gru 082022
 

We Francji odgrzewają kotleta, czyli wypuszczają na rynek kolejną wersję słabej bardzo powieści Aleksandra Dumas „Trzej muszkieterowie”. Po latach stwierdzić mogę, że najciekawszą postacią, jaka tam się pojawiła, był kupiec bławatny Bonacieux, mąż Konstancji Bonacieux, kochanki d’Artagnana. Choć Dumas nie wyjaśnił gdzie Bonacieux zamawiał tkaniny do swojego sklepu, to samo jego pojawienie się nadawało odpowiedni rytm akcji. Trochę szydzę, ale myślę, że trzeba będzie do tematu błękitnych tkanin wrócić, a postać Bonacieux jest warta uwagi i głębszej analizy. Romans bowiem Gaskończyka z żoną paryskiego kupca bławatnego wskazuje wyraźnie, że pomiędzy właścicielami urzetowych upraw na południu, a odbiorcami barwnika na północy musiał istnieć ostry i nie dający się załagodzić konflikt. Nie przyjmuję oczywiście do wiadomości tłumaczeń, że kupiec bławatny to tylko handlarz jedwabiem, bez względu na jego kolor.

Nic z tego nie zobaczymy w nowym filmie. Różni się on bowiem od starszych wersji tym jedynie, że wszyscy są brudni, brzydcy i mają popsute zęby, co wskazuje na zamiłowanie reżysera do tak zwanego realizmu. Jak wiemy większość filmów dzisiaj robi się w taki sposób – realizm oznacza brud rozsmarowany na twarzach. Na YT są specjalne kanały, gdzie ludzie udowadniają, że w średniowieczu wszyscy byli usmarowani i żyli jak świnie, a do tego mieli pełno pasożytów w układzie pokarmowym. Nie sądzę, by to była prawda, a na pewno nie jest to cała prawda. Nie mogę też zrozumieć dlaczego w nowej wersji „Trzech muszkieterów” zrezygnowano z tych gustownych wdzianek z krzyżem na piersi, które widzieliśmy we wszystkich poprzednich wersjach. Tutaj bohaterowie latają w skórzanych kaftanach, Paryż jest śmietnikiem, wszędzie pełno błota, a słońce nigdy nie pokazuje się na niebie. Atmosfera jak w fińskim serialu kryminalnym z Netflixa. Zresztą sami zobaczcie, oto trailer.

https://twitter.com/bogdan607/status/1600100985522774016

Aha, byłbym zapomniał – Milady pali fajeczkę, a Aramis wygląda jak alfons. Nie pora teraz na omawianie dokonań scenografów tego obrazu. Chcę wskazać jedynie, że jest to najważniejszy popkulturowy oręż Francji. Nie ma innego, bardziej rozpoznawalnego formatu, powrót do niego zaś oznacza – tak sądzę – że coś się złego dzieje w słodkiej ojczyźnie Aleksandra Dumas i trzeba wezwać na pomoc jakichś prawdziwych asów.

Nie mogą być nimi bohaterowie filmu „Borsalino i spółka”, nie mogą  być nimi też bohaterowie żadnej wojny światowej, bo takowych Francja nie posiada. Okres ten bowiem nie obfitował w postawy, które nadawałbym się do propagowania w filmach kręconych z epickim rozmachem. Zostaje więc tylko literatura XIX wieku, która była jednym z najważniejszych produktów eksportowych II cesarstwa i III republiki. I co jest najbardziej w tym wszystkim interesujące – nikt dziś nie potrafi stworzyć tak nośnego formatu, jak ten, który wyszedł spod ręki Aleksandra Dumas. Choć może trzeba by było ująć to inaczej – państwo francuskie nie jest dziś w stanie zorganizować dystrybucji treści związanej z własną historią, która zainteresowałaby kogokolwiek. Wszystko co próbuje sprzedać jest jak ta scenografia z nowej wersji „Muszkieterów” – śmierdzi i wywołuje podejrzenia, że bohaterowie mają infekcje w żołądku. Nie ma dziś w Polsce nikogo chyba, kto interesowałby się czymkolwiek pochodzącym z Francji. I ten film niczego nie zmieni. Potrzebne bowiem są rzeczy nowe. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że ponadczasowość dzieł literackich i filmowych to wyłącznie emanacja pychy mocarstw, które usiłowały podporządkować sobie świat w XIX i XX wieku.

