Wszystko zaczynało się i nadal zaczyna od paszkwilu, który w istocie jest propozycją współpracy. W dodatku za darmo. Ludzie, którzy czytają paszkwile, zachwycają się nimi i zgłębiają ich treść, nie są w stanie pojąć w jakiej sytuacji się znajdują. Określiłbym ją jako hipnotyczną. Zanim jednak zacznę wyjaśniać, wskazać muszę o jaki dokładnie rodzaj paszkwilu mi chodzi. O paszkwil polityczny. U nas przywykło się mówić o takim rodzaju piśmiennictwa – literatura. Do tego zaś mamy zwyczaj komponowania różnych paszkwili w całe sekwencje i drukowania ich w podręcznikach szkolnych. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ ludzie wierzą, że paszkwil ma moc sprawczą. To znaczy, że z samego tylko kolportowania paszkwilu wyniknąć może coś dobrego. I stąd, na przykład, poczesne miejsce w historii polskiej literatury zajmuje biskup Ignacy Krasicki. W innym kraju, gdzie paszkwil w ogóle nie jest dopuszczony do obrotu rynkowego, zostałby ów autor publicznie powieszony, po wcześniejszym odarciu z szat.
Teraz nadeszła pora na właściwy początek tekstu – paszkwile polityczne nie wpływają na sytuację poddanych, obywateli, mieszkańców kraju, który szkalują. W żaden sposób. Są jedynie propozycją, jaką odległe potęgi, poprzez wynajętych na miejscu ludzi, składają grupom osób nie posiadających rozeznania w realiach, w których zapadają istotne decyzje polityczne. Ponieważ jednak paszkwile są zwykle dobrze napisane, zatrudnia się do ich produkcji wyćwiczonych autorów, a też i trafiają one zawsze na właściwą koniunkturę, tworzy się złudzenie sprawczości. Dlaczego trafiają na tę koniunkturę? Bo są jej częścią, są opisem i dopełnieniem kryzysu, który został wywołany celowo, z wielką premedytacją. W sytuacji kryzysu poważnego paszkwil pełni rolę paralizatora. Wskazuje zło, z którego nie ma wyjścia i zachęca do wesołości – bo cóż nam zostało? Stąd mój postulat, by paszkwilantów wieszać na suchej gałęzi. Dziś proponowałbym, żeby zrobić przewieszkę wśród kabareciarzy. Oni bowiem rżą ze śmiechu na widok poważnych kryzysów w państwie, a do tego jeszcze popadają w widowiskowe zamyślenie, w momentach, które zostały im wskazane.
Paszkwil w istotny, ale niewidoczny sposób dzieli kraj. W dodatku czyni to tak, by ci, którzy chcą zagłady kraju, postrzegani byli jako jego wybawiciele. Bo proponują jakąś lepszą, mocniejszą, bardziej atrakcyjną, czy bardziej zbliżoną do cywilizacji opcję.
Omówimy teraz w skrócie intencje ośrodków władzy w Polsce w czasach, które opisuje nam Ludwik Kubala w biografii Jerzego Ossolińskiego. Zacznijmy od tego, gdzie w Polsce koncentrowała się władza – w dwuizbowym parlamencie, w którym zasiadał król. Była to władza realna, to znaczy instrukcje sejmików musiały być realizowane. Ewentualne zaś nadużycia regulować miała możliwość gwałtownego sprzeciwu jednego nawet posła, która jednak, do pewnego momentu, nie była w ogóle wykorzystywana, albowiem każdy miał świadomość, jak niebezpieczne było to narzędzie. W zasadzie jednorazowego użytku. Z taką też myślą zostało ono powołane, ale praktyka jak zwykle pokonała teorię.
