Zdaje się, że już kiedyś o tym pisaliśmy, ale może jeszcze raz spróbuję, bo wczorajsza dyskusja kolegów mnie zainspirowała. Młodzież jak ustaliliśmy dawniej to konstrukt komunistyczny, bo to komunistom najbardziej zależało na jego istnieniu. I dziś, choć teoretycznie komunizmu nie ma, próbuje się wskrzeszać idee młodzieży, żeby stworzyć grupę popychadeł, do których adresowane będą wyjęte z zadka programy polityczne. Młodzież jest więc swego rodzaju spadochronem dla nieudacznych polityków i polityków oszustów, która płaci za ich kadencje, błędy i zaniechania swoim życiem. Płaci, bo ma jeszcze czas. Młodzież bowiem to bydło, w rozumieniu polityków, któremu można wmówić wszystko, bez konsekwencji i odpowiedzialności. Bydło celowo nie wychowywane, nie inspirowane niczym, czasem oddawane na rzeź. Na pewno zaś wyrywane rodzinie. Ma ono jedną w zasadzie aspirację – żeby ich traktować poważnie. To zaś w praktyce oznacza grę na fujarce, które melodia usypia i paraliżuje. Potem zaś z młodzieżą można robić już wszystko.
Ileż to ja razy słyszałem od różnych cwaniaków, że mam jeszcze czas, bo jestem młody, a to oznaczało jedno – nic ci się kochany nie należy, poza zapieprzem od świtu do nocy. Swoje plany zrealizujesz później, bo jesteś jeszcze młody. Miałem ponad 30 lat i dalej mi mówili, że jestem młody i mam czas. Myślę, że gdyby się gdzieś zatrudnił dzisiaj, znaleźliby się ludzie młodsi ode mnie, którzy mówiliby – pan jest jeszcze młody, ma pan czas…
Przeczytałem fragment dyskusji ojca dyrektora z innymi komentatorami dotyczący sytuacji na prowincji. Mniejsza kto ma rację. Ludzie, stawianie kwestii w taki sposób, że istnieć muszą partie polityczne, które całkowitą fikcją zagospodarowują emocje młodych mężczyzn z małych ośrodków, to wiązanie sobie sznura na szyję. Mam nadzieję, że to co wczoraj pisaliście jest fikcją, bo mamy terytorialsów i w ostateczności, jak jeden z drugim młodzian się nudzi i ma problem ze znalezieniem pracy, może iść do wojska. Praca jest wszędzie. Dosłownie wszędzie. Jeśli jej nie ma w Mszczonowie, można przyjechać do Grodziska i człowiek ją zaraz znajdzie. W Dęblinie, na budynku Wojskowych Zakładów Inżynieryjnych cały czas wisi tablica z napisem – szukamy pracowników. Jeśli ktoś nie ma kwalifikacji, może się zatrudnić jako kelner w jednym z domów weselnych czy hoteli poukrywanych w okolicznych wsiach i lasach. Nie mogę już słuchać tego pieprzenia o tym, jak źle jest na prowincji. Bo nie ma dziś żadnej prowincji. Wreszcie doczekaliśmy tych czasów.
Jeśli więc młodzi nie mogą się realizować powód jest inny – nie mają żadnych wzorów. I są tak zwanymi realistami, czyli oszukanymi przez polityków śmierdzącymi leniami, uważającymi, że stan w jakim żyją jest naturalny. Mieszkania nie ma, bo jest drogie, pracy nie ma, bo trzeba podjechać do niej 15 km, a prawo jazdy nie zrobione…Dziewczyny nie ma, bo wiadomo, że nie…przecież dziewczyny wyjeżdżają do miasta i tam szukają szczęścia. Myślę, że w większości są to problemy fikcyjne lub wydumane. Problem tych ludzi w masie i pojedynczo polega bowiem na tym, że państwo próbuje za nich rozwiązywać problemy, które oni sami powinni rozwiązać we własnym zakresie. I mieć takie możliwości. Państwo zaś powinno zrealizować jedynie jeden program – misji wspólnoty, której częścią powinien czuć się każdy młodzieniec. No to się teraz zastanówmy, jakie mamy wspólnoty, które coś proponują młodym ludziom. Ojciec dyrektor zeźlił się na antyukraińskie nastawienie braunistów. Moim zdaniem nie mają oni wpływu na nic. Na pewno jednak mechanizm – gdyby nie było Ukraińców byłoby lepiej, posłuży do zbudowania jakiejś wspólnoty. Powstanie wspólnota