sty 152024
 

Obejrzałem na Netfliksie serial, który nosi tytuł After Life. Zrobił go brytyjski komik, który w swoich produkcjach gra główne role. Są to zwykle produkowane po taniości filmy o tym, że każdy może znaleźć szczęście, nawet jeśli jest kompletnym nieudacznikiem. Szczęście, to znaczy drugą osobę, z którą spędzi życie i nie będzie przez to samotny.

Ponieważ jest to rozrywka, paleta dziwaków w tym filmie, a także w innych jego filmach, jest naprawdę szeroka i przechodzi w obscenę, albowiem nic bez obsceny już dzisiaj nie funkcjonuje. Trzeba jednak przyznać, że po drugiej stronie tego spektrum prezentują się postawy inne, są tam ludzie wrażliwi i ciekawi, choć trochę śmieszni. Kłopot jest tylko w tym, że mają oni przymus szydzenia z religii takiej, jaką proponuje Kościół. Także ich Kościół. No, ale to nie jest dziś istotne, bo nie o religii będziemy gadać.

Aktorzy w tych filmach są zupełnie nieznani, a sytuacje przejaskrawione. Wszyscy jednak grają profesjonalnie i dobierani są w pary na zasadzie kontrastu. Każda z postaci zaś ma w sobie jakąś zagadkę. Sam główny bohater stracił żonę, która zmarła na raka, a on nie może się pozbierać, mieszka z psem i myśli o samobójstwie, ale też usiłuje znaleźć sobie kogoś. Nie wychodzi mu to wcale, ale za to poprzez ten jego dramat oglądamy przygody innych, tych wszystkich gamoni i popaprańców.

Jest naprawdę ciężko, ale z wyjątkiem kilku przeszarżowanych przypadków, aktorzy wyglądają wiarygodnie. Ich postaci także. Jednym słowem ktoś się napracował, wymyślił to wszystko, posklejał, dobrał ludzi do odpowiednich sytuacji i ciągnął tę produkcję przez kilka sezonów. Serial musiał być zrobiony szybko, bo w większości odcinków mamy wiosnę, która udaje inne pory roku. Oglądamy to, wzruszamy się w niektórych momentach, w innych śmiejemy, ale rozumiemy, że to jest taki show. Sytuacje komiczne są przejaskrawione. Niektóre są ciężko niesmaczne, ale rozumiemy, że to raczej nieprawda, która została tu zaprezentowana, bo taki jest dziś sznyt komedii. I nic na to poradzić nie można bo standup zaniża poziom do dna. Film jest zresztą ostrą szyderą z tego standupu, bo dwóch najbardziej odjechanych bohaterów – jeden gruby dwudziestolatek, co gra nosem na dwóch fletach i brudas mieszkający w zagraconym plastikowymi opakowaniami mieszkaniu chcą, robić karierę na scenie. Niestety blokowana jest ona przez wzmożonego geja, który uważa się za menedżera grupy teatralnej. Rzecz oczywiście dzieje się w małym miasteczku, gdzieś nad morzem, bo w Anglii wszystko jest nad morzem, a główni bohaterowie pracują w darmowej gazecie. To sprawiło, że stali się mi bliscy, bo ja także pracowałem w darmowej gazecie, no i sami rozumiecie – wydawnictwo, to wydawnictwo.

