Gdzieś u samego początku blogosfery, a nierzadko jeszcze i teraz, ludzie próbowali komunikować się za pomocą mocno wyświechtanych bon motów politycznych. Takich na przykład, jak to rzekome powiedzenie Bismarcka o socjalistach i świniach. Wielu osobom bowiem zakładającym blogi zdawało się, że to jest poziom komunikacji właściwy naszym czasom i że da się go utrzymać. Ten zaś kto będzie częściej i głośniej powtarzał owe żarty zyska sympatię i aplauz. Niby dlaczego nie, wypowiada przecież właściwe zaklęcia, a że wprowadzone do obiegu dawno temu, przez jakichś funkcjonariuszy – cóż z tego?. Takie złudzenia były udziałem wielu i trzeba się było doprawdy mocno natrudzić, żeby stworzyć to co dziś mamy. Idzie ku gorszemu, ale przez długi czas żyliśmy w świecie, w którym myśl szybowała swobodnie i nikt nie strzelał do niej z procy. Po części dlatego, że nie mógł uwierzyć w to iż tak można, po części dlatego, że był bardzo przywiązany do różnych zaklęć, które konstytuowały go zewnętrznie i wewnętrznie i robiły zeń człowieka.
Z tymi socjalistami i świniami sprawa ma się tak, że zasada ta działa jedynie na zachód od Odry. U nas rzecz ma się zupełnie inaczej i to jest do udowodnienia na każdym właściwie przykładzie. U nas ludzie nie dojrzewają do konserwatyzmu polityczno-obyczajowego, ale do najczerwieńszego, stalinowskiego komunizmu, połączonego w dodatku z biznesem. I to się najsilniej rysuje w branży wydawniczej rzecz oczywista, bo gdzieżby indziej. Nie myślcie, że będę dziś znów pisał o Rosiaku i wydawnictwie „Czarne”, o nie, będę dziś pisał o Robercie Krasowskim i wydawnictwie „Czerwone i czarne”.
Na szczęście nigdy nie poznałem bliżej Roberta Krasowskiego, widziałem go tylko w redakcji dziennika „Życie” prowadzonego przez Tomasza Wołka. Miał on tam opinię jednego z najzdolniejszych dziennikarzy i do tego uchodził za konserwatywnego poetę. To mi się wcale nie zgadzało, bo pan ten wygląda wcale nie jak poeta, no, ale jak wiemy – pozory mylą. Nie przeczytałem ani jednego z jego wierszy i nie zdziwię się, gdy okaże się, że żadnego nie napisał. Wiem natomiast, że jako jeden z kilku zatrudnionych w tej redakcji dziennikarzy zrobił tak zwaną karierę.
Przypomnę, że oni tam wszyscy w tym „Życiu” uchodzili za szczerych patriotów, za creme de la creme polskiej prawicy, konserwatystów obyczajowych i gospodarczych, no i w ogóle za coś wyjątkowego, za grupę, która samym tylko pojawieniem się w przestrzeni publicznej spowoduje zredukowanie przychodów gazowni o połowę.
Jak wiecie nic takiego się nie stało, a nam przychodzi się dziś zastanowić jak to jest, że ludzie pokroju tych wszystkich Krasowskich i reszty zajmują pozycję na rynku wydawniczym, nienależną im wcale i produkują treści, od których człowiekowi wykręca gębę. Otóż ich sukces bierze się z naszej naiwności i frajerstwa. I tego się chyba nie da zmienić. Tak sądzę. Tomasz Wołek, który założył to pismo w atmosferze skandalu i buntu jest dziś wiadomo kim. No a mimo to wielu z nas wydaje się, że tamten czas, kiedy kierował jedynym prawicowym pismem w Polsce, był autentyczny, bo przecież wyrzucili go z pracy najpierw, potem zaś w pocie czoła zakładał nową redakcję. Pismo, które stworzył miało zaś duży kredyt zaufania i funkcjonowało ładnych parę lat udając, że pracuje na sukces, zanim tak zwane szydło wyszło z przysłowiowego worka. Myślę, że cała ta konstrukcja jest dla nas wielce pouczająca, bo stanowi odsłonę pewnej metody. I nie ja pierwszy ją odkrywam. Kolejnym ulubionym bon motem politycznym w blogosferze jest bowiem stwierdzenie Piłsudskiego, które brzmi – w czasach kryzysu strzeżcie się agentów. A ja dodałbym od siebie – agenci zwykle są sprawcami kryzysów. Kiedy zaczyna się kryzys i jest to kryzys dotyczący linii pisma, przede wszystkim trzeba trzymać się z daleka od idealistów wygłaszających płomienne mowy. Oni bowiem są tymi, którzy zostali wyznaczeni na pasterzy