Życie pełne jest niespodzianek i sytuacji zaskakujących, które mogą wywoływać konsternację. Często jednak jest tak, że to co powinno nas dziwić i oburzać traktujemy obojętnie lub z lekceważeniem. Czynimy tak powodowani obojętnością, ale czasem także strachem. W Krakowie, spotkałem się z dwoma takimi sytuacjami, a jedną, która przypomniała mi się z dawnych czasów, omawialiśmy, przy stoliku przed spotkaniem. Zacznę od niej.
Oto w czasach kiedy większość z nas była dziećmi telewizja polska była jednym gigantycznym kuriozum, instytucją, która pomiędzy kolejnymi wydaniami dziennika telewizyjnego emitowała wszystko co mogła, byle nie urażało to uczuć religijnych komunistów. Ramówka była zapychana rzeczami absurdalnymi i komicznymi, a czymś takim jak pora emisji nikt sobie nie zaprzątał głowy. Kiedyś puścili w niedzielne, wczesne popołudnie, jakiś węgierski spektakl, gdzie normalnie był striptiz. Nie to jednak zapadło mi w pamięć najbardziej. Pewnej soboty, przed południem kiedy mój tata od rana zajmował się tak zwanym „rozbieraniem połówki” czyli produkcją wędlin z połowy świniaka, kupionego na wsi, telewizja polska wyemitowała film Louisa Bunuela pod tytułem „Pies andaluzyjski”. I ja ten film, jako małe dziecko oglądałem. Ojciec zabronił mi wchodzić do kuchni, w której robił kiełbasę, siedziałem więc zamknięty w pokoju i gapiłem się na te wszystkie kurioza. Widziałem jak przecinają oko brzytwą i jak pod skalnej drodze spaceruje kary koń na dwóch nogach, a wszystko to podczas gdy z tyłu, za drzwiami tata mój „rozbierał połówkę”.
Wczoraj w nocy zaś, leżałem w hotelowym łóżku i gapiłem się w telewizor. Nie mogę spać w obcych łóżkach i tylko tak leżę całymi nocami. Całe szczęście w hotelach jest telewizor, pstrykałem więc pilotem i bawiłem się nieźle. Tak naprawdę oglądałem jeden tylko film, nazywał się „Free games”, albo jakoś podobnie. Bloki reklamowe przerywające projekcję były tak długie, że mogłem pstrykać i oglądać bez żadnych kolizji i ubytków treści. No, może bez prawie żadnych. Film ten był jednym z wielu amerykańskich i brytyjskich filmów opowiadających o rodzinie, która znalazła się w mocy zbrodniczych szaleńców. Coś jak „Zagubiona autostrada” tylko bez autostrady. Tym razem był dom nad jeziorem, kobieta, mężczyzna, dziecko i zwierzęta. Wszyscy oni znaleźli się nagle w mocy dwóch oszalałych psychopatów, którzy wyglądali jak absolwenci najlepszych angielskich szkół. Białe sweterki, spodenki, tenisówki, nienaganne maniery. Reżyser i scenarzysta zaplanował sobie wszystko tak, żeby napięcie rosło i co bardziej wrażliwych widzów przyprawiało o obłęd. Zaczyna się od tego, że ci dwaj przychodzą do posiadłości głównych bohaterów, żeby w czymś pomóc, nie pamiętam w czym, bo przerzuciłem akurat na mecz. Przychodzą więc, robią jak najlepsze wrażenie i wdają się w różne pogawędki, które zamieniają się powoli w życzenia i prośby, te zaś wkrótce stają się żądaniami. Potem zaś dwaj zbrodniczy szaleńcy wyglądający na chłopców z najlepszych domów, zaczynają się bawić ze schwytaną przez sobie rodziną w różne gry. Najpierw golf i kije pana domu, które posłużyły później do złamani mu nogi, potem ciepło-zimno i inne takie. Ten film jest naprawdę straszny, ale ja nie próbuję nawet oddać jego rzeczywistej atmosfery. Wszystko zaś zmierza do tego, by w możliwie najbardziej wyrafinowany sposób, pozbawić domowników, najpierw godności, potem nadziei, a na końcu życia. I to wszystko się dzieje przed naszymi oczami, na koniec zaś orientujemy się, że pan reżyser wcale nie zamierzał nas rozbawić, ani nawet przestraszyć, ale pozbawić nadziei właśnie. I wybrał w tym celu sposób dość przyznam wyrafinowany. Oto wariaci łamią nogę mężczyźnie, upokarzają kobietę, każąc jej się rozebrać, a na koniec, kiedy wszyscy myślą, że tymi ekscesami sprawa się zakończy zabijają