Nasze wczorajsze rozważania powinny nas doprowadzić do miejsca, gdzie wbita w mokrą ziemię stoi tablica z napisem – demonstracja wiarygodności i jej rodzaje. Za nią zaś rozpościera się rezerwat stworzeń naprawdę dzikich, ale przede wszystkim niczego nie rozumiejących. Najmniej zaś swojej funkcji, bo przecież nie misji, w świecie.
Jest kilka sposobów zyskania wiarygodności, ale jest też mechanizm, który te najbardziej oczywiste sposoby eliminuje. Napisałem tu wczoraj słowo na ten temat. Prostym sposobem zyskania wiarygodności jest prowadzenie, niezmiennie, bloga przez kilkanaście lat i zbudowanie na jego bazie wydawnictwa. Równie prostym sposobem jest zademonstrowanie umiejętności rysowania czy malowania, a także komentowania w sposób dowcipny tego co dzieje się wokół. Są jednak ludzie, którzy takich możliwości nie posiadają, ale za to mają przymus, by się uwiarygodnić. Tacy ludzie, co oczywiste nie mają dobrych intencji, a te, które mają muszą być ukrywane. Inaczej wiarygodność nie byłaby im potrzebna.
W czasie kiedy prowadzimy wspólnie ten blog, pojawiało się tu wielu ludzi z przymusem uwiarygodnienia się. I żaden z nich chyba nie zauważył, że akurat tutaj jest tylko jeden sposób na uzyskanie wiarygodności – piszesz dużo i często? Masz czytelników? Jesteś wiarygodny. Piszesz okazyjnie, celując wyłącznie w tematy kontrowersyjne i wywołujące natychmiastową falę komentarzy, jesteś trochę mniej wiarygodny. Przychodzisz tu, by wymachiwać jakąś chorągiewką i wzywać do czynu, najlepiej natychmiastowego? W ogóle nie jesteś wiarygodny. To tyle, w kwestii naszych tu relacji. Nie o nich jednak chciałem mówić.
Wydawać by się mogło, że najlepszym sposobem na uwiarygodnienie się jest znalezienie przeciwnika i udowodnienie mu kłamstwa. To w polskim życiu publicznym jest łatwe i posiadając różne talenty nie trudno to zrobić. Przykłady można mnożyć. Tyle, że nie możemy zapominać iż mówimy o świecie ludzi niewiarygodnych, a to znaczy takich, którzy kłamią, by zyskać zwolenników i przerobić ich mózgi na łatwą do wchłonięcia papkę. To zaś oznacza – nie wiem po raz który to piszę – że demaskacja jest nieskuteczna. Bo na drugi dzień po jej dokonaniu niewielu będzie o niej pamiętać. Człowiek zaś, który miał się stać narzędziem uwiarygodnienia innego człowieka, otrzepie się z oskarżeń i będzie dalej robił to, co do tej pory. Wiarygodność zaś w opisanych okolicznościach zależy tak naprawdę od zaplecza. To zaś musi dokonywać jakichś demonstracji, które robią odpowiednie wrażenie. I takimi demonstracjami są życiorysy zawodowe, zbudowane tak, jak list królewski opisujący bohaterskie czyny Andrzeja Kmicica, odczytany w kościele w Upicie (chyba). Tyle, że nie przeznaczono ich dla ludzi, którzy mieli coś zrozumieć i kogoś podziwiać, ale na odwrót – dla takich, którzy oczekują demonstracji szamańskich. Stąd można przeczytać w niektórych publicznie dostępnych życiorysach zawodowych, że jeden z drugim, ukończył prawo, na którym było pięć kierunków. A do tego Politechnikę. Potem jakie funkcje piastował w samorządach i do czego doszedł własną pracą. Przy słowie praca powinniśmy dociekać o jaką dokładnie pracę chodzi. Bo ruch – góra-dół w jakiejś strukturze pracą nie jest. Podobnie jak podpisywanie dokumentów. To zaś ile jest kierunków na wydziale prawda tej czy innej uczelni, nie ma żadnego znaczenia, w ocenie człowieka. Podobnie jak sugerowanie, że skończył on je wszystkie. Dociekania nasze, dotyczące pracy, zaprowadzą nas jednak na manowce, albowiem urzędnicy i politycy rozgrywają takich jak my, bez mrugnięcia okiem. Oni po prostu zarządzają. Im większy projekt tym łatwiej nim zarządzać, bo wiadomo, że i tak działa. Można się tylko mu przyglądać, albo go zamknąć jeśli taka jest decyzja polityczna. I to w zasadzie wszystko. No, ale zarządzanie projektami zawsze robi na maluczkich wrażenie. I dlatego zawsze się to podkreśla.
