lis 112018
 

Ponieważ mamy dziś wielkie święto postanowiłem trochę odpocząć, ale nie tak całkiem. To znaczy wrzucę tu gotowy tekst wywiadu, jakiego udzieliłem dwumiesięcznikowi „Polonia Christiana”. Wywiad ten ukazał się w nowym numerze, ale w wersji okrojonej, ze względu na ograniczoną pojemność pisma oraz na konieczność umieszczenia w nim innych, ciekawszych treści. To nie wszystko jednak. Postanowiłem dodać jeszcze coś z Wiecha. Wróciłem wczoraj późno bardzo, jadąc przez tę cholerną mgłę, która zalegała cały kraj do Wisły. Na wschód od królowej polskich rzek mgły nie było, ale to i tak nie miało dla mnie znaczenia. Przysiadłem na chwilę do komputera i przeczytałem kilka komentarzy pod tekstem Julka. Akurat trafiłem na te, w których była mowa o kontrolach policyjnych i skarbowych na bazarach. Następnie zaś wziąłem do ręki tom Wiecha zatytułowany „Mąż za tysiąc złotych”. I nie spodziewacie się nawet co tam znalazłem. O tym jednak za chwilę, bo to nie koniec niespodzianek w związku z dniem niepodległości. Zanim przejdę w ogóle do tekstów, chciałbym żebyście coś obejrzeli. Oto film, który przesłał mi onyx wczoraj z rana. Film niezwykły zupełnie i wstrząsający pod wieloma względami. Wyprodukowano go za pieniądze Marty Kaczyńskiej, a w jedynym z komentarzy znajdujących się pod nim na twitterze napisano, że budzi on właściwe emocje. We mnie ten film budzi jedynie wściekłość, jeżeli to są właściwe emocje, okay, niech będzie. Proszę bardzo:

https://twitter.com/T_Rakowski/status/1060905153300217857

Teraz pora na trochę innych emocji, które serwował ludziom były legionista i żołnierz autentyczny, człowiek rozumiejący życie i jego najskrytsze tajniki – Stefan Wiechecki. Aż się chce powtórzyć to co napisał o tym filmie pan Tomasz Rakowski prezentujący go na twitterze – warto sobie uświadomić, że trwa sztafeta pokoleń.

Wizyta ministra

– Komisyja gajt!. Trzebno się schować w mysie dziurę!

Taki okrzyk obiegł bazar Janasza i rzucił blady strach na właścicieli jatek, budek ze śledziami i straganów z mlekiem.

Nieszczęście chciało, że niedaleko bramy ma jatkę pan Szaja J. handlujący z dudy, serce, wątrobę i letkie. Bliska styczność z rzeczonymi artykułami sprawia, że pan Szaja wygląda na pierwszy rzut oka jak upiór z Dusseldorfu, tak jest umazany krwią.

Toteż usłyszawszy złowieszcze hasło, rzucił się do ucieczki. Naprzód wpadł pod bufet.

– Nogi ci widać! – krzyknęła żona. Nieszczęśliwy skoczył jak oparzony i dał nurka pod kloc do rąbania mięsa.

– Głowa ci wystaje!

W tej chwili weszło do jatki dwóch panów z policjantami.

– A cóż to za ochłapy? – zaczął jeden.

– Moje uszanowanie dla pana mynystra, to nie ochłapy jest. To jest wątróbkie i dudów. Cześć! – objaśnił pan Szaja, wyłażąc spod kloca i stając na baczaność.

– A dlaczego ten nóż taki brudny?

– Un nie brudny jest, proszę pana mynystra, un jest powalany, proszę pana mynystra.

– Nie jestem ministrem tylko inspektorem urzędu badania żywności. Nóż jest brudny; zabieram go do zbadania. Będzie pan miał protokół i karę.

Po wyjściu komisji pan Szaja ochłonął i powiedział do żony:

– Słuchałaś, to nie był minister. A jak to nie był minister, to ja się nie potrzebuję bać, to za dlaczego ja się bam?!

Pan Szaja bał się kary, która nadeszła wkrótce i dotknęła nie tylko jego, ale i kilku innych jeszcze kupców, na których komisja spisała protokoły. Kupcy zdecydowali grzywny nie płacić i zaapelowali do sądu grodzkiego, który rozpatrzywszy sprawę pana Szai wydał wyrok uniewinniający.

Gorzej poszło jego sąsiadce, pani Fajdze M., która sprzedawała mleko zbierane za pełnowartościowe. Na zapytanie czy przyznaje się do winy, odpowiedziała:

– Ja się przyznaję, że być może, co ten chamuś ze wsi mnie takie mleko przywiózł.

– Trzeba powiedzieć tak lub nie, a nie być może.

