sty 052023
 

Nie wiem dlaczego, ale przypomniała mi się dziś postać Manueli Gretkowskiej. Osoby w najwyższym stopniu przebrzmiałej i nie interesującej dziś nikogo, ale – co jej oddajmy – bardzo życiowo zaradnej. Na pewno nie pamiętacie, ale w 2006 roku pani Gretkowska napisała felieton do miesięcznika Sukces, który już chyba się nie ukazuje, a w tym felietonie opisała przeniewierstwa braci Kaczyńskich oraz ich niecne plany dotyczące dewastacji Polski. Felieton ten – jeśli dobrze zrozumiałem – odnosił się do listu, jaki do redakcji przysłała szefowa biura prasowego prezydenta. Miesięcznik zaś opublikował polemikę, a nie opublikował listu. Potem zrobiło się jeszcze weselej, bo szefowa biura prasowego, Anna Kamińska napisała jeszcze raz  do redakcji domagając się sprostowania nieprawdziwych informacji podanych przez Gretkowską. Podkreślam – jeśli dobrze zrozumiałem – bo tłumaczone jest to tak, że nie można się do końca zorientować o co chodzi. Potem Gretkowska napisała jeszcze jeden felieton i ten został z gazety wycięty nożem do tapet. Nakład wynosił 90 tysięcy egzemplarzy. Wiki pisze o tym w taki sposób, jakby Kaczyński osobiście nadzorował wycinanie tego felietonu, a dopiero na koniec i to nie z wiki, ale z zalinkowanego tam tekstu dowiadujemy się, że polecenie wycięcia wydał szef wydawnictwa Zbigniew Jakubas. Łał! I nikt pana Zbigniewa Jakubasa od czci i wiary nie odsądzał? A wszystko poszło na Kaczyńskich, co chcieli zniszczyć Polskę? Widzimy, że od roku 2006 wiele się nie zmieniło. Pani Gretkowska, osoba, która przez całe swoje życie napisała tyle, ile ja piszę przez miesiąc, ciągle jest uważana za młodą, zdolną autorkę, która przebojem idzie przez świat. Przypomnę – Manuela Gretkowska, rocznik 1964, autorka kilkudziesięciostronicowych książek, formatu „żółtego tygrysa”.

Wczoraj gdzieś mi mignął mój ulubiony naukowiec Tomasz Rożek, który nagrywał jakiś podcast na ulicy, w związku z kilkudniową anomalią pogodową. I tam tłumaczył ludziom, że pogoda to nie jest to samo co klimat. Przypomnijmy, że pan ten parę lat temu usiłował reaktywować program Sonda, ufając, że format go porwie i hen, hen, wysoko uniesie. Stało się inaczej, ludzie nie chcieli oglądać pana Rożka w tym programie i Sonda została zdjęta z anteny.

Teraz pan Rożek ruszył w tournée z prof. Meisnerem, co zapewne skończy się podobnie, ale życzmy im powodzenia.

Weźmy teraz takiego Bereźnickiego Tomasza, człowieka nieznanego szerszej publiczności, który jest zarobiony po uszy i nie ma czasu rysować dla mnie okładek. Swego czasu przygotowywał on projekty tych okładek dla periodyku wydawanego przez Polski Związek Artystów Plastyków. Czy Tomasz należy do tego związku? Rzecz jasna nie. A czy są w nim jacyś artyści plastycy zdolni do narysowania okładki? Zapewne tak. Dlaczego więc okładki rysuje ktoś całkiem spoza środowiska? This is a question – jak napisał poeta. Nie będę odpowiadał na to pytanie, ale inteligentny czytelnik sam sobie już zapewne udzielił odpowiedzi.

Przypomniały mi się też ostatnio nasze wspólne z toyahem boje w salonie24, w dawnych bardzo czasach. Oraz to, że we dwóch generowaliśmy 50 procent ruchu na tym portalu. W nagrodę obniżano nam statystyki odsłon, blokowano udział w jakichś idiotycznych, wewnętrznych, całkiem dziś nieważnych konkursach, najlepszym zaś i najpoczytniejszym blogerem został tam poseł Mikke, który przeniósł się do salonu, wraz ze wszystkimi odsłonami ze swojego prywatnego bloga. Tak że na samym starcie dystansował już wszystkich, albowiem w statystykach pierwszego dnia miał wszystkie swoje odsłony jakie zebrał od początku istnienia swojej strony. Takie to były zabawy, spory w one lata…Jeśli więc ktoś zastanawia się, dlaczego w Polsce nie można tak po prostu osiągnąć sukcesu w obszarze szeroko rozumianej komunikacji, niech się nad tym nie zastanawia w mojej obecności. Nie, żebym go straszył, ale byłoby to po prostu zachowanie niestosowne.

