Na targach opowiadałem, ze trzy razy chyba, że tak naprawdę, żeby pisać ciekawe opowiadania o przygodach nie trzeba ani podróżować, ani wstępować do legii cudzoziemskiej, ani wspinać się na wysokie góry. Wszystkie bowiem przygody to jedynie relacje z bliźnimi, te zaś mogą być niesłychanie ciekawe zawsze, w każdych, nawet najbardziej banalnych okolicznościach.
Pamiętam jak tuż przed śmiercią zjechał do Grodziska Kapuściński. Promował swoją książkę „Podróże z Herodotem”. Zamysł był taki, że ten Herodot to taki pierwszy w świecie reporter. To było dęte, naciągane i słabe, a książki, podobnie jak Kapuścińskiego nikt dziś już nie pamięta. Jeden pan z sali zapytał mistrza, moim zdaniem słusznie, czy widzi on jakąś różnicę – jeśli idzie o warsztat – w pisaniu o Polsce i krajach odległych. Kapuściński popatrzył na tego człowieka zdziwiony i rzekł uśmiechając się – no, różnica jest, proszę mi wierzyć, jest…Po tych słowach sala wybuchnęła śmiechem. Tylko ja siedziałem cicho, bo minutę wcześniej miałem ochotę zadać to samo pytanie.
Mamy więc taką oto formułę podstawową – relacje pomiędzy ludźmi są zawsze ciekawe, a literatura polega na umiejętnym ich opowiedzeniu. I to w zasadzie wszystko. Reszta to głupstwa i mydło szare. Kłopot jednak w tym, że niektóre z tych relacji nie są wcale jawne i trzeba się domyślać ich rzeczywistego charakteru. I nie myślę tu wcale o jakichś podejrzanych stosunkach osób ze świata polityki z dziewczętami występującymi w kabarecie. To są sprawy dawno już nieaktualne, bo ani polityka ani kabaret nie są dziś tym czym były dawniej. O czym więc myślę? O relacjach pomiędzy inżynierami specjalizującymi się w budowie dróg i mostów, a wynajmowanymi i kreowanymi przez nich podwykonawcami, którzy następnie zamieniają się w inwestorów na skalę światową. Kupiłem sobie ostatnio wspomnienia Sergiusza de Witte, wydane wreszcie po polsku, ale słabo bardzo przetłumaczone. No nic, dobrze, że są i ktoś o to zadbał. Witte opisuje tam tak zwanych magnatów kolejowych. Wśród nich oczywiście na pierwsze miejsce wysuwa się pan Bloch, człowiek wielokrotnie przywoływany w artykułach popularyzujących historię. Kim był ów pan? Witte pisze nam to wprost – Bloch był prostym Żydkiem, wynalazkiem inżyniera Kierbedzia. My to niby wiemy, ale dlaczego inżynier Kierbiedź, człowiek odpowiedzialny za technologiczną stronę strategicznych inwestycji w cesarstwie, wybrał spośród tysięcy innych, zwykłych Żydków właśnie Blocha? To jest dopiero materiał na opowiadanie! Rząd planuje budowę magistrali transsyberyjskiej, szuka specjalistów we wszystkich w zasadzie dziedzinach, od inżynierów począwszy, na finansistach kończąc. Inwestycja jest unikalna w skali światowej, to jest kolej, na którą zwrócić muszą uwagę wszyscy. Kredyty na jej budowę zaciąga się w Londynie, ale na miejscu musi być ktoś, kto sprawy finansowe nadzoruje i to jest prosty Żydek Bloch. Dlaczego on? Tego nam Sergiusz de Witte nie wyjaśnia, nie kryje jednak swojego lekceważenia dla Blocha. – Jak każdy Wielkorus – może dorzucić tu swoje trzy grosze jakiś znawca spraw rosyjskich. Czy tylko de Witte okazuje Blochowi lekceważenie? Nie, czyni to także sam inżynier Kierbedź. On może nawet w większym stopniu niż jego zwierzchnik, minister. Bloch bowiem musi do Kierbedzia zwracać się per pan, a Kierbedź do Blocha mówi – mój stary. To jest ciekawe, bo to przecież Bloch ma pieniądze, a nie dość, że ma to jeszcze inwestuje je w specjalistyczne publikacje pisane pod własnym nazwiskiem. Ja kiedyś miałem taki pomysł, żeby jeden z naszych autorów napisał biografię Blocha, ale sprawy się pokomplikowały, wszystkie projekty stanęły w miejscu i nic z tego nie wyszło. Jest tam gdzieś jakaś mała książeczka o nim, ale to ma wymiar apologetyczny. Wspomnienia Wittego zaś są demaskatorskie. Bloch, jeśli patrzeć na okładki wydawanych przezeń książek, jest autorem serii ciekawych i ważnych publikacji dotyczących kolejnictwa w Rosji, z największym dziełem – Historia kolei w Rosji – na czele. Witte zaś opisuje taką scenę: jest w mieszkaniu Kierbedzia, prowadzą jakąś rozmowę. Inżynier uprzedza ministra, że za chwilę przyjdzie tu Bloch i on rzeczywiście wchodzi, a za nim służący z naręczem książek pachnących jeszcze farbą drukarską. To jego nowe książki, jak najbardziej podpisane nazwiskiem, które przyniósł w prezencie Kierbedziowi. No, a ten zamiast się ucieszyć, pyta go wprost, w dodatku w obecności ministra, jednego z najbardziej wpływowych ludzi u dworu – ale powiedz, czyś ty te książki sam czytał? Bloch się oczywiście obraził, choć przecież jasne jest, że ani tych książek nie czytał, ani ich nie napisał, bo każdy z urzędników kolejowych cesarstwa wiedział, że pan Bloch zatrudnia sztab akademików i inżynierów, którzy te uczone dysertacje tworzyli, a on je tylko firmował nazwiskiem.