– Przyznaję się, że nie. To jest przyznaję się, że bardzo możliwe.

Sędzia uznał to również za bardzo prawdopodobne i skazał panią Fajgę na 40 złotych grzywny.

Czy to jest do pomyślenia dzisiaj? Czy do pomyślenia jest sytuacja, w której człowiek idzie do sądu grodzkiego w związku z niesłusznym oskarżeniem i w ciągu niewielu dni dostaje wyrok uniewinniający? Nie. Żaden kupiec z bazaru nie pomyślałby nawet o tym, żeby iść do sądu i skarżyć decyzję takiego ministra. On by grzecznie zapłacił i cieszył się, że kara była niewielka. Jak to się ma do propagowanych w filmie zrobionym przez Martę Kaczyńską emocji odpowiedzcie sobie sami. I niech mi tu nikt nie pisze, że PiS wziął się właśnie za reformę sądów i niebawem rozprawy nie będą się przeciągać w nieskończoność. Dobrze wiemy, że tak nie będzie. Bo nie o to chodzi. A teraz już wywiad, który też jest podobno na stronach „Polonia Christiana”.

Bilans 100-lecia odzyskania Niepodległości Polski dla tradycji, rodziny i własności.

 

1.       Plinio Correa de Oliveira wskazał bardzo celnie na trzy filary, na których opiera się Cywilizacja Chrześcijańska;

Tradycja, rodzina i własność prywatna. Jako wydawca i pisarz ukazujesz sporo nieznanych okoliczności i  faktów towarzyszących odzyskaniu Niepodległości przez Polskę w 1918 r. Zacznijmy od własności. Jak było z własnością prywatną na ziemiach polskich tuż przed 11 listopada 1918 roku i jak oceniasz politykę wobec własności prywatnej II RP?

Polityka ojców II RP wobec własności miała charakter dewastacyjny. Trzeba to powiedzieć wprost. Niestety niepodległość nasza, ta odzyskana 100 lat temu wyrasta wprost z socjalizmu, ten zaś jest narzędziem globalnej ekonomii, a jego skrajną postacią jest rewolucja. Musimy o tym zawsze pamiętać – socjalizm i rewolucja to narzędzia globalnej ekonomii, a nie sposób na uszczęśliwienie mas. Przeciwnie, to jest sposób na zamienienie życia mas w piekło. Globalna ekonomia, jak każda ekonomia zakłada istnienie ośrodka lub ośrodków globalnej władzy. Ta zaś opiera się na maksymalizacji zysków w skali świata, zysków spływających do tychże ośrodków władzy. Ludzie występujący z hasłami socjalizmu i rewolucji, zawsze pełnią rolę służebną wobec tych ośrodków, nawet wtedy kiedy deklarują, że zależy im tylko na sprawach lokalnych: polskich, czeskich, ukraińskich czy jakichś innych. Nie ma to znaczenia, bo gawęda ta służy tylko i wyłącznie temu, by na jakimś obszarze zmienić stosunki gospodarcze, lub – mówiąc jeszcze ściślej – stosunki własności. Polska i Polacy stali się narzędziami globalnych ekonomistów już wtedy kiedy nasze państwo straciło niepodległość. Jego mieszkańcy zamienili się wówczas w potencjalny materiał wybuchowy, który ma – nieświadomie, lub tylko z pewną ograniczoną świadomością, służyć zmianom ekonomicznym. Najważniejszym hasłem polskiej niepodległości roku 1918 była reforma rolna. To jest postulat po trzykroć oszukany, ale nie dający się zweryfikować, ponieważ legalne czy rzekomo legalne złodziejstwo zawsze znajdzie rzesze wyznawców, nawet nie zwolenników – wyznawców. A jeśli od realizacji tego złodziejstwa zależna jest niepodległość, wtedy koniec – nawet wielcy posiadacze będą zwolennikami reformy rolnej. Oczywiście w ograniczonym zakresie. To jest niedopuszczalne i złudne, albowiem raz rozpoczętej grabieży, nazywanej czasem redystrybucją dóbr, nie da się zatrzymać nigdy. Żeby do niej nie dopuścić potrzebne są naprawdę potężne tamy. Nie mieliśmy ich w roku 1918, nie mam też jej dzisiaj. To bardzo źle rokuje, bo w każdej polskiej głowie żyje sobie w ukryciu, upaprany w idealistyczne hasła robak złodziejstwa. I czasem wgryza się temu czy innemu politykowi w mózg. Potem słyszymy od takiego, że trzeba ponieść podatki od nieruchomości, żeby było sprawiedliwie.

