lut 042025
 

Książka „Żywot św. Dominika” nie była wznawiana od lat trzydziestych. To jest doprawdy niezwykłe, jeśli zważymy jaką popularnością cieszą się dominikanie dzisiaj i jaką cieszyli się w poprzednich dekadach. No, ale widać życie ich patrona i założyciela stanowi mniej ważny fragment ich współczesnej misji i działalności. Postanowiłem to naprawić. Także wiedziony pobudkami egoistycznymi, albowiem w pracy tej, jakże obszernej, spotykamy wszystkie postaci, które wystąpiły w dwóch tomach mojej książki „Kredyt i wojna”. Są one tu znacznie lepiej opisane, co przyznaję ze skruchą. Autor zaś, ojciec Louis-Hiacynt Petitot, zwany po polsku Jackiem Petitot, pisząc biografię św. Dominika uczynił to na podstawie wszystkich dostępnych mu źródeł z epoki, tworząc przy okazji ich przegląd. Mimo iż jest to tłumaczenie przedwojenne, nie ma w nim cienia archaizacji. Książka jest nowoczesna, a do tego – ponieważ pisał ją Francuz – klarowna, logiczna i piękna. Nie ma tu żadnego bełkotu, niepotrzebnych emocji, fałszywych uniesień. Jest to także historia heretyckiej Langwedocji oraz walczącego z nią i ledwie sobie w tej walce radzącego Rzymu.

Autor uwiódł mnie jednym zdaniem właściwie, napisał to, co i ja bym napisał i czasem piszę w sytuacjach, kiedy coś jest oczywiste. Jacek Petitot umieszcza w takich chwili w tekście taką oto formułę – to wynika z logiki faktów. Czyli logika faktów jednak istnieje, tak jak mi się zdawało, a na pewno istniała w roku 1930, kiedy ostatni raz wydano tę książkę. Niesamowite. Potem oczywiście pozbyto się jej z książek naukowych i popularyzatorskich, koncentrując się na niemożliwych do uwierzenia nadinterpretacjach źródeł, albo zwykłych wymysłach. Lub – co najgłupsze na stosunkach liczbowych poszczególnych słów występujących w tekstach z epoki. Pozbyto się logiki faktów, albowiem jej istnienie unieważnia wszelkie kłamliwe koncepcje polityczne, które mają tłumaczyć nędzę jednych i potęgę innych narodów. Uniemożliwia także instalowanie agentów w środowiskach akademickich. Każdy bowiem może się nią posłużyć. Jest bowiem dostępna, w przeciwieństwie do wielu tekstów źródłowych, które ukrywa się z premedytacją.

Wróćmy jednak do tych stosunków liczbowych na chwilę – pisząc książkę o krzyżakach trafiłem na pracę, w której autor przekonuje nas, że w czasie ostatecznego upadku Outremer, Ziemia Święta była dla krzyżaków o wiele ważniejsza niż Prusy. Skąd on to wie? Bo policzył, że w dokumentach wystawianych przez zakon, słowa Ziemia Święta powtarzają się kilkanaście razy, a wyraz Prusy, tylko kilka. Nie wiadomo co rzec w takiej chwili. Wyraz „cła” nie występował w amerykańskiej polityce do wczoraj wcale, a dziś jest najważniejszym słowem z nią związanym. No, ale idźmy dalej. Autor „Żywota św. Dominika” jest osobą duchowną, a to oznacza w naszych okolicznościach – uczciwą. Nie robił on kariery naukowej, nie aspirował też do żadnych środowisk naukę sponsorujących. Interesowała go prawda, w kontekście misji Kościoła. Dlatego też przeprowadza oparty na logice faktów dowód, z którego wynika, że pobożność różańcowa i sama modlitwa, znacznie już rozbudowana, to dzieło Dominika Guzmana z Osmy. I ja dla Was dziś wybrałem właśnie ten fragment książki, albowiem o Tuluzie, jej bankach, notariatach, kapitale, o portach Zatoki Lwiej i organizacji produkcji tkanin a także ich barwieniu, wiemy już wystarczająco dużo. O różańcu zaś, którego wszyscy używają, zaskakująco mało. Pora zmienić proporcje. Oto link do książki i absolutnie doskonała okładka, którą projektował Tomek. Poniżej zaś obszerny fragment tekstu.