Pomyślałem sobie nawet, że w takiej Anglii, ktoś mógłby zrobić film o naszym wydawnictwie i naszej Szkole nawigatorów. Może nie byłoby takich odjazdów, jak tam, ale to przecież jest temat – facet prowadzi groszowe wydawnictwo, które mierzy się z problemami globalnymi i ma pretensje do wszystkich wokół. Wiadomo, że nie zrobi żadnej kariery, a jeszcze do tego wyrzucają go z biura do jakiegoś baraku. Żona patrzy życzliwie na te jego starania, ale co jakiś czas kręci głową z niedowierzaniem. Współpracuje z grafikami i autorami, którzy zachowują się nieraz w sposób dziwny. Nie taki, jak ci z filmu After Life, ale wystarczająco interesujący, by pokazać ich w filmach. Pomaga mu w codziennej walce „ucieknięty” z wojny Ukrainiec, który wielu z tych jego starań nie rozumie, żywi się jaglanką i owocami, a także jest samotny, bo umarła mu żona i musi zajmować się 10 letnią córką, która układa bez przerwy klocki lego (tak w rzeczywistości nie jest, ale w filmie wyglądałoby dobrze). Ponieważ nasz bohater nie umie zrobić niczego praktycznego, jego ukraiński kolega załatwia wszystkie sprawy z zaplecza. I czasem próbuje naszego bohatera czegoś nauczyć – na przykład, jak się podnosi ciśnienie na źle pracującym piecu gazowym. To wszystko idzie oczywiście jak krew w piach, bo on nic nie rozumie i po każdej praktyczne demonstracji, Jest tak samo głupi, jak wcześniej. Wszystko zapomina. Do tego jest pani Renata, bez której cały ten bałagan by nie funkcjonował, albowiem co drugi dzień robi wysyłkę książek. Pracuje też na poczcie i czasem przenosi do naszego wydawnictwa swoje traumy z pracy, gdzie jest naprawdę ciężko i gdzie żyją stwory podobne do tych pokazanych w filmie. Gawędy pani Renaty mogłyby być puszczane w przebitkach. No i są do tego jeszcze ludzie z bloga, którzy ujawniają się, jako komentarze, albo przychodzą na targi, żeby porozmawiać. Wśród nich są oczywiście różni dziwacy, ale nie bójcie się, nie pokażemy tych prawdziwych, ale wymyślimy jakichś do filmu, żeby nikt się nie skapnął. I co? Dobry pomysł? Są postaci, jest oś narracji, są wątki poboczne. Taki film jednak nigdy nie powstanie. A wiecie dlaczego? Otóż dlatego, że filmy w Polsce, podobnie jak większość książek, są dziełem tych postaci, które zostały pokazane w filmie After Life. I to nie ukazanych ironicznie, ale całkiem serio. Jestem o tym całkowicie przekonany. Na tym całym Nerfliksie pokazują serial pod tytułem „Forst”, w którym głównego bohatera – polskiego komisarza policji gra Szyc. Serial, składający się z przypadkowo zlepionych ze sobą scen, które w zamyśle twórcy powinny budzić emocje, powstał na podstawie książki Mroza. O samym Szycu w Wielkiej Brytanii nakręcono by ze trzy sezony standupu. Kurdupel, biały jak personalny ze młyna, marzy, żeby grać wysokich brunetów. I w końcu, po serii kompromitujących zagrywek, które unieważniłyby go już na starcie w brytyjskim show biznesie, dochodzi do pozycji, która umożliwia mu granie wszystkich herosów, jak polskie kino długie i szerokie. I on, świadom swojego sukcesu, nie odmawia ani jednej propozycji. Kiedy go charakteryzują do filmu można co prawda umrzeć ze śmiechu, ale wszystko idzie na poważnie. W Anglii byłoby to zrobione tak, że żaden grający nosem na dwóch fletach bęcwał nie byłby śmieszniejszy od Szyca charakteryzowanego na Piłsudskiego. Ku niemu, z drugiej strony, zbliża się postać podobna do tego brudasa, co ma dom pełen foliowych opakowań. To Remigiusz Mróz, mitoman i frustrat, nie umiejący opowiedzieć żartu w taki sposób, by samemu się z niego zaśmiać, który postanowił zostać pisarzem. Nikt tych jego książek nie kupował, a więc z wydawca, który opanował w sposób całkowicie w GB niezrozumiały połowę rynku, udaje, że to gówno sprzedaje się w milionach egzemplarzy. No i osiągają sukces, ludzie w to wierzą, a Netflix na podstawie tego szajsu kręci całkowicie nieprzekonujące filmy, których nikt nie chce oglądać. One jednak są produkowane. Dlaczego? Bo tamci wykosili konkurencję, albowiem – co zaznaczyłem na początku – świat filmu i mediów w ogóle jest w Polsce opanowany przez freaków, którzy nie rozumieją wyrazu ironia. Nie wiedzą też po co mieliby go używać, przecież wreszcie mają to czego chcieli – mogą zmuszać ludzi do oglądania samych siebie w różnych wcieleniach. W serialu After Life jest to wyszydzone, ale reżyser daje im wszystkim szansę, bo rozumie, że nie są w istocie źli, czy głupi, ale pogubieni. I nie ma się co zastanawiać nad przyczynami tego pogubienia, trzeba ich szybko ratować, bo życie jest krótkie i mija zaskakująco szybko.