Stąd właśnie jestem niesłychanie ostrożny wobec romantycznych postaw, wobec różnych idealistów chorych na Polskę i ludzi, którzy deklarują miłość ojczyzny tak wielką, że poświęciliby dla niej życie. Najchętniej oczywiście cudze. To są niebezpieczne gatunki zwierząt politycznych. Opisane dokładnie w mojej ulubionej od kilku lat książce, czyli we wspomnieniach Hipolita Korwin Milewskiego. Był to człowiek pozbawiony złudzeń, polityczny pragmatyk, magnat i prawnik wykształcony we Francji, który miał wyrobione zdanie na temat zarówno Józefa Piłsudskiego, jak i Romana Dmowskiego. Ktoś może mi zarzucić, że przecież nie można było myśleć o wolnej Polsce bez walki, a o tej z kolei bez stosownych haseł. Myślę, że można było. Jestem wręcz pewien, że dwie trzy dekady odpowiednio sprofilowanej politycznej pracy doprowadziłoby do tego, że Polacy by sobie Polskę wykupili po prostu i nikt nie musiałby za nią oddawać życia. No, ale to jest pogląd skrajnie niepopularny, albowiem niepodległość musi się nam nieodmiennie kojarzyć ze złodziejstwem dokonywanym na cudzym mieniu nieruchomym i z masowymi pogrzebami. To są stymulatory emocji, które jak mniemam, także należą do wachlarza narzędzi globalnej ekonomii. One się łatwo adaptują w lokalnych społecznościach, bo każdemu się zdaje, że jego nie okradną, tylko on będzie okradał, a także, że jego nie zabiją, bo ginąć będą inni. To jest postawa w najbardziej wyczerpujący i dokładny sposób opisująca socjalistów.

2. Czy ja się cieszę z niepodległości odzyskanej 100 lat temu?

Odpowiem tak – 100 lat temu pewnie bym się cieszył, skoro właściciel olbrzymich areałów – Hipolit Milewski się z niej cieszył. Dziś sądzę, że musimy być wobec wypadków z lat 1905- 1918 bardzo krytyczni. Przede wszystkim zaś musimy chronić kolejne pokolenia przed śmiercią i grabieżą. Taka jest moim zdaniem misja państwa. Nie wychowywanie kolejnych pokoleń do asystowania przy kolejnej reformie rolnej, nie przygotowywanie ich na śmierć w okopie czy płonącej kamienicy na starówce, ale ochrona przed takimi przypadkami. Ta ochrona wymaga od ludzi świadomych pewnego hartu i dużej dynamiki, na razie tylko intelektualnej, albowiem w nas samych, nad naszymi głowami i w każdym właściwie kawałku przestrzeni publicznej toczy się propagandowa walka o dusze i umysły. Każdy bierze w niej udział, chce czy nie…wszyscy jesteśmy żołnierzami na tej wojnie. Albo będziemy dojrzali, twardzi i świadomi, albo światowa rewolucja ogra nas w trzy karty, a potem jeszcze pobije do krwi. Ta świadomość i hart wyraża się najpełniej w odporności na propagandę, także na propagandę patriotyczną, która w Polsce tworzona jest przez wyjątkowych wprost tandeciarzy. Pozwolisz, że nie będę wymieniał nazwisk.

3.       Z wydanych przez ciebie wspomnień m.in. ks. Mariana Tokarzewskiego wyłania się smutny obraz najwyższych elit państwa polskiego.

A jednocześnie wciąż panuje w Polsce opinia, że to „zły dziedzic i pan jest przyczyną wszelkich nieszczęść”. Dlaczego ziemiaństwo było  jest tak wciąż „hejtowane”?

