maj 012021
 

Po raz pierwszy od wielu miesięcy udało się nam wyjechać do Dęblina, żeby trochę odpocząć. Nie wiem ile lat nie jeździliśmy rowerami, ale teraz wreszcie pojechaliśmy na wycieczkę. Wzdłuż Wisły, wałem, piękną ścieżką rowerową, która prowadzi ku terenom niemal dziewiczym. W czasie tej jazdy widać z jednej strony Wisłę, a drugiej starorzecza. Jest ich kilka. Najpierw stężycka Łacha, potem Prażmów, a na końcu Drachalica. Jak ktoś pojedzie dalej, dojdzie do kolejnego ciągu starorzeczy. Woda jest bardzo wysoka, zarówno w Wiśle, jak i w tych starorzeczach. Wszystko wokół wygląda jak tereny plemienne Seminolów, drzewa stoją w wodzie. No, ale to będzie tak trwało jeszcze z miesiąc i wyschnie. Na prażmowskiej łasze, na samym jej końcu utworzyło się spore rozlewisko. Ono jest tuż przy śluzie, która odprowadza nadmiar wody ze starorzecza do Wisły. Kiedy tam dojechaliśmy okazało się, że całe jest wypełnione trącymi się karasiami. Płycizna pełna ryb, coś niezwykłego. Nagraliśmy film i pojechaliśmy dalej. Kiedy po godzinie wracaliśmy ryb już nie było. W wodzie stali jacyś dwaj kolesie bez spodni, w samych gaciach, jeden z podbierakiem, a drugi z siatkną na ryby. Zwróciliśmy im uwagę, że kłusują, ale oni stwierdzili, że nie było w tej wodzie żadnych ryb. Obok stał samochód a w nim beczka. Na dworze plus 5 stopni, jest naprawdę zimno, do teraz nie czuję rąk, a te dwie świnie łaziły po tej wodzie w gaciach wyciągając ryby na tarle. Jestem wyjątkowo wyczulony na takie zbydlęcenie, szczególnie, że jeden z nich bardzo bezczelnie się na mnie gapił. Powiadomiliśmy policję w Dęblinie, podając numer rejestracyjny samochodu, w którym znajdowała się beczka, ale pan policjant powiedział, że jak będzie miał wolny patrol to kogoś tam wyśle. Wszyscy wiemy jak jest, wyśle albo nie wyśle. Mnie najbardziej wkurza, że tą ścieżką, choć jest to zabronione, jeżdżą różni zaangażowani działacze PZW w wieku przedpochówkowym i teraz też jeździli. I żaden nie zwrócił uwagi na te dwa wieprze. Nikogo to nie zainteresowało. No więc mnie zaineresowało. Kłusownicy jeżdżą granatowym samochodem, prawdodpodobnie marki peugot o numerze rejestracyjnym LRY 2J14. To jest po prostu nieojęte. Wszędzie pełno żarcia, wszyscy poszukują ludzi do pracy, a te bydlęta wyciągają ryby z tarła. Kiedy te ryby są chudsze niż kartka papieru, wymęczone i nie ma szans, by mogły uciec. To zbydlęcenie zdaje się nie skończy się nidgy i żadna edukacja ekologiczna nic tu nie pomoże. Szczególnie, że postawa tak zwanych legalnych wędkarzy jest co najmniej dyskusyjna.

  8 komentarzy do “Wydanie specjalne. Dwóch kłusowników w gaciach”

  1. Taki klimat. Słowa Bartoszewskiego o tym, że w czasie wojny starał się trzymać z dala od Polaków brzmiały dziwnie, ale coś w tym jest.

    Czy trzeba nosić maski w Polsce w terenie?

  2. Trzeba było wyjąć gana z bagażnika i rozwalić kolesi bez żadnego skrupułu. Jedynym świadkiem zdarzenia byłoby echo i stada wodnego ptactwa poderwane od huku. Następnie wytoczyć beczkę i jej zawartość przenieść do rzeki.

  3. Jestem obywatelem Wielkiego Zimbabwe.

  4. Tamci dwaj to bydlęta.

    A krzyki miejscowego kpiarza  Zimbabwe – na tym samym poziomie mułu.

  5. Stawiam, że obaj kłusownicy są znani policji, bo to krewni komendanta/prezydenta.

    Stąd i policja omija łatwy mandat i PZW wie, że nie ma ruszać.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.