maj 272021
 

Rozwinę dziś wątek, który pojawił się w dyskusji pod kolejnymi pogadankami już kilka razy. Chodzi o to, że filmy, szczególnie megaprodukcje historyczne, pełnią tę samą rolę, co żydowskie hagady, czyli liturgiczne teksty odczytywane przy okazji świąt. Jest jednak pewna istotna różnica. O ile w hagadach nic się nie zmienia, o tyle filmy, a wcześniej książki eksploatujące te same, istotne propagandowo wątki, co twórczo modyfikowane. Czyni się to w taki sposób, że efekt końcowy, czyli na przykład współczesne filmy o krucjatach w niczym nie przypominają tych z lat sześćdziesiątych XX wieku, choć mówią o tym samym. A już mowy być nie może by były choć w jednym punkcie styczne z tym co mówią źródła, przy pełnej świadomości tego, że źródła te są oszukane, albowiem wielokrotnie je poprawiano. Kiedy skonstatujemy powyższe, mamy ochotę lecieć gdzieś i pisać albo nagrywać jakieś produkcje o świętych Kościoła Powszechnego. Przynajmniej ja tak mam. No, ale triumf hagady nie polega na tym, że jest ona atrakcyjniejsza niż gawędy chrześcijańskie, ale na tym, że zawłaszczyła ona technologię i dystrybucję, a stało się to poprzez zeświecczenie przekazu. Tak właśnie. I niech mi nikt nie tłumaczy, że było inaczej. Żeby więc odwojować cokolwiek nie wystarczy ciekawie opowiadać, interpretować na nowo, uprawiać demaskację, ulubiony sport wszystkich bałwanów, trzeba jeszcze opanować kawałek rynku i mieć do dyspozycji dobry warsztat. Cóż to znaczy dobry warsztat w czasach szalejącej technologii? Trzeba być pół kroku do przodu przed wszystkimi. Na to oczywiście – uwaga, będę mówił o czymś, czego w istocie dziś nie ma – kultura chrześcijańska nie ma siły. Nie zeświecczy się też, by pokonać zeświecczoną hagadę, nie ma mowy. Może za to powędrować na manowce, prowadzona przez Szustaka, który lansuje coś, co nazwałbym apostolstwem fizycznej bliskości. Ale nie martwcie się, jeszcze pięć lat, Szustak zdziadzieje ze szczętem i będzie po zabawie. Niestety nasza sytuacja nie zmieni się ani na jotę. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem usprawiedliwiony albowiem napisałem dwie książeczki o świętych. Nic ponadto zrobić nie mogę. Mam jednak taką propozycję – na dzień dobry – jeśli nie możemy nikogo wyprzedzić o pół kroku nawet w dziedzinie zastosowania najnowszych technologii, spróbujmy może coś sprzedać legalnie, ale poza głównym rynkiem i zmieńmy nieco sposób opowiadania starych i dobrze znanych historii. Może to coś da, kto wie.

Ktoś może powiedzieć, że to jest jakieś tam ryzyko. Wcale nie, nie jest to żadne ryzyko, albowiem w sukurs idą na autorzy z akademii, którzy omawiają różne ważne sytuacja tak, jak trzeba. Nie mogą inaczej po prostu, a wielu z nich rozumie swoją misję w taki sposób, że trzeba mówić co się myśli na podstawie treści dostępnych dokumentów.

