Kiedy byłem młodszy jeden mój znajomy nie mógł zrozumieć dlaczego ja się zajmuje różnymi głupswami w sposób uporczywie szczegółowy, po co o tym opowiadam, a nie myślę na przykład jak tu zrobić kasę na dostępnych koniunkturach rynkowych, różnicach cen w sklepach i na bazarku, albo dlaczego nie zamierzam zostać sławnym piosenkarzem. Ja nie potrafiłem mu tego wyjaśnić, nie potrafię do tej pory, nie uważałem, bowiem, że jakoś szczególnie uszczegóławiam sprawy, które mnie interesują. Przeciwnie, zawsze miałem do siebie pretensję o powierzchowność. No, ale wczoraj gapiąc się w telewizor wreszcie zrozumiałem o co chodziło mojemu dawnemu koledze. Najpierw obejrzałem film według jakiejś angielskiej XIX wiecznej ramoty, który opowiadał o miłości w XIX wiecznej Anglii, a miłość ta rozkwitała na terenach rolniczych. To ważne, bo główny bohater, gość imieniem Gabriel, obdarzony do tego nazwiskiem Oak, był kimś w rodzaju Bogumiła Niechcica, tyle że mniej pechowym. To znaczy ożenił się z wariatką dopiero wtedy, kiedy ona już dostała mocno w kość od życia i bardzo spokorniała. Zacząłem oglądać od momentu pierwszych oświadczyn, piszę pierwszych bo wszyscy się w tym filmie oświadczali głównej bohaterce, a czynili to tak często, że Linda Bogusław gdyby go w tym filmie obsadzili nie nadążyłby z rzucaniem przekleństwami przy każdym takim akcie. No, ale….Pani, która mozoli się przy pracy na małej farmie odpala sąsiada, właściciela owiec. Ten zaś przy oświadczynach opowiada oczywiście nie o miłości, fascynacji i temu podobnych duperelach, ale o swoim stanie posiadania, nader skromnym zresztą, ale dającym nadzieje na przyszłość. Ma 200 owiec i jakąś chałupkę w pobliżu klifu. To się wkrótce zmieni, bo na jego farmę czycha bank, który pozbawia go stada, wypędzając je wprost- za pomocą podstawionego psa – na ten klif. Mamy więc tragedię poważną, pal diabli te nieudane oświadczyny, ale 200 owiec poleciało w przepaść. Akcja filmu pędzi szybciej niż wszystko co mógł i może sobie nadal wyobrazić Pasikowski Władysław. Oto owce poleciały w przepaść, a główna bohaterka imieniem Batszeba, ta co odpaliła Gabriela nazwiskiem Oak, dziedziczy spadek. Poważny spadek, bo w grę wchodzi pałac ze służbą i dużo ziemi. No i ona zatrudnia tego swojego amanta jako pasterza. Wszystko w tym filmie służy temu, by pokazać jak obyczajowość wiktoriańkiej Anglii, choć surowa, daje bezpieczeństwo ludziom wrażliwym. Mogą oni, korzystając z tego gorsetu ochronić swoje uczucia, które nie zostaną zranione nawet wtedy gdy ktoś będzie tego bardzo chciał. Pan Oak, jest dobrym duchem swojej nowej pani i jej gospodarstwa. Pracuje za czterech, na wszystkim się zna i zawsze jest na posterunku kiedy dzieje się coś złego. No, ale w pobliżu mieszka samotny dziedzic w średnim wieku, który nie miał do tej pory okazji, by się oświadczyć i właśnie postanowił to zmienić. Batszeba jednak go nie kocha. No, ale chce nieco się zabawić jego kosztem, co nie zakończy się dobrze. Wysyła mu karteczkę walentynkową ze śmiesznym wierszykiem, a potem z nudów, postanawia przyjąć jego oświadczyny, choć wszyscy widzimy, że żałuje swojej decyzji dotyczącej Gabriela. Jest już jednak za późno. Równolegle rozwija się inny wątek, oto w miasteczku mieszka sierżan Francis, o cygańsko-poetycznej urodzie, który ma narzeczoną, biedną Fanny. Postanawiają się pobrać, ale ponieważ Fanny nie jest zbyt rozgarnięta myli kościoły i nie zjawia się na ślubie. Kochankowie rozstają się, a Francis poznaje, w lesie, zupełnym przypadkiem naszą Batszebę. Jest na tyle uwidzicielski w mundurze, nawet po