mar 302021
 

Odpowiedź jest bardzo prosta. Trzeba zatrudnić w dziale propagandy patriotycznej Jarosława Jakimowicza. Jak wiemy kluczem do wszystkich naszych rozważań, jest słowo „format”. Ono jest ważniejsze niż wyraz „telewizja” i inne brzydkie wyrazy, które stosujemy na co dzień, świadomie lub bezwiednie. Jakimowicz jest więc pewnym formatem, który został zastosowany, by do kreacji publicystycznych Dobrej Zmiany przyciągnąć jeszcze więcej niezdecydowanych osób, które czują w sercu jakiś niepokój. Tak to oceniamy, choć w sercu rodzi nam się od razu inny niepokój. Czy aby na pewno chodzi o Dobrą Zmianę? Mamy bowiem przeczucie, a przynajmniej ja mam, że pomiędzy ludźmi firmującymi politykę PiS, stanowiącymi głowę komety, a jej ogonem, czyli formatami propagandowymi emitowanymi w TV, łączność w zasadzie nie istnieje. Można by nawet śmiało rzec, że ogon leci oddzielnie, a głowa oddzielnie. I ja tu wcale nie zamierzam tej głowy szczególnie jakoś bronić, ale nie wydaje mi się, by ktokolwiek w partii miał pojęcie, że jej poczynania firmuje jakiś Jakimowicz. A nawet jeśli ma, to nie wie co z tym zrobić, albowiem nie rozumie i nie zna mechanizmów, które tego człowieka wykreowały. Myślę, że nawet Jacek Kurski nie wie skąd się ten facet wziął, a jego obecność jest na tyle istotna, że – czego dowiedziałem się dziś z rana – irytuje nawet Magdę Ogórek. Oto bowiem portale doniosły, że Magda Ogórek, która z Jakimowicze występuje, odepchnęła go po nagraniu. I nawet to sfotografowano.

Wcześniej jakaś pani oskarżyła Jakimowicza o usiłowanie gwałtu, ale potem wszystko rozeszło się po kościach. Później pan Jarosław rzucił wyzwanie Durczokowi mówiąc coś w rodzaju – ty szmato załatwię cię….A dziś został odepchnięty przez Magdę? To może oznaczać tylko jedno – pozycja Magdy jest poważnie zagrożona, a Jakimowicz jest bezpieczny, nawet jeśli wyjdzie na jaw, że gwałcił dzieci w samochodach, które wcześniej komuś ukradł. Powtórzę – kluczem do zrozumienia politycznej publicystyki jest słowo format. Najciekawsze zaś jest to, że w formaty wpasowujemy się mimowolnie, powodowani wyłącznie entuzjazmem i dobrymi chęciami. Właściwie nie my, ale ludzie, którzy, jak to się mówi – chcą dobrze. Oni, podświadomie czują, że aby „zaistnieć” muszą coś odegrać. I tu się zaczyna ścieżka pychy. Diabeł, który im tę myśl podsuwa, wciąga ich w pułapkę następującą – skoro trzeba kogoś odegrać, to nie ma sensu angażować naturszczyków, trzeba sięgnąć po zawodowców, w dodatku rozpoznawalnych. Co z tego, że warsztatowo słabych. Nie ma to żadnego znaczenia. – Ale – woła wzmożony naturszczyk, pragnący głosić prawdę w telewizji – nie można tak przecież, ważna jest treść przekazu! Otóż nie, i na tym polega pułapka. Ważny jest format. Poza tym człowiek, który uwierzył w to, że trzeba upraszczać treści, by trafić do większej ilości ludzi, podpisał – sam nie wie kiedy – cyrograf. I niech nie ma do nikogo pretensji, że każą mu oglądać Jakimowicza, który kocha Polskę nad życie, albo Dagmarę Kazimierską z programu Królowe życia.

Nie wiem, jakie haracze w rzeczywistości płacą ci, których dopuszczono do wygłaszania komunikatów publicystycznych w telewizji i jakie winy im zapomniano (chwilowo), żeby stworzyć ten dziwny dysonans, jaki przeżywamy w związku z obecność obecnością tych ludzi w przestrzeni publicznej. Musi to być jednak coś poważnego. Taką, na przykład Dagmarę, zapytano kiedyś w wywiadzie, czy to prawda, że sprzedawała dziewczyny do burdeli. – A tego mi akurat nie udowodniono – odpowiedziała pani Kazimierska. Jakimowicza oskarżono o usiłowanie gwałtu, a co jakiś czas, ktoś wyciąga mu inne jakieś brudy zza portek. No, ale format jest format i nie można go zmienić. Dlaczego? Albowiem konsumenci tej rozrywki muszą być regularnie i widowiskowo upokarzani. Oni tego nie rozumieją, albowiem wydaje im się, że są częścią widowni, a nie częścią przedstawienia. Śpieszę więc donieść, że jest inaczej. Wszyscy, którzy godzą się na obecność nie tylko Jakimowicza, nie tylko Kaźmierskiej, ale także Magdy Ogórek w przestrzeni publicystyczno-rozrywkowej, są częścią przedstawienia. Czemu ono służy? Pozbawieniu podmiotowości konsumentów tych treści. Wywołaniu wrażenia, że zamknięcie ich w obozach odosobnienia, gdzie jedyną rozrywką będzie hard porno, puszczane na ścianie baraku, to i tak za wiele, jak dla nich. Bo w zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie, by uwolnić świat od tego krępującego ciężaru. Tak więc życzę wszystkim miłego oglądania, a sam wracam do produkcji treści nieoczywistych i niełatwych. I mowy nie ma, bym się kiedykolwiek dał namówić na jakieś występy.