Teraz ważne rozróżnienie – dla kogo chcemy być wiarygodni? Ludzie młodzi i poważni, aspirujący do różnych hierarchii chcą się uwiarygodnić przez te hierarchie właśnie. Na przykład przez uniwersytet, najlepiej zagraniczny. Jest to trudne, szczególnie bez specjalizacji ścisłej. No, ale wielu próbuje. Potem okazuje się, że nie mają tam jednak czego szukać, bo lokalne sitwy ich niszczą. I wtedy następuje tak zwany powrót na ojczyzny łono, gdzie hierarchie akademickie są ważne, ale ważniejsze są te inne, nieformalne. W tym również rodzinne. One też mają swoje sposoby na uwiarygodnienie. No i całą rzeszę wiarygodnych działaczy, których w razie alarmu wpisuje się na różne listy i obdziela charyzmatami, żeby mówili co trzeba, robili miny jak trzeba i demonstrowali niezłomność charakteru. Wobec jednak uwolnienia komunikacji w Internecie, te numery przestały być skuteczne gdzieś tak około prezydentury Komorowskiego. I każdy to zrozumie oglądając filmy, na których Broniu ściska się z wiernymi sobie kadrami, których przedstawicielom łzy do oczu napływają na jego widok.
No, ale nasz świat to, świat umiejętności miękkich, czyli jak to mówią – soft power. I to mimo nieustającego pierniczenia o przygotowaniach do wojny, która może wybuchnie lada moment, a może już trwa. I to nie na Ukrainie, ale u nas – w Polsce. W telewizji Karnowskich jeden z uwiarygodnionych po wielokroć mędrców wyznał iż jesteśmy pod okupacją, ale nie wiadomo dokładnie czyją. Co to za mechanizm? Taki, za pomocą którego oni próbują nas wypchnąć ze świata soft power, do świata hard power, którego, we własnym mniemaniu są królami i najbardziej wiarygodnymi przedstawicielami.
– Bo to się zawsze tak zaczyna – jak mówią słowa piosenki. Najpierw życiorys pełen nieprawdopodobnych zwrotów akcji, na których realizację „normalnemu” człowiekowi potrzebne byłby trzy dekady, potem kariera na zapleczu i obsługa projektów, których istnienie nie zależy bynajmniej od decyzji nominowanego na stanowisko zarządcy, a później już tylko sentymenty w sferze soft power, czyli tym obszarze komunikacji, gdzie wszyscy się znajdujemy. Co polega na lansowaniu dawno i słusznie zapomnianych filmów i nuceniu pod nosem piosenki „Deszcze niespokojne”. I widać, że z tymi ludźmi nie ma miękkiej gry. Im bardziej niepoważnie i komicznie wyglądają tym dla nas gorzej. Mówią nam o tym czarne kłaki na ich rękach wystające spod mankietów koszuli i takie same kłaki próbujące uwolnić się z ciasno zapiętego kołnierzyka. Nie ma miękkiej gry. I nigdy jej nie będzie – to jasne. Jak takiego wyślecie do sklepu po bułki, wróci z kilogramem gwoździ papiaków, żebyście sobie czasem nie pomyśleli, że on jest niewiarygodny, albo że żartuje. O nie, nic z tych rzeczy. Wojna będzie, albowiem ona już jest. Tylko wy, poprzez swoją małość i ślepotę jej nie widzicie.