ciemku, że ta postanawia się z nim spotkać „na polance śród paproci”. Mamy więc tutaj dwie emocjonalne skrajności – nudnego dziecica z pieniędzmi i elenganckiego wojaka, który reprezentuje samą zmysłowość. Mamy też pana Oak, który wydaje się być dla bohaterki wyborem naturalnym, no, ale nie można się spieszyć, bo chodzi o pokazanie tych emocji ukrytych za gorsetem obyczajowości wiktoriańskiej, a także o to, by wszyscy widzieli, że społeczeństwo starej, wesołej Anglii było zawsze najbardziej otwarte i solidarne, najbardziej otwarte i najbardziej solidarne na całym świecie. Lojalność jest nagradzana przez dobrotliwych panów, słudzy są wierni, a pan Oak, choć biedny, w każdej chwili może awansować na dziedzica, bo wszyscy wiemy, że on kocha ją, a ona jego, no te stojące pomiędzy nimi przeszkody służą temu jedynie, by pokazać rozsądnym, angielskim dziewczynom, czego mają unikać wybierając się za mąż. Tutaj mała dygresja, to jest historia całkowicie dęta, a każdy kto ma pojęcie, nawet słabe, czym byli w wiktoriańskiej Anglii łowcy posagów dokładnie to zrozumie. Można o nich przeczytać w innych, poważniejszych nieco książkach z epoki. No, ale Anglia – stara i wesoła – nie ma zamiaru ukrywać przed nikim, ani przed swoimi, ani przed obcymi, skarbów swojej literatury, a niechby się w nich nawet kochankowie spotykali „na polance śród paproci”. Jest przemysł filmowy, jest rynek, państwo działa i ma jakieś sprawy do obywateli, są aktorzy, którzy w tym filmie byli wyjątkowo wprost dobrze dobrani, a co najważniejsze są to aktorzy nikomu nieznani, co – w przeciwieństwie do epoki wiktoriańskiej – czyni nasze emocje całkowicie wobec nich bezbronnymi. Trudno bowiem przypuścić, by film ten, nawet jeśli ktoś ma dużo złej woli, spotkał się ze złym odbiorem. Oczywiście sierżant Francis zdobywa Betszebę, żeni się z nią, ale już w dzień wesela pokazuje jaki z niego jest beznadziejny palant. Nie zna się na gospodarstwie, chce rządzić i przepuszcza pieniądze, a do tego deprawuje służbę wydając jej potrójną porcję koniaku i śpiewając śprośne piosenki wraz z formalami. Na dodatek okazuje się, że w okolicy pojawia się Fanny, która utrzymuje się z żebraniny i jest w ciąży z naszym sierżantem. Ten zaś postanawia jej pomóc, bo tylko ją kochał naprawdę, a Batszeba była jedynie zabawką w jego rękach. No, ale nie ma pieniędzy, a żona nie chce mu ich dać. Fanny umiera, a on sam postanawia się utopić. Kiedy wszyscy myślą, że utonął, na scenę znów wkracza dziedzic w średnim wieku i chce się żenić. Batszeba już na tyle dostała od życia w tyłek, że postanawia się zgodzić. Pan Oak bowiem nie zamierza jej prosić o rękę po raz drugi, jest na to zbyt dumny. No, ale pan dziedzic wie, że on ją kocha, że ona kocha jego i chce być dla obojga kimś w rodzaju opiekuna. I wszystko byłoby dobrze, gdyby się nie okazało, że ten cholerny Francis wcale nie utonął, rybacy go uratowali. Przychodzi w dzień Bożego Narodzenia do domu dziecica i usiłuje wyciągnąć stamtąd Batszebę, dziecic widzi to i nie namyślając się wiele, a zdaje on sobie sprawę z tego jaki wpływ na kobiety wywiera cygańska urodza sierżanta, załatwia go z dwururki. Wszystkim robi się smutno, dziedzić idzie do więzienia, ale nie powieszą go bo działał w afekcie. Byl bowiem szczerze zakochany. No, a Gabiel Oak, postanawia wyjechać do Ameryki i oznajmia o tym Batszebie znienacka. Ona jest smutna, ale wiktoriańska obyczajowość jakość ją tam ratuje. Kiedy jednak spogląda na drogę, którą odszedł, wszystko nagle w niej pęka, siodła konia i pędzi za nim, po to, żeby wszystko dobrze się skończyło.
