paź 022022
 

Zmarł Tomasz Wołek i ponoć nawet został już pochowany. Uważam, że to dobra okazja, żeby wspomnieć po raz kolejny, jak fałszywą figurą jest polska, patriotyczna i ortodoksyjna prawica. W zasadzie w całości jest ona inspirowana przez siły stojące za Adamem Michikiem – tak sądzę – i jego gazetą. Ten prosty i czytelny fakt wychodzi jednak na jaw dopiero po latach, kiedy tysiące ludzi zaczadzonych szaleństwem, przywiązanych do deklamacji podniosłych treści w ściśle określonych rejestrach, zostaje sam na sam z nagą prawdą. Ta zaś daje się streścić w słowach – ideowa prawica to komuniści, emitujący dla beki i pieniędzy, a także w strachu – bardzo indywidualnym – przed śmiercią i Panem Bogiem, mamiące ludzi komunikaty. Wiemy to od dawna, ale ciągle trzeba o tym przypominać.

W gazecie Tomasza Wołka pracowałem jako archiwista prasowy. Było to najniższe stanowisko, które nie zasługiwało na odrobinę nawet szacunku, cieć na bramce był ważniejszy niż taki archiwista. Czasy były przedinternetowe, więc nikt nawet nie wyobrażał sobie, jak będzie wyglądała gospodarka treścią i jej emisja w nowoczesnych periodykach, za lat kilka. Trzy bowiem lata po tym epizodzie Internet był już w każdej redakcji. Początkowo w komputerze naczelnego i jego zastępcy, a później już we wszystkich. W tym archiwum, gdzie siedzieliśmy niewielką grupą, redaktor naczelny przechowywał swoje skarby, które nie mieściły mu się w domu, czyli stare numery czasopism piłkarskich z Argentyny. Uznawany był bowiem za specjalistę od argentyńskiego futbolu. Już wtedy, a przecież byłem biednym frajerem, znacznie biedniejszym niż jestem dzisiaj, wydawało mi się to podejrzane. Tych gazet, nikomu przecież niepotrzebnych i pokrywających się kurzem, nikt nawet nie otwierał, a Wołek był takim samym specjalistą od argentyńskiego futbolu, jak Łysiak był specjalistą od Napoleona. Mechanizm specjalizacji wielokrotnie wykorzystywano do uwiarygodnienia ludzi, którzy wywierać mieli wpływ na innych ludzi, poprzez odpowiednio sformatowane treści. Przestał on działać i obowiązywać dopiero niedawno, albowiem w sieci można zweryfikować każde kłamstwo, choć casus Sumlińskiego pokazuje, że ludzie mimo łatwego dostępu do trudnych treści, dalej wolą wierzyć różnym mamidłom. Generalnie jednak wykreowanie znawcy jest dziś trudniejsze, choć nie niemożliwe. Taki znawca jednak może bazować jedynie na umysłach słabych, ofiarowanej mu w prezencie dystrybucji i zbiórkach organizowanych w sieci. Nie jest już żadnym guru, jak to było wcześniej i można zeń szydzić do woli.

Wracajmy jednak do Tomasza Wołka. On i otaczający go ludzie, w sposób niezwykle bezczelny i mało przekonujący, próbowali wmówić otoczeniu konsumującemu produkowaną przez nich treść, że poglądy są niczym geny. Dziedziczy się je z dobrodziejstwem inwentarza i nie ulegają one żadnym zmianom, no chyba, że w interwałach czasowych mierzonych pokoleniami. Powodowało to, że już samo pytanie o poglądy, było jednocześnie pytaniem o stosunek do Matki Bożej, hierarchii, państwa i innych imponderabiliów. W czasach Tomasza Wołka, być może celowo, nikt nie mówił głośno o własności, jako podstawowym czynniku odróżniającym konserwatystę od nie-konserwatysty. Najważniejsze były te poglądy, które są przecież zestawem bredni kolportowanych dla lepszego wrażenia, już to w prasie, już to przy rodzinnym stole, już to w knajpie, gdzie zebrała się grupa niezdecydowanych do końca co zrobić ze swoim życiem dziennikarzy. Według obowiązujących w czasach Wołka kryteriów poglądy były stokroć ważniejsze od postawy. Dobrze było to widać w momencie, kiedy Jakubas przejmował Życie Warszawy, nieistniejące od dawna pismo lokalne o wielkiej popularności. Dziennikarze o prawicowych poglądach zostali wyniesieni z redakcji, a następnie dostali drugą szansę w nowym Życiu, zwanym Życiem z kropką. W niedługim czasie zorganizowano redakcję, a część kosztów organizacji pokrył, o ile dobrze pamiętam, Andrzej Olechowski. W tej nowej redakcji pracowało wielu znanych dziś szeroko prawicowych publicystów. I była ona tak prawicowa, jak dziś prawicowy jest Sumliński.

