Jeden z czytelników zarzucił mi w komentarzu na YT, że zakrzywiam rzeczywistość, albowiem zadeklarowałem wiarę w dobre intencje Karola Nawrockiego. Nie zadeklarowałem zaś sympatii dla Konfederacji i Grzegorza Brauna, choć to oni najwięcej robią dla Polski. Tak to z grubsza wyglądało. Komentator ten, żeby było zabawniej, mieszka w Kanadzie i stamtąd ma lepszy widok na nasze sprawy, niż my sami rozglądając się wokół siebie.
Jeśli rzecz postawimy na gruncie psychologii, którą to metodę zaproponował wczoraj wieczorem Juliusz, okaże się, że pan ten jest ofiarą narcyza. Niech każdy uważnie przeczyta tekst Julka, a ja spróbuję to samo napisać innymi słowami.
Komunikacja polityczna i w ogóle publiczna kształtowana jest za pomocą jednostek posiadających naturalne lub sfingowane cechy przywódcze i jakieś zdolności. Głównie z zakresu kultury. Ludzie w to wierzą bardziej niż w Trójcę Przenajświętszą, albowiem w Polsce kultura jest najważniejszym fetyszem. Mamy więc ludzi kultury, którzy porzucili swoje zajęcia by iść w politykę i takich, którzy zostawili politykę i zajęli się kulturą, czyli najczęściej publicystyką. I nie wiadomo, którzy z nich są gorsi. W komunikacji zaś publicznej chodzi o uzależnienie. Wiem o tym na pewno, albowiem jestem jedyną chyba osobą w polskiej przestrzeni publicznej, która mając do dyspozycji jedynie klawiaturę, skromną bibliotekę i Internet, uzależniła od emitowanych przez siebie treści sporą grupę ludzi. Ten mechanizm działa i wiedzą to wszyscy ci, którzy zajmują się w Polsce propagandą. Ja na swój temat mogę powiedzieć tyle, że maksymalnie wykorzystałem moment i coś tam ugrałem, choć wiadomo, że szans z ludźmi zaopatrzonymi w milionowe budżety, profesjonalne studia i zaplecze, które promuje ich jako skończonych geniuszy, konsumujących do tego produkty kultury wysokiej, szans nie mam. Będę jednak próbował stanąć do tej nierównej walki, albowiem nic innego mi nie pozostało. Przejdźmy jednak do politycznych narcyzów, których moce są znacznie przeskalowane w odbiorze, a często w ogóle nie istnieją. Dlaczego w ogóle w nie wierzymy? Bo prezentują się one na tle treści całkowicie wyjałowionych. Przypomnijcie sobie politykę polską przez uruchomieniem mediów społecznościowych. Nie można było tego strawić, a największym narcyzem na tamtym podwórku był Janusz Mikke. Próbuje on zresztą utrzymać tę pozycję do dziś, ale z marnym skutkiem. Jest za to najbardziej wyrazistym przykładem metody zarządzania emocjami tłumu. Można rzec, że wszyscy od prawa do lewa próbują go naśladować. Tyle, że pan Janusz nigdy nie był samodzielny, a kreacją takich jak on zajmują się organizacje nierzadko potężne w agendy państw. Również nasze państwo ma takie zadania, ale to co z tego wychodzi jest po prostu żałosne. Kokieteria zaś, którą stosują polscy politycy jest bardzo nędzna. Jej misją jest włąśnie zakrzywianie rzeczywistości, co zarzucił mi wspomniany na początku czytelnik z Kanady.
Przejdźmy jednak do zdolności osób, które stanowią główne punkty w politycznej strukturze komunikacyjnej. Dlaczego ludzie wierzą w ich nadludzkie moce? Zacznę może od tego, że dla mnie osobiście, jeśli ktoś nie potrafi napisać tekstu, który jednoznacznie i od razu przyciągnie uwagę czytelników, nie powinien się odzywać. No, ale tu, jak każdy wie, mamy bardzo wyśrubowane normy. Poza naszym środowiskiem jest inaczej. Czas na przykłady.