Można się oczywiście śmiać z tego filmu, ale moim zdaniem nie jest to mądre. Całkowicie wyssana z palca historia dotycząca straszliwej epoki imperialnej, ma podbudowywać moralnie poddanych. I podbudowuje, w książce zapewne nikt nie dostrzegał żadnych słabych momentów i była ona bardzo popularna w swoim czasie. Film, jak sądzę, ma swoja widownię i kilka wrażliwych pań mocno się wzrusza oglądając go. Jest zresztą cały segment filmów opowiadających o życiu w starej, wesołej Anglii, doby wiktoriańskiej, filmów, które wywołują wyłącznie ciepłe uczucia. My zaś możemy na to tylko patrzeć. Nikt nie nakręci bowiem u nas filmu o 19 letniej Marii Rodziewicz gospodarującej samotnie na swoich folwarkach, w okolicznościach dalece mniej sprzyjających niż to, co widzimy w tym filmie. Nikt tego nie zrobi, bo nasi twórcy kultury tak się mają do angielskich jak uczestnicy afery „Żelazo” do Arsena Lupin, dżentelmena włamywacza. Wiem to na pewno, po przełączyłem kanał i zacząłem oglądać film polski „Ziarno prawdy” według prozy Zygmunta Miłoszewskiego.
Zacznę opowiadać od środka. Mamy dwa morderstwa, a bohater główny i jego zespół śledczy zastanawiają się czy ten seryjny morderca co ich dokonał to rzeczywiście jedna i ta sama osoba czy też może pierwsze morderstwo jest sprawką seryjnego, a drugie jego naśladowcy. Nie ten sposób prowadzenia narracji jest jednak najbardziej zdumiewający. Chodzi o to, że w małym mieście, w Sandomierzu, tli się pod pozorami spokojnego życia konflikt polsko-żydowski sięgający korzeniami czasów wojny. Zbrodnie zaś, których dokonuje seryjny mogą być postrzegane jako zbrodnie rytualne. W filmie tym, a zakładam, że i w książce, nie ma żadnej obyczajowości. Emocje bohaterów nie są chronione niczym, przeciwnie, są przez cały czas dewastowane, podobnie jak emocje widza. Ktoś bez przerwy klnie, uprawia seks i używa porównań nieadekwatnych do sytuacji, a Więckiewicz w roli prokuratora jest tak samo przekonujący jak w roli Wałęsy. Morderca zaś zarzyna swoje ofiary według systemu biblijnego, który pomaga Więckiewiczowi odczytać nierozgarnięty ksiądz, co nie zna nawet hebrajskiego oraz młody dziennikarz. Morderca zaś, jakie to dziwne, prowadzi popularnego bloga. Chodzi o to, że dawno temu, po wojnie Polacy zajęli opuszczone przez Żydów lepsze dzielnice miasta i mieli zamiar już w tych willach pozostać. Nie będę tu sugerował gdzie mogli w rzeczywistości mieszkać Żydzi w Sandomierzu przed wojną i jak wyglądali, proza Miłoszewskiego bowiem demaskuje się sama. Morderca postanawia na przykład, rozerwać kolejna ofiarę za pomocą trzech wściekłych psów żyjących w podziemiach pod rynkiem. No, ale wracajmy do tych Żydów. W mieście, tuż po wojnie, zjawia się dobry doktor