zombie, która za pomocą Ukraińców tłumaczyć będzie wszystkie swoje nieszczęścia. Ukraińcy bowiem na pewno stworzą swoją wspólnotę i ona na pewno będzie załatwiać ich interesy, a każdy ukraiński emigrant, na pewno znajdzie w niej swoje miejsce. Jaką więc ofertę mają działacze lokalni, wspólnotowi, patriotyczni w Polsce dla Polaków? Taką, o jakiej pisałem wczoraj – dej piniąnżka, To wszystko. Od telewizji Republika, przez partie polityczne, po ostatnich samorządowych cwaniaków. – Kiwnij bracie kasę – siedź spokojnie, jedz chipsy z Grodziska, a my ci załatwimy mieszkanie na kredyt do końca życia i inne życiowe bonusy, tak, żebyś nie musiał zmieniać pozycji w fotelu. Dziewczyna? A po co ci dziewczyna? Same z nimi kłopoty. Zresztą – jest tinder, tam każdy znajdzie swoje szczęście. Tyle. Nic więcej z ofercie politycznej anno domini 2025 przeznaczonej dla dorosłych zdegradowanych do młodzieży, nie ma. Są za to inne niż narodowa wspólnoty, które ochoczo przyciągają do siebie polską młodzież oferując jej pieniądze, karierę, emocje, wycieczki za granicę i inne atrakcje. Trzeba tylko podpisać cyrograf opiewający na to, że z całą konsekwencją będzie się działać przeciwko państwu i narodowi w imię ideałów europejskich. To znaczy jakich? No takich, które zmierzają do przebudowy struktury społecznej w całej Unii, czyli wprowadzenia tu rządów afrykańskich klanów kierowanych z ukrycia przez tak zwanych eurokratów, czyli dziadersów kiwających się nad trumną, którym się zdaje, że będą rządzić wiecznie.
Ktoś powie, że trudno człowieka wychowanego na samych treściach deprawacyjnych przekonać, że ma się zająć sobą i mieć jakieś marzenia. Przepraszam, w takim razie, nie trzeba go do niczego przekonywać, niech ginie tam gdzie stoi. Państwo zaś niech przestanie prowadzić politykę stymulowania emocjonalnego i niech przestanie nazywać to realizmem, albowiem programy te są fikcją i adresowane są do nikogo.
Kim jest młody człowiek, albo kim być powinien? Na pewno nie taką pokraką, jak ci, który widzimy na ulicach. Młody człowiek powinien mieć marzenia i powinien ze wszystkich sił starać się je zrealizować. To zaś oznacza – nie pieprzyć w kółko o tym, co zrobi, jak tylko mu się zachce. Młodzi ludzie powinni być wychowywani przez przykłady i każdy z nich we własnym zakresie musi mieć tyle swobody, żeby mógł zrobić coś, co wzbudzi zainteresowanie innych. Przypominam, że ludzie w moim wieku i starsi dorastali w czasach, kiedy nie istniała żadna przestrzeń do takich realizacji, zaś robienie czegokolwiek kończyło się wyśmiewaniem, albo agresją. Naprawdę nie było łatwo. Były jednak przestrzenie, gdzie można się było realizować. Była przede wszystkim lektura, która nas wychowywała i która przed nami te przestrzenie otwierała. Ktoś powie, że była to oszukana, komunistyczna propaganda. Tak właśnie, ale ten mechanizm łatwo dało się wyłączyć i czynił to każdy, średnio rozgarnięty młodzieniec. Dziś ten sam młodzieniec nie potrafi sobie poradzić z serią absurdalnych, prowokacyjnych, krótkich i jednocześnie groźnych komunikatów emitowanych przez polityków takich jak Braun. Jest bezradny wobec podcastów, które służą temu, by uczynić go jeszcze bardziej bezradnym gamoniem niż jest. Nie jest w stanie porównać dwóch postaw i dwóch komunikatów, ani wyciągnąć z nich żadnego wniosku. Czeka za to, aż ktoś coś mu da. I nie rozumie, że jeśli dostanie cokolwiek, będzie to dar Danajów, bo nie wie kim byli Danajowie i o co w ogóle chodzi w kontekstach komunikacyjnych. Wszystkie dostępne bowiem są płytkie, doraźne i służą dewastowaniu wspólnoty, nie zaś jej umacnianiu, jak im się zdaje. Takiej oferty w ogóle nie ma, o czym już wspomniałem.