dziecko. Rodzice mają nadzieję, że uda im się przeżyć i zaczynają się karmić nową nadzieją i myślą o zemście. Świry trochę przestraszone śmiercią chłopca gdzieś znikają, a kobieta wyrusza w poszukiwaniu pomocy. Prawie jej się udaje, ale kiedy po obejrzeniu kawałka meczu wróciłem do filmu świry znowu tam były i szykowały się do zamordowania mężczyzny. Oczywiście zrobili to dźgając go wcześniej kilka razy nożem gdzie popadnie. Reżyser był na tyle przytomny, że nie pokazał tego tylko dał nam posłuchać wycia tego pana. Na koniec zaś świry zabrały kobietę na łódź, posiadłość bowiem położona jest nad jeziorem i po jakiejś oderwanej od życia pogawędce wrzuciły ją do jeziora. Potem zaś przypłynęły do innej posiadłości, było ich bowiem nad tym jeziorem sporo. No i tak się ten film kończy.
Mnie zaś nurtują dwie kwestie. Po pierwsze: wszyscy pokazani w tym filmie ludzie, byli białymi anglo-saksońskimi protestantami. Czyli, w kategoriach czytelnych, ale ukrytych pod poprawnością polityczną, byli rasą wyższą. Za takich się uważali. No więc od razu nasuwa się pytanie: dlaczego rasa wyższa torturuje się takimi filmami? Bo do niej wszak są one kierowane? Myślę, że powód jest jeden: trzeba pielęgnować jakoś nienawiść do obcych i integrować rodzinę, której jednym oparciem jest własność i zwierzęta. Mamy tam bowiem wtargnięcie na teren prywatny, a ciepłe emocje ludzie żywią jedynie dla zwierząt. W sytuacji naprawdę beznadziejnej bohaterowie nie modlą się, ale próbują działać i to jest kolejna wskazówka dla rasy wyższej, wskazówka mówiąca co robić. Trzeba oczywiście działać, ale działanie kończy się klęską, królik zaplątuje się w sidła coraz bardziej, a pułapką – tak sugeruje autor filmu – jest wzajemna miłość tej rodziny. Scena kiedy sąsiedzi przypływają łódką i jest szansa na to, by zdemaskować świrów, bo jeszcze nic się nie stało, zabili tylko psa, mówi nam właśnie o tym. Kobieta zamiast wepchnąć tego gnoja do wody, bo on z nią stoi na pomoście, podczas gdy drugi ze strzelbą pilnuje syna i męża w domu, udaje że nic się nie dzieje i sąsiedzi wymieniwszy kilka uwag, odpływają. Fałszywie rozumiana troska o dobro rodziny – mówi reżyser – jest przyczyną waszych klęsk. Ja wiem, że to jest produkcja masowa i wiem, że w każdym takim filmie musi się znaleźć scena z sąsiadami, którzy chcą pomóc, ale strach jest silniejszy i nie można zdradzić im co się tak naprawdę dzieje. Wiem, to wszystko, ale rzadko oglądam filmy, jak się okazało słusznie i one wywołują we mnie takie właśnie refleksje. No, ale do rzeczy. Ponieważ wszystkie absolutnie produkcje kina anglosaskiego mają funkcję edukacyjną, ma ją również i ten film. Czego on nas uczy? A raczej nie nas, bo my byśmy się w tak idiotyczny sposób nie zachowywali, tylko ich. Polka po prostu narobiłaby takiego wrzasku, że pół jeziora zaroiłoby się łódek, na których staliby faceci ze strzelbami, głos po wodzie niesie się przecież daleko. Facet nawet jakby miał złamaną nogę, a zabili by mu psa, nie mówię o dziecku, napierniczałby nogą od krzesła w tych świrów, ażby gwizdało i musieliby go niestety zabić naprawdę już na początku filmu. A dzieciak po prostu by uciekł. No, ale my nie jesteśmy rasą wyższą, tylko niższą, więc możemy sobie pogadać. No, ale po co są te filmy? Czego one ich uczą? Tego, że człowiek jest bezradny, że rasa panów, musi mieć kogoś, kto ich obroni, bo sami sobie nie poradzą. Ja nie wiem kto to ma być, ale wiem, że wiele się zmieniło w kinie anglosaskim od czasów kiedy John Wayne galopował po prerii winchesterem przy siodle. Do niego żaden świr nawet nie próbowałby się zbliżyć, a jeśli już to jedynie po to, by złożyć mu uszanowanie. A gdyby wyglądał jak absolwent najlepsze angielskiej szkoły nie próbowałby się doń zbliżyć w sposób szczególny, bo miałby 100 procent pewności, że John zastrzeli go za sam wygląd.
