lut 192022
 

W całkowicie kuriozalnej i wybielającej autora książeczce zatytułowanej Armia Krajowa i nie tylko. Za i przeciw. Juliusz Wilczur Garztecki, (kto nie wie kim był niech wygugla) opisuje niezwykle ciekawą historię. Oto tuż po wojnie, kiedy nie było jeszcze komunikacji, a wszyscy podróżowali wojskowymi ciężarówkami, jeżdżącymi z rozkazami po całym kraju, spotkał on na takiej ciężarówce dziwnego człowieka. Pan ten, Rosjanin, zagadał go najpierw o Prousta i rozpoczął rozmowę o dziele znanym jako W poszukiwaniu straconego czasu. Potem rozmowa zeszła na inne tematy, a finałem było omówienie sprawy Własowa, skazanego właśnie na śmierć. – A wie Pan  – zapytał Garzteckiego Rosjanin – dlaczego tylko jego skazano? Garztecki nie wiedział. – Albowiem cała reszta sztabu Własowa, to byli nasi agenci. Pomijam czy ta oraz inne anegdoty w książce byłego oficera kontrwywiadu AK, który przekazał całą swoja dokumentację NKWD, są prawdziwe czy tylko w części prawdziwe. Nie podejrzewam bowiem aby on tego oficera spotkał na pace ciężarówki, już prędzej był przez niego przesłuchiwany. Chodzi mi o jasne wskazanie – do czego służą tak zwane kody kulturowe. Do ułatwienia niejawnych porozumień tajniakom i do tworzenia kontrolowanych obszarów narracji. Pisałem wielokrotnie, ale widać za mało, każdy kto korzysta z pojęć i języka stworzonego dla potrzeb tak zwanych kulturalnych ludzi jest w najlepszym razie matrymonialnym oszustem. To trochę żart, a trochę nie. Jasne jest, że owe kody podlegają stopniowaniu, a także mogą być tworzone na poczekaniu, ale do tego potrzebne są środowiska. Nie zrobi tego pojedynczy człowiek. My jesteśmy takim środowiskiem i to jest nasza najważniejsza funkcja. Porozumiewamy się między sobą za pomocą skrótów zrozumiałych tylko tutaj i w miarę bezpiecznych, a także całkowicie niepotrzebnych na zewnątrz. Nie da się za ich pomocą zbajerować bogatej wdowy, nie można podłączyć się do kodów używanych przez oficerów służb.  One służą w zasadzie tylko do zabawy. I to chyba dobrze. Oczywiście wielu z nas używa także innych kodów, które próbuje implantować na gruncie SN. I czyni to z przekonaniem, że one są interesujące spójne, a także prawdziwe. Otóż sposoby komunikacji są prawdziwe i sensowne, o tyle, o ile sami je wypracowaliśmy i o ile świadomi jesteśmy wszystkich sensów i znaczeń cegiełek, które sporządziliśmy, by je zbudować. Wszystko co zapożyczyliśmy z zewnątrz z wiarą, że wyjaśniają owe treści cokolwiek z otaczającego nas świata, jest niestety błędne. Jest to opowieść oficera NKWD snuta na pace ciężarówki w obecności przypadkowego współpasażera. Cywilizacja składa się z szeregu organizacji produkujących treści, które następnie podawane są do konsumpcji. One nie są strawne, mają tylko takie udawać, mają też stymulować serca i umysły. Są narzędziem sprzedaży, albo podboju, o czym często zapominamy. Najważniejszą zaś wartością, jaką dał nam nasz świat nie jest możliwość konsumowania tych treści, ale możliwość tworzenia własnych. Czy to jeszcze długo potrwa? To zależy. Wolałbym, żeby trwało jak najdłużej. Może się jednak okazać, że sprzedamy tę najważniejszą jakość, która została nam podarowana za bezdurno. Za możliwość powtarzania jakichś kulturowych kodów spreparowanych w nieznanych miejscach, wokół których jednoczą się duże grupy ludzi. Postaram się nikogo nie przezywać kiedy będę to wyjaśniał, ale nie będzie łatwo.  Jeśli mamy grupę wyznającą wartości konserwatywne i stawiającą wolność słowa na pierwszym miejscu, a jeden z jej guru mówi, że Brygada Świętokrzyska była formacją polskojęzyczną, to ja już nie muszę się tą grupą przejmować. Naprawdę. Nie muszę im dawać drugiej szansy, nie muszę czekać aż się poprawią, albo zmądrzeją, ani w ogóle nic nie muszę. Przede wszystkim zaś nie muszę się tłumaczyć. Jestem bowiem świadom, że ludzie ci sprzedali pierworództwo za miskę soczewicy. To znaczy możliwość tworzenia, za przymus powtarzania gotowych formuł. W Polsce grup, które zostały w ten sposób sformatowane jest niezwykle dużo. I w zasadzie można by zadać pytanie – jak się przed taką pułapką ochronić? Ja to wczoraj odkryłem w rozmowie z kolegą. Otóż przede wszystkim należy ufać własnym możliwościom, a unikać jak ognia wiary w kreowane dookoła koniunktury. Jesteśmy w tej kłopotliwej sytuacji, że owym koniunkturom podlega także relacja pomiędzy wiernymi a Kościołem. I tu zaczynają się jazdy prawdziwe, ale nie o tym będę dziś mówił, albowiem te sprawy powinna załatwiać prosta, chrześcijańska pokora.

