Uwielbiamy symbolikę dat, choć trochę nas ona, jako ludzi posługujących się rozumem, degraduje. Nie ma bowiem żadnego związku pomiędzy wypadkami, które rozegrały się w jednym miesiącu określonego roku i w tym samym miesiącu, dziesięć lat później. My jednak łączymy je często i uważamy, że taki związek istnieje. Oczywiście, istnieje o ile jest nam do czegoś potrzebny. Używamy bowiem chętnie takich zestawień jako argumentów w dyskusji i jako narzędzi kolportażu interesujących nas treści. Zbliża się listopad, ale jakoś nikt jeszcze, wzorem lat poprzednich nie rzucił hasła, że to dla Polaków niebezpieczna pora. Choć tegoroczny listopad wydaje się być dość groźny. Za chwilę okaże się, że demokratyczne wybory w najbardziej demokratycznym kraju świata mogą być na chama sfałszowane, a to otworzy drogę do władzy różnym gangom, globalnym i lokalnym we wszystkich krajach świata, a przede wszystkim w UE. W ten sposób, bez rewolucji, bez jednego strzału, zatriumfuje bolszewizm, my zaś znajdziemy się na prostej drodze do piekła. Jeszcze o tym nie wiemy, bo wszystko wygląda normalnie, ale może się przecież zmienić jednego dnia. Za dwa tygodnie zaś będziemy mieli marsz niepodległości, z rekordową frekwencją. Oby przeszedł spokojnie i bez żadnych ekscesów. A co potem? Potem będzie festiwal koślawej demokracji, który towarzyszył nam będzie do maja. Miesiąca pełnego dat symbolicznych, od których może się w głowie zakręcić. Ja dziś wybrałem jedną z nich i to celowo, albowiem chcę ten tekst połączyć z promocją nowej naszej książki, czyli Pamiętnika z lat 1830-1831 Juliana Ursyna Niemcewicza. Ta majowa data, która mnie interesuje to dzień bitwy pod Ostrołęką, od którego zaczął się upadek i degeneracja powstania. Możemy dziś już zadać takie pytanie – od jakiego dnia zacznie się upadek i degeneracja demokracji przedstawicielskiej, którą wszyscy dziś, łącznie z politykami rosyjskimi wycierają sobie gęby? Do wyboru mamy – listopad, albo maj. A ja tu chcę coś o sierpniu pisać, dlaczego? Mam swoje powody.
Przejdźmy jednak do książki, którą wydałem. Co głównie zajmuje Niemcewicza? Jakie kwestie go interesują? Przede wszystkim pisze on, co dość dla nas istotne, o infantylnym i niestabilnym bestialstwie władzy carskiej. Podnosi też wyższość, a niechby najbardziej kulawych, instytucji przedstawicielskich. I trudno się z nim nie zgodzić, kiedy człowiek czyta, że car interweniował w Polsce osobiście, w sprawach najbardziej błahych, głupkowatych wręcz, albowiem taką hierarchię ważności tych spraw przedstawiał mu jego brat Konstanty.
Władza rosyjska egzekwowana była w Polsce głównie za pomocą donosicielstwa i przymusu. Ja to już tu wskazałem, ale nikt nie zauważył, bo nikt nie ma nawyku porównywania zjawisk i okoliczności, a większość koncentruje się na wskazywaniu, że listopad to niebezpieczna pora, a maj to majowa jutrzenka. Oto zwalający się jak szarańcza do Warszawy urzędnicy carscy i ludzie za takowych się podający zajmowali dla siebie i swoich rodzin całe piętra w kamienicach śródmiejskich. Nie licząc się z ich właścicielami, lokatorami czy kimkolwiek. Mamy więc pierwsze istotne podobieństwo. Na razie naszych lokali broni demokracja przedstawicielska, którą, nawet kulawą, wychwala Niemcewicz. To się jednak może już za chwilę zmienić. W dodatku w sposób niezauważony.
