Zacznę od dwóch książek, które ciągle mamy w sklepie, a które wiele mówią o strategii. Pierwsza to „Wojny Czyngis Chana” Wacława Zatorskiego. Opisy, które się tam znajdują, wskazują na jedną ważną prawdę – jeśli chcesz zwyciężyć musisz mieć świadomość siły przeciwnika, ale nie możesz się tą siłą fascynować. Twoje plany wojenne powinny być poprzedzone rozpoznaniem, a w drodze do sukcesu nie szukaj sojuszników, bo ci przeważnie okazują się zdrajcami.
Druga książka to „Zaginiony król Anglii”, Gabriela Ronaya. Potwierdza ona tezę z powyższego akapitu – fałszywy sojusznik, zafascynowany siłą przeciwnika, jest najgorszym, co może spotkać dobrego króla. Szczególnie takiego, który ma widoki na zwycięstwo.
Jak ja to wszystko połączę z polskimi filmowcami? Jak zwykle – z wdziękiem prestidigitatora. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że komunistyczny aparat propagandowy nie zniknął po roku 1989, ale – jak sama komuna – w coś się przekształcił. My zaś nie tylko uznaliśmy to coś za swojego sojusznika, ale jeszcze zafascynowaliśmy się metodami działań tego czegoś. Dodam tutaj, tytułem dygresji, że fascynować możemy się dziś działaniami armii mongolskiej, która dawno już przestała być groźna. Nie zaś polskimi filmowcami, którzy ciągle mogą zrobić wiele złego.
Co jakiś czas w przestrzeni publicznej pojawiaj się materiały o wymowie nostalgicznej przypominające dawne polskie filmy, a ich celem jest wywołanie wzruszenia, a do tego pewnych emocji wspólnotowych. I tak za komuny i we wczesnych latach dziewięćdziesiątych do takich manewrów służył film „Rejs”, którego oglądanie świadczyć miało o wrażliwości i czytaniu podtekstów, a także absurdalnej ironii. Dziś zaś ludzie przypominają filmy Pasikowskiego, sugerując, że to jest polska kinematografia, a do tego najwyższej próby.
Dyskusje jakie się wokół tych produkcji toczą naznaczone są obłędem bardzo wyraźnym. No i wiarą w to, że filmy to fikcja i rozrywka, a kręci się je po to, by młodzież mogła studiować filmoznawstwo w Łodzi, starsi zaś by mogli dyskutować swobodnie o tym, który aktor jest lepszy, a który gorszy i dlaczego? Nie sposób z tym zerwać, albowiem filmy uważane za wybitne zostały nakręcone za pieniądze polskiego podatnika, grają w nich polscy aktorzy, mówiący po polsku. Jak wobec tego mogłyby być one wymierzone w Polskę i Polaków? Przeczytajcie sobie książki Zatorskiego i Ronaya, to zrozumiecie, jak to jest możliwe. Tam bowiem wyraźnie opisane jest, jakie działania poprzedzały podbój Azji środkowej przez Mongołów i Anglii przez duńskich wikingów.
Chciałem dziś przypomnieć kilka filmów, których omówienie pojawiło się ostatnio na twitterze, a które zostały określone jako kultowe. Pierwszy to serial „Glina” emitowany dawno temu, z Radziwiłłowiczem w roli głównej, wyreżyserowany przez Pasikowskiego. Film ten określany jest jako kultowy. Czyli mamy już w opisie element emocjonalnego szantażu wobec widza, który przecież powinien obejrzeć kultową produkcję. Ja widziałem pierwszą serię tego „Gliny” i powiem Wam, przy niedzieli, że trudno doprawdy znaleźć w całej światowej produkcji filmowej większe gówno i rzecz bardziej nieprawdopodobną. Myślę, że całość została skręcona po to, by uczynić z młodego Stuhra autorytet moralny i ułatwić mu start na rosyjskim rynku filmowym. Odcinki składają się z imitujących profesjonalizm policyjny scen, a przeplatane są nieautentycznymi dialogami i wybuchami wrażliwości głównych bohaterów. Agata Buzek, ciotka bida aspiracja, grała tam koszarową dziwkę, zakochaną w oficerze. Tak to odebrałem, choć mogło być inaczej, albowiem ilość skrótów myślowych i emocjonalnych w tym filmie była tak duża, że nie można się było zorientować kto do kogo ma jakie anse.
