lis 152022
 

Nie każdy pewnie zwraca uwagę na takie rzeczy, ale ja akurat tak. Oto wspomniany tu niedawno Jarosław Wolski, znany ekspert od sprzętu wojskowego, taktyki, strategii oraz geopolityki sprzedaje swoje opinie zebrane w druku zwartym liczącym około 120 stron za 49,90. To trochę dziwne i zastanowić się trzeba co „robi” tę cenę?

Otóż tą wartością jest wtajemniczenie. Ludzie, którzy kupują takie książki i im podobne, chcą być w coś wtajemniczeni. Nie rozumiejąc sprawy najprostszej – za 49,90 nikt nikogo w nic nie wtajemniczy. Jako element promocji jednak wtajemniczenie jest konieczne. Wolski, żeby podnieść znaczenie swoich wtajemniczeń dodawał do swojej książki jeszcze autograf i zrobiła się z tego afera, albowiem nie on go umieszczał na pierwszej stronie, a ci co to czynili, ograniczali się do maźnięcia długopisem jakiegoś „ptaszka”.

Czego pragną ludzie wydający pieniądze na książkę Wolskiego i podobne publikacje? Oczekują, że ktoś weźmie za nich odpowiedzialność za ocenę faktów medialnych i za pomocą opinii rozwikła ich dylematy, które nie dotyczą geopolityki w istocie, ani sprzętu wojskowego, ale relacji z najbliższą rodziną. Takimi motywacjami kierują się ci ludzie, jestem tego pewien. Stąd też pomysł autorów świadomych tego, a jednak pokładających wiarę w moc wtajemniczenia, by poprawić jakość i zrobić jakieś bardziej atrakcyjne wtajemniczenie jest głupi z istoty. Nikt tego nie chce. Wtajemniczenie bowiem jest emocjonalnym stymulantem, a nie prawdziwą przygodą. Ludzie sięgający po książki, promowane jako narzędzia do rozwikłania poważnych zagadek, nie chcą niczego rozwikłać. Chcą jeszcze raz usłyszeć tę samą historię, powtórzoną przez kogoś, kto im się jeszcze nie zdążył znudzić. Ten mechanizm powoduje, że autorzy i wydawcy podnoszą ceny książek i intensywniej promują autorów na YT. Silnie też zwalczają lub próbują zamilczeć tych, którzy usiłują polemizować z tym mechanizmem i negować treści podawane przez szamanów.

Ile jest rodzajów w tajemniczeń i jaka jest historia tej metody. Każdy kto oglądał film lub czytał książkę „Popioły”, pamięta masoński rytuał, przez który przechodził młody Rafał Olbromski, grany przez Daniela Olbrychskiego. Był on tyle samo wart ile książki Wolskiego z tajemniczym ptaszkiem – 49,90. Sama ta liczba już jest tajemnicą, albowiem wszyscy wiemy, że kapłani pieniądza i szamani sprzedaży doradzają, by – w celu odwrócenia uwagi klienta od 50 zł, bo tyle kosztuje książka – obniżyć magicznym sposobem cenę o 10 groszy. To podobno skutkuje i ma wpływ na wynik sprzedaży. Jak każdy już zauważył, w powyższym akapicie nagromadzona jest spora ilość absurdów. Skoro bowiem ktoś coś zauważył, to fakt ten nie jest już tajemnicą, a skoro nie jest tajemnicą, to nie działa jak należy, albo nie działa w ogóle. Jest atrapą tajemnicy i o to właśnie chodzi w tym cyrku. Magia masońskich liczb i takich samych gestów wykonywanych w miejscach publicznych, a także przed kamerą nie ma wpływu na sprzedaż. W istocie wpływ ten ma co innego – zagospodarowywanie tematów bieżących i nadawanie im pozorów tajemnicy. Może do tego służyć liczba 49,90, a także wizyty u Moniki Jaruzelskiej, ale to wszystko nie ma nic wspólnego z prawdziwą tajemnicą. Te bowiem witane są niechętnie, ponieważ nie odnoszą się do żadnych znanych publiczności treści. A jeśli już to z miejsca są oświetlone tak, że nie kojarzą się z niczym. Publiczność Wolskiego i Bartosiaka odrzuca takie rzeczy, albowiem one wywołują popłoch w stadzie. To zaś musi być stymulowane umiejętnie i subtelnie, żeby nie wywołać stampede i nie stracić wszystkich sztuk, które niewątpliwie rozbiegłyby się po prerii. Dlatego niektórzy autorzy umieszczają w sieci swoje selfie, które zwykle powstało po godzinie pracy fryzjera i stylisty. Tak bardzo jest naturalne.