W filmie „Free games” rasa panów podejmuje grę z psychopatami, bo ma nadzieję, że ich pokona, a jeśli nie to wywoła w nich jakiś ludzki odruch. To się kończy klęską. Popatrzmy teraz czy my czasem nie mamy w pobliżu kogoś kto wygląda i zachowuje się jak absolwent najlepszej angielskiej szkoły, a w rzeczywistości jest zbrodniczym psychopatą. Oczywiście, że mamy kogoś takiego, to Radosław Sikorski, brudny, niebieski kołnierzyk, mały hitelerek z manią wielkości. On przez ostatnie 20 lat robił w konia ludzi, którzy uważali się za rasę wyższą, czyli polską klasę polityczną optującą za wartościami tradycyjnymi. I co? Czy ktoś wrzeszczał, wołał pomocy, albo alarmował sąsiadów? No, skąd, wszyscy liczyli, że uda się jakoś otorbić tę larwę i ona przestanie kąsać. No, ale się nie udało i teraz mamy z jednej strony grozę, a z drugiej kupę śmiechu, bo wielu ludziom wydaje się, że to tylko taki film, podobny do „Zagubionej autostrady” tyle, że bez autostrady. Czy ktoś z polityków wytłumaczył się przed nami z obecności w naszym życiu Radka Sikorskiego? Ja sobie tego nie mogę przypomnieć, a uważam, że takie wydarzenie jest bardzo potrzebne. O wiele bardziej niż opowieści Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza o rządzie ekspertów, który należy powołać przed wyborami. Jak Kaczyński z Macierewiczem chcą powołać ten rząd ekspertów kiedy Tusk nie zamierza ustępować? Rozumiem, że w grę wchodzi kryterium uliczne, tyle razy ćwiczone w ostatnich latach? Nic innego nie przychodzi mi do głowy. No, ale kryterium uliczne zostało przez swoją powtarzalność i nieskuteczność pozbawione mocy już dwa lata temu. Można więc do woli łazić po ulicach tam i z powrotem, bez szans, że to coś zmieni. Czy Jarosław Kaczyński i Antoni Macierewicz liczą na ustąpienie Tuska? Tak jak ta biedna rodzina liczyła na to, że świry będą miały jakieś ludzkie odruchy? Jeśli tak, to bardzo przepraszam, ale oznacza to, że wszyscy są w zmowie. Nie widzę innego wyjścia. Jak można, mając za plecami Radka Sikorskiego i te jego sympatyczne oczy, tak uważnie zawsze wpatrzone w rozmówcę, opowiadać wyborcom o rządzie technicznym? Czy ktoś może mi to wyjaśnić? I kto miałby ten rząd tworzyć? Gliński, Bugaj i Zybertowicz? Może jeszcze jakiegoś psa dobrać do kompletu, jest szansa wtedy, że Tusk z Sikorskim zaczną realizować swoją misję od niego i będzie można zyskać na czasie.