 

Żywot św. Dominika

 

Pragnęlibyśmy wiedzieć jaki szczególny kierunek, jakie sposoby ćwiczeń duchownych i modlitwy polecał św. Ojciec swoim córkom w Prouille. O tym kronikarze nie wspominają. Znamy jedno nabożeństwo z końca roku 1207, albo z początku 1208 r., które miał otrzymać Święty drogą objawienia Bożego i którego nauczył córki duchowne oraz lud chrześcijański. Mamy na myśli Różaniec. Założenie Różańca przez św. Dominika jest dziś zagadnieniem bardzo spornym. Rzecz jasna, że nie sposób omówić je szerzej w tym miejscu. Wystarczy dać streszczenie i dorzucić kilka uwag ogólnych o tej sprawie. Wykluczyć należy przede wszystkim przypuszczenia dowolne, a nawet błędne. Niektórzy historycy twierdzą, że św. Dominik po dysputach w Langwedocji i założeniu klasztoru Prouille, zniechęcony słabym wynikiem swoich prac oraz kazań, postanowił zmienić metodę apostołowania i wprowadził w tym celu modlitwę Różańca. Poglądowi temu brak historycznej powagi; jest on czystą legendą, która pojawia się dopiero w Żywotach Braci, i którą użytkował głównie Alan de la Roche. Zachodzi tu nieporozumienie co do faktycznego stanu rzeczy. Wiemy mianowicie, co było powodem zniechęcenia i niepowodzenia w sposobie pracy legatów i opatów cystersów; i co na odwrót dawało zachęcające, doskonałe rezultaty wysiłków św. Dominika od samego początku a szczególnie przy końcu dysput. Zestawiamy fakty: w kwietniu 1207 r. nawrócili się w Pamiers – Arnold de Campragna, Durand de Huesca oraz jego uczniowie; dalej szlachetne damy, zwolenniczki herezji, zostały po nawróceniu wzorowymi zakonnicami. Towarzyszami Dominika byli ludzie pokroju Wilhelma Claret; ludność okoliczna nawracała się stopniowo do prawdziwej wiary; biskup Tuluzy, Carcassonne, arcybiskup Narbony popierali św. Kaznodziejstwo w Prouille. Apostolstwo Dominika przyniosło już w jednym roku wspaniałe owoce i choćby Święty nie był nawet Kastylijczykiem o niezłomnej woli – jak go opisuje bł. Jordan – to i tak nie miałby powodu do zniechęcenia. O ile by zaś udowodniono wypadek, że Święty miał rzeczywiście moment pesymistyczny, bo i takie sprawy Świętych – byłaby to raczej próba Opatrzności w jego życiu. Tymczasem rzecz ma się wręcz przeciwnie: w roku 1207, po założeniu Prouille, widzimy Dominika jeszcze bardziej gorliwego i przedsiębiorczego niż kiedykolwiek.

Przed wszelkimi badaniami nad powstaniem Różańca, warto byłoby rozważyć i kierować się prawdą zasadniczą, jasno określoną przez o. Mortier: „Za dużo się wymaga, by wszystkie poczynania a przede wszystkim praktyki pobożności czy nabożeństwa, występowały już na początku w pełnej, skrystalizowanej, określonej i doskonałej formie. Praktyka religijna wyrabia się zwykle powoli, wyłania się z ogólnych zarysów, podlega zmianom, udoskonala się przez życie, nawet dzięki przeszkodom, aż w końcu dopiero staje się czymś uprzywilejowanym”. Tak potrafi myśleć i wypowiadać się tylko pisarz, który po długich studiach dopiero wyrobił sobie zmysł i poczucie historyczne. Kto zaś uprawia czystą logikę i bawi się w spekulatywne wnioskowania, postępuje przeciwnie. Stawia zasadę: Nie ma nabożeństwa jak długo nie jest ono „doskonale określone” w swej istocie, materii i formie. Ponieważ modlitwa różańcowa polega na rozważaniu piętnastu tajemnic „określonych” dopiero w wieku XVI, wynikałoby stąd, że nabożeństwo różańcowe nie mogło istnieć przed definitywnym ich „określeniem”, tj. przed wiekiem XVI. Tak rozumuje teoria. Kto zaś idzie śladami historii, stwierdza fakt rozmaitych form rozważania tajemnic różańcowych. Jeszcze w wieku XV była w tym kierunku duża swoboda. Wierni, odmawiając Zdrowaś Maryjo rozmyślali o Zwiastowaniu NMP, o Jej Boskim Macierzyństwie czy Wniebowzięciu, i w ten sposób odmawiali różaniec.