Jeśli ktoś tu zaraz prychnie i powie – że to takie pieprzenie i łatwo mi gadać…Nie będę pisał o sobie, ale mamy wśród naszej wspólnoty kilka przykładów, które warto wskazać. Weźcie takiego valsera, gość jest niższy ode mnie o głowę. Kiedy był dzieciakiem, był po prostu mały. I nie miał łatwego życia. Do tego jego rodzice byli nauczycielami, co – jeśli dobrze rozpoznaję okoliczności – nie dawało mu żadnych forów w Bytomiu, w latach jego dzieciństwa. Valser miał jednak to szczęście, że mieszkał w aglomeracji, gdzie była jakaś oferta dla dzieciaków. On wybrał sportową i nie muszę Wam tłumaczyć dlaczego, bo każdy to rozumie czytając jego komentarze. I już. Reszta to wynik osobistego zaangażowania i pracy, a także – o czym nigdy dość przypominania – wsparcia rodziców. Jeśli więc ktoś uważa, że słuchając dyrdymałów o ukrainizacji Polski, przeszkodach, które stoją na jego drodze do kupna mieszkania i poznania fajnej dziewczyny, osiągnie to co valser, powinien się zapoznać z jakimś psychiatrą.
Kolejny przykład – Hubert Czajkowski. Nasz kolega Hubert nie miał takiego szczęścia jak valser. Pochodzi bowiem z miasteczka Lipsko w ziemi radomskiej, które jako żywo przypomina Dęblin, ale w skali mikro. To znaczy jeszcze bardziej nie było tam niczego niż w Dęblinie. A jak znam życie jedyną rozrywką wspólnotową dla młodzieży męskiej, lat czternastu było strzelanie z procy do butelek po wódce leżących w przydrożnym rowie. Hubert jednak miał talent i chciał rysować. Iluż ja znałem ludzi z talentem, którzy zastygli w stuporze, bo im ktoś powiedział, że nie czas na głupstwa, trzeba się zająć poważnymi rzeczami. No i się zajęli. Dziś nie żyją, bo umarli z pijaństwa, albo mają pretensje do całego świata, że ich życie nie wygląda, tak jak chcieli. I idą słuchać polityków, którym najbardziej zależy na tym, by tkwili w tym swoim stuporze. Życie generalnie nie jest łatwe i jeśli ktoś się spodziewa bezstresowej realizacji swoich planów i zamierzeń, a także tego, że posiadając jakieś umiejętności, będzie wyłącznie doceniany i chwalony, ten oszalał. Jedyną miarą sukcesu jest wola. I to przeciwko niej sprzysięgają się wszystkie kokieterie całego świata.
Poseł Braun, którego wielbią ci, którym życie nie dało im szansy, uchodzi za człowieka nadzwyczaj zdolnego. Nie mam zamiaru tego teraz oceniać, ale jestem przekonany, że jest to ocena silnie naciągana. Jeśli bowiem ktoś jest wybitnie zdolny i ma za sobą reżyserię, a do tego władza językami, jego rodzice zaś mieszkają w USA, to nie ma siły – próbuje kariery w USA. Jeśli tego nie robi, to znaczy, że jest jakiś powód. Ja nie wiem jaki, ale uważam, że poseł Braun, a wcześniej reżyser Braun, działając w takich okolicznościach, w jakich działał, powinien mieć za sobą, jedną chociaż próbą zrobienia czegoś w USA. Nawet jeśli miałby być to próba nieudana. Czy taka próba była? Nic o tym nie słyszałem.
Zwolennicy posła Brauna, którzy dziś straszą, że po zakończeniu wojny na Ukrainie znajdzie się tu, w Polsce gromada gotowych na wszystko rezunów, mają – myślę – rację. Tylko, że ich idol nie ustrzeże ich ani nas od takiej przygody. To musimy zrobić sami. Nie możemy jednak, albowiem jesteśmy zajęci adoracją bałwanów. To znaczy ja nie, ale ci, którzy mają dziś dylemat – głosować czy nie głosować – z całą pewnością. Nic więcej ich nie interesuje, albowiem jedyne co mogą zrobić, to bić pokłony przed pewną projekcją. I koniec. Reszta nie ma znaczenia. Żyjemy nie w bańce, ale w balonie braci Mongolfier napełnionym emocjami, który musi eksplodować, by ludzie pompujący ten balon mogli powiedzieć – a nie mówiłem? Żyjemy w tym cholernym balonie, bo nie ma w kraju żadnych przestrzeni realizacji osobistych ambicji i żadnych przestrzeni realizacji wartości wspólnotowych. Wszystko poza demonstracją, płytką i głupkowatą, zostało zdegradowane. Troska zaś jaką przedstawiciele państwa wyrażają o obywateli, sprowadza się wyłącznie do zagospodarowania ich emocji związanych z bezpieczeństwem osobistym.
