maj 312018
 

Najpierw wprowadzenie, nie związane całkiem z tematem dzisiejszej notki. Oto wróciłem do domu w poniedziałek po południu i nie zauważyłem początkowo niczego nadzwyczajnego. Wszystko wyglądało tak samo. Kiedy jednak wyszedłem na taras, który jest zastawiony doniczkami i meblami ogrodowymi przeraziłem się. Przy tarasie rośnie piękny, wybujały miskant olbrzymi. Właśnie jego łodygi dosięgnęły wysokością moich ramion. Okazało się, że ponad połowa kępy jest połamana, wygnieciona i leży na trawie. Nie wiadomo co się stało. Nikt nie mógł tego dociec, a sprawa jest poważna, śladów bowiem żadnych nie ma. Nikt nie podjechał pod taras autem, bo pod powalonym miskantem stoi wiadro z zeschłymi chwastami i ziemią, nie naruszone. Doniczki są porozstawiane na tarasie jak dawniej, a wielka trawa jest wygnieciona. Jedyne wyjaśnienie jakie mi przyszło do głowy to, atak z góry na jakieś biegające po podwórku zwierzę. No, ale co? Orzeł chciał złapać kota i wylądował w miskancie? Nie ma mowy, bo tu nie ma orłów. Wczoraj doznałem olśnienia. Siedziałem tu i pisałem jak każdego ranka, otworzyłem sobie drzwi na taras, które mam obok i słuchałem śpiewu ptaków. I nagle usłyszałem coś dziwnego, co zapewne słyszało także wiele przychodzących tu osób – głos wysoko krążących żurawi. Bocianów jest tu coraz mniej, ale żurawi przybywa. Wysoko, wysoko na niebie krążyły trzy żurawie, a ja sobie stałem w szlafroku i na nie patrzyłem. Nie mogło być inaczej. Po działce, po kamieniach, po tarasie i podjeździe biega taka ilość jaszczurek, że w zasadzie mógłbym przestać karmić koty, a one gdyby nie były tak leniwe wyżywiłby się tymi jaszczurkami. Żuraw musiał, pod nieobecność wszystkich w domu, zlecieć tu z wysoka i próbował schwycić jaszczurkę. Tak niefortunnie, że wylądował w kępie miskanta. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Wyjaśnienie tej kwestii, jest przyznacie dosyć malownicze i ciekawe. Myślę jednak, że słuszne i właściwe. Teraz przechodzimy do innych spraw.

Przygotowujemy właśnie ukraiński numer kwartalnika Szkoła Nawigatorów. Myślę, że będzie on dla wielu osób dość wstrząsający. Dla mnie samego jest. Chciałbym więc teraz rzec tu jakieś słowo o nacjonalizmie i tak zwanych ruchach narodowych. Poważnym złudzeniem, utrzymywanym stale przez lewicę, jest pogląd, że ruchy narodowe mają jakieś wspólne, ale różniące się tylko rodzajem wybraństwa, korzenie. To są głupoty, w które wierzą sami członkowi ruchów narodowych. To są organizacje wymyślone po to, by uwiarygadniać praktyczne bardzo i niemożliwe do uwiarygodnienia w inny sposób kwestie. Na przykład konieczność przesunięcia granic Polski na Odrę i Nysę. Na tak zwane ziemie piastowskie. Czy Wam się zdaje, że Florian Czarnyszewicz słysząc w roku 1914 o programie Dmowskiego traktował go serio? Oczywiście, że nie, bo był Polakiem mieszkającym nad Berezyną i w najśmielszych snach nie mógł przypuścić, że coś takiego jak granica na Odrze może się w ogóle ziścić. Nie myśleli o tym także polscy ziemianie z Litwy i Białorusi. Ich problem polegał na tym, by skonstruować maksymalnie atrakcyjną i dostępną ofertę dla miejscowej ludności. Ofertę kojarzącą się z Polską. To się nie udało, albowiem na plan pierwszy wysunięto program „narodowy”, w którym jasno było napisane, że granica musi być przesunięta na zachód. Może nie od razu na Odrę i Nysę, ale na Zachód. To była, dla ludzi myślących realiami dnia codziennego, aberracja. No, ale wielka polityka działa według innych zasad. I potrafi ona, są na to sposoby, wmówić biednym ludziom, że państwo to organizacja składająca się z urzędników i wiejskich nauczycieli, którzy pracując na etatach dążą do wspólnego dobrobytu, który im się należy z tytułu samego przyjścia na świat. Do dziś w ten sposób myśli wielu ludzi. A to nie jest prawda. To są tylko złudzenia, za które płacić potem przychodzi bardzo wysoką cenę. Tak się jednak zwykle składa, że płacą ją kolejne pokolenia, a więc opis tej transakcji zaciera się w pamięci, a wręcz zamienia się ona w coś innego – w opowieść o czynie i męczeństwie. Tymczasem pomysł, by budować Polskę w oparciu i granice na Odrze i Nysie to deal. Realizowany rękami polityków narodowych, którzy przez dwadzieścia lat pracowicie, na własną zgubę, koncepcję tę uzasadniali w coraz to głupszy sposób. Potem zaś dokończony przez komunistów, którzy już niczego nie tłumaczyli tylko strzelali. Wiara polityków narodowych w komunizm i jego szczere intencje bierze się wprost z faktu niezrozumienia swojej własnej roli i okoliczności w jakich się uczestniczy. Czym są te granice na Odrze i Nysie? To jest francuska koncepcja osłabienia Niemiec i unieważnienia ich na zawsze. Koncepcja realizowana polskimi rękami, polskimi pieniędzmi i ryzykiem, które okazało się bardzo duże. Została ona od Francuzów pożyczona przez finansjerę zainteresowaną jak najgłębszym zdewastowaniem terenów wschodnich dawnej Rzeczpospolitej i zrealizowana do końca za pomocą narzędzi takich jak pierwszy front białoruski i pierwszy front ukraiński. Uzasadnienia dla tych działań, uzasadnienia przeznaczonego na rynek wewnętrzny, dla miejscowych dostarczyli polscy politycy narodowi. Nie rozumiejąc rzecz jasna w ogóle swojej roli. W ostateczności godząc się na tak zwaną dziejową konieczność.