Prócz omówionych wyżej wtajemniczeń są jeszcze inne, równie inspirujące. Oto wczoraj obejrzałem sobie zajawkę filmu rosyjskiego Złota Orda. Jest to produkcja poważnie zniechęcająca i, jak można się zorientować, wskazująca na konieczność politycznej współpracy Moskwy z Azją. Wszystko podane jest z tradycyjną moskiewską subtelnością. Chodzi o to, że kniaziównę trzeba wydać za Mongoła, a ten wypala jej piętno na plecach. No, ale potem, mimo, że przez większość zajawki, wszyscy wrzeszczą i biegają po błocie, jakoś się to układa. Widzimy więc, że dostępne wtajemniczenia mają charakter marketingowy, albo polityczny. I polityka ta dotyczy spraw współczesnych, a raczej tego co za takie sprawy uchodzi. Jasne jest, że sytuacja dziś zmienia się gwałtownie i nie tylko twórcy fabuł, ale także Wolski i jemu podobni nie nadążają za wypadkami. Wtajemniczenia więc powinny się dewaluować szybciej niż marka polska w 1923. Tak się jednak nie dzieje, albowiem ludziska słuchają z rozdziawionymi ustami, tego, co już sześć razy słyszeli, choć nie jest już ważne co najmniej do tygodnia. Mamy więc tu nie wtajemniczenie, ale terapię grupową. Wszyscy wiemy jaki jest cel większości takich terapii. Jest nim uzależnienie grupy od terapeuty. I ja się tu dziś z rana nieco zdziwiłem, kiedy przeczytałem na twitterze, że nasz nowy bloger ksiądz Marek wyraża się pozytywnie o wizycie Bartosiaka u Moniki Jaruzelskiej. Jak widać potrzeba wtajemniczania się, again and again i tak w koło Wojtek jest nie do zwalczenia. Byle tylko spotkania prowadził ciągle ten sam trener i cena nie przekroczyła pięćdziesięciu złotych. Wtedy wszystko będzie dobrze i jakoś da się przeżyć. A może też podyskutować poważnie na nurtujące społeczeństwo tematy.

Powróćmy teraz to najazdu mongolskiego na Europę. Oto armia, wodzowie, poszczególni oficerowie, słowem cała machina wojenna z Azji zajmowała się tylko i wyłącznie składaniem ofert różnym władcom. Czy one były szczere czy nie, to inna sprawa. Były jednak bez wątpienia ofertami. Można je było przyjąć lub odrzucić biorąc na siebie różne konsekwencje. Były też owe oferty wtajemniczeniami co się zowie, a poznajemy to po tym, że Mongołowie nie ułatwiali nikomu zrozumienia szczegółów oferty. Proponowali coś i czekali na reakcję. Czego powinien domyślić się każdy władca, który taką ofertę dostał? Przede wszystkim tego, że jego reakcja na nią jest stymulowana. Poprzez sam kształt oferty, który uderzał w różne czułe i wydawać by się mogło nienaruszalne obszary znajdujące się pod jego kontrolą, a także przez czynniki zewnętrzne. Od uświadomienia sobie tego faktu, można było dopiero zacząć myśleć o montowaniu kontroferty. Fakt, nie było na to zbyt wiele czasu, bo Mongołowie nie chcieli czekać. Czas był jednak dany wcześniej. Żeby go jednak wykorzystać, należało rozumieć, że oto nadchodzi wielkie wtajemniczenie i albo Europa przez nie przejdzie zwycięsko, albo zginie. Dziś jest podobnie. Jako kraj, społeczeństwo i pojedynczy ludzie stoimy przed wielkim wtajemniczeniem, do którego nie pasują żadne znane nam dotąd klucze. Trzeba się rozejrzeć za nowymi. To jednak nie jest łatwe, bo jak w bitwie pod Legnicą, albo w czasie kapitulacji Ludwika Świętego pod Damiettą, krążą wokół nas nierozpoznani ludzie wołając – biegajcie! biegajcie! Nie wolno ich słuchać.