Wiadomo, że i samo Zdrowaś Maryjo, które rosło i rozwijało się niby ziarno gorczycy i weszło jako część modlitwy na koronce czy różańcu, miało w swym brzmieniu w XI w. zaledwie połowę, a nawet jedną trzecią dzisiejszej modlitwy. Na cześć Maryi odmawiano samo tylko Pozdrowienie Anielskie, czyli słowa Archanioła Gabriela: „Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś Ty między niewiastami”. Wiersz Ewangelii, tak krótki, jak wiersz psalmu. Czciciele Najśw. Panny mogli odmawiać Zdrowaś sto i więcej razy, na każde z tych pozdrowień wypadało zaledwie tyle czasu ile np. na jedno przyklękniecie.

W XIII w. i później rozszerzyło się znacznie Zdrowaś Maryjo przez dodanie słów: „i błogosławiony owoc żywota Twego, Jezus”. Weszło też w zwyczaj liczenie „Zdrowaś” na ziarnkach-paciorkach różańca. 150 Zdrowaś odpowiadało takiej samej liczbie psalmów. Stąd i nazwa odmawiania psałterza Maryi. Wieki XIV i XV przyjęły zwyczaj dzielenia tych 150 Zdrowaś na dziesiątki, przegradzane modlitwą Ojcze nasz. Z modlitwą ustną, łączyło się pobożne rozmyślanie. Rozważanie piętnastu tajemnic ustalił ostatecznie wiek XVI. Rozwój modlitwy różańcowej został definitywnie zakończony.

Taka jest, w streszczeniu historia powstania Różańca na przestrzeni pięciu wieków, tj. od wieku XI do wieku XVI. Niepodobne dziś twierdzić, że św. Dominik od razu zaprowadził całe nabożeństwo różańcowe w jego obecnej formie. Nie wynika z tego wcale – wbrew twierdzeniu współczesnych – aby, ani Święty ani jego uczniowie nie przyczynili się do rozwoju różańca. Podobne twierdzenie opierałoby się na lekkomyślnych, dowolnych przesłankach.

Dotychczasowe ogólne zdanie, przypisujące św. Dominikowi założenie różańca, spotyka zarzut poważniejszy, mianowicie: zupełne milczenie o tej sprawie u dziejopisarzy. Argument milczenia – jakkolwiek jest on tylko negatywny – posiada niewątpliwie pewne znaczenie. Bo przecież ważne objawienia, istotnie ulepszone metody pracy apostolskiej, sposobu głoszenia kazań, i modlitwy, winny się znaleźć w zapiskach historii współczesnej, w kronikach, dyplomach, aktach Kapituł generalnych, w żywotach świętych, zeznaniach świadków przy procesie kanonizacyjnym. Milczenie o założeniu różańca przez św. Dominika spotykane u jego pierwszych towarzyszy, u jego pierwszych biografów, oraz jego następców Generałów Zakonu i wszystkich kronikarzy XIII w. nasuwa przypuszczenie, że nie wprowadził go jako coś nowego, czy poprawionego, jako nową metodę apostolstwa i modlitwy.

Fakt, iż ówczesne kroniki nie wspominają o różańcu, można wytłumaczyć tym, że nabożeństwo, ogólnie dotąd uprawiane, dalej się rozwijało. Objaśnić to może łatwiej przykład z życia św. Katarzyny Sieneńskiej. Błogosławiony Rajmund z Kapui i świadkowie w jej procesie kanonizacyjnym, wspominają o nabożeństwach i modlitwach Świętej, o różańcu natomiast nie ma ani słowa. To przemilczenie ćwiczenia pobożnego, zdawałoby upoważniać – w myśl pewnej metody krytyki historycznej – do twierdzenia, że Święta wcale nie odmawiała różańca. Tymczasem legenda o św. Katarzynie mimochodem wspomina, że nosiła koronkę różańcową przy sobie. Kiedy jakiś ubogi prosił ją o jałmużnę, a nie miała pieniędzy, dała mu ten swój różańczyk. Nie sposób myśleć, żeby to były zwykłe paciorki na których odmawiano Ojcze nasz, jako przepisaną liczbę zamiast modlitwy chórowej. Święta odmawiała brewiarz. Jeszcze w latach dziecięcych zalecali jej dominikanie modlitwę Zdrowaś Maryjo i tę odmawiała po 50 razy na swoim różańczyku. O tym właśnie jej nabożeństwie nie mówili biografowie Świętej ani świadkowie w procesie kanonizacyjnym.