We takiej Francji, źródłem władzy był król, który regulował ewentualne odstępstwa od jego decyzji za pomocą skrytobójstw, określanych przez nadwornych propagandystów całkiem innymi słowami. Te zaś utrwaliły się w literaturze i przechowały do naszych czasów dając nam całkowicie fałszywy obraz panowania dwóch XVII wiecznych Ludwików. W Anglii źródłem i depozytariuszem władzy była nowa szlachta – gentry – nawet po restauracji monarchii. Oparta o domy bankowe Londynu, a potem o centralny bank Anglii, rządziła w oparciu o zasadę wybraństwa. Turkom zdawało się, że rządzą we własnym imperium, podczas gdy źródłem władzy byli tam Żydzi, albo Grecy. Rozpadające się imperium hiszpańskie rządzone było przez gubernatorów, wieckrólów i dwór, który powoli, pokolenie za pokoleniem wypełniał się agentami mocarstw obcych. W Szwecji rządził kanclerz i generałowie, a o Moskwie w ogóle szkoda gadać.
Takie systematyka pozwala nam prześledzić rodzaje zdrady i rodzaje pokus, które aktywizowane były na poszczególnych obszarach, w celu ich zniszczenia. No i, częściowo już omówione, sposoby przeciwdziałania. My się dziś zajmiemy rodzajami zdrady w Polsce i, jak wspomniałem, dążeniami i samookreśleniem się grup, które do władzy aspirowały, bo to nas interesuje najbardziej. Rodzajów zdrady było kilka i żaden nie został właściwie rozpoznany do dziś. Żeby to zrobić, należałoby najpierw określić cel istnienia państwa. Tak to zwykle bywa, że jest on odległy od wyobrażeń obywateli, ale inny być nie może. Żeby go uwiarygodnić zatrudnia się propagandystów, których wpływy niwelowane bywają przez paszkwilantów wynajętych przez wroga. Co było politycznym celem istnienia Polski od momentu wstąpienia na tron Zygmunta III? Połączenie obydwu koron – polskiej i szwedzkiej. Król był tego świadom, podobnie jak jego synowie. Poprawnie nawet rozpoznawał narzędzia służące do tego celu, a jeśli o czymś zapomniał, przypomnieli mu zaraz biskupi, tacy jak Marcin Szyszkowski, który domagał się zajęcia Moskwy, całkowicie pogrążonej w chaosie, i zajęcia Szwecji atakiem z dwóch stron. I tu rysuje nam się pierwszy rodzaj zdrady. Wszyscy, którzy nawoływali do zaprzestania tych działań zasłużyli na to miano. Szwedzi bowiem, wyrzekając się swojego prawowitego pana, nie tylko kwestionowali prawo na własnym terenie, ale owo bezprawie, poparte wojną zamierzali przenieść na nasz teren. Było to dla każdego oczywiste. Nie można więc zrozumieć skąd pomysł, by porzucić dążenia do zdobycia korony szwedzkiej? Ktoś za kolportaż treści nawołujących do takich działań zapłacił. Czym bowiem moglibyśmy zastąpić tę doktrynę? Nawet nie musimy się zastanawiać. Wszyscy, którzy domagali się, by król porzucił szwedzkie „mrzonki”, wskazywali Polakom inny kierunek działań – atak na Turcję. Taki plan z samej istoty absurdalny, popierany był nawet przez największych pacyfistów, dostrzegających sens istnienia państwa we własnej wygodzie i bezpieczeństwie, którego jednakowoż nie potrafili nikomu zapewnić. Uzasadnieniem planu wojny tureckiej było wyrzucenie niewiernych z Europy czyli nowożytna krucjata. W dodatku dokonywana wespół z Moskwą, gdzie gromadzili się przy swoich interesach wszyscy ci, którzy życzyli Polsce jak najgorzej.