Ludzie, którzy organizują komunikację wokół treści jawnie Polakom wrogich posiadają, na przykład, umiejętność robienia filmów. I wszyscy gotowi są dać się pokroić, by udowodnić, że ten i ów słup informacyjny jest wybitnym reżyserem. Czasem mi się śni, że to nie Marcinowi Roli, ale mi Zbigniew Ziobro wręcza milion złotych na działalność publicystyczną, a ja wynajmuję w Łodzi chłopaka po reżyserii, nazywam go „drugim reżyserem”, siebie zaś nazywam „pierwszym reżyserem”. Potem on na moje polecenie kręci film, a ja siedzę sobie tutaj z wami. Na koniec ten film emitujemy, a moje nazwisko jest tam, w czołówce, wybite wielkimi literami. Jego zaś schowane gdzieś na szarym końcu. I wszyscy zaczynają wierzyć w moje nadludzkie zdolności reżyserskie. Zdumiewało mnie zawsze z jaką łatwością ludzie oceniają efekt czyjejś pracy nie mając pojęcia o warsztacie i jego finansowaniu. No, ale od tego zaczyna się właśnie polityczne uzależnienie – od wiary w efekt sfingowany.
Reżyserów w Polsce produkuje się taśmowo, a filmy, szczególnie dokumentalne, można kręcić telefonem. Potem wszelkie warsztatowe potknięcia można nazwać celowym zabiegiem artystycznym i ludzie będą to oglądać. I żaden nie mrugnie. Bo obcuje przecież ze sztuką, a w najgorszym razie z kontrowersyjną publicystyką.
Oto wczoraj w ambasadzie polskiej w Berlinie, wystąpiła pani nazwiskiem Niewiera, która jest takim reżyserem właśnie. Powiedziała ona, że Karol Nawrocki nie wygrałby wyborów, gdyby nie pomoc rosyjska. Na sali siedział Sikorski, który tej pani wręczył jakąś nagrodę z puli „polsko-niemieckie pojednanie”. Oczywiście podniósł się szum i wszyscy zaczęli się zastanawiać kim jest pani Niewiera? To łatwe do zdefiniowania jeśli przejrzymy jej niezwykle ubogi dorobek artystyczny, całkowicie zależny od przekazywanych przez niemieckie fundacje budżetów. Znajdziemy w nim, na przykład, film pod tytułem „Efekt domina”, który opowiada o ministrze sportu republiki Abchazji i jego rosyjskiej kochance czy też żonie – nie ważne. On organizuje mistrzostwa świata w domino, a ona nie umie się odnaleźć w obcym sobie świecie. Film pomyślany jest jako wiwisekcja socjologiczno-psychologiczna, ale każdy średnio rozgarnięty obserwator życia sąsiadów, od razu rozumie, że ten obraz, od początku do końca jest sfingowany. I nie jest to żaden dokument, ale fabuła, grają aktorzy, a celem tego filmu, emitowanego prawdopodobnie w Rosji i krajach przez nią podbitych, jest wskazanie, że Abchazja wybiła się na niepodległość od Gruzji i próbuje w rozkołysanych, nieprawdopodobnych wręcz realiach jakoś funkcjonować. Podkreślam tutaj, że tak zwane różne rodzaje wrażliwości, wszelkiego rodzaju nieoczywistości to element propagandy, a nie próba stymulowania głębokich emocji odbiorcy, którego twórca kocha i z którym kontaktu poszukuje.
