mar 212025
 

Ojciec jest najważniejszą ofiarą komunizmu i tego co po nim nastąpiło. Historię dewastacji archetypu ojca da się opisać słowami prostymi i dosadnymi. I dziś spróbujemy to zrobić.

W Polsce ojciec, z powodu niełatwej historii kraju był postacią na poły mityczną. Kiedy zaś ściągnięto go z piedestału i znalazł się znów na ziemi, a stało się to po odzyskaniu niepodległości, okazało się, że w zasadzie jest popychadłem. Był albo robotnikiem, który nie miał pracy, albo oficerem na głodowej pensji obarczonym odpowiedzialnością ponad siły i możliwości, albo zastraszonym urzędnikiem. W sumie najlepiej by było gdyby przedwojenny ojciec był złodziejem, bo wtedy miał sznyt i fantazję taką, że można byłoby go uznać za wzór dla syna. Tak się składa, że ja znałem późnego syna sławnego przedwojennego złodzieja. Niestety ojciec odumarł go wcześnie i zostawił w spadku jedynie pewien osobisty folklor, który tego chłopaka, jak się już tak dobrze i całkowicie wytańczył, doprowadził do samobójstwa. Była to jednak postać ciekawa i nie dająca się zlekceważyć.

No, ale do rzeczy. Katastrofa II wojny światowej zdewastowała ojcostwo całkowicie. W zasadzie – tak sądzę – powinny być jakieś ustawy chroniące wizerunek ojca. To znaczy zakazujące pokazywania go w sytuacjach bez wyjścia, w sytuacjach upokarzających i degradujących. No, ale tym się właśnie zajmowano po wojnie i takie rzeczy pokazywano bez przerwy. Publikowano też takie opisy w książkach i gazetach. O wiele ważniejszą od ojca figurą w masowej wyobraźni, by kawaler, co kozaczył. Taki z partyzantki, albo – po wojnie – z LWP czy KBW. Ojciec w komunie został zdegradowany jeszcze bardziej niż przed wojną. Wtedy bowiem nie było aż tak wielu wizerunków ojców w masowym obiegu, degradacja obserwowana była w życiu rzeczywistym. Ja zaś ją wiążę z tym, że ojciec jako jedna z podstawowych figur masowej wyobraźni został pozbawiony własności, a co za tym idzie sprawczości w działaniu.

Wielkie zasługi w degradowaniu wizerunku ojca położyła Gabriela Zapolska, której sztuki pokazywane były często i nagradzane brawami, albowiem ukazywały tak zwaną prawdę o życiu. Jeśli prawdą jest to, o czym można gdzieniegdzie przeczytać, to znaczy, że pani Zapolska miała kontakty z Ochraną, należałoby zapytać, czy my czasem, lekkomyślnie i pochopnie nie oceniamy dawnych metod policyjnej socjotechniki? Teatr wszak, zanim wymyślono film, był najważniejszą ze sztuk. I dziś też jest jedną z ważniejszych, nikt jednak tego uporczywie nie chce zrozumieć.

Felicjan Dulski położył się cieniem na całym, polskim ojcostwie. Przyczynił się też do usprawiedliwiania różnych patologicznych, kobiecych postaw. Te zaś nie kojarzyły się nikomu z degradacją rodziny, bo to przecież takie zabawne i pouczające. Kolejnym patologicznym ojcem jest Bogumił Niechcic, którego wszyscy lubią, a który nie potrafił wyprostować syna, mając do tego wszelkie potrzebne narzędzia. A nie potrafił, albowiem jego możliwości zostały unieważnione przez żonę obarczającą go odpowiedzialnością za wszystkie swoje nieszczęścia. Od zamążpójścia począwszy na śmierci pierwszego dziecka skończywszy. Powieść Dąbrowskiej jest w ogóle pełna postaw patologicznych i niewychowawczych, za to bardzo życiowych. Mamy tam cały zestaw, w zasadzie kompletny, polskich wariatek, z których potem wyrósł, usprawiedliwiony w każdym aspekcie feminizm. Oparty na rzeszach urzędniczek i nauczycielek, wychowujących chłopców do życia w systemie patologicznym.

Mamy główną bohaterkę, zwalającą winę na wszystkich dookoła tylko nie na siebie. Jej siostrę, nieszczęśliwie wydaną za pijaka, która wikła się w romans z arystokratą. Brata, który jest jeszcze gorszym ojcem niż sam Niechcic, a poznajemy to po tym, że Bogumił może go bezkarnie pouczać. Mamy nimfomankę – żonę Romana Katelby i panią Hłasko, która uważa, że za pomocą pism Elizy Orzeszko może wychować łobuza ze skłonnością do hazardu, całkowicie w dodatku akceptowanego przez matkę. No i całą gromadę oszalałych chłopek, terroryzujących swoich zapijaczonych i gnijących w czworakach mężów.