Działanie paszkwilu polega więc na tym, by zanegować istotny cel polityczny państwa i wskazać cel zastępczy. Ten musi być jednak w jakiś sposób wiarygodny, a zdrady dopuszczają się wówczas osoby dodające mu wiarygodności. Czy to poprzez zaprzedanie się wrogowi, czy to poprzez głupotę. Żeby wojna turecka wydawała się sensowna, ktoś musiał wskazać na sensowne sposoby jej finansowania. Mogli to być jedynie Wenecjanie. Dlaczego to zrobili, wciągając, celowo swojego najważniejszego sojusznika na północy w śmiertelną pułapkę? Tylko jedna odpowiedź przychodzi mi do głowy – doktryna Wenecji i metody jej działań zmieniły się niepostrzeżenie, podobnie jak władza nad laguną. Nikt tego nie dostrzegł, albowiem wszystko wyglądało podobnie – toczono wojnę z Turcją na morzu i zawierano sojusze z Hiszpanami i Francuzami na zmianę. Co jednak się zmieniło. I myślę, że można wskazać na początek tych zmian – wybuch wojny w Niderlandach, które stały się europejskim języczkiem u wagi. Wenecja miała bardzo dobre wytłumaczenie kwestii – dlaczego Polska powinna zaatakować Turcję? Bo wtedy otworzyłaby drugi front walki z Turkami odciążając republikę św. Marka. No, ale to było jedynie złudzenie, bo żeby rozpocząć taką wojnę potrzebne były fundusze. Te miał uchwalić sejm, król miał się zadłużyć a Wenecjanie przysłać subwencje. Przysłali, ale w niewystarczającej ilości. To oznaczało, że król musiał zastawić więcej dóbr, a sejm uchwalić więcej podatków. I w ten sposób cel dewastatorów i zdrajców został osiągnięty. Król działał bezprawnie, bo sejm i senat były źródłami prawa i władzy w Polsce, a do tego nie miał pod ręką żadnych skrytobójców. Miał za to doradców i paszkwilantów, którzy powiedzieli mu, żeby poszukał gwarancji. Najlepiej w Paryżu. Decyzja ta oznaczała wyrok śmierci na wszystkich tych, którzy mogli o czymś decydować i byli przeciwni wojnie z Turcją, a także oznaczała degradację ośrodka władzy istotnej czyli parlamentu. I trudno doprawdy przypuścić, że okoliczności te nie zostały zaplanowane, a plan ten nie był poprzedzony dokładnymi rozeznaniami w sytuacji wewnętrznej kraju, a także w sytuacji osobistej wszystkich ludzi podejmujących w Polsce decyzje. Zdradą największą była wiara w paszkwile i oddalenie od siebie jedynego istotnego celu, dla którego podejmowano działania za obydwu pierwszych Wazów – korony szwedzkiej. Zdradą była wiara, w to że okrojone subwencje weneckie starczą na wojnę z Turcją. Konsekwencją tych zdrad było to, co nas denerwuje najbardziej, ale czego do końca nie rozumiemy – rwanie sejmów. Trudno było oczekiwać, że nie będą one rwane, skoro w roku 1647 król zanegował sens prawa i rozregulował narzędzia zapewniające praworządność w kraju. Pomniejszą zdradą było szukanie przez ogłupiałych lub przekupionych posłów na sejm, jakichś „politycznych” wyjść z sytuacji. To tak, ja dziś w PiS, jakiś debil ogłasza, że nawracanie się celebrytów i ostentacyjna ich religijność przyniosą ugrupowaniu i Kościołowi sukces. Nie wiadomo co powiedzieć w takiej sytuacji. No, ale sprawy miały się tak, jak opisałem. Możecie o tym poczytać w tych oto książkach
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/historia-kradziezy-wehikulu-niesmiertelnosci-jacek-drobny/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jerzy-ossolinski-biografia-ludwik-kubala/
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/marcin-szyszkowski-jako-biskup-krakowski/
Może jutro będziemy kontynuować wątek, ale nie obiecuję
Jak nie paszkwil to skrytobójstwo, jak nie kabaret to „weekendowy samobójca” 😉
Decyzje polityczne motywowane religijnie są najgłupsze, a w każdym razie bardzo ryzykowne. Papież Jan Paweł II w Legnicy powiedział wprost, że inaczej byłaby oceniana kampania Henryka Pobożnego, gdyby była realizowana na polecenie Watykanu, a inaczej, jeśli była to decyzja, którą podjęto na zamku w Legnicy lub we Wrocławiu. Papież powiedział nawet wprost, że NIE BADAŁ SPRAWY BITWY LEGNICKIEJ i nie ma wyrobionego zdania w tej kwestii.
