paź 032022
 

Zaufanie do ludzi jest odwrotnie proporcjonalne do przywilejów jakimi są ci ludzie obdarzeni. Im więcej przywilejów tym mniej zaufania. Im więcej idiotycznych przywilejów, wskazujących na kreację propagandową jednego czy drugiego osobnika, tym więcej szyderstw ze wspomnianych przywilejów.

Magda Ogórek, jedyna oryginalna autorka, jaka pojawiła się na polskim rynku książki od czasów Wojciecha Wencla, pochwaliła się wczoraj na twitterze nagrodą Feniksa, którą otrzymała od Stowarzyszenia Wydawców Katolickich. Na dyplomie było napisane, że nagroda wręczona została – cytuję z pamięci – za uratowanie ważnego dla kultury malarskiego artefaktu. Co to jest malarski artefakt? Chyba chodzi o obraz, prawda? Tak się mówi po polsku, ale widocznie nie w środowiskach wręczających zdolnym autorkom istotne dla kultury polskiej nagrody.

Przez sieć przemknęła także informacja, że wspomniany tu Wojciech Wencel został nominowany, z dwoma aż tytułami, do nagrody Oskara Haleckiego. Aż dwie książki przeszły! Jedna nosi tytuł „Lechoń”, a druga „Wierzyński”. I jakiś wielbiciel Wencla napisał, że trzeba głosować sms-ami na tego Wierzyńskiego, żeby nie rozpraszać głosów, bo inaczej jego ulubiony autor nie wygra nagrody. Nie wiedziałem, że jeszcze się gdzieś na coś głosuje sms-ami, bo bym tam zgłosił jakąś książkę, może „Bitwę o Warszawę” i byśmy tę nagrodę wzięli jak nic. Ciekawe kto by ją wręczał.

W tygodniku TVP Piotr Zaremba, kolega Bronisława Wildsteina tak zaczyna recenzję jego beznadziejnej sztuki:

 

W normalnym kraju ta sztuka, nawet gdyby jej wytknięto niedoskonałości, powinna stanowić punkt wyjścia do dyskusji. O kondycji teatru, a tak naprawdę o miejscu, w jakie zawędrowała kultura.

Ciekawe co Zaremba ma na myśli pisząc – normalny kraj? Gdzie on jest ten normalny kraj, w którym niedoskonałe sztuki stanowią punkt wyjścia do dyskusji. Moim zdaniem jeśli sztuka jest niedoskonała, to nie jest sztuką – po pierwsze. Po drugie zaś nie może być, poprzez niedoskonałość swoją, która razi w oczy, przedmiotem żadnej dyskusji. Cała uwaga widza skupiona jest bowiem na tych niedoskonałościach. Jeśli ktoś nie rozumie takich spraw, a ciśnie nam tego Wildsteina, bo dawno temu wymyślił on sobie, że będzie wieszczem narodowym i wszyscy go w tym idiotycznym pomyśle utwierdzali, to znaczy, że ów ktoś reprezentuje środowisko obdarzone zbyt wielką ilością przywilejów, a co za tym idzie jego wiarygodność spada do zera.

Nie da się – kokieterią, namowami czy pieniędzmi – zrobić artysty z nie-artysty. To się zawsze kończy katastrofą. Oczywiście można za pomocą prawdziwych artystów, rozumiejących na czym polega ich misja, robić różne przekręty, ale one się udają właśnie dlatego, że artyści znają się na robocie. W innym przypadku żadne sukcesy zajść nie mogą. Oskarżenie więc Zaremby rzucone pod adresem kraju nienormalnego jest bezzasadne i głupkowate. Z kim Zaremba chce dyskutować o sztuce Wildsteina? Z samym autorem chyba, albo z jakimś wyznaczonym przez jednego z naczelnych funkcyjnym, który przed dyskusją będzie musiał wychylić setę, żeby to w ogóle przetrwać.

