sie 152020
 

Banki, bezpośrednio korzystające z preferencyjnych kredytów udzielanych im przez państwowe placówki bankowe i umocnione tym, że wyłącznie one korzystały z tych przywilejów, gromadziły ogromne składy towarów.

Emanuel Małyński. „Nowa Polska”

Pomyślałem, że dobrze będzie promować cykl książek zatytułowany „Socjalizm i śmierć” prezentując tu postaci w nim występujące. No i dziś pierwszy odcinek i pierwsza postać.

Człowiek ten był naprawdę niezwykły. Nadawał się do konspiracyjnej roboty jak mało kto, wsławił się dwoma wyczynami i z tego był przez wiele lat znany. Wykradł memoriał napisany przez księcia Imeretyńskiego, a adresowany do cara, który następnie PPS opublikowała w Robotniku, a potem pomagał w ucieczce ze szpitala psychiatrycznego samemu Józefowi Piłsudskiemu. Wcześniej zaś skończył studia prawnicze i praktykował w Mińsku Białoruskim. Największą sławę jednak przyniosło mu prezesowanie w Banku Ludowym, już po odzyskaniu niepodległości, banku, który założył sam Ignacy Daszyński zwany czasem „najbardziej uczciwym socjalistą”. Jednym z dyrektorów tego Banku został inny, znany socjalistyczny działacz z Krakowa, Herman Diamand. Pieniądze zaś na rozruch dała amerykańska Polonia, które uważała, że kto, jak kto, ale działacze niepodległościowi, na pewno nie sprzeniewierzą żadnych funduszy.

Daszyński z Moraczewskim pojechali za ocean i tam wygłaszając odczyty i pogadanki zbierali dolary na założenie jednego z pierwszych, prawdziwie polskich banków. Obaj dyrektorzy banku – Daszyński i Diamand byli jednocześnie posłami, a Daszyński był nawet marszałkiem sejmu, czyli, jakbyśmy dziś powiedzieli drugą osobą w państwie. No i kierowali do tego instytucją finansową, która inwestowała na prawo i lewo. W pewnym momencie jednak coś się zaczęło psuć. Sejm, którego marszałkiem był Daszyński postanowił więc, że należy wprowadzić ustawę, gwarantującą pomoc państwa dla upadających i niewydolnych przedsiębiorstw. I wtedy stała się rzecz niesłychana, bo niedawny towarzysz Daszyńskiego i premier pierwszego rządu w niepodległej – Moraczewski nakłonił posłów pracujących w tymże Banku Ludowym, by głosowali przeciw ustawie. To dziwne, ale daje się łatwo wytłumaczyć. Rząd bowiem podpisał już inną ustawę, o monopolu zapałczanym, który był gwarancją olbrzymich, amerykańskich pożyczek. Po cóż więc komu był ten cały Bank Ludowy?

Musimy teraz ujawnić tożsamość naszego dzisiejszego bohatera. Człowieka, który objął prezesurę Banku Ludowego w chwili, kiedy instytucja ta przestała być potrzebna panom posłom PPS. Chodzi rzecz jasna o Konstantego Demidowicza-Demideckiego, który jako prezes banku, zajmował się wraz z panem Pinkusem Graubardem parcelowaniem dochodowych majątków na kresach północno-wschodnich. Jak przebiegała ta parcelacja? Ciekawie. Oto towarzysz Demidowicz Demidecki zgłaszał chęć nabycia jakiegoś majątku, od właściciela lub właścicielki, którzy sobie z nim, z jakichś względów nie radzili. Przy zawieraniu transakcji okazywało się, że Demidecki ma pieniądze tylko na połowę majątku, a na drugą połowę poszukuje wspólnika. I wtedy zjawiał się pan Graubard, uchylał z uśmiechem kapelusza i roztaczał tak zwane wizje, a także wyciągał portfel i pokazywał harmonię pieniędzy. Tak naprawdę Demidecki w ogóle nie chciał tego majątku, ale posiadając prawo do połowy i pożyczkę u Pinkusa, natychmiast parcelował swoją część i sprzedawał ją chłopom, a potem – domniemywam iż w ramach reklamy przedsiębiorstwa – szedł do sądu, żeby tam targować się z Graubardem o spłatę pożyczki. O tych zagraniach pisały święcie oburzone gazety sprofilowane narodowo i patriotycznie.