Jasne jest, że mając przeciw sobie taki system, nikt z nim nie wygra. Można się co najwyżej krócej lub dłużej przed nim bronić. Ja jedna ciągle napotykam na swojej drodze ludzi, którym się zdaje, że komu, jak komu, ale im się na pewno uda i oni się przebiją. To jest coś absolutnie niezrozumiałego. Powiem bezczelnie, że mam w ręku wszystkie wytrychy, otwierające wszystkie możliwe drzwi do serc i umysłów. Gdyby mnie to tak cholernie nie nudziło, mógłbym nawet pisać takie teksty jak Rożek, bo cóż to w końcu jest – opowiadać dlaczego słońce świeci? Dzierżąc zaś ten pęk wytrychów nie mogę się nadziwić ludziom zabiegającym o względy tych, którzy pilnują, aby wszystkie furtki do świata tak zwanego sukcesu wyglądały na zarośnięte mchem i winobluszczem. Nikt tam nie wejdzie, to jasne, albowiem i te furtki i ten świat to tylko pewna projekcja. On nie istnieje w rzeczywistości. Sprawy bowiem mają się tak – poprzez wykupienie, przejęcie lub wykreowanie za pomocą jakichś „autorytetów” ośrodków dystrybucji propagandy, zwanych mediami, także społecznościowymi, przejmuje się także dystrybucję i kreację treści na propagandę nie wyglądających. Tworzone jest przy tym złudzenie, że innego świata nie ma. Nawet jeśli ten inny świat trwa w najlepsze, nawet jeśli wystawia on swoich zawodników, którzy wygrywają wszystkie zawody, nie ma to znaczenia. Wystarczy bowiem o tym nie mówić i już. Przy założeniu, że kontrolujemy podaż. Wtedy można przekonać do nieistnienia innej rzeczywistości także ludzi, którzy do tej pory wszystko mieli poukładane i wydawali się normalni. Na przykład jakieś dziewczyny z prowincji, które nagle zaczynają się ekscytować Gretkowską. I zamiast same tworzyć coś, co będzie naprawdę oryginalne, zaczynają uczestniczyć w paśmie propagandy emitowanej przez tę panią i jej koleżanki. To jest naprawdę niezwykłe. To samo dotyczy mężczyzn, którzy chcieliby, żeby ich doceniono. Tu jest jeszcze gorzej, bo pragnienie, żeby w jakiejś zabitej dechami dziurze udawać wielki świat, jest gorsze niż zaraza. Choć można zacząć od odbicia tych desek i stworzenie jakiegoś innego systemu dystrybucji. Że co? Że to nie jest łatwe? Oczywiście, łatwiej jest facetowi przebrać się w kobiece ubrania i udawać dziewczynę, nie goląc jednocześnie brody, niż namalować na desce jakiś obraz, a niechby nawet był kopią czy naśladownictwem. Łatwiej, bo dystrybucja jest opanowana i z dołu do góry, a także w przeciwną stronę krążą tylko określone, sprofilowane treści i wizerunki. Krążą też tam kryteria oceny, które każdy musi sobie przyswoić, żeby właściwie mówić o sprawach powszechnie ważnych. One nie są powszechnie ważne, są powszechnie nieważne, ale tego nie dowiemy się nigdy, jeśli nie spróbujemy zrobić czegoś obarczonego prawdziwym ryzykiem.

Wszyscy bowiem dobrze wiemy dlaczego słońce świeci, a także, że ludzie zainteresowani nauką nie korzystają z kanałów dystrybucji treści zajmowanych przez doktora Rożka. On by oczywiście chciał, by oni tam byli, ale jednocześnie kusi go masowy odbiorca, który z istoty nauką się nie interesuje. Światło słońca zaś interesuje go o tyle, o ile ładnie ozłaca pośladki jego nowej dziewczyny. Ten rodzaj zależności jednak jest już poza percepcjami doktora. I nie chce on o nich słyszeć, albowiem gdyby przyjął je do wiadomości poczułby się silnie niekomfortowo. Bezpieczeństwo emocjonalne i pewność własnych wyborów jest rzeczą najważniejszą. I w tym człowieka otwartego, nowoczesnego i świadomego najważniejszych wyzwań stojących współcześnie przed każdym z nas, utwierdzają media. No chyba, że Jakubas znów każe z nich coś powycinać. Wtedy w każde odważne serce wleje się dręczący niepokój.

  9 komentarzy do “Ludzie sukcesu”

  1. mój zasłyszany ulubiony przekład wszystkich talent show, gdzie wyskakują młodzi utalentowani co program , co edycja inni , a jury to samo „stare” zasłużone i wszystko umiejące.

    ci z jury stają się coraz bardziej sławni, a ci występujący coraz bardziej zapomniani, jak się który wyrwie to i tak go potem nie puszczają  w tv czy radio.
    Taniec z gwiazdami, kiedy tancerze występujący tam co edycja stali się bardziej gwiazdami niż te gwiazdy zapraszane do 345 edycji.
    Ludzie chcą oglądać Sondę, ale z Kurkiem i Kamińskim ,  nie da się tego skopiować choć format był prosty, jeden zawsze entuzjasta drugi zawsze sceptyk.

