gru 282024
 

W zasadzie niczym. Stwierdzenie to jednak stawia nas w punkcie, w którym należy zdecydować się na jakąś strategię, czyli określić czy będziemy grali w trzy karty czy nie?

O co chodzi w tej grze pisałem wielokrotnie. Powtórzę jednak jeszcze na wszelki wypadek. Oto zorganizowana grupa ludzi, w której każdy udaje kogoś innego niż jest w rzeczywistości, wyłudza pieniądze pod idiotycznym bardzo pretekstem, czyli rzekomą rozgrywką. Przynętą w tej rozgrywce są pieniądze, które można wygrać, ale także kunszt prowadzącego – mistrza w błyskawicznym przesuwaniu kart po gładkiej powierzchni. Mistrza otacza zawsze tłumek zainteresowanych osób, z których żadna nie znalazła się w jego otoczeniu przypadkowo. Wszyscy tworzą bandę i wykonują polecenia. W całej tej zabawie wskazanie szefa jest najtrudniejsze, albowiem nie musi być nim wcale prowadzący grę. Sama rozgrywka odbywa się z zastosowaniem odwiecznych zasad kuszenia szatańskiego. Najpierw się trochę wygrywa, a potem wszystko przegrywa. W razie awantury, mili i sympatyczni kibice zamieniają się w zdeprawowanych bydlaków i wyciągają sprężynowe noże. Mało jest jednak przypadków, by ktoś, kto przegrał protestował po rozgrywce i domagał się zwrotu utraconych sum. Każdy raczej przeboleje stratę, a są też i tacy, co będą się upierać, że mogli wygrać, gdyby ktoś ich akurat nie potrącił, albo nie odwrócił ich uwagi, czy też nie klepnął znienacka w plecy. Tacy przyjdą jeszcze kilka razy na placyk, gdzie odbywa się gra, żeby spróbować szczęścia, może tym razem się uda.

Gra w trzy karty, jeśli jej się dobrze przyjrzeć, ma cechy uwiedzenia połączonego z zaborem mienia znacznej wartości. Czyli ci co organizują grę mogliby być oszustami matrymonialnymi. No, nie zawsze bo do tego trzeba jeszcze jakoś wyglądać i mieć tak zwane „gadane”, a to nie zawsze jest cechą organizatorów gry, którzy opierają swój sukces na sztywnych i znanych powszechnie zasadach. Nie wymagają one od nich używania zbyt wielu słów i wykluczają ewentualną demaskację poprzez wypowiedzenie czegoś niestosownego, co spłoszy ofiarę.

Ten moment – uwiedzenie połączone z wyłudzeniem – upodabnia właśnie grę w trzy karty do działań, które nazywamy literaturą. Piszę – działań, bo chodzi o zestaw czynności, które muszą być wykonane, aby ofiara wyłudzenia uwierzyła, że oto otwierają się przed nią przestrzenie gdzie króluje wrażliwość i piękno. Takie rzeczy osiąga się łatwo, choć rynek literacki jak wiadomo jest trudny. Dlaczego łatwo i dlaczego trudny? Zacznę od końca – jest trudny, bo nie mogą na nim zaistnieć inne propozycje niż gra w trzy karty. To znaczy, żadna inna narracja nie może odwrócić uwagi ofiary od stolika z kartami. A takich stolików na rynku treści jest z 10 tysięcy. Każdy zaś z organizatorów gry uważa, że jego oferta jest najlepsza, choć niczym się ona nie różni do innych ofert. Ofiarę wabi się łatwo, albowiem cały system nastawiony jest na łowienie ludzi o zwiększonej wrażliwości. Czyli młodych, którzy odkrywają właśnie różne emocjonalne przestrzenie w swoim umyśle i sercu, póki co nie wypełnione niczym. I to wypełnianiem tych przestrzeni zajmują się gracze w trzy karty. Inni zaś, prezentujący inną ofertę, tylko by im przeszkadzali. I myli się ten, kto sądzi, że owo zagospodarowanie emocji kończy się wraz z osiągnięciem dojrzałości przez uwiedzionych. Nic z tego. Ono się ciągnie dalej. A uwiedziony brnie w kolejne rozgrywki,  albowiem uwiedzenie literackie nie kosztowało w końcu tak dużo, a ile było ciekawych przeżyć. To jedna kwestia, druga jest poważniejsza – od stolika z trzema kartami, a raczej z trzema topowymi tytułami napisanymi przez popularnych autorów, gładko przechodzi się do stolika z kartami dotyczącymi wyborów moralnych, a potem politycznych. I z tego biorą się właśnie wszyscy zwolennicy otwartego społeczeństwa, aborcji i ludzie głosujący na Donalda Tuska.

