Jak wszyscy już pewnie zauważyli, byliśmy w Rzeszowie i tam nagraliśmy sporo materiału. Pierwsza z pogadanek została już wyemitowana, a niebawem pojawią się kolejne. Jest to materiał skrajnie nieprofesjonalny, ale właśnie o to chodzi, żeby w naturalny sposób opowiadać o sprawach trudnych i skomplikowanych, a nie robić jakąś bieda-grę o tron. Prócz pogadanek z Krzysztofem Kaczmarskim nagraliśmy jeszcze materiał z Andrzejem Gliwą, nie powiem gdzie dokładnie, bo to niespodzianka, ale o czym on jest, to już chyba mogę zdradzić. A i wszyscy się zapewne domyślają – o Tatarach. Konkretnie o najeździe z roku 1624 prowadzonym przez Kantemira paszę. Jak wiele osób tu zauważyło pogadanki doktora Gliwy mają swoją dynamikę, a i dla mnie są dość inspirujące jeśli idzie o metodologię działań. Od tego zaś wyjazdu do Rzeszowa Kantemir pasza stał się moim ulubionym bohaterem pozytywnym. Pytałem doktora Gliwę o różne rzeczy, nieraz zaskakujące, w tym o dyscyplinę wśród najeźdźców, o sposób jej utrzymywania. Od słowa do słowa, doszliśmy do formuły – dyscyplina ekonomiczna. Kiedy mamy do czynienia z dyscypliną ekonomiczną? Wtedy kiedy każdy zna swoje zadania, kiedy realizuje je z maksymalnym zaangażowaniem, albowiem poprawiają one jego osobisty status i wypełniają mu portfel. Kantemir pasza zaś był człowiekiem, który firmował okoliczności zastosowania takiej dyscypliny i brał na siebie ryzyko. Oczywiście, trochę stracił, na tym najeździe, ale mi nie chodzi o wcielanie się w jego postać tylko o zastosowanie metody. Jak już pisałem wielokrotnie, bez dobrego i sprawdzonego w praktyce wzoru nie można myśleć o sukcesie. Na pierwszy rzut oka widać podobieństwa pomiędzy naszymi tutaj działaniami i działaniami Kantemira paszy. Ja się wczoraj nawet zastanawiałem, czy nie wydawać książek tych krakowskich profesorów bez ich zgody. Bo i co oni mogliby wtedy zrobić? Iść do sądu? Niech idą, zanim sąd wyznaczy pierwszą rozprawę nakładu już nie będzie. Każda kolejna, plus zainteresowanie mediów, to sprzedaż nakładu wyjściowego razy dwa. Potem ugoda i wypłata, a żaden sąd nie uwierzy przecież, że można robić takie obroty na książkach naukowych. Oni sami w to nie uwierzą. A że ich pozycja towarzyska zostanie zrujnowana, bo nikt przecież nie uwierzy w to, że wydałem te książki bez ich zgody, to cóż z tego…Co mnie to może obchodzić.
Będę myślał nad tym rozwiązaniem. Na razie okoliczności zmuszają mnie do zweryfikowania polityki targowej pod kątem działań analogicznych do tych prowadzonych przez Kantemira. Stoiska drożeją, to oznacza, że jest ruch w interesie i to co piszą media, w tym „nasze” media, że w Polsce spada czytelnictwo, jest zwyczajnym kłamstwem. Ja oczywiście mam pieniądze, żeby zapłacić za większe stoisko na targach jesiennych, które kosztuje 3500 plus 23 proc. VAT, ale tego nie zrobię. Wezmę mniejsze, tańsze i wystawię same nowości. Nie mogę bowiem nakręcać koniunktur ludziom, którzy otwierają przestrzeń księgarską, przestrzeń wymiany myśli, wydawnictw i pieniędzy, dla freaków, niewydarzonych popularyzatorów i kanciarzy. Mowy nie ma. Na razie jeszcze nie zejdę z targów, ale będę o tym myślał. Musimy myśleć kategoriami wojny hybrydowej, jak Kantemir pasza, który najpierw wkroczył w granice Rzeczpospolitej, potem zaczął rabować, a w międzyczasie, napisał list do króla Zygmunta III z pretensjami o nie wywiązanie się króla ze zobowiązań podpisanych pod Chocimiem. To jest z naszego punktu widzenia strategia właściwa i niech mi tu z łaski swojej nikt nie wstawia pełnych oburzenia komentarzy. Chodzi o to, żeby zarabiać na dobrych książkach i promować dobre książki. I każdy kto w tym przeszkadza, nawet jeśli jest autorem dobrej książki, to wróg. W najlepszym razie, można, a nawet trzeba, wywieźć go na targ w Stambule i tam sprzedaż z zyskiem jakiemuś ogrodnikowi spod Ankary.
