paź 042022
 

Zachowam się dziś jak rasowy propagandysta z TVN i nie wspomnę o nim ani słowem. Napiszę natomiast trochę o planach wydawniczych, które nie zostały zrealizowane latem, choć takie było zamierzenie. Pan Jerzy, niech mu ziemia lekką będzie, posłuży mi dziś jedynie jako lewar reklamowy.

Tak, jak zapowiadałem jeszcze w Kazimierzu, w planach było wydanie serii książek Leona Cahun, francuskiego autora, który – to niezwykłe – napisał aż dwie powieści o mongolskim najeździe na Europę. Jedna z nich – „Niebieski sztandar” – jest już przetłumaczona, Maciek właśnie ją składa, a okładka do niej będzie przedmiotem pewnego mojego eksperymentu. Poprosiłem Juliusza, żeby zajął się promocją nowego tytułu tu, na blogu, więc niebawem przeczytacie trochę więcej o Leonie Cahun. Ja ze swojej strony powiem tyle, że zafrapował mnie człowiek, który aż dwa opasłe tomy poświęcił najazdowi wojsk mongolskich na Europę. Książki te, co może być dla wielu zaskoczeniem, korespondują żywo z obecną sytuacją polityczną, choć pisane były na przełomie stulecia XIX i XX. Leon Cahun bowiem reprezentuje ten typ francuskiego myśliciela, który otwiera się na współpracę ze wschodem. Podtytuł jego powieści „Niebieski sztandar” brzmi – przygody poganina, muzułmanina i poganina w czasach wypraw krzyżowych. Książka jest tak dobrze napisana, że aż dziwne wydaje się iż nie została przetłumaczona wcześniej. Tłumaczka, która pracuje nad inną powieścią Leona, o wyprawie fenickich kupców z wybrzeży bliskowschodnich do Hiszpanii, nie może się oderwać od lektury i domaga się innych jeszcze treści skreślonych ręką tego znakomitego autora.

Leon Cahun za pomocą swoich powieści robił politykę – to jasne. No, ale to była polityka francuska, która w niedługim czasie, poprzez obydwie wojny światowe została skompromitowana i podporządkowana polityce USA, z ciekawym, acz groźnym epizodem de Gaulle’a, który szukał partnerów na wschodzie, dokładnie w myśl zaleceń, jakie w swoich powieściach umieszcza Leon. Wszystkie jego książki bowiem traktują o konieczności nawiązania takiej współpracy. I on się, za przeproszeniem, nie ochrzania, współpraca ze wschodem to dla niego współpraca ze wschodnimi imperiami. Tylko one bowiem gwarantują stabilność sojuszy i stałość dostaw. Nie ma w książkach Leona, które są powieściami przecież, sytuacji, jaką mamy dziś i nie ma na takie wypadki antidotum. Cahun nie pisze, co zrobić, kiedy imperium okantuje swoich kontrahentów i okaże się oszustwem, konstrukcją rozsypującą się pod byle kopnięciem. Treścią książek Leona jest triumf współpracy pomiędzy potężnym wschodem a przemyślnym i inteligentnym zachodem.

Wielu czytelników współczesnej prozy może zdziwić dokładność opisów, jakie Leon umieszcza w swoich powieściach. Człowiek ma wrażenie, że zna się on na wszystkim, od techniki walki konnej prowadzonej przez jeźdźców z Europy i Azji, po szczegóły dotyczące zabezpieczania pożyczek na wybrzeżu syryjskim za czasów króla Dawida. Leon był francuskim agentem, to jasne i jego podróże nie służyły tylko oglądaniu zabytków i zwiedzaniu ciekawych miejsc. Był także pracownikiem Biblioteque Mazarin, miał więc dostęp do wielu ciekawych prac i dokumentów, po które – jak sądzę – zwykły czytelnik z ulicy nie sięga. Lista książek napisanych przez Leona Cahun nie jest duża, ale są to ciężkie, opasłe tomiszcza, pełne dynamicznej akcji i przeplatane zadziwiająco aktualnie brzmiącymi w naszych uszach koncepcjami. Szczególną uwagę poświęca Leon opisom walk Mongołów z niemieckimi rycerzami, a jeden z jego bohaterów zabija, na polu pod Legnicą, Henryka Pobożnego. Mam nadzieję, że uda mi się wydać wszystkie książki Leona, bo prace nad nimi są już bardzo zaawansowane, a jedna, jak wspomniałem, jest ukończona.