Zapomniałbym – Bank Ludowy i jego prezes byli na różnie nieprzewidziane okazje zabezpieczeni gwarancją Ministerstwa Spraw Wojskowych. No, ale z chwilą kiedy państwo dostało pożyczkę z USA na konto monopolu zapałczanego jego ministerstwa nie mogły gwarantować płynności banków, które zajmowały się praktycznym wcielaniem w życie zasad reformy rolnej. No i ta właśnie okoliczność doprowadziła do tragicznej śmierci Konstantego Demidowicza Demideckiego, który wyszedł pewnej nocy na tory między Markami a dworcem Warszawa Wileńska i tam spokojnie zaczekał aż nadjedzie pospieszny z Białegostoku. Pociąg ten zakończył nieszczęśliwe życie naszego bohatera, który miał przecież wszelkie dane na to, by żyć długo i szczęśliwie ciesząc się niepodległością, wolnością, lojalnością towarzyszy i współpracowników. Jednak stało się inaczej, dlaczego?

Taka oto sugestia: zanim Daszyński z Moraczewskim wrobili Demidowicza w prezesowanie banku, jeździł on po kraju z odczytami na temat ucieczki Piłsudskiego z tego domu wariatów, ucieczki, którą on sam asekurował i przygotowywał. Był Demidowicz-Demidecki w tej materii ekspertem i swoją ekspercką wiedzą chciał podzielić się z innymi. Być może czynił to zbyt gwałtownie, może zbyt nachalnie, a może w ogóle zbaczał z tematu i omawiał w czasie tych odczytów jakieś inne kwestie? Ja tego nie wiem, a żaden historyk się tym nie zajmie, nawet jak mu dobrze zapłacą. Fakt pozostaje faktem – jeden z najwierniejszych i najbliższych Piłsudskiemu ludzi popełnił samobójstwo rzucając się na tory, albowiem jego afery nie mogły, z nieznanych przyczyn, być wyciszone przez państwo i pieniądze, którymi to państwo dysponowało.

Na koniec dwie jeszcze kwestie. Nigdy nie zgadniecie, jaki pseudonim nosił w PPS Konstanty Demidowicz Demidecki? Nawet nie próbujcie. Otóż on się w organizacji nazywał czemadan. Co po rosyjsku znaczy walizka. No, a jak ktoś lubi zdrobnienia to może powiedzieć walizeczka. O kurczę, zawoła młody miłośnik dziejów ojczystych, który wrócił z obchodów rocznicy Bitwy Warszawskiej, to prawie tak samo, jak senator Gawronik, którego nazywali w organizacji walizeczką właśnie, a który podczas drugiego odzyskiwania niepodległości wsławił się tym, że jako pierwszy założył kantory wymiany walut na granicach. Co za koincydencja!

I rzeczywiście, podobieństwo jest uderzające. Tyle, że Gawronik, o ile wiem żyje, przesiedział się tylko trochę w więzieniu, ale nikt nie wypchnął go z okna, on sam też nie wpadł na pomysł, by spacerować po nocy wśród torowisk i semaforów.

I jeszcze jedna kwestia, ważna dla tych, którzy wierzą w szczere intencje pism narodowych i przedstawicieli tychże organizacji, a także w to, że są oni krańcowo różni od socjalistów. Towarzysz Konstanty Demidowicz Demidecki miał syna – Aleksandra. Syn wiele lat po śmierci ojca szefem Komisji Głównej Stronnictwa Narodowego. Po wybuchu wojny wyemigrował i został wiceministrem spraw wewnętrznych rządu RP na uchodźctwie. Najciekawsze jest jednak to z kim młody Aleksander się ożenił. Otóż z córką Eligiusza Niewiadomskiego, wielkiego patrioty, który Polskę i jej dzieje pojmował w sposób symboliczny i metafizyczny, a nie konkretny i dlatego stał się najsłynniejszym w dziejach kraju zamachowcem. My nie możemy kroczyć tą drogą, stąd właśnie dzisiejszy tekst.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/proces-eligiusza-niewiadomskiego/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/basn-jak-niedzwiedz-socjalizm-i-smierc-tom-iii/

  38 komentarzy do “Walizeczka czyli przedziwna koincydencja”

  1. Trochę się podroczę jak zwykle. Koincydencja to raczej zbieżność czasowa.

    Tutaj występuje, tak jak to między walizeczkami bywa, metafizyczna, paranormalna zbieżność ☺

  2. toż to „Criminal tango”

  3. Najciekawsze jest jednak to z kim młody Aleksander się ożenił.

    To zawsze jest najciekawsze. Gomułka+, Wujec+, Komorowski, itp, itd ☺

  4. Pomysł na fabularną powieść kryminalną aż skwierczy.Co ja gadam sensacyjną z dreszczem i to takim ,że Bonda by osiwiała z wrażenia .A ten jej parter literacko marketingowy by stał się tak przewrażliwiony jak sam Franaszek albo nawet Pilch .Gdyby tylko taka powieść powstała to sam jej temat by wstrząsnął półświadkiem literackim. Coś widzę jak powstaje rysa na tym słynnym Pałacu kultury i nauki we wsi Warszawa.

