sty 012023
 

Podsumowań i planów na nowy rok nie będzie. Trzeba robić i tyle, co się uda to się uda, a jeśli coś się nie uda, nikt nie będzie o tym wiedział i powodów do płaczu będzie mało lub wcale.

Dziś będzie o masówce, która jest towarem najbardziej pożądanym przez leniwych sprzedawców. Nie chcą oni kolportować towaru oryginalnego, a pragną takiego, który zejdzie im ze sklepu bez wysiłku z ich strony, albowiem jest nań popyt, czyli działa koniunktura. Dlaczego działa? Takich pytań nikt nie zadaje, albowiem nikt nie zawraca sobie głowy tym, by kreować koniunktury. To jest za drogie i w Polsce nieopłacalne. Sprzedawcy są u nas jak lekarze usiłujący trafić w bakterię antybiotykiem, bez przeprowadzenia rozpoznania. Czasem się udaje, nawet dość często, bo antybiotyki mają szerokie spektrum, ale w sprzedaży nie chodzi o likwidację bakterii. Szerokie spektrum oznacza, że towar jest dla wszystkich. To zaś powoduje jego uproszczenie i sprawia, że owi „wszyscy” interesują się nim jedynie teoretycznie. A skoro tak wzmacnia się przekaz reklamą. Bo wszyscy oczywiście, jak to celnie ujął przed laty nasz kolega Jarecki, rozglądają się po świecie w poszukiwaniu klienta-idioty. Teraz pora na przykłady. W co bym ostatnio nie kliknął, a wierzcie mi, że nie poszukuję takich treści tylko zupełnie innych, wyświetla mi się reklama człowieka prowadzącego jakieś terapie, który nazywa się Bogdan de Barbaro. Czy to na YT, czy w Do rzeczy, zawsze na górze jest ten pan, który głosem spokojnym i opanowanym mówi o czymś bardzo ważnym. Ja tego nie słucham, ale poznaję po wyrazie twarzy, że sprawy są poważne i bez Bogdana de Barbaro raczej nie rozwiązywalne. Czy tak jest w istocie? Oczywiście, że nie, gdyby było Bogdan de Barbaro prowadziłby bloga w Szkole Nawigatorów, jak prof. Święcicki, a ja bym reagował na listy ludzi, którzy chcieliby się z nim skontaktować, przesyłaniem do niego wiadomość i niech sobie radzą.

Skoro ktoś przeprowadza tak szeroko zakrojoną akcję promocyjną i to nie tylko w mediach tradycyjnie kojarzonych z różnymi terapiami, czyli lewicowych, ale także w Do rzeczy, gdzie siedzi cała masa specjalistów od rozwiązywania problemów małżeńskich, to szykuje się coś poważnego. Budowana jest nowa hierarchia ekspertów, których rozpoznawać powinna każda popieprzona matka i każdy dysfunkcyjny ojciec.

Ja, albowiem jestem już stary, dobrze pamiętam inną hierarchię ekspertów od spraw terapii, psychologii, psychiatrii. Na jej czele stał prof. Kozakiewicz, znany seksuolog, a w życiu politycznym działacz partii o nazwie PSL. Nieco niżej w tej – nie rzeczywistej, ale medialnej i poprzez media ocenianej – hierarchii stał Andrzej Samson, Wojciech Eichelberger i paru jeszcze innych. Kozakiewicz zmarł pod koniec lat dziewięćdziesiątych, a cała reszta została. Nie wiem czy oni się nawet znali osobiście, ale podejrzewam, że tak, albowiem środowisko nie było duże. Ich sława trzymała się na poradach eksperckich, które drukowały kolorowe gazety. Nie tylko takie jak Pani domu, ale także Gazeta Wyborcza, gdzie ukazywały się wywiady z Samsonem. Potem nastąpiła sławna katastrofa, albo też seria katastrof i środowisko jako całość, a także pojedyncze osoby zapadło się pod ziemie. Następnie z czeluści uczelni medycznych, wydziałów psychologii i różnych instytutów zaczęły wyłaniać się inne postaci, które, początkowo nieśmiało, może tak nawet bardziej lokalnie, usiłują zagospodarować rynek. Tego nie da się zrobić tanio, jak w dawnych czasach, poprzez rubryki porad w kolorowych tygodnikach. Trzeba zapłacić za reklamę. Ułatwienie jest takie, że reklama ta pokazywana jest wszystkim, w najmniej spodziewanych momentach. Jej konstrukcja jest jednak identyczna jak tych porad z dawnych czasów i do identycznego targetu jest adresowana. To zaś oznacza – tak sądzę – że treści te są raczej powierzchowne. No, ale życzmy profesorowi de Barbaro sukcesu, w końcu chce on tylko sprzedawać książki, a nie umawiać się na indywidualne wizyty z pacjentami, jak inni specjaliści z jego dziedziny. To zaś wymaga przygotowania formuł łatwo strawnych dla każdego. No i wiary, tę zaś podtrzymują wyraźne analogie do religii zawarte w przemowach profesora. Jest tam na przykład siedem, zamiast dziesięciu, przykazań, które mają doprowadzić do jakiegoś sukcesu i szczęścia.