Trwają też prace redakcyjne nad stanowczo za długo tłumaczoną książką Gabriela Ronaya „Anglik tatarskiego chana”, która także opowiada o najeździe Mongołów na Europę, ale uwypukla udział w tej operacji owego, sławnego angielskiego templariusza, który – obok weneckich kupców – był przewodnikiem wkraczającej na Węgry armii. Gabriel Ronay, o którym już wspominałem, był szalenie podekscytowany tym, że wydajemy jego książki, niestety nie zdążyliśmy z tym tytułem na lato. Tłumaczył go bowiem mój syn, który jednocześnie zaczął pierwszy rok studiów. Nie dało się więc tego z sukcesem przeprowadzić. No, ale książka jest i trzeba ją tylko zredagować, złożyć, dorobić okładkę i wysłać do drukarni.

Niebawem zakończą się prace nad kolejną książką Gabriela Ronaya, zatytułowaną „Zaginiony król Anglii”. O szczegółach napiszę trochę później.

Bardzo wszystkich przepraszam za opóźnienia związane z produkcją kwartalnika „Szkoła nawigatorów”, ale mam nadzieję, że wszyscy rozumieją, jak ciężki był to rok. Miejmy więc nadzieję, że końcówka będzie trochę bardziej pachniała sukcesem niż wcześniejsze miesiące. Muszę jednak jakoś sprawić, że do końca rok ukażą się dwa jeszcze nawigatory, a nie całkiem wiem, jak to zrobić. No, ale może Opatrzność mnie oświeci.

Moje własne, autorskie projekty na razie leżą, choć prace nad nimi są dość zaawansowane. Reorganizacja firmy jednak i wszystkie plany, które opisałem wyżej, wymagające jednak jakiegoś tam, mojego zaangażowania, oderwały mnie od tych prac. Miejmy nadzieję, że wkrótce do nich powrócę.

Dzięki zaangażowaniu Macieja Frycza, będziemy mogli opublikować już niebawem wspomnienia wojenne Bogusława Sujkowskiego, brata Zbigniewa, autora „Bitwy o Warszawę”.  Niebawem też, ale nie mogę podać dokładnej daty, w naszym sklepie znajdzie się ilustrowany ręką Pawła Zycha album o życiu ludzi w średniowieczu, pod tytułem „Dawne, dobre czasy”.

To tyle planów jeśli idzie o najbliższe miesiące. Może jeszcze słowo o tym, nad czym pracuję. Na bazie II tomu „Kredytu i wojny” postanowiłem napisać książkę – w serii z białą sową – która będzie nową całkiem redakcją wypadków znanych jako krucjata dziecięca. Zacząłem też, ale musiałem przerwać je niestety, prace nad kolejnym tomem z serii „Zbigniew Nienacki kontra…”. Tom drugi będzie nosił tytuł „Zbigniew Nienacki kontra Umberto Eco”. Jego treścią zaś będzie wyprawa, jaką wymienieni w tytule panowie podejmą na polecenie pułkownika Przymanowskiego – reprezentującego siły zła. Wyprawa w poszukiwaniu Świętego Graala rzecz jasna.

Życzcie mi dużo siły i módlcie się, żebym miał też tyle samodyscypliny, by zaangażować się w jakąś aktywność fizyczną. Byłem ostatnio u lekarza i kazał mi się oderwać od krzesła, bo ponoć ma być jeszcze gorzej, jak tego nie zrobię.

Na dziś to tyle, czekajmy co Juliusz napisze o Leonie Cahun, bo będą to na pewno same ciekawe rzeczy.

