnie jest już właściwie wszędzie, to co dalej, panie premierze? Bo przecież musi być coś dalej, nie spoczniemy na laurach, to wiadomo.
Pewnie wszystko w końcu sprowadzi się do uzależnień. Będziemy uzależnieni od proszku do prania, który kiedyś nieopatrznie kupiliśmy, od muzyki z określonego wydawnictwa muzycznego, której przypadkowo wysłuchaliśmy w całości w radio, od określonej partii politycznej – przy której postawiony przez nas krzyżyk będzie stymulował uczucie spełnienia (ale trochę konkretniej, niż obecnie). Te resztki Kościoła, które przetrwają, pozostaną samotnie na polu wśród, że tak powiem, wiatru historii.
Takie mam odczucia po przeczytaniu dzisiejszego tekstu, he he.
Kolo Mróz jest mi kompletnie nieznany – na zdjęciu w wiki wygląda jak Mefisto-prawiczek. „Co on pisze?”
Sprawdziłem i już kojarzę okładki, zalegają w każdym punkcie Impostu czy Ruchu. Znaczy produkt korpo.
Aż sprawdziłem w grafice co to jest ten Mróz i nie muszę tekstów męczyć. To jest dziecko, niewinne, lekko tylko zepsute, stylizowane. Produkt czasów. Pisaż na miarę heroiczności naszych czasów.
Robię coraz więcej błędów. Pisarz.
Każdemu się zdarza – ta polski ortografia taki trudny być, jakby coraz trudniejsza w tym zalewie angielszczyzny, gdzie wszystko takie proste (?!!??)
Moim zdaniem to nie błąd
Mróz to kamień u szyi, ale wydawcy jeszcze o tym nie wiedzą
Myślę, że można się temu przeciwstawić
Może niech Bonda też zapuści brodę, to jej sprzedaż wzrośnie
My nie powtarzamy
W „Bitwie nad Neretwą” występował upośledzony Bolko. W czasie jednej wszedł przez dach do budynku obsadzonego przez Niemców i za chwilę okna z kaemami wyleciały w powietrze. A Bolko wrócił na dach z podniesionymi rękami w geście zwycięstwa i krzyknął coś w rodzaju: Tak walczy Bolko partyzant!
A potem, gdy po wysadzeniu mostu okazało się, że muszą z powrotem przejść na drugą stronę rzeki, wszedł w nurt w długim płaszczu i za chwilę woda się nad nim zamknęła.
Ta postać chyba najbardziej utkwiła mi z całego filmu, może przez swoją odlotowość i groteskowość, ale i przez dramatyczną, spowodowaną naiwnością, śmierć.
Buba miał szczęście, że go wyciągnęli z tej rzeki….
I chociaż postać Buby miała służyć dalszej metaforze, mi spodobało się zachowanie społeczności, w naturalny sposób otaczającej opieką upośledzonego i bezradnego człowieka. Bez czerwonego sztandaru i zdartych z ludzi podatków na ten cel, przepijanych w lokalu GS-u.
Noblistka , z tymi frędzlami co je ma na głowie to i tak u fryzjera dość długo przesiaduje, chyba że to jest inwestycja obserwacyjna, może niedługo ukaże się książka pt „Księgi fryzjerowe”, kto wie … A może Mróz napisze cos w podobie przecież u barbera to całe popołudnie schodzi,
(obserwacja uczestnicząca – metoda badawcza)
Olga Tokarczuk z tymi kłakami przypominającymi żmije stylizuje się na jakąś meduzę.
A w witrynie w resortowej ksiegarni obok Mroza oczywiście Tokarczuk oraz „Cham zbuntowany”.
Na tej okładce z antypolskim ideologiem, którą ja widziałem, nie ma szalika lecz podniesiony w stójkę kołnierz marynarki. To jest inny sznyt. 20+ lat temu obowiązywały też podwinięte mankiety i białe skarpetki. Dziś do Wysokich Obcasów nie wolno nakładać skarpetek. W każdym kwartale miejskim jest przynajmniej jeden taki.
Dwie buby.
Gdy tzw. komunizm zaliczył w Polsce odpływ, wydawało mi się, że będzie normalnie. Tzn. że nie tylko będzie msza w TV, ale w ogóle zdrowy konserwatyzm na bazie katolicyzmu stanie się powszechną normą. Widoki za oknem wypięknieją, zaświeci słońce, motylki i pszczółki będą zapylać kwiatki w ogródku. Nie przypuszczałem, kurcze, że nowe czasy zalegalizują złośliwe gzy czające się na makatkach…..
Bo jak inaczej podsumować przypadek opisanej okładki?
jeśli te książki leżą w witrynie księgarni to dobrze, plotki mówią że są one raczej widziane w koszach przy wyjściu ze spożywczaków
W koszu spożywczaka widziałem tylko Mroza.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.