Czy polski nacjonalizm jest w czymkolwiek podobny do nacjonalizmu ukraińskiego? W ani jednym punkcie. Tak może twierdzić ten dziwny pan z wąsami, dwojga nazwisk, co opowiada, że jest specjalistą od stosunków polsko -ukraińskich. Polski nacjonalista aspiruje do salonów politycznych i wydaje mu się, że jest strategiem. Nacjonalista ukraiński aspiruje do organizacji życia zbiorowego i religijnego. On chce być jawnym i docenianym przywódcą grupy, która ma na poły charakter religijny. Polski nacjonalista to członek tajnej rady gabinetowej, posiadający różne wtajemniczenia. Nacjonalista ukraiński to działacz terenowy, wtajemniczający lokalsów w różne polityczne arkana. Polski nacjonalista jest przeważnie niereligijny, a jego wiarą jest polityka, ukraiński zaś lata do cerkwi kiedy tylko może. Co nie zmienia faktu, że jest w istocie socjalistą.

Konflikt polsko-ukraiński, nie jest, wbrew temu co kiedyś opowiadał wymieniony tu historyk, konfliktem przebrzmiałym i mającym charakter ciekawostki historycznej. To jest konflikt głęboki, a jego istota dotyka spraw poważnych czyli miejsca jakie Polacy i Ukraińcy mają znaleźć sobie na globalnym rynku. Wynika ów konflikt wprost z degradacji obydwu narodów jaka dokonała się w XX wieku. I tu uwaga, to nie my jesteśmy winni tej degradacji, albowiem my się przeciwstawiamy socjalizmowi. Degradacja ta zaś, w wymiarze poszczególnych jednostek i całych dużych grup nastąpiła właśnie poprzez socjalizm. Nacjonalizm ukraiński jest z istoty socjalistyczny, ale to daje Ukraińcom, w tych nowych warunkach, wielką przewagę nad Polakami, bo oni nie muszą organizować się w struktury mafijne przeciwko swoim, czyli przeciwko szlachcie. A tak musi robić każdy polski socjalista, a także każdy polski nacjonalista. Ukraińcy mają swoją omertę, która jest monolitem. Naznaczonym do tego charyzmatami religijnymi. Ich problem polega na zdobyciu uznania potęg światowych. Tego zaś nie mogli uczynić, albowiem salony polityczne świata były do niedawna bardzo ekskluzywne, a wstęp do nich mieli tylko ludzie ze sfer najwyższych. Czy oni byli tam wysłuchiwani to już inna kwestia. Wstęp w każdym razie mieli. Ukraińcy, nawet jeśli zrobili karierę w jednym czy drugim parlamencie, zawsze byli pariasami traktowanymi jak narzędzia, albo jeszcze gorzej. To się zmieniało przez dekady i wreszcie doszło do takiego momentu, w którym kwestia elit nie ma znaczenia, a dobrze zorganizowana mafia jest ważniejsza niż wszystko inne. Pytanie – czy oni będą potrafili przekonać do siebie politykę globalną i czy potrafią stworzyć doktrynę. Jeśli tak, to w kogo wymierzoną? O tym, że my tego nie potrafimy tego zrobić, wiadomo od dawna. Nie mamy elit, bo nie może być w Polsce elit bez majątku. Tak zwane elity intelektualne to banda kłamców zatrudniona na etatach.