Ktoś powie, że się czepiłem nieszczęsnego psychiatry, który chce sobie zarobić. A przecież wszyscy uprawiają dokładnie tę samą technikę, albowiem interesuje ich masowy odbiorca. Masowy, to znaczy taki, który rozpaczliwie chce w coś uwierzyć. Przedmiot zaś czci i formuły, jakimi cześć będzie wyrażana, są drugorzędne, chodzi bowiem o zaspokojenie różnych głodów duchowych, nie dających się zagłuszyć w zakresach zwyczajnemu człowiekowi dostępnych. I tym się właśnie różni masówka od nie-masówki. Ta pierwsza obiecuje, że widz, czytelnik, pacjent znajdzie ukojenie, choć nie zawsze się tak dzieje, a poznajemy to choćby po pointach jakie w swoich tekstach umieszcza prof. Łukasz Święcicki.

Ta druga niczego nie obiecuje, nie jest bowiem terapią, ale antyterapią. No i nie jest adresowana do emocji i różnych niespełnień, ale do innych aspektów człowieczej substancji. Nie podaje na tacy żadnych odpowiedzi, nie formułuje przykazań, a przez to nie nadaje się do masowej dystrybucji. Bywa więc dla wielu odbiorców rozczarowująca. Ja to poznaję po niektórych komentarzach, pojawiających się na YT pod naszymi nagraniami. Kiedyś bywało tak i na blogu, ale poprzez usilną i wytrwałą pracę trend ten wyeliminowałem. Na YT nie jest tak łatwo i ludzie przychodzą tam nie po to by odnieść się do treści zawartych w nagraniu, ale by opowiedzieć o swoich niepokojach i frustracjach związanych z tematem. Nie odpowiadam na takie komentarze, albowiem nie prowadzę tu żadnej terapii. Nie prowadzę też masowej dystrybucji, albowiem nie mam do tego narzędzi. Nie mam też takich planów, bo wtedy musiałbym po prostu zgromadzić budżet na kampanię w mediach takich jak Do rzeczy i YT, a następnie czekać na efekty. Te zaś byłby z pewnością mizerne, albowiem propagowane tu treści nie nadają się do masowej dystrybucji. I tak koło się zamyka, my zaś po staremu szukać musimy alternatywnych rozwiązań, poza sferą silnie stymulowanych ludzkich emocji. Musimy także uważać, żeby nie rozpocząć tutaj jakiejś intensywnej stymulacji, która ma charakter obsesji i ściąga uwagę wszystkich, łącznie z ruskimi agentami. A propos – ktoś wczoraj napisał, że jak się Sykulski kiedyś napił, to próbował siłą woli rozpalić ognisko na jakichś torach. Nie wiem czy to prawda, ale człowiek kolportujący te rewelacje wystąpił pod nazwiskiem. Sami więc widzicie, że nie jest lekko. Kiedy zaś ktoś wpada na pomysł stymulowania emocji swoich czytelników za pomocą wyraźnie sprofilowanych treści, bardzo szybko znajduje się na drodze do Wylatowa. A jeśli już uda mu się z niej zboczyć, zaczyna pisać wielkie syntezy wskazujące na powtarzalność pewnych procesów w historii. Nie zyskuje tym szerokiego poklasku, albowiem nie ma narzędzi dystrybucji masowej, które posiada taki, na przykład, prof. de Barbaro. Myśli, że sama treść otworzy mu możliwość masowego kolportażu, a tak się nie stanie. Nawet najzabawniejsze demaskacje i rewelacje Sławomira Kopra, występują już w reklamach razem z innymi sławnymi demaskacjami i rewelacjami, a jest ich tak wiele, że człowiek zaczyna ziewać.

Wszystkie te okoliczności powodują, że musimy iść raczej w kierunku cyzelatorskiej obróbki tematów, z czego swego czasu też się śmiałem, a liczyć przy tym musimy na nieujawnione i głębokie pokłady niepokojów tkwiące w duszach naszych czytelników. Nie możemy jednak uprawiać przy tym terapii. Jeśli będziemy czynić inaczej, szlag to wszystko trafi. Czy to w ogóle jest możliwe? Myślę, że tak. Pochłaniam dziennie sporo tekstów, które następnie usiłuję na coś przerobić. I wychodzą przy tym niezłe kwiatki, które w całości lub w części przynajmniej wymykają się formatom. Żeby nie pozostać gołosłownym dam na koniec przykład. Oto w czerwcu roku 1918 gazeta pod tytułem Robotnik, organ prasowy Polskiej Partii Socjalistycznej, Frakcji Rewolucyjnej, umieściła w swoim serwisie informację następującą:

Rząd bolszewicki wykrył fałszerzy znanych dobrze ze swej bezczelności, panów Lutosławskich i oddał ich pod sąd. Co jednak powiedzieć o tem, że pismo niepodległościowe „Rząd i wojsko” przedrukowało ten dokument, jako prawdziwy, i dodało swoje uwagi, że Niemcy razem z bolszewikami chcą u nas robić rewolucję socjalną?!Rewolucyjne pismo, które naiwnie uwierzyło w prawdziwość dokumentu rozpowszechnianego przez endeków, a zohydzającego rewolucjonistów – rewolucyjne pismo podtrzymujące bajki o prowokacyjnem źródle dążeń rewolucyjnych – wystawiło sobie świadectwo co najmniej naiwności.  