Jako przywódca duchowy i polityk światowego formatu wierzył, że przybywając do Salwadoru i Nikaragui junty wojskowe upadają jak klocki domina, bo Chrystus zadziałał swoją mocą? ZSRR upadło, bo Chrystus to uczynił? Naprawdę? I żadne inne siły za tym nie stały?
Sprawa beatyfikacji Henryka Pobożnego jest wymowna i Kościół cały czas ma obiekcje. Hitler jakoś nie miał skrupułów, żeby uczynić Henryka symbolem walki Europejczyków z dziczą ze Wschodu. Kościół zareagował w ten sposób, że Henryk został skompromitowany no i komuniści z Moskwy też nie zgodzili się na to.
Miała być piąta krucjata przeciw Turcji, teraz może szósta na Liban. A nie warto przemyśleć tych spraw na chłodno? Przecież podobno Bóg daje nam wolność, swobodę działania…
https://youtu.be/BaPYiF86Ed8?si=CXYkku3SJn4JyZlh
https://youtu.be/EGNkP9-XTzs?si=bXr5h1-MSMnP2YtM
Dzień dobry. Nic dodać, nic ująć, może tylko pytanie; no, dobrze, a „nasze” państwo? Po co ono istnieje? Zapewne odpowiedź na nie daleka jest od wyobrażeń „obywateli”. Stawiam na to, że ma dostarczać taniego robotnika. I o to mają się troszczyć lokalne dynastie. To ich nadzieja na przetrwanie. No ale o tym lepiej nie krzyczeć. Lepiej już jednak żyć w tej naszej tu wirtualnej rzeczywistości, bo zarówno historyczne sukcesy różnych dawniejszych propagandzistów jak i prawa tzw. logiki formalnej mówią nam, że z całkiem fałszywej przesłanki można wyprowadzić jak najbardziej prawdziwy wniosek. Tak, fizjologom się nie śniło. Trzeba więc nasze, powiedzmy, państwo traktować ze śmiertellną powagą.
Projekt polityczny z Polski spodobał się jurorom i został nagrodzony złotym cekinem. Dzisiaj to się nazywa „subwencją”.
Chór dworzan króla Wazy zaśpiewał z właściwego klucza, niczym na organizowanym przez Ojców Franciszkanów z Bolonii festiwalu Zecchino d’Oro. Rzewny śpiew wykonany przez piccolo coro w jakiejś świetlicy dla dzieci z zespołem Downa (wiki: Instytut św. Antoniego) wzbudził zachwyt, ale jak mniemam ktoś źle przeliczył kurs cekina i przedsięwzięcie „nie pykło”.
Krótko mówiąc państewka włoskie były wtedy na kursie schodzącym i za późno przesiedliśmy się do innej łódki.
https://youtu.be/MvqOCwQXKhc?si=VSrXIAtcCiFmAMOi
Tytułowy 'krokodyl’ to Turcja.
Oggi tutti insieme cercheremo di imparareCome fanno per parlare fra di loro gli animali.
Per certo Turchia mangiava troppo, ma 'si arrabbia ma non strilla’ non era di vero.
Amerykanie stworzyli marionetki w Ameryce Środkowej, żeby nauczyć się je obalać przed większą akcją w Europie środkowej i wschodniej, ruscy mieli swoje marionetki w Europie podobnie, jak Polska miała zrobić rozpoznanie w boju z Turcją, zanim do akcji wkroczyła Rosja, Francja i Anglia? Jaruzelski zrozumiał.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.