To co mamy przed nosem, nie jest filmem i nie nosi tytułu „Free games”. My sami zaś nie jesteśmy rasą wyższą, przeciwnie, wszyscy uczestnicy przedstawienia starają się nam wmówić, że jesteśmy rasą niższą i zachowują się stosownie do tej konkluzji. W poczekalni zaś już czeka Kukiz z kolegami, który podpisał umowę opiewająca na wyprowadzenie rasy niższej na ulicę celem zmiany rządu. No więc my, w przeciwieństwie do tej osaczonej rodziny, musimy teraz podejmować jakieś prawdziwe decyzje. Na sąsiadów nie ma co liczyć, ale może chociaż spróbujmy wyrwać Zdradkowi kij golfowy? To taka propozycja na początek, a temu drugiemu, jakże mu tam…Tuskowi…zabierzmy pilot od telewizora. Będziemy się wtedy przynajmniej wyraźnie słyszeć.
Na tym kończę.
Pora na omówienie jeszcze jednej kuriozalnej sytuacji, z którą spotkałem się w Krakowie. Oto na widowni siedział sobie lekko podcięty pan z teczką, po spotkaniu podszedł do mnie i przedstawił się. Powiedział, że jest królem Polski, potomkiem Stanisława Leszczyńskiego, że nazywa się Kazimierz V i potrafi wykonywać różne sztuki, na przykład zmieniać lokalne warunki pogodowe. Przynosi również ludziom szczęście i kiedyś jak go milicjant zatrzymał, żeby mu wlepić mandat, to Kazimierz V, król Polski powiedział, żeby go poniechał, to będzie miał szczęście. I wyobraźcie sobie, że przy kolejnym spotkaniu naszego bohatera z milicjantem okazało się, że tamten przeżywa od czasu pierwszego spotkania jakąś nieprawdopodobną hossę. Podarowałem panu Kazimierzowi jeden egzemplarz „Szkoły Nawigatorów”, bo wyraźnie było mu szkoda pieniędzy na zakup, a odchodzić nie zamierzał, gadał tylko i gadał. Musiałem więc jakoś tę sytuację rozwiązać. Udało się. No, ale popatrzcie teraz sami, jakie to szczęście, że po naszej stronie są tacy ludzie, nie dość, że przynoszą szczęście, to jeszcze potrafią zmieniać pogodę, nie w skali kraju co prawda, a tylko lokalnie, ale to i tak dużo. A oni kogo mają? Tylko tych świetnie wyglądających absolwentów najlepszych angielskich szkół. A nasi co…? Z rządem technicznym wyskakują….?Nie dajmy się nabrać na ten rząd techniczny…bo wtedy koniec…już lepiej, żeby pana Kazimierza do Sejmu wybrali….zmieni lokalne warunki pogodowe i po herbacie.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Absolwentowi najlepszej angielskiej szkoły to teksty piszą absolwenci i absolwentki najlepszej angielskiej szkoły z MI6 😉
Ten film się chyba nazywał „Funny games”.
Za dużo Bond-a HENRY 🙂 Choć Ci powiem, że nowy Sherlock Holmes, no ten gdzie Bilbo Bagins gra doktora/pułkownika „lu teneta” Watsona zrobiony jest ładnie, poprawnie wręcz propagandowo. Ciekawa rzecz, że najlepszą kuracją dla żołnierza, na lęki i traumę, jest strzelanie do ludzi.
Kiedyś byłem fanem Bunuela, ale to przeszłość, a ten ponury film o grzecznych chłopcach masakrujących rodzinę wyłączyłem, nie mogłem oglądać, chociaż robił wrażenie profesjonalnie zrobionego, z aktorem, który zawsze mi się będzie kojarzył z „Wściekłymi psami”.
Co do psychopatów w białych kołnierzykach – słyszałem, że na terenie Wysp Brytyjskich różnego rodzaju świrów i zboczeńców jest więcej niż przewiduje ustawa, dlatego niebezpieczne są tam podróże autostopem i w ogóle inne formy niepewnych kontaktów. Podobno specjalnością są małżeńskie duety ludzi lubujących się w różnych dewiacyjnych zabawach. Te informacje są uzyskane z kręgów specjalistycznych, ale czy to prawda? W każdym razie wybierając się tam radzę to wziąć pod uwagę.