Wybory ideowe w mediach przypominają bowiem bardzo grę w pokera. Chodzi tylko o to, by widz uwierzył, że szacherka polega na tym sprytnym przekładaniu kart z ręki do ręki, ukrywaniu ich gdzieś w rękawach i wyjmowaniu tak, by przeciwnicy nie zauważyli. Nikt chyba w całej tej redakcji nie wierzył w ideowość Tomasza Wołka, który w pewnym momencie zaczął zwalniać po kolei wszystkich dziennikarzy, łącznie z Wildsteinem. Myślę, że wszyscy oni dalej, do tego momentu przynajmniej, sądzili, że razem z Wołkiem, który dzielił solidny budżet na poszczególne działy, biorą udział w pewnym rozdaniu, którego ofiarami mieli być niczego nie świadomi czytelnicy, wierzący, że poglądy polityczne są jak geny.

Niestety oszukiwanie w kartach polega na czymś zupełnie innym. Ustawia się nie grę, ale sytuację wokół gry. Przegrany wytypowany jest na samym początku, a potem wszystko organizuje się tak, by przyjął on odpowiedzialność za przegraną. Tylko wtedy bowiem oszustwo jest naprawdę ważne i korzystne, a także obfituje w konsekwencje, staje się pewną tradycją i mechanizmem powtarzalnym będącym poza wszelką krytyką. To co dzieje się przy stoliku może wyglądać na bardzo prymitywny i chamski przekręt, ale nie ma on znaczenia, bo nie jest przedmiotem oszustwa. Służy jedynie do odwrócenia uwagi.

Wszyscy pamiętamy, jak Wołek z Miśkiem Kamińskim i chyba Wildsteinem pojechali do Londynu, by wręczyć umierającemu Pinochetowi ryngraf z Matką Bożą. To był dopiero numer. Wszyscy widzieli, jaka to jest hucpa, ale nikt nic – poza całkiem nieważnymi osobami – nie puszczał pary z gęby, albowiem wierzył, że oto ideowa prawice idzie odważnie pod prąd lansowanych przez michnikoidów trendów. I każdy czekał na konsekwencje tego wyczynu. Te zaś były żadne, albo ujemne czyli kompromitujące. Ludzie jednak, bez Internetu, prowadzili zażarte dyskusje o tym, czy Pinochet był ideową prawicą, czy też może faszystowskim zbrodniarzem. I wszyscy grzecznie przyjęli do wiadomości, że takie numery na prawicy uchodzą, podobnie jak uchodzą tak głupkowate dyskusje, która stały się wręcz wyróżnikiem ideowej prawicy. I tak to trwało dopóki ta banda oszustów nie przeholowała i nie otworzyła blogów w salonie24, ufając, że może sprzedać ludziom każdą brednię. Oni zaś wezmą za nią odpowiedzialność, jak okradziony przy zielonym stoliku młokos i nawet po jej oczywistej demaskacji będą jej bronić mówiąc, że nie mieli szczęścia w kartach. Oszustwo karciane i polityczne polega na tym, że w zmowie z oszustem jest osoba trzymająca bank. Jej uwiarygodnienie to główne zmartwienie kanciarzy. I to się nie zmieniło do dziś.