Polscy politycy traktowali zawsze Kościół w sposób instrumentalny. To znaczy wydawało im się, że Polska może wykorzystać księży i biskupów do własnych celów. To było i jest poważne złudzenie, z którego się nie wyleczymy. Z Ukraińcami jest inaczej, to oni byli wykorzystywani do różnych celów przez hierarchię greko-katolicką, która była przez długi czas jedynym depozytariuszem doktryny narodu i jedyną gwarancją, że ten naród istnieje. Wraca właśnie kwestia beatyfikacji metropolity Szeptyckiego, którego życiorys studiują w tej chwili wszyscy Polacy, mający aspiracje do tego, by stać się politykami narodowymi. Studiują go rzecz jasna w taki sposób, by nic nie zrozumieć. Stawianie Szeptyckiemu zarzutów, że pozwalał na święcenie noży i siekier na Wołyniu, ma ten sam wymiar, co stawianie zarzutów papieżowi, że księża to pedofile, a on to toleruje. Ja oczywiście wiem, na co się teraz narażam, na jakie zarzuty, ale musimy się zdecydować kim jesteśmy, czy żyjącymi wyłącznie emocjami histerykami czy może kimś innym. Proces beatyfikacyjny to poważna sprawa, jeśli więc ktoś ma jakieś udokumentowane zarzuty przeciwko metropolicie niech je przedstawi w Rzymie. Niech nie czyni z beatyfikacji Szeptyckiego narzędzia, którym będzie się okładać hierarchię, bo jest zła, a powinna być lepsza dla nas Polaków. My zaś wiemy lepiej jak było, bo nam prymas Wyszyński powiedział. Zdumiewająca jest ta łatwość krytykowania Kościoła, za jego politykę i strategię, przez naród bądź co bądź katolicki. I ta łatwość, z jaką niektórzy od Kościoła się odsuwają, bo im nie pasuje to czy tamto. Na portalu prawy.pl pojawił się życiorys metropolity, a w nim list jaki napisał on do Hitlera. To jest zdumiewające, jeśli wziąć pod uwagę, że niektórzy prawicowi publicyści mówią, iż Hitler to niemiecki mąż stanu, a inni znów piszą, że powinniśmy wraz z nim iść na Rosję. Ta gawęda zmienia się natychmiast, kiedy przychodzi do omawiania takich postaci jak Szeptycki – wtedy Hitler na nowo staje się zbrodniarzem, a pomysł, by walczyć u jego boku z komunistami zamienia się w mrzonkę. To jest bardzo dziecinne, a nie dość tego, jest jeszcze wyuczone, a jakby tego było mało jest jeszcze oczekiwane przez politykę, która Polaków wychowuje do tego, by nigdy nie osiągnęli świadomości potrzebnej do celowych, samodzielnych działań.

Jak brzmi właściwe pytanie, które powinien sobie postawić każdy kto ma do Szeptyckiego jakieś wątpliwości? O tak – z czyjego polecenia on został tym Ukraińcem? Bo, że został nim z polecenia, jest dla mnie jasne od pierwszej chwili, gdy tylko zapoznałem się z jego życiorysem. Młody hrabicz, wychowany w katolickiej rodzinie, który nagle robi błyskawiczną karierę w hierarchii greckiej podporządkowanej Rzymowi, przy jawnym i gwałtownym sprzeciwie wszystkich biskupów grekokatolickich jak Austro-Węgry długie i szerokie. No zapewne z polecenia cesarza, ale kogo jeszcze, albo raczej za czyją zgodą? Czy czasem nie księcia kardynała Puzyny działającego na wyraźne polecenie papieża? To są ważne kwestie do rozstrzygnięcia, które – można mi postawić taki zarzut – bledną w zestawieniu z tym listem do Hitlera, ale nie zapominajmy, że Hitler to wybitny, niemiecki mąż stanu.