Przypomina mi się też fajna, popularno-naukowa książka „Historia naturalna bogaczy”, polecam każdemu, kto nie czytał, w której autor próbuje analizować m.in. fenomen brytyjskiej arystokracji, małej grupy, która do dzisiaj zaskakuje „kolorytem'” moralności i ogólnie wielu paskudnych, niemalże mutanckich cech, a potrafiła w apogeum kontrolować 25% globu …. Owoce takiej kultury, w postaci ugrzecznionych i powierzchownie kulturalnych chłopców z dobrej szkoły są jakby oczywiste i przeniesione częściowo na grunt amerykański. Amerykańska arystokracja finansowa lubowała się w poprawianiu krwi rodową arystokracją brytyjską.
Co do Radosława Sikorskiego – czy znacie anegdoty finansowe dotyczące tego osobnika, a przywołane w książce Łysiaka? Po ich przeczytaniu nic mnie nie zaskakuje w tym Panu, byłem zdziwiony jego pozycją i pozytywnym odbiorem przez niektórych. Twarz boksera z przedmieść przyozdobiona frakiem z tajemniczą przeszłością i dziwnym poparciem.
Też pasuje tu wzmianka prof Chodakiewicza (YT) o Condolizie Rice, kiedy jej zlecono napisanie przemówienia do byłych obywateli Zw. Radzieckiego, że ZSRR nie był taki straszny i żeby z tego projektu nie uciekać, nie szukać niepodległości. Potem ta panna zrobiła dużą karierę, a jakie miała ona pojęcie o radzieckich realiach do kontunuacji których nakłaniała – zerowe albo teoretyczne. Dla byłych narodów ZSRR była absolutnie fałszywa.
Rasa niby panów z najlepszych amerykańskich i angielskich szkół, nie ma strategii, dla zwykłych ludzi, wiedza że są fałszywi, a chcą utrzymać zawłaszczone dla anglo – sasów miejsce. Stąd najprościej – posługują się świetnie ubranymi agentami, straszeniem, manipulacją, pozostaja w półcieniu – wampirzą. Taki zwyczajny obywateli musi mieć oczy dookoła głowy i na wyposażeniu osikowy kołek.
Szkoda że tu nie można dodawać zdjęć w komentarzach. Bo jak wiadomo, jeden obraz wart tysiąca słów:
https://drive.google.com/file/d/0ByAOyhr0o971ekt3aTZBcFV0bWM/edit?usp=sharing
A co do arystokracji angielskiej to ilustracją wystarczającą jest polowanie na lisa. Ostatnio władze wyspisrskie chciały zdelegalizować tę zabawę (nie wiem czy im sie to udało), przy świętym oburzeniu „socjety”, że jest to sprzeniewierzenie się i upadek tradycji. A zabawa polega ni mniej ni więcej na tym, że sfora psów gończych z rozbawioną kawalkadą ich panów i pań na koniach literalnie zagania na śmierć pojedyncze biedne zwierzę – lisa. Nie ma tam strzelania ani nawet psy nie atakują lisa – ma paść trupem z wycieńczenia! Fajna rozrywka….rasy wyższej.
Radek dal plame.
Nic podobnego — lis zostaje koniec dosłownie rozszarpany żywcem przez psy.
Nie wiem, czy zwróciliście uwagę na charakterystyczne zjawisko — każdy reżim ufundowany lub przejęty przez księcia tego świata, nawet jeśli na pierwszy rzut oka cywilizowany i polukrowany, kultywuje jakiś obyczaj, tradycję, rytuał do głębi pogański i pozornie bezsensowny w swoim prymarnym okrucieństwie. O ile oczywiście nie jest Rosją, gdzie ludzie na co dzień żyją w cieniu piekła i stale muszą o tym pamiętać, jak Japończycy o zagrożeniach tektonicznych.
Taki element lokalnego folkloru — jak właśnie owa pogoń za lisem — nie jest jednak tylko omszałą i oderwaną od swych pierwotnych znaczeń tradycją, ale jest swoistą pieczęcią Złego, który stawiając ją syczy „moje!”. Jest on również, a może przede wszystkim, rytuałem przejścia dla młodzieży aspirującej do kariery w hierarchii — niekoniecznie może osobisty udział, ten zarezerwowany jest dla faktycznych pretendentów do realnej władzy — ale akceptująca postawa dla zjawiska, koniecznie z umiejętnością jej racjonalizacji jako mechanizm szufladkujący, oddzielający „swoich” od „odszczepieńców”. Podobne rzeczy widuje się w klasycznych nowożytnych gangach i strukturach paragangsterskich, gdzie trzeba kogoś osobiście skrzywdzić lub zabić albo samemu poddać się jakiejś upokarzającej torturze i znieść ją bez okazywania strachu.
