mar 012021
 

Umieszczam tu dziś kilka fragmentów pamiętnika Stanisława Karpińskiego zatytułowanego Złe czasy. Wybrałem kawałki mniej kontrowersyjne, dotyczące czasów przedwojennych. Przypomnę jeszcze tylko, że autor zadał sobie trud we wrześniu 1939 roku i umieścił w swoim pamiętniku in extenso najważniejsze decyzje dekrety rządu dotyczące ewakuacji, obietnice Anglii i Francji, drukowane w gazetach i inne teksty, które miały Polaków skłonić do intensywniejszej obrony i większego szafowania krwią. Wszystko jest zebrane w jednym kawałku i dobrze się czyta. Pisownię zachowaliśmy oryginalną, tak więc nie przyjmuję żadnych uwag dotyczących literówek i błędów. Jarek się naprawdę napracował nad przygotownaiem tego tomu do druku.

8 stycznia 1925

Od czasu do czasu urządzam u siebie zebrania dyskusyjne na tematy aktualne z dziedziny gospodarczej i specjalnie bankowej. Bodaj że sprawy walutowe pozostaną już na zawsze aktualnemi. Można o nich rozprawiać długo, mądrze i ciekawie, ale niestety nie ułatwia to w niczem rozwiązania wysoce skomplikowanych zagadnień pieniężnych, które po wojnie stały się utrapieniem ludzkości. Wojna tak głęboko wstrząsnęła podstawami gospodarstwa społecznego, że bodaj staje się niemożliwością odbudowanie ich według wzorów przedwojennych.

W wymienionych wyżej dyskusjach brali dotychczas czynny udział: Feliks Młynarski, Wacław Fajans, Zygmunt Karpiński, Edward Rose, Leon Barański, Czesław Klarner, Antoni Rząd.

17 marca 1925

Dzisiaj o 8-ej Grabscy wydają obiad, a następnie raut dla amerykanów, z powodu zawarcia pożyczki. Będziemy oboje z żoną.

Szkoła Górskiego urządza wycieczkę uczniów do Rzymu. Bolek chce jechać. Wpłaciłem już 420 zł. Za dużo!

Byliśmy w teatrze na sztuce Żeromskiego: Uciekła mi przepióreczka. Ludzie wyimaginowani, nie z życia. [(…) To zakłamanie, zwłaszcza w literaturze staje się niebezpiecznem:] Bodaj że po wojnie autorzy tracą związek z życiem, czytelnicy z książką pisatiel popisywajet, czytatiel poczitiwajet, albo po polsku: każdy sobie rzepkę skrobie.]

25 maja 1928

Znowu uroczystość: obiad pożegnalny dla pana Duranda, uczonego statystyka, pomocnika amerykańskiego doradcy Skarbu, Karola Deweya. Pan Durand nie po raz pierwszy jest w Polsce, gdyż brał udział w misji dobroczynnej Hoovera. Ponieważ biuro pana Deweya znajduje się w Banku Polskim, mam sposobność przyjrzenia się pracy amerykanów i stwierdzam, że ani ich metoda pracy, ani jej wydajność nie wyróżnia się niczem od pracy w naszych biurach, tak dobrze zorganizowanych jak Bank Polski. Perjodyczne raporty, przygotowywane przez biuro Deweya dla naszego Skarbu i dla amerykańskich finansistów, którzy dali nam pożyczkę stabilizacyjną, odczytuję skrupulatnie i dość często znajduję w nich bardzo pożyteczne uwagi o całości naszej gospodarki przemysłowej i finansowej, nie sądzę jednak, aby nam brakowało wszelkiego rodzaju krytycznych i pożytecznych uwag. Pisanie i mówienie w działalności gospodarczej odgrywa nieskończenie małą rolę, zaś tak zwane naukowe książki teoretyczno-ekonomiczne absolutnie żadnej.

12 stycznia 1929

Przedsiębiorstwa państwowe mnożą się i wyraźnie już walczą z gospodarką prywatną. Olbrzymi eksperyment dokonywany w Rosji, musi oddziaływać przedewszystkiem na sąsiadów, zwłaszcza jeśli ci nie mają świetnych tradycji [w] działalności gospodarczej. Nasi przemysłowcy są do tego stopnia osłabieni biedą, że związki ich, kierowane przez kompromisowców, nie posiadają żadnych wpływów. Wybitnie ujawniło się to na wczorajszej naradzie gospodarczej u Janusza Radziwiłła, gdzie jenerał Górecki, prezes Banku Gospodarstwa Krajowego, mówił o etatyzmie gospodarczym. Koreferentem był Andrzej Wierzbicki, wódz Lewjatana czyli Związku Przemysłowców Kupców i Bankierów.