Zdumiewające były wczoraj reakcje na to, co powiedziała ta cała Niewiera. Ludzie pisali, że jest głupia, albo odklejona, albo jeszcze coś innego. Pani ta zaś jest opłacaną agentką wyszkoloną robieniu z ludzi durniów. I nie cofnie się ani na krok. Im większe ujadanie będzie słyszała tym lepiej. Takich osób w naszym życiu jest wiele, my jednak ciągle się na nie nabieramy. Dlaczego? Bo to oni kreują – poprzez swoje umiejętności prawdziwe bądź sfingowane – płaszczyznę dyskusji. I zapewne są ludzie gotowi rozmawiać o mistrzostwach w domino rozegranych w Abchazji, a zorganizowanych przez miejscowego ministra sportu związanego węzłem silniejszym niż śmierć z byłą rosyjską śpiewaczką operową. A pewnie są też tacy, którzy będą się tym wzruszać. Doprowadzi ich to jednak do prostego wniosku – że związek Abchazji z Rosją jest konieczny, choć niełatwy.
Nasz problem polega na tym, że nikt nie zamierza kreować własnych obszarów wymiany myśli i własnego języka, do czego tu nawołujemy. I co nam się częściowo udało. Dlaczego? Bo nie posiadamy żadnych sfingowanych charyzmatów, a także nie popierają nas politycy, którzy – z natury – przyzwyczajeni są do manipulowania ludźmi i narzucania im swojej woli. To się tutaj nie uda. Ale udaje się w przestrzeni publicznej, bo widz domaga się sprawczości. I ufa, że tą sprawczością wylegitymuje się polityk. Czy tak jest z politykami PiS? Rzecz jasna nie. Oni są bierni i starają się zachować status quo, bo każda zmiana może być zmianą niekorzystną personalnie. Z tego tytułu właśnie przyjmują postawę ironiczną i reaktywną, czyli bierną w istocie. Godzą się na dominację tamtych i na kolportowane przez nich kłamstwa, wręcz nie dostrzegają skali tych kłamstw, a jedyne na czym się koncentrują to wyrażanie oburzenia. No i czasem niektórzy z nich lub ludzie z nimi sympatyzujący sami próbują uzależniać publiczność od swoich manipulacji. Najjaskrawszym przykładem jest tu, moim zdaniem, Jan Rokita, któremu wczoraj napisałem, że wygląda jak pensjonariusz sowieckiego domu wariatów dla najbardziej zasłużonych towarzyszy. Jak wiecie bowiem siedzi w swoim domu na wsi, odziany w białe giezło, w kapeluszu tego samego koloru, a ma do tego siwą brodę. A facet jest starszy ode mnie o 10 lat tylko. Zirytował mnie bo próbował wczoraj reklamować swoich kolegów z Klubu Jagiellońskiego, z których jeden napisał, że Polacy wybrali Nawrockiego bo ożył w nich duch sarmacki. Nie wiem już co gorsze – te rosyjskie wpływy czy ten duch sarmacki.
Mamy tu do czynienia z próbą narzucenia nam komunikacji pretensjonalnej i głupkowatej, która służy w istocie do lansowania kolejnych słupów informacyjnych dla kolejnych pokoleń ludzi, próbujących się zorientować gdzie żyją i czym jest tradycja ich kraju. No i zawsz trafiają na jakiegoś przebierańca, który dysponuje całym pakietem uwierzytelnień z nieprawdziwego zdarzenia. Jest wielbicielem Dostojewskiego, znawcą win, miłośnikiem muzyki barokowej, a wszystkie te pasje pomagają my w jednym – we wpychaniu w szeroko rozdziawioną gębę odbiorcy papki propagandowej.
Dramat polega na tym, że to całe pieprzenie o sarmatyzmie i jego pochodne są uważane przez polityków opcji patriotycznej za zasadne i wychowawcze.