Jeśli dobrze się przyjrzeć, to każda kultura nomadyczna (barbarzyńska), w przeciwieństwie do stojącej w opozycji do niej kultury osiadłej (pastersko-rolniczej) posługuje się tym prastarym schematem. Oczywiście już dawno większość ludzkich kultur ma charakter mieszany, ze zmienną zależnie od okoliczności przewagą jednego lub drugiego rytu, ale chodzi mi o podział schematyczny. Większość tych rytuałów przeniknęła do religii i innych dziedzin i instytucji życia społecznego (sportu, wojska, uniwersytetu), po czym oczywiście uległa ewolucji, zachowując wszakże swe jądro znaczeniowe.
W naszej religii, chyba jako jedynej, przekształcenie to miało charakter jakościowy i uległo uniwersalizacji, przyjmując postać jednokrotnej i historycznej, za to zmaksymalizowanej znaczeniowo ofiary. Dzięki tej maksymalizacji — nie sposób wszak złożyć większej ofiary niż ta, którą Bóg złożył z samego siebie — nasza cywilizacja mogła zacząć budować skuteczną filozofię opartą na wyzbyciu się konieczności składania pokłonu Złemu, co było nie do uniknięcia wcześniej. W ten sposób powstać mogło (czy raczej — stopniowo powstaje) plemię wolne od Skazy, w przyszłości zdolne do wyniesienia ludzkości na wyższy poziom i uwolnienia jej od niektórych zgubnych ograniczeń i uwarunkowań.
Naprawdę, niesamowity wynalazek cywilizacyjnotwórczy, jeśli patrzeć nań oczyma ateistycznego kulturoznawcy, dla którego niedomyci bliskowschodni pasterze, plączący się na obrzeżach szlachetnej cywilizacji, niewiele różnili się od dzisiejszych Aborygenów. Oczywiście, my chrześcijanie patrzymy na to z perspektywy Boskiego planu i nie może nas to dziwić. Jednak niewolnicy materialistycznego paradygmatu współczesnej nauki nie są zdolni do spójnego rozwiązania tego dylematu.
Ja słyszałem lub czytałem o pogoni za lisem właśnie wersji 'zagonienia na śmierć” co i tak nie ma wielkiego znaczenia bo lis rozszarpywany przez harty jedynie chyba wzmacnia wizualnie całą imprezę, natomiast i tak pewnie jest niżywy ze strachu i wycieńczenia.
A co do naszej religii , chrześcijańskiej , to wszak dopiero właśnie chrześcijaństwo uwolniło ludzi od różnego rodzaju barbarzyństwa , bo przecież w Starym Testamencie lud wybrany ciągle w imię wiary w jedynego Boga wytracał inne narody włącznie z „dziećmi, kobietami i wszystkimi trzodami”, a gdy się sprzeniewierzył, sam był dziesiątkowany w podobny sposób przez inne narody. Myślę, że w tym aspekcie ofiara Chrystusa, czyli samego Boga za wszystkie ludzkie podłości i wynaturzenia jest zupełnie niesłychanym wyrazem miłości i zupełnie niebywałą tajemnicą. A my jedynie powinniśmy sobie to uprzytomnić, czyli dojść nad tym do przytomności. To niby takie proste, ale jak widać chyba zbyt trudne do ogarnięcia….
Polowanie par force
„Facet (Polak?) nawet jakby miał złamaną nogę, a zabili by mu psa, nie mówię o dziecku, napierniczałby nogą od krzesła w tych świrów, ażby gwizdało”.
Panie Gabrielu, dzisiejszego Polaka (to panskie wlasne slowa) mozna obic po mordzie, skopac, unurzac w blocie I jeszcze bedzie uciekal po krzakach rozgladajac sie trwozliwie.
Smutna prawda.
Ogladam Mundial w Brazylii I przypomina mi sie scena po Euro 2012. Polscy pilkarze ktorzy sie skompromitowali we wlasnym kraju stali z premierem Tuskiem I innymi politykami w eleganckich garniturach I rozdawali autografy. A przeciez powinii byc obrzuceni przez kibicow zgnilymi jajkami. Taka refleksja na marginesie.