Ja, przyznam, się od razu, wpadłem na pomysł zlecenia napisania biografii Blocha, ponieważ zobaczyłem te wszystkie tomy podpisane jego nazwiskiem i pomyślałem sobie – kurczę, gangster, a niegłupi facet. Pułapka działa więc nawet po latach i jest ciągle sprawna. No, ale jak widać brak biografii Blocha też jest zjawiskiem znamiennym, trzeba by było przecież ujawnić tę jego niepiękną manierę i powiedzieć wprost, że owszem, był pan Bloch zdolnym finansistą, ale gdyby nie Kierbedź całe życie woziłby węgiel furmanką na Bałuty. Potem zaś kiedy dostał swoją szansę poszedł za ciosem, ale nie spotkał się ze zrozumieniem kół do których aspirował. Był więc w istocie człowiekiem nieszczęśliwym, choć oczywiście nieprzytomnie bogatym. I to także jest materiał na literaturę, myślę, że nawet na bestsellerową powieść. No, ale kto ma się za to wziąć? Remigiusz Mróz czy Szczepan może? Tematów leżących odłogiem jest mnóstwo, spraw do wyjaśnienia jest tyle, że w zasadzie wszyscy mogliby się obkupić, zarobić i zostać wziętymi autorami, no ale jakoś milczą. Króluje sztampa, bieda z nędzą i tani patriotyzm. Historia Blocha zaś, Kierbedzia i Sergiusza de Witte leży odłogiem i czeka na swojego odkrywcę. I pewnie jeszcze poczeka.
Jedno jest w tym wszystkim oczywiste – jeśli ludzie tacy jak Kierbedź i de Witte nie potrafili zrozumieć aspiracji Blocha i jego siły, trudno się dziwić, że nie rozumieli także siły i bezwzględności rewolucji. A można było powiedzieć – Bloch, stary przyjacielu, świetnie, że wpadłeś, czekaliśmy na twoje nowe książki…I tyle…
Bardzo dziękuję wszystkim, którzy przez ostatnie miesiące wspierali ten blog dobrym słowem i nie tylko dobrym słowem. Nie będę wymieniał nikogo z imienia, musicie mi to wybaczyć. Składam po prostu ogólne podziękowania wszystkim. Nie mogę zatrzymać tej zbiórki niestety, bo sytuacja jest trudna, a w przyszłym roku będzie jeszcze trudniejsza. Nie mam też specjalnych oporów, wybaczcie mi to, widząc jak dziennikarskie i publicystyczne sławy, ratują się prosząc o wsparcie czytelników. Jeśli więc ktoś uważa, że można i trzeba wesprzeć moją działalność publicystyczną, będę mu nieskończenie wdzięczny.
Bank Polska Kasa Opieki S.A. O. w Grodzisku Mazowieckim,
ul.Armii Krajowej 16 05-825 Grodzisk Mazowiecki
PL47 1240 6348 1111 0010 5853 0024
PKOPPLPWXXX
Podaję też konto na pay palu:
Przypominam też, że pieniądze pochodzące ze sprzedaży wspomnień księdza Wacława Blizińskiego przeznaczamy na remont kościoła i plebanii w Liskowie, gdzie ksiądz prałat dokonał swojego dzieła, a gdzie obecnie pełni posługę nasz dobry znajomy ksiądz Andrzej Klimek.
Zapraszam też do sklepu FOTO MAG, do księgarni Przy Agorze, do Tarabuka, do antykwariatu Tradovium w Krakowie, do sklepu GUFUŚ w Bielsku Białej i do sklepu HYDRO GAZ w Słupsku i do księgarni Konkret w Grodzisku Mazowieckim.
> jeśli ludzie tacy jak Kierbedź i de Witte nie potrafili zrozumieć aspiracji Blocha i jego siły, trudno się dziwić, że nie rozumieli także siły i bezwzględności rewolucji.
Niesamowite zdanie.
W tradycji rosyjskiej słynna jest scena kiedy Kierbedź po wybudowaniu mostu w Petersburgu na Newie przekracza go jako pierwszy przechodzień, a car Mikołaj I, obecny wraz z dworem na imprezie, awansuje go na kolejne stopnie. Kierbedź bodaj wchodził na most jako major, a schodził z niego jako generał. Scena ze wspomnień Wittego z Kierbedziem i Blochem jest przywołana we biografii tego ostatniego pióra R. Kołodziejczyka. Nie sądzę aby Kierbedź był samodzielną figura, to też była marionetka zachodnich kapitałów buszujących po Rosji… Kolodziejczyk przywołuje za jakąś ruską książką scenę, kiedy car Aleksander II (car wyzwoliciel) wymusza w bezczelny sposób łapówkę dla swojej kochanki za koncesję na którąś kolej żelazną (ale czy to prawda?). „Przyszła wojna…” Blocha – była ponoć impulsem dla inicjatywy zwołania przez Mikołaja II kongresu, który zakończył się konwencją haską.
Może tak było, że nie rozumieli rewolucji bo jej nie szykowali, była dla nich zaskoczeniem. Nie rozumieli co jest grane. Ci co szykowali rewolucję, poradzili sobie w procesie zmian, bo znali założenia tego procesu.
Też tak w nawiązaniu do kreatorów zmian, pasuje wczorajszy tekst „slepej manki” na Szkole Nawigatorów – ale jako memento.
Dziękuję za świetny tekst. Tak swoją drogą, ciekawe kto pisał Blochowi rozdziały o broni w książce „Przyszła wojna”.
https://polona.pl/item/przyszla-wojna-pod-wzgledem-technicznym-ekonomicznym-i-politycznym-t-1,MTgwMzA2Ng/3/#item
Faktycznie, życiorys Blocha jest fascynujący: https://whu.org.pl/2015/01/17/zapomniany-potentat-jan-gotlieb-bloch/
Gdzie tam do niego doktorowi Janowi.
Gabrielu,dzięki za książki,ale w przesyłce nie było 1 pozycji: „47 lat życia”.Nie nalegam na natychmiastową wysyłkę 🙂 bo chyba ma być jeszcze jeden nr SN,to może być wysłane w 1 przesyłce
Dziś jadę nie Niepokalanowa po kolejną partię, zabrakło
Jasne,nie ma giewałtu 🙂
O tym samym (Janie) pomyślałem, czytając życiorys Blocha w Wiki.
Fascynujące dzieło, widać, że generałowie nie przerobili dobrze tej lektury. Może to dla rewolucjonistów było?
Karol May i jego Ameryka, Winnetou i inni. Sama prawda to stwierdzenie.
To musiał napisać ktoś, kto znał się dobrze na uzbrojeniu. Zbliżony do kręgów wojskowych, albo wprost do przemysłu zbrojeniowego.
Carem wyzwolicielem chyba był Aleksander I- tak nazywał go abp Feliński w swoich pamiętnikach.