I ludzie też w to wierzą. Tyle, że – czego nikt nie dostrzega – żadna z osób promujących treści określane jako tradycyjne, konserwatywne i patriotyczne, nie ma istotnych osiągnięć w kulturze. I ani ona sama, ani treści przez nią kolportowane nie są powszechnie ważne. Dlaczego? Bo nie ma takiej płaszczyzny, na której mogłyby rywalizować z innymi treściami. Tą zaś była kultura chrześcijańskiej Europy, która została zamieniona najpierw na kulturę Europy masońskiej, czy też kulturę Europy jawnych i tajnych fundacji, potem w kulturę Europy lewicującej, czyli nadstawiającej tyłek Moskwie, teraz zaś zamieniana jest na kulturę Europy islamskiej. Marną pociechą jest to, że dokonuje się to już któryś raz z rzędu w dziejach. Tylko my tego nie widzimy, ani też widzieć nie chcemy, bo ten akurat aspekt jest przed nami skrzętnie ukrywany. Za to możemy sobie obejrzeć serię ciekawych filmów dokumentalnych, które utwierdzą nas w roli ofiary i przekonają, że nic nie trzeba robić, bo Pan Bóg sam wszystko załatwi.
Pamiętam, jak kiedyś, dawno, dawno temu zapytałem Grzegorza Brauna, dlaczego nie nakręci filmu o biskupie Kaczmarku. Odpowiedział tak mniej więcej – czy pan się doktoryzował z biskupa Kaczmarka, żeby snuć takie plany? Może pytanie było zadane znienacka i trochę zaskakujące, ale człowiek twórczy i otwarty żyje wyłącznie takimi kwestiami. Odpowiedź więc mnie nie usatysfakcjonowała. Tym bardziej, że sam Grzegorz Braun nie doktoryzował się ani z eugeniki, ani z Lutra, ani z Gietrzwałdu. Bo nie od tego reżyser i artysta w ogóle zaczyna swoją przygodę z tematem.
Co nam zostało z chrześcijańskiej Europy? W Polsce jeszcze całkiem sporo. W innych krajach mniej. A co nam zostało w metodzie? W zasadzie nic. Mamy kolejny najazd islamu poprzedzany forpocztami różnych humanistycznych oszustów, wzywających nas do otwarcia się na innych i zmiany stylu życia, a jedyne co potrafimy, to ironizować i polemizować z nimi bez związku z intencją z jaką tu przyszli. A jest ona zła.
Jarosław Kaczyński uważa, że ironiczna demaskacja mechanizmów politycznych dokonana przez Stanowskiego wpłynie na ich zmianę i otrzeźwi niektórych. To jest niesamowite. Podobną wiarę pokładał Stanisław August Poniatowski kiedy sprowadzał a Włoch aktorów i kazał organizować dworski teatr. Też mu się zdawało, że „theatrum wiele dobrego tu uczynić może”.
Tamci zaś robią swoje i nie mają wahań. Chodzi bowiem o to, byśmy nie znali innego języka i innych kodów kulturowych poza tymi, które oni proponują.
Na twitterze wiele osób zastanawiało się gdzie się podział Jakub Wiech, kolporter wiary w globalne ocieplenie. Przez cały maj, zimny i deszczowy, maj, w którym z zimna umierały pisklęta w gniazdach, o czym pisano sążniste raporty, człowiek ten milczał. Objawił się wczoraj i powołując się na badania jakiejś niemieckie fundacji oznajmił, że maj 2025 był drugim najcieplejszym majem w historii pomiarów. Wyprzedził go bowiem tylko maj roku ubiegłego.