Chociaż nadzwyczaj skromne były początki różańca, to przecież jako środek pobożności, zasługuje ten sposób modlitwy na wielką cześć. Historia stwierdza, że uczeni i duchowni obeznani z łaciną, małą wagę przywiązywali do tego rodzaju nabożeństwa, na pozór tak pospolitego, odpowiedniejszego raczej dla warstw nieoświeconych. W tym też jest chwała różańca, że był on doprawdy modlitwą maluczkich. Dla nich w pierwszym rzędzie zostało dane pozdrowienie Dziewicy z Nazaretu: Zdrowaś; kler świecki i zakonny odmawiał psałterz Dawidowy; bracia zakonni oraz tercjarze odmawiali, w miejsce psalmów, pewną liczbę Ojcze nasz. Dzieci, które nie znały jeszcze Ojcze nasz posługiwały się w modlitwie słowami Zdrowaś Maryjo. W związku z powyższym ciekawą anegdotę opowiada dominikanin z XIII w. – Tomasz de Cantimpré.

Jakiś brat nie mógł spamiętać Ojcze nasz. Przełożony polecił mu, by się wyuczył przynajmniej Zdrowaś Maryjo. Modlitwę tę powtarzał ów biedny brat całymi dniami nawet podczas posiłku w refektarzu. Anegdotą tą posługiwał się św. Tomasz, aby polecać modlitwę Zdrowaś Maryjo. Odmawianie na paciorkach Ojcze nasz, a jeszcze więcej Zdrowaś uchodziło powszechnie za najlepszy sposób modlitwy ludzi prostych. Ustawiczne powtarzanie tych samych słów, przypominających „wielomówstwo” w Ewangeliach, nie miało wzięcia w sferach wyższych. Rzecz prosta, że wobec takiego przekonania, żaden kronikarz nie uważał za stosowne wspomnieć by taka Święta, jak np. Katarzyna Sieneńska, a co więcej jaki doktor czy apostoł, mieli w wolnej chwili odszeptywać Ojcze nasz i Zdrowaś Maryjo. Kronika zapisuje tę praktykę w biografii jednego z naszych Błogosławionych tylko dlatego, że ciągle uprawiał to nabożeństwo.

Bernard Gui, którego wiarygodność o zdarzeniach osobiście mu znanych jest pewna, donosi że bł. Romanowi de Livia jeszcze za mało było ciągle odmawiać Pozdrowienie Anielskie. Uwagi godne, że choć Bernard Gui nie przywiązuje do tego większego znaczenia, to przecież dodaje: „Zakonnik ten umarł ściskając w rękach sznur z węzełkami, na których liczył swoje Zdrowaś, podczas których rozmyślał i zachęcał Braci do tego nabożeństwa ku czci Najśw. Dziewicy oraz Dzieciątka Jezus. Nie chodzi tu o Ojcze nasz, lecz wyraźnie mowa o prawdziwym różańcu”. Dwie rzeczy zasługują na uwagę. Gdyby bł. Roman nie miał szczególniejszego nabożeństwa w odmawianiu Zdrowaś, to i kronika nie wspominałaby na ten temat, a krytyka zawyrokowałaby, że ten Błogosławiony nie znał ani nie odmawiał różańca. Co więcej, gdyby to samo odnosiło się do założyciela Braci Kaznodziejów, gdyby jakiś wiarygodny kronikarz zapewniał, że św. Dominik umarł z różańcem w ręku, polecając swoim synom i uczniom to nabożeństwo do Matki Bożej i Dzieciątka Jezus, nie przeczyłby nikt, że on właśnie jest założycielem różańca. Żaden kronikarz nie przypisuje co prawda takiego nabożeństwa św. Dominikowi; spotykamy je natomiast przynajmniej w życiu bł. Romana de Livia, a daleko jeszcze przed wiekiem XVI.