Aleksander I, to okres wojen Napoleońskich. Po jego śmierci carem został Mikołaj I. Po jego śmierci – Aleksander II. Na moje to on był carem-wyzwolicielem, bo zniósł pańszczyznę chłopów, czy ich „wyzwolił”. Nie wiem w jakim kontekście apb Feliński nazywa Aleksandra I carem wyzwolicielem. Może chodzi o jakieś tereny wcielone do carstwa rosyjskiego 🙂
Przykładowy link: http://www.rp.pl/artykul/149371-Aleksander-II—-car-wyzwoliciel-.html
Coś mi nie sztymuje. Kręgi zbrojeniowe miały inspirować książkę, że nie opłaca się prowadzić wojny? Już prędzej wojskowe – łatwiej jest prowadzić parady i bawić się w podchody na manewrach niż prowadzić wojnę… „Przyszła wojna…” miała chyba tylko jednego zaplanowanego czytelnika – Mikołaja II. On kongres zainspirował, konwencje przyjęto. Ale… skutku w postaci ograniczenia wyścigu zbrojeń żadnego nie spowodowało. Także, jeśli idzie o zbrojenia rosyjskie (choć – mamy przegraną wojnę z Japonią). Docelowo ta pacyfistyczna propaganda miała pewnie na celu rozbrojenie Rosji. A tu nie wyszło…
„Kronenberg do Warszawy powrócił – mało tego, nie spotkały go żadne represje za finansowe wsparcie powstania.”
Co by tu jeszcze dodać…
Abp Feliński miał na myśli Królestwo Polskie powstałe po Kongresie Wiedeńskim,dzięki Aleksandrowi I mimo oporu Anglików i Prusaków.Ale to nie chodzi o wyzwoliciela a o wskrzesiciela,tak dokładnie Aleksandra I nazywa.Podobne określenia i imiona carów.
dr Jan chyba nie był rzeczywistym dysponentem mienia. Natomiast Bloch założył w Nałęczowie szkołę ucząca rękodzieła i kilku innych rzeczy, któryś z Potockich dał mórg ziemi, architekt Koszczyc zrobił projekt i Bloch sfinansował budowę szkoły. Może to i nie była kosztowna budowa. ale intencje się liczą, w latach 60 – tych XX wieku w tym budynku przetrwało muzeum spółdzielcze, aż przeniesiono je do Warszawy na ul. Jasną .
de Witt, Kierbedź, Bloch,
romantyzm podróży koleją transsyberyjską
powieść Ossendowskiego czytana teraz w radiowej dwójce
No to muzeum w Szwajcarii bodaj poświęcone Blochowi jako pacyfiście uchowało się bodaj do lat 20-tych XX wieku…
„Żydzi osiedlili się na Nowej Pradze przed 60 laty [ok.1856]. Wtedy zjechało około 10 rodzin żydowskich z Litwy i zamieszkało tam, gdyż litwacy ci, jako zruszczeni, otrzymali zajęcie przy kolei Petersburskiej, skąd usuwano polaków, albo wcale ich nie dopuszczano. Rusyfikatorzy woleli mieć żydów koło siebie, aniżeli polaków. Nawet na tragarzy, jak wiadomo, nie dopuszczano potem polaków na kolejach rosyjskich. Natomiast żydów rosjanie chętnie widzieli na stanowisku tragarzy i pomocników na stacji towarowej w pobliżu Nowej Pragi. Po upływie paru lat osiedlili się obok tych litwaków różni inni żydzi handlujący, którzy byli popierani przez litwaków kupujących, jak zresztą prawie wszyscy żydzi, wyłącznie u swoich. Kiedy upłynęło zaledwo lat dziesięć, na Nowej Pradze już była mała gmina żydowska”. /1916/
Ojciec Blocha przybył do Królestwa Polskiego z terenu zaboru pruskiego.
za: http://niedziela.pl/artykul/17157/Zmarly-Jan-Kulczyk-wspieral-Jasna-Gore
„Jasną Górę wspierał finansowo zmarły dziś w Wiedniu jeden z największych polskich przedsiębiorców Jan Kulczyk.
65-letni biznesmen został w 2007 r. został przyjęty do Konfraterni Paulińskiej w dowód uznania jego zasług i wieloletniej pomocy dla Jasnej Góry. To nieformalne stowarzyszenie dobrodziejów i przyjaciół zakonu, sięga swymi początkami połowy XIV wieku.
Przedsiębiorca wspierał finansowo m.in. konserwację jasnogórskiej wieży, refektarza, zabytkowej Starej Biblioteki, Kaplicy Matki Bożej i Sali o. Kordeckiego. Finansował też specjalny samochód-kaplicę dla obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej peregrynującej po parafiach całej Polski.
Jan Kulczyk był także głównym sponsorem nowoczesnej ekspozycji sztuki w jasnogórskim muzeum – w Bastionie św. Rocha, gdzie powstał Skarbiec Pamięci Narodu. Prezentowane tam zabytki i dzieła sztuki ze zbiorów jasnogórskich zostały wyeksponowane za pomocą nowatorskiego zastosowania szaf ze szkła i specjalnego oświetlenia. Ponadto Kulczyk ufundował też stacje Drogi Krzyżowej dla misji paulińskiej w Centocow w RPA.
Ówczesny generał Zakonu Paulnów o. Izydor Matuszewski przyjmując do Konfraterni Paulińskiej Jana Kulczyka przypomniał, że „nigdy nie oczekiwał on wyrazów wdzięczności, traktując swoje ofiary jako coś oczywistego, nie wymagającego nagłośnienia”.
Ponadto w 2000 r. poznański biznesmen podarował 1 mln zł na budowę ośrodka duszpasterskiego dla młodzieży nad Jeziorem Lednickim a przed pielgrzymką Jana Pawła II do Polski w 1999 r. wsparł też Międzynarodowe Centrum Ekumeniczne św. Brygidy im. Jana Pawła II w Gdańsku.”
I co w związku z tym? 🙂
no i sztandarowy wkład dr Jana w budowę bazyliki licheńskiej
Bloch nie był litwakiem jak Pan (Pani) zdajesz się swoim wpisem sugerować.