nowych stad. Trzeba się trzymać z daleka od poetów, szczególnie tych, którzy w swoją poezję wplatają wątki religijne i od fotografów, bo ci zawsze są kapusiami. Nie do wyobrażenia bowiem jest sytuacja, w której przywódca, nawet czegoś tak nędznego jak bunt oszukanych dziennikarzy, w słabym periodyku codziennym, był człowiekiem autentycznym, a nie podstawionym. To jest niemożliwe w żadnej sytuacji, w której mamy do czynienia z gotowym budżetem, przeznaczonym do podziału. Podkreślam – tak jest zawsze. I tylko w wyjątkowych wypadkach owi przywódcy buntów zyskują wymiar autentyczny. Wtedy jednak najczęściej zostają skompromitowani albo umierają, jeśli sprawa jest poważniejsza niż przepychanki w jakiejś gazecinie. Sukces zaś odnoszą wtedy jedynie, jeśli z premedytacją i w dobrym momencie zmienią patrona. Tak jak Józef Piłsudski na przykład. Stąd wszelkie struktury piramidalne, zarządzane przez szefa i tajną, a zaufaną radę starszych, których programem jest doprowadzenia jakiejś grupy ludzi do szczęścia, nie powinny znajdować się w obszarze naszych zainteresowań. Nie powinny, bo są zawsze oszukane. Organizacja taka, nawet jeśli chwilowo coś osiągnie, skazana jest na klęskę i kompromitację. Oczywiście, Wołek nie myśli, o tym, że jest skompromitowany, podobnie cała reszta jego załogi. Oni są przekonani, że zrobili dobrą robotę i jeszcze odnieśli sukces.
Robert Krasowski, który dziś prowadzi wydawnictwo „Czerwone i czarne” wydawał niegdyś najnudniejszy i najstraszniejszy dodatek do gazety codziennej jaki znał świat. Nosiło to tytuł „Europa idei” i było aspirującym zwojem słabego papieru toaletowego przeznaczonego dla oszukanej młodzieży, w której prezentowano mocno wydłużone bon moty polityczne, celem uwiarygodnienia szefa redakcji i jego kumpli. Dodatek ten zbierał wszystkie możliwe nagrody w swojej kategorii, a sprzedawano go razem z dziennikiem „Fakt”, co było dość – moim zdaniem – raczej ambarasujące, ale nikt się nie przejmował.
No, ale ktoś się w końcu zorientował, że takie zestawienie nie ma sensu i „Europa idei” dostała padaczki, a dziś już nikt o niej nie pamięta. Jest za to wydawnictwo „Czerwone i czarne”, które prowadzone jest przez byłego konserwatywnego poetę, prawicowego dziennikarza, piewcę różnych idei, pod którymi mogliby się podpisać czynni także tutaj blogerzy i komentatorzy. Jakie książki wydaje to wydawnictwo? Ot, na przykład książkę Moniki Jaruzelskiej zatytułowaną „Rodzina”. To jest jeszcze lepsze niż tytuł „Europa idei” dodany do takiej szmaty jak „Fakt”. Na okładce tej książki widzimy panią Monikę, która patrzy prawie tak samo mądrze jak Barbara Brylska, a ja sądzę nawet, że w konkurencji „szczerość spojrzenia” mogłaby śmiało konkurować z samym Siergiejem Ławrowem, ministrem spraw zagranicznych Federacji Rosyjskiej. Monika Jaruzelska trzyma na rękach jakieś niemowlę. Okładka urzeka prostotą i klarownością przekazu. Sami sprawdźcie.
Najlepsze moim zdaniem jest to, ze wydawnictwo Krasowskiego wypuściło na rynek książkę pod tytułem „Siedmiu wspaniałych”. Jest to praca profesora Eislera o siedmiu pierwszych sekretarzach PZPR, którzy opisywani są tam ponoć jako tacy święci na opak. Rozumiecie? Taka demaskacja – propaganda – jak piszą w zajawce – przedstawiała ich jako wspaniałych, jako zbawców narodu, a tu się okazało, że wcale nie, że jest inaczej i to są po prostu oszuści.
Wśród autorów wydawnictwa „Czerwone i czarne” odnajdziemy takie nazwiska jak: Paweł Śpiewak, Kamila Łapicka, wspomniana już Monika Jaruzelska, Daniel Passent, Jadwiga Staniszkis, Cezary Michalski no i oczywiście jak najbardziej „nasz” Rafał Aleksander Ziemkiewicz. Do tego książki wydaje tam sam szef czyli Robert Krasowski, który jest autorem pracy „Czas gniewu czyli rozkwit i upadek imperium SLD”. Aha, byłbym zapomniał, jeszcze Michał Komar i Sławomir Koper, popularny opisywacz skandali obyczajowych z wczoraj i sprzed wojny.