Człowiek niewątpliwie umiejący mówić i działać, a jednak we wczorajszem jego przemówieniu nie było [żadnej] siły, jaką daje przekonanie o słuszności swej sprawy. Ton najwybitniejszego obrońcy gospodarki prywatnej był tak miękki i czuły, że wytworzył nastrój wprost sielankowy: wszystko idzie jak najlepiej, wy z nami, my z wami, a całość sama się złoży.

5 listopada 1929

Piłsudski w dalszym ciągu naigrawa się z Sejmu i praworządności. W celu wywarcia nacisku na opornych posłów, sprowadził do sejmu tłum wojskowych, a kiedy marszałek Daszyński nie chciał w takich warunkach otworzyć posiedzenia, nawymyślał mu brutalnie od durni i [po]lecił[posłusznemu] prezydentowi Mościckiemu odroczenie sesji. W taki to sposób socjaliści zostali wynagrodzeni za wybitne poparcie przewrotu wojskowego w 1926 r.!

Przewidującymi politykami nasi socjaliści nigdy nie byli. Natomiast chełpliwością odznaczają się niezwykłą. Tak brzmi dosłownie zapowiedź w dzisiejszem Robotniku:

W dniu 10 listopada Warszawa robotnicza obchodzić będzie uroczyście 25-lecie walki zbrojnej z caratem o Niepodległość i Socjalizm, podjętej przez PPS w dniu 13 listopada 1904 r.

A zatem znowu legenda, nowy dzień epokowy! Cóż to takiego było w listopadzie 1904 r.? Na żądanie towarzyszów rosyjskich socjaliści i żydzi warszawscy zgromadzili tłum na Placu Grzybowskim w celu protestowania przeciwko wojnie japońskiej. Nastąpiło starcie z policją, przyczem pobito kilkunastu policjantów i nieco więcej osób z publiczności, zgromadzonej przed kościołem i chroniącej się w kościele, przyczem były niestety, ofiary śmiertelne.

Bodajże wodzowie wszystkich naszych stronnictw odznaczają się [nie tyle wybujałą fantazją, ile najzwyklejszym kłamstwem] niezwykłą zarozumiałością i odrażającą chełpliwością. Ponieważ te „przymioty” zaszczepione są dzisiaj szkołom publicznym, przeto nie sądzę, aby szybko znikły z dziejów naszej kultury.

22 luty 1931

Frazeologja patryjotyczna, aczkolwiek bardzo dokuczliwa, może być uznana za obrzydliwość znośniejszą, wobec wybujałej z nakazu rządowego deklamacji państwowców, bezgranicznie kłamliwej i chełpliwej. Na wskroś fałszywa ideologja państwa obrzydza je obywatelom coraz bardziej. Toteż w porę wystąpił przeciwko nie w Kurjerze Warszawskim Bolesław Koskowski, wykazując, że wzrastająca wszechwładza państwa nie ma nic wspólnego z jego dobrem:

Wszyscy oglądają się na państwo. I ci, którzy chcą wytwarzać, i ci, którzy chcą spożywać. Moralista oczekuje od państwa środków skutecznych, wychowawca apeluje do państwa jako pedagoga, sztuka nawet i literatura spekulują na zasiłki państwowe. Państwo ma sprowadzić wysokie ceny i jednocześnie obniżyć ceny. Państwo ma opiekować się obywatelem, aby nie umarł z głodu, a zarazem aby zanadto nie pracował. Państwo powinno się troszczyć o wszystko, byleby nie zabierając obywatelowi za dużo na to środków. Państwo powinno uczynić z nas wszystkich emerytów.

Państwo poczytywane jest po prostu za dojną krowę. Ono też chętnie bierze na siebie te obowiązki, bo wierzy w ową omnipotencję, bo taki jest rzekomy „duch czasu”, bo eksperymenty bolszewickie i faszystowskie zatruwają atmosferę publiczną. I ani się ludzie spostrzegą, jak w tem co się nazywa społeczeństwem zabity będzie duch inicjatywy i wiary w siebie, we własne wysiłki, w charakter indywidualny, w aktywność gospodarczą, społeczną, kulturalną.