Kolejne pytanie – kto przejął Szeptyckiego po roku 1907? To ważny rok, jak pamiętamy, kończy się rewolucja w Rosji, a w sztabie generalnym austriackim zaczynają dziać się rzeczy dziwne i niezwykłe. Kolejne pytanie – na jakich zasadach Szeptycki porozumiewał się z sanacją? Nie na wewnętrznych, rządzących stosuneczkami w II RP, to pewne. Powróćmy jeszcze raz do różnic pomiędzy nacjonalizmem polskim i ukraińskim. Ten drugi jest potrzebny socjalistom polskim, żeby mogli się dobrze zaprezentować przed popierającymi ich siłami światowego postępu. Ten pierwszy jest potrzebny siłom postępu, żeby socjaliści w Polsce mogli powiedzieć, jak wstrętny, zakompleksiony i groźny potencjalnie, choć słaby, jest ów polski nacjonalizm. Obydwa zaś służą do zarządzania dużymi grupami ludzi. Tyle jednak, że przy obsadzeniu stanowiska metropolity przez człowieka takiego jak Szeptycki, nacjonalizm ukraiński staje się wydajną maszyną do produkcji taniej żywności, a także zabezpiecza rynki lokalne przed komunizmem. Polski zaś, kiedy już osiągnie swój cel, czyli pozorne (zawsze tak jest) pozorne uwolnienie się od socjalistów, co musi uzyskać współpracując z Kościołem, natychmiast się od tego Kościoła odwraca, bo hierarchia ma pomysły, które mu się nie podobają. Czy jasno to wszystko wytłumaczyłem? Summa – socjaliści polscy współpracują z nacjonalistami ukraińskimi dzieląc się kontrolą rynku taniej siły roboczej jadącej na zachód. To jest istota. Narodowcy polscy chcą zatrzymać siłę roboczą na miejscu i chcą tu budować rynek. To się nie mieści w planach globalnych, albowiem te przewidują na naszym obszarze tanią, heretycką produkcję pod nadzorem los perfectos z Kominternu. No, ale w teorii to się zgadza z programem endeków, a więc oni – mając przed oczami papier z założeniami doktryny – porozumiewają się z komunistami. A jak się jeszcze dowiadują, że granica będzie na Odrze i Nysie, to już są całkiem szczęśliwi. Czy teraz jest wszystko jasne? Szeptycki to część planu papieża Leona XIII. I nic tu nie pomoże żadna krytyka, bo Kościół patrzy na te sprawy inaczej niż lokalni politycy.