Z opisaną wyżej sytuacją wiąże się inna. Nie dotyczy ona produkcji formatów publicystycznych, ale naukowych. Bo i takie są. Oczywiście, uczeni humaniści mogą się przed tym bronić, ale niewiele im to pomoże. Tygodnik Solidarność zadaje bowiem takie oto dramatyczne pytanie: Najsłynniejszy lewicowy filozof XX wieku gwałcił dzieci? Czy to dla lewicy problem?

Chodzi oczywiście o Michela Foucault. Tu macie link do artykułu https://www.tysol.pl/a63441-Tylko-u-nas-Waldemar-Krysiak-Najslynniejszy-lewicowy-filozof-XX-wieku-gwalcil-dzieci-Czy-to-dla-lewicy-problem#.YGJG2WuAz4A.twitter

To oczywiście nie jest dla lewicy żaden problem, bo lewica, pod wzniesionymi sztandarami idzie walczyć o lepsze jurto. Nie może więc przejmować się jakimiś małymi Tunezyjczykami, którzy kiedyś mieli okoliczność z wybitnym lewicowym myślicielem. To są problemy prawicy, która stanowi formację odchodzącą w przeszłość i musi się tłumaczyć ze wszystkiego. Poza tym idee i koncepcje pana Foucault są piękne i atrakcyjne, a myśl, należy oddzielić od czynu. To jest standardowy bełkot, którym się usypia ludzi. Dotyczy on nie tylko filozofów, ale także artystów. Dzieło oceniamy osobno, a życie osobno. Fantastycznie, czyńmy tak nadal, ale tylko do momentu, w którym pan filozof i pan artysta, sami nie przechodzą do ofensywy, próbując prostować innych. Na przykład księży. Ja tylko przypomnę, po raz kolejny, fragment wspomnień Ambrożego Vollarda, który opisał scenę podczas proszonego obiadu w znanym burżujskim domu, sławnym w całym Paryżu, kiedy to wiceminister do spraw wyznań i znany ze skandalizujących grafik artysta Felicien Rops, omawiali kwestię obsady poszczególnych diecezji, wskazując na zalety i wady różnych duchownych. Pan Foucault zdaje się także nie unikał moralnych ocen bliźnich, a skoro sam nie dorastał do własnych wyobrażeń, niech – pardon – wypie…idzie sobie w siną dal.

Na tej samej stronie Tysola odnajdujemy inny artykuł, pod wielce poważnym tytułem Kościół nie jest od tego, by dostarczać rozrywki. To jest wywiad z księdzem doktorem Januszem Chyłą. https://www.tysol.pl/a63434-Wywiad-Ks-dr-Janusz-Chyla-Kosciol-nie-jest-od-tego-zeby-dostarczac-rozrywki Nie wiem właściwie dlaczego umieszczony w Tysolu, ale nie wygłoszony jako homilia skierowana wprost do Adama Szustaka, głównego rozgrywającego kościelnej rozrywki w Polsce. Otóż Kościół dostarcza rozrywki, dokładnie w takich samych formatach, w jakich czyni to Jakimowicz. Pułapka polega zaś na tym, że krytykując ową rozrywkę, popadamy w przekonanie, że wszyscy dotknięci dysfunkcjami proboszczowie, którzy samą swoją obecnością na mszy usypiają wszystkich wiernych, jak fakir kobrę, to coś wręcz fantastycznego i właściwego. Ja rozumiem, o czym mówi ksiądz Chyła, ale celowo nie odnoszę się do meritum jego wywiadu. Chodzi mi o to, że format – czy Kościół ma dostarczać rozrywki – to jest źle postawiona kwestia, która już zaczyna zalatywać jakimiś niepięknymi zapachami. To jest ten sam format, według którego powinniśmy oddzielać życie od dzieła, tylko inaczej spreparowany, na użytek wiejskich proboszczów po prostu, którzy jak wiemy są prostymi chłopakami i mają do wypełnienia niełatwe wcale zadanie. Muszą, cholera, walczyć jakoś z tym szatanem….

  13 komentarzy do “W jaki sposób podnieść samoocenę osób oglądających program „Królowe życia”?”