Błogosławiony Roman był przecież współczesnym i bezpośrednim uczniem św. Dominika. W roku 1223 był on przeorem w konwencie lyońskim, otrzymał habit przypuszczalnie w roku 1220 w Tuluzie albo w Prouille, ponieważ w okresie najbardziej zaciętej wojny z albigensami przeniesiono tam nowicjat, czy całe nawet Zgromadzenie. Po ukończeniu przeoratu w Lyonie, został bł. Roman prowincjałem Prowansji, następnie przeorem w Bourges. Powrócił do Carcassonne, gdzie umarł w 1261 r., pochowany w kaplicy klasztornej, obok ołtarza Najśw. Panny. Jako przeor a później prowincjał, zarządzający po św. Dominiku Langwedocją i Prowansją, w ciągu całych czterdziestu lat, tj. od roku 1223-1261, musiał na pewno gorąco polecać wszędzie swoje ulubione nabożeństwo Braciom i Siostrom, tercjarzom i wszystkim przyjaciołom dominikańskim. Niedorzecznością więc przypuszczać, by tak wybitny przełożony umierający z różańcem w ręku sam go tylko odmawiał. Wynika z tego, że w wieku XIII w południowej Francji istniało w zakonie dominikańskim nabożeństwo różańcowe, o czym kronikarze prawie nie wspominają, ponieważ jako wykształceni, uważali je za nadto pospolite, ludowe. Różańcem była też praktyka szczególniejszej czci u bł. Romana de Livia dla NMP i Dzieciątka Jezus. Tak cudownie nieraz pomaga i sprzyja czas dla rozwoju ziarenek, potem żołędzi, z których wyrastają wspaniałe dęby. Podobnie z pierwotnego Pozdrowienia Anielskiego wyrósł następnie Różaniec.

Oczywiście, że Bernard Gui nie uważał w ogóle bł. Romana za twórcę modlitwy różańcowej. W roku 1296, polecał biskup Paryża – Eudes, osobnym dekretem swoim kapłanom, aby szerzyli między wiernymi odmawianie Pozdrowienia Anielskiego. Exhortentur populum saepe presbyteri ad dicendum Salutationem Beatae Virginis. Nowy w tym dowód, że nabożeństwo powyższe było raczej dla ludu, niż dla kleru przeznaczone. Dekret biskupa paryskiego zachęca do tej pobożnej praktyki, istniejącej już we Francji i w całym świecie chrześcijańskim. W myśl biskupiego dekretu, zalecali kaznodzieje krucjaty rycerzom krzyżowym częste odmawianie Pozdrowienia Anielskiego. Nie trąci też anachronizmem opowiadanie o św. Dominiku, że w czasie bitwy pod Muret polecił wiernym częste odmawianie różańca, czyli koronki; jest ono najbardziej prawdopodobne.

Według kronikarzy dowodem, że św. Dominik był jednym z gorliwych krzewicieli różańca, jest następujące opowiadanie. Pewien notariusz langwedocki opisał zwycięstwo pod Muret i to w miesiąc po zdarzeniu (październik 1213 r.). Notariusz ten czy pisarz uważał za stosowne dodać dla ozdoby swojego opowiadania poezję łacińską. Ojciec Jan od św. Benedykta, pisząc żywot św. Dominika w roku 1693 zapewnia, że miał w rękach manuskrypt notariusza i odpisał ów wiersz łaciński. Szkoda, że nie zachował samego oryginalnego rękopisu. Może to uczynił, dużo jednak dokumentów zaginęło w czasie rewolucji w 1789 r. Spotykamy inny jeszcze zarzut, że wzmiankowana poezja sławi głownie św. Dominika za jego udział w zwycięstwie pod Muret, nie wspomina zaś ani słowem o różańcu. Tymczasem właśnie ta niejasność świadczy na korzyść autentyczności wiersza. Apokryf poety z końca XV albo z pocz. XVI w. byłby bez wahania pisał o Różańcu i jego założeniu przez św. Dominika, nie wpadłby zaś na myśl, aby to nabożeństwo przedstawić w formie niedoskonałej jeszcze w wieku XIII. W jednej ze strof mamy bardzo wyraźną, wykluczającą możliwość pomyłki, aluzję do Różańca. Do opisu jak to Panna Maria, ten kwiat najczystszy, pokonała w Muret nieprzyjaciół wiary i jak św. Dominik przyczynił się swoimi modłami do tego zwycięstwa, autor dodaje:

Dominicus rosas afferre

Dum incipit tam humilis,

Dominicus coronas conferre

Statim apparet agilis.

Kto zna symbolizm XIII w., ani na chwilę nie będzie rozumiał słów „róże i wieńce” w znaczeniu dosłownym, rzeczywistym. Podczas bitwy pod Muret nie kazał św. Dominik znosić róż, ani wić z nich pięknych wianków dla Matki Boskiej. Symbolizm jest przejrzysty. Róże oznaczają Zdrowaś, a wieńce sznury z węzełkami czy ziarnkami, innymi słowy różance. Autor podkreśla pokorę Świętego, tam humilis, bo zgodnie z zapatrywaniami ówczesnego duchowieństwa, uważał on za akt skromności i prostoty u apostoła wymownego, że mówił z ludem Zdrowaś. Podnosi też zaletę gorliwości św. Dominika w tym, że bez przerwy odmawiał różaniec jeden po drugim. Wieniec z róż ma dlatego jedynie znaczenie różańca splatanego ze Zdrowaś Maryjo. Nikt też dotąd nie pokusił się o nadanie tej symbolicznej strofie innego znaczenia, czy tłumaczenia.