Ziemiaństwo w Polsce stało się ofiarą polityki globalnej. Ludzie, nawet bardzo przytomni zdają się nie rozumieć, że rolnictwo to nie jest problem malarski, a takie złudzenie panuje w Polsce. Ludziom się zdaje, że wieś to jest realistyczne malarstwo Józefa Chełmońskiego. Nie, wieś i rolnictwo to jest produkcja żywności, a potem jej dystrybucja. Wszystko co wiąże się z produkcją żywności jest najważniejszą kwestią na świecie, ważniejszą niż wydobycie i produkcja diamentów, a nawet węgla kamiennego. Jeśli więc tak postawimy sprawę i zjawi się przed nami ktoś postulujący reformę rolną, czyli rozdrobnienie gospodarstw wielkoobszarowych opartych na taniej pracy, możemy powiedzieć mu wprost, że jest zwolennikiem podniesienia cen chleba, zagłodzenia całych, dużych grup ludzi, zadłużenia tych pomniejszonych gospodarstw i zmuszenia ich do zakupu, za ciężkie kredyty sprzętu do prac polowych. Dziś ludzie sobie innego rolnictwa niż socjalistyczne nie wyobrażają. Wynika to wprost z faktu, że rewolucja zwyciężyła, tu w Polsce i w Europie wschodniej. I jakoś nikt nie zapyta dlaczego wielkoobszarowe gospodarstwa amerykańskie na środkowym zachodzie nie są rozdrabniane, choćby po to, by biedocie żyło się lepiej? Takich kwestii się nie podnosi. Bajanie o reformie, gospodarce ekspansywnej było w początkach XX wieku pułapką zastawioną na ziemian. Nikt tym ludziom nie zamierzał sprzedawać maszyn, by ich gospodarstwa zwiększyły wydajność. Ona i tak była duża, ze względu na położenie na dobrych glebach, stosowny klimat i tanią pracę. Chodziło w tej całej rewolucji i reformie o to, by światowy monopol na produkcję żywności i spekulację na niej przejęły gospodarki USA i Wielkiej Brytanii. Ta ostatnia w oparciu o kanadyjską pszenicę i inne tamtejsze uprawy. Żeby ten sukces osiągnąć trzeba było gruntownie zdewastować Europę środkową i wschodnią. Szczególnie zaś Ukrainę, co mam nadzieję jest zrozumiałe. To się dokonało, ale my dziś nadal nie wiemy co się stało na zamieszkiwanym przez nas obszarze.

Jeśli idzie o elity II RP, musimy pamiętać, że byli to ludzie, od końca XIX wieku utrzymywani z pieniędzy zagranicznych ośrodków. Wliczam w to Romana Dmowskiego i działaczy narodowych, którzy z niezrozumiałych dla mnie względów traktowani są przez różnych autorów i entuzjastów mniej krytycznie niż socjaliści od Piłsudskiego. A to niby dlaczego? To są tacy sami wynajęci ludzie, jak tamci i tak samo zdeprawowani. Na swoje usprawiedliwienie mogą mieć jedynie to, że kiedy już zorientowali się w co się gra, po prostu wystraszyli się o własne życie. Jeśli ktoś żyje na czyjś koszt, podróżuje na czyjś koszt, prowadzi życie towarzyskie w tym samym systemie, a do tego nie ma żadnej styczności z prawdziwym życiem, gdzie się liczą wydatki z własnego budżetu, to jest to człowiek zdeprawowany. W przypadku dodatkowych gwarancji, a takie z pewnością otrzymał Józef Piłsudski, jest to człowiek zdeprawowany podwójnie. I o tym właśnie pisał ksiądz Marian Tokarzewski, mając jednocześnie dla Piłsudskiego wiele serca i wiążąc z nim różne nadzieje. To jest typowe dla realiów politycznych polskich, a dla mnie wręcz nieznośne. Nie mogę o tym spokojnie czytać, albowiem jedyną miarą działalności, także politycznej jest dla mnie skuteczność. Nie malowniczość, nie fantazja i rozległe plany, ale skuteczność. Skuteczność Piłsudskiego polegała na tym, że próbował on osiągnąć kompromis pomiędzy historyczną misją Polski na wschodzie, a żądaniami mocarstw domagającymi się ocalenia bolszewików i cofnięcia granic Polski jak najdalej na zachód. Linia Curzona nie jest jakimś tam wymysłem, ale twardą, brytyjską deklaracją dotyczącą tego, jak sobie Londyn wyobraża Polskę wolną i niepodległą. Piłsudski być może wiedział o co chodzi mocarstwom, ale wiedział też, że takiej Polski , jakiej chcą Brytyjczycy, w roku 1918 nikt z Polaków nie zaakceptuje. Jemu zaś przypadnie rola chwilowego bohatera, który po ustanowieniu granicy na wschodzie będzie musiał odejść w niesławie. Po bitwie nad Niemnem więc ofensywa nie ruszyła za Berezynę, a traktat w Rydze zaprzepaścił szanse Polski na cokolwiek. I nie chodzi tu o jakiś konflikt pomiędzy mityczną wielkością, a pragmatyzmem politycznym. Jedyny pragmatyzm polityczny to tworzenie dużych stref bezpieczeństwa dla handlu i produkcji, gdzie zarządza się za pomocą drożnego i szybko działającego aparatu. Innych realizmów i pragmatyzmów polityka nie zna. Jeśli więc oddaje się kawał kraju i jego mieszkańców na pastwę zorganizowanej barbarii, to nie jest to żaden realizm, ale jakaś próba ratowania swojej pozycji kosztem niewinnych ludzi, próba mozolnie ukrywana za parawanem bardzo taniej propagandy niepodległościowej.

 

4.       Myślę, że na prawicy jest grupa, która chce sięgać do tradycji I rzeczypospolitej. Co Twoim zdaniem z dobrych tradycji I rzeczypospolitej przetrwało w odrodzonej Polsce po 1918 roku?