Ciekawe, prawda? I to na razie na tyle, na ten nowy rok.

 

  13 komentarzy do “Masówka”

  1. Świetnie pamiętam dzień, gdy aresztowano p. Samsona (i kilka kolejnych). To co mnie uderzyło wtedy, to niesamowita wręcz sprawność i operatywność Policji. Która jakoś w ciągu minut dosłownie aresztowała podejrzanego. Wprawiło mnie to po prostu w zdumienie, które – jak sądzę – muszą podzielać wszystkie osoby, co miały nieprzyjemność zgłaszać jakieś przestępstwo. Zwykle proces ten polegał (nie wiem, czy coś się zmieniło przez 20 lat?) na mozolnej kilkugodzinnej produkcji papierów (wystukiwanych 1 palcem) a następnie przesłaniu decyzji o umorzeniu z powodu niewykrycia. Kilka miesięcy temu podobno dzielna policja równie sprawnie prowadziła śledztwo ws. kradzieży kota. Ale sprawa oczywiście ucichła i się nic o tym nie dowiemy.

    Druga rzecz, która mną wtedy wstrząsnęła, to odpowiedzialna obywatelska postawa nurka śmietnikowego, który na dnie pojemnika z brudami wynurkował dowody pedofilii. I w dyrdy na policję poleciał, zamiast szukać surowców wtórnych do wymiany na tanie wino.

    Wobec takich zdumień, śmierć p. Samsona w areszcie („Jaś nie doczekał”) przed rozpoczęciem procesu była już dla mnie oczywistą oczywistością.

  2. na Mokotowie mówiono że gosposia celebryty,  nie wytrzymała tej presji udawania że nic sie złego nie dzieje i że ona niedbale wrzuciła do śmietnika fotki stanowiące dowody rzeczowe, trochę sie te fotki poniewierały w tym śmietniku i trochę choć powoli sprawa się nagłaśniała.

    Ten sposób spopularyzowania chorobliwego uzależnienia tego  celebryty nie pozwolił na zamiecenie pod dywan  – wiedział cały górny Mokotów i fotki to potwierdzały

  3. Wobec takich zdumień, śmierć p. Samsona w areszcie („Jaś nie doczekał”) przed rozpoczęciem procesu była już dla mnie oczywistą oczywistością.

    Akurat tu się Pan  myli. Samson nie tylko doczekał procesu, ale i został skazany, a nawet odsiedział kilka lat. Pierwszy wyrok uchylono i sprawę skierowano d ponownego rozpatrzenia, ale Samson cały czas był w areszcie. Został zwolniony po kilku latach z aresztu z powodów zdrowotnych i umarł w domu, we własnym łóżku.

  4. Gdzieś czytałem, że pan Bogdan de Barbaro to ekspert od wizerunku platformy obywatelskiej i że był doradcą i twórcą strategii w wyborach chyba zarówno w 2007 jak i 2011. Oczywiście częsty gość TVN  Wybory prezydenckie 2020. Profesor Bogdan de Barbaro: czuję wstyd i gniew – TVN24  (warto posłuchać któż to taki najgłośniej nawołuje do budowy żłobków – nawet nie trzeba zgadywać w jakim celu.)  Tygodnika POwszechnego i oczywiście dobry znajomy księdza Bonieckiego  https://www.adamwalanus.pl/2012/tp120205.html  Można powiedzieć III RP w pigułce.

  5. Czy ta „sławna katastrofa” to nie czasem wielki rozgłos jaki zyskał psychoterapeuta Andrzej  Samson w związku z opracowaniem unikalnej metody leczenia upośledzonych dzieci z pomocą wibratora? Co to się na tej metodzie obskurancki prokurator nie poznał i zasolił pełne 7 lat bezwarunkowego więzienia?

  6. Dzięki! O tej gosposi nie słyszałem. To by wyjaśniało sprawę.

  7. Dzięki, nie załapałem wtedy, że uchylono wyrok.

  8. Ale wypisywać banialuki to dobrze załapałeś

  9. Tam, o ile pamiętam, nie było gosposi

  10. Dlatego trzeba blokować reklamy 😉

  11. Dziś wystarczy YT, gdy wiek temu Alfred Korzybski musiał powołać instytut by dystrybuować treści.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.