Skoro uporaliśmy się z nacjonalizmem pora na internacjonalizm. Kupiłem sobie książkę Jana Gerharda zatytułowaną „Francuzi”. Jan Gerhard będzie bowiem jednym z bohaterów ukraińskiego numeru nawigatora. I teraz mam prośbę do kolegi bosona, żeby po przeczytaniu tego tekstu, nie palił nam od razu tematów i nie lansował się na nich, jak to ma w zwyczaju, ale spokojnie poczekał, aż numer się ukaże. Zdąży napisać swoje. Dotyczy to zarówno nacjonalizmów jak i internacjonalizmu. Jan Gerhard to jest autor sławnej książki „Łuny w Bieszczadach”, którą wielu ludzi czytało. Jan Gerhard był intelektualistą co się zowie, a w swojej sympatycznej książeczce pod tytułem „Francuzi” daje tego liczne dowody. O czym pisze? O swoich przyjaciołach z partyzantki pod Tuluzą, o różnych sprawach obyczajowych, a także o górnikach. To ostatnie jest najciekawsze. Jan Gerhard bowiem opisuje los górnika, który opuścił Wałbrzych i przyjechał do Francji, zaznać lepszego życia. Francuzi oczywiście narzekali na swoje życie, które było nędzą wobec życia w rzeczywistości komunistycznej. Francuzi w latach sześćdziesiątych musieli spłacać kredyty za dom, samochód, lodówkę, pralkę i inne rzeczy. Polacy zaś pod Wałbrzychem, wobec ziszczenia się doktryny polityków narodowych, mogli przebierać w niemieckich gospodarstwach, domach i mieszkaniach, które dostawali za darmo. Potem zaś mogli iść do pracy w kopalni węgla kamiennego. I tam się niektórym nie podobało. Jeden z nich zaś wyjechał do Francji. Tak po prostu, dostał paszport i wyjechał. Francuzi zaprzyjaźnieni z Janem Gerhardem nie mogli na to patrzeć. – Jean – powiedzieli do Gerharda – jedź do Lille i wytłumacz mu, żeby wracał, bo tu sobie nie poradzi. No i Gerhard pojechał. I wyobraźcie sobie, że ten facet już miał spakowane walizki, już wracał do Polski. Stwierdził, że kopalnie są w fatalnym stanie, chodniki są niskie, nieraz mają tylko 60 cm wysokości, trzeba pracować na leżąco, na dole panuje wilgoć, kopalnie są zalewane, lekarze nie chcą dawać zwolnień, nie ma socjalu i w ogóle jest kiepsko. Jak się już pewnie każdy zorientował opis tych niedoli, nie dotyczy kopalń z okręgu Lille, ale kopalń wałbrzyskich właśnie. Jak toś będzie w Nowej Rudzie, polecam mu szczerze, wycieczkę do tamtejszej kopalni, do razu nabierze szacunku dla zawodu górnika. Nie wiemy jednakowoż co stało się z tym biedakiem, którego w dobrej wierze odwiedził pewnego dnia Jan Gerhard rodem ze Lwowa. Miejmy nadzieję, że przeżył. To się nie udało samemu Janowi Gerhardowi, który pewnego dnia został zasztyletowany przez dwóch młodzieńców, z których jeden był narzeczonym jego córki. Drugi zaś jego kolegą. Ten drugi wyobraźcie sobie, bronił się przed sądem w niezwykły sposób. Mówił, że zabił Gerharda bo to on wprowadził w zasadzkę Karola Świerczewskiego, a skoro tak zrobił to każdy uczciwy, polski patriota, powinien zareagować jakoś na tę podłość. No i on właśnie zareagował w sposób skrajny. Rozumiecie? Facet przed sądem tłumaczy się z zarżnięcia oficera wojskówki, Żyda w dodatku, bo ten doprowadził do śmierci, szczerego polskiego patriotę Karola Świerczewskiego! No i wiecie sami, każdy by w ten sposób zareagował…prawda?! To jest właśnie skrajny przykład pułapki w jakie chwyta się polskich patriotów i polskich nacjonalistów. Potem zaś się ich wiesza, oskarżając o zbrodnie pospolite i kradzieże mienia nieruchomego. I to się nie zmieni, dopóki nie zrozumiemy jakie porządki rządzą światem.

Nie możecie sobie nawet wyobrazić jak pięknie, dowcipnie i krytycznie pisze Jan Gerhard o zapomnianym już od dawna filmie „Zeszłego roku w Marienbadzie”. To było dzieło uchodzące za genialne, dzieło nowatorskie i piękne absolutnie, albowiem jeden facet oglądał tam w ciągu seansu 17 zachodów słońca, co miało wyjąć widza z kontekstu, w którym on się akurat znajdował i przenieść w jakąś inną, pozaczasową rzeczywistość. Gerhard z tego szydzi, rzecz jasna, w sposób bardzo dowcipny. Szydzi także z fabuły, która jest opowieścią o próbie uwiedzenia mężatki, w okolicznościach dystyngowanych, takich do jakich zawsze aspirowali polscy politycy o zabarwieniu narodowym. Z tym, że wielu się do tego nie przyznawało. Pomysł na to uwiedzenie jest taki mniej więcej, że ten amant opowiada mężatce, iż spotkali się oni zeszłego roku w Marienbadzie i ona tam obiecała mu wszystko – miłość po grób, ucieczkę od męża i dzieci, dozgonną wierność. No, ale zapomniała i on się teraz tu pojawił i gada z nią, żeby jej to wszystko przypomnieć i ten plan zrealizować. Ona zaś udaje zdziwioną i mówi, że przecież w zeszłym roku była z mężem w Karlsbadzie. Żeby docenić wielkość tego dzieła musielibyście zobaczyć choć kawałek, bo ja mam za słabe pióro, żeby to oddać. Facet w smokingu stoi przed kobietą, która wygląda jakby połknęła kij od szczotki i przekonuje ją do tego, że powinna uciec od męża. W tle mamy bardzo drogie meble i te zachody słońca. Doprawdy niezwykłe. Nie pamiętam już co tam robi ten mąż, ale Gerhard pisze, że stanowi tło, więc muszę mu wierzyć.