Najważniejszy problem polega na tym, że każdy chce się przyłączyć do oddziału wtajemniczonych, a następnie uczestniczyć w tajemniczych leśnych rytuałach. I powtarzać po raz setny te same formuły, które gwarantują bezpieczeństwo jego emocjom i umysłowi. I nie rozumie, że wsiadł właśnie na ciężarówkę, gdzie sympatyczny oficer NKWD opowiada mu arcyciekawe historie, a zaczął rozmowę od Prousta. Czy ktoś znający Prousta mógłby kłamać, albo być człowiekiem niewrażliwym? No oczywiście, że nie. To przecież nie do uwierzenia. Kultura bycia i obycie literackie są przecież znakiem rozpoznawczym osób wtajemniczonych. No, a jeśli nie to, bo przyznajmy, że Proust trochę się już zużył, to mamy inne charyzmaty. Na przykład zdecydowany stosunek do aborcji albo ruchów LGBT. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości co do tych kwestii, nie powinien być w ogóle tolerowany, prawda? No, nie aż tak to nie. Nie powinien być tolerowany jeśli nie jest nasz, a jeśli jest to może być tolerowany jak najbardziej. Jak to – zawoła ktoś, to oprócz literackich, obyczajowych i politycznych kodów – są jeszcze jakieś inne? Oczywiście, że są. Albowiem te, które wymieniłem służą wyłącznie do bajerowania frajerów na ciężarówce. To tak, jak z Wielomskim, który nazwał Brygadę Świętokrzyską formacja polskojęzyczną i nadal jest przez wielu uważany za czołowego konserwatywnego publicystę. To tak, jak z Porębą, który próbuje swoją sztukę w gejowskim lokalu, a potem sprzedaje ją telewizji Trwam, która ja kupuje. Jeśli poważnie traktowalibyśmy słowa oficera jadącego na pace kwestie te byłby demaskatorskie i unieważniłby osoby, które brały w nich udział. Tak się jednak nie dzieje. Istnieje bowiem poziom meta i istnieje pycha, która każe nam, w jednej sekundzie, widząc taki szajs, przenieść swoje czyste jak kryształ rozważania na inny, wyższy poziom. Kto tam na nas czeka? Inny oficer, na innej ciężarówce. Wczoraj trzy osoby niezależnie od siebie użyły wobec mnie sformułowania imperium Klausa Schwaba. Wybaczcie Państwo, ale w tym momencie nie mogę się ani przez sekundę przejąć tym jakimś imperium schodzącego do grobu dziada. Nie mogę się też przejąć zagrażającym nam ruchom LGBT, centra tych ruchów są bowiem na tyle daleko, że nie spędza mi to snu z powiek. Skądinąd zaś wiem, że kiedy te różne parady odbywały się w Warszawie, za rządów PO, były aranżowane i ochraniane przez policję. Mam się tym ekscytować?