Pozostaje jeszcze opcja, że do dyskusji o sztuce Wildsteina zasiądą Ogórek i Wencel, ale nie wiem, czy ekran wytrzyma taką ilość uprzywilejowanych i nagrodzonych osób, które będą musiały – w sposób akuratny i poważny – wyartykułować swoje poglądy nie tylko na sztukę, ale także na wszystko dookoła. Przede wszystkim zaś – nie mówcie mi, że nie – ich  sytuacja w nienormalnym kraju, zostanie porównana do samotności długodystansowca. Ja już nawet widzę te rozognione i jednocześnie zatroskane twarze, wyrażające obawy, czy naród zrozumie ich przekaz, czy nie opuści ich w godzinie próby i będzie bronił reprezentowanych przez nich wartości przed tą wyjącą na ulicach lewacką dziczą. Ach, rzecz jasna, że nie…Tylko nieliczni bowiem mogą zrozumieć gdzie ukryty jest prawdziwy sens. I tych akurat naród nie zrozumie. Stąd właśnie potrzebne są te nagrody za uratowanie malarskich artefaktów, żeby wyróżnić tych najgłębiej odczuwających.

Wczoraj zakończyły się kolejne Targi Wydawców Katolickich, na których nie byłem. Nie wybieram się też na targi historyczne, a to co napisałem powyżej wystarczy, mam nadzieję, za uzasadnienie. Niezależni autorzy, proponujący ciekawe i dobrze opracowane tematy, nie mogą być tłem dla tej hucpy. Panu Zarembie mogę powiedzieć tyle – wielokrotnie wywoływałem swoimi tekstami autentyczne dyskusje, które rozpalały umysły i serca, wielokrotnie podnosiło mi to sprzedaż, powodowało, że ludzie przychodzili tłumnie na ten blog, jedni z entuzjazmem, a drudzy z nienawiścią. Takie rzeczy udają się tylko wtedy, kiedy człowiek rozstanie się z przywilejami. To jest warunek pierwszy i konieczny. Jeśli się tego nie zrobi można co najwyżej założyć szkółkę pisania reportaży z przeznaczeniem dla byłej już gimbazy. I tyle.

Gołym okiem widać, że wymienieni autorzy chwytają się brzytwy, czyli usiłują uzasadnić swoje istnienie poprzez innych autorów, już uznanych. Wencel robi to na chama przepisując skądś biografie, a pani Magda kopiuje konwencję Nienackiego i fotografuje się z byłymi hitlerowcami, którzy wywieźli z Krakowa jakiś landszaft. Wildstein zaś dąży do wielkiej syntezy i narodowych dyskusji, czyli ładuje do swoich dzieł wszystko co zapamiętał z lektur szkolnych i myśli – choć może i nie myśli – że to będzie kod, który trafi do serc i umysłów, zostanie tam właściwie odczytany i wywoła reakcję potężną niczym tsunami. Nie wywołuje nawet, pardon, pierdnięcia.

Wszyscy ci ludzie oczekują jednego – że ich oponenci z lewicy, zaczną z nimi dyskusję i dadzą się przez to wciągnąć w pułapkę, która zatrzaśnie się za ich plecami i spowoduje, że oni – nasi autorzy, patrioci i ludzie wierzący w Boga – nakręcą wreszcie prawdziwą koniunkturę niszcząc tamtych w przepięknej polemice. Potem niebo się otworzy, zstąpi na ziemię zastęp anielski i każdy z naszych bohaterów dostanie takim sam ryngraf, jaki kiedyś dostał od Wołka Pinochet. Aha i wprowadzony zostanie całkowity, obowiązujący przez wieczność, zakaz krytyki ich dzieł.