Wracajmy jednak do targów. Z powodów niezrozumiałych targi wrocławskie również w tym roku odbywają się w tym samym terminie co targi warszawskie. Nie mogę więc być w dwóch miejscach naraz albowiem nie mam daru bilokacji. Nie będę się też z nieobecności we Wrocławiu tłumaczył, albowiem byłem w tym roku aż trzy razy w tym mieście i zainteresowanie tymi moimi pobytami było raczej słabe. Ja rozumiem, że targi to co innego, ale nie ma sensu angażować się w wyprawę, która nie rokuje. Postanowiłem więc, że w tym roku jesienią wyjadę do innego miasta na targ. Jeszcze nie zdradzę jakiego, ale nie będzie to Wrocław. Nie możemy trwać uporczywie przy tych samych schematach. Wszystko się zmienia i każdy powinien do tego przywyknąć i nie domagać się ode mnie, żeby było jak dawniej, bo ja także mam swoją dyscyplinę ekonomiczną, która mnie na różne sposoby ogranicza.
W początkach września okaże się gdzie i na jakich zasadach zorganizowana zostanie pierwsza z naszych konferencji. To jest oczywiście duże ryzyko, ale wyprawa Kantemira też była obłożona ryzykiem. Ryzyko jest zawsze. Nie możemy wycofać się z tego pomysłu, bo on mi się coraz bardziej podoba, a „teoria zamkniętych przestrzeni sprzedażowych” jest pojęciem jeszcze bardziej uwodzicielskim niż „dyscyplina ekonomiczna”. Ewentualne niezrozumienie obydwu tych pojęć wynika zaś z tego, że nie rozumiejący nie widzą praktycznych skutków ich zastosowania. I tu chciałbym poświęcić słowo praktyce, a to z tego względu, że wczoraj nasz kolega zalinkował tu jakąś idiotyczną dyskusję na mój temat, z której wynikało, że jestem ucieleśnieniem bohatera prozy Volkoffa, prozy, której nie czytałem i czytać nie zamierzam. Skąd ludziom takie myśli przychodzą do głowy? Z siedzenia bezczynnie na tyłku. Żeby zrobić nagranie o pogromie rzeszowskim, musiałem najpierw przekonać doktora Krzysztofa Kaczmarskiego, żeby nie ma sensu robić tego w Warszawie, choć on akurat w Warszawie był. Wyszło by nam taniej i mniej byłoby kłopotów. Ja się jednak uparłem na ten Rzeszów. On musiał wrócić z Warszawy busem, a my tą samą trasę pokonywaliśmy samochodem. Właśnie dlatego, żeby nie iść na łatwiznę i nie siedzieć w sklepie u Michała, w tych samych co zwykle okolicznościach. Potem Krzysztof Kaczmarski musiał dojechać do nas, do Rzeszowa, bo mieszka zupełnie gdzie indziej, a jak skończyliśmy nagrywanie w białym ogrodzie pod farą, w 30 stopniowym upale, pojechaliśmy do Brzozowa. Tam pomyliliśmy cmentarze szukając grobu Jana Chudzika, ale w końcu go znaleźliśmy i już w dużo mniej komfortowych warunkach zrobiliśmy drugie nagranie. Później odwieźliśmy naszego rozmówcę do domu. Wszyscy musieli coś dla tych nagrań poświęcić, czas, benzynę, pieniądze, wszyscy musieli się zmęczyć i trochę podenerwować. To właśnie dlatego, że nie cofam się przed takimi, oczywistymi z mojego punktu widzenia eskapadami, których efekt jest jak widać skrajnie nieprofesjonalny, ale na pewno w przyszłości zaprocentuje i na pewno wszyscy na nim skorzystamy, ktoś może pisać o tym, że mu przypominam tych bohaterów Volkoffa, oczywiście umieszczonych w strukturach służb, to przecież jasne. Kto by, sam z siebie, ruszał się z domu, sprzed telewizora i jechał gdzieś w świat, wydając pieniądze ciężko zarobione na etacie, żeby nakręcić jakiś taki zwyczajny materiał. I jeszcze się na nim nie lansować tylko cierpliwie słuchać, co rozmówca ma do powiedzenia. To są rzeczy niewyobrażalne przecież. O ile przyjemniej jest siedzieć przed monitorem i wcielać się w tę czy inną rolę…I dyskutować, dyskutować, dyskutować, o tym kto jest kim i dlaczego robi to, co robi. Ochłońcie ludzie może, co? Bo was ta impotencja kiedyś zadusi.