No więc cały nasz kłopot polega na tym, byśmy sobie przypomnieli dokładnie, gdzie byliśmy na wakacjach zeszłego roku i nie dali się wkręcać w koncepcje opiewające na 17 zachodów słońca w ciągu dwóch godzin. To jest nie do zrealizowania, żadne bowiem strefy pozaczasowe nie istnieją. W kinie zaś jest ciemno, dziwni ludzie gapią się na siebie zanim zgaśnie światło i potem w zasadzie nie wiadomo co który robi, jak już stwierdzi, że film jest nudny.

To nie koniec. Byłem wczoraj w Biedronce. Kosz z książkami zawalony cieniutką, oprawną na twardo, publikacją zatytułowaną „Polska walcząca. Tom 4. Narodowa organizacja wojskowa”. Cena egzemplarza 4.99. Po zdarciu naklejki okazało się, to bonus, wcześniej było po 19.99. Nikt nie kupował. Dwóch wydawców – Bellona i Edipresse. Sprzedażowa katastrofa za publiczne pieniądze. W środku zaś sami bohaterowie i ideologowie ruchu narodowego. A także oczywiście zdjęcia gilotyn, dołów, grobów i ciał. Miłego weekendu życzę wszystkim. Zapraszam na www.prawygornyrog.pl gdzie nie ma jeszcze nowego nagrania, ale miejmy nadzieję, że jutro będzie.

  38 komentarzy do “Zeszłego roku w Marienbadzie czyli o prostackim tłumaczeniu poważnych spraw”

  1. Ciepło trochę. Fakt.

  2. daleko ci do finezji Jana Gerharda

  3. Czy beatyfikacja Szeptyckiego nie jest częścią do tego samego procesu, w którym część Polaków przymuszono do emigracji zarobkowej, a ich miejsce zajmują Ukraińcy?

  4. tak, z pewnością, a za wszystkim stoją żydzi, którzy przekupili papieża

  5. A ja myślałem, że było znacznie gorzej. Zarówno pontyfikat, jak i osoba Leona XIII domaga się naprawdę tęgiego studium. On został papieżem wiele lat po La Salette, nie mógł nie znać treści objawień, a co napisał? Encyklikę socjalną.

  6. Kolejny zdrajca…wciórności…!

  7. W La Salette była mowa o apostazji, a nie zdradzie.

  8. z ciekawości obejrzałam na cda, film pt Zeszłego roku w Marienbadzie, chyba tak naprawdę, to szło o zaprezentowanie szykowności tego budynku, w którym dzieje się akcja filmu, innego uzasadnienia nie widzę a film dno nudy, co do treści filmu to na przykład film pt ” śmierć w Wenecji” figurował w mojej pamięci jako najgorszy film z obejrzanych. To jednak ten „Marienbad” to  nudna rozpacz. Jeśli Gerhard zdobył się na dowcipne zrecenzowanie tego obrazu z Marienbadem w tytule, to kapelusze z głów, bo ja nie zdobyłabym się na obejrzenie do końca tej rozpaczliwe nudnej fabuły. No ale Gerhard był człowiekiem renesansu i kopalnictwo, i bycie żołnierzem, i pisarstwo i recenzowanie,… no pozazdrościć.

  9. Jan Gerhard – zaczynał jako bojówkarz faszystowski (syjonistyczny), później żołnierz polskiej armii we Francji, członek francuskiego (komunistycznego) ruchu oporu, po wojnie oficer LWP (walka z UPA, akcja Wisła i naoczny świadek śmierci Świerczewskiego), a w końcu redaktor i lterat (i milioner). I wreszcie u szczytu kariery kończy z nożem w plecach (jako ofiara napadu) we własnym domu. Niezła biografia przeciętnego żydowskiego chłopca – od zera do bohatera. W sam raz na hollywodzki film –  może Wenstein by to sfinansował.

  10. Zar sie z nieba leje…

    … a Pan jeszcze tak dolozyl do pieca  !!!

    Nadzwyczajny wpis… przeciekawy… no i ten numer ukrainski to dopiero bedzie  BOMBA  !!!  Czekam – z zapartym tchem – na kolejne wpisy i pogadanki ntt.