  1. Dzień dobry. Przypomniał mi Pan Niewolnicę Izaurę. Młodsi nie pamiętają, ale w „moich czasach” była taka bohaterka pierwszej chyba brazylijskiej telenoweli puszczonej w telewizji upadającej komuny. Dla publiczności wychowanej na opowieści o prawdziwym człowieku i słynnych ucieczkach był to szok estetyczny. Społeczeństwo stanęło w całości do dyskusji czy tak wypada, czy tak można, co powinna a co nie powinna telewizja i takie tam. Nawet chwilowymi brakami w zaopatrzeniu w artykuły pierwszej potrzeby przestano się chwilowo zajmować. Nigdy nie zapomnę, kiedy ktoś mądrzejszy odpowiedział na moje ówczesne święte oburzenia jednym zdaniem; Daj spokój, to nie dla ciebie… To była jedna z ważniejszych kwestii, jakie wtedy usłyszałem.

  2. tak się zastanawiam w jakiej rodzinie urodziła się w 1975 roku p. Dagmara , no albo w jakim środowisku dorastała…

     

    no ciekawe pozostaje środowisko szkolne, harcerskie, prywatki, randki …

  3. W przypadku tego pana nie ma rozbieżności między życiem i dziełam, bo pan promował między innymi pedofilię jako rzecz dobrą i naturalną. Nie z nim problem a z jego uczniami         i z tzw. nurtem renaturalizacji. Ród komuszy robi to co zawsze. Walczy z Panem Bogiem i Kościołem Chrystusowym, łże jak wściekły pies i używa w tym celu pseudonaukowego bełkotu. Biesy przywdziewają tylko co raz to nowsze kostiumy, ale spod każdego wystaje czarci ogon.

  4. No tak. Jest pewna niewidzialna granica pomiędzy: „kościół nie jest od tego, by nieść pomoc ubogim” a „kościół nie jest od tego, by dostarczać rozrywki”. Delikatne stopniowanie napięcia, polegające na minimalnej różnicy w oczywistości pytań. Następne stwierdzenia obrońców kościoła będzie brzmiało: „kościół nie jest od tego, by zniknąć” – ponieważ te kwestie będą poruszane coraz mocniej.

  5. Kościół jest od tego żeby płacić. Ostatnie kuriozum to Fundacja św. Józefa. Okazuje się, że za pedofili i ich przestępstwa (prawdziwych i urojonych) zapłacimy wszyscy. Zastosowano odpowiedzialność zbiorową. Wszystkie parafie już płacą na ten cel.

  6. Nie obejrzałem ani jednego odcinka

  7. Nie czytałem ani jednej jego książki

  8. Może prościej – od czego jest Kościół, albo jeszcze proście – do czego jest…

  9. Od tego typu książek trzeba się trzymać z daleka. Głowa to nie śmietnik.

  10. Jest pewien nieznośny format, charakterystyczny dla TVP Historia i TVP Kultura. Nazywa się „zapchajdziura”. O tym dwa słowa wieczorem, a teraz prezentuję zajawkę TV STOPGAP (zapchajdziura) i piękną Panią Professoressę o wyglądzie nastolatki, którą obejrzałem już kilkadziesiąt razy w w tym samym 10-minutowym programie o Florencji, puszczanym w RAI dla zapchania dziur między innymi pozycjami. W żadnym wypadku ten epitet nie odnosi się do professoressy. Jej nazwisko jest naprawdę tajemnicze:

    INSOLVIBILE czyli Nierozwiązywalna

  11. Dziś rano zachowałem się prawie jak szczyt lenistwa. Wszyscy to znają, więc nie opowiem. W moim przypadku chodzi o to, że nie chciało mi się rzucić czymś w telewizor śniadaniowy. A jest to urządzenie wiekowe z przystawkami androidalnymi, które więcej burczą niż działają, więc miałbym powód do wymiany. Do końca obejrzałem więc kilka minut TV Kultura z pewnym aktorem, który na tle flagi unijnej użalał się, że przez Covid musi codziennie trzy razy okrążać Muzeum Żydów Polskich (blisko mieszka) i martwi się o ziemie swoich wnuków. Korekta, on nie martwi się o ziemię swoich dziadów, on martwi się o Ziemię. Już w 1968 roku gdzieś się udzielał. Ale dopiero teraz (dzięki Covid) może wykorzystać swój czas poprzez swoją fundację unijną i zadać trochę roboty Senatowi, by ten podjął uchwałę o wyższości UE nad Afryką (chyba coś źle zrozumiałem). Po tym artyście był program o Kuncewiczowej, a zaczął się od tego, jak już za młodu była nowoczesną kobietą. Nie wytrzymałem i przełamałem swe lenistwo (skończyłem śniadanie). Pomimo niechlujstwa tych, co zniechęcają do oglądania (vide ilustracja zapowiedzi), udało mi się zidentyfikować tego artystę. A  w komputerze znalazłem tekst o ludziach wyrzuconych z siodła, który też dodaję do dzisiejszej ilustracji.

  12. WZORCE PROJEKTOWE

    Z bardzo solidną nieśmiałością pozwalam sobie zasugerować rzeczone. Mniemam, po rozpracowaniu pojęcia, pozwolą ciut odetchnąć słowu „format”.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.