Dr Jan miał szeroki gest: http://www.fronda.pl/a/kulczyk-najwiekszym-darczynca-muzeum-historii-zydow-polskich,43316.html
Dzisiejsza rzeczywistość .. Trochę na marginesie tematu … W Polsce mamy około 200 uczelni .. A w ostatnim roku wydano patentów około 180, w ostatnim roku zgłoszeń polskich wynalazków zmniejszyła się o 28%.. Natomiast w Niemczech jest około 80 uczelni ,a rocznie uzyskuje się patentów około 14 tyś.. I sądzę ,że to są tylko niemieckie zgłoszenia wynalazków… Ciekaw jestem jak te sprawy się miały dawniej..
Bloch i jego życiorys.. To arcyciekawy temat..
W zamian czasem dr Jan prosił ojców paulinów o pustą celę do spotkań z Giertychem: https://www.pb.pl/giertych-i-kulczyk-podtrzymuja-swoje-wersje-spotkania-na-jasnej-gorze-239927
Może Pan podać jeszcze raz szczegóły spotkań we Wrocławiu – adres i o której godzinie (może w nagłówku albo stopce notki jak się da – będzie też dla innych). Z tego co pamiętam, w czwartek jest wykład a w piątek spotkanie?
Nie oczekiwał wyrazów wdzięczności, jednak ktoś „życzliwy” nagłośnił tą akcję
podobnie jak przodkowie Toepliza z błogosławieństwem Starego Fryca
„Pamiętam jak tuż przed śmiercią zjechał do Grodziska Kapuściński. Promował swoją książkę „Podróże z Herodotem”. Zamysł był taki, że ten Herodot to taki pierwszy w świecie reporter. To było dęte, naciągane i słabe, a książki, podobnie jak Kapuścińskiego nikt dziś już nie pamięta”
Podróże z Herodotem
Wydawnictwo ZNAK, 2004 Kraków
Wydanie I
Rok wydania: 2004
Nakład: 100.000
Cena: 34 zł
Jedno wydanie tej książki Kapuścińskiego miało większy nakład, niż wszystkie Pańskie książki już wydane i do późnej starości nie przebije Pan tego. Jego książki zostały przetłumaczone na 40 języków z całego świata i powinien Pan czuć się zaszczycony, że miał okazję zobaczyć go na żywo i nawet wysłuchać osobiście.
Warto znać proporcje, mocium Panie i przestać bredzić o „układzie” który nie daje rozwinąć skrzydeł. Jedni rodzą się pisarzami, a inni umierają leśnikami i nic się na to nie poradzi. Ale zawsze można wrócić do „porad sercowych” – wystarczy zwrócić się do nadredaktora Wolskiego i zająć miejsce J.Fedorowicza, dawno zwolnione w Trójce.
Może też skoczyć z mostu Kierbedzia na główkę, ale to już w ostateczności.
Agata Christie większość swoich kryminałów napisała na Teneryfie wygrzewajac się pod palmami 🙂
„A można było powiedzieć – Bloch, stary przyjacielu, świetnie, że wpadłeś, czekaliśmy na twoje nowe książki…I tyle…” to by nic nie zmieniło, bo takich Blochów lepią z gliny poważni ludzie.
Pan już skoczył jak widzę. Nakład jego książek może jest i duży, ale objętość wszystkich naraz nie przekracza moich dwóch. Życzę zdrowia….
Stale na tym blogu pisze się o cyrografie ale widać niektórzy są odporni na wiedzę
Kapuś Ciński?
„Z r. 1772 doszła nas wiadomość o handlującym na Królewiec żydzie witebskim, niejakim Dawidzie Blochu, który posługiwał się pośrednictwem i kredytem istniejącego podówczas w Królewcu znakomitego domu kupieckiego Chaima Friedlaendera*. Tych samych mniej więcej czasów dotyczą relacje o handlu królewieckim żydów litewskich, które przekazał nam w swych pamiętnikach słynny uczeń Kanta i przyjaciel Mojżesza Mendelsohna żyd polski Salomon Majmon (ur. 1754)…” /1937/
*Friedlaender – nie wiem czy to ta sama rodzina co wspomniany Chaim F., ale ci Friedlaenderzy niżej to m.in. późniejsi przemysłowcy węglowi na Górnym Śląsku związani z Rotszyldami tak wynika z przypisu w jednej z książek: The Viennese Revolution of 1848., przypis: See aspecially Emenuel Friedlaender, „Das Haus Rothschild” – Constitution, No. 51 (May 23, 1848), p.698]
„Jan Bloch z Warszawy, finansista i statystyk, przedsiębiorca budowy i eksploatacji kilku linji kolei żelaznej, współzałożyciel Banku Handlowego w Warszawie, Towarzystwa Ubezpieczeń od ognia, warszawskiego Towarzystwa Kredytowego Miejskiego etc., członek komitetu naukowego przy ministerjum skarbu i bodaj cichy aspirant na stanowisko ministra skarbu, autor wielu dzieł treści ekonomicznej, układanych przy pomocy swych urzędników, wreszcie autor głośnego Memorjału w kwestji żydowskiej, który w społeczeństwie naszem takie wywołał oburzenie” (1908)
a mamusia z Kronenbergów
nie no ten Kapuś to świetne.
sorry, żona była z Kronenbergów
Hm, czyli wg Pana wartość literatury mierzy się miarą objętości? Myśląc w ten sposób można by też użyć jednostek masy, ale wcale nie jestem pewien, czy Pańskie przeważą cały dorobek Kapuścińskiego. Również życzę zdrowia, bo zdrowie dla pisarza jest najważniejsze. Szczególnie proszę uważać przy transporcie, bo łatwo nabawić się przepukliny.
A masz pojęcie w ilu egzemplarzacxh zostały wydane dzieła Lenina? Na ile języków przetłumaczone? To dopiero był autor…
Są pisarze, którym nawet podpisanie dowolnego cyrografu nic by nie pomoglo, ale nie będę pokazywać palcem, bo to niegrzecznie. Taki jeden pisarz z USA twierdził w swoim czasie, że Lem to „wielopostaciowa” postać stworzona przez służby, bo nie ma opcji wg tego pana, żeby jeden człowiek mógł ogarnąć tyle tematów i tyle napisać. To co powiedzieć o Coryllusie? 🙂
Nie mnie oceniać Kapuścińskiego i jego pisarstwo ,bo też go czytywałem,ale jedna książka Coryllusa wiecej mi powiedziała niż wszystkie Kapuścińskiego.Ale też mogę być niedouczonym.Niegdyś pisano tutaj o Kapuścinskim,warto poczytać…
Lenin to o tyle dobry przykład, że naczelnik Dobrej Zmiany jest z nim za pan brat, choć napisał tylko jedną książkę. Ale o tyle ch..wy, że Lenina w swoim czasie trzeba było wydawać w wielu krajach „przymusowo” a Chińczyków czy Tajów nikt do drukowania Kapuścińskiego nie zmuszał.