    Lubimy oglądać chłam i marzyć ,że my też tacy możemy być , albo lepsi

  2. Ja Rożka nie oglądam, raz go widziałem i wystarczy

  3. Otóż właśnie – nie oglądać. Nie uczestniczyć w tym procesie zaprojektowanym na naszą szkodę i eksploatowanym przez wroga. Dobrze byłoby to wszystko razem całkowicie ignorować a bliźnim jednoznacznie o tym mówić – gdy kto zapyta, wraz z wyjaśnieniem. No ale trzeba też jednak wskazywać przykłady, bo tak zwany zwykły zjadacz chleba nie ma czasu prowadzić sobie dossier inkryminowanej „pisarki” i może o tych różnych szczegółach nie wiedzieć. No to sobie przeczyta i będzie wiedział. Oczywiście nie każdy, ale dobre i to.

  4. jak mawiają Czesi „to se ne vrati”, bo też nie chodzi o popularyzowanie nauki ale o odwracanie uwagi i bieżącą politykę. Masy mają PATRZEĆ a nie uczyć się czy tam myśleć . Przykładami są np. Discovery i National Geographic – szerzyciele ciemnoty oraz producenci obezwładniających ramot – nic nie mówiących ale za to dających dobrze odczuć.

  5. potęga obrazu, gdy patrze to nie zastanawiam się co wciskają, łatwiej jest wcisnąć, gdy czytam, nie rozumiem czegoś czytam jeszcze raz i „widzę” raczej „czytam”  że ciemnotę cisną, z obrazem jest łatwiej. Nie oglądać , nie komentować , tłumaczyć dlaczego swoim bliźnim

  6. Niedawno widziałem na diskawery film „dokumentalny” o II wojnie światowej. I dowiedziałem się, że armia czerwona prowadziła operację o kryptonimie „bagrejszyn”. Co – nie będąc fanatykiem historii – przyjąłem do wiadomości. Dopiero na drugi dzień mi zaiskrzyło, że redaktor (pewnie młody, wykształcony i z dużych miast) miał na myśli operację „Bagration”.

  7. Ciekaw jestem zdania Gospodarza nt. takiego kanału dystrybucji, jak lubelskie wydawnictwo Fabryka Słów. To jest oczywiście literatura czysto rozrywkowa, ale przynajmniej w niektórych przypadkach z lekkimi ambicjami edukacyjnymi. Mam tu na myśli pp. Komudę i Pilipiuka, być może ktoś jeszcze, ale głównie ich znam. Po drugie, tam idą narracje inne, niż te, co leją się z gównego ścieku (np. „urzędnicy są jak wszy” – chyba mój ulubiony cytat). Po trzecie to wydawnictwo zrobiło rewolucję na polskim rynku literatury rozrywkowej, ponieważ zaoferowało autorom duże nakłady, promocję i sensowne honoraria – podobno większość ich autorów żyje z pisania (nie są to kokosy, ale spokojnie można się utrzymać), co jeszcze 20 lat temu było niemożliwe (pomijając takie przypadki jak Sapkowski).

  8. Kiedyś ,lata temu kupiłem kasety ,,National Geographic ,,o życiu zwierząt.Chciałem moim małym dzieciom pokazać tą tematykę ,ażeby zaszczepić w nich sympatię do tychże.Na szczęście zawsze miałem zwyczaj oglądania przed pokazaniem czegokolwiek moim dzieciom.No i skończyło się tym że kasety wylądowały w piwnicy gdzie sobie leżą i czekają na to że sobie to jeszcze raz obejrzę.Stwierdziłem że były nieodpowiednie dla małych dzieci .Autorzy skoncentrowali się na sprawach rozrodu tak że autorzy filmów pornograficznych byliby chyba zaczewienieni ze wstydu .Sceny polowania też nie były pokazywane z umiarem.Sam wychowywałem się na poczciwym ,,Zwierzyńcu ,, gdzie pewne sceny były zakryte przed wzrokiem dzieci .Okrucieństwo przyrody (które istnieje oczywiście )też było taktownie przemilczane .National Geographic wali na odlew bez żadnego zahamowania.Tak było kilkanaście lat temu .Dzisiaj nawet Disney poszedł na wojnę totalną z tradycyjnym wychowaniem .A Discovery .No cóż .Są przecież właścicielami TVN.Nic dodać ,nic ująć .

  9. „Autorzy skoncentrowali się na sprawach rozrodu” –  w punkt !!! To jest właśnie ta PODSTAWOWA różnica. Czterdzieści lat temu w zasadzie KAŻDY film  przyrodniczy w TV można było pokazać dzieciom, dzisiaj to CZYSTA pornografia i obscena. Niestety to dotyczy KAŻDEJ już chyba dziedziny życia. No a jak nie bezwstyd to jak zauważył kiedyś gospodarz, końskie dawki jawnie udawanych emocji. W ostateczności jakiś wytatuowany ćwierćmózg coś tam przybredza pozując na zwykłego i normalnego.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.