W Polsce konkluzja taka jest niemożliwa do przedstawienia, albowiem ci tak zwani twórcy chcą nas przekonać, że życie jest długie, szczególnie zaś ich życie, oni zaś będą nas bawić swoimi dowcipami, rolami, książkami w nieskończoność. Czy tego chcemy czy nie. I pomyślałem sobie wczoraj o tym, ile się musiał narobić ten gość, co wymyślił taki format, jak After Life, bo wszystko tam gra i każdy jest na swoim miejscu, nawet jeśli zachowuje się w sposób nie dający się zaakceptować. U nas zaś do wszystkiego charakteryzuje się Szyca lub Dorocińskiego, a oni mają przekonać widza, że postać, którą odtwarzają to alter ego ich samych, autora książki, która jest właśnie ekranizowana, albo wręcz producenta serialu. Wszystkie te jakości zaś przychodzą do nas z lepszego świata filmu i kultury, do którego my nigdy nie będziemy mieć wstępu. Wielka Brytania, co by o niej nie mówić, jest miejscem, gdzie ludzie czują się swobodnie, a na pewno potrafią to w przekonujący sposób odegrać. To zaś co mamy tutaj – ten festiwal – a raczej festi-wał – kłamstw świadczy o tym jedynie, że my nie mamy wyboru. To co widzimy zaś, czyli wariaci wypuszczeni wprost z oddziału zamkniętego, przekrzykujący się i kradnący nam czas, to dalszy ciąg okupacji sowieckiej, która się nigdy nie skończyła. Wszyscy ci ludzie bowiem, co jakiś czas, dla uwiarygodnienia się, odgrywają, także całkiem serio, jakąś rzekomo zabawną polityczną hucpę. To są sprawy w GB nie do pomyślenia. Tak, jak nie do pomyślenia są kłamstwa o wynikach sprzedażowych i oglądalności. Chodzi bowiem o ruch w interesie, pieniądze i wyprzedzenie konkurencji. U nas jest inaczej i nigdy nie przestało być inaczej. I jeszcze długo, długo będzie tak samo.

Pewnie nie wiecie kto to jest Jon Fosse? Ja nie wiedziałem do przedwczoraj. To jest laureat zeszłorocznej nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Pretensjonalny nudziarz, prawie tak samo słaby jak Mróz i wszyscy polscy literaci doby obecnej, których nie sposób się pozbyć właśnie dlatego, że reprezentują okupanta. Dostałem do ręki artykuł o nim, w którym autorzy, a tekst dotyczył spraw rynkowych, sprzedaży i wysokości nakładów, informują nas ile swoich książek sprzedał noblista Fosse. Chodzi oczywiście o egzemplarze książki nagrodzonej Noblem, tłumaczonej na język angielski i inne języki. Otóż od 5 października do grudnia pan Fosse sprzedał nieco ponad 24 tysiące kopii swojego dzieła. Noblista!!!!!!!!!! Widzicie, on nie ma nawet startu z takim Bartosiakiem, który w dwa miesiące sprzedał 200 tysięcy egzemplarzy swoich wróżb geopolitycznych. Mróz zaś sprzedaje miliony i jest przez to milionerem, a jak ktoś ma takie wyniki, to jasne jest, że Netflix musi na podstawie tych książek kręcić seriale. Z liczbami się nie dyskutuje, przecież – chodzi o wysokość nakładów, oglądalność i pieniądze.

Nie wiem czy wiecie, ale do telewizji wracają Młynarska, Torbicka i Tadla. Wszystkie młode, piękne, wrażliwe i poszukujące wrażeń niedostępnych zwykłym ludziom. I o nic więcej w tym wszystkim nie chodzi, o to jedynie by te małpy mogły udawać kogoś kim w istocie nie są. O to, by mogły obsadzić siebie w roli reżyserów i aktorów grających w popularnych serialach, których nie rozumieją. O tym jednak nikt nie nakręci filmu. Byłby zbyt przerażający, bohaterowie byliby jeszcze gorsi niż te freaki z After Life i nikt nie wytrzymałby do końca ani jednego odcinka.