Tyle, że tamci mają co innego do roboty, a polemika z „naszymi” jest ostatnią rzeczą, która zaprząta ich umysły. Nie chcą być lustrem, w którym odbijać się będzie twarz Wildsteina, albowiem wiedzą, że za co innego dostają gażę. Taki Żulczyk, dla przykładu, nazwał parę lat temu prezydenta debilem. Postawiono mu zarzuty, a sąd go uniewinnił. Dajecie wiarę? I jak sądzicie, co Żulczyk będzie robił już za chwilę? Polemizował z Ogórkową, Wenclem i Wildsteinem, żeby tamtym przybyło punktów w tym meczu dla niepełnosprawnych umysłowo? Oczywiście, że nie. On odbierze nowy pakiet instrukcji, dowie się o czym teraz ma pisać książkę postępową i za pół roku będziemy mieli nowe przygody pana Samochodzika, to jest pana Żulczyka, chciałem rzec. Nasi zaś, z Zarembą  na czele, będą znów pisać o normalnych krajach, w których wszystko wygląda inaczej, a to znaczy, tak, jak sobie wyśnili sam Zaremba i jego kolega Wildstein.

Proszę Państwa, na razie w naszym sklepie nie ma bramki płatności, ale mam nadzieję, że wkrótce będzie znów. Zmieniły się numer konta i pay pala, proszę więc uważać przy zamawianiu książek.

  7 komentarzy do “O autorach z rynku i tych co są poza rynkiem”

  1. Dzień dobry. Muszę przyznać, że czytając powyższe a i  temu podobne Pańskie teksty – mam zwykle tak zwane uczucia ambiwalentne. Z jednej strony, stwierdziwszy ponad wszelką wątpliwość i na licznym materiale dowodowym jaka też jest istotna rola ludzi o których Pan pisze im im podobnych, jako tak zwany „normalny” człowiek – mam ochotę to wszystko zignorować i spokojnie wrócić do uprawiania ogródka. I to zwykle czynię, dzięki czemu udaje mi się zachowywać jeszcze sporo zdrowia, fizycznego i tego drugiego. Z drugiej jednak strony mam tą świadomość, że w „normalnym kraju” jest pisarstwo różnego rodzaju elementem tak zwanego dyskursu publicznego (wiem, że nie lubi Pan tego terminu, ale on funkcjonuje, więc niech tam), czy też w ogóle komunikacji. Tymczasem brak tej należycie funkcjonującej komunikacji między ludźmi nazywającymi się dziś Polakami jest główną przyczyną tego, że nie mogą oni zrobić tego co Francuzi nazywają „demerdez vous!” I tak tkwimy w tym szambie, w które nas wepchnięto i rękami różnych funkcjonariuszy nadal pilnuje się, żeby to się nie zmieniło. Dlatego między innymi tak cenię Pańskie wysiłki. Niewdzięczna to praca, ale ktoś musi…

  2. Zgadzam się, ale próby podjęcia tych dyskusji wokół tematów spreparowanych, często przez obce siły, są bezskuteczne. Ja tylko wymagam, żeby ludzie tacy jak oni, z aspiracjami, uznali ten fakt

  3. – w sumie dobrze Pan robi, ale proszę pamiętać, że oni są „na służbie”… Co tam sobie w głębi duszy może i niektóry uzna, to raczej na wierzch nie wyjdzie, ich aspiracje bowiem dotyczą spraw przyziemnych zgoła. Żołd trzeba dostać i kredyt spłacić. Reszta – w drugiej kolejności.

  4. Ogórkową znam ze szkoły mojego wnuka, Wencla unikam , natomiast mam jeszcze jedną zagwozdkę, oglądałam na YT wręczanie statuetki Ronina panu Świrskiemu i tu mam problem wiem kto to Józef Orzeł i wiem czego symbolem jest Ronin … ale kto to jest Świrski ?????

  5. Kolega Orła, ponoć potomek Rurykowiczów

  6. Precyzja w nazywaniu rzeczy po imieniu, naprawdę godna pozazdroszczenia. Piękne dzięki  panie Gabrielu.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.