Zapraszam na portal www.prawygornyrog.pl gdzie od wczoraj wisi rozmowa z dr hab. Krzysztofem Kaczmarskim, rozmowa o tak zwanym pogromie rzeszowskim, czyli o okrutnej bardzo i rzec można ćwiczebnej prowokacji dokonanej przez SB, NKWD i pewnie kogoś jeszcze, ale dokładnie nie wiemy kogo.
Myslę ,że targi w Rzeszowie mogłyby wypalić,to jest dobry rejon na czytelnictwo.
Dyscyplina ekonimiczna na przykładzie XIX wiecznej kopalni
Właścicielowi kopalni zależało na jak największym wydobyciu węgla, więc musiał zadbać o bezproblemowy transport masowy, tam na dole w kopalni. W tym czasie jedyną realną siłą dysponował znany wszystkim koń. Ze względu na koszty koń lądował pod ziemią raz na zawsze. Ciekawe jest, że właściciel kopalni z obawy o ewentualne niewłaściwe traktowanie firmowych koni całkowicie zrezygnował z własnego taboru i zawierał umoyę z poszczególnymi wozakami, która opiewała na wożenie urobku jego własnym koniem. W zależności od głębokości pokładu operacja opuszczania konia szybem na dół zabierała 3 – 4 godziny. Koń był podwieszony na specjalnej uprzęży, a właściciel konia poruszał sie równolegle do konia po drabinach w dól, cały czas uspakajając go. Na dole koniem stale zajmował się właściciel, czyli wozak.
Pisze Pan w sposób stanowczy i zdecydowany, to proszę jeszcze wykorzystać (obok przykładu Kantemira), schemat opracowany przez M. Portera „Pięć sił konkurencyjnych”: na środku kartki papieru rysuje Pan nieduży kwadrat w którym musi się zmieścić „Ja i rynek księgarski”, z prawej proszę napisać „klienci”, z lewej strony kwadratu „dostawcy” z góry „nowi potencjalni gracze na rynku”, pod spodem kwadratu „produkty zastępcze (substytuty)”. Proszę opisać zagrożenia płynące z tych 4 stron na sytuację Pana firmy, pozostającej i tak w turbulencjach rynku księgarskiego.
Zagrożenia ze strony „nowych”, zagrożenia ze strony „substytutów”, siła przetargowa „klientów” i siła przetargowa „dostawców”…. Taka analiza uporządkuje wiedzę o otoczeniu.
Jeśli się to uporządkuje to wtedy , wszystko jasne… Jasny jest „stan rzeczy” na czym się wzorujemy z czym walczymy i jak itd….
Wg M.Portera taki ogląd daje pełen obraz stanu konkurencji na rynku.
Normal
0
21
false
false
false
PL
X-NONE
X-NONE
MicrosoftInternetExplorer4
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-font-family:”Times New Roman”;
mso-fareast-theme-font:minor-fareast;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-bidi-font-family:”Times New Roman”;
mso-bidi-theme-font:minor-bidi;}
Proponuję rozważyć, obok wymienionych już modeli Portera i Kantemira-Paszy, model Uszera Engelmana opisany w książce „Pająki” (wiejskie) autorstwa Klemensa Junoszy, których wydanie przez Gospodarza wydaje się być rzeczą coraz bardziej pilną, jako narzędzie pozwalające zrozumieć różne dziejące się wokół nas wydarzenia ekonomiczne, choćby opisane w najnowszej notce uwielbianej tu przez nas pinkpanthery.
Model Engelmana zasadza się na pokryciu interesującego nas terytorium działalności ekonomicznej, które w zasadzie może obejmować cały dostępny świat, okręgami, w centrach których znajdują się tytułowe pająki. Pokrycie to w warunkach XIX wiecznej Polski przypominało swoją konstrukcją delikatną koronkę brabancką, i miało m.in. takie konsekwencje:
”Wobec owej siateczki delikatnej jest fizycznem niepodobieństwem, aby jeden chociażby korczyk zboża, wymłócony w chłopskiej stodole, choćby jedno cielę, wyhodowane w oborze, choćby jedna kura, jedno jajko, mogło wydostać się z tej sieci i wyjść poza jej granice, nie zawadziwszy o jakikolwiek centr.