Jak wiemy, Wielka Brytania, eksploatuje tylko jeden istotny format w popkulturze i jego to Bond. Jego czas jednak nadchodzi, a poznajemy to po głupkowatych przeróbkach postaci, a także po tym, że Bond nie może być już agentem królowej. Musi być agentem króla. To zaś wymusi na scenarzystach kolejne deformacje pierwotnego, jakże trwałego formatu.

Tymczasem w Polsce trwa nieustająca przymiarka do wyprodukowania eksportowego towaru filmowego, który uwiódłby rzesze widzów na całym świecie. Jasne jest, że nie można w tym celu skorzystać z formatów dziewiętnastowiecznych, albowiem polski Dumas to Sienkiewicz, który został wyeksploatowany przez komunistów i III RP, w formułach ciekawych i dobrze wyglądających nawet dziś, ale nie nadających się do wmontowania w obecną propagandę państwa. Jedynym kandydatem na super bohatera jest rotmistrz Pilecki. Jak wiemy jednak wiszą na nim kiście całe różnych indywiduów, które uważają, że sam fakt wymienienia jego nazwiska dodaje im splendoru. I to rokuje jak najgorzej dla rotmistrza. Próby, wielokrotne już, filmowania jego historii za każdym razem rozbijają się o budżet, który jest zbyt mały, albowiem –  z jakiegoś powodu – państwo nie chce dofinansować należycie takiej produkcji. To jest, przyznam, niezwykłe. Ja nie jestem za tym, by to akurat Pilecki był polskim samograjem w eksporcie formatów filmowych, ale lepszy jest już on niż ten cały Leski. W ogóle mam wątpliwości co do tego, czy format znany z „Trzech muszkieterów” nadaje się do historii o Pileckim, a w takich właśnie formułach ta historia jest realizowana. Mamy aresztowania, brutalne walki, ucieczki i pogonie, moralne i osobiste wybory, podstęp i zdradę. Czyli wszystko, co znamy z powieści Dumasa. Prowadzi nas to nieuchronnie, zaraz wyjaśnię dlaczego, do syntezy, którą zawarłem w tytule – wesołe przygody rotmistrza Pileckiego w Ałszwicu. Ludzie, którzy z Pileckiego żyją, po pierwsze nie mają talentu, po drugie spłacają duże ilości zobowiązań z tytułu dopuszczenia ich do eksploatacji formatu, po trzecie chcieliby oglądać swój sukces już. To wszystko powoduje, że każda próba sfilmowania Pileckiego kończy się w najlepszym razie fiaskiem. Zrezygnować z powyższej listy ograniczeń nie można, bo pierwszego, który mrugnie wyrzuci to daleko poza orbitę osób posiadających certyfikat na Pileckiego. Trwamy więc wszyscy w stuporze i udajemy, że nie widzimy tej całej żenady. I czekamy na jakiegoś Godota, który nam wyjaśni, co zrobić, żeby było jak w „Trzech muszkieterach”. Oby nigdy nie nadszedł, bo będzie gorzej niż w kinie francuskim. W to jednak, że może być gorzej nikt nie wierzy. Na razie jesteśmy na etapie zaklinania rzeczywistości, to znaczy udajemy, że wszystko jeszcze przed nami i nastąpi wielkie wskrzeszenie rotmistrza, które zadziwi cały, nie tylko filmowy świat. Nie nastąpi, bo temat został zmarnowany. Potrzebne są nam rzeczy nowe, te zaś urodzić się muszą w głowach pisarzy, nie filmowców, albowiem ci są tak zdegenerowani, że szkoda na nich czasu i uwagi. Poza tym pozbawieni są talentu. Na razie, wobec braku rzeczy nowych z zakresu beletrystyki, pocieszyć się możemy starą, dobrą prozą francuską z końca XIX wieku, tworzoną jak najbardziej w duchu Aleksandra Dumas.