Niemcewicz otwarcie krytykuje błędy polskiej demokracji, która zarządzała powstaniem lat 1830-1831, a to ze względu na udział w rządzie ludzi przypadkowych i na ambicje generałów-dyktatorów. Nie może uwierzyć także w to, że niektórzy dowódcy, walczący choćby pod Somosierrą, stali się potem najgorliwszymi donosicielami i podporą opresyjnych rządów Konstantego. Ten Konstanty bywa czasem, przez ludzi celowo tu przysłanych, jak sądzę, wychwalany, jako sympatyczny furiat – wariat, ale nasz wariat. Co prawda dostawał napadów szału, ale naprawdę lubił Polaków. Oczywiście, tych, co ich wynajął do kapowania na bliźnich lubił nawet bardzo. Innych nienawidził. Niemcewicz pisze, że potrafił za aresztowanymi oficerami w stopniach wyższych – pułkownika i generała – wysłać sztafetę w celu zebrania pewnych informacji. Nigdy nie zgadniecie jakich. Wydawał eskorcie rozkaz, by po oddaleniu się od Warszawy wymierzyć tym oficerom po 100 lub 200 batów. Sztafeta zaś wysyłana była po to, by sprawdziła i doniosła wielkiemu księciu, jaką minę miał skazany podczas wymierzania kary. Kiedy więc ktoś mówi o tym, że powstanie można było zatrzymać, albo nie dopuścić do jego wybuchu, to manipuluje emocjami i informacjami. Segregując je, by udowodnić obłąkaną zupełnie tezę. Życie w Warszawie przed rokiem 1830 było nie do wytrzymania. I stało się takie nie przypadkiem wcale, ale uczyniono je nieznośnym z rozmysłem.
W tym momencie powinien paść argument koronny, który już padł, kiedy wydałem Pamiętniki czasów moich, tego samego autora – Niemcewicz to mason! Spieszę donieść iż większość generałów w tym czasie, łącznie z tak żałowanymi lojalistami, których powstańcy zbili pierwszego dnia insurekcji, to masoni.
Wróćmy jednak do tragicznego maja roku 1831 i jego konsekwencji. Były one straszliwe, albowiem władzom insurekcji podsuwać zaczęto różne złudzenia. Na przykład wizję pożyczki londyńskiej, która miała dotrzeć do Polski w sztabach. Zatrzymali te sztaby Prusacy. Jednocześnie poseł austriacki w Warszawie rozsnuwał różne plany przed rządem powstańczym, oczywiście plany pomocowe, które Niemcewicz wprost wyśmiewa. Ulica zaś pełna była szpicli i prowokatorów. Tylko czy na pewno? Szymon Aszkenazy pisze, że tak. No, ale on też był masonem, więc jest niewiarygodny. Zanim przejdę wreszcie do sierpnia, a konkretniej do 15 sierpnia roku 1831 przypomnę jeszcze tylko, że Konstanty, uciekając z Warszawy, zabrał ze sobą zakutego w łańcuchy majora Łukasińskiego, którego kazał regularnie batożyć i ciągał go ze sobą po wojskowych obozach. Miał bowiem taką wizję, że trzymając go przy sobie zyskuje na coś wpływ. Aha, Konstanty ponoć nie był masonem. Wierzył jednak we wszystkie tajemne korelacje, z wyjątkiem, oczywiście, tych rzeczywiście sprawczych.
Nadszedł wreszcie dzień 15 sierpnia, wielkie dzisiaj święto, które obchodzimy na część zwycięzców w Bitwie Warszawskiej. W roku 1831 dzień ten jednak zapisał się inaczej. Jasne było już od lipca, że generałowie mający wiązać walką zbliżające się do stolicy kolumny nieprzyjacielskie, wykazują się daleko idącym, ocierającym się o zdradę, brakiem inicjatywy. Oni, a także kilku szpiegów, znanych w stolicy od lat, i od lat czyniących życie mieszkańców upiornym, zostało zamkniętych w zamku królewskim, albo w Starej Prochowni. Wieczorem 15 sierpnia lud, poirytowany rozwojem wypadków i nadchodzącą klęską, zaczął wyciągać więźniów z aresztu i mordować ich bez pardonu. I o dziwo, mason Niemcewicz, nie pisze o uwięzieniu tych ludzi z przekąsem, choć był mistrzem olimpijskim w tej dyscyplinie. Nie wskazuje na prowokatorów, jak Aszkenazy, bo tych widział raczej wśród uwięzionych, niż wśród tłumu dokonującego samosądu. No, ale może dlatego, że w sierpniu 1831 Niemcewicz był już w Londynie, a nie w Warszawie. Ten 73 letni starzec, został wysłany do Anglii, by tam sfinalizować sprawę pożyczki dla powstania. Było to jedyne złudzenie, w jakie jeszcze wierzył książę Adam Czartoryski. Paryż bowiem przysłał do Warszawy, celem udzielenia wsparcia, jakiegoś anglo-francuskiego aferzystę, który zaproponował kredyt nie do zaakceptowania.