Więcej powiedziała o czym mianowicie?
o metodzie
A ja myślałem, że o skutecznym rad sposobie 🙂
zieew
pa pa
Taki jeden pisarz z USA twierdził w swoim czasie, że Lem to „wielopostaciowa” postać stworzona przez służby
Philip Dick wcale nie musiał się mylić w swoim twierdzeniu, a raczej znał się na literaturze s-f. Jeśli Sat-Okh, czyli zwykły kotas z niemym h, to wytwór służb, to dlaczego nie Lem? Bo co? Bo nie wypada?
Mam ludzi od noszenia…
nie wysilaj się
Myślę, że się jednak pożegnamy
Najwyższy czas, on niczego nie rozumie, wystrugany patyk pozbawiony ciekawości
Rozumie, rozumie.
A wpada tutaj, aby zaznaczyć, że „daje odpór” i każdorazowo (po otrzymaniu bana) zmienia nicka.
Może nawet to sam Rojt?
„Chińczyków czy Tajów nikt do drukowania Kapuścińskiego nie zmuszał”
A w tym sezonie na przykład nikt nie zmusza młodych dziewczyn do farbowania włosów na zielono. Po prostu same doceniły piękno tego koloru.
Gdyby naprawdę rozumiał to byłby nasz.
A tak to co On rozumie?
Zlecenia, kasę, „ludową mądrość” i dojutrkowość
ukłony dla Wszystkich
człowiek z cienia 🙂
anonsowana ostatnio przez autora rozmowa z Mossakowskim
https://www.youtube.com/watch?v=NC6JH0xHvpQ
Gabrielu, ponawiam prośbę Marcina D. o informację odnośnie Twojej wizyty we Wrocławiu – wiadomo już coś?
Ja tam jestem przekonany, że Rojt, jako też Naleśnik, robią to „pro publico bono”, to znaczy oczywiście w obronie własnych interesów, ale tych reprezentowanych przez Akademię. Według nich nie godzi się podważać dogmatów, ani autorytetów namaszczonych przez Akademię, oraz mecenat państwowy. Będą ich bronić jak życia, bo sami od nich całkowicie zależą i nie znają, czy też nie wyobrażają sobie świata poza nimi.
Ale to znaczy że jego umysł jest poniżej płotu który go otacza.
W dodatku nie jest ciekawy tego co jest za płotem
Mnie uderzyło, że taki Rojt cała swoją erudycję wkłada w dyskredytowanie kogoś, z kim nie zamierza dyskutować, ani przedstawiać żadnej oryginalnej myśli, a sama krytyka to szczegolactwo starannie omijające meritum.
Memoriał podpisany przez Blocha i Natansona
„… Memoriał ten podpisany przez J. Blocha i Henryka Natansona został przedłożony komisji rządowej 17 marca 1886 r. W powyższym dokumencie, mającym poufny charakter, zwracano uwagę na pozytywną rolę ludności żydowskiej w rozwoju gospodarczym Królestwa Polskiego, w tym głównie w handlu i przemyśle. Mimo poufnego charakteru memoriału, został on przekazany przez jednego z członków komisji rządowej, Stanisława Skarżyńskiego, współpracownikowi tygodnika „Niwa” – Stanisławowi Ostrowskiemu. „Niwa” ujawniła treść memoriału Komitetu Giełdowego…”
Niwa, 1886 r. t.29:
https://polona.pl/item/niwa-dwutygodnik-naukowy-literacki-i-artystyczny-r15-t29-1886-nr-276,MTU2ODY0MTM/0/#item
Osadnictwo litwackie iip. itp. interesujące, z istotną rolą zmian z roku… 1862.
Za Coryllusa miał zapłacone, a zmawiający się wiedzieli, co będzie – że zamawiają „10 znalezisk” – wiedzieli wcześniej, ile będzie (tyle jest) – i ujawniają fragmenty propozycji i dowody na fakt, że relacja nie była jednostronna.
W innych miejscach można znaleźć info o tym, że celem jest ekonomiczne wykończenie Gabriela, tak by się nie podniósł.
AminOdpowiedz
19 września 2012 w 16:35
@marlowe
„normalnie, robicie z zainteresowanymi ściepę na przyzwoitego chivasa i z przepraszającą miną prosisz o ciąg dalszy:)”
I tak co, powiedzmy, dziesięć znalezisk…Albo się sponsorom Chivas skończy, albo Rojt dobuduje sobie piwniczkę.
Pozdrawiam
Amin o sobie na salonie: katolik, mąż, ojciec, konserwatywny liberał
Elig napisała im wtedy (na naszeblogi/niepoprawni), że zawiść to grzech.
Jeżeli podpalenie sąsiadowi domu, bo mu się lepiej wiedzie, to działanie pro publico bono – to pełna zgoda.
Zwłaszcza to publico bono, czy bono publico, czy pro bono.
Co do samego Lejzora – to jego nie chce nikt zatrudnić – bo to, co pisze wbrew pozorom jest nudne – więc pozostaje mu anonimowe mszczenie się na innych, frustracja i wyciąganie rzekomych błędów. Próbował pisać wszędzie, łącznie z czasopismami komputerowymi – gdzie przedstawiono go jako entuzjastę komputerów.
W jego pisaninie nie ma żadnej treści – to jest jak oglądactwo monet – ta ma jakiś detal, a inna nie ma i jedna jest rok starsza, a może odwrotnie. On jest jak te ruskie, co potrafią pomnożyć przez siebie dwie liczby 40 cyfrowe w pamięci – ale żadnej myśli twórczej – żadnej wartej polemiki.
Jedyne, co mają po przeczytaniu jego czytelnicy to ślinotok przy wypowiadaniu słów: ale mu do…ł.
Jeżeli już mówimy o przypadkowości i braku zorganizowanej motywacji – to z Lejzorem jest, jak ze Starym z Salonu – ludzie otaczają go atencją, bo pomylili z kimś innym, o tym samym nazwisku. Warto na to zwrócić uwagę, jak chłopcy od Nicka pełzają przed internetowym anonimowym hejterem – jakby był półbogiem.