Przez wiele tygodni sprzedawaliśmy tu biografię Jakuba de Molay, postaci, która jest tak integralną częścią pop kultury jak kaczor Donald. W tej biografii jednak nie ma nic, co można by choć w jednym punkcie połączyć z pop kulturową wizją zagłady templariuszy. Nie ma tam więc wiele o sodomii, ani o herezji, którą rzekomo uprawiali bracia. No, ale są inne rzeczy. Ja, w swojej nieopisanej pysze, sądziłem, po przeczytaniu tej książki, że żadna sensacja nie uszła mej uwadze. I żyłem z tą świadomością, do momentu, kiedy zadzwonił tu mój kolega, który polecił bym zajrzał na stronę 273-274 oraz na stronę 212. To tylko niektóre ze stron z sensacjami, których nie zauważyłem, ale jest ich więcej. Oto pisze tam Alain Demurger, że oskarżenia wysuwane pod adresem wielkiego mistrza Nogaret odczytywał z Wielkiej Kroniki Królestwa Francji, a treści ich była taka mniej więcej iż pierwsze oskarżenia o sodomię wysunął wobec braci sam Saladyn. I to jest doprawdy niezwykłe. Oto najważniejszy prawnik królestwa, strażnik pieczęci, syn patarena, jak nazwał go w Agnani papież Bonifacy VIII, powołuje się na zapisy z najważniejszej kroniki królestwa, a tam stoi jak byk, że Saladyn oskarżał templariuszy. I ktoś to z całą powagą w kronice zanotował. Kłopot jednak polega na tym – pisze Alain Demurger – że kiedy dziś zaglądamy do tej kroniki, nie ma tam ani słowa o tych oskarżeniach. Są one tylko w relacjach z procesu. Nie ma też żadnych francuskich źródeł do historii tego procesu, są źródła z kancelarii papieskiej, źródła aragońskie i inne. Francuzi wyczyścili wszystko co dotyczyło tego postępowania. Można odgadywać motywacje, które kierowały królem Filipem, ale nie ma doprawdy potrzeby zbyt mocno psychologizować. Wystarczy zajrzeć na stronę 212 książki Demurgera, żeby przeczytać, że Jakub de Molay, przed wyjazdem z Cypru, gdzie rezydował do Francji, gdzie go aresztowano, przygotowywał blokadę Egiptu, włączył do tego planu papieża i wiódł polemikę ze szpitalnikami, o to jak powinna wyglądać przyszła krucjata. Co do jednego tylko panowała zgoda – trzeba zablokować Aleksandrię. Jeśli ktoś ma taką wizję polityki, a w Kronice Saint Denis napisano, że sam Saladyn, oskarżał jego organizację o rzeczy wcale niepiękne, to znaczy, że wyruszając do Francji, człowiek ów powinien uważać. A na pewno zrobić jakieś rozpoznanie. Jakub tego nie uczynił. Można powiedzieć, że z tymi oskarżeniami wysuwanymi przez Saladyna mogło być różnie. Może Nogaret zmyślał, albowiem – tu kolejne zaskoczenie – Jakub nie znał łaciny i wszystko trzeba mu było tłumaczyć na francuski. No, raczej nie zmyślał, bo wokół było mnóstwo świadków i nie każdemu dałoby się zamknąć gębę. Jeśli zaś nie zmyślał, to ktoś przeszył Kronikę Saint Denis, usuwając z niej kompromitujące królestwo i urzędników strony dotyczące współpracy z Saladynem.

Jeśli zaś tak się stało, można spokojnie wyrzucić do beczki z płonącymi kawałkami gumy wszystkie rewelacje na temat grzechów i odstępstwa templariuszy. Można by było też, gdyby historycy byli na tyle odważni, przeprowadzić bardzo widowiskowy proces króla Filipa, który na pewno wystąpił przeciwko racji stanu.

I teraz popatrzcie, na naszych oczach zmieniono wektor, tej ciągle żywej narracji. Znaleźliśmy się w momencie, niczym podróżnicy w czasie, w którym Wielka Kronika Królestwa Francji, jeszcze nie została zafałszowana. Oto na ekrany wszedł w roku 2005 (chyba) film Królestwo niebieskie, wykonany jak porządna hagada, i tam właśnie widzimy, że Frankowie, poddani króla Ludwika VII, który miał wyłącznie cholerne kłopoty, porozumiewają się w najlepsze z Saladynem. Co jest nie tak? Otóż sprawy zatoczyły koło i my dziś oglądając ten oparty na tak zwanych autentycznych faktach obraz, nie możemy się oburzać z tego powodu, my się mamy cieszyć. I sami wysuwać różne oskarżenia pod adresem templariuszy, którzy – tak się nam wydawało, są tak samo ważni, jak kaczor Donald. Okazało się, że nie, są ważniejsi, a niebawem czeka nas kolejne odczytywanie nowej, jeszcze bardziej zmienionej hagady. Ciekaw jestem czy doczekamy momentu, kiedy owe zaginione strony z Kroniki Saint Denis, gdzie omówione są oskarżenia rzucane przez Saladyna na zakon, powrócą na swoje miejsce, zmaterializują się ponownie. Rękopisy nie płoną, jak powiedziął klasyk. Pergaminy także nie. Wszystko więc jest możliwe i zależy wyłącznie do Fabiana Himmelblaua.

Tytułem pointy mam takie oto jeszcze spostrzeżenie, jeśli ktoś nie wie jeszcze po co profesor Stanisław Szczur wycinał kawałki XIV wiecznych kodeksów i wynosił je z biblioteki uniwersyteckiej pod paltem, nie potrafię doprawdy mu pomóc.

Książki Demurgera o Jakubie de Molay, nie ma już co prawda w sklepie, ale może kiedyś wróci.

  13 komentarzy do “Kino jako hagada”

  1. Dlaczego przeprowadzono szczegolowa rozprawe podczas procesu templariuszy, skoro nic zlego nie zrobili i dlaczego nie przeprowadzono rozprawy podczas procesu Stanislawa Szczura?