Wszystkie narracje dotyczące pryncypiów mają charakter uwodzicielski, to samo dotyczy narracji dotyczących zagłady, obrony okopów św. Trójcy i podobnych ekscytacji. Służą tylko i wyłącznie do zapędzania bydła za ogrodzenie i następnie podawania owemu bydłu spreparowanej paszy. Konsekwencje tego są straszne. Wczoraj pod zalinkowanym tu tekstem z salonu24 przeczytałem komentarza mniej więcej taki – Putin nie może być taki zły skoro chce chronić polskie rodziny.

Powiem tyle – to samo,  w czasach kiedy Garztecki jechał na ciężarówce z tym oficerem, mówiło się  w Warszawie o Rokossowskim – że jest prawdziwym bohaterem i ma polskie pochodzenie. Skąd ja to wiem i czy czasem nie buduję tu jakiejś uwodzicielskiej narracji? Otóż napisała o tym Maria Dąbrowska w swoich pamiętnikach. Ludzie byli jednak  gotowi uwierzyć w każde kłamstwo, byle tylko nie widzieć ruin Warszawy. I dziś także chcą uwierzyć w każde kłamstwo, byle tylko nie mierzyć się z gołą i bezwzględną siłą. Chcą mieć przeciwnika, przed którym może nie uciekną, ale trwać będą we wrogim i zwycięskim milczeniu. On zaś nie będzie mógł ich ruszyć, albowiem twierdzą będzie każdy prób i nie przemogą i w ogóle….Nie mogę nikomu zabronić uprawiania takiego sportu. Nie mogę się też jednak biernie temu przyglądać. Jeśli komuś się to nie podoba, trudno.

 

https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/bitwa-o-warszawe-1944-major-zbigniew-sujkowski/

 

  11 komentarzy do “Do czego służą kody kulturowe?”

  1. Niedługo się dowiemy, że Hitler też był agentem Stalina.

  2. Nie, no gdzie…Hitler był agentem Roosvelta

  3. Albo odwrotnie. A co tam… O ile prawdziwe są informacje w wiki, to wszystkich ich, tych ze sztabu,  powiesili z wyjątkiem jednego, który zniknął gdzieś pod Berlinem.

  4. jakoś to powiedzenie  -ubrał się diabeł w ornat i ogonem na Mszę dzwoni-  ciągle aktualne

     

    a już najlepsze to ratowanie polskich rodzin – jeśli to ma być  wywózka jak najdalej od frontu to już ćwiczone w historii relacji radziecko -polskich

  5. Panie Gabrielu, przydałby się artykuł o kodach kulturowych w Kościele. Jaki jest ich cel?
    Znam młodych ludzi którzy twierdzą, że Papież Franciszek to antychryst. Widzę też trójcę księży – Egzorcystę Glasa, Chmielewskiego z Wojownikami Maryji i Kostrzewę z podobną narracją. Ostatnio widziałem ich zdjęcie siedzących na ławeczce po cywilu.
    Jest też bardzo popularna wizjonerka z Trevignano Romano której to Matka Boża powiedziała w 2016 że ludzie mają robić zapasy bo lada chwila przyjdzie wojna.

  6. Nie chcę się tym zajmować. Wolę pisać o świętych

  7. Wygląda na to, że bolszewicki kod kulturowy zamieniono w skali globalnej na bolszewizm cerkiewny. Ilu da się nabrać?

  8. Od kontrwywiadu przez wsypę i dysudencję aż po kontrkulturę… nawet breaking bad wysiada

  9. „trzy osoby niezależnie od siebie użyły wobec mnie sformułowania imperium Klausa Schwaba.” – znaczy oglądały ten sam filmik. Ludzie rzadko produkują sami treści. Zwykle są dość bezrefleksyjnymi konsumentami. Najczęściej nie wiedzą nawet, że są konsumentami. Nie pamiętają skąd daną frazę ściągnęli lub jak to coś weszło im do mózgu. To w ogóle pozytywne, że mogło tam wejść….bo znaczy, że mają!

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.