Teraz popatrzcie na ten twitt znaleziony wczoraj przeze mnie. To jest poziom zrozumienia omawianych tu spraw przez ludzi, którzy myślą, że są wolni, a jeśli nie są to zaraz będą

https://twitter.com/Mateusz17402367/status/1746172790758084775

 

Dziękuję wszystkim, którzy pomagają mi w zbiórce pieniędzy dla Saszy i Ani. Będziemy są kontynuować do skutku, czyli do momentu, kiedy zbierzemy całą kwotę. Jeszcze nam trochę brakuje.

https://zrzutka.pl/shxp6c?utm_medium=mail&utm_source=postmark&utm_campaign=payment_notification

  24 komentarze do “Po której stronie kamery są freaki?”

  1. Życie jest krótkie i mija zaskakująco szybko, dlatego Młynarska, Torbicka i Tadla wykonują ostatni skok na kasę przed emeryturą 😉

  2. Mateusz apeluje, a sam co ma do zaproponowania.

    Dziwny tweet.

  3. https://pkb24.pl/park-narodowy-dolnej-odry-priorytetem-nowego-rzadu-polska-straci-na-tym-fortune-zyskaja-niemcy/

    https://wpolityce.pl/media/678291-oburzenie-po-rozmowie-w-neotvp-nawet-kuczynski-krytykuje

    W sprawie atomu już są przecieki, że ministerstwa nie mogą się dogadać, kto ma to dalej prowadzić więc zapewne się nie porozumieją w dającym się przewidzieć czasie.

    Beata Tadla do spółki z Torbicką przekonają Polaków,że awansować w Europie to Polacy mogą jedynie zbierając u bauera szparagi.

  4. To ten sam Gośc tam gra Ricky Gerwais co nieże zaorał  tych kabotynów na rozdaniu złotych globów kilka lat temu.

    https://youtu.be/9Uis9FtD0Q8?si=CLbmFBrPLnGaZWuu

  5. Dzień dobry. oOóż właśnie. Wielka Brytania. Ja, jako ewidentna ofiara brytyjskiej propagandy, usiłująca się od niedawna, przy Pańskim niewątpliwym wsparciu, wyleczyć się z tego, tak powszechnego u nas, kultu Korony, wiem doskonale o czym Pan pisze. Tam rzeczywiście jest zupełnie inaczej niż u nas. A każdy, kto bywa w jakichś międzynarodowych towarzystwach wie, że zasada jest prosta; są Anglicy, będzie zabawa. Oni są duszami towarzystwa, inteligentnymi, dobrotliwymi zgrywusami, uśmiechającymi się do otoczenia pobłażliwie. Ja w Polsce też czasem widuję taki uśmiech – kiedy pójdę do zoo. Tak niektórzy zwiedzający patrzą na egzotyczne stworzenia, głównie małpy. No ale wykształcenie techniczne pozwala mi rozumieć tą różnicę. Jest nią Zasada Zachowania Klasy (wszystkie prawa zastrzeżone ;-). Po prostu – gdzieś musi być jej mniej, żeby gdzie indziej mogło być więcej. Nie zawracam więc sobie głowy pianą bitą na sztywno dla lokalnej ludożerki, a wolny czas poświęcam na śledzenie tej cienkiej a mocnej nitki łączącej Jego Wysokość Króla Karola z naszymi tu postsowieckimi okupantami. Fascynujące, zaiste.

  6. „Teraz popatrzcie na ten twitt znaleziony wczoraj przeze mnie. To jest poziom zrozumienia omawianych tu spraw przez ludzi, którzy myślą, że są wolni, a jeśli nie są to zaraz będą
    https://twitter.com/Mateusz17402367/status/1746172790758084775
    W podręcznikach i instrukcjach służby jednostek policyjno-wojskowych (np. KOP) w międzywojniu stało że współpracownicy (pojęcie ogólne, mogą to być zarówno informatorzy, dziennikarze, donosiciele itp.) dzielą się na 3 typy: ci o pobudkach ideowych, o pobudkach osobistych i ci o pobudkach materialnych. Zalecano korzystać z usług tych o pobudkach ideowych, mieli być ponoć najlepsi. To nam dużo mówi zarówno o organizacji pracy jak i braku środków finansowych państwa. Kiedyś też szukano frajerów. To jest stara metoda działania wszystkich inicjatyw Korwina. To ujedzie 100 metrów i wszyscy się rozchodzą do domu.