Synowie św. Dominika, tak gorliwie zresztą szerzyli nabożeństwo różańcowe, że już w wieku XV stało się ono ich wyłączną własnością, jakkolwiek znały je i wprowadziły u siebie inne zakony. Do rozpowszechnienia tej modlitwy przyczynili się głównie dominikańscy bracia konwersi. Nosili u paska na sznurku ziarnka służące do liczenia w odmawianiu 150 Ojcze nasz i sami wprowadzili w zwyczaj odmawiania tyluż Zdrowaś Maryjo. Kapituła generalna w 1266 r. potwierdziła ten zwyczaj i nadała mu moc prawną, obowiązującą. Odmawianie Zdrowaś musiało bardzo rychło wejść w zwyczaj, skoro już w kilka lat po śmierci bł. Romana, a zatem w drugiej połowie XIII w., bracia konwersi, mimo że przeciążeni pracą, zaczęli je praktykować, podwajając z własnej inicjatywy modlitwy przepisane regułą.

Słusznie zauważono, że kiedy historyk jakiś podejmuje badania nad początkiem i rozwojem Różańca, to cytuje przeważnie autorów dominikańskich jak: Tomasza de Cantimpré, Wincentego de Beauvais, Stefana de Bourbon, Gerarda de Frachet, Teodoryka z Apoldy oraz innych. Podział różańca na tajemnice: radosne, bolesne i chwalebne, pochodzi od Jakuba Sprengera, dominikanina. Pod koniec wieku XV najbardziej przyczynił się do ostatecznego ustalenia tajemnic różańcowych Alan de la Roche. Ponieważ dominikanie, wierni przykładowi swego Ojca, pracowali szczególniej nad rozwojem i ustaleniem modlitwy różańcowej, dlatego i św. Dominikowi przypada tytuł jego założyciela. Ani franciszkanie, ani karmelici, ani augustianie, ani benedyktyni nie zgodziliby się wcale na przyznanie różańca raczej św. Dominikowi, niż np. św. Franciszkowi z Asyżu lub św. Bernardowi, gdyby nie istniały żadne poważne uzasadnienia w tym względzie. Prawda, że dopiero koniec XV w. mówi o objawieniu, podczas którego miał św. Dominik otrzymać różaniec z rąk Najświętszej Panny w kościele w Prouille, ale streszcza za to bardzo skutecznie historię rozwoju różańca i jego rozpowszechnienie przez Zakon Kaznodziejski. W kościołach chrześcijańskich będzie przedstawiony św. Dominik przyjmujący różaniec z rąk Bożego Dzieciątka, spoczywającego w ramionach Swej Matki. Symbolika tego obrazu posiada głębokie uzasadnienie.

 

  5 komentarzy do “Wynalazca różańca”

  1. Bereźnicki to jajcarz, przecież św. Dominik na okładce ma twarz Jamesa Bonda! XD

  2. A mi się widzi,że więcej zerkałeś na laski tych Bondów ,bo podobieństwo jest mniej więcej takie jakbyś robił próbę założenia majtek koparką…

    Normal
    0

    21

    false
    false
    false

    PL
    X-NONE
    X-NONE

    /* Style Definitions */
    table.MsoNormalTable
    {mso-style-name:Standardowy;
    mso-tstyle-rowband-size:0;
    mso-tstyle-colband-size:0;
    mso-style-noshow:yes;
    mso-style-priority:99;
    mso-style-parent:””;
    mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
    mso-para-margin-top:0cm;
    mso-para-margin-right:0cm;
    mso-para-margin-bottom:10.0pt;
    mso-para-margin-left:0cm;
    line-height:115%;
    mso-pagination:widow-orphan;
    font-size:11.0pt;
    font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
    mso-ascii-font-family:Calibri;
    mso-ascii-theme-font:minor-latin;
    mso-hansi-font-family:Calibri;
    mso-hansi-theme-font:minor-latin;
    mso-fareast-language:EN-US;}

  3. sorry ,gospodarzu ,nie mogę  tego usunąć ,coś się przyplątało pod paluchami…

  4. Teraz się pan zorientował, że on tak robi?

 Dodaj komentarz

(wymagane)

(wymagane)