    Kaśka frygnie palenie bo przestanie dosłownie wołać zapałek .Naprawdę ten takst mnie oświecił.Czytając cały tom baśni jakoś rozdział się rozmył ale dzisiejsza ekspozycja to normalnie rodzynek dnia .

  5. Niewykorzystana koincydencja do napisania dobrej, prowokującej książki.

    „Socjalizm i śmierć” dotyka kwestii społecznej (socjalnej), ale jej nie zgłębia.

    Każdy, kto porusza kwestię społeczną powinien prędzej czy później przemyśleć, czym jest społeczeństwo i Marks to zrobił, a jego oponent, Krzysztof Karoń, chyba nie.

    Na marginesie lub w przypisach książki „Socjalizm i śmierć” mogłyby się znaleźć jakieś paralele, odniesienia do współczesności. Byłyby to te niewykorzystane koincydencje.

    Czym jest społeczeństwo dla Marksa?

    – to stado bydła, które trzeba zarżnąć.

    Czym jest społeczeństwo dla neomarksistów?

    – to stado bydła, które należy ogłupić i pozbawić majątku oraz potencjału do działania.

    Koincydencje na marginesie książki powinny zilustrować, w jaki sposób dzisiaj duraczy się społeczeństwo.

    Podam taki nieoczywisty przykład ogłupiania społeczeństwa za pomocą myślenia magicznego i marketingu:

    Hiszpanie i Włosi wymyślili płytki ceramiczne na posadzki, żeby było chłodno w stopy. Jeżeli na dworze jest powiedzmy plus czterdzieści stopni, a płytka ma dwadzieścia pięć, to czujemy przyjemny chłód pod bosymi stopami, co sam spostrzegłem przebywając dłuższy czas w krajach południowych.

    Na północy Europy do wykończenia podłóg normalnie stosuje się drewno, żeby było ciepło. Ot i cała mądrość.

    To samo tyczy się nie stosowania parawanów na Południu, żeby był przyjemny wiatr oraz stosowania parawanów na Północy w celu ochrony przed wiatrem. Koniec wyjaśnienia.

    Obecnie w miarę normalne społeczeństwo białoruskie stoi przed groźbą kompletnego zduraczenia, jeśli Białorusini ulegną „Zachodowi” bo taki jest cel masonów w kwestii socjalnej.

    Jeżeli widzę u kogoś w domu płytki na podłodze, to dla mnie jest sygnał, że mam do czynienia z osobą zduraczoną i dlatego np. Korwin-Mikke mieszka w normalnym domu z drewna.

  6. No właśnie aż za dużo jest tych smaczków i one się zlewają

  7. Ja mam wszędzie płytki. Były tańsze niż parkiet

  8. Czemodan czyli skąd Bareja brał natchnienie

  9. Ta szajka była po prostu mała, a my odbieramy zdarzenia jako dziwne zbiegi okoliczności.

  10. Ta szajka była po prostu mała, a my odbieramy zdarzenia jako dziwne zbiegi okoliczności

  11. Polska stała się potentatem w produkcji płytek, firmy z tej branży notowały regularne wzrosty produkcji. Podnoszeniu jakości polskiej produkcji towarzyszył zanik importu. Niestety estetyka naszej produkcji nie osiągnęła poziomu włoskiego czy hiszpańskiego, ustalając na rynku średni, niezbyt wyszukany standard. Dlatego polskie produkty stosowałem tylko w technicznych zastosowaniach typu garaże, klatki itp.
    I tęskno mi do salonów pełnych śródziemnomorskich wzorów, wynoszących na wyżyny sztukę zdobniczą.

    A drewno? Rzeczywiście jest cieplejsze, a zaolejowana tania deska sosnowa staje się praktycznie niezniszczalna.

    Gawronik już nie siedzi? Zdaje się, że bardzo poważnie oskarżał go jakiś świadek.

    A co znaczy walizeczka w gwarze przestępczej? Może coś jak księgowy mafii?