Nie da się sięgnąć do tradycji I Rzeczpospolitej, bez zrozumienia czym była I Rzeczpospolita. Tego zaś nikt do końca nie wie, dlatego jestem ostrożny jeśli idzie o różne grupy sięgające do tej tradycji. Obawiam się bowiem, że ludzie ci wszystko widzą poprzez problemy malarskie, poprzez husarię i obronę Jasnej Góry. Dla mnie I RP to państwo kontrolujące europejski handel wołowiną, zbożem, wyrobami stalowymi i czerwonym barwnikiem. To państwo jezuickie, z najlepszym na kontynencie szkolnictwem, a jednocześnie państwo pozbawione aparatu osłaniającego jego najważniejsze instytucje. Państwo bezradne propagandowo, bezradne militarnie wobec przeważających sił, oraz rozrywane konfliktami wewnętrznymi. Z których rzekomy konflikt agrarny jest najmniejszym problemem. Największy zaś kłopot to wzrastające aspiracje Litwy oraz lokowanie interesów elit poza państwem. To są sprawy do końca dziś nie zbadane, albowiem – mogę się mylić – nikt nie podejmuje studiów i nikt nie dyskutuje o tym gdzie lokowali swoje pieniądze tacy choćby Radziwiłłowie. Nikt nie zastanawia się dlaczego sejmiki litewskie nie były zainteresowane ukróceniem handlu niewolnikami porywanymi z Podola. Nikt nie analizuje działalności dzierżawców żup wielickich, podstawy niezależności skarbu królewskiego. To są ważne kwestie, stokroć ważniejsze niż husaria. Moim zdaniem z tradycji I RP po roku 1918 ocalał tylko Kościół, który – co niestety trzeba stwierdzić jasno – przyjął wobec socjalistów postawę kokieteryjną. I nie zmieniał tego jeden husarz w sutannie – ksiądz Marian Tokarzewski.

 

5.       Jak oceniasz kondycję Kościoła Katolickiego przed i po odzyskaniu niepodległości?

Niełatwo o tym mówić, jeśli człowiek odkrywa, że krewnym biskupa Szczęsnego Felińskiego, ze strony matki był Szymon Konarski, w domu zaś księdza biskupa żywy był kult tegoż Konarskiego. Kościół polski z całą mocą chciał odzyskania niepodległości. I chyba hierarchom było obojętne jak ta niepodległość będzie wyglądać. Myślę, że pokładali oni szczerą i głęboką wiarę w swoją owczarnię, a ta ich jednak zawiodła. Może nie w skali kraju, ale w skali zauważalnej. Być może to spowodowało, że Kościół w Polsce ulegał władzy. Być może przesadzam w tej ocenie, a chodzi tylko o wspólne podjęcie odpowiedzialności za naród. No, ale jak można być współodpowiedzialnym za naród do spółki z socjalistami? To się nie sklei nigdy. Wiara w takie cuda zalatuje niestety naiwnością, pragnieniem świętego spokoju, a momentami pewnie też aberracją. II RP była państwem ateistycznym, karmionym przez nieszczerych sojuszników złudzeniami mocarstwowości. Nie można budować żadnej mocarstwowej idei bez narzędzi ekonomicznych z prawdziwego zdarzenia. Tymi zaś są kompanie kolonialne z większościowym udziałem korony, kompanie działające jak gangi, w których nie można się sprzeniewierzyć omercie, bo grozi za to kara najwyższa. Polska polityka nie dysponowała takimi narzędziami, bo ich tworzenie w Polsce zostało zakazane z poziomu globalnego. Polska polityka mogła wywierać presje na organizacje nie deklarujące celów mocarstwowych, ale jakieś inne…na takie organizacje jak Kościół. I z przewag na tym Kościołem czerpać jakieś krótkotrwałe satysfakcje. To jest wewnętrzne pęknięcie, które stało się istotną przyczyną zagłady II RP. Politycy w Polsce przedwojennej nie orientowali się zupełnie skąd się bierze siła. Nie z przemysłu bynajmniej i nie z masowego poboru rekruta. Siła pochodzi wprost ze zrozumienia czym jest polityka globalna i jakim celom się ją podporządkowuje. I RP była podporządkowana misji Kościoła. I trzeba było najpierw doprowadzić do osłabienia tego Kościoła, do likwidacji jezuitów, różnych reform, żeby to państwo zgładzić. II RP traktowała Kościół instrumentalnie, a była podporządkowana polityce mocarstw i przez owe mocarstwa została zwinięta, jak stary i niepotrzebny dywan, w imię interesów globalnych. Co oznaczało wprost rozszerzenie wpływów rewolucji, czyli dewastację gospodarki na dużych obszarach i obniżenie kosztów pracy tamże. Tak wyglądała Europa wschodnia po II wojnie światowej – ekonomiczna pustynia, bez możliwości konkurowania z innymi obszarami, pustynia gdzie instaluje się tanią produkcję wszystkiego. Żywność zaś produkowana jest wyłącznie na rynek lokalny w rozdrobnionych gospodarstwach – dzieciach reformy rolnej – lub w skomasowanych gospodarstwach pozbawionych parku maszynowego i podstawowych inwestycji. Opartych na nędzy i przymusie pacy. Wszystko to oglądaliśmy, niektórzy z nas jeszcze to pamiętają. Wiemy o co chodzi i drugi raz wrobić się w to nie damy. Taką przynajmniej mam nadzieję.

