kw. 082023
 

Dobrze jest mieć pod nosem taki Niepokalanów, albowiem można sobie tam pojechać i w dowolnym momencie się wyspowiadać. Szczególnie jak człowiek nie ma czasu i chęci, żeby stać w kolejce do konfesjonału, w czasie organizowanej przez księdza proboszcza nocy konfesjonałów. Zakonnicy spowiadają bez przerwy, sanktuarium jest piękne, a droga doń przyjemna, choć drzewa jeszcze bezlistne. I kiedy tak wracaliśmy od tej spowiedzi, przypomniało mi się coś, o czym już tu kiedyś pisałem. Oto Antoni Słonimski umieścił w swoim „Alfabecie wspomnień” słów kilka na temat Witolda Gombrowicza. Zakończył to swoje wspomnienie informacją, która z punktu widzenia stosunków dzisiejszych jest absolutnie wstrząsająca. Otrzymał bowiem dnia pewnego, nie przed Wielkanocą wcale, ale w zupełnie innym momencie, kartkę od Gombrowicza, na której było napisane – Antoniemu Słonimskiemu, z Panem Jezusem – Witold Gombrowicz. I to jest coś naprawdę niezwykłego. I nie chodzi wcale o to, że kartka szła z bardzo daleka do Warszawy, że dotarła na czas. Najbardziej wstrząsające jest to, że wyzwolony z okowów moralności literat, żyjący stale za granicą, wysyła do postępowego Żyda, całe życie zwalczającego słowem przejawy pobożności, taką właśnie kartkę.

Można by tę anegdotę dedykować wszystkim tym, którzy przez lata, w szkołach i na uczelniach, w prywatnych rozmowach i w dyskusjach ze studentami, przekonywali interlokutorów i siebie samych, że Polska i wszystko, co się z nią kojarzy jest z istoty mało atrakcyjne i słabe. Na pewno zaś słabsze od potężnej i silnie inspirującej kultury rosyjskiej. Były takie dyskusje, na pewno je pamiętacie. Kiedy dziś patrzmy, jak mnisi z Ławry Peczerskiej zdejmują złote kopuły ze świątyni i zamierzają je wysłać ciupasem do Moskwy, możemy je sobie przypomnieć. A potem tę kartkę wysłaną z Argentyny do Słonimskiego, którego sekretarzem był przecież sam Adam Michnik.

Można by ją dedykować także tym wszystkim, którzy pokładają jakieś nadzieje i ufność w swoich mocach i talentach. Czy dobrze się zastanowili stawiając siebie samych w centrum swojego życia? Bo tamci dwaj zrobili podobnie, ale jak widać przyszło na nich oprzytomnienie, choć nie ogłosili tego publicznie.

Historia ta przeznaczona jest także dla tych, którym zdaje się, że łagodność, jaką niesie ze sobą wyznawanie Chrystusa, oznacza akceptację zachowań niegodnych, postaw destrukcyjnych i zwyczajnie podłych. Tak nie jest, a jeśli miałbym takich ludzi do kogoś porównać, to najłatwiej mi przyjdzie zestawić ich ze strażnikami grobu. Tamtym też się zdawało, że skoro kamień zwalony, to można spać spokojnie. Okazało się, że nie. Nigdy bowiem nie można spać spokojnie nie powierzywszy wcześniej wszystkiego Bogu.

Opowiastka ta może posłużyć także jako przykład dla tych, którym zdaje się, że prawda nie wyjdzie na jaw. Na przykład wydawcom Gombrowicza, którzy chcieli parę lat temu zarobić na jego ostatnich zapiskach, znanych jako „Kronos”, a także wszystkim tym, którzy uważają, że biedne jakieś obsesje, albo szaleństwa przyziemne, tak charakterystyczne dla awangardowych literatów mają moc czarnoksięskich zaklęć i zmieniają liście na dolary. Nie mają i niczego zmienić nie mogą. Gombrowicz już o tym wiedział, kiedy wysyłał do Słonimskiego tę kartkę. Ludzie, ponad pół wieku po jego śmierci, nawet się nad tym nie zastanowili.