Ja tylko przypomnę, że grą w trzy karty były wszystkie występy Magdy Umer, a także cały Kabaret Starszych Panów, tak silnie oddziałujący na różne serca i głowy. Były to propozycje uczestnictwa w czymś niezwykłym, co w istocie było niedostępne i w zasadzie nie istniało.

No dobrze, a czy możliwa jest w ogóle inna opcja? Próbujemy ją wypracować w nielekkich warunkach już kilkanaście lat. Raczej nie mamy szans na duży sukces, albowiem konkurencja jest miażdżąca, ale widzę pewne oznaki jej osłabienia. Oto sprzedaż przy stolikach lansujących literaturę „karcianą” zaczyna kuleć, a poznajemy to po tym iż autorzy popularni, którzy stale w trzy karty wygrywali, zaczynają sugerować iż piszą pod pseudonimem, żeby jeszcze bardziej podkręcić emocje. Po co je podkręcać pod pseudonimem? Tego nie wyjaśniają, ale dla każdego, kto cokolwiek w życiu sprzedawał jasne jest, że ta strategia, nosi nazwę, pardon, owijania starego gówna w nowy papierek.

Na rynku pojawiła się książka debiutanta, niejakiego Jakuba Jarno, pod tytułem „Światłoczułość”. Lansowana szeroko i z rozmachem, z sugestią, że za ten debiutant to znany bardzo i popularny pisarz, specjalista od pisania jednej książki na miesiąc. Nie wiadomo czy to prawda, ale nie ma to przecież znaczenia, albowiem chodzi wyłącznie o podkręcenie sprzedaży i zablokowanie rynku przed innymi treściami, dalekimi od młodzieńczej wrażliwości.

Powtórzę teraz pytanie – czy można inaczej. Teoretycznie nie? Bo pokusa by nie wydawać na promocję, bądź wydawać minimalne sumy i surfować na fali obłędu czytelniczego jest zbyt duża. Są też inne przyczyny – jedną z nich jest takie posegmentowanie rynku, które wyklucza zmianę. Czyli należałoby najpierw przeprowadzić rewolucję, rozkolportować nowe doktryny polityczne i dopiero na takiej podbudowie zająć się promocją innych formatów literackich. Dotyczy to wszystkich segmentów rynku treści prócz literatury młodzieżowo-romantyczno- deprawacyjnej. Ta bowiem zawsze jest taka sama.

Stąd, z tej zależności, biorą się nasze ograniczenia. I ja się o tym przekonałem wczoraj, kiedy Stanowski ogłosił na X, że prof. Nowak wygłosi w jego programie pogadankę o wielkim królu Bolesławie Szczodrym, który chciał zbudować ogromne, polskie imperium. No, ale mu się nie udało, bo źli ludzie przeszkodzili. Nie zamierzam słuchać tej pogadanki, ze zrozumiałych względów. Zapowiedź ta jednak świadczy o tym, co napisałem powyżej – pewne narracje są nie do ruszenia i żadne argumenty, nie ważne czy źródłowe czy publicystyczne, nie pomogą. Nikt nie będzie przecież dyskutował z prof. Nowakiem, bo to by zdewastowało całą podstawę, na której opierają się narracje patriotyczne i na której stoi ten stolik z trzema kartami, na których wymalowani są wybitni władcy Polski, w których powinniśmy się wpatrywać. Nikt nie będzie dyskutował z prof. Nowakiem, no chyba że ktoś całkowicie przekonany, że prof. Nowak ma rację, a różnice między oponentami w tej dyskusji będą kosmetyczne i jedynie uśpią odbiorców, przekonując ich jednocześnie, że dobrze wybrali kupując takie, a nie inne książki, których przecież i tak nie przeczytają.