Zapomnijcie o bezpieczeństwie ludzie, bo kupujecie je za fałszywe pieniądze. Jeśli spełnią się przepowiednie posła Brauna żaden z was się nie obroni, ani nie uchowa. On zaś Wam nie pomoże, bo nie ma do tego zdolności. Może jedynie zostawić was w stuporze, pożegnać się grzecznie, a na odchodnym rzucić – niech rozkwita tysiąc kwiatów. I tyle. Jako grupa, jako organizacja i jako wspólnota jesteście bezradni, oszukani, wykiwani i oczekujecie najgorszego. I nikt was nie szanuje, albowiem nie macie nic, bo by mogło ten szacunek wymusić.
Wrócę do Huberta i jego rysunków. Jest to człowiek, który poświęcił się benedyktyńskiej pracy, czyli rodzajowi aktywności najbardziej pogardzanemu przez cwaniaków, mitomanów i lanserów. Ci bowiem wiedzą, że jedyną ważną w życiu rzeczą jest przyklejnie się, jak mucha do gówna, do jakiegoś państwowego budżetu. Następnie zaś cykliczne emitowanie komunikatów bez związku z niczym lub komunikatów-paralizatorów. By mogli to czynić w komforcie muszą lekceważyć lub degradować ludzi takich jak Hubert. Między innymi czyni się to poprzez rzucanie mimochodem takich haseł, jak wspomniane wyżej powiedzenie towarzysza Mao – niech rozkwita tysiąc kwiatów. Słuchając tego i uśmiechając się przy tym, w przekonaniu, że ktoś was w coś wtajemnicza, dajecie najwyraźniejszy dowód swojej przyrodzonej głupoty. I nic nie uchroni Was od klęski. Żeby wygrać trzeba porzucić kokieterię, nie oddawać hołdu bałwanom, nie wierzyć w byle szajs i nie przyłączać się do grup zorganizowanych na tej samej zasadzie co sekta Kacmajora. Wyrastających w dodatku z tych samych założeń socjotechnicznych.
Hubert zaś rysuje codziennie. Jego żona Agnieszka codziennie maluje. No, ale to są rzeczy bez znaczenia, prawda…wobec wizji klęsk, intryg i przeniewierstw, z którymi będziecie musieli się zmierzyć. Z niczym nie będziecie musieli się mierzyć, bo nie macie miarki. Tą zaś, powtarzam – jest wola. Ci co jej nie mają sami typują się na ofiary. I sami wesoło, albo z przejęciem, to już zależy od indywidualnego temperamentu, podążają w kierunku rzeźni.
Od wczoraj mamy w sprzedaży dwutomową powieść biograficzną o św. Brygidzie Szwedzkiej.
No dobrze; „niech rozkwita 99 kwiatów”.
Te Braunowe koneksje z USA mnie też intrygują; i ta jego siostra Monisia … .
Dzień dobry. Cóż, nic dodać, nic ująć… To tylko może, że przecież takie właśnie są cele systemu, mieliśmy sto lat z okładem, żeby to rozpoznać. Ja wiem – hitleryzm, stalinizm, inne jakieś -izmy, było ciężko. No ale niewtajemniczonym powiem, że ciężko – jest zawsze. Człowiek zaś taki już jest, że chętnie nadstawia ucha różnym podszeptom złego, które mami go wizją raju na ziemi, I to – bezwysiłkowego. Wystarczy słuchać poleceń. Niestety – trwa to już tak długo, że ta najliczniejsza wspólnota – bezwolnych leni – jest w naszych warunkach dominująca. Znalezienie sposobu wyjścia z tego stanu nie jest łatwe. Wierzę w to, że zanim powstaną te jakieś wspólnoty skupione wokół misji – naprawę świata każdy powinien zacząć od siebie. Jako pomoc wziąć Katechizm i lecieć po kolei; siedem grzechów głównych. Lenistwo – omówione. Dalej…
Ewa Braun i Michalina Wisłocka de domo Braun też są z nim skoligacone
Chyba jakieś rekolekcje zorganizuję
– na swój sposób robi Pan to cały czas 😉 Ale to jest część misji. Rekolekcje – jak sama nazwa wskazuje – to przypominanie sobie na nowo pewnych rzeczy. Ten wątek przewija się cały czas w Pańskim pisarstwie i działalności wydawniczej. I to jest bardzo potrzebne. Niejako w kontrze do wszystkiego, co dzieje się dzisiaj, „twórczości katolickiej” nie wyłączając. Myślimy, mówimy i działamy kategoriami narzuconymi nam przez przeciwnika. To nas do niczego nie zaprowadzi. Czytajmy żywoty świętych – zamiast tweetera…
Niezła bzdura. Kolejny, który nie ma pojęcia o branży filmowej. Nie każdy chce robić „karierę” w USA z wielu względów. Mógłbym wymieniać godzinami. Śmiech na sali.