Od wczoraj w naszym sklepie są już dwie książki o najeździe mongolskim na Europę i jedna, która jest niespodzianką.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/gabriel-ronay-anglik-tatarskiego-chana-tlumaczenie-gabriel-maciejewski-jr/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/leon-cahun-niebieski-sztandar-powiesc-o-przygodach-chrzescijanina-muzulmanina-i-poganina-w-czasach-wypraw-krzyzowych/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/konstanty-skrzynski-wspomnienia-1891-1978/

  11 komentarzy do “Wtajemniczenie jako pułapka”

  1. „Skoro bowiem ktoś coś zauważył, to fakt ten nie jest już tajemnicą, a skoro nie jest tajemnicą, to nie działa jak należy, albo nie działa w ogóle.”

    Na niektórych działa. Gdy jestem w sklepie wraz z żoną i ona zauważyła na półce poszukiwany przez nas towar to pytam ją –  ile on kosztuje?

    Ona odpowiada – xx złotych.

    Ja podchodzę i widzę wystawioną cenę – xx,99 złotych.

    Działa? Działa ten mechanizm i to nie tylko na moją żonę, ale na zdecydowanie większą część ludzkiej populacji.

  2. Dzień dobry. Pewnie tak jest, życie nasze i świat jest w znacznym stopniu tajemnicą, próbujemy wciąż odkryć tą tajemnicę, z różnym skutkiem. Tyle filozofii dla ubogich, co zaś do publiczności – to dobrze ją Pan podsumował. Ja dodam tylko, że klucz do odkrycia tej mało ważnej tajemnicy to owe 49,90. Śmiem twierdzić, że głównym motywatorem działania inkryminowanego youtubera i jemu podobnych są pieniążki. A do nich droga wiedzie przez tak zwaną klikalność. W swoim czasie ktoś wykreował mit, że ot, tak z niczego można sobie stworzyć osobowość internetową i na niej zarabiać, wykorzystując choćby yt. Może nawet tak i jest, ja tego nie badam, od czasu do czasu słyszy się, że ktoś tam ma z tego jakieś dochody. To inspiruje młodych ludzi, wychowanych już w epoce internetowej, wierzących mocno, że cała komunikacja, ba – życie całe przenosi się do internetu. Jeśli dodać do tego wieszczony koniec mediów papierowych, telewizji, radia, itp – wyobrażają sobie ci młodzi ludzie, że oto zaczyna się krojenie jakiegoś tortu, z którego jak największy kawałek chcą mieć dla siebie. Ja z tym nie dyskutuję, sam korzystam z yt, bo najprędzej tam znajduję potrzebne mi akurat informacje. Ale po pierwsze – najbardziej zyskują na tym sprzedawcy sprzętu potrzebnego do tego gwiazdorzenia, po drugie – skoro droga do przychodów wiedzie przez klikalność – treści nie mogą być za trudne dla masowego odbiorcy. I w efekcie powstaje coś, co Pan opisał, a także kolejne tabuny „me-too youtuberów”, z których każdy usiłuje wykorzystać jakieś swoje prawdziwe lub rzekome przewagi nad konkurencją, tłumną przecież. Jeden się jako dziecko interesował czołgami i samolotami – to kreuje się na eksperta od wojskowości. Posiedzi trochę w necie, jak zna angielski to materiałów nazbiera i gra muzyka. Inny (inna..) ma ładną buzię i figurę – no to działa w innej branży. Jedni i drudzy wydają książki, bo to element tak zwanej synergii wysiłków na końcu których są mniejsze lub większe wpływy na konto. Nihil novi sub sole…

  3. W sklepie tak, w dziale spożywczym, ale nie w książkach

  4. Nie jestem normalny, więc te magiczne dziewiątki na mnie nie działają: wszelkie liczby ułamkowe zaokrąglam zgodnie z matematyczną regułą (szkoła podstawowa, IV klasa bodajże) od 5 włącznie w górę. Toteż 49,90 to dla mnie 50. I próbuję do tej metody zachęcać wszystkich znajomych. Ale to faktycznie na dużą liczbę ludzi działa, czego nie mogę zrozumieć. Może jakiś zły duch tu jest czynny? Jakby odwrócić liczbę 9,99 to się ukazuje znak bestii.