10 marca 1931

Z powodu Piłsudskiego na Maderę znalazł się w kłopocie komitet obchodu jego imienin, i takie wreszcie znalazł rozwiązanie: wszystko co żyje i musi słuchać, ma pisać pocztówki na Maderę! A więc przede wszystkiem szkoły. Aby zaś nikt się od hołdu nie wyłamał, okólnik kuratora okręgu naukowego, Pytlakowskiego:

Wyraża nadzieję, że nie będzie ani jednego ucznia, ani jednego nauczyciela, którzy by nie przyczynili się do złożenia hołdu budowniczemu odrodzonej Polski w dniu jego imienin, oraz prosi o złożenie mu piśmiennego sprawozdania do d.31 marca o tem jak w szkole i w danym powiecie wspomniana akcja się rozwinęła.

  9 komentarzy do “Złe czasy. Kilka fragmentów przedwojennych”

  1. powyższe – nie umywa się do  powojennych pochodów z transparentami na których podziwiać można było klasyków z profilu – a trwało to uwielbienie dla klasyków z profilu nie 20 ale aż 40 lat

  2. Nie umywa sie, ale stanowi przedsmak. No, ale też szkoły nie były po wojnie zaangażowane w działalność „imieninową”

  3. cos w podobie

    W PRL –  dyrektorzy aranżowali akcje listów pochwalnych na swoją rzecz a to po to, żeby w razie jakiejś skargi od załogi OCZERNIAJĄCEJ osobę dyrektora,  pokazać Komitetowi PZPR  /powiatowemu, miejskiemu, wojewódzkiemu zależy gdzie niebacznie donos pracowników trafił/ że jako dyrektor jest fajny i właśnie chwalony.

  4. wiemy co w 1925 roku robił Stanisław Karpiński

    a Władysław Grabski jesienią w 1925 roku referował  w Sejmie  założenia budżetu na 1926 rok.

    Pomimo że do budżetu na 1926 rok przyjęto  normę uposażeń o 10 proc. wyższą niż w 1925 roku zgodnie ze stanem wskaźnika kosztów utrzymania na 1 września , pomimo że wydatki rzeczowe na 1926 rok były obliczone podług skali o 18 proc. wyższej niż na rok bieżący /1925/, skutkiem wzrostu drożyzny , pomimo że  wydatki na procenty i spłaty długów  zagranicznych oraz rent inwalidzkich i emerytur są z konieczności wyższe w roku 1926 niż w 1925, jednak dzięki oszczędnościom ogólna wysokość wydatków państwowych została obniżona o sumę 190 milionów, nie licząc poczty jako przedsiębiorstwa, to  w obydwu porównywanych latach , budżety administracyjne zostały w tej liczbie zmniejszone o 72,5 miliona prócz ministerstwa spraw zagranicznych oraz ministerstwa przemysłu i handlu  ze względu na budowę Gdyni .  Każde figuruje w budżecie na 1926 rok  w mniejszej  niż w 1925 roku sumie wydatków.  dał temu przykład Prezydent Rzeczypospolitej,  oraz marszałkowie Sejmu i Senatu  przy określaniu odnośnych budżetów.

    Prócz ustawy o oszczędnościach w wydatkach rząd wnosi do sejmu jeszcze dwie ustawy  tj projekt ustawy o środkach zrównoważenia bilansu płatniczego  oraz o szczególnych środkach złagodzenia przesilenia finansowego

    /ta ostatnia ustawa wnosi o upoważnienie rządu do zaciągnięcia pożyczek z prawem  wydzierżawienia monopolu państwowego /jednego z dwóch/

  5. trudno było  …

    marszałek Senatu działał na rzecz państwa

  6. Było jak było.  Dymisja.

    Były premier broni się publikacją; Dwa programy.Replika w sprawie pożyczki zapałczanej.

  7. towarzysze rosyjscy i żydzi warszawscy  – kuli żelazo pod osłabienie carstwa wojną rosyjsko – japońską

    no i tak to jest ….

  8. Mój dziedek gdy wspominał czasy przedwojenne, od czasu do czasu przytaczał krążący wtedy po ulicy wierszyk-zagadke: „Co to za zwierzę: siedzi na Maderze, orzeszki sobie łupie i Polske ma w dupie?”

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.