Weissbrot, który leczy dzieci z gruźlicy. Jest tak skuteczny, że wszyscy go podejrzewają, że ma amerykańską penicylinę. Weissbrot ma żonę w ciąży i małe dziecko. Jak się o tej penicylinie dowiadują żołnierze wyklęci przychodzą do Weissbrota, żeby im dał trochę. On jednak jej nie ma i oni postanawiają go ciężko pobić na oczach dziecka. Potem zaś składają nań donos na UB, które też go bije, oskarża o działalność szpiegowską i więzi. W tym czasie jego żona ma rodzić, ale w pobliżu nie ma nikogo, prócz nierozgarniętej akuszerki. Ta przychodzi do porodu z córką, która się nasłuchała w domu o tym, że żydzi topią dzieci w beczkach. No i tam, u tych Weissbrotów stoi w kącie beczka. W czasie porodu dziewczynka się przestraszyła i wybiegła w ciemność, a matka za nią. I przez to pani Weissbrot musiała umrzeć, osierocając jedyne dziecko. To drugie bowiem także umarło, razem z matką. Nie pamiętam co się stało z Weissbrotem, bo było już późno i Więckiewicz zabierał się za aresztowanie sprawcy, którym miał się okazać synek Weissbrotów, dziś już starszy pan, który przez cały czas towarzyszył Więckiewiczowi alias Szackiemu w czynnościach śledczych. Okazuje się jednak, że to nie on, ale Pieczyński zabijał. Był on synem ubeka, który stał za aresztowaniem i pobiciem Weissbrota, na którego donieśli żołnierze wyklęci. Nie oglądałem początku filmu więc nie wiem dokładnie jakie on miał motywy. Nie myślcie sobie, że to już koniec. W tym flmie występuje też bowiem dobrotliwy rabin, do którego Więckiewicz przychodzi po poradę. I ten rabin ma na imię Zygmunt.
Nie będę Was dręczył dalej. Mam nadzieję, że wszyscy już rozumieją do czego służą filmy i literatura. Kim są pisarze i jaka jest misja państwa wobec obywateli. Nasze państwo także ma misję, wobec nas, ona wyraża się nie tylko w finansowaniu filmów według prozy Miłoszewskiego, ale także na organizowaniu różnych jajcarskich imprez. Okazuje się, ze Pawlicki, ten który nie mógł skończyć filmu o Smoleńsku, będzie producentem programu „O! Polskie przeboje”. Rzecz emitowana ma być co tydzień, za zgodą i pod patronatem Kurskiego i jak powiadają w Internetach ma to być takie festiwal w Opolu, tyle, że puszczany na okrągło. Na tym koniec. Jestem dziś jeszcze w Gdyni. Zapraszam na stronę www.coryllus.pl
Recenzje filmowe to twoje powołanie, którego jeszcze nie odkryłeś. Czytelniczek będziesz miał tysiąc razy więcej niż dotychczas. Jak nie wierzysz to wróża Macieja zapytaj 😉
Popieram!
Ten angielski to była wersja z 1967 czy sprzed roku?
Pieczyńskiemu rzeczywistość plącze się z fikcją w sposób dla niego dość naturalny.
Cytuję: „Okazuje się jednak, że to nie on, ale Pieczyński zabijał. Był on synem ubeka, który stał za aresztowaniem i pobiciem Weissbrota….”