Jest to także historia dla wątpiących, którzy mają w sercach różne, nie mające znaczenia, niepokoje. Czy są we właściwym miejscu? Czy robią dobrze? Czy będą akceptowani? Czy nie zostaną odrzuceni? To są głupstwa. Oto całkowicie zdeprawowany, egotyczny literat, wygnany za drugi koniec świata, deklarujący przez całe życie nienawiść do własnego kraju i jego kultury, próbujący z niej szydzić bez powodzenia, co jest łatwe do wskazania i również do wyszydzenia, pisze takie właśnie, zaskakujące słowa, do swojego dawnego kolegi po piórze.

Od czego on się w rzeczywistości chciał oderwać ten Witold? Od Polski czy od nędzy, w którą wpędził się także ze swojej winy? I dlaczego połączył jedną i drugą? Widocznie tak mu było wygodnie. Pewnie też za bardzo nie miał z kim o tym porozmawiać, dlatego wysłał kartkę za ocean, do człowieka, który mógł go choć przez moment zrozumieć i zastanowić się nad jego losem.

Kartka ta przeznaczona była również dla tych, którzy nie wierzą w Boży porządek, a oddają cześć chaosowi. Myślicie, że gdyby taki porządek nie istniał oni dwaj mogliby się w ogóle porozumieć – wnuk Zeliga Słonimskiego i panicz z podupadającego dworu?

Treść tej kartki przeznaczona jest może przede wszystkim dla tych, którzy z jakichś powodów czują się opuszczeni, albo odrzuceni. I jest sygnałem, że nie warto przechodzić na drugą stronę, na stronę zła. Trudno bowiem by było, wśród rozpoznawalnych osób, znaleźć kogoś, kto był równie nieakceptowany jak Gombrowicz i równie mocno udawał, że go to nic nie obchodzi. Taki mechanizm jest fikcją, albowiem wszyscy odrzuceni ludzie poszukują przede wszystkim jakiegoś portu. I nie jest to ani jakaś wielka tajemnica, ani szczególne odkrycie. Tak już jest i tyle. Kłopot w tym, że wszystkie porty stawiają warunki statkom, które chcą w nich zacumować. I bywa, że są to warunki nie do zaakceptowania, nawet dla desperatów. Tylko Pan Jezus nie stawia takich żądań. Jego warunki są łatwe i każdy może je przyjąć, nawet jeśli za bardzo się gdzieś zapędził. W Niepokalanowie bowiem spowiadają na okrągło.

Pora teraz powiedzieć, w jakim to momencie Gombrowicz wysłał Słonimskiemu tę kartkę. Jak się pewnie wszyscy już domyślili zrobił to na kilka miesięcy przed śmiercią. Zapewne nie wierzył jeszcze, że umrze i czynił jakieś plany. No, ale wiedział, też, że bez Pana Jezusa nie mają one najmniejszego sensu. Nie zdecydował się wysłać tej kartki do rodziny, ani też do żadnej z osób, którą znał bliżej. Wybrał Słonimskiego, którego trochę obsmarował w „Dziennikach” i z którym – tak pisze sam Słonimski – spotkał się przed wojną raptem parę razy.

I teraz ważna konstatacja na drugą połowę życia. Czasem bywa tak, że bardzo chcemy spotkać się z kimś, kogo dobrze znaliśmy dawno, dawno temu. I wydaje nam się, że taki ktoś też tego chce. Potem jednak okazuje się, że ta jego wola nie jest nawet w połowie tak silna jak nasza. Choć pozory mówiły coś zupełnie innego. Nie martwmy się tym jednak, zawsze bowiem jest ktoś kto nas pamięta i chętnie wypije z nami kawę, choć widzieliśmy się z nim raptem kilka razy „przed wojną”. I spotkanie to będzie tak naturalne, jak kartka wysłana z jednego końca świata na drugi – z Panem Jezusem.

  13 komentarzy do “Z Panem Jezusem…”

  1. Coś niedobrego dzieje się z Gietrzwałdem

    https://youtu.be/AI6bybBU6fo

  2. Natomiast tuż po śmierci Andre Gide do Paula Valery, przyszedł telegram takiej treści: Możesz pohulać. Piekła niema.Podpisano- Andre Gide.