  11 komentarzy do “W związku ze śmiercią Jerzego Urbana…”

  1. Dzień dobry. Życzymy oczywiście, Panie Gabrielu, i będziemy się modlili. A skoro już dziś po francusku, to nie sposób nie przywołać Pana Jourdain, który odkrył w swoim czasie, że od dziecka – mówi prozą… Takoż i wielu z nas odkrywa te baśniowe wręcz wątki o związkach Wenecjan z Mongołami, choć to wszak zupełnie niemożliwe, każde dziecko o tym wie. Szczególnie zaś dziecko przetworzone przez po-KEN-owski system edukacji. Kto tam przetwarzał p.Cahuna – nie wiem, pewnie też znalazłoby się, jeśliby poszukać. Myślę jednak, że tam, w niegdysiejszym Królestwie św. Ludwika nie jest albo nie było w XIX wieku tak łatwo mieszać ludziom wodę w mózgach, jak to ma miejsce tu i teraz. Myślę, że to co dla nas jest „historical fiction” czytaną po nocach z wypiekami na twarzy, dla współczesnych p.Cahuna było mniej lub bardziej oczywiste. No i kuszące, jeśli się jest sfrustrowanym potomkiem wielkiego niegdyś narodu. Pokusa, żeby sprzymierzyć się choćby ze złem wcielonym, nadając mu wcześniej pozoru rozsądku i ucywilizowania jest silna, zwłaszcza wśród ludzi zepsutych przez względny dobrobyt, po łaźni bowiem, jaką im urządzili Jakobini – właściwie nic złego ich już nie spotkało, no może chwilowe braki w dostawie pomarańczowych konfitur do croissantów, po czym bezbłędnie rozpoznawali, że wojna jest…

  2. Tak, dla tamtych ludzi wszystko było mniej lub bardziej oczywiste

  3. – właśnie. Później to skutecznie skorygowano.

  4. Zdrowia życzę, Panie Gabrielu. Polecam wycieczki rowerowe, samodyscyplina jest bardzo ważna, no i przydałby się jakiś Anioł Stróż (w moim przypadku to żona).

  5. fajny ten żart z tytułem , nie wiedziałam, że oni w TVN nie podają faktów , nie informują o realu. bo ja ich nie oglądam, ale jeśli Fakty nie mówią o faktach to tytuł z Urbanem jest w dziesiątkę.

    Dobre plany bo realne i będą niemożliwie poczytne

  6. Widzę, że w Pana planach wydawniczych nie ma Jurija Kosacza, nie ma literatury ukraińskiej. Miesiąc temu była rocznica śmierci, lub prawdopodobny zabójstwa Wasyla Stusa, wybitnego poety ukraińskiego, który trafił do łagru. Zginął, aby nie mógł otrzymać nagrody Nobla. Do niedawna o nim w ogóle nie słyszałem. Moskwa zrobiła wszystko, aby unicestwić literaturę ukraińską i aby Polacy nie wiedzieli o jej istnieniu. Ot, chachlacki język, często się słyszało. Myślę, że literatura to broń, tama sama jak himarsy i kraby. Jeszcze lepsza.

  7. A wystarczy się porozciągać 🙂

    Tutaj gostek pokazuje i dokładnie tłumaczy co i jak przy konkretnych kłopotach (cała seria tego). (2) Wyrównywanie ciała JEDNYM ĆWICZENIEM – wiedza sekretna – YouTube  

    Zaś wdzięczni widzowie ducotwórcą zwą a pochwał nie szczędzą, np.:

    „Oglądając te filmy zawsze mam obawę, że coś pokręcę i potem już z tej podłogi nie wstanę. Ale potem robię, wstaję i czuję się jak nowonarodzony :)”

  8. Pozwolę sobie uzupełnić z braku tytułowego adremu. Na konferencji medycznej rozmawia 3 chirurgów.

    „Wyobraźcie sobie panowie, przywożą mi na stół faceta z urwaną nogą. Żyły, nerwy ścięgna – masakra. Ale – kilkugodzinna operacja – poskładałem, zszyłem i człowiek chodzi, biega, a nawet ostatnio wygrał maraton”.

    Drugi mówi: „No gratulacje, panie kolego. A ja miałem niedawno klienta, któremu dłoń odgryzł wściekły pies. Masakra i jeszcze zakażenie, ale pozszywałem i gość jest teraz zegarmistrzem.”

    Trzeci na to: „No wspaniałe osiągnięcia, Panowie. Ale mi niedawno przywieźli z wypadku  tylko d*pę i uszy. Zszyłem a facet został rzecznikiem rządu!”

  9. ten ostatni operowany miał ksywkę Jan Rem

  10. Publikował pod pseudonimem Kibic i czytał Olgę Tokarczuk. A nawet ja pisał.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.