  11. Ja tez w ubiegly poniedzialek bylam – wylacznie z ciekawosci – w blonskiej biedronce, ktora teraz usytuowala sie prawie w centrum Blonia… dawniej byl Rossman.

    Do dzis nie moge dojsc do siebie… takiego syfu i nedzy nie widzialam juz dawno… brud, balagan, zadnych ksiazczyzn  NIE  BYLO… ale Ukrainki na kasie – tak…

    … wiecej tam juz nie wejde… do  ZADNEJ  biedronki… c’est fini  !!!

  12. I jeszcze Świerczewskiego kropnął z tyłu…człowiek orkiestra po prostu

  13. Paryżanko, w tym filmie z Marienbadem w tytule, aktorzy mówią pięknym francuskim językiem. Ja się trochę męczyłam bo jednak musiałam czytać napisy, przy czytaniu traci się kontakt z obrazem filmu, no ale nie wszystko z dialogów  rozumiałam. Film nudny ale dialogi ładnie wygłaszane .

    Z ciekawości zobacz jak się Gerhard musiał męczyć pisząc recenzję i to nietuzinkową.

  14. człowiek – Omnibus

  15. Żurawie psocą, Ukraińcy rozgaszczają się w sieciach Biedronki, żar z nieba się leje a najmłodszy z rodziny (IV klasa) przy obiedzie stwierdził, że miał cały rok lekcje przyrody to mu się wydaje, że ten upał to z tego, że Golfsztrom wpłynął na Bałtyk.

    Wychodzimy na osiedlową procesję.

  16. sakiew:

    Nie możemy pozwolić, by jakieś anonimowe osoby decydowały o tym, jak się ze sobą komunikujemy.

    https://www.fronda.pl/a/sakiewicz-podbijmy-cyfrowy-swiat,110775.html

  17. Uściślając – chodzi apostazję rozumiana tradycyjnie, zgodnie z autentyczną doktryną Kościoła Katolickiego, a nie tzw. prawami człowieka, jak np. w Traktacie Lizbońskim.

    Apostazja od wiary katolickiej nie wymaga formalnej deklaracji, wystarczy akt odstępstwa od doktryny, nawet nieuświadomiony.

  18. Uspokój się. Przynajmniej dziś.

  19. Granica na Odrze i Nysie to francuska koncepcja osłabienia Niemiec polskimi rękami, za  polskie pieniądze i polskie ryzyko – zapewne ten pomysł powstał w kłótni o Alzację i Lotaryngię i jeszcze przy okazji Gietrzwałdu (wykład Brauna) jest wspomniane że Francuzi obawiali się utraty tych ziem, więc mogli utworzyć jakąś polską forpocztę głoszącą hasła denerwujące Niemców.

  20. Dawno temu chyba jeszcze był WOT (taki kanał telewizyjny) co jakiś czas pojawiały się audycje , chyba dziennikarka tworząca te audycje nazywała się Furgał (?), były one kręcone w aktualnych mieszkaniach dawnej arystokracji i był też taki reportaż ze spotkania z członkami rodziny  Szeptyckich. Zapamiętałam takie gorzkie zdanie jednego z rozmówców, że bardzo trudno jest żyć z takim nazwiskiem, że za niektóre zdarzenie po przodkach,  następcy płacą  niewspółmierną cenę, oraz jedna z rozmówczyń powiedziała, że trudno niektóre idee zaakceptować, ale one się zdarzają te idee. Nie było krytyki Biskupa przez rodzinę,  tylko takie zdanie, że oni by tak nie działali, jak działał ich krewny.

  21. Nie dam rady…

    … chocbym nawet chciala… un – nie mam czasu na glupoty… deux – nie trawie takiego syfu filmowego jak tzw. francuskie kino.  Wlasnie wrocilam z dzialki, bo musielismy wszystko popodlewac – jest tak sucho, ze rosliny az chludna… ale caly czas dzisiaj jestem pod przemoznym wplywem nadzwyczajnego wpisu Gospodarza… wprost nawiedzonego  !!!

    I tak sobie zestawialam jak sie maja do tego ogromnie waznego wpisu te DEBILE  z kurwizora…  albo ten znaFca „spraw francuskich”, co to zaledwie dzien czy dwa dni temu wymienil go Gospodarz – ten caly  CHrabia Potocki… i to o czym on pier****l  do tej dziuni… ten Macierewicz i te karakale…

    … albo tego  KRETYNA  Janke z jego szkolo liderUF – tym razem dla soltysUF i innych samoZONdoFcUF…

    … przeciez tym  SABOTAZYSTOM z kurwizora  i nie tylko normalnie nalezy sie  CELA+  !!!