Mówimy o ludziach, co debatowali, jak przejąć władzę nad Polską. To tak, jak socjaliści przed wojną – co kupili w Belgii 1000 karabinów – a nasi, korwiniści – nie w Belgii, a w Biedronce i nie 1000, a 10 i nie karabinów, a piw.
Różnica pomiędzy Lejzorem a Starym jest taka, że ten drugi ma przynajmniej swoje nazwisko – ten drugi nawet tego nie posiada.
A może ten naleśnik i ta Morgan ostatnio, to przebrany Warzecha?!
On tu biedny zawsze od rykoszetów ginie, chociaż dawno nikt do niego bezpośrednio nie strzela.
czy nie obojętne kto tu przychodzi pisać bzdury?
to test na jakość własnych argumentów
obojętne kto jest w tej odsłonie tarczą
starać się trafić w środek 🙂
To wykluczone, Warzecha jest dużo głupszy.
Dawna przyszła wojna
– faszyści sycylijscy
– proch dymny i bezdymny
– zakładanie linii telegraficznych i podsłuchiwanie nieprzyjaciela
No to tutejszy adres nie jest najlepszym miejscem do wydłubywania Kapuścińskiego w szatach dawnej chwały.
„… Naleśniku, gdybyś w mateczniku siedział…”
http://kossobor.neon24.pl/post/34507,owsianko-kocha-pana-ryszarda-kapuscinskiego-naturalnie
W komentarzach zamieściłam wywiad z wnukiem cesarza Hajle Selassje, księciem Ermiasem Sahle Selassje o Etiopii i „Cesarzu” Ryszarda Kapuścińskiego, który przeprowadziła pani Joanna Mieszko-Wiórkiewicz. Tam jest o wiarygodności pana Ryśka. Może ten „Naleśnik” to Owsianko z PPR /Partii Przyjaciół Ryśka z gazowy/?
Nooo Panie…
… teraz to caly narod powinien pasc na kolana… i „dobrodzieja” sp. szarej, zlodziejskiej eminencji, a dzis byc moze jego spadkobiercow… z wdziecznosci w sama doope calowac…
… normalnie az sie rzygac chce od takich wiesci o „darczyncach”… i nie tylko „darczyncach” !!!
Po prostu…
… „fylantrop” przez duze „fy” !!!
Kapuścińskiego nie lubię za to, co zrobił Cesarzowi i nie jest dla mnie argumentem liczba przekładów tej agitki. Tu nawet nie ma o czym gadać, to jest robota funka na zlecenie. Cały Kapuściński taki jest, przynajmniej to, co czytałem.
Nie śledziłem Rojta i muszę brać na wiarę informacje o jego tożsamości i powiązaniach. Moje refleksje wysnuwam na podstawie tego, co u niego przeczytałem. Dla mnie to pieprzenie o kimś, kto odważył się coś zrobić nie należąc do cechu, czy też Akademii. Czy płatne, tego nie wiem, ale na pewno i z serca i ze strachu, bo człowiek, który to pisze święcie wierzy w hierarchie i namaszczenia oraz uważa, że takie posiada, na przykład odziedziczone. Ludzie, co posiadają takie dziedziczne charyzmaty, są zawsze najgorsi, walczą do końca, bo wiedzą, że gdy ich charyzmat straci ważność, to oni po prostu znikną.
I to jest właśnie to – potwierdzenie tezy, że koncesjonowani pisarze to najczęściej wynajęci propagandyści, a nie lekkoduchy, co chcą „pokazywać świat”, a ludzie „chcą czytać” stąd te wydania w setkach tysięcy.
Gdy kulturalni ludzie chcą sobie porozmawiać, na temat „kredyt i rewolucja” czy „kredyt i niepodległość” to się dowiadują od trolla, że to niedobry temat, bo idea rewolucji czy niepodległości była słuszna i lud się burzył – stąd te całe wojny i rewolucje.
To, czego uczy nas Kapuściński – to usunięcie z historii interesów, pieniądza, planowania – a zastąpienie sił sprawczych denerwacją ludu i niezrozumiałymi wybrykami paranoików u władzy, którzy wybierają się sami, albo przez ciemny lud z powodu denerwacji – ale w słusznym gniewie.
Ciocia Wiki próbuje uratować honor najemników, cytując A. Bocheńskiego:
Panowie pisarze, tak nie można. Proszę o chwilę zamyślenia przed posągiem Jana Blocha, posągiem, którego w Polsce nie ma.
Do kogo się zwraca – panowie pisarze – no właśnie.
Biogramu Jana Blocha nie znajdziemy w 4-tomowej Encyklopedii Powszechnej PWN 1973, także nie ma go w suplemencie do niej – tom V 1988.
Dziś w internetowej Encyklopedii PWN znajdziemy taki oto obszerny biogram: “Bloch Jan Gottlieb, ur. 24 VI 1836, Radom, zm. 7 I 1902, Warszawa, finansista, przemysłowiec, ekonomista;”
Tylko tyle. A kto to jest Hajle Sellasje – w czasach mojej młodości wiedział każdy – nawet jedna nauczycielka miała takie przezwisko – i kolega też. Podobno to dlatego, że była cenzura i oni nie mogli pisać o Polsce, to pisali o Afryce.
Dlaczego zaanonsowałem ilustrację z książki Blocha z roku 1898 pisząc o faszystach sycylijskich, choć on tylko pisze o pochodzie „fasci” na Sycylii, a „fascio” i w liczbie mnogiej „fasci” to tylko wiązka rózg. Ponieważ główny transparent tego pochodu to:
Proletari di tutto il mondo unitevi!
Proletariusze wszystkich krajów łączcie się!
Próżno na włoskim portalu o faszyzmie szukać prawdziwej etymologii. Tam faszyzm zaczyna się w roku 1919. Ale pod hasłem „fascio” można dojść do prawdy.
To tyle o faszystach.
coryllus budzi nienawiść, bo drąży mechanizmy zjawisk
tego prosty-wykształcony lud nie może się dowiedzieć
resztki zdrowego rozsądku obudziły by się
a rozum śpi gdy budzi się niepojęte demony
No wiesz. Kiedyś wystarczało mieć beret z antenką by być przezywanym: „komandos palestyński”. A jak jakiś dziadek nosił grubą czapę to wołali za nim: „Akademik Sacharow”. Piszę o latach 70, gdy świadomość prostego ludu stała jeszcze na wysokim poziomie.
nie znam Kapuścińskiego
to łobuz?
od lat 70-tych osiągnięto postęp w kreowaniu idiotów
Faktycznie – na podwórku dzieci na salceson mówiły „ucho Czombego”.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Moise_Czombe
Obstawiam, że to jednak Srojt, odreagowujący po demaskacji. Warzechę oceniam wyżej, nie jest tak jednostronny „erystycznie”.