    Pięknych Świąt Wilkanocnych życzę panu, panie Gabrielu , wszystkim tworzącym ten portal i czytającym także.

  3. Jeżeli popatrzymy na życiowe problemy jako przyczynę nawrócenia, to taki Janusz Korwin-Mikke ma niewielkie szanse. Ostatnio przyjechał do studia telewizyjnego na hulajnodze i mówił to co zwykle, to znaczy na przykład, że gdyby jego wystąpienia osłabiały popularność Konfederacji, to Jedynka i Dwójka puszczały by go na okrągło.

    JKM im starszy, tym młodszy i oferuje nam „nową nadzieję” – na nawrócenie nie ma szans.

    https://youtu.be/-TX_iFVuJ5A

     

    A co musiałoby się stać, żeby nawrócił się Sebastian Pitoń? Taki był obiecujący, ogarnięty, utalentowany młody człowiek, a co z niego wyrosło? – szkoda gadać.

    Musiałoby przez trzy sezony nie być śniegu na Podhalu, to może by się nawrócił.

    https://youtu.be/dUIgGXwEvWg

     

    Życzę wszystkim czytelnikom bloga spokojnych, prawicowych Świąt! 🙂

  4. GIETRZWAŁDU bardzo szkoda, Warmia katolicka, najniższy odsetek głosów na Kanclerza A.

  5. Dieter Schwarz – właściciel grupy Schwarz, do której należy Lidl i Kaufland (mówiło się, że Kaufland to scjentolodzy, Schwarz jest ewangelikiem). Schwarz zarządza grupą poprzez fundację, która jest organizacją pożytku publicznego o charakterze non – profit. Obecnie najbogatszy Niemiec z majątkiem ocenianym na 47 miliardów dolarów. No i proszę, akurat musieli w Gietrzwałdzie zainwestować.

    Być może oni rzeczywiście są filantropami, jak firma Porsche? Prezes Wolf obiecuje Putinowi pomoc w odbudowie po wojnie przemysłu motoryzacyjnego i między innymi „legendarnej marki Wołga”, ponieważ „Rosjanie potrzebują dobrych i niezawodnych samochodów”.

    Dogadano się już także z kierownictwem Volkswagena w sprawie pomocy Rosji.

    Sami dobrzy ludzie…

  6.  

    zbieżnośc nazwisk

    tak mi sie przypomniało że to chyba Jan Kasprowicz uratował Lenina i go ulokował w Poroninie, żeby tego biednego emigranta służby austriackie nie odstawiły do granicy z Rosją,

  7. ALLELUIA, ALLELUIA.  SURREXIT  DOMINUS  VERE.

  8. Paul Valery zmarł w 1945 roku a Andre Gide w 1951 roku. Jakim cudem zmarły w 1945 roku Paul Valery odebrał w 1951 r telegram od zmarłego właśnie w 1951 roku Andre Gide?

  9. Julien Green zapisał w dzienniku 28 lutego 1951 : Uśmialiśmy się z telegramu , który Mauriac otrzymał kilka dni po śmierci Gide’a” Nie ma piekła można rozpowszechniać. Uprzedż Claudela, podpisany Andre Gide”.

    Pamięć mnie zwiodła. Przepraszam.

  10. Hehe… A więc jednak!

    Firmy należące do „zielonych”, cokolwiek to znaczy, są odpowiedzialne za import zbóż z Ukrainy. Jest to mega przekręt, Ukraina produkuje gigantyczne ilości pszenicy i kukurydzy, jakich sobie nie wyobrażamy. Polski rolnik już nie podniesie się.

    W grze zostają natomiast wielkoobszarowe kołchozy na wschodzie produkujące nie-wiadomo-co.

    Smacznego!

    Za uwagę dziękują: Rockefeller, Soros, Bruksela, Warszawa, Kijów, SBU.

    https://youtu.be/tdh-7cEM8V0

  11. W porządku, przyjąłem ostrzeżenie do wiadomości.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.