    W jakim stopniu jest zdemoralizowane srodowisko krakowskiej profesury?

  2. Dzień dobry. „Cui prodest scelus is fecit”. To jedna z moich ulubionych maksym łacińskich, najczęściej okazuje się prawdziwa, choćby z opóźnieniem. Eliminując Templariuszy zniszczono poważną strukturę bankową a także poważnie uszczuplono warstwę starej, „prawdziwej” arystokracji. Ktoś zajął miejsce i jednej i drugiej. Mamy więc pięknie zarysowaną spółę. A późniejszy pokątny handel kradzionymi i wyłudzanymi dokumentami to taka poszlaka, pasująca dobrze do reszty. Trzeba to komentować, Panie Gabrielu. Same przedstawienie faktów dobre jest dla czytelnika przygotowanego, takiego co się już zdążył kurzu bibliotecznego nawdychać. Takiemu zaś (jak ja…), który właśnie odkrył, że mówi prozą trzeba jednak trochę jak ten wójt. Pan tak w sumie często robi i myślę, że to dobra droga i sposób na systematyczne powiększanie grona czytelników i zdobywanie tego kawałka rynku, o którym było na początku.

  3.  
    Film od samego początku służy 2 celom:
    1. Propagandzie.
    2. Pedofilii
    3. „Praniu brudnych pieniędzy”.
    Dzisiaj 2. i 3. Pominę i zajmę się punktem 1.
    Dla przypomnienia: czytając ludzie przyjmują informację i ją jednocześnie analizują. Ten rytm obserwujemy przy czytaniu książek, gazet itp. Tymczasem, gdy w polu widzenia pojawia się ruch, wzrok koncentruje się na ruchu, nasza zdolność przyjmowania informacji spada, a krytyczna ocena przyjmowanej wiedzy _zanika całkowicie_.
    Film, z samej swojej natury, to narzędzie okłamywania mas.
    Proszę obejrzeć np. „Karol. Papież, który pozostał człowiekiem” mając w pamięci jak Lewactwo chciałoby zaprezentować pontyfikat JPII oraz co od tamtego czasu siły Zła i Podłości zrobiły z naszym Kościołem.

    Normal
    0

    21

    false
    false
    false

    PL
    X-NONE
    X-NONE

    /* Style Definitions */
    table.MsoNormalTable
    {mso-style-name:Standardowy;
    mso-tstyle-rowband-size:0;
    mso-tstyle-colband-size:0;
    mso-style-noshow:yes;
    mso-style-priority:99;
    mso-style-parent:””;
    mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
    mso-para-margin-top:0cm;
    mso-para-margin-right:0cm;
    mso-para-margin-bottom:8.0pt;
    mso-para-margin-left:0cm;
    line-height:107%;
    mso-pagination:widow-orphan;
    font-size:11.0pt;
    font-family:”Calibri”,sans-serif;
    mso-ascii-font-family:Calibri;
    mso-ascii-theme-font:minor-latin;
    mso-hansi-font-family:Calibri;
    mso-hansi-theme-font:minor-latin;
    mso-fareast-language:EN-US;}

  4. *przepraszam za skopiowany kod

  5. A kto skorzystal?

  6. Skoro rękopisy nie płoną, to po co są pożary i hagada o popiele? U nas ostatnio ciągle się coś pali…

  7. przywołując jeszcze zjedzenie przez nie wiadomo jakie stworzonka dokumentu statuującego UJ,  spisanego na cielęcej skórze a schowanego na 5 lat do słoika i zamurowanego w miejscu,  o którym wiedziało tylko kilka osób, to chyba demoralizacja sięga dna rowu mariańskiego.

  8. Pomyślałem, że dobrze będzie posłuchać znów bajki o skoczogonkach, ale jest tylko druga część niestety

     

    https://www.radiokrakow.pl/wiadomosci/krakow/uniwersytet-jagiellonski-stracil-swoje-najcenniejsze-dokumenty/

  9. Sorry za wpis, ten wyżej, jest bez sensu.

  10. Nie ma żadnych wątpliwości .Ktoś to ukradł.Albo w 1939 .Albo w 1945 .Dzisiaj  nie wiedzą  nawet gdzie była skrytka.Czy ktoś wie ?

  11. jest wiadome że Estraicher był w tej grupie umieszczającej słoik , ale przecież dokumenty wcale nie musiały być w słoiku, chyba dopiero potem po wydobyciu dokumentów powstał ten … słoik jako -opakowanie- które nie zostało naruszone, no i w słoikowym opakowaniu ocalały te stwory co spożyły dokument.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.