Czy ten system gwarantuje zyski? Nie. Ten system działa, bo są dotacje na książki i preferencje ideologiczne, które realizuje się za pomocą dotacji. I dotyczy to zarówno książek o przygodach Maryni wśród huzarów, jak i poważnych książek historycznych. Cały ten zestaw nazywany jest rynkiem literackim, czy też kulturą słowa pisanego. I zawali się w tym samym dniu, w którym skończą się dotacje. No, ale on się nigdy nie skończą – powie ktoś. I pewnie będzie miał rację. Może się zmienić ich charakter lub też źródło z którego płyną. Nigdy jednak nie ustaną. Musimy mieć to zawsze na uwadze, kiedy oceniamy czyjś sukces, na przykład sukces wydawnictwa Klinika Języka.

Przypominam, że promocja trwa do końca roku czyli jeszcze cztery dni. Zostawiam Wam też jeden tytuł, w ilości homeopatycznej

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/proces-jezusa-w-swietle-prawa-rzymskiego/

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/wzrost-panstwa-polskiego-w-xv-i-xvi-wieku-adam-szelagowski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zabojczyni-leon-cahun/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zaginiony-krol-anglii/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/przygody-kapitana-magona-leon-cahun/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/polskie-kresy-w-niebezpieczenstwie-pod-wozem-i-na-wozie/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/o-polskich-tradycjach-w-wychowaniu-stanislaw-szczepanowski/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/objawienia-matki-boskiej-w-gietrzwaldzie-dla-ludu-katolickiego-wedlug-urzedowych-dokumentow-spisane/

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/jan-kapistran-biografia/

 

Jeśli ktoś chce sobie kupić karmelitański kalendarz w przystępnej cenie, może w tym celu skontaktować się z ojcem Antonim Rachmajdą.

antoni.rachmajda@gmail.com

 

  4 komentarze do “Czym literatura różni się od gry w trzy karty?”

  1. „z tego biorą się właśnie wszyscy zwolennicy otwartego społeczeństwa, aborcji i ludzie głosujący na Donalda Tuska” – to oni coś czytają? No pewnie tacy bardziej aspirujący czytają GieWu czy inne wprostweeki. Pewnie kupują jakiś zestaw tytułów celem postawienia na regale – coby goście widzieli, że gospodarz na poziomie. Ale przebrnąć przez grafomanię Tokarczuk? Wydaje  mi się, że generalnie młodzi wykształceni są programowani przez TV i srajfon. Z drugiej strony: „medycyna zna różne przypadki”…

  2. co do polityków i dziennikarzy PO

    nic nie czytają bo jedynie ględzą, ciągle ten sam nudny format wypowiedzi, uważają że tyle wystarczy, bo za leniwi żeby zajrzeć do literatury a książek i cytatów,  które mogliby wykorzystać jako wsparcie swojej wypowiedzi,  a jest tego mnóstwo

    albo

    boją się kierownika, że odchodząc od nudnego przekazu a idąc w nowe uzasadnienia, swoją intelektualną samodzielnością przestraszą kierownika a ten takich wyskoków nie  daruje

  3. kiedyś na Różycu , mój syn w wieku przełomowym ostatni miesiąc wakacji  (po podstawówce a przed liceum)  zapragnął zagrać w trzy karty. Bacznie obserwował , wg organizatora to syn przegrał ale walczył o wygraną tłumacząc że była machlojka, ale kiedy koło nas zrobiło się ciasno to  błagalnym szeptem poprosił -mama zapłać- kosztowało mnie to 50 zł

    dziś nie pamiętam zasad tego hazardu ,  wspominam tamten synowski hazard tylko ze względu na powyższy wstęp Coryllusa

    chyba od tamtej pory żadne z nas nie zbliżyło się  do adresu, ze względu na twarze tej czeredki która nas otoczyła kiedy mój syn walczył o wygraną tłumacząc że  „ktoś przesunął”

  4. Magda Umer, której rodzinne korzenie chyba dla nikogo tu nie stanowią wielkiego odkrycia, koncertuje dalej. Widziałem relację z koncertu parę dni temu, są bilety na koncerty w przyszłym roku.

    Gra trwa dalej, przeniesie się na następne pokolenie z pewnością, nie tylko na bazarkach, ale na prawdziwych giełdach diamentów.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.