    Niesert

  12. To jest na tej zasadzie, jak przejście z tradycyjnej mody lnianej i jedwabnej Piasta Kołodzieja i szlacheckiej, orientalnej na modę francuską i angielską bawełnę z kolonii, a nawet jeszcze gorzej, bo ile drewna, z którego można robić podłogi, zużywa się na opał i palety przy produkcji i transporcie płytek.

    Jesteśmy robieni w bambuko na każdym kroku.

    Ps. Polecam wyjazd do Walencji na kurs malowania płytek. Można się napatrzeć na piękne wzory.

  13. Podejrzewam, że dużo tych kiczowatych płytek eksportuje się do Rosji, natomiast chyba nie ma w Polsce producenta, który robiłby barwne płytki cementowe, jak w budynkach pruskich. Nadal to robią Niemcy.

    Ja mam w domu płytki cementowe na klatce przy wejściu i deski modrzewiowe na pokojach i drewno egzotyczne w łazience.

    Powiedziałem, że jak ktoś nie będzie szanował tych starych płytek cementowych przy wejściu, to nogi z *** powyrywam.

  14. a co to znaczy „niesert”? chodzi o neseser?

  15. Torby lekarskie też się do tego nadają.

  16. Hasło Demidowicza, Graubarda i innych socjalistów: „Precz z ceratą, niech żyje linoleum!”

    Wyjaśnienie w załączniku Pinkus, a ciekawy ślad na jakiej wizie wyjechał w lipcu 1940, można wydedukować z wiki pod hasłem Sugihara.

  17. Jeśli mnie pamięć nie myli, o lud mawiał nie linoleum, a „gołyleon”.

  18. Nie masz prawa pamiętać tego „głosu ludu”, bo już od czasu wielkiej płyty Gierka mieliśmy płytki PCW.  Ale nic straconego. Polskie Pinkusy wspomogą Białoruś w walce z „ceratą” i może sprzedamy gomułkowskie linoleum z zapasów różnych agencji.

  19. Nawet Ewa Demarczyk preferowała drewnianą podłogę (w sali tanecznej), bo to była Polska, a nie „cuś”.

    https://youtu.be/0qxP_5x_zTI

  20. Inteligentnej żydówce (ponoć) z Krakowa nie trzeba było tłumaczyć, czym jest polskość, biorąc pod uwagę całokształt jej twórczości.

    Tak się złożyło, że żydzi bywali najlepszymi sojusznikami i największymi wrogami Polaków.

  21. Naśladowcami Polaków i polskości.

  22. Linoleum contra azulejos contra Zanzara

     

    (Zanzara to jest komar po włosku, Elektrospiro to rura albo peszel do instalacji elektrycznych z marketu budowlanego, jak Maanam śpiewał Elektrospiro kontra Zanzara to łał, ale był czad!)

  23. Tak nas w małego Kazia robili, a my tę Polskę z takim trudem w 1920 roku wywalczoną po 1989 za czapkę gruszek sprzedaliśmy, ech…

  24. >Jeżeli na dworze jest powiedzmy plus czterdzieści stopni, a płytka ma dwadzieścia pięć, to czujemy przyjemny chłód pod bosymi stopami, co sam spostrzegłem przebywając dłuższy czas w krajach południowych…

    Chyba nie byłeś tam długo. Po pierwsze nie musieli wymyślać płytek ceramicznych, bo od zawsze królował tam marmur (ew. tańszy złom marmurowy) i mozaiki (lub klepisko jak wszędzie u ubogich wieśniaków). Ponadto podczas Ferragosto w 40+ stopniach efekt chłodu trwa kilka pierwszych dni, a potem rozgrzane mury i kamienne podłogi trzymają ciepło nawet w czasie chłodniejszych nocy i spać nie idzie. Mieszkałem po kilkanaście/kilkadziesiąt lat na parkiecie, płytkach PCW, marmurze i na chińskim gresie (o wykładzinach i imitacjach parkietu nie wspominam). W Polsce na parterze z wyjściem na taras gres jest idealny (parkiet niszczymy w ciągu kilku lat). Od ocieplenia są dywany i/lub ogrzewanie podłogowe. Na piętrze i poddaszu może być cokolwiek wg gustu z tym, że na poddaszu doradzam grubą i twardą warstwę wygłuszającą.

  25. Proszę nie mówić my, bo to żadne my, tylko konkretne gangusy, znane z imienia                                  i nazwiska. Jak jest my, to nie ma winnych.

  26. My?

    A linoleum w udoskonalonych wersjach ma się doskonale, szeroko stosowane w halach sportowych, szpitalach, szkołach. Ciut ładniejszy szlaczek i to wszystko.