Zapraszam na stronę www.prawygornyrog.pl

  33 komentarze do “Właściwe emocje”

  1. W walce z chciwą władzą trzeba iść w zaparte do końca. Pamiętam, jak jeszcze za komuny w pewnym zakładzie stolarskim, właściciel zatrudnił chłopaka „na czarno”. Kontrola, po donosie dzwoni do drzwi, popłoch, ten „na czarno” ściąga ubranie robocze, rzuca na krzesło i ucieka do gronia. Kontrolerzy węszą, w końcu znajdują jeszcze ciepłe ubranie na stołku i pytają:

    – zatrudnia Pan ludzi na czarno?
    -nie
    – a to co? – pytają, pokazując na jeszcze ciepłe ubranie
    – a to kot tu leżał jeszcze przed chwilą….

  2. To mi przypomina, że zawsze przy kontroli „trzeba mieć satysfakcjonujące wytłumaczenie”. Podczas studiów, koledzy po powrocie z wakacji w jednostkach wojskowych, opowiadali że, w jednej z sal gdzie spano, zostało zgromadzono zbyt dużo butelek po wódce (no nikt nie pomyślał, ze trzeba butelki wyrzucać), była jakaś kontrola dot. higieny i wydało się że butelki po alkoholu itd… Jeden z kolegów wziął odpowiedzialność na siebie tłumacząc, że ma za mało gotówki, postanowił zbierać butelki i je sprzedawać w skupie. Przyjęto to wyjaśnienie i zwrócono jedynie uwagę, żeby się to nie powtórzyło.

  3. Miszczunio został nauczycielem akademickim. Chyba oznacza to, że został doceniony (?)

  4.  
    Wspólnota tworzy się tam, gdzie istnieje dobre prawo, albo trwałe uczucia, stąd wściekły atak na normalność w rodzinach (ojciec + matka + dzieci + dziadkowie). Komisja Europejska niszczy wspólnoty tworząc przepisy niesprawiedliwe i niestabilne. Określa i narzuca cele do osiągnięcia, a nie jasne status quo. Zwykły imigrant (nie uchodźca) jest z zasady lepiej traktowany, niż miejscowi.

    Nienawiść budzi u socjal-demokratów (europejska partia ludowa składa się z chadecji, liberałów i partii ludowych; il poppolo – lud, stąd prymitywny populizm oparty na instynktach biedaków), gdy ktoś mieszka zbyt długo w jednej ojczyźnie – więcej, niż kilka pokoleń, gdy ktoś ma własność dłużej, niż kilka pokoleń oraz gdy ktoś żyje zbyt długo w jednym małżeństwie. Ideałem dla nich jest planeta singli złączonych strachem i ślepą wiarą w autorytet, który jest zaprzeczeniem dobra i normalności.

    Z rocznicowego bełkotu zrozumiałem, że gremia rządzące proponują nam uparcie socjal-demokrację i w efekcie śmierć, jak w tytule serii wydawniczej. O śmierci oczywiście się nie wspomina. Mamy się sami zutylizować oddając majątek na szczytne cele i walcząc z wyimaginowanym wrogiem. Tusk powiedział w Łodzi jasno: Polacy mają iść walczyć z konkurentami Unii do władzy, a szczegóły będą nam na bieżąco podawane (tak samo, jak programuje się rakiety, definiując cel – wroga poprzez wpisanie go z klawiatury). Bolszewikami, czyli naszymi aktualnymi wrogami w sensie słów wypowiedzianych przez Tuska są dzisiaj katolicy, narodowcy, niepokorni Europejczycy z właściwie ukształtowanym popędem płciowym ukierunkowanym na rozmnażanie, a nie na konsumpcję.

    Różnica między dzisiejszą prawicą i lewicą dotyczy jedynie stosunku do moralnego dylematu, czy powinniśmy dawać dupy za pieniądze, czy za darmo (tzn. honorowo).