  7. I w żaden sposób nie można im pozwolić jeździć nad morze, bo srają na plaży

  8. Te nitki czyli zależności działają tak – miejscowe małpy robią im promocję i ich naśladują, a oni łaskawie się na to zgadzają po przyjęciu odpowiedniej gratyfikacji

  9. To ja proponuję obejrzeć film „Godzilla minus jeden”. Budżet tej pozycji to 15 milionów dolarów (tak, słownie: piętnaście).

    Jeżeli za 15 milionów można nakręcić film o przerażającym potworze niszczącym Tokio dzielnica po dzielnicy, to może jednak uda się nakręcić horror o walce Młynarskiej z Torbicką reprezentującymi dwie formacje słowiańskich sił podziemnych (strzygi kontra dziwożony?)  przedzierających się w stronę gabinetu Pereiry w opuszczonym, ciemnym i wyziębionym budynku Telewizyjnej Agencji Informacyjnej?

    Kto zajmie fotel Pereiry i utrzyma go pod siedzeniem od północy do świtu przejmie rząd dusz lewicy i centro-lewicy i będzie mógł programować ich decyzje wyborcze za pomocą nowego formatu „Taniec z Chochołami”.

  10. W Anglii maja do perfekcji opanowany „small talk”, to takie paplanie o niczym, z tym ze trzeba co drugie zdanie rechotac. Na tym tez zbudowany jest tzw. Angielski humor. W naszej kulturze to raczej sie nie udaje, moze niektorym na rauszu

  11. Szyc zagrał Piłsudskiego w Niebezpiecznych Dżentelmenach

  12. Dobry pomysł .Dorzucam nowy wątek .Lempartowa po wypiciu stu litrów Soku z Buraka ,zamienia się w gigantyczną dzdżownicę i ryjąc tunele pod ziemią dąży do budynku Telewizyjnej Agencji Informacyjnej.Za nią pełznie Szering Wielgusowa w podobnym wcieleniu .Za nimi inne Czarne Macice .Są ich setki .Budynek TAI drży .Młynarska czuje że coś się dzieje .Łączą siły z Torbicką i przy pomocy energii wewnętrznej Chi próbują powstrzymać Czarne Macice które nieubłaganie drążą swój tunel……

  13. Wpada Pitoń i proponuje im odbudowę…

  14. …Pałacu Saskiego w stylu góralskim .One dostają wtedy szału i pożerają Pitonia a potem zaczynają beczeć jak owce.Beczenie ściąga Biedronia ze Śmiszkiem którzy widząc Czarne Macice adoptują je i aplikują sobie kroplówkę dożylną z Soku z Buraka.Zamieniają się w ….

  15. Brakuje  Brauna po tym jak Pitoń okazał się niestrawny.

  16. Mateusz ma majątek warto 100 baniek więc stać go na coś więcej niż nawiływanie do frajerskiej darmochy.

  17. Bardzo fajny wpis. Zgadzam się z Gospodarzem, że prawdopodobnie zarabiałby więcej na sitcomie o swoim wydawnictwie, niż na prowadzeniu rzeczywistego wydawnictwa.

    Nagraj Pan polską wersję Fawlty Towers. Zamiast motelu wydawnictwo. Zamiast hiszpańskiego emigranta ukraiński. Rzucasz Pan rasistowskie uwagi i klepiesz Pan po tyłkach turystki.

  18. Na koniec pojawia się król Julian (nowa wersja)  i wszystkim oznajmia, że wyjeżdża do Peru, bo tam dostał azyl.

  19. Ewentualnie do Argentyny

  20. W ostatniej chwili (dosłownie w ostatniej: „Zdążyć przed północą”…) z Krakowa dojeżdża aktor teatru Starego (wiadomo który): na lekkiej bańce ale z magicznym czakramem z Wawelu.

Przepraszamy, zamieszczanie komentarzy jest chwilowo niemożliwe.