Owóż na tem właśnie opiera się cały finansowy i życiowo-praktyczny mechanizm, który bystrem okiem obserwuje i bada cichy filozof, Uszer Engelman. Engelman żywi to przekonanie, że nie ma siły, która by mogła rozerwać zadzierzgnięte oczka tej siatki i popsuć delikatny deseń koronki, którą pokryte jest oblicze ziemi, niby twarz pięknej oblubienicy, mającej stanąć pod baldachimem ślubnym.”
„Tak wygląda, tak myśli i takie ma zdanie Uszer Engelman, filozof z Czarnegobłota.”
”Świat o nim nie wie, ale on wie o świecie; świat o nim nie myśli, ale on przy myśleniu o świecie posiwiał; świat go nie zna, ale on zbadał całą jego mechanikę.”
Swietne…
… ta ksiazka to napewno bedzie bestseller !!!
piękne epickie ujęcie żydowskiego prawa do handlowania z wyznaczona przez kahał osobą …. (zapomniałam nazwy, a szkoda).
Grzegorz Braun opowiadał w internecie anegdotę o tym, jak wieśniak chciał sprzedać kozę drożej niż mu oferował żyd z jego wsi i po długich targach dowiedział się, że jako wieśniak z danej wsi jest przez kahał „przypisany” do transakcji handlowych tylko z tym żydem wyznaczonym przez kahał, inaczej nie ma sposobu sprzedaży kozy..
Kapitalna strategia i plan, Panie Gabrielu…
… bardzo lubie i szanuje ten caly Panski „nieprofesjonalizm”… sama staram sie byc baaardzo „nieprofesjonalna” w tym co robie… i pomimo wielu klod pod nogi idzie mi to nie najgorzej. Pomysl z pogadankami w Rzeszowie – doskonaly… juz nie moge sie doczekac kolejnych rewelacyjnych historii czy to od dr Kaczmarskiego czy dr Gliwy…
… jednak caly czas mam w glowie wczorajszy Panski wpis, jak to SAM dr Szarek, prezes IPN wyslal Panu cala pake ksiazek do sprzedazy w Panskim sklepie !!!
Ta wiadomosc jest – dla mnie – autentycznie wstrzasajaca… i wk*****jaca na maxa… swiadczy bowiem o nieslychanej skali marnotrawienia panstwowych dotacji przez IPN !!!
prawo chazaka
>nie powiem gdzie dokładnie, bo to niespodzianka...
A jednak domyślam się, ze nie w ekonomii grodzieńskiej, a tu Kruszyniany czekają.
Drogi Gospodarzu, prośba od regularnego czytelnika – proszę o więcej dbałości o słyszalność pogadanek, może jakieś lepiej dobrane otoczenie albo inne ustawienie mikrofonów, może jakiś park albo nawet podwórko. Poruszane są ważne kwestie i odgłosy jakiegoś traktora w tle i tak już prawie nie słyszalnego głosu są niepotrzebne.
Szanowny Panie.
Na początek komentarz zamieszczony pod rozmową: Gabriel Maciejewski i dr hab. Krzysztof Kaczmarski: Pogrom którego nie było. Rzeszów 11-12.06.1945
„Czlowiek poswiecil kawalek zycia, zeby odkryc prawde bardzo dla nas wazna. Unaocznil lajdackie manipulacje Grossa, a tu ludziom : „za cicho „, „prelegent sie zacina…”.”
Gdyby uważnie oglądałby Pan ten materiał to niewątpliwie dostrzegłby Pan dwukrotnie pojawiający się komunikat z przeprosinami i wyjaśnieniem, że z powodu przegrzania urządzenia nagrywającego dźwięk przez 17 minut dźwięk jest niezadowalający (pochodził z kamery a nie z mikrofonów umieszczonych przy rozmówcach), po 17-tu minutach dźwięk jest już z mikrofonów przy rozmówcach i do tego dźwięku nie można mieć większych zastrzeżeń.
Zakłócający dźwięk emitował samochód z silnikiem diesel’a a nie traktor i nagranie było wykonywane w ogrodzie (parku) przy kościele farnym w Rzeszowie, co jednak nie ustrzegło nas przed wyjątkowymi warunkami atmosferycznymi panującymi tego dnia.
Oczywiście ktoś mądry może zaraz zauważyć, że trzeba było zabrać parasol i takie tam.
Oczywiście można było ale się nie wzięło…
Doskonale jest tylko w Raju a tu na ziemi rządzi pan tego świata nazywany przez Toyah’a „tenktórynieprzepuszczażadnejokazji” i czasem on dyktuje warunki.
Nikt nam nie obiecywał, że będzie lekko…
Niektóre komentarze tutaj też są niepotrzebne
Cenzor to (psia mać) prawdziwy esteta
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.