  5. „Nie jestem normalny, więc te magiczne dziewiątki na mnie nie działają: wszelkie liczby ułamkowe zaokrąglam zgodnie z matematyczną regułą (szkoła podstawowa, IV klasa bodajże) od 5 włącznie w górę. ”

    Bardzo się cieszę, że znasz matematyczną regułę przybliżeń.

    Proszę podać przybliżony czas tego wydarzenia, zgodnie z informacją zawartą w Raporcie KWLLP:
    „1.7.6. Pora dnia, oświetlenie

    Wschód słońca w Smoleńsku w dniu wypadku był o godz. 03:02(czas UTC/GMT-przyp.mój). Wypadek zdarzył się w porze dziennej, około trzech godzin po wschodzie słońca.”

  6. Jeszcze jedno mi się przypomniało ws. wspomnianej przez Gospodarza dn. 12.XI. Ten p. Wolski kieruje wydawnictwem NTW, którym dawniej kierował ś.p. Krzysztof Zalewski zamordowany jesienią 2012 r. w dość dziwnych okolicznościach (podobno morderca najpierw zdetonował granat, od czego doznał poważnych ran – plotka mówiła o urwanej ręce –  a następnie dopiero zaszlachtował red. Zalewskiego). Drugi ciekawy aspekt sprawy jest taki, że podobno p. Zalewski współpracował jako biegły przy śledztwie smoleńskim (nie wiem, z którą komisją).

  7. Teraz nie mam czasu coby grzebać w necie. Ale rozumiem, że pytanie dotyczy jakiejś poważnej niezgodności w raporcie – rzędu kilkunastu czy nawet kilkudziesięciu minut. Nie śledziłem sprawy Smoleńskiej zbyt uważnie ale pamiętam, że w oficjalnym raporcie dziennikarze wytknęli co najmniej kilka dziwnych niezgodności m.in. 3 sekundy róznicy między zapisem czarnych skrzynek a opisem przebiegu zdarzeń. Zresztą wszyscy wiemy, że w tej sprawie „rzeczy nie są tym, czym się wydają”. Najlepszy dowód to śmierć wielu świadków.

  8. O ile mnie pamięć nie myli p. Zalewski współpracował z komisją Antka.

  9. No tak… „około trzech godzin po wschodzie słońca”. Dla mnie to by było tak około 6.00 (5:55 do 6:10 powiedzmy). Ale nie 8:41!

  10.  „Dla mnie to by było tak około 6.00 (5:55 do 6:10 powiedzmy). Ale nie 8:41!”

    Mieszasz tu czas UTC/GMT( około 6.00 (5:55 do 6:10 ) z  lokalnym  czasem letnim polskim UTC/GMT+2( 8:41).

    Przeliczającs polski letni to Twoje przyblizenie( około 6.00 (5:55 do 6:10 ) na czas polski letni, to byłoby to około 7.55.00 do 8.10 UTC/GMT+2, czyli około 8-mej.

    8:41 to w przyblizeniu z dokładnością do jednej pełnej godziny – okolo 9-tej

    Natomiast ambasador USA w Polsce  Lee Feinstein w mailu do DS napisał:

    http://images68.fotosik.pl/1147/6bf68d3191226470med.jpg

    I co Pan na to?

  11. Faktycznie, godzina w mailu nie mogła wynikać z pomylenia czasu warszawskiego ze smoleńskim. Chyba wspominał Pan już o tym kiedyś? Że to było działanie na bardzo szeroką skalę, ale nie pamiętam szczegółów.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.