Jeśli po czymś takim ktoś jeszcze sądzi, że warto rozmawiać, polemizować i ironizować, nie umiem mu pomóc. Uważam, bowiem że jedyne co warto czynić, to izolować się od nich, tworząc własne, powszechnie obowiązujące jakości. I nic więcej się nie liczy.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/swieta-katarzyna-sienenska/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zywot-sw-dominika/
Niebawem targi
Musimy brać pod uwagę fakt że siły duchowe są równoległe do świata materialnego który istnieje tylko dzięki nim. Materialne produkty rozsypują się w proszek na naszych oczach a duchowość hula równo w każdym tysiącleciu. A teraz nawet sto razy bardziej,bo Kościół przeszedł trzęsienie w posadach za sprawą Soboru W II, ponieważ II wojna światowa zrównała z ziemią to co nie chciało się dobrowolnie naprawić. Tak było niestety,a teraz kiedy mamy za sobą doświadczenie pontyfikatu JPII który nadal żyje w obiegu ludzkości i plonować będzie zaskakująco ,zobaczymy wiele niespodzianek. Tu w Niemczech świętują Zesłanie Ducha przez dwa dni,no ale to protestanci w połowie więc Ducha potrzebują, u nas też tak kiedyś było i szkoda że nie jest. Duch bowiem ożywia to co umarłe a u nas ludzie mają tendencję samobójcze,jak alkohol to zwykle o kilka kielichów za dużo,papierosami wprost się zajadają,o wstrzemięźliwości od jadła i napoju duchowni przypominają tylko dwa razy w roku,o innych sprawach pospolitych jak ryzykanckie jazdy na drogach i nieliczenie się z bezpieczeństwem bliźnich żal mówić. To muzułmanie poszczą i modlą się publicznie i przypominają Francuzom że jes jakiś Bóg. A biskupi się dziwić i martwiło co z tymi nawróconym robić,taki spokój był a tu ludźmi trza się zająć. No bo z Duchem Świętym żartów nie ma i za Nim nie trafisz,odmienia se te ziemie jak kce i z kim chce. Niech nam zielono w duszyw te Święta.
Przenikliwość, lotność myśli, i giętkość pióra Szanownego Gospodarza – oto magnesy przyciągania umysłów.
A może by zorganizować mistrzostwa gry w Trzy Karty – Kto by się nadawał do naszej reprezentacji?
Rokita nowym wcieleniem hrabiego Lwa Tołstoja? Ciekawe czy „pod spód na się nic nie wdziewa”? – I: czy ten koleś z Klubu Jagiellońskiego był przy szabli i w kontuszu?
W gratisie: mam pomysł na tytuł „Czy Karol Nawrocki może być polskim Żiżką”.
Węzły silniejsze niż śmierć ?.. Lojalności inne niż rodzinne jeśli nie są podejrzane to i tak trzeba brać poprawkę na „«Przeklęty mąż, który pokłada nadzieję w człowieku
i który w ciele upatruje swą siłę,a od Pana odwraca swe serce.>”……Tak rodzina to potęga!!!…. weżmy takiego Tancreda of Hauteville ( 980 – 1041)
Prawnuk Tancreda de Hauteville Boemund II (ur. 1108, zm. 1130) książę Antiochii {ojcem był Boemund I( 1058 – 1111)
dziadkiem Robert Guiscard( 1015 – 1085)} ożenił się z Alicją Jerozolimską córką Baldwina II z le Bourg (1075 – 1131) hrabiego Edessy i króla Jerozolimy. Ich córkę Konstancję z Antiochii ( 1127- 1163) wydano za mąż za Rajmunda z Poitiers (1105–1149) potem wyszła ponownie za mąż, za Renalda de Chatillon (1125–1187). Córka z pierwszego małżeństwa to Maria (1145–1182), żona bizantyjskiego cesarza Manuela I Komnena( 1118 – 1180) ,córka z drugiego małżeństwa to Agnieszka z Châtillon( 1154- 1184) królowa Węgier jako pierwsza żona Beli III( 1148- 1196) , „matka królów”. Ich dzieci to m.in. Emeryk ( 1174- 1204) – król Węgier i Chorwacji, Andrzej II (1176 – 1235) król Węgier i Chorwacji, Konstancja węgierska ( 1180 -1240) królowa czeska,żona króla Czech Przemysła Ottokara I, matka : (1) króla Czech Wacława I(1205 – 1253), (2) świętej Agnieszki z Pragi (1211–1282) inicjatorki Zakonu Krzyżowców z Czerwoną Gwiazdą i przyjaciółki św Klary z Asyżu, (3) Anny Przemyślidki(( 1201- 1265) żony Henryka II Pobożnego( 1196 – 1241) . Pierwsza żona Andrzeja II to Gertruda z Meran ( 1185- 1213), matka świętej Elżbiety z Turyngii(1207 – 1231). Gertruda miała siostry , Agnieszkę ( 1172- 1201) – żonę Filipa II Augusta(1165 -1223) króla Francji i św. Jadwigę Śląską ( 1178 – 1243) – żonę Henryka I Brodatego(1170-1238), księcia śląskiego. Kolejna żona Andrzeja II to Jolanta de Courtenay( 1200 – 1233).