To wszystko chyba z powodu ciągłego słuchania stacji RWE na falach krótkich.
Świetny przykład.
Świetnie się wpisałeś w grono komentatorów, którzy wnoszą treść historyczną. Niech Cię nie zwiedzie brak komentarzy, bo łatwiej o komentarze emocjonalne niż historyczne. Sądząc po liczbie kliknięć w moje komentarze, gdy wrzucę ładny biust (mam licznik) , to co najmniej 1/10 czytelników czyta komentarze.
>ludzie otaczają go atencją…
Lejzorka nikt nie czyta i nie otacza atencją. On jest punktem odniesienia dla innych Lejzorków. Napisałbym że dla Lejzorków o niespełnionych ambicjach akademickich (i dziennikarek bez zasad), gdyby nie to, że Akademia ma jednak pewne standardy. Przyjmuje doktoraty z setkami odnośników w innych językach, choć wiadomo, że autor nie zna żadnego języka, ale przynajmniej Akademia oddaje je ocenie referentów. A ile warci są referenci? Tyle, ilu kumpli mają w Akademii.
Są też ludzie uczciwi. W Akademii i poza nią.
Podobno :))) A dokładnie to oni mieli inne zadania, a literatura – o ile ktoś to potrafił robić – była pretekstem, przykrywką, kamuflażem. Cudowne dziecię PRLu i reportażu zabił – jak mówiono na mieście – aneks do raportu WSI. Mówiono też, iż to nazwisko w aneksie było jednym z powodów wstrzymania jego publikacji przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
„Cesarz” był przebojem, jak pomnę. Ale co my wtedy wiedzieliśmy…
13, 25, 31, 41 (piszę z pamięci) – to moje fale krótkie od dzieciństwa. RWE spełniło swoją rolę, w którą wierzyłem, zanim dorzałem.
Nie wierzę :)))
Niekomentowanie nie oznacza nieczytania 🙂
Nie wierzę :)))
Ojej, to było do Połowów! Coś się zajączkuje, qrczę.
Fakt…
… komentarze 'Hello” bardzo do rzeczy i na temat… moje natomiast – zdecydowanie – emocjonalne… ale Pana komentarze czytam… i nie tylko te z ladnym biustem…
… przy okazji pozdrawiam 'mikolajkowo’ Pana i pozostalych Komentatorow.
Bo na Czombem wieszano tu wszystkie psy w opozycji do Lumumby. W moim mieście nawet spora ulica była tego czerwonego Czarnego.
Tego, że nikt nie czyta – to jestem pewien, bo to wynika chociażby ze statystyk strony – a uważna analiza wskazuje na pozycjonowanie (zwrócił na to uwagę redpill) poprzez umieszczanie odnośników na często odwiedzanych stronach. Posprawdzałem sobie kto i co umieszcza – i to jest sztuczne. Często są to pojedyncze wpisy ze znikających kont. Nikt praktycznie nie posługuje się argumentacją Lejzora poza pustym „wykazał”.
Atencja faktycznie za poważne słowo – z pewnością nie jest to szacunek i wiarygodność – brakuje mi dobrego słowa. Próbowałem znaleźć tam jaką myśl przewodnią – i to jest puste.
Kapuścińskiego „zdekonstruował” Artur Domosławski, który napisał bardzo obszerną biografię „mistrza” na prawie 600 stron i bardzo bezpiecznie udokumentowaną „na okoliczność procesów”. Jest to książka pt. „Kapuściński Non -Fiction’ wydana w 2010 r.w wydawnictwie Świat Książki. Wdowa po Kapuścińskim wytoczyła proces, bo naprawdę Domosławski poświęcił się i „przejechał szlakiem reportaży”, początkach kariery i po życiu prywatnym czyli po „pięknych paniach”. No i książkę „zaaresztowali” aż do roku 2016. Ale udało mi się ją kupić jeszcze przed 'aresztem”. I jest co czytać. On konfabulował w sposób wręcz zawstydzający. Nie tylko w przypadku nieszczęsnego Cesarza Hajle Sellasje I ale nawet „rewolucjonistom” nie odpuścił. Z jakiegoś boliwijskiego senatora, wydawcy i dziennikarza oraz partyzanta powiązanego z Che Guevarą zrobił pokątnego pisarczyka, który wydawał gazetkę niemal pornograficzną – jednoosobowo. Rodzina w szoku twierdzi, że to wszystko fantazje i wyciąga – encyklopedię boliwijską. str. 431 .No i biedny Domosławski, który starał się „mistrza” jakoś tłumaczyć, w końcu wymiękł i napisał, że „trochę tego było za dużo”. A chodziło o fantazje w słynnym reportażu „Chrystus z karabinem na ramieniu”. Podobnie było z opowieściami z Angoli (Jeden dzień życia), które z kolei musiał „skorygować” Wojciech Giełżyński. Co ciekawe, Kapuściński dopuszczał się „korygowania” życiorysów sławnych w swoich krajach -ludzi. Rzeczy łatwe do sprawdzenia. Wstyd na cały świat.
A tu widzę, od nowa „kult towarzysza Kapuścińskiego” jest wskrzeszany:)))
Czombe był hitem w podstawówce w „8” w Sopocie 🙂 Miałem kolegów w tamtej szkole.
Co ciekawe obecnie mało które radio, poza odbiornikami komunikacyjnymi czy dla koneserów ma fale krótkie – za komuny- prawie każde. Nawet Radmor „naprawił błąd” w ofercie i do amplitunera z UKF-em dorobił przystawkę z krótkimi.
Ten kult pana Ryśka jest wskrzeszany cyklicznie, ale jakby z prywatnej mańki. Piszę „Ryśka” wedle tej PPR w gazówie /Partia Przyjaciół Ryśka, która powstała tamże, gdy zaczęły rozchodzić się wiadome smrody wokół „króla reportażystów”/. To stare już dzieje i oni chyba już Ryśkiem się nie zajmują specjalnie. My też nie, ale przyleciał tu Naleśnik i chciał dokazywać na okoliczność Ryśka. Tylko dlatego odgrzewamy kotlety. Najważniejszy w tym wszystkim dzisiaj jest zapodany przeze mnie wywiad z wnukiem cesarza.