miało być tadman 🙁
Takich filmów o dobrych Żydach i złych Polakach naliczyłem ostatnio 4: Ida, Ziarno prawdy, Demon i Pokłosie. Najgorsze jest to, że wszystkie są z punktu widzenia filmowego dobrymi dziełami. Mają świetną muzykę, doskonałe aktorstwo, znakomite zdjęcia i dobry scenariusz (to ostatnie oprócz Ziarna prawda, które ma tyle dziur fabularnych, że brakuje mi palców u obu rąk, żeby je zliczyć). Jakbym miał je ułożyć w jakiejś kolejności, to najlepszy jest bdb Demon, potem db Pokłosie i db Ida. Na końcu Ziarno prawdy, które jednak przez słaby scenariusz trzeba ostatecznie ocenić średnio. Ale zdjęcia, aktorstwo i muzyka robią swoje. Ludzie pędzą do kina zobaczyć jak dobry doktor Żyd nie chce dać leku żołnierzom wyklętym i dostaje po mordzie, a antysemityzm małego miasteczka zabija ciężarną kobietę, bo młoda dziewczyna nasłuchała się opowieści o beczkach.
Recenzje filmowe czy ksiazkowe… czy wszelkie inne Gospodarza TEGO bloga sa doskonale
i bezkonkurencyjne… i wcale nie musi pytac jakiegos… glupa wroza!
Gdybym od jakiegoś czasu nie czytał tego bloga, to dziwiłbym się, że żadna red-akcja nie poprosiła gospodarza o tygodniowy felieton filmowy.
super, cenzura.
„Fajny film wczoraj widziałem.
A momenty były?
Masz,…. Najlepiej jak ona jemu …”
Jakos nie zauwazylam zeby we Francji na „Ide” – pana zdaniem dobra – Franki pedzili do kina!
Prosze ochlonac… tym „dobrym i bardzo dobrym” filmom wedlug pana towarzyszy wylacznie
wielkie „bicie piany merdialnej”…
… w nieprawdopodobnie zazydzonych merdiach i filmie !!!
Zdecydowana wiekszosc ogladajacych te zalosne filmy nie ma zielonego pojecia o tamtych
realiach i tamych ludziach… sprzed 70 lat…
… jest znacznie wiecej filmow od wymienionych przez pana, ktore maja – o niebo – swietniejsza
muzyke, doskonalsze aktorstwo, znakomitsze zdjecia i znacznie lepsze scenariusze!
Takie filmy jak m.in. beznadziejna „Ida” robia wrazenie tylko na kompletnych ignorantach!
Jesteś nebraska
blogowa laska 😉
A miała czym oddychać?
Oczywiście, że jest bardzo dużo lepszych filmów. Ida jest dobra, a są jeszcze filmy bardzo dobre, rewelacyjne i arcydzieła. Ida jest dobrym filmem, nikt i nic tego nie zmieni. Możemy płakać w poduszkę, ale takie są fakty. Te wszystkie nagrody są nieporozumieniem, bo zaledwie dobre filmy na nie zwyczajnie nie zasługują, ale ignorancję widzę tylko, kiedy ktoś pisze o tym filmie, że jest beznadziejny. Nie jest. Niestety.
Nie chodzi o to żeby ludzie oglądali, tylko żeby o tym gadać na świecie. Dla Polaków pedagogika wstydu i dla siebie usprawiedliwienie własnej niegodziwosci.
Ja tego nie oglądam w ogóle, „nerw szkoda”, dlatego popieram Henrego, Coryllusowe recenzje filmowe są super. Jakby było widać, zatrzepotalabym przymilnie rzęsami o więcej.
Ten film jest beznadziejny… do immentu! Ida jest dobra dla Pana i niech pan
mowi za siebie. Moj przyjaciel Francuz byl oburzony po obejrzeniu tego – pana
zdaniem dobrego filmu… spytal tylko… co to bylo… to goowno!?
I zareczam panu, ze jest wielu Francuzow, ktorym sie ten film nie podobal…
na ten film amatorow we Francji NIE BEDZIE… jesli beda to tylko „fartuszkowi”!
Ani mi w glowie plakac nad tym goownem filmowym… bo dla mnie go nie ma!
Exacement!
Prawda nie ma znaczenia! Chodzi tylko aby gadac, gadac i gadac… zeby
uwiarygadniac beztalencia, zeby ta banda krwiopijcow mogla… drzec kase!