Bez trudu można odgadnąć, że misja wydawnictwa realizowana jest w ten sposób, iż stanowi ono ideowy zwornik, pod który podłączeni są zarówno autorzy czerwoni tacy jak Komar, jak i czarni tacy jak Ziemkiewicz, a do tego jeszcze różni neutralni, tacy jak Łapicka i Koper. No, ale kiedy spojrzymy na to przez nasze okulary, których tu zwykle używamy do przypatrywania się rzeczywistości, przyznać nam przyjdzie, że Krasowski to jeden z owych pasterzy nowych stad, o których tu powyżej pisałem. Jego trzoda zaś skompletowana jest według sztywnego klucza i nie ma mowy, by tam się znalazł ktoś przypadkiem, ktoś kto ma po prostu ciekawe spojrzenie na świat i ładnie pisze. To jest narzędzie propagandowe obliczone na nadchodzące etapy i zmiany. No, ale cóż nas to obchodzi, my się możemy z tego co najwyżej pośmiać, a jak ktoś jest dociekliwy to może jeszcze sprawdzić na stronach ministerstwa ile „Czerwone i czarne” dostaje dotacji z budżetu państwa na książki Jaruzelskiej i jej kolegi z klasy Rafała Ziemkiewicza.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można już kupić komiks o przygodach Jana Hardego – żołnierza wyklętego oraz Baśń jak niedźwiedź tom I w cenie promocyjnej. W promocji mamy również książki Toyaha, „O siedmiokilogramowym liściu” oraz „Twój pierwszy elementarz”. Zapraszam także do księgarni Tarabuk przy Browanej 6 w warszawie, do księgarni „Przy Agorze” – ul. Przy Agorze 11a, do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy oraz do księgarni Latarnik przy Łódzkiej 8 w Częstochowie.
Tylko Palikota brakuje dla kompletu i do tytułu 😉
Tak, Piskorski już jest, zapomniałem o nim. Palikot przyjdzie, nie ma obaw.
Czym podpadł Ziemkiewicz?
Ziemkiewicz to jest tak jak juz pisalem celebryta (tak go celnie okreslil byly kolega redakcyjny Filip Memches). Uwazam ze napisal dwie cenne ksiazki: „Polactwo” I „Michnikowszczyzna” a teraz robi marsowe miny I usiluje odcinac kupony od tego.
Ale istote system panujacego w Polsce dobrze opisal w „Polactwie”. W sferze publicznej to jest relacja miedzy dziedzicem (rzadzacymi) I fornalem (ludem). Jedna I druga strona mruga do siebie porozumiewawczo: formal chce zeby dziedzic byl wyrozumialy, nie wymagal za wiele a najlepiej jak najmniej, zeby pozwalal sie okradac I przymykal na to oko. Dziedzic od czasu do czasu obiecuje dodatkowy worek kartofli, nowego grila I ze chalupe pomaluje na nowo.
Prawie cytuje Ziemkiewicza ale tak to wyglada. Elit Polska nie ma bo elity (nie tylko polityczne) moze wygenerowac narod a Polacy to wlasciwie sa na poziomie plemienia.
Media maja w oglupianiu ludzi tez potezny udzial, wystarczy przez pare m-cy sledzic sondaze „kogo bys wybral gdyby wybory odbyly sie jutro?”
Wystarczy ze Tusk wystapi na konferencji prasowej albo pojedzie z „gospodarska” wizyta do Elblaga I slupki mu skacza. Przeciez to nie jest opinia publiczna tylko wyscigi na Sluzewcu.
Co do Krasowskiego to przypadek jego czy Wolka potwierdza tylko ze wszyscy ktorzy „zaistnieja” I juz rozdaja te swoje autografy (ja rozumiem ze mozna prosic Churchila cz Napoleona o autograf ale Ziemkiewicza to juz smieszne) to sa juz po aryjskiej stronie, gdzie mozna jak to mowi Stanislaw Michalkiewicz wypic a nawet I zakasic.
Dlatego nie ma „oni” I „nasi” sa tylko ci co dorwali sie do kotla z zupa I ci co chcieliby sie najesc.