Z tego konglomeratu zachowań i szaleństwa wyłonił się nasz współczesny świat. Modyfikacje zaś postaw z kart prozy Dąbrowskiej i sztuk Zapolskiej możemy sobie dziś, w tysiącznych wariantach, oglądać w życiu codziennym i w mediach.

Ojciec zaś został przykryty formułą, w którą wszyscy wierzą – brak ojca jest lepszy niż zły ojciec. Poza tym dziś już wszyscy wiedzą, że ojciec jest niepotrzebny. To oczywiste, weszliśmy bowiem na etap unieważniania dzieci, zamiast nich mamy hodować psy rasy york.

Brak ojca to katastrofa. Nie da się jej potem wyrównać niczym. Można tu oczywiście powiedzieć, że brak matki jest gorszy. Otóż nie, ojciec zawsze znajdzie kobietę gotową zastąpić matkę, która wyrwie sobie serce i poświęci się wychowaniu obcych dzieci. Matka nie znajdzie dobrego ojca na swoich dzieci, bo nie będzie go w ogóle szukać. Będzie się czuła oszukana i zdradzona, nawet jeśli ten mąż umarł, i jej poszukiwania skoncentrują się na tym, by odnaleźć osobnika, który stratę zrekompensuje. Oczywiście w wymiarze emocjonalnym, nie zaś jakimś innym, na przykład finansowym.

Najgorszy ojciec jest lepszy niż brak ojca. Jaki to jest ten najgorszy ojciec? Mam swoje doświadczenia w tym względzie. Moim zdaniem nie chodzi o ojca pijaka. O wiele gorszy jest ojciec niekompatybilny z rzeczywistością, to znaczy taki, który stara się być ojcem tak, jak to sobie wyobraził na podstawie filmów o Amiszach i różnych legend pochodzących z czasów i okoliczności, które nigdy nie istniały. Wielu osobnikom płci męskiej wydaje się, że oni sami, za pomocą surowości i tak zwanych zasad przywrócą patriarchat i jeszcze zasłużą sobie na uznanie. Lądują tacy potem, z niebieską kartą, na korytarzu sądowym, a bywa, że i w areszcie. Oskarżają wszystkich dookoła o swoje klęski i domagają się, by świat się z nimi solidaryzował. Tak się nie stanie, bo świat przeszedł swoją drogę i nie zawróci z niej nigdy. Stwory, które oglądacie na ulicach i w mediach nie znikną. Na pewno zaś nie znikną jeśli będziemy się im odgrażać i demonstrować w ten sposób swoją słabość.

Ojciec powinien przede wszystkim stanąć na gruncie realnym. To znaczy uwierzyć, że nie zna własnego dziecka i nie ma kontroli nad jego wyborami. Nie może też, choćby się bardzo starał, przebić oferty jaką dla takiego dziecka przygotował spatologizowany świat. Kiedy spróbuje skonfrontować się z tą ofertą, w oczach dziecka się ośmieszy, albowiem ono nie wyczuwa złych intencji i uważa, że wszystko dookoła jest interesujące i ciekawe. Jeszcze mniej może ojciec, który jest skonfliktowany z matką i stanowi dla tej matki punkt odniesienia który ma wskazywać dziecku, jak nie powinno się zachowywać. I tu padają sławne od wielu dekad formuły – nie idź w ślady ojca, nie bądź jak ojciec – wygłaszane przy wszystkich posiłkach i między nimi. Po to, by utrwalić w dziecku, głównie płci męskiej, niechęć. W takiej sytuacji ojciec nie ma szans i wszystkie jego zachowania będą bezskuteczne. Nawet jeśli będzie aniołem, okażę się, że jest postrzegany jako emocjonalny szantażysta.

W zasadzie największe szanse na sukces, w sytuacji odrzucenia go przez matkę, ma ojciec patologiczny. Przynajmniej będzie malowniczy i da się zapamiętać. Niczego jednak więcej nie ugra.

Największym dramatem jest to, moim zdaniem, że dzieci dorastając nie rozumieją, że ojcowie, nie będąc milionerami, mają jednak dla nich jakąś ofertę. W pewnym momencie bowiem, nie rozumiejąc co się stało, dzieci porzucają to, co proponuje im medialna patologia i zderzają się z rzeczywistością. – Dlaczego – pytają wtedy ojca – nie masz pieniędzy, żeby mnie ustawić, tak jak to widziałem w filmach. – Bo przez całe życie płaciłem na ciebie alimenty – mówi ojciec i wzrusza ramionami. Nikt go jednak nie rozumie, a jest jeszcze gorzej, bo to on staje się odpowiedzialny za dojmujący i jakże pożądany brak sukcesu i stabilizacji dziecka, które – ku zaskoczeniu samego siebie – właśnie dorosło.

Dobrze jest więc, by ojciec zawsze miał trochę pieniędzy i nie przesadzał z psychologizowaniem w sytuacjach prostych i zero jedynkowych. Wtedy na pewno zostanie zaakceptowany. Zrozumiany nie zostanie nigdy. Bowiem zanim jego syn zdąży stanąć wobec wyborów będących wcześniej udziałem ojca, zdąży zachorować albo i zemrzeć. Taki jest ten świat.