W filmie przemycono wszystkie chyba komunistyczne formaty, które służyły do terroryzowania społeczeństwa w czasach świetności serialu „07 zgłoś się”, łącznie z tym, że lekarze to zwierzęta, które znęcają się nad swoimi konkubinami-pielęgniarkami, a dobrzy gliniarze muszą ich uczyć moresu pięściami. I są dziś, wyobraźcie sobie, ludzie, którzy tłumaczą mi, że przez moje wielkie ego, nie jestem w stanie zrozumieć intencji reżysera, ani też pojąć iż kino to rozrywka i fikcja.
Kolejny film to „Słodkogorzki” tegoż Pasikowskiego. Ja go oglądałem dawno temu, nie wiedząc dokładnie, co oglądam, bo nie zacząłem od początku. Im dłużej przy tym siedziałem tym większe robiły się moje oczy i tym mocniej musiałem się szczypać w rękę, żeby uwierzyć, że nie śnię. W filmie widzimy elitarną, warszawską szkołę, a w niej przedziwną symbiozę nauczycieli i uczniów. Wszyscy się rozumieją i zachowują tak, jakby działali w ramach jednej jakiejś organizacji. W dodatku wszyscy młodzieżowi bohaterowie nazywają się: Poniatowski, Potocki, Lanckoroński i podobnie. Nauczyciele zaś wierząc w ich geniusz, nie przejmują się wcale tym, że oni ćpają, chlają i palą, albowiem i tak wiadomo, że wyrosną na wybitnych obywateli i nietuzinkowe postaci. Film ten to kwintesencja komunistycznej pretensjonalności, a został nakręcony w roku 1996. Promowano go ostro, ale przeszedł bez echa, bo widzowie, podobnie jak ja, byli tym szajsem zażenowani. Jego celem było wskazanie, że postkomunistyczne elity to naturalna ciągłość państwa, sięgająca czasów przedrozbiorowych.
Dziś jednak film ten przypominany jest jako dzieło kultowe i obraz ukazujący życie spatologizowanej młodzieży. Nie wiem czy można bardziej nie zrozumieć intencji reżysera.
Filmowcy są przeciwko nam. To są forpoczty nowego podboju, z czego powinniśmy sobie zdawać sprawę. Oni się przekształcili, jak napisałem, razem z komuną, a teraz wyczekują powrotu swoich patronów ze wschodu i zachodu. Tak to widzę. Nie można bowiem traktować inaczej całej obmierzłej produkcji filmowej lat dziewięćdziesiątych inaczej. Najgorszy film to oczywiście „Psy”, które podbiły serca młodzieży męskiej w tamtych latach włąśnie. Nie można też inaczej traktować wszystkich współcześnie produkowanych gniotów z wkładem deprawacyjnym. Jaka jest więc rola istotna polskiego kina? Chodzi o to, byśmy w tym kinie nie zobaczyli siebie, a jedynie jakieś stwory nas przypominające. I nie chodzi tu wcale o to, że kino i ludzie kina związani są z jakąś konkretną partią polityczną. Chodzi o to, że oni nie mogą być oceniani inaczej, jak tylko poprzez kategorie, które sami tworzą. I to jest pułapka bez wyjścia. Politycy PiS bowiem wierzą, że mogą przeciągnąć na swoją stronę ludzi kina, albowiem kino to kultura, fikcja i rozrywka. Nie ma chyba w Polsce trwalszej i bardziej zabetonowanej struktury niż kino i twórcy filmowi, a także telewizja i twórcy telewizyjni.
Można oczywiście wierzyć, że to są ludzie szczerych intencji, którzy chcą wychowywać naród ku rzeczom dobrym i pięknym. No, ale wtedy człowiek nie może iść w politykę, bo z takimi wyobrażeniami nadaje się jedynie do pracy na fermie brojlerów. Tam będzie mógł dzielić się swoimi przemyśleniami z otaczającymi go zewsząd stworzeniami i w uszach dźwięczał mu będzie odbijający się od sklepienia jazgot powszechnej akceptacji.