A tu chodzi o kompletne przemilczenie… i zeby nie karmic PASOZYTA!
Czyli odpowiedzią „naszych” na „Ziarna prawdy” i „Idy”, będzie pieśń bojowa „Na deptaku w Ciechocinku” puszczana przez Pawlickiego. No, teraz to Im pokażemy!
Ta badziewiasta „Ide” obejrzalam przez przypadek… przyjaciel
„trafil” na to goowno tez przez przypadek… wiec obejrzalam z nim
„sila rzeczy” ten… oskarowy szlagier… to naprawde kompromitacja
dla tego filmu, jego „tfurcuf” i calego tego „fartuszkowego” Hollywood…
… wstyd, skandal, zenada i beznadziejna kompromitacja !!!
a zaspiwa polomskim z rodowicz ?.
na netflixie zaglądałem na the good wife, festiwal prawników meczony przez 6+ sezonów
mme paris powinna to zrecenzowac, ja użyje !!!?? ¥₩€%/ $##@@:;”%%%=fakjuall
aha, produkcja usa, lata 20naste, aktorzy-prawnicy w 75%, propaganda a la prl/zsrr z lat stalinowskich
prawnicy, afroamerykanie, troche bezowych no i bidne bialasy-baranny
nie mamy najmniejszych szans, C to głosi i ma święta rację
Przestań pan chrzanić o dobrych dziełach. To są głupoty dla ciemnoty. Sztuka to propaganda, która ma uwodzić.
Na blogu też można ładnie zarobić, napisać książkę i samemu prowadzić dystrybucję.
W przedsprzedaży Michał Szafrański już zebrał 200 tyś zł i zbiera dalej na książkę „Finansowy ninja”
http://jakoszczedzacpieniadze.pl/start-przedsprzedazy-finansowy-ninja
Już nie wspominając jak szybko zarobił pierwszy 1 mln zł na blogu 🙂
Przecież wyraźnie napisałem, że są dobre z punktu widzenia filmowego. Czyli technicznego i aktorskiego. Napisałem dokładnie to, co zawiera się w zdaniu „sztuka to propaganda, która ma uwodzić”.
Poniewaz szanowny Gospodarz wypowiedzial sie zdecydowanie o „sztuce
filmowej”… ja dodam tylko „sloweczko”,.. ze ten syf „Ida” tylko wq.rwia
i doprowadza do szewskiej pasji… a ten kto w Polsce dal panstwowe pieniadze na zrobienie tego hanbiacego i szkalujacego Polakow i Polske gniota… za szerzenie szkodliwej propagandy w swiecie… powinni byc pociagnieci do
odpowiedzialnosci karnej… gdyby w Polsce prawdziwie obowiazywalo
prawo !
Taka „sztuke” to niech se kazdy sam uprawia… ale tylko za WLASNE
pieniadze!
Wara od panstwowych… czyli naszych!
Sorry… ale glupi jest ten Michas i jeszcze pewnie glupsza jego ksiazka… wie, ze w kosciele
dzwonia, ale nie wie w ktorym…
… dzis na czasie jest gra w pokemonki!
Kwinto…kto to jest?
Ja takich filmów już nie oglądam. Dowiaduje się tylko kto je zrobił i kto grał i sabotuje ich produkcje. Agata Kulesza, Agata Buzek, oba Sztuhry, Andrzej Grabowski itd. itd. Ponieważ to towarzycho jest wszędzie, w ogóle nie oglądam polskich filmów, zagraniczne też sporadycznie. Czuję się całkowicie zwolniona z tej wątpliwej przyjemności, jako była kinomanka, która obejrzała tysiące filmów. I to by było na tyle.
Lubię Temide Podhorecka za recenzje i jej poświęcenie przy oglądaniu tego badziewia teatralnego. Jak to by było miło gdyby ktoś podobny recenzowal filmy.
Wiem, wiem chciałabym się kimś wysłużyć, przykro mi ale tak. W moim mózgu brakuje mi bajtów na nowe produkcje filmowe. Zawiesił mi się.