Jedyne co możemy zrobić jako ojcowie to nadać naszym dzieciom jakiś pęd, jakąś sprawczość, którą one będą mogły potem wypróbować w życiu, zdobywając pozycję i usiłując odnieść sukces. I nie możemy mieć pretensji, że wybierają ofertę z zewnątrz, a nie tę naszą. Tamta bowiem ma wszelkie pozory atrakcyjności, a na ile atrakcyjna i ważna była nasza, okaże się później. Kiedy my nie będziemy mieli już nic do gadania.

Ktoś zapyta, dlaczego ja jestem przeciwny demonstrowaniu postaw rozumianych jako ojcowskie? Bo są fikcją i nie służą dzieciom, a przyciąganiu patologicznych kobiet i budowaniu fałszywej dumy płynącej z używania fałszywych gestów i kreowania takich samych postaw. Poza tym żaden „prawdziwy ojciec”, który tresuje dzieci i usiłuje je kształtować na swój obraz i podobieństwo, a wychowany w kulturze uważanej za europejską, nie ma najmniejszych szans ze spatologizowanym i zamożnym ojcem islamistą, który jest częścią struktury zdolnej trwale i nieodwracalnie zmieniać okoliczności.

Pamiętajcie o konferencji i o naszych książkach

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/udzial-w-12-konferencji-lul/

Postaw kawę autorowi! 10 zł 20 zł 30 zł

  7 komentarzy do “Zdewastowany archetyp ojca”

  1. Dzień dobry. W sumie tak to jest, ale chcę coś dodać. Otóż jest jedna rzecz, z której nie zdaje sobie sprawy większość początkujących rodziców. Otóż – dzieci nas widzą. Nie zdajemy sobie sprawy jak dokładnie i jak bardzo zapada im to w pamięć. Dlatego – niestety – zgodnie z zasadą „ile włożysz, tyle wyjmiesz” – trzeba przyjąć do wiadomości, że jest to poważny obowiązek. I taki mało widowiskowy, za to zabierający czas, energię i zasoby potrzebne dla innych rodzajów aktywności. Ci nasi ojcowie faktycznie nie są idealni – co dzieci widzą i kiedyś wykrzyczą – dlatego, że namieszano im w głowach, przez co „normalne” ojcowskie obowiązki jakoś zjeżdżają w dół ich hierarchii wartości. Ot, kosmonautą by człowiek został, nie tam jakimś ojcem… Ilu młodych mężczyzn w Polsce myśli o swojej przyszłej pracy jako o źródle środków potrzebnych na utrzymanie przyszłych dzieci. Nie na jakieś inne satysfakcje. Od stu lat kreuje się w tych naszych mężczyznach fałszywe potrzeby i obrzydza obowiązki rodzicielskie – które słodkie nie są. Z kobietami jest jeszcze gorzej. Tym wkłada się do głów nierealistyczne oczekiwania od życia, które oczywiście ma spełnić mąż. Niespełnione matki dziewcząt przykładają ręki do tego procederu. A wszystko to robi się jak najbardziej celowo, żeby zniszczyć najpierw rodzinę, potem naród, rodzaj ludzki… Dobrze zatem, że urodziłem się w rodzinie o silnych tradycjach partyzanckich, nauczonej nieufności i sceptycyzmu wobec kolejnych ekip rządzących. No i miałem szczęście, bo moi męscy przodkowie nauczyli się też trudnej sztuki przeżycia w niebezpiecznych okolicznościach i mogłem ich zwyczajnie posłuchać za młodu. Dziękuję Bogu za ten dar.

  2. Rzeczywiście wartościowe dziedzictwo

  3. choćby tyle:

    osoba wychowana  w takiej rodzinie nigdy  nie uwierzy w obietnice  lansowane w 2023 roku i w ten szeroki uśmiech mający wspierać te obietnice zresztą wyssane z brudnego palca

  4. Prosze poczytać Biblię,prawie żaden bohater nie jest normalny tylko ma dziwactwa,jest tchórzem albo chytry i głupi. No co zrobić skoro już w raju ten pierwszy sie nie popisał ,jabko od niewiasty wziął i zezar,a potem uciekli i sie chowali po lasach. Papież Franciszek ma racje,wszyscy jesteśmy grzesznikami i sie z tego nie wygrzebiemy na tym świecie. Ale warto z tą własną marnością walczyć i od siebie wymagać bo nasz Pan dał nam wszystko co do tego potrzebne.

  5. Fajny i potrzebny tekst. Dzięki od początkującego ojca.

  6. no właśnie trzeba walczyć i wymagać  i przywrócić aksjologię chrześcijańską

  7. W zasadzie lepszej nie ma jak aksjologia chrześcijańska. No i na pocieszenie  słowa „tylko Bóg jest dobry”.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.