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/leon-cahun-niebieski-sztandar-powiesc-o-przygodach-chrzescijanina-muzulmanina-i-poganina-w-czasach-wypraw-krzyzowych/

Prócz tego mamy sprawdzone, a mimo wszystko zaskakujące formaty brytyjskie, które eksploatują treści do tej pory na polskim rynku nieznane

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gabriel-ronay-anglik-tatarskiego-chana-tlumaczenie-gabriel-maciejewski-jr/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/ojciec-dreadnoughta-admiral-john-fisher-1841-1920/

A prócz tego kilka znanych jedynie na naszym terenie formuł, dzięki którym możemy lepiej poznać historię

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/konstanty-skrzynski-wspomnienia-1891-1978/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/szkola-nawigatorow-nr-33/

  12 komentarzy do “Wesołe przygody rotmistrza Pileckiego w Ałszwicu”

  1. Sfilmują nie Pileckiego, a Cyrankiewicza. Przymiarki do lansu już trwają.

  2. Dzień dobry. Cóż, o Rotmistrzu nie mam nic do dodania, co zaś do produkcji francuskich, to widać, że oni też tu Pana podczytują, a że koszula bliższa ciału, to wzięli sobie do serca Pańską syntezę strategii Starego Tygrysa i próbują to skapitalizować raz jeszcze. Francja ma stałą sporą antyreklamę w Stanach i chyba na tym chcą pojechać kawałek, adresując swoją produkcję do tych, którzy w tych Stanach czują się uciskani (g.prawda, bthw). A że nie ubierają się oni u p.Bonacieux – no to brud i cały ten sztafaż z Bronx’u. To mniej prawdopodobne wyjaśnienie. To bardziej prawdopodobne mówi nam wprost, że ekipa kontrolująca tamtejszą propagandę dostała nowe zadanie – pokazać publiczności, że cała ta Francja nigdy sobą niczego właściwie nie prezentowała, brud, bieda i tandeta. Jakbym to już skądś znał. No ale cóż, to w istocie jedna koszerna ekipa, której dintojra jest w Londynie, jak widać departament spraw francuskich sąsiaduje z tym od Polski.

  3. „departament spraw francuskich sąsiaduje z tym od Polski.” Nas nie ma, wygumkowano nas i tyle. 

     

  4. – nas nie ma, ale departament jest. To tam leżą wszystkie książki ukradzione z klasztorów i skupione przez Himmelblau’ów.

  5. Myślę jednakowoż, że wersja pierwsza jest bardziej prawdopodobna

  6. – nie wiadomo co gorsze… Trzeba zwrócić uwagę na szczegóły – grubość złotych łańcuchów na szyjach, słownictwo („ziom”… ;-). No i ustalić co się pali w tej fajce Milady.

  7. Nie, no zamurowało mnie, nasz rząd, nie chce dofinansować, filmu o rotmistrzu Pileckim!!! Bez obrazy, ale lepiej im wychodzą obiecanki o trzydziestu milionach, dla naszych piłkarskich zuchów.

  8. Na „Ogniem i mieczem” Hoffmana, były zbiórki pieniędzy, bo brakowało kasy. Na film o rotmistrzu Pileckim, też Polacy będą musieli ratować honor i sypnąć groszem. Tylko, który reżyser nakręci film, bo na horyzoncie coś nie widać żadnego talentu.

  9. Za to zakończono zdjęcia do filmu o Kościuszce. W zależności jak im wyszło, z dialogami, z grą itd. może to być propaganda antyrosyjska i prodemokratyczna.

  10. A wyobraźcie sobie pełnometrażowy, półtoragodzinny obraz o wyprawie Ludwika IX przez Morze Śródziemne…

  11. Czy zgadłem, że jeden z nowych Muszkieterów jest czarny, a jeden to kobieta?

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.