Dodam jeszcze tylko, że w amerykańskiej produkcji filmowej i serialowej, jest cały, głęboki bardzo segment, poświęcony życiu i wrażliwości zwykłych Amerykanów. Rzecz w Polsce nie do pomyślenia. No, ale Ameryka potrzebuje swoich obywateli, by być wielką. Polska ich nie potrzebuje. Polscy politycy zaś nawet nie wiedzą, co mogliby zaproponować Polakom. Jedyne co zostaje to nieszczere i żenujące popisy jakichś Płaczków czy Mentzenów. Twórczość z prawdziwego zdarzenia nie istnieje, albowiem żyjemy w dziedzictwie komuny, gdzie panowała jedna ważna zasada – żeby żyć i tworzyć musisz być jak najbliżej wielkiego chana i jego ludzi. I ściśle wykonywać ich polecenia. Reszta się nie liczy. Politykom PiS zdawało się, że oni też mogą być wielkim chanem. Nie mogą, bo nawet nie rozumieją wobec jakich sił próbują się określić. Na dziś to tyle.
Pamiętajcie o naszych książkach
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wojny-czyngis-chana/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zaginiony-krol-anglii/
Pamiętajcie też o konferencji
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/
No i ogłoszenie, o którym notorycznie zapominam. Od dawna zarezerwowany jest termin targów w Ojrzanowie. Odbędą się one w dniach 5-6 lipca.
Dawno temu w zakopiańskiej knajpie imprezowaliśmy z przypadkowo poznanym gościem, chwalił się legitymacją doradcy ministra i częściowo żydowskimi korzeniami, sypał historiami z gabinetów politycznych, m.in. wychwalał Olechowskiego, określając go mianem Wielkiego Szu. Po czym poprosił, żeby mu postawić kolejkę, po której wypiciu głośno krzyknął: Ja jestem Wielki Szu!
Kinematograf to najważniejsza ze sztuk.
Kto ogląda filmy „polskiej piaskownicy filmowej”, sam sobie szkodzi. – Każdy, kto choć raz przez pomyłkę słuchał osobnika Glińskiego, powinien się wyzbyć „omne speranza” …
Filmowcy i aktorzy są jednoznacznie sprofilowani nie tylko w PRL/III RP – można sobie przypomnieć na YT ich agitacje np. podczas wyborów w USA.
P.S. Ale teraz koniecznie trzeba wyjaśnić: jak się ustawić wobec Rosji (Putina)?
to o co Ci chodzi? że niby wódka tłumi rozwagę a skłania do bełkotu?
Jeśli to chciałeś wykazać to Ci się udało.
chciałam z rodzinnym młodszym pokoleniem obejrzeć „Kolumbów”, najpierw sama przeprowadziłam wstępny risercz -czy warto?-
No nie warto , w każdym dialogu/zdaniu atak na dwudziestolecie międzywojenne, tego się nie da oglądać, bo nienawiść i złość tkwiąca w słowach przesłania obrazy z życia młodzieży podczas okupacji Warszawy .
Wielki Szu czy Wielki Chan – wychodzi na to samo!
Idole lokalnych polityków 🙂
Ten gostek opowiadał niesamowite rzeczy. włos jeżył się na głowie, wracaliśmy zdruzgotani. A następnego dnia w TV podano parę informacji zgodnych z tym co mówił.
Moim zdaniem nie musimy sobie wyjaśniać jak zachować się wobec Rosji. Powinniśmy najpierw sami sobie wyjaśnić jak zachować się wobec naszych polskich interesów i czym one są, a wówczas będzie dla nas jasne jak należy postępować wobec innych państw.
Aż mnie Pani zaciekawiła.Nigdy tego serialu nie obejrzałem .Muszę go w końcu zobaczyć .
A ja się pytam, skoro często pokazuje się stare filmy,to kiedy ostatnio wyświetlono „Ogniomistrz Kaleń”?
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.