Dlaczego ludzie w ogóle reagują na takie postawy? Bo zostali źle wyedukowani, to znaczy żyją albo ze współuczestnictwa w hucpie, którą firmują opisani przeze mnie osobnicy, albo żyją z jakichś umiejętności, które jeszcze się nie zdążyły zdezaktualizować. Tkwiąc zaś w układach, które przetrwały komunę i z komuny się wywodzą uważają, że uda im się w nich przeczekać każdą burzę. Konsekwencje zaś katastrofy dotkną wyłącznie innych. Tych, co nie są odpowiednio zabezpieczeni. Ten sposób myślenia dominuje. Mówienie o wojnie, która ma wybuchnąć lada moment powoduje zaś wzmożony ruch w umysłach, bo wiadomo, że na temat wojny wyjęzyczyć się może każdy. Podobnie jak na temat konieczności zachowania pokoju za wszelką cenę. Te bowiem kwestie dominują w programie uwiarygodnień. Sukces programu zaś wyraża się w ilości lajków. I nic ponad to się nie liczy. To znaczy nic, co przetrwałoby, dłużej niż dobę. Okoliczność ta jednak, wskazująca na skrajną niewiarygodność ludzi, posługujących się wskazanymi narzędziami, jest całkowicie niezauważalna. Nawet gorzej – wobec totalnego braku sprawczości wśród ludzi, do których komunikaty mające za cel przekonanie o wiarygodności, są adresowane, liczy się tylko eskalacja. Ta zaś następuje błyskawicznie. Po czym wracamy do punktu wyjścia. Bo musimy, albowiem naprawdę nikt niczego nie potrafi. I nie nastąpi żadna widoczna zmiana. I tylko udział w tej zabawie ma znaczenie. Ludzie zaś wyznający kult eskalacji wiedzą, że to tylko takie żarty i chcą w istocie zachować swoje słabnące wpływy. I nie dopuścić do tego, by ktoś zauważył tę narastającą słabość.
Ktoś zapyta teraz dlaczego ja do tych, dość hermetycznych rozważań, użyłem takiego ekstrawaganckiego tytułu? To chyba jasne? Ma wybuchnąć wojna, czy też już toczy się wojna, a my nie możemy się zdecydować czy w naszym interesie jest do niej przystąpić czy nie. Deklarowanym celem polityków i menedżerów, a także propagandystów jest wykazanie trwałości i mocy naszego państwa poprzez wskazanie na własne moce i osiągnięcia, a także na przynależność do trwałych i nie unikających decyzji struktur. I przy tym wszystkim żadne środowisko, ani akademickie, ani polityczne, ani samorządowe, ani nawet, ku…wa, koleżeńskie czy jakieś nieformalne, takie jak środowisko filmowców, nie potrafi przygotować się do uroczystości tysiąclecia koronacji!? O czym to świadczy? No o tym, że wszyscy ci faceci, ubrani stylowo i całkiem nie, łysi i włochaci, myślą tylko o jednym – żeby zamknąć się w pustym pokoju, rozebrać do rosołu, założyć stringi i korzystając z cudownych mocy, które nadali sami sobie, łazić na czterech po suficie. I z tego miejsca, jakże przecież wyróżnionego, przemawiać do pustego pokoju hotelowego, wyobrażając sobie jednocześnie, że zgromadzona jest tam młodzież szkolna i akademicka, której przekazać należy najświętsze wartości i tradycje. I nawet mi nie próbujcie tłumaczyć, że jest inaczej.
Przypominam, że wydaliśmy książkę o ludziach, którzy za nic mieli hierarchie i osiągnięcia, dobrze bowiem widzieli, gdzie próbują wciągnąć naród ci, którzy się za ich pomocą uwiarygodnili.
https://basnjakniedzwiedz.pl/produkt/zeszyty-do-historii-narodowych-sil-zbrojnych/
Państwo powinno wprowadzić Krajowy Rejestr Krętaczy, i tam po porządku udostępniać dla wszystkich: Imię&Nazwisko Krętacza, szczegółowy opis kolejnego krętactwa, datę popełnienia krętactwa, wielkość krętactwa (określona w skali od 1 do 5 – „pięć” to: Krętactwo Hiperbezwstydne) , ogólną sumę krętopunktów (krępkt). Powyżej sumy 100 krępkt, wpisy danego HektoKrętacza byłyby na czerwono. Proste.
Koronacja … . Popatrzmy na Węgrów, którzy wpisali do swojej konstytucji „Korona Św. Stefana”; i już nikomu nie muszą nic tłumaczyć …
Więc nasz program to: Korona Królestwa Polskiego.Daj Panie Boże, duszy Króla Bolesława Chrobrego, wszystko co najlepsze …
Zdecydowanie, przydałby się ktoś, kto „baronom” da w mordę za żarcie mięsa w post. Czy PAD byłby do tego zdolny?
Co mówi sobie dusza Króla Bolesława Chrobrego patrząc z góry na to wszystko?
Kręci głową z niedowierzaniem, jak ten gość w kasku budowlanym na filmach puszczanych na fejsie
Do wojny przygotowany jest jedynie Władysław Marcin Kosiniak Kamysz. Ma bowiem przygotowane dwa plecaki ewakuacyjne; jeden już jest w Moskwie dla Władysława Kamysza a drugi jest już w Berlinie dla Marcina Kosiniaka 😉