To takie chyba jest zadanie tych powierzchownie ugrzecznionych a zbrodniczych idiotów: par force, na przełaj, stratować, zubożyć, zgenderować i zdziesiątkować wskazane społeczeństwa a tych co ocaleją doprowadzić do kompletnego indyferentyzmu (do pogubienia )
No tak, ale to nie dotyczy ich samych. Własne dzieci, przewidziane do panowania nad światem, nie są poddawane ogłupianiu. Wręcz przeciwnie. Tresura prowadzi ich, narzuca im aktywność. To jest dobra droga oporu, czy też samowychowania przeciw strategom dążącym do zniewolenia. Cokolwiek robić, działać na miarę możliwości, nieoczekiwanie zmieniać kierunek, nieprzewidywanie zachowywać się.
Wtedy ta, jak piszesz, strategia „stratować, zubożyć, zgenderować i zdziesiątkować wskazane społeczeństwa a tych co ocaleją doprowadzić do kompletnego indyferentyzmu” zginie w zarodku.
Wczorajsza , wieczorna audycja na radiokrakow.pl …. Golgota picnic będzie w Narodowym Starym , u Klaty .
Zgromadzenie w studio goście , tłumaczyli , że trzeba pokazać , bo są protesty a nikt z protestujących nie widział . I że ważne jest żeby uświadomić ludziom / widzom , że od setek lat oglądane obrazy , do których odwołuje się w sztuce jej twórca , pełne przemocy i zbrodni /obrazy religijne , chrześcijańskie / są winne temu , że ludzie chętnie sięgają po przemoc , dokonują okrutnych zbrodni itd …
Przekaz w audycji taki , ze gdyby pokolenia chrześcijan nie napatrzyły się w kościołach na te okrucieństwa , to świat byłby lepszy .
Czyli dokładne odwrócenie sensu ofiary Chrystusa .
No i powód żeby tępić WASP .
Nigdy bym się nie śmiała z tego co się przydarzyło Radkowi (zdjęcia Tipsi), ale tak mnie wkurza bezczelność z jaką on i jego grupa odnoszą się do nas, że szydzę z tego człowieka cały dzień i wszystkich znajomych pytam, chcesz się pośmiać z Radka -zdradka i jego rozdętego ego – spójrz na zdjęcia, są tu i tu …itd
Lis rozszarpywany jest przez stado gończych – foxhoundów, które tylko do tego się nadają – do życia w stadzie, mieszkania w psiarni,pełnej gamy głosów do oszczekania tropów i gończej roboty.
tymczasem na facebookowym profilu posła Johna Godsona:
Podczas głosowania za wotum zaufania dla Rządu podjąłem decyzje by zagłosować ZA. Uważam, że to, co się stało, jakiego języka używali ministrowie Rządu jest naganne i wręcz karygodne. Ale uważam także, że Premier Donald Tusk, nie ważne, jakiego byśmy nie mieli zdania na jego temat, potrzebuje wsparcia i modlitwy właśnie teraz. Obraz, który mi przychodzi do serca to obraz, kiedy przyprowadzono do Jezusa kobietę złapaną na cudzołóstwie, którą chciano ukamienować. Jezus zadał jej oskarżycielom pytanie „Kto z was jest bez grzechu, niech rzuci pierwszy kamień”. Miałem dylemat jak postąpić wiedząc, że ta decyzja może wpłynąć na moją dalszą aktywność polityczną, w tym jej zakończenie. Ale zadając sobie pytanie, co zrobiłby Jezus – nie miałem już wątpliwości. Serdecznie dziękuję za zrozumienie. Pozdrawiam.
nachalne są te … i zuchwałe
Pod koniec lat siedemdziesiątych byłem w grupie Polaków ogladających przywieziony przez Anglików film „Don’t Look Now” z Lee Remick i Donaldem (nomen omen) Sutherlandem. Młode angielskie małżeństwo traci dziecko, które utopiło się w przydomowym stawiku. Wyjeżdżają do Wenecji, a tam jego żona oddaje się dziwnym sprawom kłamiąc męża, a jego prześladuje widmo postaci w płaszczyku z kapturem, identycznym z tym w jakie ubrane było ich dziecko w chwili śmierci. Zakończenie jest równie idiotyczne jak cały film.