Widzialem nie tak dawno w Telewizji Republika jak zawziecie dyskutowalo towarzystwo bodajze na temat kolejnego marszu patriotycznego w skladzie: Bronislaw Wildstein, Lukasz Warzecha I ….. Dominika Wielowiejska. Jakby jeszcze dolaczyc do nich Michalskiego I Ziemkiewicza to na koniec dyskusji podziekowaliby panstwu I moze nawet powstalby Front Jednosci Narodu.
niespłaconymi kredytami?
Jak sobie to czytam to wpada mi do głowy cytat z piosenki Johna Portera:
„dokąd pędzą, dokąd biegną oni wszyscy, kto właściwie kontroluje ich umysły?”
Wtedy ta piosenka kontestowała tzw. Zachód. Kapitalistyczny zachód.
Teraz jesteśmy prawie na Zachodzie? Pewex w każdym kiosku Ruchu?
I możemy sobie dywagować, ale jedno jest pewne, chodzi o kontrolę. Na każdym szczeblu i odcinku.
Świat jest mały i by się Coryllus aż zdziwił jak dobrze obserwuje i określa kariery dziennikarzy tego czasopisma na Ż. Tacy fałszywi przewodnicy stada, jak i patriotyczni konserwatyści z kolejnymi żonami.
A co od tej zaobserwowanej inklinacji do czerwonego odcienia – no to jest pochodną powiedzenia (autor chyba Gomółka) „władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”, no i tego się trzymają.
Mam w domu „Polactwo” jeszcze nie czytane (zafoliowane) mogę oddać jako fant na loterię, bo mi się już nie chce tego R. Z. czytać.
Miałem właśnie napisać żeby pan coś powiedział o Krasowskim i jego wydawnictwie bo to ciekawy przypadek. A pan twardo idzie za ciosem.
pozdrawiam
Do „Żywiny” zabierałem się kilka razy i po dwóch, trzech stronach stop. Leży u mnie w dość dobrym stanie i czeka, a czy doczeka to nie wiem.
Żiemkiewicz spędził trochę czasu w dość niewygodnej pozycji, a mianowicie siedział okrakiem na barykadzie i bacznie spoglądał w obie strony. Któregoś dnia dojrzał (nie idzie o wzrok), więc zeskoczył z niej i poszedł na grilla. Teraz wybrał sobie, być może dzięki koleżance ze szkolnej ławy, o wiele wygodniejsze stanowisko i wszedł w poczet twórców wydawanych przez „Czerwone i czarne” i tu, bez ryzykowania całością przyrodzenia, może komfortowo przesunąć się w stronę czerwonego lub czarnego w zależności od chwili dziejowej.
Nigdy nie nabyłam zwyczaju kupowania gazet . W różnych miejscach pracy bywały służbowe , albo w czytelni jak juz koniecznie …
Więc nie znam tematu . Miałam kilka egzemplaży GW pierwszych dosłownie … no bo wiadomo … nasza …. wybory … ale też po chyba 3 czy 4 zakupach przestałam kupować. Miały leżec jako ciekawostka … no ale padły ofiarą kolejnego sprzątania .
Może coś ze mną nie tak ?
W internet wpadłam szybko … ta swoboda konfrontowania informacji z wielu źródeł … przeciwstawnych .
Nie zrozumiem nigdy wyznawców jednej gazety , telewizji , radia .. partii .. wszystko jedno ..
Jeden jest Bóg … cała reszta wymaga sprawdzania …
I tu dochodzę do tych co to niby moi … nie wiem czy nasi … bo pewnie każdy z nas chadzał różnymi ścieżkami …
Ale co by było gdybym tych moich przyjęła na wiarę?
gdybym ich miała kiedykolwiek … no ale właśnie nigdy nie miałam ..
Jestem człowiekiem poszukującym … to chyba skrzywienie spowodowane kilkoma uprawianymi zawodami ? ale i cecha charakteru .
Fajnie , że coryllus szuka …. Lubię takich ludzi spotykać .
PS . wylądowałam dziś niespodziewanie w centrum handlowym do którego dawno nie jeździłam … cos pilnego … Ale zdumiało mnie , w miejscu sklepu z ozdóbkami … pierścionkami itp … Księgarnia …… Nawet nie wiem jakiej sieci … nie matras i nie empik ….. tak się zdumiałam !
Jak na razie to ksiegarnie nie giną tylko sie przepoczwarzają, bo choć są narzekania to powstają nowe bo jest to rynek dający jakiś przychód. Gdyby ten przychód policzyć to :
38.000.000 polaków x 50 zł (cena książki) x 1 książka rocznie = 1.900.000.000 zł ,
od tego odjąć koszty, to coś zostanie w kieszeni księgarza i wydawnictwa.
Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.