Panie Marku, zadna red-akcja nie poprosi Gospodarza o zaden felieton… na dodatek
filmowy… bo kino polskie po prostu… ZDECHLO… taki zwierz nie istnieje w Polsce!
Film „Smolensk” Ssssakiewiczoscy robia i zrobic nie moga… wymowki dla tego „dziela”
to sa jakies kosmiczne jaja… Pan Kaczynski musial sie mocno… w…nerwic po obejrzeniu
wersji „roboczej” tego „arcydziela”…
… juz lepiej bedzie jak sobie Sssakiewicz odpusci ta… chale filmowa oparta na
wierutnym klamstwie… a minister Glinski zaoszczedzi nasze pieniadze na inne cele…
z wyjatkiem otwierania roznego badziewu typu… muzeum totalitaryzmow… lub innych
wykwitow „radosnej tfurczosci” pana ministra i jego kolezanek i kolegow!
Droga Rozalio z moim mózgiem jest podobnie, ale to nie bajtów w mózgu brakuje (FFh too much), tylko w.i.e.d.z.y.
Pozdrawiam
Drogi Apes Cornelius’ie – PROSZĘ !!! – wstawiaj linki bez reklam (czy jest to możliwe ?).
Bardzo szanuję tę stronę !
W s24 jest fajnie, ale muszę dużo robali ubić, nie rajcuje…
Ja tez odzwyczailam sie od filmow… wcale tego nie zaluje, nawet
jestem zadowolona bo mam ciut wiecej czasu na „serfowanie”
w necie, ale prawde powiedziawszy… nie ma dobrych filmow tak
jak to bylo jeszcze ze 20 lat temu.
Francuskie kino opanowane jest juz przez multi-kulti… stare „uznane”
gwiazdy graja tylko role epizodyczne, no a to nowe pokolenie typu
25-letnia Anushka Delon… czy pretendujaca do jakiejs rolki 16-letnia
Lily-Rose Deep… to po prostu… dno i 2 metry mulu!
Nie ma co zalowac, pani Rozalio… tez lubilam recenzje pani Temidy,
a do teatru sie nachodzilam we wczesnej mlodosci… Ateneum,
Powszechny, Kwadrat, czesto do Syreny… coz to byly za przedstawienia… baaardzo lubilam na nie chodzic… dzis juz wspomnienia sie zacieraja.
Bylo, minelo… i juz sie nie powtorzy…
od czasu jak czytam – WIEM.
Ale ! na tym świat się nie kończy.
Hej !
Pani Paris „20 lat temu” to z leszczynową wędką nad rzekę biegaliśmy, aby pokazać dzieciom jak wyciągać z wody uklejki (brr) i dać kotu lub zwrócić rzece.
a nie mandaT ?
dobre !
imo
CZ skąd ten nick ?
cholela, ciekawość to pierwszy stop do piekła.
Przepraszam za odebranie linku jako reklamy, chciałem zwrócić tylko uwagę na możliwości finansowe jakie dzisiaj daje prowadzenie bloga.
Z blogiem Michała Szafrańskiego nie mam nic wspólnego, a książek które napisał nie czytam ; )
Dla uzupełnienia informacji jeżeli ktoś jest ciekawy kwot, mogę podać źródła.
Ja panu wierze „na slowo”… trzeba by miec naprawde nierowno „pod sufitem”, zeby
czytac wypociny jakiegos Michala „ninja” Szafranskiego… albo go dorabiac.
Ja wiem, ze on bardzo by chcial… byc jak CORYLLUS… ale mu to nie grozi!
No, merci.
to jest techniczny błąd. Proszę obejrzyj przed puszczeniem w net. Ja wiem (?skąd?), że to nie jest łatwe, ale próbujmy.
Szanujmy Gospodarza in finito !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
To dla PG (prokuratora generalnego). Popatrzymy jak żaba na piorun (żabia perspektywa) i otrząśniemy ranną rosę.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.