    Nic dziwnego, ze PJK tak sie rozchorowal… te debile wpedza Go do grobu  !!!

  22. A czego innego on moze chciec, jak nie kasy…

    … industry Smolensk zdechlo to czas na sFiat cyfrowy… a nadaje sie wyjONtkowo jak slon do sklepu z porcelana.

  23. Tak ogolnie…

    … to te wszystkie koncepcje francuskie sa o kant d**y… ta ostatnia tego maczo Sarko co ja w Libii i Syrii wykroili  TEZ… i do dzisiaj trwa ta FARSA, a nasze  DYPLOMATOLY  pSZejENte so  niesamowicie… te rozne Kempy… te kardynaly…

    … Fszystko podsycane  SCIEMA  w kurwizorze… „globalna” sciema, ktora sami sobie strugaja  !!!

  24. tak, kino francuskie dawno odleciało od pionu.

  25. „Polska walcząca” jest za droga, połowa objętości to twarde okładki zwiększające cenę. Tematy opisywane są średnio interesujące, a wysoka cena odstrasza. Inne serie wydawnictwa E. są częściej kupowane.

  26. Bez  zrozumienia wplywu organizacji Chabad Lubawich na stosunki między państwem w Polsce i na Ukrainie chyba trudno coś zrozumieć  Kwestie tę wyjaśnia Krajski,  który dobrze się w tym orientuje.  Ja zrozumiałem,  że Chabad finansowany jest przez ukraińskich, tzn. Chabadzkich oligarchów. Oni zaś budują swoje wpływy w otoczeniu prezydenta i rządu.  Chabad po prostu przejmuje wpływy żydów judaistow pod przewodnictwem Szudricha. Tak, to jest walka wewnątrz żydostwa, choć Krajski zaznacza, że Chabad to masoneria kierująca się nie narodowością, ale celem.

    W każdym bądź razie, Morawiecki posyła swoje dzieci do szkoły,  która jest kontrolowana przez Chabad.

    To wszystko w wywiadzie „wrealu”.

  27. A kto kieruje Krajskim? I dlaczego on jest taki nieprzekonujący?

  28. No nie wiem czy jest nieprzekonujący , w jednym ze swoich ostatnich wystąpień na „Powiślu”, kiedy zaczął mówić o od lat obserwowany trendzie zlewania trzech wiar monoteistycznych w jedno, to szybko wyłączyłam  internet żeby nie popełnić grzechu  braku wiary w siłę Ducha Św.

  29. Czy Coryllus mógłby wyjaśnić, dlaczego PiS masowo sprowadza imigrantów, chociaż ich nie potrzebujemy? Nadwyżka polskiej siły roboczej wynosi kilka milionów, a mimo to propagandyści cały czas kłamią o „braku rąk do pracy”.

  30. może idzie o wymieszanie rzymskich katolików z muzułmanami (choćby -umowa z Kazachstanem) i prawosławnymi.  Najlepszy do zarządzania jest kogel mogel, bo nie wiadomo kto do mieszanki cukier sypie .

  31. O to chodzi…

    … strugaja  BURDEL… i nie ma to tamto – zreszta wszystko  zgodnie z zaleceniami  Kryski Lagarde… „pisowcy”  musza se  narod  wymienic… bo kto z Polakow zaglosuje za nimi…

    … tylko samobojca  !!!

  32. Nie każdy obdarzony jest darem charyzmy…niektorzy to mają nawet dar odwrotnosci charyzmy. Nikt nie kieruje Krajskim. Dlaczego wielu nie traktuje go poważnie?  Bo mówi o rzeczach najpoważniejszych w sposób „nieprzekonywujacy”. I dlatego nie jest uważany za niebezpiecznego.  Choć treści jego wypowiedzi są absolutnie wstrząsające dla państwa,  kościoła i każdego człowieka.

    Nie pomyślał Pan, że tylko w ten sposób można dziś mówić prawdę ? Nawet odrobina charyzmy jest niebezpieczna dla wrogów prawdy. Bez charyzmy trudno przekonać kogokolwiek, nawet jeśli mówi się czystą prawdę.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.