Miał z nią jedynie córkę,
Jolandę (Jolantę) (1215–1251), żonę Jakuba I Zdobywcy (1208 – 1276) króla Aragonii i hrabiego Barcelony , matkę królowej Francji – Izabeli Aragońskiej(. 1247 – 1271) która była pierwszą żoną Filipa III Śmiałego( 1245- 1285) . Ojcem Jakuba I Zdobywcy był Piotr II Katolicki(1176- 1213) który poległ w bitwie pod Muret będąc sprzymierzeńcem katarów. Piotr II Katolicki to wnuk Ryksy śląskiej(1130-1185) córki księcia śląskiego i zwierzchniego księcia Polski Władysława II Wygnańca ( 1105- 1159), żony: króla Kastylii i Leónu oraz cesarza Hiszpanii Alfonsa VII Imperatora(1105-1157) i hrabiego Prowansji Rajmunda Berengara II(1135 -1166). Przed Andrzejem II królem Węgier był jego brat Emeryk który ożenił się Konstancją Aragońską( 1179- 1222) siostrą Piotra II Katolickiego, później królowa i cesarzowa rzymska jako pierwsza żona Fryderyka II Hohenstaufa(1194- 1250). Siostrą Emeryka była Małgorzata Węgierska ( 1175 – 1229) cesarzowa bizantyjska bo żona Izaaka II Angelosa( 1156- 1204). Drugą żoną Fryderyka II Hohenstaufa była Izabela II ( 1212 – 1228 ) jej matka to Maria z Montferratu (. 1192 – 1212) a babka to Izabela Jerozolimska ( 1170-1205) której starsze przyrodnie rodzeństwo to Sybilla Jerozolimska (1160- 1190) i Baldwin IV Trędowaty( 1161- 1185) Dzieckiem Izabeli II był następca Fryderyka II Hohenstaufa Konrad IV Hohenstauf (1228 – 1254) Jego przyrodni brat Manfred(1232- 1266) i syn Konrada IV Konradyn( 1252 – 1268 ) walczyli o zachowanie posiadłości w Italii .Manfred zginął w bitwie pod Benewentem a Konradyn wraz z kumplem Fryderykiem I Badeńskim (1249- 1268) zostali ścięci w Neapolu na rozkaz Karola I Andegaweńskiego(1226- 1285)…….Córka Manfreda Konstancja Hohenstauf ( 1249- 1302) została żoną Piotra III Wielkiego ( 1240- 1285) króla Aragonii syna króla Jakuba I Zdobywcy i Jolanty, córki Andrzeja II, króla Węgier…………….
Będąc w katedrze w Palermo można się zadumać nad dawnymi więzami rodzinnymi , leżą tu Roger II de Hauteville( 1095- 1154) wnuk Tancreda, jego córka Konstancja Sycylijska(1154- 1198 ), jej mąż Henryk VI Hohenstauf(1165 – 1197 ), ich syn Fryderyk II Hohenstauf, jego pierwsza żona,Konstancja Aragońska i pra pra wnuk Wilhelm II Aragoński ( 1312- 1338) – książę Aten (wnuk Piotra III Wielkiego i Konstancji Hohenstauf)……………….no i trzeba odwiedzić Abbey of Santissima Trinità, Venosa https://en.wikipedia.org/wiki/Abbey_of_Santissima_Trinit%C3%A0,_Venosa
Pomysł na tytuł świetny
Dzięki
Biskupi organizują dni islamu
Wydaje się że wszystkie sposoby komunikacji o których tu stale mowa, są sposobami na wymuszenie pokłonu bożkom. Wbrew przykazaniu: Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną. Jak chrześcijanin może dać się tak wkręcać.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.