Jak wiemy 6 września 1831 było już po powstaniu. Co jednak dokładnie stało się w sierpniu, w gorącą noc z 15 na 16 dnia tego miesiąca? Oto wściekły lud Warszawy, wywlókł z więzień swoich niedawnych prześladowców, odarł ich z odzienia, w tym niejaką panią Bazanow, osobę zajmującą się donosicielstwem, następnie zaś z całą brutalnością pomordował tych nagich ludzi, pastwiąc się na nimi okrutnie, a opisy tych czynności naprawdę robią wrażenie. Po czym ciała, w całości lub w kawałkach, powywieszał na latarniach. Czy warto w takich momentach mówić o prowokacji? Moim zdaniem nie, albowiem nikogo i tak nic nie obchodziło, co dzieje się w Warszawie. Podobnie jak i dziś nikogo to nie obchodzi. Jaka więc płynie nauka z tych pamiętników? Streszczę ją w kilku punktach:
- Władza, szczególnie absolutna i podstępna, jest jednocześnie infantylna i słaba. Obawiać należy się przede wszystkim władzy kokieteryjnej i coś obiecującej
- Jeśli tworzymy rząd, zadbajmy o to, by znaleźli się w nim ludzie decyzyjni, samodzielni, ale nie szaleni, jak generał Krukowiecki.
- Nie usprawiedliwiajmy przed samymi sobą, ani tym bardziej przed światem, grzechów i zbrodni władzy absolutnej i nie dyskredytujmy, na wyrost i niepotrzebnie wściekłości ludu, który może mieć naprawdę wszystkiego dosyć. Szczególnie jeśli wyładowuje on swoją frustrację na osobach ewidentnie winnych. Nikt nam za tę krytykę nie podziękuje, a poseł austriacki będzie się wręcz szyderczo uśmiechał pod wąsem.
Na koniec dodam jeszcze, że nikt chyba nie czyta licznych przecież wspomnień z Powstania Listopadowego, momentu w dziejach bardzo tragicznego i niejednoznacznego, który służy różnym hochsztaplerom do kreowania figur nowego jakiegoś kontredansa w propagandzie politycznej. Ten zaś tańczony jest bez muzyki, wystarczy, że tancerz sam sobie coś nuci pod nosem i wykonuje figury na parkiecie. Może więc zainicjujmy jakiś trend odwrotny? Zapoznajmy ludzi ze świadectwami epoki i niech sami oni ocenią – jak było.
Na razie mamy te pamiętniki.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/julian-ursyn-niemcewicz-pamietniki-z-lat-1830-1831/
W przyszłym roku, będą kolejne. Nakłady zaplanowałem niewielkie, ale nie mogę, jako pojedyncza i prywatna osoba prowadzić polityki, która powinna leżeć w gestii ministerstwa kultury.
Postanowiłem także wznowić w niewielkim nakładzie książkę, która była jednym z lepiej sprzedających się, wydanych przez nas, tytułów.
Oto ona:
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/z-dziejow-wspolzawodnictwa-anglii-i-niemiec-rosji-i-polski/
Takie tam nieważne ….
1) dzisiaj donosiciel to chyba sygnalista
2) włada infantylna – chyba bazuje na plotce i intrygach w peletonie (bardzo niebezpieczna dla DALSZEGO otoczenia, które ponosi skutki i nie wie dlaczego)
3) władza kokieteryjna (czuć nosem, że jest niewiarygodna), plecie bzdury, no i taki młody wyborca musi rozważyć, że jesli rodzice płacą czynsz i media w granicach tysiąca złotych co miesiąc, to nie można traktować poważnie obietnicy wyborczej dotyczącej kosztów akademika – 1 zł-
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.