Mimo, że była u nas głęboka komuna to poczucie, czy pragnienie normalności było w nas duże i zgodnie określiliśmy ten film gównem, ku sporemu zbulwersowaniu naszych gości.
Dzisiaj w taką „poetykę” wchodzimy jak w masło.
Pan jest faktycznie z Sieprawia?
nachalne … te ciarachy ,,, chyba tak było ?
Ktoś z nich (tych anglo – saskich) powiedział (do naszych) , wasze wnuki będą takie same jak my … , czyli walec psucia obyczaju idzie nieuchronnie w naszym kierunku …
Dla mnie to zdjęcie jest równie symboliczne, jak zdjęcie z synagogi imć Wolfovitza (Szefa MFW) w dziurawych jedwabnych skarpetkach. Pokazuje ono, jak cieniutka jest skórka ogłady, elegancji i dobrego wychowania. Pani jako niewiasta nie zna problemu, który dotknął Sikorskiego, a przecież większość mężczyzn po przekroczeniu 16 roku życia rozumie, że pewne sprawy należy załatwiać jak należy, bo kara za niedbałość czai się za progiem. Niechluj w toalecie to niechluj przy stole i niechluj w pracy. Ciekawe, czy umył łapy.
Tak jeszcze a propos gonitwy za lisem (angielskim, nie telewizyjnym, niestety). Dziś przy śniadaniu przeglądałem sobie pewną książkę, w której opisano koloryt Wlk. Brytanii w okresie wojen napoleońskich. Otóż gonitwa za lisem była zaledwie jedną z wielu i wcale nie najokrutniejszą z rozrywek Brytyjczyków. Walki psów i walki kogutów były sportem uprawianym powszechnie i przez wszystkie warstwy społeczne. Były wyścigi konne, w których dżokeje równie wiele energii poświęcali na popędzanie rumaka, co na usiłowanie zepchnięcia z siodła przeciwnika, a przegrywający faworyt zyskiwał siniaki pod oczyma, tracił zaś zęby wybite przez krewkich a zawiedzionych kibiców. Były walki na gołe pięści, trwające po kilka godzin, póki jeden z przeciwników nie stracił nareszcie przytomności, a w których kibice tworzący żywe granice ringu lubili pomagać swemu faworytowi, kopiąc od tyłu po kostkach jego przeciwnika. Okładano się też po głowach sękatymi kijami (jak na Robin Hoodzie), za jedyną osłonę mając koszykowe rękawice. Były walki człowieka ze szczurami — na czas, gołymi zębami, z rękoma związanymi na plecach, w których szczur usiłował odgryźć człowiekowi nos, a człowiek szczurowi łeb. Tak wyglądały rozrywki w starej wesołej Anglii w czasach, gdy uchylenie się przed pojedynkiem wyrzucało człowieka poza nawias klasy społecznej, za szukanie osłony przed gradem kul omiatających pokład rufowy liniowca można było zawisnąć na noku rei, a kradzież kubka rumu czy opieszałość w wykonywaniu poleceń przełożonego skutkowała krwawą chłostą. Czy ten styl życia, very British, pomógł Londynowi zapanować nad morzami i niemałą powierzchnią lądów? Czy bezprzykładne okrucieństwo wobec przeciwnika i równie okrutne lekceważenie potrzeb własnych ludzi dawało taką przewagę, by pokonać niemal każdego, z kim Anglia postanowiła się zmierzyć? I czy w ogóle miało to jakiś historyczny sens, skoro dziś kraj ten jest cieniem dawnej chwały, a jego premier chwieje się z powodu paru niezręcznych słów podrzędnych w końcu polityków podsłuchanych w jakiejś warszawskiej knajpie?
warto poczytać choćby Dickensa -:(
tak , to jest hartowanie stali …
dodam jedynie, iż film wyprodukowali Austriacy…
nie jest moim pragnieniem aby wywoływać tanią sensację jednak uważam, że załączone zdjęcie i tak jest korzystniejsze od tych robionych z tyłu
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.