Wczoraj na twitterze ktoś napisał, że Wołek był komunizującym, dwulicowym lewicowcem, czy jakoś podobnie. Uśmiałem się jak pszczoła. Jaką ludzie mają krótką pamięć. Nie pamiętają już ani jego gazety, ani wycieczki do Pinocheta, a o tym, by kojarzyli go z Henrykiem Krzeczkowskim, nie może być nawet mowy. Dobrze, że mamy Internet, bo ani chybi niebawem pojawi się nowy jakiś prorok, który powtarzając to samo co tamci, będzie nas przekonywał, że tym razem, tym razem kochani, to już będzie naprawdę. Prawica się odrodzi niczym feniks z popiołów, powstanie nowa partia i być może uda się do niej dokooptować najbardziej prawicowego ideowca w całym świecie, czyli Grzegorza Brauna. I wszyscy, ale to wszyscy poniżej czterdziestego roku życia, będą przekonaniu, że kto, jak kto, ale tak świetna grupa, w dodatku słynąca ze skuteczności, odwojuje Polskę dla Matki Bożej. Tylko szkoda, że ten Pinochet umarł, bo nie ma już do kogo jeździć z ryngrafem. No chyba, że do Putina.

  11 komentarzy do “Produkcja ideowej prawicy czyli mechanika karcianych oszustw”

  1. Do Putina może nie, ale do Cyryla wielce prawdopodobne. A udadzą się tam w towarzystwie amerykańskich konserwatystów.

  2. ta restrukturyzacja zatrudnienia przeprowadzona w redakcji, gdzie wyrzucili z pracy nawet Wildsteina,  – zapewne była wzorowana na amerykańskim określeniu odnoszącym się do zarządzania kadrami  czyli  -traktować ludzi jak obieranie pomarańczy- niepotrzebni pracownicy jak skórka pomarańczy … do kosza

  3. Palikot swego czasu też zgrywał prawicowca ze swoją gazetą Ozon

  4. Może chociaż Szojgu w tej słynnej kaplicy…

  5. A rzeczywiście, już o tym zapomniałem przecież on też udawał filozofa na prawicy…. Tylko Palikot, tylko platforma! Tanim kosztem robi się jednak manipulacje, podobnie jak TV Religia, ksiądz Sowa oraz charyzmatyk Hołownia.

  6. A TW Bolek z Matką Boską w klapie i Tusk biorący ślub kościelny po  po 27 latach od ślubu cywilnego i to udzielanego mu przez samego arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego.

  7.  

    Szanse Kamińskiego rosną cytują go w rosyjskiej tv.

  8. To, że było iluś tam przebierańców typu Wołek, Wałęsa, Niesiołowski, Misiek Kamiński i im podobnych, nie wiem dlaczego ma dyskredytować ludzi, którzy się o nich otarli, z nimi pracowali? Pana to przecież nie zdyskredytowało? Kto jest kim w życiu nie zawsze objawia się w młodości – a żadna szuja nie da rady być konserwatystą …lewakiem, i owszem! Dziwi mnie natomiast, takie poszukiwanie wzorca z Sèvres konserwatysty! Jak tu takiego znaleźć, skoro nawet w kościołach nie bardzo jest, gdzie ich szukać? Wartościami trzeba żyć – i trzeba je też, choćby dyskretnie, eksponować. Przewinieniem Grzegorza Brauna jest to, że on nie tylko te wartości eksponuje, ale wręcz wymaga ich praktykowania od każdego w takim samym jak on stopniu! Wymagać może od nas tylko Bóg! …a każdy z nas ma wolną wolę daną nam przez Niego i konserwatystą jest ten, kto o tym pamięta i pilnuje, aby ta wolna wola nie została nam przez złe duchy i złych ludzi odebrana! O konserwatyzmie nie świadczy natomiast stosunek do prawa własności …o tym nauczał już Nasz Pan, Jezus Chrystus.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.