  5. no ja pamiętam jak PO się wydzierało że PiS jest żądny władzy na okrągło codziennie przez 8 lat, ktoś tam wtedy komentując tą sytuację zauważył że gdyby obcokrajowiec pojawił się w Polsce to byłby przekonany że Kaczyński jest premierem w latach rządów Tuska – tak był w przekaziorach.

    A o co chodzi PO teraz ? Jeśli wieszczyli, że  PiS jest „rządny władzy”, no to zdobył PiS władzę. Było nie wieszczyć. Teraz te opozycyjne czubaryki siedzą w krzakach jak np. wczoraj wieczorem na Pl. Piłsudskiego i drą po chamsku te swoje wściekłe Konstytucja. Teraz Tusk przyrównuje nas do bolszewików , no jasna cholera. On ?  Nas?

    Po takim  porównaniu (bolszewickie – symbole – komunistyczne), to my mamy prawo  zacząć  wołać „Konstytucja”,

  6. Podoba mi się początek dzisiejszej notki i pomysł, żeby odpocząć od codzienności i te dowcipy w komentarzach, więc już nie naruszam świątecznego nastroju. To są takie wspaniałe, serdeczne wspólne Święta, jak zimą 1914/1915 na froncie francusko – pruskim. Nie wiadomo czy się cieszyć, czy smucić, ale zaryzykuję i będę się dzisiaj już tylko cieszyć 🙂

  7. Po kolei.

    Film. Destylat wybranych symboli i emocji.

    Gdyby był konkurs na wizualizację tego, co kiedyś taksówkarz powiedział „Zostawią nam piosenkę i chorągiewkę” – ten filmik zdobyłby 1. miejsce. Nic więcej w nim nie ma. Tylko piosenka i chorągiewka. Kojarzy mi się tez z serem. Same dziury. Nie ma w tym filmie tak wielu rzeczy które budowały Polskę przez wieki, że ser. Po prostu ser.

  8. „Jestem wręcz pewien, że dwie trzy dekady odpowiednio sprofilowanej politycznej pracy doprowadziłoby do tego, że Polacy by sobie Polskę wykupili po prostu i nikt nie musiałby za nią oddawać życia.”

    Jest taka nacja, której się do dziś wydaje, że za pieniądze można wszystko. Jak to się dla niej kończy powszechnie wiadomo.

    A niepodległą ojczyznę i tak musieli sobie wywalczyć.

  9. Nie musieli. Dostali ją w prezencie. Nie opowiadaj więc bzdur. W wojnach które toczyli straty były minimalne, a przeciwnik ustawiony do bicia

  10. Bp Feliński to chociaż próbował hamować owe „właściwe emocje”. Jeśli nie przed grabieżą to choćby przed śmiercią. Ciekawy materiał do analizy dałyby „przekształcenia własnościowe” dawnych PGR-ów (nomen-omen).

  11. Sorry, bo nie zdzierżyłem: Grzesiu Turnau na Onecie moim zdaniem The Best: „Niestety, znowu jakaś idea pryska, bo wszystko się rozbija o pieniądze i władzę”. Jasne, zapalmy trawkę, zróbmy sobie świąteczną orgietkę, a na koniec każdy niech sobie da w żyłę złotego strzała, to będzie to, o co chodzi, Grzesiu 🙂

  12. To już wolę zacytować Polskie Radio: „Przeżywany momenty doniosłości dziejowej, momenty przełomowe, o których potomne wieki pisać będą – trudno, abyśmy mieli zachować całkowitą apatię. Pewne podniecenie w tych warunkach jest zrozumiałe i dziwić nikogo nie powinno, z drugiej strony jednak nie powinno ono zaćmić nam zdrowego rozsądku i trzeźwego poglądu na rzeczy” – rozpisywał się „Dziennik Wileński” z 11 listopada 1918 roku.

  13. Jak patrzę po nagłówkach wiadomości, to oni się dopiero rozkręcają. Proponuję wydać książkę z celniejszymi cytatami i zdjęciami okołorocznicowymi, na przykład „Poznań potrzebuje dobrego bauera” i tym podobne.

  14. Spodziewam się jutro komentarzy wygłaszanych przez chadeków i liberałów (Tusk, prezydenci Warszawy, Poznania, Wrocławia), komunistów i anarchistów w tym tonie, że na szczęście ten cholerny 11 listopada 1918 już minął i czekamy z utęsknieniem na 17 września 1939.

  15. Przyjechałem do domu wczoraj i  dopiero dzisiaj otworzyłem PCH z Pana wywiadem.Wywiad jest zdecydowanie ograniczony jak na temat własności i  tzw”niepodległości”.Obszerność pisma jest wystarczająca na ,co najmniej,dwukrotnie większy wywiad.Ale za to jest pełno artykułów na temat „naprawiania” Kościoła

  16. Kardynał S.Wyszyński też…

  17. „Wszystko to oglądaliśmy, niektórzy z nas jeszcze to pamiętają. Wiemy o co chodzi i drugi raz wrobić się w to nie damy. Taką przynajmniej mam nadzieję.”