Ta ulica Lumumby była na Przymorzu 🙂
Miło, dzięki.
P.S. Jak wskazał pan Coryllus, p. Kierbedź nie szanował Blocha bo wiedział, iż ten jest tylko podesłanym funkcyjnym. Jeszcze jeden przyczynek – tak początki kariery opisano w apologetyce w dniu jego zgonu:
„Początkowo nauki pobierał w tem mieście /Radomiu/, następnie w gimnazjum realnem w Warszawie, po którego ukończeniu oddał się zawodowi handlowemu przy młynie parowym w Petersburgu. Na tem stanowisku ujawnił takie zdolności i taką zręczność, że otrzymał koncesję na budowę kolei głownego Towarzystwa, którą ukończył w czasie od r. 1857-go do r. 1860-go. Przedsiębiorstwo przyniosło mu w zysku majątek, nie spoczął przecież, ale przeciwnie pracował dalej w raz obranym kierunku. Otrzymał wraz z Kronenbergiem koncesję na budowę kolei terespolskiej, wycofał się jednak z spółki, aby na własną rękę budować kolej fabryczno-łódzką, której rady zarządzającej był stale prezesem. Kolej ta odznaczała się przez długie lata wypłacaniem dywidendy od akcji tak wielkiej, jakiej nie dawała bodaj żadna inna kolej w Europie…” itd.itp. /1902/
No właśnie widzę tego pana Naleśnika, jak własną piersią broni kultury wyższej przed Coryllusem. Ale żeby Ryśka wyciągać w charakterze tarana?
sam stalin by tego nie wymyslil (a moze wymyslil); tak z dostrzalu, ze ten palac nagle sie nagle nie podoba, bedzie zajecie, oj bedzie..
Bloch zasługuje na plakietkę informacyjną w miejscach „Tu mieszkałem”. Mam zdjęcie takiej plakietki z fajnym komikiem Benny Hillem, chyba z ośrodka dla emerytowanych celebrytów. Nie szukam teraz w plikach, bo późno. Hill nie jest dzisiaj na czasie, bo był seksistą. Bloch nadaje sie na dzisiejsze czasy, zwłaszcza za dorabianie się na swoich przedsięwzięciach. Kto nie rozumie, ten nie ma pojęcia skąd pochodzą pieniądze.
Mam starego Radmora, który wzbudzał podziw u mojego amerykańskiego profesora, któremu udostępniłem mieszkanie, gdy mnie w nim nie było. Właśnie dziś żona chciała mnie zmusić do wywalenia tego zabytku, bo ma dosyć odkurzania. Nie dałem się. Nie ma w nim krótkich, bo w dawnych czasach krótkie odbierałem na prymitywnych rekordach, pionierach, etc, Miałem też samochodową przystawkę (której nigdy nie uruchomiłem) i ciekawi mnie jakim cudem w epoce zagłuszania fal krótkich w sprzedaży była taka przystawka. Fale krótkie budziły zaniepokojenie także w USA, bo długo musiałem tam tłumaczyć celnikom, że Yacht Boy Grundiga to jest normalne radio.
tak tak, fale radiowe mózg odbiera inaczej na różnej częstocie, inne reakcje, xalkiem naturalne konsekwencje wystawiania się na celownik, na szczęście sam się regeneruje przy tylko odrobinie spoczynku jak zawsze, w przyrodzie umysl odpoczywa bardzo aktywnie elektryk a co
….”falowce”…ech, łza się w oku kręci.
W moim też, niezbyt duża, ale była. Na fali dekomunizowania przemianowali ją honorując innego lewaka, niejakiego Lennona Johna.
A tam, łza… Falowce były postawione wzdłuż linii wiatrów i gdy solidnie duło, to nie sposób było tamtędy iść. To były korytarze skondensowanego ducia!
No proszższcz… Z tą dekomunizacją to taka zewnętrzna ściema w zasadzie. Co do istoty rzeczy – to idea, funki i ich następcy trzymają się mocno.
myślałem, że audycji w radio słucha się uszami, a nie mózgiem
Idea jest wdrukowywana na podstawie zestawów wciąż tych samych klisz, i to poczynając od przedszkola.
Świadomość bowiem określa byt, a już szczególnie hierarchię bytów.
Może Kapuściński dobrym pisarzem był. Ale złym lub miałkim projektom służył. Toteż jego talent poszedł na marne lub po prostu tylko do tego sie nadawał…
Często jest tak, że ludzie zdolni i umiejętni służą sprawom i ludziom nędznym. Być może jest i tak, że tych z talentami faktycznie częściej można spotkać wśród ludzi, którzy zdradzili swój honor.
A zresztą, o prawdzie nie stanowi to ile osób w nią wierzy lub jej zaprzecza. Prawdy nie jest w stanie zmienić głos miliona, bo prawda nie podlega głosowaniom. Tak więc jeśliby nawet Kapuścińskiego sprzedać w 100 mld egzemplarzy – to w żaden sposób nie zmieni to obiektywnej prawdy. Jeśli Kapuściński pisał bzdury ładnym stylem – to tak to zostanie. Szkoda tylko tych ludzi, którzy to przeczytali. Ale tylko tych, którzy tę prosta rozrywkę poważnie potraktowali. Po prostu nikt nie wskazał książkom Kapuścińskiego ich miejsca. To taka rozrywkowa makulatura. Disco polo literatury. Przyjemne czytanie dla rozrywki. Jednak o sprawach poważnych poważnie nie pisał. Zatem poważnym autorem nigdy nie będzie, choć pan Naleśnik za takiego go uważa.
Należy rozróżniać literaturę rozrywkową od poważnej. Ale to zdaje się przekraczać możliwości pana Naleśnika.
Ja to Kapuścińskiego uważam za dobrego pisarza rozrywkowego. Ale przestępstwem jest wmawianie ludziom, ze disco polo to poziom wyzej niz muzyka powazna, tylko dlatego ze wiecej ludzi jej slucha. To jest degradowanie czlowieka do poziomu małpy. I chyba właśnie o to panu Naleśnikowi chodziło…
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.