    Ze zdziwieniem odkrywałem, że za komuny były produkowane wyroby nawiązujące technologicznie do standardów światowych, może trochę opóźnione, mniej kolorowe, a przede wszystkim nie poparte zmasowanym marketingiem. Niektóre musiały być trochę podrasowane, niektóre nie miały szans, ale mnóstwo poszło do piachu w duchu patologii transformacji. Gdy odwiedzałem niemieckiego producenta komponentów do produkcji m. in. linoleum, ze zdumieniem odkryłem, że były za komuny produkowane w Polsce, a technologia ta wyznaczała poziomy światowe.

  27. Nie chcę psuć biznesu firmom, które reklamują produkt nazywając go linoleum, gumoleum lub winyleum, ale sugeruję zapoznanie się z prawdziwym linoleum na angielskiej wiki ew. na portalu Tanio buduj. Podkreślam TANIO ze wszystkim, co za tym idzie.

  28. Jest linoleum i linoleum, Rover i rower, PPG i pepegi, Tales z Miletu i sedes z bakelitu.

    I powtarzam – parkiet z klepek czy desek odpowiednio zaolejowany, a nie lakierowany, staje się praktycznie niezniszczalny przy wyjściu na taras, w halach dworcowych, restauracjach czy centrach handlowych.

  29. W latach osiemdziesiątych czy dziewięćdziesiątych, jak jeszcze były problemy z zaopatrzeniem pojawiła się taka ciekawostka, może nawet w programie Pijanowskiego (wtedy robiono też takie programy, jak „Bliżej świata”), że gość w Polsce, w mieszkaniu w bloku zrobił sobie parkiet z zapałek i ponoć też było trwałe.

  30. Zrobił, usiadł, popatrzył, zapalił Sporta i rzucił ostatnią zapałkę?

    Posadzkę można zrobić z luźnych, skręconych trocin, zalewając je epoksydem z Sarzyny, sprywatyzowanym przez Kulczyków.

    Wracając do olejowania, dawno temu usłyszałem o babci, która zapastowała podłogę olejem po sardynkach. Dopiero po latach skojarzyłem ten ekscentryczny zabieg z rewelacyjną i bardzo starą techniką wykańczania podłóg, w naszym biednym, ukąszonym komunizmem kraju, chwilowo zapomnianą.

    I tak to się kręci, metody na walizeczkę wiecznie żywe, powracające w nowych odsłonach, w nowych epokach, a niekiedy przekazywane z pokolenia na pokolenie.

  31. co za życiorys, Sugihary, co za dokonania, fałszerz przedni, a żona konsula jaka pracowita przy „wystawianiu” tych wiz.

    Najlepsza jest ta podróż przez ZSRR z wizą do Japonii, –  taki ma komiczny wydźwięk mając na uwadze bezwzględność  II WŚ

  32. Jak podróż całej sekty Chabad Lubawicz w komplecie, bodajże w 1941 roku, z Warszawy (wcześniej gdzieś ze Smoleńska) do Berlina pociągiem, dalej przez Sztokholm chyba za ocean – po jednym telefonie do Canarisa.

    Krajski się śmiał, że grupa żydów w pejsach i tradycyjnych strojach spokojnie podróżowała pociągiem z okupowanej Warszawy do Berlina.

    Nic dziwnego, że Paulina Młynarska uważa za rzecz zupełnie naturalną, że w czasach głębokiej komuny mogła studiować w Paryżu i chyba się nawet dziwi, czemu wszyscy tak nie robili?

  33. po jednym telefonie do Canarisa …

    ciekawe „po jednym telefonie” do kogo?

    ustała awantura kozacka opisana przez Natana Hanowera w „Bagnie głębokim”, gdzie autor wymienia miasteczka i ilość żydowskich ofiar np: Niemirów -6 tys dusz żydowskich; Tulczyn – 3 dni rzezi; Izasław – 200 izraelitów; Narola – z Łaszcza zdarli skórę , Zamość – spustoszono 200 gmin, kilka tysięcy żydów umarło w epidemii i jeszcze zapłacono Chmielnickiemu okup, Żółkiew – zapłacono okup, Lwów zapłacono okup

    (jednak „telefon” był )

    bo wybór Jana Kazimierza uspokoił Chmiela

  34. [akurat to czytam]

    (niefortunnie użyte słowo  „wybór”, chodziło o decyzję króla o przystąpieniu do pokoju z tatarami np w Zborowie, wyznaczono cenę pokoju) ,     s.130 – i nast. u Natana Hannowera

    Zaczyna się rozbój a potem wskazuje cenę pokoju (czytaj okupu)

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.