    Myślę jednak, że powtórzy się – propaganda PiS wpycha nas w ramiona rewolucji, może i spokojniejszej, takiej w ramach standardów XXI wieku, ale jednak. Wiara w IIRP, zwłaszcza w Piłsudskiego, zaufanie do współczesnych polityków „patriotów” bez krzty dystansu i prób weryfikacji działań istotnych, a nie z poziomu akademii i defilad, wróży bardzo źle.

  18. Coz…

    … a propos „filmu” pani MK – sadze, ze zwyczajnie zaglada jej bida do… pupy  !!!…   nie zamierzam nawet ogladac tej nedzy ani nawet komentowac tego badziewu… bo zwyczajnie szkoda czasu… i sliny  !!!

  19. Dokladnie tak  !!!

    Ma Pan absolutna racje… a dzisiejsza  swiateczna hucpa narodowa w kurwizorze  tylko to potwierdza…  junior Morawiecki, ex-doradca Tuska bedzie  budowal  POROZUMIENIE  z reszta  tego warcholstwa politycznego  ponad podzialami  !!!

    Narod polski ma „prezent”… powtorke z Magdalenki… okragly stol… itp.  ustaFki  pod publiczke co byly dane do wierzenia ze 30 lat temu…

    … a „hania naszo kochana” dalej na stolcu… i dziadzi  !!!

  20. Choc okrojony…

    … to jednak dla mnie wywiad jest dos-ko-na-ly, Panie Gabrielu  !!!… po prostu doskonaly  !!!  Do tego ponownie objawil sie Pan jako nie tylko wyjatkowy wydawca czy wybitny pisarz,  ale jako wielki  MAZ  STANU  !!!

    Dzieki serdeczne, Panie Gabrielu za ten arcypiekny swiateczny wpis… i milego, rodzinnego odpoczynku,

  21. Kard. Wyszyńskiego przynajmniej powstańcy nie chcieli wieszać…

  22. Dobry, bo tyle w bawełnę nie owinął. Nie każdy ma IQ 200, a im więcej się rodaków przed propagandą obroni tym lepiej.

  23. Chwila nadziei 1918

    Warszawska wielka manifestacja narodowa

  24. Po drugie wywiad dla PCh.

    Świetne podsumowanie w pigułce na co zwracać a na co nie zwracać uwagi, jakby manifest historyczny. Rzutujący na przyszłość. Dziękuję.

  25. wczoraj na Marszu też był tak ciasno, co roku biorę udział, mam możliwość porównania zagęszczenia na 1 m2 i zawsze to był spacer w licznej gromadzie, a wczoraj było nas tyle, że ledwo się szło, właściwie określenie „tłum niósł” byłoby adekwatne. A jeszcze na rondzie Daszyńskiego zanim ruszyliśmy na Marsz , było tak tłoczno, że z przejścia podziemnego nie można było wyjść i ci ludzie stali w tłoku na schodach i czekali aż my ruszymy i zrobimy miejsce na ulicy. Ta frekwencja wszystkich uczestników Marszu mile zaskoczyła, czekaliśmy na rozpoczęcie Marszu i wszyscy  żartowali, częstowali się cukierkami, podśpiewywali , integracja pełną parą. Było dużo rodziców z dziećmi, dla dzieci było może trochę za tłoczno, ale raz na 100 lat musi tak być.

    Raz widziałam milion ludzi, to było na Błoniach Krakowskich, kiedy papież Jan Paweł II, wyniósł na ołtarze  Jadwigę królową Polski.

    Wróciłam po Marszu strasznie zmęczona, dobrze że ludzie dostali jeden dzień wolnego na 12 listopada, to przyjezdni zdążą wrócić do domów i odespać.

  26. Nic dodać i nic ująć. O tv zawsze ma Pani rację!

  27. oczywiście rondo Dmowskiego – sorry

  28. Radziwiłłowie lokowali swoje pieniądze w Holandii.

  29. Tak napiszę ogólnikiem – obserwując tylko niedawno na naszych oczach przeprowadzoną  jaśminową rewolucję, wiemy że jeśli zostało postanowione że jakiś teren należy zdewastować, to będzie ten teren zdewastowany. Widać teraz po 100 latach, że tak było postanowione z ziemią ukrainną i polską i może, może  Paderewski utargował co można było, a Żeligowski trochę poprawił. Może to było maksimum (na tamte 20 lat) . Czy my coś wiemy,

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.